Lavro Egorov 6PHGXqiC_o

Lavro Egorov
• zakontraktowany •
Lavro Egorov
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : dowódca straży przybocznej rodziny Van Eck. sierota, która nie odnalazła domu.
https://kerch.forumpolish.com/t280-lavro-egorov

Lavro Egorov

25.05.21 20:27

LAVRO EGOROV

ft. Diego Barrueco

Lavro Egorov Lavro4

statystyki:

siła: 50
zwinność: 40
żywotność: 60
spostrzegawczość: 10
zręczność: 20
zrównoważenie: 20

Umiejętności:

Hazard — I
Fechtunek — II
Używanie Broni Palnej — II
Walka Wręcz — III

metryka:

Pochodzenie:
Ravka | mury sierocińca w Os Kervo

Data urodzenia:
początek jesieni 356 roku po powstaniu Fałdy

Status majątkowy:
średniozamożny

Zawód, miejsce pracy:
Dowódca straży przybocznej rodziny kupieckiej Van Eck. Wściekły kundel na usługach pana. Człowiek od wszystkiego.

Opanowane języki:
język kercheński
język ravkański (podstawy)

Wiara:
Święci


BIOGRAFIA BOHATERA




°



Os Kervo majaczyło niepewnie na horyzoncie.
Podobno jego ojczyna, jego dom, nawet smętny sierociniec były piękne. Podobno ptasie trele malowały każdy poranek. Podobno przyjaźnił się z dziewczynką, której ani imienia, ani twarzy nie potrafi pamiętać. Podobno porwany został krótko przed siódmymi urodzinami.
Podobno.
Przeszłość, jaka zalegała pod sklepieniem myśli, pozostała owiana tajemnicą. Przydymiona przez zgliszcza wielobarwnych wspomnień okrutnie pożeranych płomieniami, osnuta zimnym, nieprzyjemnym milczeniem człowieka, który sprawował władzę nad życiem oraz śmiercią chłopca o ciemnym, nieprzebytym spojrzeniu. Tym samym, jakie wielokrotnie wrzeszczało, chociaż usta milczały zawzięcie. Małomówność była nader pożądana przez nazwisko Van Eck — szczególnie przez mężczyznę zasiadającego na szczycie. Tego, który był panem.
To jego pragnienie zapoczątkowało bolesną przemianę, wyrywało dziecięcą niewinność z kilkuletniego ciałka, by obsadzić we wściekłym, gniewnym ciele młodego mężczyzny, którego posłuszeństwa pragnął bardziej każdego kolejnego dnia. Wielokrotnie obserwował przez pryzmat sierocej wstęgi zaciekłość, jaka podnosiła po wszystkich upadkach, wymierzonych razach, zawistnych spojrzeniach, których ciężar Lavro dźwigał na drżących ramionach. Niewiele (właściwie nic) pamiętając ze swego pierwszego życia.
Wszystko zostało bezpardonowo wyparte.
Czas pozostawił tylko jedno.
Chaos.
Był na początku i miał być na końcu.
Był we wszystkich sekundach, jakie dzieliły kilkuletniego chłopca od ostatniego oddechu — ilekroć głowa nurkowała pod ciężarem wody; ilekroć żebra pękały przy każdym kopnięciu; ilekroć łamano nos wściekłym ciosem męskiej pięści. Chaos towarzyszył każdego dnia, zakorzeniając się gwałtownie ostrymi szponami strachu oraz posłuszeństwa we wnętrzu, jakie pustoszono minuta po minucie, godzina po godzinie, wypierając wszelkie strzępy przeszłości.

°



Balast rewolweru w dłoni.
Posmak krwi w ustach.
Połyskujące ostrze noża.
Rozcięty łuk brwiowy.
Brzdęk ciężkich naboi.
Każdy dzień przypominał poprzedni — prędzej czy później codzienność obrysowana została grubym konturem schematu. Poszarzała rzeczywistość wzgardzanej sieroty, która ani razu nie pomyślała o tym, by zdechnąć, by osunąć się w pustkę, by posmakować przyjemnej śmierci, bowiem samemu miał się przeistoczyć w jej wiernego wyznawcę.
Strzelał coraz szybciej.
Uderzał coraz wścieklej.
Upadał coraz rzadziej.
Lavro Egorov odradzał się niespokojnie, pielęgnując szaleństwo wraz ze swoistym wynaturzeniem, pozwalając ciemności kiełkować we własnym wnętrzu. Smakował zachłannie słodyczy każdego zwycięstwa i zaczynał przeistaczać, porzucając przerażone dziecko raz na zawsze. Nie był pięknym, acz śmiertelnie delikatnym motylem; był okrutnie szpetną bestią szczerzącą wściekle kły, zatapiając wszelkie człowieczeństwo pod powierzchnią pięknie szeptanych słów, których truciznę brutalnie sączył pośród myśli Van Eck.
Układał go niczym agresywnego psa szkolonego do walki.
Tłukł dopóki charczał resztami oddechu.
I wierzył, że kundel pozostanie lojalny, i nigdy się nie cofnie.
I nie będzie zadawał niepotrzebnych pytań.

°



Wyprowadził cios.
Gładki i błyskawiczny.
Odgłos łamanej kości przyozdobił jego twarz szerokim uśmiechem — tryumf smakował słodko, mimo odniesionych obrażeń oraz bólu promieniującego coraz dalej, gdzieś w głąb piętnastoletniego ciała. Obejrzał się przez ramię na powalonego przeciwnika, oddychając szybko, łapczywie chwytając każdego haustu powietrza niczym życiodajnego nektaru, jednak to męskiego spojrzenia pożądał nade wszystko. Zimnego, stalowego wzroku potrafiącego ciąć głębiej niż niejedno ostrze sztyletu, których kontury zamajaczyły we wnętrzu ćwiczebnego manekina.
Wypatroszona kukła wyglądała marnie, wręcz nędznie. Dokładnie tak, jak właśnie czuł się Lavro. Wyzuty ze wszelkich emocji, obojętny na uczucia zakradające się wielokrotnie do codzienności, pogardzający wszystkim, co było po prostu ludzkie, a czego został brutalnie pozbawiony; wiedział, że nie wolno mu okazywać słabości, że lojalność jest najintensywniej pożądanym towarem, że milczenie wyrażało wiele więcej, jeśli ktoś potrafił się mu odpowiednio przysłuchać.
Milczał za każdym razem.
Ani razu nie pozwolił, by jakikolwiek dźwięk wyswobodził się ustom, dopóki trening nie dobiegł końca. Musiał pozostać bezgłośny, chowając głęboko każdą urazę, zlizując językiem metaliczne krople krwistej posoki spływającej rozciętą wargą oraz kolekcjonując blizny jedna po drugiej. We wszystkim poszukiwał posłuszeństwa względem swego pana, bowiem jemu służył, zawdzięczał życie i jednocześnie ofiarowywał swe dłonie — gotowe wymierzać kupiecką sprawiedliwość, ścigać niewdzięczników, wtłaczać boleśnie każdą prawdę, jaką Van Eck wówczas głosił.
Ani razu się nie przeciwstawił, bowiem zdążył zapomnieć, co znaczy sprzeciw.
Milczał też tamtej nocy, kiedy został wezwany do Niego.
— Boisz się? — męski głos rozdarł kurtynę ciszy.
Lavro pokręcił głową.
— To dobrze, bardzo dobrze. — Mężczyzna podniósł się ociężale, przywołując go bliżej. — Będę miał dla ciebie zadanie, ważniejsze niż cokolwiek do tej pory i jeśli zawiedziesz, upierdolę ci głowę. Rozumiesz mnie, Lavro?
Skinął głową, wciąż milcząc.
— Dobrze, chodź za mną.
Posłusznie zanurkował w ciemność.
Prowadzony przez mroczne zaułki, mijający niezliczone zamtuzy, obserwujący kątem oka tajemnicze sylwetki przemykające pod czujnym spojrzeniem nocy, której atłasowe połacie nieboskłonu jaśniały blaskiem pobladłej tarczy księżyca. Nie wypowiadając żadnego słowa cierpliwie podążał za swoim właścicielem, przyglądając się przybocznej straży otaczającej mężczyznę ciasnym kokonem i podświadomie musnął opuszkami palców rewolwer wetknięty pod poszarzały płaszcz. Nie liczył kroków, jakie przyszło mu pokonać w labiryncie cichych uliczek, jednak doskonale odnajdywał się w nieznanym — wiedział, iż przybyli do portu.
Na widoczny rozkaz pokonał odległość dzielącą od kupca, którego palce zacisnęły się boleśnie na chłopięcym ramieniu wciąż zasinionym po morderczych treningach. Nie pisnął mimo to słowa, pozwalając jedynie palcom zwinąć się gwałtownie w pięści; może jeszcze iskra zniecierpliwienia zamigotała pod orzechową taflą spojrzenia. Nic więcej.
— Widzisz ten statek? — Van Eck wskazał zamglony kontur w oddali.
Chłopiec przytaknął.
— Człowiek, który nań przesiaduje, miał mi dostarczyć… towar — pauza zwraca uwagę Lavro. Brew wędruje ku górze w bezgłośnym pytaniu i odnajduje odpowiedź w ostrym spojrzeniu mężczyzny. — Zgadza się, to wyjątkowo cenny towar. Niestety nie doszło do konsensusu, więc muszę odzyskać swą własność inaczej.
— Mam go zabić? — przemówił pierwszy raz tego wieczoru.
— Nie, nie od razu. — Wyznaczył granicę. — Brzydzę się przemocą. Chcę go żywego, we własnym gabinecie.
Lavro nieznacznie skinął głową, powstrzymując ironiczny śmiech nad tym paradoksem — oto człowiek, którego majątek opierał się na handlu bronią, pogardzał przestępczymi ścierwami.

°



Jan Van Eck podarował mu ekskluzywną kurwę — cóż, jego ojciec ofiarował jedynie bezlitosne, brutalne treningi wypierające wszelkie słabości, wspomnienia czy uczucia, więc nie zamierzał narzekać. Przyjął prezent, jednocześnie splatając swoją egzystencję ze strażą przyboczną nowej głowy rodziny.
Lojalność opływała słodyczą zwycięstwa.
Dziewczyna tworzyła jedynie jego iluzoryczną namiastkę.
Była ładna.
Była nagrodą za służbę.
Trochę młoda, nieco pyskata, jednak wciąż posłuszna.
Niespiesznie sunął spojrzeniem wzdłuż jej smukłej sylwetki, zachwycał się krągłością bioder oraz bladością piersi, zahaczył opuszkiem kciuka dolną wargę pełnych, malinowych ust, wreszcie sięgnął delikatnych pasm jasnych włosów, przyciągając jej twarz bliżej i bliżej, okraszając dziewczęcy policzek ciepłym oddechem. Nie pamięta, czy pocałowała go podświadomie, czy błędnie odczytała jego potrzebę bliskości, jednak roześmiał się gardłowo na widok blednącego zaskoczenia wykrzywiającego błękitne spojrzenie, kiedy szarpnięciem odchylił twarz do tyłu.
— Jesteś moja. Na całą noc. Rozumiesz? — wyszeptał złowrogo w drżące wargi.
Gorączkowe skinienie wystarczyło za odpowiedź.
— Więc weź się do pracy.
Bezceremonialnie wepchnął jej głowę pomiędzy swoje uda, nie chcąc tracić ani sekundy czasu, jaki został im przeznaczony.

°



Noc zaglądała zza okna do wnętrza sypialni.
Jan Van Eck odcinał się ciemnym konturem własnej sylwetki na tle zachmurzonego Ketterdamu, którego pejzaże znał niemalże na pamięć, rozpaczliwie pożądając miasta całym swym jestestwem. Przynajmniej takie myśli pałętały się niespokojnie w głowie jego najwierniejszego psa, jak nawykł nazywać Lavro — przywyknął. Wieloletnie czuwanie przy boku kupieckiej rodziny sprawiło, iż jego pozycja mozolnie nabierała większego znaczenia, sakwa była coraz pełniejsza i pobrzękiwała przyjemnie przy każdym kroku, prestiż rozrastał się do niebotycznych (jak na sierotę) rozmiarów.
Posłuszeństwo, którego echo pobrzmiewało pod powierzchnią wszystkich blizn zdobiących szkaradnie męskie ciało. Wysuwając się spomiędzy ciemności, skłonił się lekko na powitanie.
— Wzywałeś mnie.
Zero tytułów, zero niepotrzebnych uprzejmości.
Wystarczył szacunek podpierający te dwa słowa wyrzucone w eter.
— Potrzebujesz czegoś, panie? — pytanie nadpłynęło spokojnie.
Gdzieś po drugiej stronie zaskomlało miasto toczone chorobą, przestępczością oraz prostytucją, jednak mężczyzna trwał pogrążony we własnych myślach. Sekundy rozciągały się w minuty, minuty zaczynały żarliwie sięgać kolejnych, ale niewzruszenie majaczące pod taflą ciemnego spojrzenia trwało niezmienione. Lavro obserwował człowieka, którego słowa uważał za święte i niedające się kwestionować; nawet — lub szczególnie wtedy — kiedy się z nimi nie zgadzał. Był zbyt wiernym, zbyt zaszczutym kundlem, by przeciwstawiać się człowiekowi trzymającemu jego los we własnych dłoniach.
Znał swoje miejsce.
— Spójrz tylko. — Wykonał ręką bliżej nieokreślony ruch, jakby zapragnął zawładnąć całą przestrzenią. — Ketterdam piękny jak zawsze. Miasto kupców oraz nędzarzy, przegranych i zwycięzców. Ciekawe, którym jestem.
— Czego oczekujesz, panie? — Napięte ciało zdradzało nienaturalny niepokój.
— Że wytrwasz ze mną, Lavro. Cokolwiek miałoby nadejść. — Mężczyzna obrócił się ku niemu. — Mianuję cię dowódcą straży przybocznej. Od dzisiaj jesteś odpowiedzialny za moje życie.
I lepiej, żebyś tego nie spierdolił, mówiło zimne spojrzenie.


DODATKOWE



• Przed rokiem został mianowany dowódcą straży przybocznej — każdego dnia wiernie wykonuje rozkazy swego pana, świadomy ceny, jaką może zapłacić. Lojalnie podąża słowami Jana Van Ecka, nie widząc dla siebie innej drogi.

Grisza. Słowo, którego brzmienie kaleczy skrawkiem języka. Chociaż nie zaznał złego ze strony jakiegokolwiek manipulatora materii, podświadomie darzy ich niechęcią, co jest nierozerwalnie związane ze swoistym wychowaniem pod skrzydłami Van Ecka.

• Konstelacja szkaradnych blizn ozdabiająca jego ciało przypomina wędrówkę do przeszłości. Każdy ślad pozostawiony przez bezlitosne wpajanie ślepego posłuszeństwa opowiada własną historię i tylko jedno — podłużna szrama przecinająca wnętrze lewej dłoni — jest pamiątką dzieciństwa, którego nie potrafi sobie przypomnieć.

• Pustka spojrzenia. Złowrogi uśmiech. Niepokojące milczenie — nieodłączne atrybuty Lavro.

• Wieloletnie, mordercze treningi splatające ze sobą przemoc oraz katorgę, przekształciły brutalnie kilkuletniego chłopca we wściekłego, agresywnego mężczyznę, którego rozrywką są okoliczne burdele czy areny, na których można stanąć do nielegalnej walki na pięści. Ze wszystkiego to właśnie pięści oraz noże uważa za najprzyjemniejsze narzędzie do zbrodni i kary.

[ruletka]



Ostatnio zmieniony przez Lavro Egorov dnia 25.05.21 21:45, w całości zmieniany 2 razy

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Re: Lavro Egorov

25.05.21 22:13

Witamy w Ketterdamie*

twoja karta postaci została zaakceptowana

Rozpoczynając rozgrywkę pamiętaj, by nie przynosić noża na strzelaninę. W prezencie od Ghezena otrzymujesz prostą obrączkę z grawerem liścia laurowego z bonusem +5 do spostrzegawczości. Nie zapomnij o założeniu tematu z bagażem podręcznym. Spis rozwoju Twojej postaci znajdziesz w kolejnym poście w tym temacie - będziesz mógł zerknąć doń ilekroć zajdzie taka potrzeba. W razie wszelkich wątpliwości skontaktuj się z administracją.

Życzymy miłej zabawy!

*właśnie podpisałeś dożywotni kontrakt.

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Re: Lavro Egorov

25.05.21 22:14

Rozwój postaci

■ 25/05/21 — karta postaci została zaakceptowana i dopuszczona do gry. Otrzymanie obrączki z grawerem liścia laurowego z bonusem +5 do spostrzegawczości.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach