Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
- Mistrz Gry• konto specjalne •
- Stanowisko : Mistrz Gry
First topic message reminder :
Sala Balowa
Pomieszczenie ogromnych rozmiarów, przestronne i wypełnione światłem. Ściany i podłogi wykładane są metalem który do złudzenia przypomina złoto. Z głównego wejścia schody prowadzą w głąb sali ku parkietowi. W środku znajduje się także niewielka fontanna. Drugie wejście prowadzi do biblioteki. Układ stołów i kanap, a także miejsca przeznaczonego dla artystów, jest stale zmieniany na potrzeby konkretnego wydarzenia. Przy pierwszej wizycie bardzo łatwo zgubić się we wnętrzu, mimo jego prostego układu. Zazwyczaj stacjonuje tu conajmniej tuzin strażników.
ekwipunek: obrączka (+5 do spostrzegawczości)
miejsce na sali: 7
rzut: nieudany (31,5)
miejsce na sali: 7
rzut: nieudany (31,5)
...
Ketterdam celebrował dzisiaj przepych własnego hedonizmu.
Os Alta nie była pod tym względem wcale lepsza, ale przynajmniej powietrze było czystsze.
Wysiadł z powozu już nieco spóźniony, opierając się na lasce o rzeźbionej głowni. Spieszył się wyraźnie, łopocząc na wietrze połami smoliście czarnej peleryny, którą zrzucił z ramion prosto w objęcia służby, gdy tylko przekroczył próg błyskając bielą i turkusem wysłanego mu zaproszenia.
Powitał go zapach potraw, oszałamiającej mieszaniny perfum i środka do pastowania podłóg. Nie czekał na nic, ani nikogo; przegapiwszy występ panny Sarantuyi jak również przemowę Hoedego, mógł śmiało uznać, że nikt nie czekał też na niego. Tylko przez chwilę zatrzymał się na szczycie schodów, spojrzeniem obejmując zebranych. Ile ukrytych talentów Ketterdam zmiażdżył i uczynił niewolnikami? Był tu dzisiaj, by się tego dowiedzieć.
— Herr Hoede, imponujący dom — rzekł na powitanie.
Dłoń ukryta pod materiałem rękawiczki zsunęła się po balustradzie. Szedł powoli, jakby ważąc każdy krok. Muzyka rozbrzmiewała już w najdalszych zakamarkach sali, niosąc się w powietrzu gęstym od śmiechu zakrapianego szampanem. Poprawił poły fraka i wciąż wspierając się na lasce, pobieżnym spojrzeniem obrzucił mozaikę przedstawiającą węża morskiego.
Znał tę historię, którą z taką egzaltacją szczycił się Gerjtlan.
Przeszedł obok Ezry i Taisyi. Oboje niewiele zmienili się od czasu, gdy widział ich po raz ostatni. Uśmiechnął się pod nosem na widok czerni w stroju Piekielnika. Prześlizgnął wzrokiem po ich dwójce, nim zostawił ich w tyle. Na spotkanie z nimi przyjdzie jeszcze czas. Nieco więcej uwagi poświęcił księciu Rasmusowi, którego powitał serdecznie.
— Wasza wysokość. Mam nadzieję, że ojciec pozostaje w dobrym zdrowiu — dodał i tylko święci wiedzieli, jak bardzo nieszczere były to słowa; twarz Elderta pozostała jednak wysoce profesjonalnie niewzruszona, a uprzejmy uśmiech nie sięgał oczu. Po wymianie kilku uprzejmości Kruize ruszył jednak dalej, w stronę zastawionych jedzeniem stołów, po drodze witając Klausa skinieniem głowy. Widok ogromu poczęstunku wzbudził idealnie ukryty za przeformowaną twarzą niesmak. Zbytek; wystarczył jeden rzut oka by pojąć, że połowa z tego wyląduje jeszcze dzisiaj w koszu.
— Herr Boreg — powitał radnego. — Wygląda pan znacznie lepiej, czy uzdrowiciel którego poleciłem dobrze służy? — Zapytał niezobowiązująco; wtedy jednak jego wzrok zatrzymał się na rozmawiającej z Boregiem Rozemarijn. — Wierzę, że nie miałem jeszcze okazji poznać. Eldert Kruize — przedstawił się kurtuazyjnie, naruszając przy tym dobre maniery; to Boreg powinien go przedstawić, choć po prawdzie miał teraz zajęte ręce.
Wyciągnął ku Rozemarijn dłoń, a gdy ta ją uścisnęła, wiedział już wszystko to, co wiedzieć powinien. Zmrużył oczy i przytrzymał jej rękę o chwilę zbyt długo. Dziwne uczucie pewności ogarnęło Beudeker; przez ułamek sekundy tego cielesnego kontaktu mogła poczuć się tak, jakby jej moc wróciła. Zaraz jednak wszystko wróciło do normy. Eldert splótł dłonie za plecami jak gdyby nigdy nic, wzrok przenosząc na dwóch mężczyzn i kobietę stojących nieopodal. Miał nadzieję, że Alexei odnajduje się w tym ketterdamskim bagnie. Ktokolwiek byłby do tego zdolny, był to właśnie Maksimov. Jak zwykle, nieopodal można było dostrzec jego siostrę, Alyę. Skierowanie jej tutaj wzbudzało najwięcej wątpliwości; choć nie można było jej odmówić talentu, nie słynęła z rozsądku.
Być może o to chodziło.
Towarzyszył im pracownik fjerdańskiej ambasady. Były Druskelle. Barbarzyńca.
Nie wierzył, że ludzie się zmieniają. Żył już na tym świecie zbyt długo by nabierać się na moc drugiej szansy.
— Herr Blomstedt, ambasada musi być niezwykle zapracowana, skoro swoją obecnością zaszczycił sam książę — rzucił uprzejmie, wzrok z Fjerdanina przenosząc na Alyę. Uśmiechnął się do niej, choć niczego nie powiedział. Częstując się ciastkiem z migdałami, ruszył dalej, skrzętnie imitując bycie zajętym, ignorując z powodzeniem wszystkich tych, którzy chcieli z nim rozmawiać.
— Herr Beudeker. Słyszałem, że z powodzeniem handluje pan opium z Shu Hanem. Planuje pan założenie jakichś plantacji maku w Kerchu? — Wyrósł obok Antoona jak z podziemi. Wyuczenie się najistotniejszych faktów o kupieckiej socjecie Ketterdamu nie zajęło mu zbyt wiele czasu, ale wypełniło głowę natłokiem informacji, które miał nadzieję, że szybko zapomni gdy okażą się już nieprzydatne.
docelowo stoję na 3. [ruletka]
Os Alta nie była pod tym względem wcale lepsza, ale przynajmniej powietrze było czystsze.
Wysiadł z powozu już nieco spóźniony, opierając się na lasce o rzeźbionej głowni. Spieszył się wyraźnie, łopocząc na wietrze połami smoliście czarnej peleryny, którą zrzucił z ramion prosto w objęcia służby, gdy tylko przekroczył próg błyskając bielą i turkusem wysłanego mu zaproszenia.
Powitał go zapach potraw, oszałamiającej mieszaniny perfum i środka do pastowania podłóg. Nie czekał na nic, ani nikogo; przegapiwszy występ panny Sarantuyi jak również przemowę Hoedego, mógł śmiało uznać, że nikt nie czekał też na niego. Tylko przez chwilę zatrzymał się na szczycie schodów, spojrzeniem obejmując zebranych. Ile ukrytych talentów Ketterdam zmiażdżył i uczynił niewolnikami? Był tu dzisiaj, by się tego dowiedzieć.
— Herr Hoede, imponujący dom — rzekł na powitanie.
Dłoń ukryta pod materiałem rękawiczki zsunęła się po balustradzie. Szedł powoli, jakby ważąc każdy krok. Muzyka rozbrzmiewała już w najdalszych zakamarkach sali, niosąc się w powietrzu gęstym od śmiechu zakrapianego szampanem. Poprawił poły fraka i wciąż wspierając się na lasce, pobieżnym spojrzeniem obrzucił mozaikę przedstawiającą węża morskiego.
Znał tę historię, którą z taką egzaltacją szczycił się Gerjtlan.
Przeszedł obok Ezry i Taisyi. Oboje niewiele zmienili się od czasu, gdy widział ich po raz ostatni. Uśmiechnął się pod nosem na widok czerni w stroju Piekielnika. Prześlizgnął wzrokiem po ich dwójce, nim zostawił ich w tyle. Na spotkanie z nimi przyjdzie jeszcze czas. Nieco więcej uwagi poświęcił księciu Rasmusowi, którego powitał serdecznie.
— Wasza wysokość. Mam nadzieję, że ojciec pozostaje w dobrym zdrowiu — dodał i tylko święci wiedzieli, jak bardzo nieszczere były to słowa; twarz Elderta pozostała jednak wysoce profesjonalnie niewzruszona, a uprzejmy uśmiech nie sięgał oczu. Po wymianie kilku uprzejmości Kruize ruszył jednak dalej, w stronę zastawionych jedzeniem stołów, po drodze witając Klausa skinieniem głowy. Widok ogromu poczęstunku wzbudził idealnie ukryty za przeformowaną twarzą niesmak. Zbytek; wystarczył jeden rzut oka by pojąć, że połowa z tego wyląduje jeszcze dzisiaj w koszu.
— Herr Boreg — powitał radnego. — Wygląda pan znacznie lepiej, czy uzdrowiciel którego poleciłem dobrze służy? — Zapytał niezobowiązująco; wtedy jednak jego wzrok zatrzymał się na rozmawiającej z Boregiem Rozemarijn. — Wierzę, że nie miałem jeszcze okazji poznać. Eldert Kruize — przedstawił się kurtuazyjnie, naruszając przy tym dobre maniery; to Boreg powinien go przedstawić, choć po prawdzie miał teraz zajęte ręce.
Wyciągnął ku Rozemarijn dłoń, a gdy ta ją uścisnęła, wiedział już wszystko to, co wiedzieć powinien. Zmrużył oczy i przytrzymał jej rękę o chwilę zbyt długo. Dziwne uczucie pewności ogarnęło Beudeker; przez ułamek sekundy tego cielesnego kontaktu mogła poczuć się tak, jakby jej moc wróciła. Zaraz jednak wszystko wróciło do normy. Eldert splótł dłonie za plecami jak gdyby nigdy nic, wzrok przenosząc na dwóch mężczyzn i kobietę stojących nieopodal. Miał nadzieję, że Alexei odnajduje się w tym ketterdamskim bagnie. Ktokolwiek byłby do tego zdolny, był to właśnie Maksimov. Jak zwykle, nieopodal można było dostrzec jego siostrę, Alyę. Skierowanie jej tutaj wzbudzało najwięcej wątpliwości; choć nie można było jej odmówić talentu, nie słynęła z rozsądku.
Być może o to chodziło.
Towarzyszył im pracownik fjerdańskiej ambasady. Były Druskelle. Barbarzyńca.
Nie wierzył, że ludzie się zmieniają. Żył już na tym świecie zbyt długo by nabierać się na moc drugiej szansy.
— Herr Blomstedt, ambasada musi być niezwykle zapracowana, skoro swoją obecnością zaszczycił sam książę — rzucił uprzejmie, wzrok z Fjerdanina przenosząc na Alyę. Uśmiechnął się do niej, choć niczego nie powiedział. Częstując się ciastkiem z migdałami, ruszył dalej, skrzętnie imitując bycie zajętym, ignorując z powodzeniem wszystkich tych, którzy chcieli z nim rozmawiać.
— Herr Beudeker. Słyszałem, że z powodzeniem handluje pan opium z Shu Hanem. Planuje pan założenie jakichś plantacji maku w Kerchu? — Wyrósł obok Antoona jak z podziemi. Wyuczenie się najistotniejszych faktów o kupieckiej socjecie Ketterdamu nie zajęło mu zbyt wiele czasu, ale wypełniło głowę natłokiem informacji, które miał nadzieję, że szybko zapomni gdy okażą się już nieprzydatne.
docelowo stoję na 3. [ruletka]
rzut na spostrzegawczość: 57 + 40/2 = 77
rzut na charyzmę: 66
Jej wzrok krążył po napływających do sali balowej gościach. Zmarszczyła lekko brwi, gdy jej spojrzenie padło na żonę radnego Yesugena. Pod pokaźną warstwą makijażu wciąż można było dostrzec ranę przecinającą jej odsłonięty obojczyk. Mimo woli mocniej zacisnęła palce na kieliszku, odstawiła go szybko na pobliski stolik bojąc się, że pod wpływem jej dotyku szkło rozbryźnie się za moment na małe kawałeczki. Doskonale znała to uczucie bezsilności, nierzadko chowała drobne sińce pod materiałem sukien o długich rękawach. Dotyk Isaaca rzadko bywał delikatny, często zaciskał dłonie na skórze wbijając w nie paznokcie na tyle mocno, że pozostawiał po sobie trudne do zamaskowania ślady. Chciała złapać wzrokiem jej spojrzenie, spojrzeć jej głęboko w oczy i niemo zadać pytanie, czy wszystko w porządku. Uparcie wciąż spoglądała jej w twarz, nawet gdy do jej uszu doszedł znajomy głos.
Obecność Woutera nie była zaskoczeniem, w końcu kto jak kto, ale dziedzic rodu był co najmniej zobowiązany do pojawienia się na tego rodzaju przyjęciu. W końcu zwróciła twarz w jego stronę, skinęła mu lekko głową i odwzajemniła uśmiech.
- Ciebie również miło widzieć, Wouterze - - odparła, podnosząc się z miejsca, aby ich spojrzenia znalazły się na jednym poziomie i mogła swobodnie spojrzeć mu w oczy. - Ależ oczywiście, Isaac nie odpuściłby sobie takiej okazji. Już jedną mam. -- W odpowiedzi wyciągnęła dłoń po stojący na stoliku kieliszek i dorzuciła żartobliwie: - Widzę, że chcesz zadbać o to, abym bawiła się jak najlepiej? Jeśli będę piła w takim tempie, to będziesz zmuszony, jak prawdziwy dżentelmen, bardzo szybko odprowadzić mnie do domu. Chyba, że słusznie zrzucisz ten obowiązek na mojego męża. Isaac by ci tego nie wybaczył - Chociaż nie miała szczególnie słabej głowy, wolała być ostrożna. Gdyby ograniczyła się jedynie do podjadania mikroskopijnych kanapek podsuwanych im pod nos przez kelnerów, bardzo szybko poczułaby charakterystyczne szumienie w głowie.
W sali zapadła cisza rozchodząc się po niej niczym fala, dochodząc w końcu także do części pomieszczenia, w której się znaleźli. Cheeno z ciekawością zwróciła się w stronę szczytu schodów. Nawet z daleka dostrzegła ostre rysy księcia Rasmusa, przeszedł ją mimowolny dreszcz, poczuła bijący od niego fjerdeński chłód. Wzdrygnęła się rejestrując podniecony kobiecy pomruk, który rozniósł się po sali. Z ulgą odwróciła wzrok w stronę sceny, na której po chwili pojawiła się znana jej z nazwiska flecistka. Jako aspirująca mecenas sztuki musiała orientować się, kto w danym momencie liczył się w artystycznym środowisku.
Wsłuchując się w wygrywany przez kobietę utwór mimowolnie zaczęła krążyć wzrokiem po wyższych partiach pomieszczenia, podziwiając malowidła i zdobiące je ornamenty. Właśnie wtedy zwróciła uwagę na dziwną szczelinę niknącą gdzieś po jednym z kandelabrów. Ponownie lekko zmarszczyła brwi, atmosfera tego miejsca powoli zaczynała wzbudzać w niej bliżej niesprecyzowany niepokój. Pod wpływem impulsu wplotła rękę pod ramię Woutera i delikatnie pociągnęła go za sobą, chcąc dokładniej przyjrzeć się tej rysie.
Te kilka kroków wystarczyło, aby znaleźć się zaraz obok ambasadora Ravki.
- Wspaniałe wykonanie, nieprawdaż panie ambasadorze? Miło mi ponownie pana spotkać - zagaiła, obdarzając go szerokim uśmiechem, gdy flecistka zakończyła swój występ. Cheeno miała nadzieję, że ambasador skojarzy jej twarz, w końcu zaledwie kilka tygodni temu gościł w pracowni skrzypiec Groeneveldtów gdzie miał okazję wysłuchać zorganizowanego specjalnie dla niego jej własnego występu. Wiedziona nagłym impulsem i wciąż odczuwanym lekkim zaniepokojeniem spowodowanym chłodem bijącym od księcia Rasmusa, zapytała: - Czy mi się tylko wydaje, czy wizyta księcia Rasmusa w Ketterdamie nie była zaplanowana z dużym wyprzedzeniem? Chyba wszyscy, nie tylko ci mniej zaangażowani w sprawy dyplomatyczne, byli zaskoczeni jego przybyciem? - Może powinna ugryźć się w język, zdać sobie sprawę, że nie przystało jej zadawać niektórych pytań i wściubiać nosa w sprawy, które niekoniecznie dotyczyły jej w sposób bezpośredni. Zdecydowała się jednak na moment o tym zapomnieć i zachować się jak dawna Cheeno: bezceremonialnie spróbować zaspokoić swoją ciekawość.[ruletka]
rzut na charyzmę: 66
Jej wzrok krążył po napływających do sali balowej gościach. Zmarszczyła lekko brwi, gdy jej spojrzenie padło na żonę radnego Yesugena. Pod pokaźną warstwą makijażu wciąż można było dostrzec ranę przecinającą jej odsłonięty obojczyk. Mimo woli mocniej zacisnęła palce na kieliszku, odstawiła go szybko na pobliski stolik bojąc się, że pod wpływem jej dotyku szkło rozbryźnie się za moment na małe kawałeczki. Doskonale znała to uczucie bezsilności, nierzadko chowała drobne sińce pod materiałem sukien o długich rękawach. Dotyk Isaaca rzadko bywał delikatny, często zaciskał dłonie na skórze wbijając w nie paznokcie na tyle mocno, że pozostawiał po sobie trudne do zamaskowania ślady. Chciała złapać wzrokiem jej spojrzenie, spojrzeć jej głęboko w oczy i niemo zadać pytanie, czy wszystko w porządku. Uparcie wciąż spoglądała jej w twarz, nawet gdy do jej uszu doszedł znajomy głos.
Obecność Woutera nie była zaskoczeniem, w końcu kto jak kto, ale dziedzic rodu był co najmniej zobowiązany do pojawienia się na tego rodzaju przyjęciu. W końcu zwróciła twarz w jego stronę, skinęła mu lekko głową i odwzajemniła uśmiech.
- Ciebie również miło widzieć, Wouterze - - odparła, podnosząc się z miejsca, aby ich spojrzenia znalazły się na jednym poziomie i mogła swobodnie spojrzeć mu w oczy. - Ależ oczywiście, Isaac nie odpuściłby sobie takiej okazji. Już jedną mam. -- W odpowiedzi wyciągnęła dłoń po stojący na stoliku kieliszek i dorzuciła żartobliwie: - Widzę, że chcesz zadbać o to, abym bawiła się jak najlepiej? Jeśli będę piła w takim tempie, to będziesz zmuszony, jak prawdziwy dżentelmen, bardzo szybko odprowadzić mnie do domu. Chyba, że słusznie zrzucisz ten obowiązek na mojego męża. Isaac by ci tego nie wybaczył - Chociaż nie miała szczególnie słabej głowy, wolała być ostrożna. Gdyby ograniczyła się jedynie do podjadania mikroskopijnych kanapek podsuwanych im pod nos przez kelnerów, bardzo szybko poczułaby charakterystyczne szumienie w głowie.
W sali zapadła cisza rozchodząc się po niej niczym fala, dochodząc w końcu także do części pomieszczenia, w której się znaleźli. Cheeno z ciekawością zwróciła się w stronę szczytu schodów. Nawet z daleka dostrzegła ostre rysy księcia Rasmusa, przeszedł ją mimowolny dreszcz, poczuła bijący od niego fjerdeński chłód. Wzdrygnęła się rejestrując podniecony kobiecy pomruk, który rozniósł się po sali. Z ulgą odwróciła wzrok w stronę sceny, na której po chwili pojawiła się znana jej z nazwiska flecistka. Jako aspirująca mecenas sztuki musiała orientować się, kto w danym momencie liczył się w artystycznym środowisku.
Wsłuchując się w wygrywany przez kobietę utwór mimowolnie zaczęła krążyć wzrokiem po wyższych partiach pomieszczenia, podziwiając malowidła i zdobiące je ornamenty. Właśnie wtedy zwróciła uwagę na dziwną szczelinę niknącą gdzieś po jednym z kandelabrów. Ponownie lekko zmarszczyła brwi, atmosfera tego miejsca powoli zaczynała wzbudzać w niej bliżej niesprecyzowany niepokój. Pod wpływem impulsu wplotła rękę pod ramię Woutera i delikatnie pociągnęła go za sobą, chcąc dokładniej przyjrzeć się tej rysie.
Te kilka kroków wystarczyło, aby znaleźć się zaraz obok ambasadora Ravki.
- Wspaniałe wykonanie, nieprawdaż panie ambasadorze? Miło mi ponownie pana spotkać - zagaiła, obdarzając go szerokim uśmiechem, gdy flecistka zakończyła swój występ. Cheeno miała nadzieję, że ambasador skojarzy jej twarz, w końcu zaledwie kilka tygodni temu gościł w pracowni skrzypiec Groeneveldtów gdzie miał okazję wysłuchać zorganizowanego specjalnie dla niego jej własnego występu. Wiedziona nagłym impulsem i wciąż odczuwanym lekkim zaniepokojeniem spowodowanym chłodem bijącym od księcia Rasmusa, zapytała: - Czy mi się tylko wydaje, czy wizyta księcia Rasmusa w Ketterdamie nie była zaplanowana z dużym wyprzedzeniem? Chyba wszyscy, nie tylko ci mniej zaangażowani w sprawy dyplomatyczne, byli zaskoczeni jego przybyciem? - Może powinna ugryźć się w język, zdać sobie sprawę, że nie przystało jej zadawać niektórych pytań i wściubiać nosa w sprawy, które niekoniecznie dotyczyły jej w sposób bezpośredni. Zdecydowała się jednak na moment o tym zapomnieć i zachować się jak dawna Cheeno: bezceremonialnie spróbować zaspokoić swoją ciekawość.[ruletka]
Rzut: 44 + 38/2 = 63
Ekwipunek: brosza w kształcie łba wilka (+5 do zrównoważenia) [niewidoczna, wpięta w wewnętrzną część marynarki]
Część sali: dalej 3 - stoły z jedzeniem
Analizując w dalszym ciągu składniki, jakie składały się na sałatkę z terytorium Shu-Han, Leif nie zwracał zbyt dużej uwagi na to, co się działo wokół niego. Gdyby nie to, że był z każdej strony otoczony ludźmi, którzy potrafili praktycznie każdy przedmiot, wartość czy człowieka przeliczyć na odpowiednią ilość sztuk złota, może nawet udałoby mu się trochę zrelaksować. Starając się zastosować do poleceń swojego pracodawcy, starał się skupić na tym, co robił, czyli jedzeniu. Przyłożył do tego tak dużą wagę, że nawet nie był świadomy, kto konkretnie kręci się zaledwie parę kroków od niego.
Oczywiście, ten stan rzeczy uległ całkiem konkretnej przemianie, gdy ta osóbka zdecydowała się zwrócić na siebie jego uwagę. Słysząc znajomy głos, przestał rozgrzebywać widelczykiem swoją porcję jedzenia i zwrócił się w kierunku griszy. Otaksował ją wzrokiem, a następnie zerknął w stronę strażników, którzy byli porozsiewani po całej sali. Czyżby ambasador Ravki próbował sprawić, aby jego obrońcy nauczyli się wtapiać w tłum? A może ona także dostała dzień wolny w ramach świetnego wykonywania swoich obowiązków.
— Dziękuję? — odparł sucho, nie bardzo wiedząc, jak zareagować na tę uwagę. Mimo wszystko znalazł w sobie na tyle duże pokłady taktu, aby ją również skomplementować.— Pani również się świetnie spisała na zebraniu. Ambasador musi być bardzo zadowolony ze swojej ochrony.
Przez krótką chwilę sądził, że Alya odwołała się do jego komentarza na temat sałatki, jednak stosunkowo szybko domyslił się, że piła do nieco innej kwestii. Zawodowej. Skrzywił się minimalnie. Do tej pory nie wiedział, czy spotkanie można było uznać za jednoznaczny sukces. Wprawdzie Rasmusowi udało się wywalczyć pewne udogodnienia, jednak zdecydowanie nie osiągnął wszystkiego, na czym mu zależało. Może tej nocy uda mu się omówić parę kwestii z przychylnymi mu politykami? Nie wspominając już o rozrastającej się Fałdzie Cienia i tajemniczych postaciach fruwających po nocach nad kamienicami Ketterdamu, pomyślał, a na samo wspomnienie o tych problemach, zrzedła mu nieco mina.
— Doświadczenie, czy jedynie domysły, panno Maksimov? — spytał, jednak odsunął talerzyk na bok. Jeśli najdzie go ochota na sesję degustacyjną, to po prosto sięgnie po drugą porcję.
Gdy już miał coś dodać, do ich dosyć kameralnego grona dołączył kolejny młody człowiek. Uśmiechnął się lekko, rozpoznając w nim chłopaka, którego podczas ostatniego zebrania uznał za bliską rodzinę Alyii. Może i nie byli w jego mniemaniu podobni do siebie jak dwie krople wody, jednak dalej można było dostrzec wiele wspólnych cel. Zwłaszcza z tak bliskiej odległości.
Nie chcąc się wtrącać, mężczyzna odwrócił się w stronę jednego ze służących, aby zdjąć z tacy jeden kieliszek nieznanego trunku. Po krótkiej inspekcji poznał, że miał do czynienia z czerwonym winem. Cóż, mogło być dużo gorzej. Mimo wszystko właśnie przez to, że zwrócił się do jednego z kelnerów, usłyszał strzępki rozmów dochodzących od strony stołu. Zmarszczył lekko brwi, słysząc o księciu Rasmusie i starał się wychwycić więcej szczegółów, aby dowiedzieć się więcej.
Akurat, kiedy miał się odwrócić w stronę plotkującej służby, odezwał się brat Alyii. Leif nie miał innego wyboru, jak tylko odwrócić się w jego stronę, pozwalając, aby na jego usta wykwitł uprzejmy uśmiech.
— Leif Blomstedt — przedstawił się, wyciągając rękę w stronę drugiego ravkańskiego strażnika. — Ambasada Fjerdy. Mieliśmy okazję się minąć podczas ostatniego zebrania naszych przełożonych.
Były Druskelle nie miał nawet szansy zareagować na słowa nieznajomego mężczyzny, gdy ten przeszedł obok nich. Otworzył usta zaskoczony i podążał za nim wzrokiem. Po chwili wziął spory łyk wina, zastanawiając się kim na Djela jest ten człowiek.
Ekwipunek: brosza w kształcie łba wilka (+5 do zrównoważenia) [niewidoczna, wpięta w wewnętrzną część marynarki]
Część sali: dalej 3 - stoły z jedzeniem
Analizując w dalszym ciągu składniki, jakie składały się na sałatkę z terytorium Shu-Han, Leif nie zwracał zbyt dużej uwagi na to, co się działo wokół niego. Gdyby nie to, że był z każdej strony otoczony ludźmi, którzy potrafili praktycznie każdy przedmiot, wartość czy człowieka przeliczyć na odpowiednią ilość sztuk złota, może nawet udałoby mu się trochę zrelaksować. Starając się zastosować do poleceń swojego pracodawcy, starał się skupić na tym, co robił, czyli jedzeniu. Przyłożył do tego tak dużą wagę, że nawet nie był świadomy, kto konkretnie kręci się zaledwie parę kroków od niego.
Oczywiście, ten stan rzeczy uległ całkiem konkretnej przemianie, gdy ta osóbka zdecydowała się zwrócić na siebie jego uwagę. Słysząc znajomy głos, przestał rozgrzebywać widelczykiem swoją porcję jedzenia i zwrócił się w kierunku griszy. Otaksował ją wzrokiem, a następnie zerknął w stronę strażników, którzy byli porozsiewani po całej sali. Czyżby ambasador Ravki próbował sprawić, aby jego obrońcy nauczyli się wtapiać w tłum? A może ona także dostała dzień wolny w ramach świetnego wykonywania swoich obowiązków.
— Dziękuję? — odparł sucho, nie bardzo wiedząc, jak zareagować na tę uwagę. Mimo wszystko znalazł w sobie na tyle duże pokłady taktu, aby ją również skomplementować.— Pani również się świetnie spisała na zebraniu. Ambasador musi być bardzo zadowolony ze swojej ochrony.
Przez krótką chwilę sądził, że Alya odwołała się do jego komentarza na temat sałatki, jednak stosunkowo szybko domyslił się, że piła do nieco innej kwestii. Zawodowej. Skrzywił się minimalnie. Do tej pory nie wiedział, czy spotkanie można było uznać za jednoznaczny sukces. Wprawdzie Rasmusowi udało się wywalczyć pewne udogodnienia, jednak zdecydowanie nie osiągnął wszystkiego, na czym mu zależało. Może tej nocy uda mu się omówić parę kwestii z przychylnymi mu politykami? Nie wspominając już o rozrastającej się Fałdzie Cienia i tajemniczych postaciach fruwających po nocach nad kamienicami Ketterdamu, pomyślał, a na samo wspomnienie o tych problemach, zrzedła mu nieco mina.
— Doświadczenie, czy jedynie domysły, panno Maksimov? — spytał, jednak odsunął talerzyk na bok. Jeśli najdzie go ochota na sesję degustacyjną, to po prosto sięgnie po drugą porcję.
Gdy już miał coś dodać, do ich dosyć kameralnego grona dołączył kolejny młody człowiek. Uśmiechnął się lekko, rozpoznając w nim chłopaka, którego podczas ostatniego zebrania uznał za bliską rodzinę Alyii. Może i nie byli w jego mniemaniu podobni do siebie jak dwie krople wody, jednak dalej można było dostrzec wiele wspólnych cel. Zwłaszcza z tak bliskiej odległości.
Nie chcąc się wtrącać, mężczyzna odwrócił się w stronę jednego ze służących, aby zdjąć z tacy jeden kieliszek nieznanego trunku. Po krótkiej inspekcji poznał, że miał do czynienia z czerwonym winem. Cóż, mogło być dużo gorzej. Mimo wszystko właśnie przez to, że zwrócił się do jednego z kelnerów, usłyszał strzępki rozmów dochodzących od strony stołu. Zmarszczył lekko brwi, słysząc o księciu Rasmusie i starał się wychwycić więcej szczegółów, aby dowiedzieć się więcej.
Akurat, kiedy miał się odwrócić w stronę plotkującej służby, odezwał się brat Alyii. Leif nie miał innego wyboru, jak tylko odwrócić się w jego stronę, pozwalając, aby na jego usta wykwitł uprzejmy uśmiech.
— Leif Blomstedt — przedstawił się, wyciągając rękę w stronę drugiego ravkańskiego strażnika. — Ambasada Fjerdy. Mieliśmy okazję się minąć podczas ostatniego zebrania naszych przełożonych.
Były Druskelle nie miał nawet szansy zareagować na słowa nieznajomego mężczyzny, gdy ten przeszedł obok nich. Otworzył usta zaskoczony i podążał za nim wzrokiem. Po chwili wziął spory łyk wina, zastanawiając się kim na Djela jest ten człowiek.
Rzut: 80
Wszystko robiło się coraz bardziej zagmatwane. Zaczęło się niewinnie. Niby zwykły bal, jakich w Ketterdam nie było przecież mało. Jedna z najlepszej formy zabawy dla obrzydliwie bogatych. Tym razem było jednak inaczej i za pewne każda osoba na sali mogła to zauważyć. Wszyscy zebrani wyglądali na bardzo podekscytowanych, ale także zestresowanych. Może to przez służbę, która chyba nie nadążała ze swoimi obowiązkami, albo za zdecydowanie wzmożoną ilość strażników. Oczywiście ochrona była ważna, jednak po co im te cholerne maski? Wyglądali upiornie i jedyne co robiły to wzbudzały w innych niepokój.
I wtedy wszystko się zaczęło. Książę, radny Hoede i cała reszta wesołej gromadki zaszczyciła ich swoją obecnością. Występ flecistki był piękny, utalentowana kobieta potrafiła umilić czas. Szkoda tylko, że większość staruchów szczelnie ją ignorowało, jak gdyby była jedynie dodatkiem w tle. Widocznie myśleli tak o wszystkich atrakcjach tego wieczoru. Alya wysłuchała występu wyraźnie zachwycona. Piękna melodia.
Alya nie powstrzymała się przed zagadnięciem Leifa, chociaż bardzo ze sobą walczyła. Skoro stał już tak blisko nie mogła odmówić sobie jakiegoś komentarza. Zignorowała jego sztuczne dziękuję i uwagę o tym, że ambasador musiał być dumny. Chyba nic ani nikt nie był w stanie zepsuć jej teraz humoru, chociaż Leif jak ostatnim razem zbliżał się do tego niebezpiecznie blisko. Jeśli ambasador lubił mieć w swojej ochronie śmierdzące na kilometr nadąsane i wściekle baby, to na pewno był zadowolony z Alyi na spotkaniu. Na pewno.
Co do jego pytania na temat sałatki? Wzruszyła jedynie ramionami.
- Będzie Pan się musiał przekonać sam - dodała chichocząc trochę złowrogo. O dziwo mężczyzna jej posłuchał i nie zjadł tego co sobie nałożył. Myślała, że wręcz przeciwnie zje wszystko i wnętrze jego ust po prostu spłonie od nadmiaru ostrych przypraw. Alya również odłożyła swój pusty talerz, z którego zdążyła już zjeść całe dwie porcje ciasta. No co? Smakowało jej. Dołączył do niej Alexei, na którego spojrzenie przewróciła jedynie oczami. Musiał zawsze ją pilnować, biedak. Walczył między zajmowaniem się ambasadorem a siostrą.
- Znakomicie - odpowiedziała nie kryjąc sarkazmu jednak posłała bratu lekki uśmiech. Nie żałowała, lubiła wyprowadzać Leifa z równowagi. Chociaż widocznie zaczynał się przyzwyczajać do jej zaczepek. Coraz lepiej je znosił.
Nieznajomy zbliżył się do nich i Alya zwróciła na niego swoją uwagę dopiero w ostatniej chwili. Rozmowa Leifa i Alexeia była wystarczająco stresująca i absorbująca. Grisza wspominała Alexeiowi przy ich ostatnim spotkaniu o tym, że Blomstedt odwiedził ravkańską ambasadę, jednak oszczędziła mu większości szczegółów, widocznie brat go nie poznał. A może specjalnie udawał, żeby skłonić mężczyznę do jakiś wyjaśnień? Nie zdążyła się nad tym zbytnio zastanowić, bo nieznajomy bez oporów przerwał im rozmowę. Zwrócił się bezpośrednio do Leifa, może się znali? Potem jego spojrzenie przeniosło się na Alyię. Dziewczyna zamrugała trzy razy pod rząd ewidentnie w szoku. Bezwiednie odwzajemniła uśmiech nie kryjąc zdziwienia. Czemu ktoś taki miałby na nią w ogóle zwrócić uwagę? Przyzwyczaiła się do bycia niewidoczną. Jeśli ktoś chciał o czym porozmawiać zazwyczaj podbijał do Alexeia starając się ją ominąć. Ze skwaszoną miną wyglądała jak czyste kłopoty. W czerwonej kefcie była dla większości niezauważalna niczym ozdoba wnętrz pokoju ambasadora.
Tym razem nie miała na sobie kefty, tylko czarną długą suknię. I wyglądała na całkiem zadowoloną. Jej brat zapominał, że oprócz bycia griszą i żołnierzem, była zwyczajnie młodą kobietą. Taką samą jak inne chichoczące dziewczyny zebrane na tej sali. Upięła włosy najlepiej jak potrafiła, musnęła usta ciemnym kolorem i ubrała najładniejszą sukienkę jaką miała. Stojąc między bratem a byłym Druskelle zrobiło jej się słabo od nadmiaru testosteronu w powietrzu.
- Panowie wybaczą - rzuciła do Alexeia i Leifa chwytając za sukienkę i unosząc ją delikatnie do góry, żeby było jej łatwiej się poruszać. Bez większego pożegnania zostawiła dwójkę. Po drodze odwróciła się na sekundę, żeby posłać bratu przepraszający uśmiech,
Przechodząc na środek sali spojrzała na Rasmusa. Miał taką samą minę jak ostatnio. Jak gdyby cierpiał, że musiał tutaj być. Był daleko od domu i pewnie nie chciał spędzać ani chwili dłużej w tym śmierdzącym mieście. O dziwo doskonale go rozumiała, nawet jeśli by się do tego nie przyznała. Jeśli książę ją dostrzegł, spojrzała na niego przelotnie, posyłające mu zalotny uśmiech. Taki sam jak inne panienki gwożdżące się w pobliżu. Miała nadzieję, że jej nie pozna. Wyglądała inaczej niż podczas oficjalnego spotkania, nawet Leif jej nie zauważył na samym początku. Reszta młodych dam miała na sobie fikuśne, kolorowe sukienki z drogich materiałów. Jej sukienka musiała wyglądać kiepsko jeśli je porównać. Była czarna i prosta. Bez przesadnych zdobień czy urozmaiceń. Nie licząc odrobinę za bardzo odkrytych pleców. Coś na granicy przyzwoitości. Alya chciała się nie wyróżniać, dlatego między innymi wybrała ciemną sukienkę. Widocznie bardzo się pomyliła i wyszło inaczej. Była czarna i niebezpieczna w stadzie kolorowych muszek. Uśmiech nieznajomego dodał jej pewności siebie i otuchy. Może rzeczywiście prezentowała sobą coś więcej niż bycie cieniem swojego brata?
Jeśli Rasmus w jakikolwiek sposób odwzajemnił jej próbę nawiązania kontaktu odważyła się do niego podejść. Była to jedyna opcja, żeby go jakoś zagadać, inaczej nie wypadało, a Alya nie chciała robić sceny na środku sali. Zwłaszcza, że miał niezłą obstawę. Jeśli otrzymała zielone światło podeszła do księcia kłaniając się delikatnie. Był przystojny i arogancki. Dokładnie w jej typie, gdyby oczywiście nie był wrogiem nr jeden całego jej kraju. Wiedziała, że igrała z ogniem. Ale gdzie najlepiej się czegoś dowiedzieć jak nie z samego źródła?
- Wasza wysokość - zagadnęła siląc się na lekki uśmiech. - Jak się Księciu podobał występ? - Zapytała doskonale znając odpowiedź. Bardziej znudzonej miny nie widziała u nikogo innego. Specjalnie się nie przedstawiła. Otoczka tajemniczości często mogła zdziałać cuda.
Jeśli ją zignorował zadowoliła się grupką młodych panienek wpatrujących się w niego jak w obrazek. Kto bardziej jak nie one znał najnowsze plotki? Zagadnęła jedną czy dwie na temat celu wizyty księcia w Ketterdam.
Przechodzę z 3 na 6
Wszystko robiło się coraz bardziej zagmatwane. Zaczęło się niewinnie. Niby zwykły bal, jakich w Ketterdam nie było przecież mało. Jedna z najlepszej formy zabawy dla obrzydliwie bogatych. Tym razem było jednak inaczej i za pewne każda osoba na sali mogła to zauważyć. Wszyscy zebrani wyglądali na bardzo podekscytowanych, ale także zestresowanych. Może to przez służbę, która chyba nie nadążała ze swoimi obowiązkami, albo za zdecydowanie wzmożoną ilość strażników. Oczywiście ochrona była ważna, jednak po co im te cholerne maski? Wyglądali upiornie i jedyne co robiły to wzbudzały w innych niepokój.
I wtedy wszystko się zaczęło. Książę, radny Hoede i cała reszta wesołej gromadki zaszczyciła ich swoją obecnością. Występ flecistki był piękny, utalentowana kobieta potrafiła umilić czas. Szkoda tylko, że większość staruchów szczelnie ją ignorowało, jak gdyby była jedynie dodatkiem w tle. Widocznie myśleli tak o wszystkich atrakcjach tego wieczoru. Alya wysłuchała występu wyraźnie zachwycona. Piękna melodia.
Alya nie powstrzymała się przed zagadnięciem Leifa, chociaż bardzo ze sobą walczyła. Skoro stał już tak blisko nie mogła odmówić sobie jakiegoś komentarza. Zignorowała jego sztuczne dziękuję i uwagę o tym, że ambasador musiał być dumny. Chyba nic ani nikt nie był w stanie zepsuć jej teraz humoru, chociaż Leif jak ostatnim razem zbliżał się do tego niebezpiecznie blisko. Jeśli ambasador lubił mieć w swojej ochronie śmierdzące na kilometr nadąsane i wściekle baby, to na pewno był zadowolony z Alyi na spotkaniu. Na pewno.
Co do jego pytania na temat sałatki? Wzruszyła jedynie ramionami.
- Będzie Pan się musiał przekonać sam - dodała chichocząc trochę złowrogo. O dziwo mężczyzna jej posłuchał i nie zjadł tego co sobie nałożył. Myślała, że wręcz przeciwnie zje wszystko i wnętrze jego ust po prostu spłonie od nadmiaru ostrych przypraw. Alya również odłożyła swój pusty talerz, z którego zdążyła już zjeść całe dwie porcje ciasta. No co? Smakowało jej. Dołączył do niej Alexei, na którego spojrzenie przewróciła jedynie oczami. Musiał zawsze ją pilnować, biedak. Walczył między zajmowaniem się ambasadorem a siostrą.
- Znakomicie - odpowiedziała nie kryjąc sarkazmu jednak posłała bratu lekki uśmiech. Nie żałowała, lubiła wyprowadzać Leifa z równowagi. Chociaż widocznie zaczynał się przyzwyczajać do jej zaczepek. Coraz lepiej je znosił.
Nieznajomy zbliżył się do nich i Alya zwróciła na niego swoją uwagę dopiero w ostatniej chwili. Rozmowa Leifa i Alexeia była wystarczająco stresująca i absorbująca. Grisza wspominała Alexeiowi przy ich ostatnim spotkaniu o tym, że Blomstedt odwiedził ravkańską ambasadę, jednak oszczędziła mu większości szczegółów, widocznie brat go nie poznał. A może specjalnie udawał, żeby skłonić mężczyznę do jakiś wyjaśnień? Nie zdążyła się nad tym zbytnio zastanowić, bo nieznajomy bez oporów przerwał im rozmowę. Zwrócił się bezpośrednio do Leifa, może się znali? Potem jego spojrzenie przeniosło się na Alyię. Dziewczyna zamrugała trzy razy pod rząd ewidentnie w szoku. Bezwiednie odwzajemniła uśmiech nie kryjąc zdziwienia. Czemu ktoś taki miałby na nią w ogóle zwrócić uwagę? Przyzwyczaiła się do bycia niewidoczną. Jeśli ktoś chciał o czym porozmawiać zazwyczaj podbijał do Alexeia starając się ją ominąć. Ze skwaszoną miną wyglądała jak czyste kłopoty. W czerwonej kefcie była dla większości niezauważalna niczym ozdoba wnętrz pokoju ambasadora.
Tym razem nie miała na sobie kefty, tylko czarną długą suknię. I wyglądała na całkiem zadowoloną. Jej brat zapominał, że oprócz bycia griszą i żołnierzem, była zwyczajnie młodą kobietą. Taką samą jak inne chichoczące dziewczyny zebrane na tej sali. Upięła włosy najlepiej jak potrafiła, musnęła usta ciemnym kolorem i ubrała najładniejszą sukienkę jaką miała. Stojąc między bratem a byłym Druskelle zrobiło jej się słabo od nadmiaru testosteronu w powietrzu.
- Panowie wybaczą - rzuciła do Alexeia i Leifa chwytając za sukienkę i unosząc ją delikatnie do góry, żeby było jej łatwiej się poruszać. Bez większego pożegnania zostawiła dwójkę. Po drodze odwróciła się na sekundę, żeby posłać bratu przepraszający uśmiech,
Przechodząc na środek sali spojrzała na Rasmusa. Miał taką samą minę jak ostatnio. Jak gdyby cierpiał, że musiał tutaj być. Był daleko od domu i pewnie nie chciał spędzać ani chwili dłużej w tym śmierdzącym mieście. O dziwo doskonale go rozumiała, nawet jeśli by się do tego nie przyznała. Jeśli książę ją dostrzegł, spojrzała na niego przelotnie, posyłające mu zalotny uśmiech. Taki sam jak inne panienki gwożdżące się w pobliżu. Miała nadzieję, że jej nie pozna. Wyglądała inaczej niż podczas oficjalnego spotkania, nawet Leif jej nie zauważył na samym początku. Reszta młodych dam miała na sobie fikuśne, kolorowe sukienki z drogich materiałów. Jej sukienka musiała wyglądać kiepsko jeśli je porównać. Była czarna i prosta. Bez przesadnych zdobień czy urozmaiceń. Nie licząc odrobinę za bardzo odkrytych pleców. Coś na granicy przyzwoitości. Alya chciała się nie wyróżniać, dlatego między innymi wybrała ciemną sukienkę. Widocznie bardzo się pomyliła i wyszło inaczej. Była czarna i niebezpieczna w stadzie kolorowych muszek. Uśmiech nieznajomego dodał jej pewności siebie i otuchy. Może rzeczywiście prezentowała sobą coś więcej niż bycie cieniem swojego brata?
Jeśli Rasmus w jakikolwiek sposób odwzajemnił jej próbę nawiązania kontaktu odważyła się do niego podejść. Była to jedyna opcja, żeby go jakoś zagadać, inaczej nie wypadało, a Alya nie chciała robić sceny na środku sali. Zwłaszcza, że miał niezłą obstawę. Jeśli otrzymała zielone światło podeszła do księcia kłaniając się delikatnie. Był przystojny i arogancki. Dokładnie w jej typie, gdyby oczywiście nie był wrogiem nr jeden całego jej kraju. Wiedziała, że igrała z ogniem. Ale gdzie najlepiej się czegoś dowiedzieć jak nie z samego źródła?
- Wasza wysokość - zagadnęła siląc się na lekki uśmiech. - Jak się Księciu podobał występ? - Zapytała doskonale znając odpowiedź. Bardziej znudzonej miny nie widziała u nikogo innego. Specjalnie się nie przedstawiła. Otoczka tajemniczości często mogła zdziałać cuda.
Jeśli ją zignorował zadowoliła się grupką młodych panienek wpatrujących się w niego jak w obrazek. Kto bardziej jak nie one znał najnowsze plotki? Zagadnęła jedną czy dwie na temat celu wizyty księcia w Ketterdam.
Przechodzę z 3 na 6
Rzut na spostrzegawczość: 14+40/2 - niepowodzenie
Rzut na ploteczki (charyzma): 9 - niepowodzenie
Początkowe zadowolenie z faktu, iż jednak podawali tu niewpływające na świadomość i zdolności poznawcze napoje, bardzo szybko przerodziło się w zaskoczenie. Popchnięcie. Niby nie mocne, ale tyle wystarczyło, żeby odruchowo wpaść w swego rodzaju popłoch i wręcz desperacko uratować zawartość trzymanego naczynia.
Z miernym skutkiem.
- Najmocniej przepraszam za kłopot, naprawdę nie chciałam. – wyrzekła przepraszającym tonem pod adresem służącej; może i była właśnie tylko nią – służką – co nie oznaczało, iż powinna zadrzeć nosa bardzo, bardzo wysoko i może jeszcze do tego tupnąć nóżką. Z fochem większym niż sala balowa, w której się wszyscy zgromadzili.
Nie omieszkała, oczywiście, obrzucić spojrzeniem sprawczyni całego zamieszania. Szybko wyszło na jaw, iż jako tylko uzdrowicielka nie dorastała do pięt winowajczyni, więc właściwie lepiej było sobie odpuścić nawet najbardziej zawoalowane przygany – zdecydowanie nie chciała przyprawić ambasadora o ciężki ból głowy.
Który, zapewne, potem będzie musiała leczyć.
Przymrużyła nieznacznie oczy, dostrzegając pewne, dość niepokojące szczegóły. Rana nad obojczykiem; niby zamaskowana, ale nie na tyle, żeby umknąć przed czujnym spojrzeniem. Samo zachowanie żony dawało też sporo do myślenia. Obawiała się męża? Czyżby przebywanie w tak jego bliskim towarzystwie stanowiło bardzo, bardzo przykry obowiązek powiązany z pokazywaniem światu pewnej fasady? Albo, może jednak, chodziło o coś innego? Tylko o co?
Och, gdyby tylko wypadało zagadnąć nieznajomą bądź co bądź kobietę i pociągnąć ją za język… Tyle że nie były przyjaciółkami; wątpiła mocno, by Yesugenowa zechciała się zwierzyć pierwszej lepszej osobie.
- Przepraszam... – zatrzymała na chwilę służkę, odebrawszy następną szklankę soku. Wskazała możliwie jak najdyskretniejszym gestem głowy kobietę, na której aktualnie skupiała się uwaga Zorii – To żona radnego Yesugena? Zawsze jest taka… niespokojna? – och, chyba była o wiele lepsza w wygarnianiu prosto w twarz pacjentom, co i jak niż w subtelnościach i próbach dyplomatycznego wyciągnięcia informacji...
Rzut na ploteczki (charyzma): 9 - niepowodzenie
Początkowe zadowolenie z faktu, iż jednak podawali tu niewpływające na świadomość i zdolności poznawcze napoje, bardzo szybko przerodziło się w zaskoczenie. Popchnięcie. Niby nie mocne, ale tyle wystarczyło, żeby odruchowo wpaść w swego rodzaju popłoch i wręcz desperacko uratować zawartość trzymanego naczynia.
Z miernym skutkiem.
- Najmocniej przepraszam za kłopot, naprawdę nie chciałam. – wyrzekła przepraszającym tonem pod adresem służącej; może i była właśnie tylko nią – służką – co nie oznaczało, iż powinna zadrzeć nosa bardzo, bardzo wysoko i może jeszcze do tego tupnąć nóżką. Z fochem większym niż sala balowa, w której się wszyscy zgromadzili.
Nie omieszkała, oczywiście, obrzucić spojrzeniem sprawczyni całego zamieszania. Szybko wyszło na jaw, iż jako tylko uzdrowicielka nie dorastała do pięt winowajczyni, więc właściwie lepiej było sobie odpuścić nawet najbardziej zawoalowane przygany – zdecydowanie nie chciała przyprawić ambasadora o ciężki ból głowy.
Który, zapewne, potem będzie musiała leczyć.
Przymrużyła nieznacznie oczy, dostrzegając pewne, dość niepokojące szczegóły. Rana nad obojczykiem; niby zamaskowana, ale nie na tyle, żeby umknąć przed czujnym spojrzeniem. Samo zachowanie żony dawało też sporo do myślenia. Obawiała się męża? Czyżby przebywanie w tak jego bliskim towarzystwie stanowiło bardzo, bardzo przykry obowiązek powiązany z pokazywaniem światu pewnej fasady? Albo, może jednak, chodziło o coś innego? Tylko o co?
Och, gdyby tylko wypadało zagadnąć nieznajomą bądź co bądź kobietę i pociągnąć ją za język… Tyle że nie były przyjaciółkami; wątpiła mocno, by Yesugenowa zechciała się zwierzyć pierwszej lepszej osobie.
- Przepraszam... – zatrzymała na chwilę służkę, odebrawszy następną szklankę soku. Wskazała możliwie jak najdyskretniejszym gestem głowy kobietę, na której aktualnie skupiała się uwaga Zorii – To żona radnego Yesugena? Zawsze jest taka… niespokojna? – och, chyba była o wiele lepsza w wygarnianiu prosto w twarz pacjentom, co i jak niż w subtelnościach i próbach dyplomatycznego wyciągnięcia informacji...
Charyzma: 52
- Herr Leif Blomstedt - przytaknął i uścisnął wyciągniętą dłoń mężczyzny. Grisza ściskający dłoń Fjerdanina i byłego Druskelle. Takie rzeczy mogły zdarzyć się chyba tylko w Ketterdamie. Gdzieś indziej nie byłoby miejsca na towarzyskie uprzejmości. Dopóki trwała wojna. Dopóki Ravka i Fjerda okazywały sobie wrogość. Świat był jednak bardziej skomplikowanym miejscem niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Jednego dnia walczyło się z wrogiem, drugiego kulturalnie rozmawiało i wymieniało grzecznymi gestami. Ambasada była doskonałym przykładem tego jak to wszystko działało. Człowiek mógł sobie z tym poradzić o ile był w stanie przystosować się do zmieniających się reguł.
Odpowiedział Leifowi własnym, może nie za szerokim, ale za to szczerym uśmiechem. Jeśli nauczył się czegoś pożytecznego służąc w Drugiej Armii to tym czymś była zdolność przystosowywania się do nowych sytuacji. Znajdowali się na sali balowej, a nie w samym środku jakieś bitwy. Tak dla odmiany mogli spróbować normalnie porozmawiać. Bez uprzedzeń i wrogości. Poudawać, że nie należą do dwóch zwaśnionych nacji.
Blomstedt, tak? Gdzieś już słyszał to nazwisko. Pewne elementy układanki zaczęły do siebie pasować. Alya opowiadała mu asystencie ambasadora Fjerdy. Podczas zdawania mu relacji ze spotkania bardziej skupiała się na swoich emocjach niż konkretnym opisie wyglądu Fjerdanina. Powiedziała, że nazywał się Leif Blomstedt. Tym nazwiskiem zwrócił się do niego także fjerdanski następca tronu w trakcie dyplomatycznego spotkania, jednak Alexei miał wówczas co innego na głowie i nie poświęcił temu większej uwagi. Bardziej niż czyjeś nazwisko zajmowała go urażona duma ambasadora, uzbrojona książęca obstawa, obecność Nastyi.
A więc… to był ten, jak to określiła go Alya „Typowy Fjerdanin”.
- Rzeczywiście, minęliśmy się podczas zorganizowanego w ratuszu spotkania. Nie było okazji wtedy porozmawiać, za to Alya wspomniała, że odwiedził pan wcześniej naszą ambasadę – zamilkł nie rozwijając dalej tematu ani nie wyjaśniając Leifowi, co naopowiadała mu o nim Alya – Bardzo mi miło, herr Blomstedt. Nazywam się Alexei Maksimov. Podobnie jak siostra pracuję dla ambasadora Ravki.
Pojawienie się przy stołach nieznajomego mężczyzny[ na chwilę przerwało im pogawędkę. Wyglądało na to, że przybysz znał skądś Blomstedta, aczkolwiek ten nie odpowiedział na jego pozdrowienie. Nie wiedzieć czemu nieznajomy uśmiechnął się do Alyi. Alexei z namysłem zmarszczył brwi i zlustrował go wzrokiem. Kto to mógł być? Ktoś z tutejszych ketterdamskich elit? Kimkolwiek był najwyraźniej znalazł sobie rozmówcę przy którym zatrzymał się na dłużej.
Żeby było jeszcze dziwniej, Alya wycofała się i uciekła gdzieś w głąb sali. Pozostawiając go samego w towarzystwie asystenta ambasadora. To już w ogóle przestało się mu podobać. Co ją napadło? Może źle się poczuła? Zastanawiał się czy nie pójść za nią i nie zapytać, co się z nią dzisiaj dzieje.
- Proszę wybaczyć mojej siostrze. Mam nadzieję, że nie sprawiła panu jakiegoś większego kłopotu – zwrócił się do Leifa. Postarał się przybrać minę człowieka, któremu faktycznie było przykro z powodu zachowania Alyi. Tak naprawdę był trochę poirytowany, ale postanowił, że później natrze siostrze uszu. O ile do "owego później" nie przejdzie mu na nią cała złość. O czym to porozmawiać z niedawno poznanym na uroczystym bankiecie asystentem ambasadora? Skierował spojrzenie na stół na którym stało kilka shuhańskich potrawy. Jedzenie wydawało się bezpiecznym tematem. Nie znał się na tej kuchni, aczkolwiek wydawało się mu, że rozpoznaje jedno z dań.
- Czy to nie shuhańskie pierogi? Są całkiem popularne w tutejszej shuhańskiej dzielnicy - wskazał Leifowi naczynie wypełnione pierożkami - Słyszałem, że cały sekret polega na odpowiednim doborze nadzienia z mięsa, warzyw i przypraw. Niewłaściwie ich zmieszanie zepsuje cały smak. Zgodzi się pan ze mną, herr Boreg? – jakby na poparcie swoich słów łagodnie zwrócił do radnego – Te pierogi są smaczne, ale łatwo je zepsuć niewłaściwym doborem składników. Zupełnie jak muzykę. Nie chciałbym być niegrzeczny, ale zna pan może pannę Sarantuyi Kir-Erdenetungalag? Należą się jej podziękowania za znakomitą grę na flecie.
Uśmiechnął się przepraszająco do Rozemarjn za wtrącenie się w jej rozmowę z kupcem.
Zerknął na Leifa.
Prawda? mówiło jego spojrzenie Prawda, że była znakomita?
Ciekawe czy mieszkańcy Fjerdy potrafili docenić piękno subtelnej muzyki. Czy może wszyscy byli nią jednakowo niezainteresowani, jak Rasmus. Nie żeby był to jakiś szalenie nurtujący go problem, ale czasami warto było dowiedzieć się czegoś nowego o przedstawicielach innego narodu.
- Herr Leif Blomstedt - przytaknął i uścisnął wyciągniętą dłoń mężczyzny. Grisza ściskający dłoń Fjerdanina i byłego Druskelle. Takie rzeczy mogły zdarzyć się chyba tylko w Ketterdamie. Gdzieś indziej nie byłoby miejsca na towarzyskie uprzejmości. Dopóki trwała wojna. Dopóki Ravka i Fjerda okazywały sobie wrogość. Świat był jednak bardziej skomplikowanym miejscem niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Jednego dnia walczyło się z wrogiem, drugiego kulturalnie rozmawiało i wymieniało grzecznymi gestami. Ambasada była doskonałym przykładem tego jak to wszystko działało. Człowiek mógł sobie z tym poradzić o ile był w stanie przystosować się do zmieniających się reguł.
Odpowiedział Leifowi własnym, może nie za szerokim, ale za to szczerym uśmiechem. Jeśli nauczył się czegoś pożytecznego służąc w Drugiej Armii to tym czymś była zdolność przystosowywania się do nowych sytuacji. Znajdowali się na sali balowej, a nie w samym środku jakieś bitwy. Tak dla odmiany mogli spróbować normalnie porozmawiać. Bez uprzedzeń i wrogości. Poudawać, że nie należą do dwóch zwaśnionych nacji.
Blomstedt, tak? Gdzieś już słyszał to nazwisko. Pewne elementy układanki zaczęły do siebie pasować. Alya opowiadała mu asystencie ambasadora Fjerdy. Podczas zdawania mu relacji ze spotkania bardziej skupiała się na swoich emocjach niż konkretnym opisie wyglądu Fjerdanina. Powiedziała, że nazywał się Leif Blomstedt. Tym nazwiskiem zwrócił się do niego także fjerdanski następca tronu w trakcie dyplomatycznego spotkania, jednak Alexei miał wówczas co innego na głowie i nie poświęcił temu większej uwagi. Bardziej niż czyjeś nazwisko zajmowała go urażona duma ambasadora, uzbrojona książęca obstawa, obecność Nastyi.
A więc… to był ten, jak to określiła go Alya „Typowy Fjerdanin”.
- Rzeczywiście, minęliśmy się podczas zorganizowanego w ratuszu spotkania. Nie było okazji wtedy porozmawiać, za to Alya wspomniała, że odwiedził pan wcześniej naszą ambasadę – zamilkł nie rozwijając dalej tematu ani nie wyjaśniając Leifowi, co naopowiadała mu o nim Alya – Bardzo mi miło, herr Blomstedt. Nazywam się Alexei Maksimov. Podobnie jak siostra pracuję dla ambasadora Ravki.
Pojawienie się przy stołach nieznajomego mężczyzny[ na chwilę przerwało im pogawędkę. Wyglądało na to, że przybysz znał skądś Blomstedta, aczkolwiek ten nie odpowiedział na jego pozdrowienie. Nie wiedzieć czemu nieznajomy uśmiechnął się do Alyi. Alexei z namysłem zmarszczył brwi i zlustrował go wzrokiem. Kto to mógł być? Ktoś z tutejszych ketterdamskich elit? Kimkolwiek był najwyraźniej znalazł sobie rozmówcę przy którym zatrzymał się na dłużej.
Żeby było jeszcze dziwniej, Alya wycofała się i uciekła gdzieś w głąb sali. Pozostawiając go samego w towarzystwie asystenta ambasadora. To już w ogóle przestało się mu podobać. Co ją napadło? Może źle się poczuła? Zastanawiał się czy nie pójść za nią i nie zapytać, co się z nią dzisiaj dzieje.
- Proszę wybaczyć mojej siostrze. Mam nadzieję, że nie sprawiła panu jakiegoś większego kłopotu – zwrócił się do Leifa. Postarał się przybrać minę człowieka, któremu faktycznie było przykro z powodu zachowania Alyi. Tak naprawdę był trochę poirytowany, ale postanowił, że później natrze siostrze uszu. O ile do "owego później" nie przejdzie mu na nią cała złość. O czym to porozmawiać z niedawno poznanym na uroczystym bankiecie asystentem ambasadora? Skierował spojrzenie na stół na którym stało kilka shuhańskich potrawy. Jedzenie wydawało się bezpiecznym tematem. Nie znał się na tej kuchni, aczkolwiek wydawało się mu, że rozpoznaje jedno z dań.
- Czy to nie shuhańskie pierogi? Są całkiem popularne w tutejszej shuhańskiej dzielnicy - wskazał Leifowi naczynie wypełnione pierożkami - Słyszałem, że cały sekret polega na odpowiednim doborze nadzienia z mięsa, warzyw i przypraw. Niewłaściwie ich zmieszanie zepsuje cały smak. Zgodzi się pan ze mną, herr Boreg? – jakby na poparcie swoich słów łagodnie zwrócił do radnego – Te pierogi są smaczne, ale łatwo je zepsuć niewłaściwym doborem składników. Zupełnie jak muzykę. Nie chciałbym być niegrzeczny, ale zna pan może pannę Sarantuyi Kir-Erdenetungalag? Należą się jej podziękowania za znakomitą grę na flecie.
Uśmiechnął się przepraszająco do Rozemarjn za wtrącenie się w jej rozmowę z kupcem.
Zerknął na Leifa.
Prawda? mówiło jego spojrzenie Prawda, że była znakomita?
Ciekawe czy mieszkańcy Fjerdy potrafili docenić piękno subtelnej muzyki. Czy może wszyscy byli nią jednakowo niezainteresowani, jak Rasmus. Nie żeby był to jakiś szalenie nurtujący go problem, ale czasami warto było dowiedzieć się czegoś nowego o przedstawicielach innego narodu.
Nie można było odmówić temu miejscu pompatyczności. Bogactwo kuło w oczy, szczególnie tych, którzy z gorzkim smakiem biedy szli pod rękę jak z najlepszym przyjacielem.
Obawiała się, że jej słowa mogą dotrzeć do niewłaściwych uszu, niezależnie od tego w jakim języku zostaną wypowiedziane. Nim jednak jej wargi rozchyliły się w odpowiedzi, postacie strażników, których twarze ukryte były za maskami, wtrąciły się w ich krótką wymianę zdań. Wiedziała też, że jej czas na przepustce się kończył. Kwestią czasu było złapanie zirytowanego spojrzenia Jana Van Ecka, jednakże nie dbała oto. Dała się poprowadzić piekielnikowi w dół, nawet nie odzywając się słowem, do momentu, w którym wraz z Ezrą nie oddalili się. Odprowadziła jedynie wzrokiem shu hańską piękność, która dłużej zatrzymała swój wzrok na niej. Była niemalże pewna, że skądś zna to spojrzenie. A może to tylko jej wyobraźnia pobudzona ostatnimi wydarzeniami? Zwinęła usta w wąską linię. Ocknęła się dopiero, kiedy instrumentalistka zniknęła z jej oczu. Zwróciła się do swojego towarzysza. – Nieco niższy od ciebie, krótko ścięte włosy, raczej ciemne. Stał pod drzwiami jakby podsłuchiwał, ale spłoszył się na mój widok i nie zdążyłam mu się lepiej przyjrzeć. W miejscu, w którym stał znalazłam coś niby obrączkę z jego znakiem – przełknęła ślinę, dając sobie dwa oddechy na uspokojenie serca, które w przypływie paniki zaczynało pędzić coraz szybciej. Trwała w spokoju u boku piekielnika, nie chcąc uciekać ni wzrokiem, ni myślami do bliźniąt Maksimov. Ci coraz częściej znajdowali się w jej polu widzenia, a jej coraz trudniej było zachować obojętność.
I wtedy pojawił się on – nie miała pewności czy to ten kupiec, który w tak krótkim czasie podbił serca Ketterdamczyków. Poczuła się nieswojo, kiedy na kilka chwil złożył swe spojrzenie na jej sylwetce. Mimowolnie czekoladowe spojrzenie akwatyczki powiodło jego śladem, jakby to w postaci kupca – bo kimże innym mógłby być, upatrywała się największego zagrożenia dla swego kontraktora. Jakby faktycznie dbała o bezpieczeństwo radnego, który – w mniemaniu Tai – zbytnio zaaferowany był rozmową z ambasadorem.
Czuła, że coś wisi w powietrzu, smród zbliżającej się tragedii. A może to początki pesymizmu, który coraz częściej niczym zaraza atakował jej umysł. Ciągle bowiem wracała do uśmiechu i znajomego spojrzenia kobiety, która minęła ją na schodach. Dlaczego był tak znajomy? Z odmętów wspomnień starała się wyciągnąć obraz, który balansował na końcu myśli.
- Złapię cię później. Uważaj na siebie zimowy piekielniku – rzuciła na, miała nadzieję, chwilowe pożegnanie, nutką figlarności, próbując ukryć targające nią emocje. Żołnierskim krokiem skierowała się w głąb sali, a po chwili szkarłat munduru zgubił się w tłumie bogato zdobionych kreacji. Przemykała, zgrabnie lawirując w tłumie, który miał nie zwracać na nią uwagi.
/ rzut na spostrzegawczość: 40/2 (statystyka) + 32 (rzut) = 52, próbuję przypomnieć sobie spojrzenie kobiety
idę w stronę 7, jeżeli mogę to od razu idę na pole numer 7 jeżeli nie to na razie numer 3
Obawiała się, że jej słowa mogą dotrzeć do niewłaściwych uszu, niezależnie od tego w jakim języku zostaną wypowiedziane. Nim jednak jej wargi rozchyliły się w odpowiedzi, postacie strażników, których twarze ukryte były za maskami, wtrąciły się w ich krótką wymianę zdań. Wiedziała też, że jej czas na przepustce się kończył. Kwestią czasu było złapanie zirytowanego spojrzenia Jana Van Ecka, jednakże nie dbała oto. Dała się poprowadzić piekielnikowi w dół, nawet nie odzywając się słowem, do momentu, w którym wraz z Ezrą nie oddalili się. Odprowadziła jedynie wzrokiem shu hańską piękność, która dłużej zatrzymała swój wzrok na niej. Była niemalże pewna, że skądś zna to spojrzenie. A może to tylko jej wyobraźnia pobudzona ostatnimi wydarzeniami? Zwinęła usta w wąską linię. Ocknęła się dopiero, kiedy instrumentalistka zniknęła z jej oczu. Zwróciła się do swojego towarzysza. – Nieco niższy od ciebie, krótko ścięte włosy, raczej ciemne. Stał pod drzwiami jakby podsłuchiwał, ale spłoszył się na mój widok i nie zdążyłam mu się lepiej przyjrzeć. W miejscu, w którym stał znalazłam coś niby obrączkę z jego znakiem – przełknęła ślinę, dając sobie dwa oddechy na uspokojenie serca, które w przypływie paniki zaczynało pędzić coraz szybciej. Trwała w spokoju u boku piekielnika, nie chcąc uciekać ni wzrokiem, ni myślami do bliźniąt Maksimov. Ci coraz częściej znajdowali się w jej polu widzenia, a jej coraz trudniej było zachować obojętność.
I wtedy pojawił się on – nie miała pewności czy to ten kupiec, który w tak krótkim czasie podbił serca Ketterdamczyków. Poczuła się nieswojo, kiedy na kilka chwil złożył swe spojrzenie na jej sylwetce. Mimowolnie czekoladowe spojrzenie akwatyczki powiodło jego śladem, jakby to w postaci kupca – bo kimże innym mógłby być, upatrywała się największego zagrożenia dla swego kontraktora. Jakby faktycznie dbała o bezpieczeństwo radnego, który – w mniemaniu Tai – zbytnio zaaferowany był rozmową z ambasadorem.
Czuła, że coś wisi w powietrzu, smród zbliżającej się tragedii. A może to początki pesymizmu, który coraz częściej niczym zaraza atakował jej umysł. Ciągle bowiem wracała do uśmiechu i znajomego spojrzenia kobiety, która minęła ją na schodach. Dlaczego był tak znajomy? Z odmętów wspomnień starała się wyciągnąć obraz, który balansował na końcu myśli.
- Złapię cię później. Uważaj na siebie zimowy piekielniku – rzuciła na, miała nadzieję, chwilowe pożegnanie, nutką figlarności, próbując ukryć targające nią emocje. Żołnierskim krokiem skierowała się w głąb sali, a po chwili szkarłat munduru zgubił się w tłumie bogato zdobionych kreacji. Przemykała, zgrabnie lawirując w tłumie, który miał nie zwracać na nią uwagi.
/ rzut na spostrzegawczość: 40/2 (statystyka) + 32 (rzut) = 52, próbuję przypomnieć sobie spojrzenie kobiety
idę w stronę 7, jeżeli mogę to od razu idę na pole numer 7 jeżeli nie to na razie numer 3
rzut na spostrzegawczość: 73 + 60/2 = 103 Bystrzak
rzut na charyzmę: 20 Przyps
Zaśmiał się na wizję odprowadzania, ale doskonale zdawał sobie sprawę jaki Isaac jest. Nie, żeby się go obawiał, bardziej martwiło go co może tym razem zmalować. Gdyby mógł mu ukręcić własnoręcznie łeb, zrobiłby to bez dwóch zdań. Niemniej takiemu mężczyźnie jak Wouterowi zwyczajnie nie wypadało. W końcu był tym grzecznym i ułożonym dziedzicem, nudziarzem do kwadratu. Przynajmniej takie wrażenie wolał sprawiać przed całym światem.
Owszem, chciałby żeby Cheeno bawiła się tutaj dobrze, nawet jeśli to nie jest jej naturalne środowisko. Noszenie maski to jedno, ale przyjemności z życia czerpane bez niej są o wiele bardziej owocne. Szkoda tylko, że im jako ludziom o wysokim nazwisku, nie wolno zapominać o tym kim mają być.
Musiał przyznać w duchu, że zaskoczyła go ta bezpośredniość ze strony Cheeno. Bez słowa zaprowadziła go pod szczelinę, którą też wcześniej zauważył, kiedy się zbliżał do żony kuzyna. Chciałby jeszcze z nią spojrzeć na coś, co rzuciło mu się w oczy zanim przyszedł do niej, ale najpierw rozsądniej było przemyśleć wątek tej dziwnej szpary... Oraz podejść do Ambasadora Ravki, który się akurat tutaj kręcił.
- Cheeno, nie wspominałaś, że znasz pana ambasadora. - Był szczerze zaskoczony, że gdzieś kobiecie udało się spotkać z ambasadorem. - Wouter Groeneveldt, syn Hendrikusa. - Wskazał wzrokiem na swojego ojca, chociaż pewnie nie było to konieczne. W końcu każda osoba interesująca się nieco bardziej muzyką, znała jego ojca i legendarne skrzypce, które były tworzone w pracowniach.
Im dłużej przebywał teraz z Cheeno, tym bardziej zastanawiał się czy na pewno wie co robi. Była naprawdę bezpośrednia, aż do bólu. Miał ochotę jakoś zażartować, żeby odwrócić sytuację, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy. Najwyżej ambasador prychnie czy coś, świat się raczej nie zawali... Chyba.
Zerknął na Ezrę czy aby na pewno zajmuje się pracą i czy staruszek zachowuje się równie nienagannie jak zwykle. Posłał mu lekko widoczny uśmiech, wracając do wysłuchiwania rozmowy Ambasadora i Cheeno.
rzut na charyzmę: 20 Przyps
Zaśmiał się na wizję odprowadzania, ale doskonale zdawał sobie sprawę jaki Isaac jest. Nie, żeby się go obawiał, bardziej martwiło go co może tym razem zmalować. Gdyby mógł mu ukręcić własnoręcznie łeb, zrobiłby to bez dwóch zdań. Niemniej takiemu mężczyźnie jak Wouterowi zwyczajnie nie wypadało. W końcu był tym grzecznym i ułożonym dziedzicem, nudziarzem do kwadratu. Przynajmniej takie wrażenie wolał sprawiać przed całym światem.
Owszem, chciałby żeby Cheeno bawiła się tutaj dobrze, nawet jeśli to nie jest jej naturalne środowisko. Noszenie maski to jedno, ale przyjemności z życia czerpane bez niej są o wiele bardziej owocne. Szkoda tylko, że im jako ludziom o wysokim nazwisku, nie wolno zapominać o tym kim mają być.
Musiał przyznać w duchu, że zaskoczyła go ta bezpośredniość ze strony Cheeno. Bez słowa zaprowadziła go pod szczelinę, którą też wcześniej zauważył, kiedy się zbliżał do żony kuzyna. Chciałby jeszcze z nią spojrzeć na coś, co rzuciło mu się w oczy zanim przyszedł do niej, ale najpierw rozsądniej było przemyśleć wątek tej dziwnej szpary... Oraz podejść do Ambasadora Ravki, który się akurat tutaj kręcił.
- Cheeno, nie wspominałaś, że znasz pana ambasadora. - Był szczerze zaskoczony, że gdzieś kobiecie udało się spotkać z ambasadorem. - Wouter Groeneveldt, syn Hendrikusa. - Wskazał wzrokiem na swojego ojca, chociaż pewnie nie było to konieczne. W końcu każda osoba interesująca się nieco bardziej muzyką, znała jego ojca i legendarne skrzypce, które były tworzone w pracowniach.
Im dłużej przebywał teraz z Cheeno, tym bardziej zastanawiał się czy na pewno wie co robi. Była naprawdę bezpośrednia, aż do bólu. Miał ochotę jakoś zażartować, żeby odwrócić sytuację, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy. Najwyżej ambasador prychnie czy coś, świat się raczej nie zawali... Chyba.
Zerknął na Ezrę czy aby na pewno zajmuje się pracą i czy staruszek zachowuje się równie nienagannie jak zwykle. Posłał mu lekko widoczny uśmiech, wracając do wysłuchiwania rozmowy Ambasadora i Cheeno.
- Mistrz Gry• konto specjalne •
- Stanowisko : Mistrz Gry
Antoon, spoglądając na lustro mogłeś dostrzec, że istotnie, tak jak podejrzewałeś znajduje się za nim najprawdopodobniej pomieszczenie. Wśród szelestów i chichotów ciężko było odróżnić dźwięki, jednak udało Ci się dosłyszeć jakiś dziwny odgłos, który dochodził wyraźnie zza lustrzanej tafli. Zauważyłeś także, że zawijasy zdobiące ramę to bez wątpienia zdeformowane litery, nie udało Ci się ich jednak odczytać. Wśród nich dostrzegłeś jednak cyfry: 4, 8, 9, 3
Radny Boreg obrócił się w stronę Rozemarijn i spojrzał na nią nieobecnym spojrzeniem.
– Frau Beudeker, zdrowie, tak, bardzo dobrze – jako uzdrowicielka, obserwując jego wygląd, bez problemu odgadłabyś jednak, że kłamie.
Mężczyzna podrapał się po głowie i mruknął coś pod nosem. Znany był z tego, że miał zbyt długi język.
– Jego wysokość książę Rasmus, ciężko powiedzieć czy cokolwiek przypada mu do gustu. Raczej zbyt wiele na ten temat się nie wypowiada. On i jego gromada uzbrojonych po zęby żołnierzy nie lubią zbędnych pytań.
Po tonie jego głosu można było wywnioskować, że najprawdopodobniej spotkała go jakaś nieprzyjemna sytuacja. Choć odpowiedział na Twoje pytanie, wciąż zajęty był pochłanianiem pasztetu. Oderwał się od niego dopiero gdy pojawił się Kruize.
– Ah tak, herr Kruize, ratuje mi pan życie. Nie wiem gdzie znalazł pan tego młodego uzdrowiciela, ale potrafi on czynić cuda.
Po chwili zwrócił się także do Alexeia.
– Cuda, zupełnie jak gra panny Sarantuyi. Jej talent znany jest w całym Ketterdamie.
Stojący w pobliżu Leif zwrócił natomiast uwagę na to, że służąca tuż po rozmowie odbiegła prędko od stołu, na jej twarzy malowało się zmartwienie. Ruszyła w kierunku strażników stojących na schodach i radnego Hoede.
Taisiya nie mogła przypomnieć sobie oczu kobiety, mogła jednak upewnić się, że faktycznie nigdy w życiu jej nie widziała. Znała jedynie spojrzenie, nie oczy, specyficzny uśmiech, który nie pasował jednak do tej twarzy. Właścicielka tych gestów tkwiła gdzieś w jej pamięci, bardzo daleko w przeszłości.
Służąca rzuciła przelotne spojrzenie Ezrze, zdawało się jednak, że była bardzo nieśmiała, zwłaszcza w towarzystwie mężczyzn. Odczytałeś doskonale, że z podziwem przyglądała się księciu. Zarumieniła się lekko, nie potrafiła też utrzymać kontaktu kontaktu wzrokowego.
– Wygląda jak prawdziwy książę z baśni – powiedziała szybko i cicho, wbijając wzrok w podłogę.
Nie odpowiedziała na uwagę o masce, jednak wyglądała jakby rozmyśliła się na chwilę, może wyobrażając sobie Rasmusa w jednej z nich.
– Wszyscy je noszą, herr. Tak jak zalecił herr Hoede.
Jej ton sugerował, że z radnym Hoede nie należało dyskutować, ani też zadawać mu pytań.
Podchodząc bliżej szczeliny, Cheeno i Wouter mogli upewnić się, że nie była przypadkowa. Tuż obok niej wąska, niemal niedostrzegalna linia zaznaczała coś, co wyglądało jak drzwi. Nie miały jednak żadnej klamki, nie powinny też się tam znajdować. Logika wskazywała na to, że na tej ścianie znajduje się prawdopodobnie ukryte przejście. Ambasador Ravki obrócił się w waszą stronę, rozpoznając w Cheeno skrzypaczkę, która całkiem niedawno wykonała dla niego piękny utwór.
– Frau Groeneveldt, panią również miło ponownie widzieć. Wyśmienity występ, niezwykle czarująca artystka – powiedział prędko.
Twoje kolejne pytanie wywołało na jego twarzy nuty zdziwienia, jednak zdecydował się na nie odpowiedzieć.
– Dla mnie być może, lecz nie wydaję mi się, że dla wszystkich – rzekł, lekko rozkojarzony.
Kątem oka spoglądał na gospodarza, stojącego wciąż na szczycie schodów.
Przedstawił się również Wouterowi, dodając, że ma nadzieję, iż jego rodzina pozostaje w dobrym zdrowiu.
Strażnicy księcia obdarzyli Alyę tysiącem spojrzeń, wbijając w nią swoje jasne oczy. Pozwolili jej jednak porozmawiać z księciem, choć wciąż mogła czuć na sobie oddech dwóch niezwykle wysokich Druskelle. Nawet ciałobójcy musieli liczyć się z siłą tej formacji. Książę wydawał się zaintrygowany kobietą w ciemnej sukni, prostej, jednak wyróżniającej się od innych. Jego jasne, lodowe oczy przeszywały kobietę na wylot. Nie dawał po sobie poznać, czy rozpoznał w niej uczestniczkę spotkania.
– Podobał mi się – odparł, zaskakująco szczerze, choć na twarzy wciąż malowała się nuta znudzenia. – Panna Sarantuyia Kir-Erdenetungalag ma ogromny talent.
Nie potrafiłaś do końca odczytać jego intencji, wydawało się jednak, że w istocie podobała mu się muzyka.
Służąca podała Zorii szklane soku i rozejrzała się krótko.
– Tak, to frau Yesugen. Niestety nie wiem, pani – wymamrotała nerwowo i wkrótce zniknęła wśród tłumu.
Za oknem rozległ się ogromny trzask. Dwa pioruny uderzyły w pobliżu letniej rezydencji. Choć w środku było bezpiecznie, wprowadziło to lekką atmosferę niepokoju. Wkrótce potem na sali ponownie pojawiła się flecistka, która po swoim występie niemal rozpłynęła się w powietrzu. Radny Hoede wciąż pozostawał na szczycie schodów, rozmawiając z jednym z zamaskowanych strażników i mężczyzną w bogato zdobionym stroju, wyglądającym na obcokrajowca. Muzyka grała, możni tańczyli, służba krzątała się w okolicy. Nic nie wskazywało na to, że w sali balowej miało zdarzyć się coś szczególnego. Wskazówki starego zegara zdawały się jednak nieubłaganie biec ku konkretnej godzinie.
Każdej postaci przysługuje rzut na spostrzegawczość (k100+1/2 statystyki spostrzegawczości). Rzut liczony jest jako jedna akcja, nie jest obowiązkowy.
Każda z obecnych na sali postaci może także próbować wyciągnąć dowolnego rodzaju informacje z postaci NPC (ambasadorów, radnych, strażników, służących etc) stojących w jej pobliżu, zagabując je. Należy rzucić wówczas kością k100, postacie z charyzmą na III poziomie otrzymają bonus +40 do rzutu. Każda próba oceniana będzie indywidualnie, ze względu na sposób w jaki została odegrana i informacje, których postać poszukuje. Wszystkie rzuty z wynikiem poniżej 40 są jednak automatyczną porażką. Rzut liczony jest jako jedna akcja.
W kolejnej kolejce pojawią się trzy nowe lokalizacje w których będzie można zająć się balowymi atrakcjami, poprowadzić wątek prywatny lub postarać się odkryć sekrety rodziny Hoede i ich letniej rezydencji. Każda postać będzie mogła przebywać w tylko jednym wątku na raz.
W poście można dokonać maksymalnie dwóch akcji. Przemieszczenie się do innej części sali balowej (innej cyferki) jest liczone jako jedna akcja, przemieszczanie się w obrębie części w której już się stoi nie jest liczone jako akcja. Każdy rzut kostką liczony jest jako jedna akcja.
Na odpis macie 48h. Trzy ominięte bez zapowiedzi tury będą wiązały się z konsekwencjami fabularnymi.
Możecie napisać więcej niż jeden post, jednak wciąż przysługują wam jedynie dwie akcje. Nie obowiązuje kolejka.
Lokalizacja kluczowych postaci NPC:
1 - radni Raddmaker, Van Hoorn, Boreg, ambasador Shu Hanu, ambasador Nowoziemia
2 - radny Yesugen, ambasador Ravki
3 - radny Boreg, Eldert Kruize
4 - muzycy, radny Groeneveldt (przy podeście), Sarantuyia Kir-Erdenetungalag
5 - radny Hoede
6 - książę Rasmus
7 - radny Van Eck, ambasador Fjerdy
Radny Boreg obrócił się w stronę Rozemarijn i spojrzał na nią nieobecnym spojrzeniem.
– Frau Beudeker, zdrowie, tak, bardzo dobrze – jako uzdrowicielka, obserwując jego wygląd, bez problemu odgadłabyś jednak, że kłamie.
Mężczyzna podrapał się po głowie i mruknął coś pod nosem. Znany był z tego, że miał zbyt długi język.
– Jego wysokość książę Rasmus, ciężko powiedzieć czy cokolwiek przypada mu do gustu. Raczej zbyt wiele na ten temat się nie wypowiada. On i jego gromada uzbrojonych po zęby żołnierzy nie lubią zbędnych pytań.
Po tonie jego głosu można było wywnioskować, że najprawdopodobniej spotkała go jakaś nieprzyjemna sytuacja. Choć odpowiedział na Twoje pytanie, wciąż zajęty był pochłanianiem pasztetu. Oderwał się od niego dopiero gdy pojawił się Kruize.
– Ah tak, herr Kruize, ratuje mi pan życie. Nie wiem gdzie znalazł pan tego młodego uzdrowiciela, ale potrafi on czynić cuda.
Po chwili zwrócił się także do Alexeia.
– Cuda, zupełnie jak gra panny Sarantuyi. Jej talent znany jest w całym Ketterdamie.
Stojący w pobliżu Leif zwrócił natomiast uwagę na to, że służąca tuż po rozmowie odbiegła prędko od stołu, na jej twarzy malowało się zmartwienie. Ruszyła w kierunku strażników stojących na schodach i radnego Hoede.
Taisiya nie mogła przypomnieć sobie oczu kobiety, mogła jednak upewnić się, że faktycznie nigdy w życiu jej nie widziała. Znała jedynie spojrzenie, nie oczy, specyficzny uśmiech, który nie pasował jednak do tej twarzy. Właścicielka tych gestów tkwiła gdzieś w jej pamięci, bardzo daleko w przeszłości.
Służąca rzuciła przelotne spojrzenie Ezrze, zdawało się jednak, że była bardzo nieśmiała, zwłaszcza w towarzystwie mężczyzn. Odczytałeś doskonale, że z podziwem przyglądała się księciu. Zarumieniła się lekko, nie potrafiła też utrzymać kontaktu kontaktu wzrokowego.
– Wygląda jak prawdziwy książę z baśni – powiedziała szybko i cicho, wbijając wzrok w podłogę.
Nie odpowiedziała na uwagę o masce, jednak wyglądała jakby rozmyśliła się na chwilę, może wyobrażając sobie Rasmusa w jednej z nich.
– Wszyscy je noszą, herr. Tak jak zalecił herr Hoede.
Jej ton sugerował, że z radnym Hoede nie należało dyskutować, ani też zadawać mu pytań.
Podchodząc bliżej szczeliny, Cheeno i Wouter mogli upewnić się, że nie była przypadkowa. Tuż obok niej wąska, niemal niedostrzegalna linia zaznaczała coś, co wyglądało jak drzwi. Nie miały jednak żadnej klamki, nie powinny też się tam znajdować. Logika wskazywała na to, że na tej ścianie znajduje się prawdopodobnie ukryte przejście. Ambasador Ravki obrócił się w waszą stronę, rozpoznając w Cheeno skrzypaczkę, która całkiem niedawno wykonała dla niego piękny utwór.
– Frau Groeneveldt, panią również miło ponownie widzieć. Wyśmienity występ, niezwykle czarująca artystka – powiedział prędko.
Twoje kolejne pytanie wywołało na jego twarzy nuty zdziwienia, jednak zdecydował się na nie odpowiedzieć.
– Dla mnie być może, lecz nie wydaję mi się, że dla wszystkich – rzekł, lekko rozkojarzony.
Kątem oka spoglądał na gospodarza, stojącego wciąż na szczycie schodów.
Przedstawił się również Wouterowi, dodając, że ma nadzieję, iż jego rodzina pozostaje w dobrym zdrowiu.
Strażnicy księcia obdarzyli Alyę tysiącem spojrzeń, wbijając w nią swoje jasne oczy. Pozwolili jej jednak porozmawiać z księciem, choć wciąż mogła czuć na sobie oddech dwóch niezwykle wysokich Druskelle. Nawet ciałobójcy musieli liczyć się z siłą tej formacji. Książę wydawał się zaintrygowany kobietą w ciemnej sukni, prostej, jednak wyróżniającej się od innych. Jego jasne, lodowe oczy przeszywały kobietę na wylot. Nie dawał po sobie poznać, czy rozpoznał w niej uczestniczkę spotkania.
– Podobał mi się – odparł, zaskakująco szczerze, choć na twarzy wciąż malowała się nuta znudzenia. – Panna Sarantuyia Kir-Erdenetungalag ma ogromny talent.
Nie potrafiłaś do końca odczytać jego intencji, wydawało się jednak, że w istocie podobała mu się muzyka.
Służąca podała Zorii szklane soku i rozejrzała się krótko.
– Tak, to frau Yesugen. Niestety nie wiem, pani – wymamrotała nerwowo i wkrótce zniknęła wśród tłumu.
Za oknem rozległ się ogromny trzask. Dwa pioruny uderzyły w pobliżu letniej rezydencji. Choć w środku było bezpiecznie, wprowadziło to lekką atmosferę niepokoju. Wkrótce potem na sali ponownie pojawiła się flecistka, która po swoim występie niemal rozpłynęła się w powietrzu. Radny Hoede wciąż pozostawał na szczycie schodów, rozmawiając z jednym z zamaskowanych strażników i mężczyzną w bogato zdobionym stroju, wyglądającym na obcokrajowca. Muzyka grała, możni tańczyli, służba krzątała się w okolicy. Nic nie wskazywało na to, że w sali balowej miało zdarzyć się coś szczególnego. Wskazówki starego zegara zdawały się jednak nieubłaganie biec ku konkretnej godzinie.
Każdej postaci przysługuje rzut na spostrzegawczość (k100+1/2 statystyki spostrzegawczości). Rzut liczony jest jako jedna akcja, nie jest obowiązkowy.
Każda z obecnych na sali postaci może także próbować wyciągnąć dowolnego rodzaju informacje z postaci NPC (ambasadorów, radnych, strażników, służących etc) stojących w jej pobliżu, zagabując je. Należy rzucić wówczas kością k100, postacie z charyzmą na III poziomie otrzymają bonus +40 do rzutu. Każda próba oceniana będzie indywidualnie, ze względu na sposób w jaki została odegrana i informacje, których postać poszukuje. Wszystkie rzuty z wynikiem poniżej 40 są jednak automatyczną porażką. Rzut liczony jest jako jedna akcja.
W kolejnej kolejce pojawią się trzy nowe lokalizacje w których będzie można zająć się balowymi atrakcjami, poprowadzić wątek prywatny lub postarać się odkryć sekrety rodziny Hoede i ich letniej rezydencji. Każda postać będzie mogła przebywać w tylko jednym wątku na raz.
W poście można dokonać maksymalnie dwóch akcji. Przemieszczenie się do innej części sali balowej (innej cyferki) jest liczone jako jedna akcja, przemieszczanie się w obrębie części w której już się stoi nie jest liczone jako akcja. Każdy rzut kostką liczony jest jako jedna akcja.
Na odpis macie 48h. Trzy ominięte bez zapowiedzi tury będą wiązały się z konsekwencjami fabularnymi.
Możecie napisać więcej niż jeden post, jednak wciąż przysługują wam jedynie dwie akcje. Nie obowiązuje kolejka.
Lokalizacja kluczowych postaci NPC:
1 - radni Raddmaker, Van Hoorn, Boreg, ambasador Shu Hanu, ambasador Nowoziemia
2 - radny Yesugen, ambasador Ravki
3 - radny Boreg, Eldert Kruize
4 - muzycy, radny Groeneveldt (przy podeście), Sarantuyia Kir-Erdenetungalag
5 - radny Hoede
6 - książę Rasmus
7 - radny Van Eck, ambasador Fjerdy
Obserwowanie konsumpcji pasztetu nie należało do szczególnych przyjemności; uśmiechała się uprzejmie, jakby pełna zrozumienia, choć narastająca irytacja zdawała się przeskakiwać po nerwach. Pomiędzy jednym mlaśnięciem a drugim udało jej się jednak zaobserwować, że Laurens nie wyglądał najlepiej. W niczym nie przypominał tego pulchnego, rumianego mężczyzny, którego kojarzyła z lat jego świetności. Być może nieprzypadkowo postanowiła porozmawiać właśnie z nim, mając nadzieję, że uchyli rąbka tajemnicy, czego na pewno nie uczyniłby ktoś taki jak Hoede czy Van Eck.
Odwzajemniła uśmiech skierowany do Alexeia, gdy ten wtrącił się w jej rozmowę z Boregiem.
Plotki o kiepskim stanie zdrowia Borega dotarły i do jej uszu. Nie miała nigdy okazji go badać, ale wystarczyło pobieżne spojrzenie by określić, że kilka czynników składa się na jego postępujące choroby; święci raczyli jedynie wiedzieć, jak wiele ich było.
- Och - odparła, choć nie wydawała się szczególnie zaskoczona. Żołnierska dyscyplina u Fjerdan nie brzmiało jak coś, czego by się nie spodziewała. - Wielka szkoda. Mam nadzieję, że mimo wszystko jego wizyta okaże się owocna - dodała pojednawczo, chcąc zastosować taktyczny odwrót.
Nie zdążyła; nagłe pojawienie się młodego mężczyzny zatrzymało ją w miejscu, a prędkość biegu wydarzeń sprawiła, że nie zdążyła właściwie zastanowić się nad tym, co zaszło, ani wydobyć z siebie czegoś elokwentnego.
- Rozemarijn Beudeker - chciała odruchowo obejrzeć się przez ramię, by odszukać wzrokiem Antoona, o którym mogłaby wspomnieć. Wszystko działo się jednak tak prędko, że ledwo utkwiła spojrzenie w Eldercie, ten już ściskał jej rękę w powitalnym geście.
A potem poczuła Małą Naukę odradzającą się w jej żyłach.
Wrażenie tak ulotne, tak wyczekiwane, że niemal wyśnione; wraz z przerwanym kontaktem cielesnym przepadło, wydawało się, że bezpowrotnie. Będąc wręcz przygnieciona tym bodźcem, który zdawał się nawiedzić ją znikąd, pozwoliła by Kruize odszedł dalej, wciąż wstrząśnięta do głębi. Pobladła nawet pod misterną pracą formatora; wspomnienie spojrzenie Elderta wyrysowało się w jej pamięci, wzbudzając burzę niesprecyzowanych bliżej odczuć.
Co to do licha było?
Zadrżała pod cienką koronką; ciemne spojrzenie powędrowało do męża, który rozmawiał z Eldertem jakby to wszystko się nie wydarzyło. Rozejrzała się machinalnie na boki jakby zastanawiała się, czy ktoś jeszcze doświadczył tego, co ona. Wszyscy wydawali się jednak tak samo nieporuszeni, co przed chwilą. Jakby i goście założyli lustrzane maski, w których widziała jedynie odbicie swojej skonsternowanej twarzy.
- Pan wybaczy, herr Boreg - przeprosiła pospiesznie, nim szybkim, choć nie nerwowym krokiem odeszła od stołów. Byle jak najdalej od przedziwnego mężczyzny, którym był Eldert Kruize. Pobudzony do życia na krótko zew jej mocy wystarczył, by zapragnęła go więcej, jak niegdyś. Ezra mówił, że moc to integralna część griszy, jak dłoń czy ramię; dlaczego przemówiła do niej akurat teraz, w takim momencie? Czy Kruize coś wiedział? I kim tak naprawdę był?
Trzask pioruna niemal zginął wśród akordów muzyki i szumu szampana. A jednak Rozemarijn go usłyszała; usilnie starała się nie poczytywać burzy za zły omen, ale nieprzyjemne przeczucia zdjęły ją z podwójną siłą. Antoon wciąż rozmawiał z nieznajomym; nie odważyłaby się podejść do nich i raz jeszcze spojrzeć w twarz Elderta. Zbyt wyprowadzona z równowagi, wstrząśnięta i zaskoczona, wzrokiem odszukała Ezrę.
Ruszyła w jego kierunku, by w ostatniej chwili jedynie przejść obok, podchwytując jego spojrzenie. Miała nadzieję, że prawidłowo odczyta zawoalowaną sugestię, zaproszenie do naglącej rozmowy; warunki nie sprzyjały, choć najciemniej było pod latarnią. Przeszła przez parkiet w stronę kanap i rzeźbionych stolików kawowych, niemal płynąc w powietrzu, by w końcu zniknąć z oczu męża pochłoniętego rozmową. Przepadła wśród wirującego błysku kreacji par tańczących w rytm znanej w Kerchu melodii. Po cichu liczyła, że piekielnik pójdzie jej śladem.
Nawet jeśli nie, rozejrzała się w poszukiwaniu wyjścia na taras lub balkon; potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza.
spostrzegawczość: 98 + 20 = 118, przenoszę się na dwa.
Odwzajemniła uśmiech skierowany do Alexeia, gdy ten wtrącił się w jej rozmowę z Boregiem.
Plotki o kiepskim stanie zdrowia Borega dotarły i do jej uszu. Nie miała nigdy okazji go badać, ale wystarczyło pobieżne spojrzenie by określić, że kilka czynników składa się na jego postępujące choroby; święci raczyli jedynie wiedzieć, jak wiele ich było.
- Och - odparła, choć nie wydawała się szczególnie zaskoczona. Żołnierska dyscyplina u Fjerdan nie brzmiało jak coś, czego by się nie spodziewała. - Wielka szkoda. Mam nadzieję, że mimo wszystko jego wizyta okaże się owocna - dodała pojednawczo, chcąc zastosować taktyczny odwrót.
Nie zdążyła; nagłe pojawienie się młodego mężczyzny zatrzymało ją w miejscu, a prędkość biegu wydarzeń sprawiła, że nie zdążyła właściwie zastanowić się nad tym, co zaszło, ani wydobyć z siebie czegoś elokwentnego.
- Rozemarijn Beudeker - chciała odruchowo obejrzeć się przez ramię, by odszukać wzrokiem Antoona, o którym mogłaby wspomnieć. Wszystko działo się jednak tak prędko, że ledwo utkwiła spojrzenie w Eldercie, ten już ściskał jej rękę w powitalnym geście.
A potem poczuła Małą Naukę odradzającą się w jej żyłach.
Wrażenie tak ulotne, tak wyczekiwane, że niemal wyśnione; wraz z przerwanym kontaktem cielesnym przepadło, wydawało się, że bezpowrotnie. Będąc wręcz przygnieciona tym bodźcem, który zdawał się nawiedzić ją znikąd, pozwoliła by Kruize odszedł dalej, wciąż wstrząśnięta do głębi. Pobladła nawet pod misterną pracą formatora; wspomnienie spojrzenie Elderta wyrysowało się w jej pamięci, wzbudzając burzę niesprecyzowanych bliżej odczuć.
Co to do licha było?
Zadrżała pod cienką koronką; ciemne spojrzenie powędrowało do męża, który rozmawiał z Eldertem jakby to wszystko się nie wydarzyło. Rozejrzała się machinalnie na boki jakby zastanawiała się, czy ktoś jeszcze doświadczył tego, co ona. Wszyscy wydawali się jednak tak samo nieporuszeni, co przed chwilą. Jakby i goście założyli lustrzane maski, w których widziała jedynie odbicie swojej skonsternowanej twarzy.
- Pan wybaczy, herr Boreg - przeprosiła pospiesznie, nim szybkim, choć nie nerwowym krokiem odeszła od stołów. Byle jak najdalej od przedziwnego mężczyzny, którym był Eldert Kruize. Pobudzony do życia na krótko zew jej mocy wystarczył, by zapragnęła go więcej, jak niegdyś. Ezra mówił, że moc to integralna część griszy, jak dłoń czy ramię; dlaczego przemówiła do niej akurat teraz, w takim momencie? Czy Kruize coś wiedział? I kim tak naprawdę był?
Trzask pioruna niemal zginął wśród akordów muzyki i szumu szampana. A jednak Rozemarijn go usłyszała; usilnie starała się nie poczytywać burzy za zły omen, ale nieprzyjemne przeczucia zdjęły ją z podwójną siłą. Antoon wciąż rozmawiał z nieznajomym; nie odważyłaby się podejść do nich i raz jeszcze spojrzeć w twarz Elderta. Zbyt wyprowadzona z równowagi, wstrząśnięta i zaskoczona, wzrokiem odszukała Ezrę.
Ruszyła w jego kierunku, by w ostatniej chwili jedynie przejść obok, podchwytując jego spojrzenie. Miała nadzieję, że prawidłowo odczyta zawoalowaną sugestię, zaproszenie do naglącej rozmowy; warunki nie sprzyjały, choć najciemniej było pod latarnią. Przeszła przez parkiet w stronę kanap i rzeźbionych stolików kawowych, niemal płynąc w powietrzu, by w końcu zniknąć z oczu męża pochłoniętego rozmową. Przepadła wśród wirującego błysku kreacji par tańczących w rytm znanej w Kerchu melodii. Po cichu liczyła, że piekielnik pójdzie jej śladem.
Nawet jeśli nie, rozejrzała się w poszukiwaniu wyjścia na taras lub balkon; potrzebowała zaczerpnąć świeżego powietrza.
spostrzegawczość: 98 + 20 = 118, przenoszę się na dwa.
Rzut na charyzmę: 11
Rzut na spostrzegawczość: 92 + 1/2 x 35 = 109,5
Jej zielone oczy powędrował z jednego ze strażników na drugiego. Poczuła się znacznie mniej pewnie stojąc tak blisko całej gromadki. Niby była odważna. Walczyła na froncie, została wyszkolona na żołnierza, właśnie dlatego nie lekceważyła zagrożenia. Wiedziała do czego zdolni byli Druskelle. Była świadkiem ich potęgi więcej niż jednokrotnie. Znacznie łatwiej było ich pokonywać z ukrycia, zaskoczenia. Z takiej odległości nie miałaby z nimi nawet najmniejszych szans. Ani na chwilę nie przeszło jej prze zmyśl, żeby ich lekceważyć. Czuła na sobie ciężar spojrzeń dwóch bydlaków stojących tuż obok. Pewnie skupili na niej swoją całą uwagę, nie mogła im mieć tego za złe. Zwyczajnie starali się dobrze wykonywać swoje obowiązki. W przeciwieństwie do niej. Powinna teraz niańczyć ambasadora a nie zagadywać jednego z głównych gości balu.
Druskelle potrzebowali pewnie dosłownie sekundy, żeby do niej doskoczyć i zwyczajnie połamać jej ręce. Nie zdążyłaby wydać z siebie żadnego dźwięku, a skończyłaby martwa na podłodze brudząc swoją krwią wypolerowaną posadzkę. Nie zamierzała ryzykować i nie przyszła tutaj, żeby w jakikolwiek sposób zrobić krzywdę księciu.
No chyba, że będzie sam tego chciał, hehehe. - przeszło jej przez myśl.
Widocznie udzielała jej się atmosfera tajemniczości. Wszyscy goście wyglądali na zaintrygowanych, pełnych wątpliwości, rządnych wiedzy. Alya nie była inna. Z natury uchodziła za ciekawską, dlatego zdecydowała się na własny sposób dowiedzieć się jaką tajemnicę krył za sobą ten cały bal. Była pewna, że książę znał odpowiedzi na jej wszystkie pytania, ale nie spodziewała się, że będzie chciał się z nią czymkolwiek podzielić. W najgorszym wypadku jej mała misja się nie powiedzie i co? Nic. Zostanie uznana za jedną z tych próżnych panien, próbujących wprosić się na siłę w łaski bogatego księcia. Nie, żeby jej jakoś specjalnie zależało na tym co myśleli o niej inni. Z wyjątkiem Alexeia. Miała cichą nadzieję, że brat zgubił ją w tłumie gości i nie widział co właśnie wyrabiała. Pewnie przyprawiłaby go o zawał. Znowu musiałby się zamartwiać i ewentualnie ratować ją z opresji. Jak zwykle zresztą.
Położyła dłonie płasko na sukience, żeby strażnicy mieli je na widoku. Nie wiedziała czy zdawali sobie sprawę, że była griszą i nie zamierzała tego sprawdzać. Po co dawać im kolejne powody do bycia podejrzliwym. Chciała wykorzystać księcia jako źródło informacji, jednak jej zamiary wobec niego pozostawały pokojowe. Alya może i była porywcza, często nie liczyła się z konsekwencjami, ale nie była całkiem głupia. Przynajmniej taką miała nadzieję. Im więcej ludzi tym więcej opinii.
Kiedy Rasmus obdarzył ją lodowatym spojrzeniem poczuła czyste zimno. Lekki dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa i powoli zaczynała się zastanawiać, czy rzeczywiście jej zagranie było tego warte. Starała się wyglądać swobodnie, jednak w rzeczywistości spięła się jak struna. Pewnie dla osób z zewnątrz mogła wyglądać jak typowa onieśmielona podlotka, którą w pewnym sensie była. Jego oblicze onieśmielało. Błękit jego oczu przeszył ją na wskroś, jak gdyby bez problemu mógł odczytać wszystkie jej intencje i sekrety. 1, 2 sekundy hardo odwzajemniała jego spojrzenie, dając w końcu za wygraną i odwracając wzrok. Umyślnie dała się pokonać?Wątpliwe.
Nie dał po sobie poznać czy ją pamiętał czy nie, co tylko utrudniało sprawę. Szybko odzyskała rezon i postanowiła grać dalej, skoro jej na to pozwalał. Obojętnie czy celowo czy nie. W końcu nie miało to jakiegoś większego znaczenia. Stali na środku sali balowej otoczeni mnóstwem innych ludzi, co złego mogło się wydarzyć?
I właśnie wtedy coś jebło za oknem. Dziewczyna wstrzymała na chwilę oddech. Skarciła się w duchu za taką oczywistą reakcję. Trochę się wystraszyła, zbyt skupiona na księciu i Druskelle czatujących w koło. Posłała Rasmusowi przepraszający uśmiech. Z drugiej strony pewnie tego od niej oczekiwał. Bycia zwyczajną, prostą i płochliwą kobietą, czyż nie? Chyba tak właśnie uważali Fjerdanie. Nie chciała wrzucać księcia do jednego wora z całą resztą narodu, jednak nie umiała się powstrzymać. Od lat była do nich uprzedzona. Nic dziwnego. Na froncie jedynie pielęgnowała swoje negatywne odczucia na ich temat.
Książę wciąż wyglądał na znudzonego i dziewczyna przez chwilę rozważała, czy po prostu biedak zawsze nie miał takiego wyrazu twarzy. Może nie był znudzony, tylko tak wyglądał na codzień? Słysząc jego szczery ton nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Jej brwi powędrowały ku górze, kiedy przyznał, że podobał mu się występ. Może nie był tak całkiem wypruty z emocji jak jej się na początku wydawało? Potaknęła głową.
- Zgadzam się - dodała również zgodnie z prawdą. Muzyka była oszałamiająca, jak gdyby magiczna. Alya była całkiem umiejętną kłamczuchą. Uważała jednak, że kłamstwa wychodziły najlepiej, kiedy zawarło się w nich odrobinę prawdy. Były wtedy bardziej autentyczne i łatwiej było w nie uwierzyć. Mogła udawać wiecznie szczęśliwą i świergoczącą panienkę, którą nie była, jednak wtedy Rasmus na pewno wyczułby podstęp i zamknął się w sobie. Milczała przez chwilę. Muzyka przypominała jej Mały Pałac i Ravkę. Ściskała za serce w typowy, smutny sposób, potęgując jej tęsknotę. Nie przyszła tutaj jednak, żeby zamęczać Rasmusa swoim depresyjnym myśleniem. Musiała wziąć się w garść, bo jeszcze wszystkie nieumyślnie spierdoli.
- Jak długo Książę zaszczyci nas swoją obecnością? - Zapytał szczerze nie oczekując odpowiedzi na swoje pytanie. Nie musiał się jej z niczego spowiadać, więc cudów się nie spodziewała. Chciała jednak coś z niego wydobyć, inaczej po co w ogóle do niego podbijać.
Skierowała swoje spojrzenie na parkiet, gdzie tańczyło wiele różnych par. Na scenie jeszcze przed chwilą znajdowała się flecistka. Teraz zniknęła bez śladu. Alya zmarszczyła lekko brwi. Dziwne. Muzyka zmieniła się na bardziej żwawą.
- W Pańskim zamku również grają taką muzykę do tańca? - Zagadnęła kierując swoją uwagę z powrotem na Rasmusa. Jakaś aluzja? Wątpiła, żeby książę zabrał ją do tańca, albo w ogóle zrozumiał jej malutki pomysł. Spojrzała w jego niebieskie oczy uśmiechając się delikatnie. Musiała unieść podbródek lekko ku górze. Pomimo ognistego temperamentu była raczej drobna i niewysoka.
Wciąż 6
Rzut na spostrzegawczość: 92 + 1/2 x 35 = 109,5
Jej zielone oczy powędrował z jednego ze strażników na drugiego. Poczuła się znacznie mniej pewnie stojąc tak blisko całej gromadki. Niby była odważna. Walczyła na froncie, została wyszkolona na żołnierza, właśnie dlatego nie lekceważyła zagrożenia. Wiedziała do czego zdolni byli Druskelle. Była świadkiem ich potęgi więcej niż jednokrotnie. Znacznie łatwiej było ich pokonywać z ukrycia, zaskoczenia. Z takiej odległości nie miałaby z nimi nawet najmniejszych szans. Ani na chwilę nie przeszło jej prze zmyśl, żeby ich lekceważyć. Czuła na sobie ciężar spojrzeń dwóch bydlaków stojących tuż obok. Pewnie skupili na niej swoją całą uwagę, nie mogła im mieć tego za złe. Zwyczajnie starali się dobrze wykonywać swoje obowiązki. W przeciwieństwie do niej. Powinna teraz niańczyć ambasadora a nie zagadywać jednego z głównych gości balu.
Druskelle potrzebowali pewnie dosłownie sekundy, żeby do niej doskoczyć i zwyczajnie połamać jej ręce. Nie zdążyłaby wydać z siebie żadnego dźwięku, a skończyłaby martwa na podłodze brudząc swoją krwią wypolerowaną posadzkę. Nie zamierzała ryzykować i nie przyszła tutaj, żeby w jakikolwiek sposób zrobić krzywdę księciu.
No chyba, że będzie sam tego chciał, hehehe. - przeszło jej przez myśl.
Widocznie udzielała jej się atmosfera tajemniczości. Wszyscy goście wyglądali na zaintrygowanych, pełnych wątpliwości, rządnych wiedzy. Alya nie była inna. Z natury uchodziła za ciekawską, dlatego zdecydowała się na własny sposób dowiedzieć się jaką tajemnicę krył za sobą ten cały bal. Była pewna, że książę znał odpowiedzi na jej wszystkie pytania, ale nie spodziewała się, że będzie chciał się z nią czymkolwiek podzielić. W najgorszym wypadku jej mała misja się nie powiedzie i co? Nic. Zostanie uznana za jedną z tych próżnych panien, próbujących wprosić się na siłę w łaski bogatego księcia. Nie, żeby jej jakoś specjalnie zależało na tym co myśleli o niej inni. Z wyjątkiem Alexeia. Miała cichą nadzieję, że brat zgubił ją w tłumie gości i nie widział co właśnie wyrabiała. Pewnie przyprawiłaby go o zawał. Znowu musiałby się zamartwiać i ewentualnie ratować ją z opresji. Jak zwykle zresztą.
Położyła dłonie płasko na sukience, żeby strażnicy mieli je na widoku. Nie wiedziała czy zdawali sobie sprawę, że była griszą i nie zamierzała tego sprawdzać. Po co dawać im kolejne powody do bycia podejrzliwym. Chciała wykorzystać księcia jako źródło informacji, jednak jej zamiary wobec niego pozostawały pokojowe. Alya może i była porywcza, często nie liczyła się z konsekwencjami, ale nie była całkiem głupia. Przynajmniej taką miała nadzieję. Im więcej ludzi tym więcej opinii.
Kiedy Rasmus obdarzył ją lodowatym spojrzeniem poczuła czyste zimno. Lekki dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa i powoli zaczynała się zastanawiać, czy rzeczywiście jej zagranie było tego warte. Starała się wyglądać swobodnie, jednak w rzeczywistości spięła się jak struna. Pewnie dla osób z zewnątrz mogła wyglądać jak typowa onieśmielona podlotka, którą w pewnym sensie była. Jego oblicze onieśmielało. Błękit jego oczu przeszył ją na wskroś, jak gdyby bez problemu mógł odczytać wszystkie jej intencje i sekrety. 1, 2 sekundy hardo odwzajemniała jego spojrzenie, dając w końcu za wygraną i odwracając wzrok. Umyślnie dała się pokonać?
Nie dał po sobie poznać czy ją pamiętał czy nie, co tylko utrudniało sprawę. Szybko odzyskała rezon i postanowiła grać dalej, skoro jej na to pozwalał. Obojętnie czy celowo czy nie. W końcu nie miało to jakiegoś większego znaczenia. Stali na środku sali balowej otoczeni mnóstwem innych ludzi, co złego mogło się wydarzyć?
I właśnie wtedy coś jebło za oknem. Dziewczyna wstrzymała na chwilę oddech. Skarciła się w duchu za taką oczywistą reakcję. Trochę się wystraszyła, zbyt skupiona na księciu i Druskelle czatujących w koło. Posłała Rasmusowi przepraszający uśmiech. Z drugiej strony pewnie tego od niej oczekiwał. Bycia zwyczajną, prostą i płochliwą kobietą, czyż nie? Chyba tak właśnie uważali Fjerdanie. Nie chciała wrzucać księcia do jednego wora z całą resztą narodu, jednak nie umiała się powstrzymać. Od lat była do nich uprzedzona. Nic dziwnego. Na froncie jedynie pielęgnowała swoje negatywne odczucia na ich temat.
Książę wciąż wyglądał na znudzonego i dziewczyna przez chwilę rozważała, czy po prostu biedak zawsze nie miał takiego wyrazu twarzy. Może nie był znudzony, tylko tak wyglądał na codzień? Słysząc jego szczery ton nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Jej brwi powędrowały ku górze, kiedy przyznał, że podobał mu się występ. Może nie był tak całkiem wypruty z emocji jak jej się na początku wydawało? Potaknęła głową.
- Zgadzam się - dodała również zgodnie z prawdą. Muzyka była oszałamiająca, jak gdyby magiczna. Alya była całkiem umiejętną kłamczuchą. Uważała jednak, że kłamstwa wychodziły najlepiej, kiedy zawarło się w nich odrobinę prawdy. Były wtedy bardziej autentyczne i łatwiej było w nie uwierzyć. Mogła udawać wiecznie szczęśliwą i świergoczącą panienkę, którą nie była, jednak wtedy Rasmus na pewno wyczułby podstęp i zamknął się w sobie. Milczała przez chwilę. Muzyka przypominała jej Mały Pałac i Ravkę. Ściskała za serce w typowy, smutny sposób, potęgując jej tęsknotę. Nie przyszła tutaj jednak, żeby zamęczać Rasmusa swoim depresyjnym myśleniem. Musiała wziąć się w garść, bo jeszcze wszystkie nieumyślnie spierdoli.
- Jak długo Książę zaszczyci nas swoją obecnością? - Zapytał szczerze nie oczekując odpowiedzi na swoje pytanie. Nie musiał się jej z niczego spowiadać, więc cudów się nie spodziewała. Chciała jednak coś z niego wydobyć, inaczej po co w ogóle do niego podbijać.
Skierowała swoje spojrzenie na parkiet, gdzie tańczyło wiele różnych par. Na scenie jeszcze przed chwilą znajdowała się flecistka. Teraz zniknęła bez śladu. Alya zmarszczyła lekko brwi. Dziwne. Muzyka zmieniła się na bardziej żwawą.
- W Pańskim zamku również grają taką muzykę do tańca? - Zagadnęła kierując swoją uwagę z powrotem na Rasmusa. Jakaś aluzja? Wątpiła, żeby książę zabrał ją do tańca, albo w ogóle zrozumiał jej malutki pomysł. Spojrzała w jego niebieskie oczy uśmiechając się delikatnie. Musiała unieść podbródek lekko ku górze. Pomimo ognistego temperamentu była raczej drobna i niewysoka.
Wciąż 6
Rzuty
Spostrzegawczość: 85+40/2=105
Charyzma: 16 – ups.
Westchnęła ciężko w duchu i uniosła naczynie do ust, by pociągnąć niewielki łyk soku; korzystając z tej chwili rozejrzała się jeszcze dookoła. Być może szukała kogoś konkretnego spojrzeniem – w końcu, jakkolwiek by nie patrzeć, nie wpadła na bal w celach czysto towarzyskich. I przynależała do pewnego kręgu – a może, po prostu, ponownie się tylko rozglądała. W poszukiwaniu ewentualnych zagrożeń, choć tak na dobrą sprawę – właściwie nie była to dziedzina, do której była szkolona.
Jeden Zakon – a tak zupełnie różne kompetencje.
Niemniej, niby nie znajdowała się w Shu Hanie – a nie mogła się pozbyć poczucia, iż znajduje się wśród wilków, czyhających na fałszywy krok. Doprawdy, mogła mieć na sobie piękną suknie, spędzić przed lustrem długie godziny, żeby prezentować się co najmniej przyzwoicie – a i tak czuła się niezbyt na swoim miejscu.
Chyba nie potrafiła krakać tak, jak wrony, między które weszła tego wieczora, a przynajmniej nie mogła się pozbyć takiego wrażenia.
Kolejny łyk soku (och że też to jednak nie mógł być alkohol… wszystko byłoby zdecydowanie łatwiejszym do zniesienia), a wraz z nim – i podjęta decyzja. Rana frau Yesugen siłą rzeczy frapowała uzdrowicielkę, nawet jeśli łatwo przychodziło wydawanie (nie)odpowiednich osądów. Stąd też przywołała na twarz delikatny, uprzejmy uśmiech i skierowała się w stronę Yesugenów.
- Wspaniały mamy wieczór, nieprawdaż? Gospodarze stanęli na wysokości zadania. – przywitała się, o ile tak można to w ogóle nazwać, po czym uśmiechnęła się ciut bardziej, kierując spojrzenie na żonę radnego. - Cudowną ma kreację, musi mi pani zdradzić, u kogo ją zamówiła… pozwoli pan, że porwę pańską żonę? Z pewnością takie rozmowy was tylko nudzą? – tu już zwróciła się bezpośrednio do radnego, starając się być tak pełną wdzięku, jak to tylko możliwe.
Spostrzegawczość: 85+40/2=105
Charyzma: 16 – ups.
Westchnęła ciężko w duchu i uniosła naczynie do ust, by pociągnąć niewielki łyk soku; korzystając z tej chwili rozejrzała się jeszcze dookoła. Być może szukała kogoś konkretnego spojrzeniem – w końcu, jakkolwiek by nie patrzeć, nie wpadła na bal w celach czysto towarzyskich. I przynależała do pewnego kręgu – a może, po prostu, ponownie się tylko rozglądała. W poszukiwaniu ewentualnych zagrożeń, choć tak na dobrą sprawę – właściwie nie była to dziedzina, do której była szkolona.
Jeden Zakon – a tak zupełnie różne kompetencje.
Niemniej, niby nie znajdowała się w Shu Hanie – a nie mogła się pozbyć poczucia, iż znajduje się wśród wilków, czyhających na fałszywy krok. Doprawdy, mogła mieć na sobie piękną suknie, spędzić przed lustrem długie godziny, żeby prezentować się co najmniej przyzwoicie – a i tak czuła się niezbyt na swoim miejscu.
Chyba nie potrafiła krakać tak, jak wrony, między które weszła tego wieczora, a przynajmniej nie mogła się pozbyć takiego wrażenia.
Kolejny łyk soku (och że też to jednak nie mógł być alkohol… wszystko byłoby zdecydowanie łatwiejszym do zniesienia), a wraz z nim – i podjęta decyzja. Rana frau Yesugen siłą rzeczy frapowała uzdrowicielkę, nawet jeśli łatwo przychodziło wydawanie (nie)odpowiednich osądów. Stąd też przywołała na twarz delikatny, uprzejmy uśmiech i skierowała się w stronę Yesugenów.
- Wspaniały mamy wieczór, nieprawdaż? Gospodarze stanęli na wysokości zadania. – przywitała się, o ile tak można to w ogóle nazwać, po czym uśmiechnęła się ciut bardziej, kierując spojrzenie na żonę radnego. - Cudowną ma kreację, musi mi pani zdradzić, u kogo ją zamówiła… pozwoli pan, że porwę pańską żonę? Z pewnością takie rozmowy was tylko nudzą? – tu już zwróciła się bezpośrednio do radnego, starając się być tak pełną wdzięku, jak to tylko możliwe.
Spostrzegawczość: 69 + 40/2 = 89
Charyzma: 97
Wouter, jak niewielu z przedstawicieli jego rodziny, cieszył się ze strony Cheeno sympatią niepozbawioną jednak odpowiedniej dawki nieufności. Może to ze względu na niezwykłą uprzejmość i szacunek, które okazywał jej przy każdym spotkaniu, zupełnie nie przejmując się jej pochodzeniem i tym, jak tak naprawdę się pośród nich znalazła. Zastanawiała się czasem, czy kiedy przyjdzie moment przejęcia pałeczki po ojcu, coś się w tej kwestii zmieni. Bezwzględność Hendrikusa była jej doskonale znana, w końcu mężczyzna nie wahał się dożywotnio przywiązać jej do swojej rodziny. Po Isaacu, to właśnie do niego pałała największą niechęcią.
Uniosła z zaskoczeniem brwi, gdy zdała sobie sprawę, że szczelina, która wcześniej wydawała jej się jedynie niewinną rysą, wręcz omamem wzrokowym, była tak naprawdę zarysem drzwi. Powiodła wzrokiem po ich ramie, szukając jakiejś ukrytej klamki czy innego elementu, który pozwalałby na ich otwarcie. Niczego takiego jednak nie dostrzegła, najwyraźniej było to możliwe jedynie od środka. Czy kryło się tam coś więcej niż tylko przewody powietrza zapewniające lepszą wentylację całej rezydencji? Zastanawiało ją jej ich umiejscowienie, zazwyczaj takie pomieszczenia mieszczące się pod samym sufitem znajdowały się w mniej istotnych miejscach, Sala Balowa wydawała jej się dziwnym wyborem, architekt najwyraźniej wiedział lepiej lokując tego rodzaju ukryte przejście właśnie tutaj. Jej przemyślenia przerwał nagły huk. Podskoczyła mimowolnie, uspokajając się jednak dosyć szybko, gdy zdała sobie sprawę, że była to jedynie jedna z zapowiadających się od paru godzin burz.
- Ach, oczywiście - zreflektowała się. - Wouterze, poznaj herr Domagarova, amabsadora Ravki. Wouter Groeneveldt. - Gestem dokonała prezentacji. Odczekała chwilę, aż mężczyźni wymienią uprzejmości, po czym ponownie spróbowała pociągnąć ambasadora za język, widocznie nie będąc usatysfakcjonowaną jego wymijającą odpowiedzią. - Co ma herr na myśli? Może uchyli nam pan choć rąbka tajemnicy odnośnie jego pobytu w Ketterdamie? Czy zapowiada się jakiś sojusz? - Uśmiechnęła się nieco kokieteryjnie, w myślach burząc się na samą siebie wzięta lekkim obrzydzeniem. Zazwyczaj zupełnie nie angażowała się w tego rodzaju rozmowy, tym bardziej nie wykorzystywała w tym celu swojego uroku. Może niepostrzeżenie stała się częścią świata, którym tak bardzo gardziła. Może po niespodziewanym spotkaniu z Mauritsem we wschodniej klepce nie miała już siły na to, aby się oszukiwać i zachować resztkę pozorów.[ruletka]
Charyzma: 97
Wouter, jak niewielu z przedstawicieli jego rodziny, cieszył się ze strony Cheeno sympatią niepozbawioną jednak odpowiedniej dawki nieufności. Może to ze względu na niezwykłą uprzejmość i szacunek, które okazywał jej przy każdym spotkaniu, zupełnie nie przejmując się jej pochodzeniem i tym, jak tak naprawdę się pośród nich znalazła. Zastanawiała się czasem, czy kiedy przyjdzie moment przejęcia pałeczki po ojcu, coś się w tej kwestii zmieni. Bezwzględność Hendrikusa była jej doskonale znana, w końcu mężczyzna nie wahał się dożywotnio przywiązać jej do swojej rodziny. Po Isaacu, to właśnie do niego pałała największą niechęcią.
Uniosła z zaskoczeniem brwi, gdy zdała sobie sprawę, że szczelina, która wcześniej wydawała jej się jedynie niewinną rysą, wręcz omamem wzrokowym, była tak naprawdę zarysem drzwi. Powiodła wzrokiem po ich ramie, szukając jakiejś ukrytej klamki czy innego elementu, który pozwalałby na ich otwarcie. Niczego takiego jednak nie dostrzegła, najwyraźniej było to możliwe jedynie od środka. Czy kryło się tam coś więcej niż tylko przewody powietrza zapewniające lepszą wentylację całej rezydencji? Zastanawiało ją jej ich umiejscowienie, zazwyczaj takie pomieszczenia mieszczące się pod samym sufitem znajdowały się w mniej istotnych miejscach, Sala Balowa wydawała jej się dziwnym wyborem, architekt najwyraźniej wiedział lepiej lokując tego rodzaju ukryte przejście właśnie tutaj. Jej przemyślenia przerwał nagły huk. Podskoczyła mimowolnie, uspokajając się jednak dosyć szybko, gdy zdała sobie sprawę, że była to jedynie jedna z zapowiadających się od paru godzin burz.
- Ach, oczywiście - zreflektowała się. - Wouterze, poznaj herr Domagarova, amabsadora Ravki. Wouter Groeneveldt. - Gestem dokonała prezentacji. Odczekała chwilę, aż mężczyźni wymienią uprzejmości, po czym ponownie spróbowała pociągnąć ambasadora za język, widocznie nie będąc usatysfakcjonowaną jego wymijającą odpowiedzią. - Co ma herr na myśli? Może uchyli nam pan choć rąbka tajemnicy odnośnie jego pobytu w Ketterdamie? Czy zapowiada się jakiś sojusz? - Uśmiechnęła się nieco kokieteryjnie, w myślach burząc się na samą siebie wzięta lekkim obrzydzeniem. Zazwyczaj zupełnie nie angażowała się w tego rodzaju rozmowy, tym bardziej nie wykorzystywała w tym celu swojego uroku. Może niepostrzeżenie stała się częścią świata, którym tak bardzo gardziła. Może po niespodziewanym spotkaniu z Mauritsem we wschodniej klepce nie miała już siły na to, aby się oszukiwać i zachować resztkę pozorów.[ruletka]
Rzut: 33 + 38/2 = 52
Ekwipunek: brosza w kształcie łba wilka (+5 do zrównoważenia) [niewidoczna, wpięta w wewnętrzną część marynarki]
Część sali: dalej 3 - stoły z jedzeniem
Co tu dużo mówić, jeśli głównym celem Alyii było nagłe wytrącenie Leifa z równowagi, to z całą pewnością mógł on stwierdzić, że jej się to udało. Kompletnie nie spodziewał się tego, że kobieta dosłownie chwilę po przedstawieniu mu swojego brata, zdecyduje się zniknąć w tłumie, a wszelki słuch po niej zaginie. Nie podobało mu się. Nie tyle ze względu na to, że bawiło go jej towarzystwo, a raczej przez to, że mniej więcej wiedział, czego się może po niej spodziewać, po ich spotkaniu w ravkańskiej ambasadzie. Alexei? Jedna wielka nie wiadomo, chociaż można było się domyślić, że pewne cechy charakteru może dzielić ze swoją siostrą.
Leif zerknął kątem oka na służącą, która ruszyło w stronę radnego Hoede. Zmarszczył brwi. Coś się tutaj działo, jednak nie był jeszcze w stanie rozumieć co. A może przesadzał ze względu na to, że zostało mu przyznane wolne na czas balu? Eh, to też było możliwe.
— To dosyć wyjątkowe doświadczenie, prawda? Zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację naszych ojczystych krajów — odezwał się Leif, decydując się podzielić, chociaż minimalnie własnymi przemyśleniami.
Czas spędzony w Ketterdamie mimo wszystko stopniowo zmieniał jego punkt widzenia. Nie chodziło wprawdzie o kompletną zmianę poglądów i zapomnienie o naukach wyniesionych z wielu lat szkolenia na terytorium Fjerdy, a o potrzebę dostosowania się do zupełnie innego społeczeństwa. Bardziej neutralnego. Takiego, w którym trzeba było się napracować, aby osiągnąć swój cel. Mężczyzna miał wrażenie, że przyjazd księcia sprawi, że będzie musiał pracować jeszcze ciężej. Tutaj nie mógł się posługiwać ostrzem czy bronią palną. Jeśli chciał osiągnąć efekty, musiał przede wszystkim nauczyć się ogłady i nieoceniania pewnych kwestii po pozorach. Szacunek też był ważny. Zarówno w stosunku do ludzi, których normalnie spotkałby zapewne na polu bitwy, jak i całą gromadę arystokratów, która właśnie teraz bawiła się w najlepsze.
—Ma... temperament — odparł po dłuższej pauzie, starając się brzmieć uprzejmie. —Aczkolwiek wydaje mi się, że może to działać na jej korzyść, biorąc pod uwagę wasze obowiązki służbowe.
Najlepszą odpowiedzią byłaby neutralna odpowiedź, jednak mimo to zdecydował się odpowiedzieć szczerze. Myślami wrócił do mężczyzny, który minął ich chwilę temu i aż zaczął się za nim rozglądać, jednak zanim zdążył się bardziej zaangażować w dalsze poszukiwania nieznajomego, Alexei ponownie się do niego odezwał.
—Zna się Pan na kuchni, herr Maksimov? — zapytał od niechcenia, tylko po to, aby wyprostować się nagle, gdy do grona rozmówców został włączony radny Boreg.
W międzyczasie do uszu Leifa dotarł potężny trzask dochodzący zza okna. Mężczyzna spiął się, jednak po chwili zrelaksował nieco, gdy zrozumiał, że były to tylko pioruny.
— Nie ma wątpliwości, że występ panny Kir-Erdenetungalag uświetnił dzisiejszy bal — odparł, kłaniając się lekko w ramach powitania. — Goście na pewno będą wspominać tę noc przez następne miesiące z rozrzewnieniem.
Prawdę mówiąc, Leif nie wsłuchiwał się zbytnio w występ, jednak nie mógł też stwierdzić, że ta muzyka mu się nie podobała. Jeśli stanowiła element tła i uzupełniała go, jednocześnie nie wybijając się ponad inne elementy tego balu, to chyba można było ją uznać za odpowiednią, prawda?
Ekwipunek: brosza w kształcie łba wilka (+5 do zrównoważenia) [niewidoczna, wpięta w wewnętrzną część marynarki]
Część sali: dalej 3 - stoły z jedzeniem
Co tu dużo mówić, jeśli głównym celem Alyii było nagłe wytrącenie Leifa z równowagi, to z całą pewnością mógł on stwierdzić, że jej się to udało. Kompletnie nie spodziewał się tego, że kobieta dosłownie chwilę po przedstawieniu mu swojego brata, zdecyduje się zniknąć w tłumie, a wszelki słuch po niej zaginie. Nie podobało mu się. Nie tyle ze względu na to, że bawiło go jej towarzystwo, a raczej przez to, że mniej więcej wiedział, czego się może po niej spodziewać, po ich spotkaniu w ravkańskiej ambasadzie. Alexei? Jedna wielka nie wiadomo, chociaż można było się domyślić, że pewne cechy charakteru może dzielić ze swoją siostrą.
Leif zerknął kątem oka na służącą, która ruszyło w stronę radnego Hoede. Zmarszczył brwi. Coś się tutaj działo, jednak nie był jeszcze w stanie rozumieć co. A może przesadzał ze względu na to, że zostało mu przyznane wolne na czas balu? Eh, to też było możliwe.
— To dosyć wyjątkowe doświadczenie, prawda? Zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację naszych ojczystych krajów — odezwał się Leif, decydując się podzielić, chociaż minimalnie własnymi przemyśleniami.
Czas spędzony w Ketterdamie mimo wszystko stopniowo zmieniał jego punkt widzenia. Nie chodziło wprawdzie o kompletną zmianę poglądów i zapomnienie o naukach wyniesionych z wielu lat szkolenia na terytorium Fjerdy, a o potrzebę dostosowania się do zupełnie innego społeczeństwa. Bardziej neutralnego. Takiego, w którym trzeba było się napracować, aby osiągnąć swój cel. Mężczyzna miał wrażenie, że przyjazd księcia sprawi, że będzie musiał pracować jeszcze ciężej. Tutaj nie mógł się posługiwać ostrzem czy bronią palną. Jeśli chciał osiągnąć efekty, musiał przede wszystkim nauczyć się ogłady i nieoceniania pewnych kwestii po pozorach. Szacunek też był ważny. Zarówno w stosunku do ludzi, których normalnie spotkałby zapewne na polu bitwy, jak i całą gromadę arystokratów, która właśnie teraz bawiła się w najlepsze.
—Ma... temperament — odparł po dłuższej pauzie, starając się brzmieć uprzejmie. —Aczkolwiek wydaje mi się, że może to działać na jej korzyść, biorąc pod uwagę wasze obowiązki służbowe.
Najlepszą odpowiedzią byłaby neutralna odpowiedź, jednak mimo to zdecydował się odpowiedzieć szczerze. Myślami wrócił do mężczyzny, który minął ich chwilę temu i aż zaczął się za nim rozglądać, jednak zanim zdążył się bardziej zaangażować w dalsze poszukiwania nieznajomego, Alexei ponownie się do niego odezwał.
—Zna się Pan na kuchni, herr Maksimov? — zapytał od niechcenia, tylko po to, aby wyprostować się nagle, gdy do grona rozmówców został włączony radny Boreg.
W międzyczasie do uszu Leifa dotarł potężny trzask dochodzący zza okna. Mężczyzna spiął się, jednak po chwili zrelaksował nieco, gdy zrozumiał, że były to tylko pioruny.
— Nie ma wątpliwości, że występ panny Kir-Erdenetungalag uświetnił dzisiejszy bal — odparł, kłaniając się lekko w ramach powitania. — Goście na pewno będą wspominać tę noc przez następne miesiące z rozrzewnieniem.
Prawdę mówiąc, Leif nie wsłuchiwał się zbytnio w występ, jednak nie mógł też stwierdzić, że ta muzyka mu się nie podobała. Jeśli stanowiła element tła i uzupełniała go, jednocześnie nie wybijając się ponad inne elementy tego balu, to chyba można było ją uznać za odpowiednią, prawda?
Rzut na charyzmę: 79
Rzut na spostrzegawczość: 35 (spostrzegawczość) + 43 (1/2 k100) = 78
- Owszem - zgodził się ze swoim rozmówcą - Ma pan rację. Ludzie, którzy prowadzą ze sobą wojnę rzadko mają okazję spokojnie porozmawiać.
Bo wojna nie sprzyjała prowadzeniu konwersacji. Jeśli zdarzyło się mu usłyszeć coś od wroga były to głównie przekleństwa, groźby lub rzucane tu i tam do podwładnych komendy. Zresztą nie po to wyruszało się na wojnę, żeby rozmawiać. Ważne było to kto kogo szybciej zabije. Tutaj jednak był Ketterdam. Neutralna ziemia. Żyli tu przedstawiciele obu nacji. Takie sąsiedztwo, mieszkanie razem w jednym mieście, nie oznaczało, że rozmowa była czymś łatwym. Nadal cieniem kładł się między nimi ten cały konflikt ravkańsko - fjerdanski. Konwersacja była możliwa, co do tego nie miał wątpliwości. Była znośna, dopóki omijało się drażliwe tematy. Opuszczenie pola bitwy miało swoje pozytywne strony. Pozwalało nabrać większego dystansu do tego wszystkiego. W wolnym czasie można było przemyśleć sobie parę rzeczy i na moment wyjść ze swojej bezpiecznej strefy komfortu. Tego co się znało. Alexei odkrył na przykład, że wcale nie tęskni za wojną. Goli ścisłości, za pułkiem, za przyjaciółmi i domem - tak, tęsknił, za wojną - nie. Być może wynikało to z tego, że zabijanie nie sprawiało mu jakieś większej przyjemności. Nieraz był świadkiem tego jak żołnierze zatracają się w bitewnej rzeczywistości. Przyzwyczajali się do bezrefleksyjnego sięgania po broń w każdej sytuacji. Z nim nie było chyba jeszcze tak źle. Odbierał komuś życie, bo musiał to robić. Jednak mało kiedy sprawiało mu to szczegolną satysfakcję. Żeby odczuwać za każdym razem radość musiałby naprawdę nienawidzić Fjerdan. Poznać tą duszącą, głęboką nienawiść, która pchała do zabijania i niszczenia. Nie umiał powiedziec, co czuł do człowieka, którego poznal dosłownie przed momentem. Ostrożny dystans? Zaklopotanie? Może był trochę uprzedzony do Fjerdan, nie udał im, ale raczej ich nie nienawidził jako ludzi. To ich zwyczaje, surowa i nietolerancyjna kultura zasługiwała na nienawisc. Tak było, przynajmniej na razie.
- Alya bywa trudna, ale nie jest złą osobą. Wiele zyskuje przy bliższym poznaniu.
O, proszę nawet zdobył się na szczere wyznanie przed Leifem Blomstedtem. To już jakiś drobny postęp. A może luźna atmosfera bankietu, podziałała i na niego? Zastanowił się nad tym co usłyszał od mężczyzny. Temperament Alyi działał na jej korzyść podczas wykonywania służbowych obowiązków? Może tak. W pewnych okolicznościach było to niewątpliwie zaleta, która mogła zdecydować o bezpieczeństwie ich podopiecznego. Nie ulegało wątpliwości, że zdarzały się także sytuacje, w których impulsywność Alyi sprowadzała na nią kłopoty. Dalsze rozważania nad charakterem siostrzyczki przerwał głośny huk. Wzdrygnął się nieznacznie i rozejrzał się dookoła. Przez ułamek sekundy sądził, że ktoś jednak przemycił broń na bal i postanowił sobie postrzelać. Bardzo zabawny żart. Uspokoił się nieco, gdy zdał sobie sprawę, że zamieszanie wywołała nadciagająca burza. Bardziej z przyzwyczajenia niż prawdziwej potrzeby prześlizgnął jeszcze wzrokiem po Boregu (jego rozmówczyni musiała gdzieś odejść), po Elderterze rozmawiającym z Beudekerem, zerknął również w stronę drzwi do Biblioteki.
Jeśli chodzi o Borega. Powiedział, że Sarantuyia była znana ze swojego talentu w całym Ketterdamie? Alexei z namysłem próbował przypomnieć sobie czy coś o niej słyszał, skoro była taka sławna. Nie przebywał w mieście zbyt długo, ale bywał z ambasadorem w przeróżnych miejscach i spotykał przeróżnych ludzi. Ktoś mógł coś wspomnieć o znanej flecistce. Groeneveldtowie wytwarzali instrumenty smyczkowe, jednak byli obeznani ze środowiskiem artystów. Podobnie Radmakkerowie do których należała opera. Może to ich należało pytać o pannę Kir-Erdenetungalag. Gdyby mu na tym bardzo zależało. Nie chciał wyglądać na jakiegoś wielbiciela muzyki, któremu desperacko zależało na poznaniu utalentowanej flecistki. Wcale tak nie było. Miał zresztą co ważniejsze rzeczy na głowie niż uganianie się za Sarantuiyą.
- Naprawdę? - odparł Boregowi - Muszę mieć strasznego pecha. Wcześniej jakoś o niej nie słyszałem. Z drugiej strony mogę winić za to samego siebie. Nie jestem wielkim koneserem muzyki. A może panna Sarantuiya przebywała za miastem i nie dawała koncertów?
Hoede musiał być zadowolony, że taka znakomita artystka zgodziła się umilić gościom czas swoją muzyką. Oczywiście w grę mogły wchodzić także pieniądze. Kupiec mógł jej dobrze zapłacić za ten jeden występ na scenie. Nie żeby miał jej to za złe. Każdy miał prawo zbierać owoce swoich talentów.
- Trochę. Nie znam się na niej na tyle, by coś ugotować, ale miałem kiedyś okazję spróbować. Poza tym moja przyjaciółka przybliżyła mi nieco temat południowej kuchni - wzruszył ramionami w odpowiedzi na pytanie Leifa - Nie wątpię, że goście będą długo wspominać wstęp panny Kir-Erdenetungalag. Po tym występie stanie się jeszcze bardziej znaną i rozchwytywaną flecistką. Zdarza się panu grać na jakimś instrumencie, herr Blomstedt?
Rzut na spostrzegawczość: 35 (spostrzegawczość) + 43 (1/2 k100) = 78
- Owszem - zgodził się ze swoim rozmówcą - Ma pan rację. Ludzie, którzy prowadzą ze sobą wojnę rzadko mają okazję spokojnie porozmawiać.
Bo wojna nie sprzyjała prowadzeniu konwersacji. Jeśli zdarzyło się mu usłyszeć coś od wroga były to głównie przekleństwa, groźby lub rzucane tu i tam do podwładnych komendy. Zresztą nie po to wyruszało się na wojnę, żeby rozmawiać. Ważne było to kto kogo szybciej zabije. Tutaj jednak był Ketterdam. Neutralna ziemia. Żyli tu przedstawiciele obu nacji. Takie sąsiedztwo, mieszkanie razem w jednym mieście, nie oznaczało, że rozmowa była czymś łatwym. Nadal cieniem kładł się między nimi ten cały konflikt ravkańsko - fjerdanski. Konwersacja była możliwa, co do tego nie miał wątpliwości. Była znośna, dopóki omijało się drażliwe tematy. Opuszczenie pola bitwy miało swoje pozytywne strony. Pozwalało nabrać większego dystansu do tego wszystkiego. W wolnym czasie można było przemyśleć sobie parę rzeczy i na moment wyjść ze swojej bezpiecznej strefy komfortu. Tego co się znało. Alexei odkrył na przykład, że wcale nie tęskni za wojną. Goli ścisłości, za pułkiem, za przyjaciółmi i domem - tak, tęsknił, za wojną - nie. Być może wynikało to z tego, że zabijanie nie sprawiało mu jakieś większej przyjemności. Nieraz był świadkiem tego jak żołnierze zatracają się w bitewnej rzeczywistości. Przyzwyczajali się do bezrefleksyjnego sięgania po broń w każdej sytuacji. Z nim nie było chyba jeszcze tak źle. Odbierał komuś życie, bo musiał to robić. Jednak mało kiedy sprawiało mu to szczegolną satysfakcję. Żeby odczuwać za każdym razem radość musiałby naprawdę nienawidzić Fjerdan. Poznać tą duszącą, głęboką nienawiść, która pchała do zabijania i niszczenia. Nie umiał powiedziec, co czuł do człowieka, którego poznal dosłownie przed momentem. Ostrożny dystans? Zaklopotanie? Może był trochę uprzedzony do Fjerdan, nie udał im, ale raczej ich nie nienawidził jako ludzi. To ich zwyczaje, surowa i nietolerancyjna kultura zasługiwała na nienawisc. Tak było, przynajmniej na razie.
- Alya bywa trudna, ale nie jest złą osobą. Wiele zyskuje przy bliższym poznaniu.
O, proszę nawet zdobył się na szczere wyznanie przed Leifem Blomstedtem. To już jakiś drobny postęp. A może luźna atmosfera bankietu, podziałała i na niego? Zastanowił się nad tym co usłyszał od mężczyzny. Temperament Alyi działał na jej korzyść podczas wykonywania służbowych obowiązków? Może tak. W pewnych okolicznościach było to niewątpliwie zaleta, która mogła zdecydować o bezpieczeństwie ich podopiecznego. Nie ulegało wątpliwości, że zdarzały się także sytuacje, w których impulsywność Alyi sprowadzała na nią kłopoty. Dalsze rozważania nad charakterem siostrzyczki przerwał głośny huk. Wzdrygnął się nieznacznie i rozejrzał się dookoła. Przez ułamek sekundy sądził, że ktoś jednak przemycił broń na bal i postanowił sobie postrzelać. Bardzo zabawny żart. Uspokoił się nieco, gdy zdał sobie sprawę, że zamieszanie wywołała nadciagająca burza. Bardziej z przyzwyczajenia niż prawdziwej potrzeby prześlizgnął jeszcze wzrokiem po Boregu (jego rozmówczyni musiała gdzieś odejść), po Elderterze rozmawiającym z Beudekerem, zerknął również w stronę drzwi do Biblioteki.
Jeśli chodzi o Borega. Powiedział, że Sarantuyia była znana ze swojego talentu w całym Ketterdamie? Alexei z namysłem próbował przypomnieć sobie czy coś o niej słyszał, skoro była taka sławna. Nie przebywał w mieście zbyt długo, ale bywał z ambasadorem w przeróżnych miejscach i spotykał przeróżnych ludzi. Ktoś mógł coś wspomnieć o znanej flecistce. Groeneveldtowie wytwarzali instrumenty smyczkowe, jednak byli obeznani ze środowiskiem artystów. Podobnie Radmakkerowie do których należała opera. Może to ich należało pytać o pannę Kir-Erdenetungalag. Gdyby mu na tym bardzo zależało. Nie chciał wyglądać na jakiegoś wielbiciela muzyki, któremu desperacko zależało na poznaniu utalentowanej flecistki. Wcale tak nie było. Miał zresztą co ważniejsze rzeczy na głowie niż uganianie się za Sarantuiyą.
- Naprawdę? - odparł Boregowi - Muszę mieć strasznego pecha. Wcześniej jakoś o niej nie słyszałem. Z drugiej strony mogę winić za to samego siebie. Nie jestem wielkim koneserem muzyki. A może panna Sarantuiya przebywała za miastem i nie dawała koncertów?
Hoede musiał być zadowolony, że taka znakomita artystka zgodziła się umilić gościom czas swoją muzyką. Oczywiście w grę mogły wchodzić także pieniądze. Kupiec mógł jej dobrze zapłacić za ten jeden występ na scenie. Nie żeby miał jej to za złe. Każdy miał prawo zbierać owoce swoich talentów.
- Trochę. Nie znam się na niej na tyle, by coś ugotować, ale miałem kiedyś okazję spróbować. Poza tym moja przyjaciółka przybliżyła mi nieco temat południowej kuchni - wzruszył ramionami w odpowiedzi na pytanie Leifa - Nie wątpię, że goście będą długo wspominać wstęp panny Kir-Erdenetungalag. Po tym występie stanie się jeszcze bardziej znaną i rozchwytywaną flecistką. Zdarza się panu grać na jakimś instrumencie, herr Blomstedt?
Spostrzegawczość: 27 + 55/2 = 55
Obdarzył Tai ulotnym uśmiechem, wypuszczając ją z zasięgu swego towarzystwa, wcześniej zapamiętując krótki, lakoniczny opis griszy, którego szukała. Ostrzegawcze ogniki zatańczyły z tyłu głowy, gdy wspomniała o jego znaku. Ciężko było uwierzyć, że był to zbieg okoliczności. Zbyt wiele w krótkim czasie ich się zbiegało, by mógł zignorować podobna informację. Zmrocz. Czarne słońce. Aleksander Morozova. Ktoś, kogo nie umiał przestać darzyć niezmiennym szacunkiem. Był nawet przekonany, że gdyby urodził się w granicach Ravki, a los nie zadrwił z fjerdańskiej tradycji, wciąż pozostawałby w służbie Drugiej Armii. Nie mówił o tym jednak nikomu. Nie dzielił się myślą. Był tym kim był i w miejscu, które wybrał, przyjmując wszelkie konsekwencje podjętych decyzji. Nawet tych, które oplatały go cierniem goryczy.
Nie mógł żałować. Nie chciał.
Splendor wydarzenia, w którym uczestniczył, niezależnie od obiekcji i preferencji - robił wrażenie. Bywał na przyjęciach socjety nie raz i nawet jeśli jego obecność pozostawała w cieni wykonywanej profesji, potrafił docenić jego zalety. Być może mając okazję pozostać bardziej niedostrzegalny ze względu na swój status, łatwiej było dowiedzieć się więcej. Informacja była w Ketterdamie najbardziej pożądana walutą. A pełniąc obowiązki ochroniarza, potrzebował jej szczególnie. Biorąc - do kolekcji - pod uwagę ostatnie wydarzenia, obecność wyjątkowych gości i cały komplet towarzyskiej śmietanki, nie bez powodu miał wrażenie, że wszedł w środek poważnej rozgrywki, na szczeblach, które stawiać go mogły w roli szachowego piona. Jak wiele był w stanie zdziałać? I czy miał wpływ na przebieg rozgrywki?
Cienkie nitki pajęczych nici, które plątały się w grze gdzieś na wysokich szczeblach, był w stanie pochwycić. I pociągnąć. W ten sposób, zdobył kilka strzępów informacji. Młoda kobieta, wyraźnie nieśmiała , mimo początkowego wycofania, odpowiedziała pośrednio na jego pytanie. Zapatrzona w księcia - nie mógł się nawet dziwić - wydawała się naiwnie wierzyć w idealny obrazek baśniowego bohatera. Nie jego rolą było rozbijanie dziewczęcego marzenia, jej zachwyt kwitował uprzejmym uśmiechem, nieco bardziej pozbawionym dystansu, gdy wspomniała o strażnikach - wszyscy strażnicy herr Hoede? - upewnił się tylko, ale jego uwagę przyciągnęło coś zupełnie innego. Ktoś inny. Ciemne, przenikliwe spojrzenie, które na moment go uchwyciło. I napięcie, jakie zatańczyło w niemym przekazie, gdy smukła sylwetka Rozemarijn minęła go, pozostawiając niedokończone na ustach pytanie i konsternację. Pamiętał ją podobną tylko, podczas ich rozmowy, gdy niejako odkrył przed nią tajemnicę, którą trzymała zamkniętą nie tylko pod zmęczonymi powiekami. Co miało wywołać takie poruszenie? - Dziękuję panienko za dotrzymanie mi towarzystwa - odwrócił się ku dziewczynie, ujmując dłoń i skłaniając się lekko, po czym odwrócił się, pozostawiając ją za sobą.
Podążył nierówną ścieżką za umykającą mu postacią uzdrowicielki, jednocześnie obejmując spojrzeniem mijane persony i pomieszczenie, które wcześniej tak pobieżnie zlustrował. Większość skupiona na ko9lejnychy widowiskach, rozmowach i atrakcjach, wydawała się zaabsorbowaną sobą. Kto nie był? Ezra zastanawiał się też, czy pośród gości nie kryło się więcej zamaskowanych strażników. Skoro wszyscy mieli takie nosić? Czy się kierował gospodarz, decydując na podobny zabieg?
Z zaskoczeniem, przechodząc gdzieś przez środek głównej sali, dostrzegł bardzo znajome plecy i ciemnowłosą sylwetkę griszy, która... rozmawiała z księciem.. Zwolni9ł kroku, rozpoznaj w niej wojowniczą kobietę, którą eskortował całkiem niedawno. Tę samą, którą rozpoznał jako ochroniarza w świcie ambasadora Ravki. Nie zatrzymał się jednak, prześlizgując się przez otaczających ja druskelle. Nie wiedział, czy chciał nazwać ją lekkomyślną, wyzywająca, czy - piękną 0- w całej okazałości jej postępowania. Przelotny uśmiech zagościł mu na ustach, ale minął świtę, ścigając cień, za którym podążał. Rozemarijn dostrzegł niedaleko kanap i stolików kawowych. W pobliżu znajdował się także Wouter i Cheeno, zajętych rozmową z nikim innym, jak ambasadorem Damagarov. Dobrze, to ułatwiało mu pracę. Zatrzymał się jednak tuż obok uzdrowicielki, by z właściwą konwenansom manierą, powitać ją. Bez większej obawy sięgnął po kobiecą dłoń, nachylając się lekko - Pozwól, że użyczę ramienia - odezwał się nieco ciszej i wyprostował, oferując wsparcie. Dla potencjalnie obserwujących ich oczu, wszystko miało znaczenie. Nie mógł popełnić błędu narażając panią Beudeker na plotki. Potrzebowali jednak chwili na rozmowę. I miejsca na nią.
Przechodzę na 2
Obdarzył Tai ulotnym uśmiechem, wypuszczając ją z zasięgu swego towarzystwa, wcześniej zapamiętując krótki, lakoniczny opis griszy, którego szukała. Ostrzegawcze ogniki zatańczyły z tyłu głowy, gdy wspomniała o jego znaku. Ciężko było uwierzyć, że był to zbieg okoliczności. Zbyt wiele w krótkim czasie ich się zbiegało, by mógł zignorować podobna informację. Zmrocz. Czarne słońce. Aleksander Morozova. Ktoś, kogo nie umiał przestać darzyć niezmiennym szacunkiem. Był nawet przekonany, że gdyby urodził się w granicach Ravki, a los nie zadrwił z fjerdańskiej tradycji, wciąż pozostawałby w służbie Drugiej Armii. Nie mówił o tym jednak nikomu. Nie dzielił się myślą. Był tym kim był i w miejscu, które wybrał, przyjmując wszelkie konsekwencje podjętych decyzji. Nawet tych, które oplatały go cierniem goryczy.
Nie mógł żałować. Nie chciał.
Splendor wydarzenia, w którym uczestniczył, niezależnie od obiekcji i preferencji - robił wrażenie. Bywał na przyjęciach socjety nie raz i nawet jeśli jego obecność pozostawała w cieni wykonywanej profesji, potrafił docenić jego zalety. Być może mając okazję pozostać bardziej niedostrzegalny ze względu na swój status, łatwiej było dowiedzieć się więcej. Informacja była w Ketterdamie najbardziej pożądana walutą. A pełniąc obowiązki ochroniarza, potrzebował jej szczególnie. Biorąc - do kolekcji - pod uwagę ostatnie wydarzenia, obecność wyjątkowych gości i cały komplet towarzyskiej śmietanki, nie bez powodu miał wrażenie, że wszedł w środek poważnej rozgrywki, na szczeblach, które stawiać go mogły w roli szachowego piona. Jak wiele był w stanie zdziałać? I czy miał wpływ na przebieg rozgrywki?
Cienkie nitki pajęczych nici, które plątały się w grze gdzieś na wysokich szczeblach, był w stanie pochwycić. I pociągnąć. W ten sposób, zdobył kilka strzępów informacji. Młoda kobieta, wyraźnie nieśmiała , mimo początkowego wycofania, odpowiedziała pośrednio na jego pytanie. Zapatrzona w księcia - nie mógł się nawet dziwić - wydawała się naiwnie wierzyć w idealny obrazek baśniowego bohatera. Nie jego rolą było rozbijanie dziewczęcego marzenia, jej zachwyt kwitował uprzejmym uśmiechem, nieco bardziej pozbawionym dystansu, gdy wspomniała o strażnikach - wszyscy strażnicy herr Hoede? - upewnił się tylko, ale jego uwagę przyciągnęło coś zupełnie innego. Ktoś inny. Ciemne, przenikliwe spojrzenie, które na moment go uchwyciło. I napięcie, jakie zatańczyło w niemym przekazie, gdy smukła sylwetka Rozemarijn minęła go, pozostawiając niedokończone na ustach pytanie i konsternację. Pamiętał ją podobną tylko, podczas ich rozmowy, gdy niejako odkrył przed nią tajemnicę, którą trzymała zamkniętą nie tylko pod zmęczonymi powiekami. Co miało wywołać takie poruszenie? - Dziękuję panienko za dotrzymanie mi towarzystwa - odwrócił się ku dziewczynie, ujmując dłoń i skłaniając się lekko, po czym odwrócił się, pozostawiając ją za sobą.
Podążył nierówną ścieżką za umykającą mu postacią uzdrowicielki, jednocześnie obejmując spojrzeniem mijane persony i pomieszczenie, które wcześniej tak pobieżnie zlustrował. Większość skupiona na ko9lejnychy widowiskach, rozmowach i atrakcjach, wydawała się zaabsorbowaną sobą. Kto nie był? Ezra zastanawiał się też, czy pośród gości nie kryło się więcej zamaskowanych strażników. Skoro wszyscy mieli takie nosić? Czy się kierował gospodarz, decydując na podobny zabieg?
Z zaskoczeniem, przechodząc gdzieś przez środek głównej sali, dostrzegł bardzo znajome plecy i ciemnowłosą sylwetkę griszy, która... rozmawiała z księciem.. Zwolni9ł kroku, rozpoznaj w niej wojowniczą kobietę, którą eskortował całkiem niedawno. Tę samą, którą rozpoznał jako ochroniarza w świcie ambasadora Ravki. Nie zatrzymał się jednak, prześlizgując się przez otaczających ja druskelle. Nie wiedział, czy chciał nazwać ją lekkomyślną, wyzywająca, czy - piękną 0- w całej okazałości jej postępowania. Przelotny uśmiech zagościł mu na ustach, ale minął świtę, ścigając cień, za którym podążał. Rozemarijn dostrzegł niedaleko kanap i stolików kawowych. W pobliżu znajdował się także Wouter i Cheeno, zajętych rozmową z nikim innym, jak ambasadorem Damagarov. Dobrze, to ułatwiało mu pracę. Zatrzymał się jednak tuż obok uzdrowicielki, by z właściwą konwenansom manierą, powitać ją. Bez większej obawy sięgnął po kobiecą dłoń, nachylając się lekko - Pozwól, że użyczę ramienia - odezwał się nieco ciszej i wyprostował, oferując wsparcie. Dla potencjalnie obserwujących ich oczu, wszystko miało znaczenie. Nie mógł popełnić błędu narażając panią Beudeker na plotki. Potrzebowali jednak chwili na rozmowę. I miejsca na nią.
Przechodzę na 2
- Mistrz Gry• konto specjalne •
- Stanowisko : Mistrz Gry
Zdawało się, że szalejąca na zewnątrz burza ustała na chwilę, służba otworzyła bowiem okna i rozchyliła drzwi balkonowe. Salę wciąż wypełniała muzyka i szmery rozmów, chichotów, westchnień. Ważne postacie krzątały się w każdą ze stron, służący przemykali między pięknymi sukniami, starając się być na każde skinienie. Kilku strażników opuściło salę, przenosząc się na korytarz, gdzie można było podziwiać instalacje artystyczne. I wziąć udział w zorganizowanej przez gospodarza atrakcji.
Zbliżającej się do kanap Rozemarijn w oczy rzuciła się siedząca na jednej z nich żona radnego Yesugena. Jako uzdrowicielka prędko dostrzegłaś jej podkrążone oczy, dygoczące ręce i starannie skrytą pod makijażem ranę. Kobieta wyglądała na chorą i przestraszoną, kontynuowała jednak wymuszoną rozmowę ze swoim mężem. Bez problemu dostrzegłaś także drzwi na balkon, a wyglądając przez nie mogłaś dostrzec w oddali dym zwiastujący pożar.
Obserwując sylwetkę księcia Alya bez problemu mogła dostrzec, że choć wyglądał na znudzonego, najwyraźniej drzemała w nim pewna miłość do muzyki. Na pytanie o muzykę Fjerdy uśmiechnął się nawet lekko, jego jasne oczy zabłysły.
– Nie jestem pewien – odparł cicho. – Ciężko przewidzieć jak prędko mój cel zostanie zrealizowany w obliczu kercheńskiej… Efektywności.
Choć większości zdawałoby się, że mówił bez wyrazu, w jego tonie dostrzegłaś niechęć do Ketterdamu, dobrze znaną Ci ze względu na własne uczucia. Na drugie pytanie uniósł lekko brwi, przyglądając się z zainteresowaniem.
– Na Lodowym Dworze muzyka jest inna, bardziej surowa, chodź potrafi być równie piękna. Niewielu jest tam, czy nawet na świecie, jednak artystów tak utalentowanych jak panna Kir-Erdenetungalag.
Nie potrafiłaś odgadnąć czy wyczuł w nim sugestię, zdawało Ci się, że podniósł rękę i miał zaraz zadać Ci jakieś pytanie, jednak nie miał na to szansy. Przerwał mu radny Hoede, który zszedł wreszcie z podwyższenia i nie zaszczycił Cię nawet spojrzeniem.
– Wasza Wysokość, jeden z radnych pragnąłby wymienić z księciem kilka słów – rzucił tylko, odwracając uwagę Rasmusa.
Książę rzucił Ci spojrzenie które zdawało się niemal przepraszające, ukłonił się i podążył za radnym.
– Być może będziemy mieli jeszcze okazję dokończyć tą rozmowę.
Gdy Fjerdanin zniknął, na podwyższeniu przy schodach dostrzegłaś sylwetkę służącej rozmawiającej ze strażnikiem. Choć w pomieszczeniu nikt poza strażą nie mógł mieć broni, wydawało Ci się, że kobieta ma przy sobie sztylet.
Zbliżając się do żony radnego Zoria mogła odczytać niechęć malującą się na twarzy jej męża. Na kanapie siedziała także matka Yesugena, bacznie obserwująca każdy ruch syna. Wydawało Ci się, że ten był nieco tym przestraszony, gotów wypełnić każde ze słów rodzicielki. Przyglądając się bliżej rannej kobiecie dostrzegłaś, że jej ręce drżą, oczy nie potrafią skupić się w jednym miejscu. Była wyraźnie chora, choć nie mogłaś odgadnąć szczegółów.
– Herr Hoede nigdy nie zawodzi – odparła matka radnego, głosem stanowczym i ostrym jak brzytwa.
Kobieta była drobna i podstarzała, jednak wszystko wskazywało na to, że jej umysł funkcjonował niezwykle sprawnie. Yesugen wbiła w Ciebie spojrzenie swoich ciemnych oczu, co musiało wprawić Cię w swego rodzaju dyskomfort.
– Uszyła ją jedna z moich osobistych szwaczek, frau Bedryg. Cieszę się, że się pani podoba frau… – żona Baltu nie znała Twojego imienia ani nazwiska, urwała więc w połowie zdania.
Głos miała bardzo cichy, kruchy, niezwykle chorowity. Choć wydawała z siebie dźwięki zdawało się, że sprawia jej to niezwykłą trudność. Radny uniósł brwi, jakby chciał wyrazić zgodę, nic jednak nie powiedział, głos zabrała bowiem jego matka.
– Herr Yesugen właśnie opowiadał nam o swoich planach biznesowych, obawiam się, że frau Yesugen nie może go w takim momencie opuścić.
W jej głosie słyszałaś wrogość, ale i zainteresowanie.
Gdy Cheeno spojrzała na ambasadora Ravki, na jego twarzy pozornie malowała się obojętność. Przy bliższym spojrzeniu mogłaś jednak dostrzec, że jest poirytowany i zły. Wyraźnie nie pasowała mu wizyta księcia.
– Jeśli pragnie frau poznać sekrety książęcej wizyty obawiam się, że nie ja jestem dobrą osobą do rozmowy. Z pewnością dostrzega pani jednak, że ostatnio w stolicy dzieją się same dziwne rzeczy - odpowiedział tylko, starając się unikać kontaktu wzrokowego.
Oprócz nut złości na jego twarzy malował się także stres, zmieszany nawet z lekkim strachem.
Choć przy szczelinie na ścianie nie dostrzegłaś klamki, instynkt podpowiadał Ci, że ukryte przejście i prowadzące do niego drzwi to griszacki wynalazek. Tego rodzaju drzwi nie otwierało się przy pomocy klamek.
Alexei i Leif przez okna mogli dostrzec wiszący w powietrzu dym, zwiastujący, że gdzieś w oddali wybuchł pożar, prawdopodobnie związany z serią piorunów.
- Panna Sarantuiya to częsta bywalczyni salonów, słuchałem już wielu jej koncertów. Nie zawsze bywa w Ketterdamie, jednak jej sława zazwyczaj ją wyprzedza. W Kerch znana jest już od lat – odparł Boreg, nie zastawiając się ani chwili.
Jego słowa brzmiały szczerze, nie miałby też nic do ukrycia opowiadając o artystce.
Mijając zdobioną posadzkę w centrum sali balowej Ezra mógł dostrzec dziwny blask bijący z oka morskiego węża zdobiącego mozaikę. Materiał, z którego zostało ono wykonane nie pasował do reszty podłogi.
Ambasador spojrzał na Lavro nieobecnym wzrokiem.
– Ah, jego wysokość… Ma słabość do kobiet – odparł tylko, zupełnie niezdziwiony faktem, iż książę rozmawia z jakąś tajemniczą damą. – Ketterdam to jednak nie miasto dla większości Fjerdan.
Druga część miała stanowić odpowiedź na kolejne pytanie. Ambasador nie wydawał się specjalnie zainteresowany tym tematem, nie miał jednak powodu by nie odpowiadać. Twój wzrok powędrował w kierunku zdobionych drzwi, które choć ozdobne, zdawały się nie pasować do reszty sali. Były też niecodziennie grube i masywne, tak jakby chroniły dostępu do czegoś więcej niż tylko książek. Stojący w pobliżu uzbrojeni strażnicy zdawali się potwierdzać. Zauważyłeś, że tylko jeden z nich nie posiada przy sobie żadnego oręża, na jego nadgarstkach widniały jednak bransolety charakterystyczne dla Piekielników.
Bardzo przepraszamy za opóźnienie, jednak Mistrz Gry jest chory, stąd obsuwa czasowa.
Wszystkie postacie, które w poprzedniej rundzie coś dostrzegły (osiągnęły co najmniej 50) mogą spróbować bliżej przyjrzeć się jednemu ze swoich odkryć. Wymagany jest wtedy kolejny rzut k100 na spostrzegawczość, liczony na takich samych zasadach. Rzut liczony jest jako jedna akcja.
Każda z obecnych na sali postaci może także próbować wyciągnąć dowolnego rodzaju informacje z postaci NPC (ambasadorów, radnych, strażników, służących etc) stojących w jej pobliżu, zagabując je. Należy rzucić wówczas kością k100, postacie z charyzmą na III poziomie otrzymają bonus +40 do rzutu. Każda próba oceniana będzie indywidualnie, ze względu na sposób w jaki została odegrana i informacje, których postać poszukuje. Wszystkie rzuty z wynikiem poniżej 40 są jednak automatyczną porażką. Rzut liczony jest jako jedna akcja.
Lokalizacja kluczowych postaci NPC:
1 - radni Raddmaker, Van Hoorn, Boreg, ambasador Shu Hanu, ambasador Nowoziemia
2 - radny Yesugen, ambasador Ravki
3 - radny Boreg
4 - muzycy, radny Groeneveldt (przy podeście)
5 -
6 - książę Rasmus, radny Hoede
7 - radny Van Eck, ambasador Fjerdy
Strażnicy ustawieni są wszędzie, podobnie jak służący.
W poście można dokonać maksymalnie dwóch akcji. Przemieszczenie się do innej części sali balowej (innej cyferki) jest liczone jako jedna akcja, przemieszczanie się w obrębie części w której już się stoi nie jest liczone jako akcja. Każdy rzut kostką liczony jest jako jedna akcja.
Jutro pojawią się dodatkowe lokacje do których możecie przejść po napisaniu tu posta i wyjściu z tematu: balkon, gdzie będzie można przeprowadzić wątek prywatny (za każdy pełen regulaminowy wątek należeć się będzie dodatkowe 10 punktów) oraz korytarz, gdzie dostępna będzie minigra, atrakcja balowa. W razie potrzeby pojawi się także pełna sekretów biblioteka. By się do niej dostać należy rzucić kostką i w poście opisać jak przekonało się strażników do przepuszczenia postaci przez drzwi, próg sukcesu to 80. Rzut liczony jest jako jedna akcja, niepowodzenie może wiązać się z konsekwencjami. Można również pozostać w sali balowej, gdzie Mistrz Gry będzie interweniował w razie potrzeby (jeśli wyrzucicie odpowiednią liczbę oczek na spostrzegawczość/charyzmę). Na korzystanie z atrakcji będziecie mieć tydzień (do 22 lipca godziny 20), później wszystkie postacie zostaną ponownie zaproszone do sali balowej.
Możecie napisać więcej niż jeden post, jednak wciąż przysługują wam jedynie dwie akcje na każde 48h. Nie obowiązuje kolejka.
Zbliżającej się do kanap Rozemarijn w oczy rzuciła się siedząca na jednej z nich żona radnego Yesugena. Jako uzdrowicielka prędko dostrzegłaś jej podkrążone oczy, dygoczące ręce i starannie skrytą pod makijażem ranę. Kobieta wyglądała na chorą i przestraszoną, kontynuowała jednak wymuszoną rozmowę ze swoim mężem. Bez problemu dostrzegłaś także drzwi na balkon, a wyglądając przez nie mogłaś dostrzec w oddali dym zwiastujący pożar.
Obserwując sylwetkę księcia Alya bez problemu mogła dostrzec, że choć wyglądał na znudzonego, najwyraźniej drzemała w nim pewna miłość do muzyki. Na pytanie o muzykę Fjerdy uśmiechnął się nawet lekko, jego jasne oczy zabłysły.
– Nie jestem pewien – odparł cicho. – Ciężko przewidzieć jak prędko mój cel zostanie zrealizowany w obliczu kercheńskiej… Efektywności.
Choć większości zdawałoby się, że mówił bez wyrazu, w jego tonie dostrzegłaś niechęć do Ketterdamu, dobrze znaną Ci ze względu na własne uczucia. Na drugie pytanie uniósł lekko brwi, przyglądając się z zainteresowaniem.
– Na Lodowym Dworze muzyka jest inna, bardziej surowa, chodź potrafi być równie piękna. Niewielu jest tam, czy nawet na świecie, jednak artystów tak utalentowanych jak panna Kir-Erdenetungalag.
Nie potrafiłaś odgadnąć czy wyczuł w nim sugestię, zdawało Ci się, że podniósł rękę i miał zaraz zadać Ci jakieś pytanie, jednak nie miał na to szansy. Przerwał mu radny Hoede, który zszedł wreszcie z podwyższenia i nie zaszczycił Cię nawet spojrzeniem.
– Wasza Wysokość, jeden z radnych pragnąłby wymienić z księciem kilka słów – rzucił tylko, odwracając uwagę Rasmusa.
Książę rzucił Ci spojrzenie które zdawało się niemal przepraszające, ukłonił się i podążył za radnym.
– Być może będziemy mieli jeszcze okazję dokończyć tą rozmowę.
Gdy Fjerdanin zniknął, na podwyższeniu przy schodach dostrzegłaś sylwetkę służącej rozmawiającej ze strażnikiem. Choć w pomieszczeniu nikt poza strażą nie mógł mieć broni, wydawało Ci się, że kobieta ma przy sobie sztylet.
Zbliżając się do żony radnego Zoria mogła odczytać niechęć malującą się na twarzy jej męża. Na kanapie siedziała także matka Yesugena, bacznie obserwująca każdy ruch syna. Wydawało Ci się, że ten był nieco tym przestraszony, gotów wypełnić każde ze słów rodzicielki. Przyglądając się bliżej rannej kobiecie dostrzegłaś, że jej ręce drżą, oczy nie potrafią skupić się w jednym miejscu. Była wyraźnie chora, choć nie mogłaś odgadnąć szczegółów.
– Herr Hoede nigdy nie zawodzi – odparła matka radnego, głosem stanowczym i ostrym jak brzytwa.
Kobieta była drobna i podstarzała, jednak wszystko wskazywało na to, że jej umysł funkcjonował niezwykle sprawnie. Yesugen wbiła w Ciebie spojrzenie swoich ciemnych oczu, co musiało wprawić Cię w swego rodzaju dyskomfort.
– Uszyła ją jedna z moich osobistych szwaczek, frau Bedryg. Cieszę się, że się pani podoba frau… – żona Baltu nie znała Twojego imienia ani nazwiska, urwała więc w połowie zdania.
Głos miała bardzo cichy, kruchy, niezwykle chorowity. Choć wydawała z siebie dźwięki zdawało się, że sprawia jej to niezwykłą trudność. Radny uniósł brwi, jakby chciał wyrazić zgodę, nic jednak nie powiedział, głos zabrała bowiem jego matka.
– Herr Yesugen właśnie opowiadał nam o swoich planach biznesowych, obawiam się, że frau Yesugen nie może go w takim momencie opuścić.
W jej głosie słyszałaś wrogość, ale i zainteresowanie.
Gdy Cheeno spojrzała na ambasadora Ravki, na jego twarzy pozornie malowała się obojętność. Przy bliższym spojrzeniu mogłaś jednak dostrzec, że jest poirytowany i zły. Wyraźnie nie pasowała mu wizyta księcia.
– Jeśli pragnie frau poznać sekrety książęcej wizyty obawiam się, że nie ja jestem dobrą osobą do rozmowy. Z pewnością dostrzega pani jednak, że ostatnio w stolicy dzieją się same dziwne rzeczy - odpowiedział tylko, starając się unikać kontaktu wzrokowego.
Oprócz nut złości na jego twarzy malował się także stres, zmieszany nawet z lekkim strachem.
Choć przy szczelinie na ścianie nie dostrzegłaś klamki, instynkt podpowiadał Ci, że ukryte przejście i prowadzące do niego drzwi to griszacki wynalazek. Tego rodzaju drzwi nie otwierało się przy pomocy klamek.
Alexei i Leif przez okna mogli dostrzec wiszący w powietrzu dym, zwiastujący, że gdzieś w oddali wybuchł pożar, prawdopodobnie związany z serią piorunów.
- Panna Sarantuiya to częsta bywalczyni salonów, słuchałem już wielu jej koncertów. Nie zawsze bywa w Ketterdamie, jednak jej sława zazwyczaj ją wyprzedza. W Kerch znana jest już od lat – odparł Boreg, nie zastawiając się ani chwili.
Jego słowa brzmiały szczerze, nie miałby też nic do ukrycia opowiadając o artystce.
Mijając zdobioną posadzkę w centrum sali balowej Ezra mógł dostrzec dziwny blask bijący z oka morskiego węża zdobiącego mozaikę. Materiał, z którego zostało ono wykonane nie pasował do reszty podłogi.
Ambasador spojrzał na Lavro nieobecnym wzrokiem.
– Ah, jego wysokość… Ma słabość do kobiet – odparł tylko, zupełnie niezdziwiony faktem, iż książę rozmawia z jakąś tajemniczą damą. – Ketterdam to jednak nie miasto dla większości Fjerdan.
Druga część miała stanowić odpowiedź na kolejne pytanie. Ambasador nie wydawał się specjalnie zainteresowany tym tematem, nie miał jednak powodu by nie odpowiadać. Twój wzrok powędrował w kierunku zdobionych drzwi, które choć ozdobne, zdawały się nie pasować do reszty sali. Były też niecodziennie grube i masywne, tak jakby chroniły dostępu do czegoś więcej niż tylko książek. Stojący w pobliżu uzbrojeni strażnicy zdawali się potwierdzać. Zauważyłeś, że tylko jeden z nich nie posiada przy sobie żadnego oręża, na jego nadgarstkach widniały jednak bransolety charakterystyczne dla Piekielników.
Bardzo przepraszamy za opóźnienie, jednak Mistrz Gry jest chory, stąd obsuwa czasowa.
Wszystkie postacie, które w poprzedniej rundzie coś dostrzegły (osiągnęły co najmniej 50) mogą spróbować bliżej przyjrzeć się jednemu ze swoich odkryć. Wymagany jest wtedy kolejny rzut k100 na spostrzegawczość, liczony na takich samych zasadach. Rzut liczony jest jako jedna akcja.
Każda z obecnych na sali postaci może także próbować wyciągnąć dowolnego rodzaju informacje z postaci NPC (ambasadorów, radnych, strażników, służących etc) stojących w jej pobliżu, zagabując je. Należy rzucić wówczas kością k100, postacie z charyzmą na III poziomie otrzymają bonus +40 do rzutu. Każda próba oceniana będzie indywidualnie, ze względu na sposób w jaki została odegrana i informacje, których postać poszukuje. Wszystkie rzuty z wynikiem poniżej 40 są jednak automatyczną porażką. Rzut liczony jest jako jedna akcja.
Lokalizacja kluczowych postaci NPC:
1 - radni Raddmaker, Van Hoorn, Boreg, ambasador Shu Hanu, ambasador Nowoziemia
2 - radny Yesugen, ambasador Ravki
3 - radny Boreg
4 - muzycy, radny Groeneveldt (przy podeście)
5 -
6 - książę Rasmus, radny Hoede
7 - radny Van Eck, ambasador Fjerdy
Strażnicy ustawieni są wszędzie, podobnie jak służący.
W poście można dokonać maksymalnie dwóch akcji. Przemieszczenie się do innej części sali balowej (innej cyferki) jest liczone jako jedna akcja, przemieszczanie się w obrębie części w której już się stoi nie jest liczone jako akcja. Każdy rzut kostką liczony jest jako jedna akcja.
Jutro pojawią się dodatkowe lokacje do których możecie przejść po napisaniu tu posta i wyjściu z tematu: balkon, gdzie będzie można przeprowadzić wątek prywatny (za każdy pełen regulaminowy wątek należeć się będzie dodatkowe 10 punktów) oraz korytarz, gdzie dostępna będzie minigra, atrakcja balowa. W razie potrzeby pojawi się także pełna sekretów biblioteka. By się do niej dostać należy rzucić kostką i w poście opisać jak przekonało się strażników do przepuszczenia postaci przez drzwi, próg sukcesu to 80. Rzut liczony jest jako jedna akcja, niepowodzenie może wiązać się z konsekwencjami. Można również pozostać w sali balowej, gdzie Mistrz Gry będzie interweniował w razie potrzeby (jeśli wyrzucicie odpowiednią liczbę oczek na spostrzegawczość/charyzmę). Na korzystanie z atrakcji będziecie mieć tydzień (do 22 lipca godziny 20), później wszystkie postacie zostaną ponownie zaproszone do sali balowej.
Możecie napisać więcej niż jeden post, jednak wciąż przysługują wam jedynie dwie akcje na każde 48h. Nie obowiązuje kolejka.
rzut na spostrzegawczość nieudany, ten na charyzmę też
Po upływie kilku lat jej obecność w Ketterdamie się przeterminowała; otaczająca ją mgła plotek rozrzedziła się, ukazując zwyczajność prawdy. Socjeta znalazła sobie nowe tematy do rozmów, a małżeństwo kłujące w oczy mezaliansem, stało się raptem jednym z wielu zawartych na podobnych warunkach. Ketterdam kochał pozory; Rozemarijn nawet nie chciała się zastanawiać, ile z obecnych tutaj żon i mężów kryło za swoimi uśmiechniętymi obliczami sekrety, których uchylenie rąbka spowodowałoby wysypanie się trupów z szafy.
Nie inaczej pomyślała, widząc żonę radnego Yesugena. Zapamiętała ją jako piękną, dumną kobietę u boku milczącego i w zasadzie mało interesującego męża. Nie od dzisiaj mawiało się, że tak naprawdę na miejscu tego mężczyzny w radzie powinna zasiąść jego matka. Niezdrowe relacje na linii syn-matka wydawały się machać czerwoną flagą ilekroć ktoś zdecydował się przyjrzeć im nieco dłużej. Nie o tym jednak rozmyślała, dostrzegłszy przykrytą makijażem ranę. Powstrzymała się od zmarszczenia brwi, choć czoło i tak przecięła bruzda. Czy można to było poczytać za wołanie o pomoc? Przecież gdyby chciała ukryć pamiątkę czegoś strasznego, zdecydowałaby się na uzdrowiciela, który w sekundę pozbyłby się nieestetycznej, zdradzającej zbyt dużo skazy.
Czyżby Yesugen nie był tak niewinny, za jakiego uchodził?
Miała ochotę podejść i włączyć się w rozmowę, chcąc zareagować natychmiast. Uznała jednak, że wróci do tego tematu jak tylko Yesugen oddali się od wyraźnie przestraszonej żony. Dołączenie do nich teraz mogłoby jedynie spowodować, że kobieta zamknie się na ofertę pomocy. Znała ten mechanizm.
Zgodnie z przewidywaniami, Ezra wyłonił się z tłumu. Starała się nie poświęcać mu więcej uwagi, niż gdyby miało to miejsce w przypadku czegokolwiek ponad grzeczną, przypadkową pogawędkę, którymi wypełniona była ta sala. Przyjęła jego ramię, wzrok nakierowując na wyjście na balkon.
- Przewietrzmy się - zasugerowała, zmęczona już tumultem śmiechów i słów płynących zewsząd wartkim strumieniem; miała wrażenie, że w końcu wszyscy utoną w jego miałkości, której nikt nie pragnął, a każdy czuł. Należało się wręcz zastanowić, dlaczego sobie to wobec tego robią.
Ponadto liczyła, że za ciężkimi kotarami przysłaniającymi okna, umknie przed wzrokiem męża. Choć rozsądek stale tłumaczył, że nie robi przecież nic zdrożnego, poczucie mrowienia na karku sugerowało coś odwrotnego. Ciężko było pogorszyć ich sytuację, a jednak wrażenie, że właśnie to robi było wszechogarniające.
Odległy widok dymu ją zaniepokoił. Ciężko było jednak dostrzec coś w mroku, w którym wciąż wisiała deszczowa mgła. Powiew świeżego powietrza zza okien nieco ją otrzeźwił; doceniła w końcu fakt, że Hoede zdecydował się na organizację dzisiejszego wieczoru poza miastem.
Zbywając dostrzeżoną strugę dymu jako, być może, dym z kominów fabryk, postanowiła już dłużej się tym nie kłopotać.
- Miał pan okazję porozmawiać z herr Kruizem, panie Hernau? - Zapytała oficjalnie, zdając sobie sprawę, że nim przekroczą próg balkonu wciąż muszą pokonać prowadzącą doń drogę, usianą przeszkodami w postaci innych gości. Mogłaby się założyć, że słuchali nieco zbyt uważnie. Sprawiała wrażenie, jakby za tym pytaniem kryło się coś jeszcze, ale jednocześnie spokoju nie dawał jej stan pani Yesugen, który ściągał jej wzrok jak magnes. Przestąpiwszy z nogi na nogę, wiedząc doskonale, że kolejna propozycja ponownie odwlecze w czasie prywatną rozmowę z Ezrą, nie mogła jednak przyglądać się bezczynnie.
- Spójrz, pani Yesugen. Słyszałam, że zaangażowała się ostatnio w pomoc pracownikom rafinerii.... - zaczęła, sygnalizując, że powinni udać się w tamtą stronę, zwracając uwagę piekielnika na stan kobiety, który jednakowoż mógłby mu umknąć.
- Przepraszam, że przeszkadzamy, ale słyszałam o programie pomocy medycznej dla pracowników rafinerii. Chętnie usłyszałabym o szczegółach - uśmiechnęła się do pani Yesugen. - Towarzyszy mi pan Hernau, chcieliśmy przyjrzeć się widokowi z balkonu, może pani do nas dołączy? - Zapytała niezobowiązująco.
Po upływie kilku lat jej obecność w Ketterdamie się przeterminowała; otaczająca ją mgła plotek rozrzedziła się, ukazując zwyczajność prawdy. Socjeta znalazła sobie nowe tematy do rozmów, a małżeństwo kłujące w oczy mezaliansem, stało się raptem jednym z wielu zawartych na podobnych warunkach. Ketterdam kochał pozory; Rozemarijn nawet nie chciała się zastanawiać, ile z obecnych tutaj żon i mężów kryło za swoimi uśmiechniętymi obliczami sekrety, których uchylenie rąbka spowodowałoby wysypanie się trupów z szafy.
Nie inaczej pomyślała, widząc żonę radnego Yesugena. Zapamiętała ją jako piękną, dumną kobietę u boku milczącego i w zasadzie mało interesującego męża. Nie od dzisiaj mawiało się, że tak naprawdę na miejscu tego mężczyzny w radzie powinna zasiąść jego matka. Niezdrowe relacje na linii syn-matka wydawały się machać czerwoną flagą ilekroć ktoś zdecydował się przyjrzeć im nieco dłużej. Nie o tym jednak rozmyślała, dostrzegłszy przykrytą makijażem ranę. Powstrzymała się od zmarszczenia brwi, choć czoło i tak przecięła bruzda. Czy można to było poczytać za wołanie o pomoc? Przecież gdyby chciała ukryć pamiątkę czegoś strasznego, zdecydowałaby się na uzdrowiciela, który w sekundę pozbyłby się nieestetycznej, zdradzającej zbyt dużo skazy.
Czyżby Yesugen nie był tak niewinny, za jakiego uchodził?
Miała ochotę podejść i włączyć się w rozmowę, chcąc zareagować natychmiast. Uznała jednak, że wróci do tego tematu jak tylko Yesugen oddali się od wyraźnie przestraszonej żony. Dołączenie do nich teraz mogłoby jedynie spowodować, że kobieta zamknie się na ofertę pomocy. Znała ten mechanizm.
Zgodnie z przewidywaniami, Ezra wyłonił się z tłumu. Starała się nie poświęcać mu więcej uwagi, niż gdyby miało to miejsce w przypadku czegokolwiek ponad grzeczną, przypadkową pogawędkę, którymi wypełniona była ta sala. Przyjęła jego ramię, wzrok nakierowując na wyjście na balkon.
- Przewietrzmy się - zasugerowała, zmęczona już tumultem śmiechów i słów płynących zewsząd wartkim strumieniem; miała wrażenie, że w końcu wszyscy utoną w jego miałkości, której nikt nie pragnął, a każdy czuł. Należało się wręcz zastanowić, dlaczego sobie to wobec tego robią.
Ponadto liczyła, że za ciężkimi kotarami przysłaniającymi okna, umknie przed wzrokiem męża. Choć rozsądek stale tłumaczył, że nie robi przecież nic zdrożnego, poczucie mrowienia na karku sugerowało coś odwrotnego. Ciężko było pogorszyć ich sytuację, a jednak wrażenie, że właśnie to robi było wszechogarniające.
Odległy widok dymu ją zaniepokoił. Ciężko było jednak dostrzec coś w mroku, w którym wciąż wisiała deszczowa mgła. Powiew świeżego powietrza zza okien nieco ją otrzeźwił; doceniła w końcu fakt, że Hoede zdecydował się na organizację dzisiejszego wieczoru poza miastem.
Zbywając dostrzeżoną strugę dymu jako, być może, dym z kominów fabryk, postanowiła już dłużej się tym nie kłopotać.
- Miał pan okazję porozmawiać z herr Kruizem, panie Hernau? - Zapytała oficjalnie, zdając sobie sprawę, że nim przekroczą próg balkonu wciąż muszą pokonać prowadzącą doń drogę, usianą przeszkodami w postaci innych gości. Mogłaby się założyć, że słuchali nieco zbyt uważnie. Sprawiała wrażenie, jakby za tym pytaniem kryło się coś jeszcze, ale jednocześnie spokoju nie dawał jej stan pani Yesugen, który ściągał jej wzrok jak magnes. Przestąpiwszy z nogi na nogę, wiedząc doskonale, że kolejna propozycja ponownie odwlecze w czasie prywatną rozmowę z Ezrą, nie mogła jednak przyglądać się bezczynnie.
- Spójrz, pani Yesugen. Słyszałam, że zaangażowała się ostatnio w pomoc pracownikom rafinerii.... - zaczęła, sygnalizując, że powinni udać się w tamtą stronę, zwracając uwagę piekielnika na stan kobiety, który jednakowoż mógłby mu umknąć.
- Przepraszam, że przeszkadzamy, ale słyszałam o programie pomocy medycznej dla pracowników rafinerii. Chętnie usłyszałabym o szczegółach - uśmiechnęła się do pani Yesugen. - Towarzyszy mi pan Hernau, chcieliśmy przyjrzeć się widokowi z balkonu, może pani do nas dołączy? - Zapytała niezobowiązująco.
- Sponsored content
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach