Rozemarijn Beudeker 6PHGXqiC_o

Rozemarijn Beudeker
• uzdrowiciel •
Rozemarijn Beudeker
Pochodzenie : Nowoziem
Stanowisko : prywatny medykus żon i córek radnych
https://kerch.forumpolish.com/t199-rozemarijn-beudeker#280

Rozemarijn Beudeker

15.05.21 20:51

Rozemarijn Beudeker

ft. Blanca Padilla

Rozemarijn Beudeker D711567c9c1c63bbf74f9700ac6abc5f0669f14a

statystyki:

siła: 20
zwinność: 30
żywotność: 40
spostrzegawczość: 40
zręczność: 30
zrównoważenie: 40

Umiejętności:

Medycyna III (9)
Zielarstwo II (6)
Ekonomia I (3)
Kamuflaż I (3)
Taniec I (2)

metryka:

Pochodzenie:
Shriftport, Nowoziem

Data urodzenia:
8 maja 356 roku po powstaniu Fałdy

Zakon:
Zakon żywych i umarłych - uzdrowicielka

Zawód, miejsce pracy:
Prywatny medykus żon i córek radnych

Status majątkowy:
bogaty

Opanowane języki:
kercheński, nowoziemski

Wiara:
w Świętych

BIOGRAFIA BOHATERA


liść rozmarynu na ukojenie nerwów

Złocistopomarańczowe pola jurdy ciągną się kilometrami.
Wyznaczają granice nieskończoności jej świata i pachną letnim słońcem, doprawionym szczyptą morskiej bryzy znad portu. Żółtawy pyłek osiądzie na jej ciemnych włosach i powiekach, skrywających tęczówkę w kolorze gorzkiej czekolady; nie zatrze śladów tej potajemnej, samotnej wyprawy. Przed czujnym okiem jej matki nic się nie ukryje; nie ucieknie od perlistego rozbawienia przyklejonego do jej twarzy tylko po to, by nieporadnie ukryć zaczerwienione od płaczu oczy.
Nowoziem, gdzie jej rodzice zbiegli pod patronatem Sankta Maradi, miał być przepustką do lepszego, bo wspólnego, życia; jego owocem stała się Rozemarijn. Spojrzenie, wiecznie zatroskane brwi i kaskadę ciemnych włosów odziedziczyła po ojcu, suljiczyku; usposobienie zachowała matczyne, kercheńskie. Przyziemne, choć wyzute z typowej dla Kercheńczyków chciwości, bo nie mieli praktycznie nic.
Rodzice stanowili osobliwą mieszankę od samego początku, a gdy wraz z rutyną dnia codziennego łącząca ich miłość powinna przejść płynnie na kolejny etap, utknęli w ryzach niedopowiedzeń, które odpychały ich od siebie, choć przecież były tym samym, co ich do siebie przyciągnęło.
Najwidoczniej to było za mało.

kwiat nagietka na skaleczenia

Zowa.
Słowo to zabrzmiało prawie jak obelga, gdy padło z drobnych ust towarzysza zabaw; rozszerzone ze zdumienia oczy wpatrywały się w kolano, na którym jeszcze przed chwilą ziało poszarpane otarcie, a stamtąd przeskoczyło na Rozemarijn, nie mniej zdumioną tym, co zaszło.
Pomyślała wtedy, że Święci ukarali ją za nieposłuszeństwo; grzeczne dzieci nie kradły brzoskwiń z cudzych ogrodów i nie przeskakiwały przez płoty. Z dwojga złego wolałaby jednak rozbite kolano niż wyrok, którego tak naprawdę w pełni nie rozumiała.
Miała tylko sześć lat.
Jej myśli galopowały jak stado przepłoszonych, kaelskich koni, a strach otulił ramieniem wyzbytym czułości. Chłopiec uciekł, zostawiając ją sam na sam z tajemnicą, która miała ciążyć jej już całe życie. Mógł o tym opowiedzieć rodzicom, a jednak nie wiedzieć czemu tego nie zrobił. Może chodziło o te kradzione brzoskwinie, które zostały w jego kieszeni, gdy biegł przed siebie.
Nie przyznała się matce; z gulą w gardle i garścią skąpych w emocje przeczuć, skierowała niepewne kroki ku chacie Hester, starej zielarki, jedynej zowy jaką znała. Jedynej na tyle odważnej, by otwarcie przyznawać, czym była.
Rozemarijn była pewna, że jej nie uwierzy. Wystarczył jeden dotyk; suche, pozdzierane od zbierania ziół palce zacisnęły się na jej wątłym nadgarstku i wszystko było jasne.
Odtąd przychodziła do niej kilka razy w tygodniu, przez najbliższe jedenaście lat. Matka nie miała pojęcia o tym, jaki faktycznie był cel tych wizyt. Rozemarijn wracała do domu z gałązkami rozmarynu i kwiatami lawendy wplecionymi we włosy, beztrosko paplając o właściwościach naparu z liści akacji. Bo istotnie, Hester przekazała jej również subtelne zawiłości dobrodziejstw roślin; czasem to one stanowiły Małą Naukę samą w sobie. Długie godziny miały jednak pomóc Rozemarijn oswoić się z jej prawdziwą naturą, związaną na wieki z krwią. Uwielbiała słuchać głosu Hester, szeleszczącego jak leśna ściółka; prowadził ją przez zakamarki Małego Pałacu w Os Altcie, gdzie kobieta pobierała nauki w zakonie żywych i umarłych.
Nigdy nie przyznała, że była ciałobójcą.
Nawet gdy Druskelle w swoich szarych mundurach pojawili się w Shriftporcie, błyskając w słońcu srebrnymi broszami w kształcie głów wilków, nie kiwnęła palcem . Dała się zaprowadzić jak baran na rzeź; przeżyłam już dosyć mamrotała, stawiając bose stopy na pokładzie ich statku. Dumna nawet w niewoli, pouczała czerwonego po same czubki uszu młodego żołnierza, jak powinien zawiązać supeł na jej nadgarstkach, by się nie wymknęła.
Z perspektywy czasu Rozemarijn ma wrażenie, że ocaliła jej tym życie. Była wtedy w jej chacie; kto wie, czy budynek nie zostałby przeszukany nieco lepiej, gdyby Hester stawiała opór. Odnalezienie uzdrowicielki ukrytej pod stosem suszonych ziół na pewno stanowiłoby dla kundli Fjerdy nie lada gratkę.
Najwyraźniej zapach rozmarynu przykrył trop.

korzeń żywokostu na krwotok

Czarny diament to odmiana tulipana o poszarpanych płatkach i barwie gaszonego szkarłatu, które nadają mu wygląd egzotycznego kwiatu głosił napis w języku nowoziemskim, stanowiąc legendę dla odręcznego szkicu rzeczonej rośliny. Wysoki, ciemnooki mężczyzna podetknął jej ten rysunek pod nos, jakikolwiek przejaw zakłopotania okazując dopiero wtedy, gdy odpowiedziała mu, że zna kercheński.
Antoon Beudeker był jednym z kupców, którzy rościli sobie prawa do dóbr Nowoziemia. Wykazywał może odrobinę większą dozę szacunku do ich domu, niż miało to miejsce zazwyczaj, wciąż jednak śmierdział tą samą żądzą zarobku, co wszyscy stamtąd pochodzący. Chciwość była jej czymś całkowicie obcym; chcąc zastąpić Hester pomagała ludziom zazwyczaj bezinteresownie, mocą ziół kamuflując cuda Małej Nauki. Nie inaczej było z Beudekerem, który poszukując czarnego diamentu w nowoziemskich gąszczach, nadepnął komuś najwyraźniej na odcisk i to na tyle dotkliwie, że został ugoszczony czterema kulami z rewolweru.
Spędził w jej chacie kilka tygodni, w trakcie których na różne sposoby usiłowała ukrywać swoje prawdziwe zdolności, przyspieszając regenerację w miarę możliwości tak, by rekonwalescent niczego nie zauważył.
Dzień za dniem zmieniała opatrunki, przemywała rany i chłodnymi palcami wsmarowywała w nie zioła, kawałek po kawałku odbudowując tkanki. Uważna, by nie popełnić błędu; nie mniej uważna, by się nie zdradzić.
Wiem, kim jesteś padło niespodziewanie; jak siarczysty policzek wymierzony z zaskoczenia, choć w głębokiej czerni oczu mężczyzny nie dostrzegła agresji.
Kim. Nie czym. Chociaż raz.
Nie wiedziała, czy upatrywał się w niej inwestycji; zagubionej dziewczyny, wdzięcznej za możliwość podróżowania do innego, bogatszego kraju, czy ładnego przedmiotu, który mógłby postawić sobie na półce jak trofeum. Gdy zapytał, czy za niego wyjdzie, chwila milczenia przed powiedzeniem tak była jedynie kokieterią.

Przyjazd do Ketterdamu nie stanowił dla niej aż takiego zaskoczenia; było tu dokładnie tak, jak sobie wyobrażała. Brukowane ulice, kamienice z kolorowymi okiennicami i maleńkie, uporządkowane ogródki. Uśmiechnięci mieszkańcy, umilający sobie czekanie w kolejce u piekarza rozmową, ubrani byli schludnie i czysto.
Wszystko to tylko dlatego, że absolutnie odradzono jej zapuszczać się dalej niż do Pokrywki.
Wkrótce okazało się też, że uprzejme uśmiechy niczym maski bohaterów Dzikiej Komedyi, skrywały oblicza zgniłe i szydercze; na niewykształconym dziewczątku przybyłym z Nowoziemia, na pewno łasej na kupieckie pieniądze, nie pozostawiono suchej nitki. Beudeker ugruntował swoją pozycję na rynku tulipanami, a choć daleko było mu do majątków Radnych, radził sobie całkiem nieźle. Opinia publiczna bardzo szybko wyrobiła sobie zatem o Rozemarijn zdanie; na domiar złego na jej wyraźną prośbę, Antoon sfinansował jej studia pod kierunkiem medycznym, co zaowocowało kolejnymi niewybrednymi komentarzami. Robiła jednak swoje; wpierw przygotowując się sumiennie do egzaminów pod okiem zatrudnionych nauczycieli, a potem biorąc pilnie udział w zajęciach. Szlifowała wiedzę medyczną, nierzadko konfrontując ją z wiedzą z zakresu medycyny naturalnej, borykając się przy tym z masą uprzedzeń, nie tylko dotyczących pochodzenia, ale i płci. O byciu uzdrowicielem nie wspominając; to nauczyła się jednak kamuflować, zgadując, że nie przysporzy jej przyjaciół.

Nigdy nie była salonową lwicą, a każde oficjalne wyjście kończyło się katastrofą. Mimo to przynajmniej się starała, nie chcąc przynosić mężowi zawodu, nawet jeśli mówił, że to nic takiego, bo przynajmniej umie tańczyć. Przyswojenie historii literatury czy sztuki przyprawiało ją o ból głowy. Nie potrafiła wyszywać ani piec, o grze na instrumentach nie wspominając, co w oczach ketterdamskiej socjety czyniło ją nowoziemską dzikuską. Zamiast słodyczy shuhańskich perfum, otaczał ją jedynie gorzkawy aromat ziół. Przepadała za to za noszeniem rękawiczek z koronki: doskonale przykrywały odbarwione zielenią palce. W las nie poszły też podstawy ekonomii, których Antoon nauczył ją osobiście, tak by nie straciła orientacji w finansowych zawiłościach Ketterdamu.

Poprawę jej stosunków z innymi kupieckimi żonami przyniosło ukończenie studiów z wyróżnieniem. Nagle okazało się, że każda dama chciałaby mieć na wyłączność zaufanego medykusa, preferowanie kobietę; tych z kolei nie było zbyt wiele. Zaczynała od udzielania porad wśród znajomych; gdy te zaczęły skutkować, fama przeszła dalej, wabiąc kolejne klientki. Dyskrecja i niezawodność stały się jej mottem. Do czasu, aż na świat przyszedł Evert.

rumianek pospolity na gorączkę

Nie potrafiła mu pomóc.
Próbowała bez końca, a znajome uczucie mocy przepływającej przez jej ciało nie nadchodziło.
Nie błagała bogów ani świętych o pomoc. W skupieniu, z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę i włosami nieczesanymi od długich dni, czuwała nad łóżkiem syna w każdej sekundzie ulatującego z niego życia, podejmując rozpaczliwe próby ratunku, na które ogniste wybroczyny pozostawały niewzruszone. Na stałe przylgnął do niej zapach ziół i griszaickich medykamentów; nic nie pomagało. Śpiewała kołysanki łamiącym się głosem, zagryzając łzy własnej bezsilności. Nie dbała o to, że sama mogłaby się zarazić; nie wypatrywała u siebie nawet gorączki, podświadomie wiedząc, że nie może sobie na nią pozwolić.
To zabawne, bo gdy odszedł, zaczęła o nią błagać.
Paradoks; czysty absurd, gdy nie potrafisz pomóc tym, których najbardziej kochasz. Evert zabrał ze sobą jej serce do grobu i tam już pozostało, głuche i zimne. Jej pierś była pusta; dął w niej jedynie wiatr rozczarowania i poczucia niesprawiedliwości. Największe ketterdamskie męty przeżyły zarazę, a jej syn nie. Radni paradowali jak pyszni wybrukowanymi ulicami, chrzaniąc banialuki o wielkim sukcesie władz w walce z epidemią. Pękający w szwach Czarny Woal zdawał się śmiać im w twarz.
Gwóźdź wbity w trumnę syna był też gwoździem do trumny jej małżeństwa.
Ze swoją goryczą i miażdżącą żałobą została sama, otoczona morzem wspólnych chwil, z których żadna już nie wydarzy się naprawdę. Czas ciągnął się jak lepka melasa; ona była osą, która zwabiona słodyczą utknęła już na wieki w marzeniach o lepszym świecie.

liść melisy na sen

Ściemniło się już; zegar dawno zwiastował porę, o której każdy szanujący się człowiek powinien pójść spać. Nie spieszy się jej jednak do pustego, absurdalnie wielkiego łóżka. W te gorsze dni sypiała w pokoju Everta.
Antoon wciąż pracował. W miarę możliwości sama tak czyniła, bo wszystko było lepsze, niż spędzanie choćby jednej bezczynnej chwili w domu, gdzie nawet kurz nosił wspomnienia syna. Mijali się; być może nawet kłótnie byłyby lepsze niż wwiercające się w czaszkę milczenie. Czasem wybuchała, krzycząc coś o niczym. Udając, że to wszystko ma jeszcze jakieś znaczenie i ma siłę się tym przejmować, choć tak naprawdę zaszyła się w bezpiecznym mirze apatii.
Iskrę entuzjazmu potrafiła wykrzesać z niej jedynie praca, nawet jeżeli bez użycia mocy. Ta jakby ją opuściła wraz z zachorowaniem syna. Całkowite oddanie się medycynie doprowadziło ją w końcu na sam szczyt dostępnej jej drabiny: do żon i córek radnych. Co prawda oni sami traktowali ją raczej pobłażliwie, jako remedium na histerię ważnych (i mniej ważnych) dlań kobiet. Bawiło ją, że nie mieli pojęcia, kogo przyjmują pod swoim dachem, choć z drugiej strony skoro nie potrafiła już posłużyć się Małą Nauką, czym różniła się od ludzi?
Zajmowała się wszystkim tym, co trapiło kobiety stojące za najważniejszymi mężczyznami w mieście. Zapominały o pogardzie, gdy w grę wchodziły wstydliwe choroby, niechciane ciąże i sekrety, wyrywające się ku wolności w złudnej atmosferze zaufania i rozluźnienia. Zachowywała je wszystkie dla siebie.
I tak nie miałaby ich komu zdradzić.


DODATKOWE


Do Nowoziemia podróżuje pod byle pretekstem. Chętnie odwiedza swoją matkę w Shriftporcie i zupełnie niepostrzeżenie podreperowuje jej zdrowie.

O zdolnościach Rozemarijn nie wie nikt prócz niej samej i męża. Tajemnicę tę traktuje niezwykle poważnie. A przynajmniej traktowała, bo od czasu zachorowania jej syna na ognistą ospę, moc ją opuściła.

Nienawidzi tulipanów.

Wśród członków ketterdamskiej socjety uchodzi za dosyć oschłą, przez wzgląd na raczej nikłe zaangażowanie w życie towarzyskie. W przeszłości nie cieszyła się sympatią ze względu na pochodzenie, dopiero z czasem zdobyła szacunek dzięki dyskrecji i wiedzy medycznej, choć nie obyło się bez uszczypliwości ze strony bardziej konserwatywnych członków rodzin kupieckich.

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Witamy w Ketterdamie*

twoja karta postaci została zaakceptowana

Rozpoczynając rozgrywkę pamiętaj, by nie przynosić noża na strzelaninę. W prezencie od Ghezena otrzymujesz kwiat jurdy zatopiony w bursztynie, zawieszony na srebrnym łańcuszku; dodaje +5 do statystyki siła. Liczba modyfikatorów Twojej postaci wynosi 1. Nie zapomnij o założeniu tematu z bagażem podręcznym. Spis rozwoju Twojej postaci znajdziesz w kolejnym poście w tym temacie - będziesz mógł zerknąć doń ilekroć zajdzie taka potrzeba. W razie wszelkich wątpliwości skontaktuj się z administracją.

Życzymy miłej zabawy!

*właśnie podpisałeś dożywotni kontrakt.

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Rozwój postaci

■ 19/05/21 — karta postaci została zaakceptowana i dopuszczona do gry. Otrzymanie bursztynu na łańcuszku, zapewniającego +5 do statystyki siła. Liczba aktywnych modyfikatorów: 1.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach