Mniejsza sala spotkań 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry
lokacja

Mniejsza sala spotkań

Skryta w najniższych kondygnacjach ratusza, jest niemal całkowicie niedostępna nawet dla szeregowych pracowników, bo mało kto zdaje sobie sprawę z jej istnienia. Prowadzą do niej kręte korytarze i niezliczone schody. I tutaj dotarły ślady luksusu w postaci kominka, w którym trzaska ogień i kryształowego żyrandola, choć sam wystrój jest jak na możliwości Ketterdamu stosunkowo surowy. Pomieszczenie jest dość ciasne i sprawia wrażenie dusznego, na pewno jednak kameralne. Służy do poufnych obrad, które wymagają wysokiego stopnia bezpieczeństwa.

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry
2 april 382, późne popołudnie


Pogoda niezwykle dopisała. Promienie wiosennego słońca grzały niemal niecodziennie jak na tę porę roku; bryza znad morza rozwiała opary dymu i smród Ketterdamu. Można było niemal nabrać się na tę idyllę. Prawie.
Spotkanie miało odbyć się w jednej z sal ratusza. Radny Hoede nalegał, by była to jedna z najbardziej reprezentacyjnych, z kolei radny Van Eck upierał się na bezpieczeństwo - stanęło zatem na sali zlokalizowanej w podziemiach. Ciemnej, chłodnej i zadziwiająco wyzutej z przepychu, ale za to kameralnej i niezwykle bezpiecznej. Poza tym każdy, kto kiedykolwiek miał do czynienia z Fjerdanami wiedział o ich umiłowaniu do surowości wnętrz.
Specjalnie oddelegowany do tego celu pracownik ratusza, odprowadzał gości zaproszonych na rozmowy do odpowiedniego pomieszczenia krętymi korytarzami, oświetlonymi gazowymi latarniami. Przed wejściem stało dwóch oficerów stadwachty, którym należało złożyć broń. Pracownik wskazał zajmowane miejsca: dla najistotniejszych gości były one narzucone z góry; plany organizatorów nie obejmowały jednak ochrony: ta mogła ulokować się w dowolnym miejscu, które umożliwi jej jak najlepsze wykonywanie swoich obowiązków.
Odrobinę dziwiła obecność pochylonego nad stołem mężczyzny; siedział samotnie, zajmując jedno z honorowych miejsc. Wydawał się tak bezbarwny, że niemal zlewał się z otoczeniem. Jego twarz nie podpowiadała zupełnie niczego. Nikt nie był go w stanie skojarzyć, co mogło sugerować, że to członek obstawy księcia Rasmusa. Tego nie było jednak jeszcze na miejscu.
Nie lubię tego gnojka — sapał po drodze radny Boreg, Ghezen jeden wiedział, kogo miał na myśli; spocone czoło wycierał chusteczką z griszaickiej koronki. Laurens ledwo nadążał za służbą i resztą radnych, którym towarzyszył; wpadł przy tym na Taisiyę. Uparł się, żeby tu dzisiaj być, choć oficjalna delegacja Kerchu miała ograniczać się do radnego Hoede i Van Eck, którzy to za powściągliwymi obliczami starali się ukryć irytację tak licznym zgromadzeniem. Wyrażone na głos niezadowolenie Borega z tego faktu podchwycił Hendrikus Groeneveldt; zakończyło się zatem oficjalnie na pięciu radnych, którzy mieli zjawić się w ratuszu. Radny Yesugen pojawił się chyba tylko i wyłącznie dlatego, że nie odmówił. Milczał, zamykając pochód rady - on i Laurens byli jedynymi, którzy zdecydowali się nie zabierać ze sobą dodatkowej ochrony w postaci griszów.
W ślad za radnymi zjawił się ambasador Ravki ze swoją liczną obstawą; noc rozrywek odmalowała piętno na jego twarzy, choć formator poczynił pewne poprawki. Mężczyzna wyglądał doskonale; być może odrobinę zbyt doskonale.
Na litość Ghezena, Domagarov. To tylko jeden książę i paru jego żołnierzy, nie cały pułk w czołgach — mruknął radny Hoede na widok całej griszaickiej kawalkady towarzyszącej ambasadorowi; obawiał się, że spotkanie przybierze niezbyt szczęśliwy obrót przy takiej proporcji. Sam rzucił okiem na samotnego griszę, który zajął miejsce za jego plecami, po prawej stronie. Odprawił go.
Skoro tak uważasz, herr Hoede, to nie znasz Grimjerów — odparł ambasador, wskazując Alexeiowi, Alyi, Vasilemu i Zorii miejsca tuż za swoimi plecami, na wyściełanych fotelach. Pomyślał nawet o uzdrowicielu, ot na wszelki wypadek.
Van Eck i Groeneveldt nie zamierzali pozbywać się ani Taisiyi, ani Ezry; Hendrikus pokręcił jedynie głową z dezaprobatą, spoglądając na zegarek kieszonkowy wyjęty z kieszeni.
Każe nam na siebie czekać? — Zapytał retorycznie. — Hernau, podobno Fjerdanie są punktualni... — urwał. Nie dane było mu jednak skończyć, bo drzwi otwarły się raz jeszcze, a w sali pojawił się książę Rasmus, wnosząc ze sobą powiew chłodu. Zamiast słów powitania, pierwszym co zrobił było obarczenie uważnym spojrzeniem ochrony radnych i ambasadora. Na tym ostatnim wzrok zatrzymał na dłużej. Na twarzy wykwitł mu kwaśny uśmiech.
Moi żołnierze mają złożyć broń, a wasza ochrona ma wolne ręce? Tak się chyba nie przyjmuje gości — zauważył, wchodząc głębiej. Pozorna nonszalancja kryła zawoalowany, zasadny wyrzut. Po piętach deptało mu czterech Druskelle w galowych, czarnych mundurach, z eleganckimi srebrnymi broszami w kształcie głów wilka, przypiętymi do klap. Na przodzie kroczył Løve.
Forræder — mruknął po fjerdańsku Druskelle idący za nim, na tyle cicho, by słowo umknęło wśród powitań skierowanych do księcia przez radnych, ale na tyle głośno, by dotarło do uszu Ezry.
Zaraz za nimi pojawił się również fjerdański ambasador, pobladły na twarzy, a także towarzyszący mu asystent, Leif. W drodze do ratusza Harald Haugen zdążył jedynie wręczyć swojemu pracownikowi raport, do którego miał pilnie zerknąć - Blomstedt nie miał zbyt wiele czasu na zaznajomienie się z dokumentem. Być może stąd wynikało zdenerwowanie Haralda; czuł się nieprzygotowany do spotkania. Pobieżny rzut oka na raport pozwolił Leifowi stwierdzić, że dotyczył incydentów w Kerchu, które według fjerdańskiego wywiadu miały się ze sobą łączyć. Ciężko było się jednak skupić, gdy napięcie w pomieszczeniu dało się ciąć nożem. Uwagę zwracał raport z sekcji zwłok; na ilustracji poglądowej denat był przecięty w pół.
Atmosfera zgęstniała i nie mógł tego zmienić nawet uprzejmy profesjonalizm radnego Hoede.
Cieszymy się, że możemy cię gościć wasza wysokość — jeżeli nawet uważał księcia za rozpieszczonego młodzika, mającego nikłe pojęcie o życiu, nie okazał tego ani mrugnięciem powieki. — Herr Domagarov rzadko rozstaje się ze swoją świtą. Ze względu na osobliwe stosunki panujące pomiędzy waszymi krajami, zdecydowaliśmy się zaprosić go, by okazać waszą, naszą i ichnią dobrą wolę — nawet jeżeli nic w minie ravkańskiego ambasadora o niej nie świadczyło.
Nazywacie to dobrą wolą? — Zapytał Rasmus, zajmując swoje miejsce swobodnie, niemal od niechcenia. — Mógłbym pomyśleć, że to pułapka, chyba że w Ketterdamie zazwyczaj przyjmuje się gości w piwnicy. Co z tymi rękami? Albo niech broń mają wszyscy, albo nikt — wyglądało na to, że temat uzbrojenia nie zostanie zbyty przez księcia tak łatwo. Nawet zasady protokołu nie były w stanie przysłonić tego, że Grimjer nie był zadowolony z obecności ambasady Ravki.
Poza tym odnoszę wrażenie, że rozmowa miała mieć status poufny — głos księcia raz jeszcze przeciął powietrze jak odłamek lodu, który wbił się w radnego Hoede. Ciszę przerwała salwa mokrego od flegmy, donośnego kaszlu; radny Boreg zatkał usta chusteczką, ale nie stłumiła ona kakofonii odrażających dźwięków.

***

Taisiya, choć bliskie spotkanie z radnym Boregiem nie należało najpewniej do najprzyjemniejszych, jako jedyna masz okazję usłyszeć, o kim mówił Laurens. O ile tylko uda ci się wytężyć słuch; przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość. Próg powodzenia wynosi 50 i składa się na niego wartość statystyki spostrzegawczość oraz 1/2 rzutu k100. Jeżeli akcja się powiedzie, informację zwrotną otrzymasz drogą prywatnej wiadomości.

Ezra, czy uda ci się wychwycić obelgę wymierzoną w twoją stronę? A może posługujący się nią Druskelle wcale nie jest ci tak obcy, jak wydawałoby się na pierwszy rzut oka? Przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość. Próg powodzenia wynosi 50 i składa się na niego wartość statystyki spostrzegawczość oraz 1/2 rzutu k100.

Vasili, czy to skąpe oświetlenie, opary obłędu, a może sztuczka umysłu: jeden z żołnierzy towarzyszących Rasmusowi Grimjerowi do złudzenia przypomina ci mężczyznę, który wyzionął ducha w Twojej piwnicy. Gdzie zaczyna się sen, a kończy jawa? Czyżbyś właśnie zobaczył ducha? Przysługuje ci prawo do rzutu na zrównoważenie. Próg powodzenia wynosi 50, a składają się na niego statystyka zrównoważenie oraz 1/2 rzutu k100.

Zoria, twoją uwagę zwróciła niezwykła bladość ambasadora Fjerdy; nie, żeby obywatele tego kraju słynęli z opalenizny, mimo to stan mężczyzny wydawał się zastanawiający z twojego specyficznego, medycznego punktu widzenia; czyżby coś mu dolegało? Przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość; próg powodzenia wynosi 50 i składają się na niego wartość statystyki spostrzegawczość oraz 1/2 rzutu k100.

Alexei, Alya, czujecie na sobie nieżyczliwe spojrzenia Druskelle towarzyszących księciowi. Nic to jednak w porównaniu do wzroku samego Rasmusa: jakbyście byli robactwem. Alya, której zwykle ciężko pohamować cięty język, odczuwa to dotkliwiej od swojego opanowanego brata; czujesz, że na usta ciśnie ci się adekwatna uwaga.  Przysługuje ci prawo do rzutu na zrównoważenie. Próg powodzenia wynosi 50 i składa się na niego statystyka zrównoważenie oraz 1/2 rzutu k100. Alexei, masz szansę dostrzec zdenerwowanie siostry, nim przybierze ono namacalny charakter. Przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość, próg powodzenia wynosi 50. Składa się na niego wartość statystyki spostrzegawczość i 1/2 rzutu k100.

Løve, w udziale przypadło ci miejsce najbliżej księcia. Tak honorowe, jak i niepokojące; jesteś jego pierwszą linią obrony, gdyby do czegokolwiek doszło - odczuwasz to o tyle boleśnie, że pozbawiono cię broni. Dostrzegasz, że z kieszeni księcia wypadła mała karteczka i wylądowała nieopodal jego krzesła; zdecydujesz się po nią niepostrzeżenie sięgnąć? Przysługuje ci prawo do rzutu kością na zwinność. Próg powodzenia wynosi 50 i składa się na niego wartość statystyki zwinność i 1/2 rzutu k100. Jeżeli ci się powiedzie, możesz zdecydować, czy oddasz karteczkę bez sprawdzenia zawartości, czy zachowasz ją dla siebie.

Leif, w udziale przypadło ci miejsce pomiędzy radnym Boregiem a ambasadorem Fjerdy; masz też dobry widok na przygarbionego nieznajomego, który milczy uparcie, wzrok wbijając w płomień kominka za waszymi plecami. Gdy poruszył się na krześle, miałeś okazję zwrócić uwagę na błysk za jego pazuchą - czyżby broń? By się tego dowiedzieć, przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość. Próg powodzenia wynosi 50 i składa się na niego wartość statystyki spostrzegawczość oraz 1/2 rzutu k100.

Wydarzenie będzie się składało z czterech kolejek; na wasze posty wprowadzające wyjątkowo czekam do 21/06 do godziny 22. Następna tura wydarzenia będzie opatrzona już 72-godzinnym czasem na publikację swojego posta od momentu wpisu MG. Należy ustosunkować się do kolejności pojawiania postaci w sali według wprowadzenia. Przypominam również o konieczności wpisania w pierwszym poście ekwipunku postaci, jeżeli ma przy sobie przedmioty z bonusem do statystyk, w przeciwnym razie nie będzie on się wliczał do rzutów. Wszelkie pytania i zażalenia należy przesyłać drogą prywatnej wiadomości do Mauritsa Kolstee.

Taisiya Berezoskaya
• akwatyk •
Taisiya Berezoskaya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ekskluzywna niewolnica; związana kontraktem z rodziną Van Eck, smętna zjawa na kupieckim statku, wodna wiedźma
https://kerch.forumpolish.com/t244-anastaisiya-berezoskaya#416
Była w szoku, kiedy odziana w mundur przygotowany dla straży przybocznej Van Ecków samotnie stawiła się przed wyjściem z kupieckiej posiadłości. Czyżby wierny pies jaśnie panującego pana zerwał się ze smyczy? Niemożliwe. Nie zadawała jednak pytań, które prawdopodobnie nie odnalazłyby odpowiedzi. Ciemne włosy związane były u nasady głowy, odsłaniając wyraźnie malujące się kości policzkowe. Nie była uzbrojona. Jedynie manierka wypełniona wodą przypięta do paska, która raczej nie prezentowała się groźnie, a jednocześnie jej zawartość mogła okazać się groźna w dłoniach akwatyczki.
Pomieszczenie ukryte w podziemiach ratuszu nie było zaskakującym wyborem. Ketterdam był miastem niespodzianek, a wystawieni niczym wystawny towar w sklepowej witrynie radni, ambasadorzy i wreszcie sam książę, byliby celem dla tych, którzy w wyniesieniu informacji ze spotkania znaleźliby zysk. Ograniczona przestrzeń dawała poczucie bezpieczeństwa. Z dłońmi splecionymi na plecach maszerowała za radnym Van Eckiem, co mogło wyglądać nieco groteskowo, wszakże Taisiya nie imponowała postawą ni budową ciała. Można by nawet określić ja jako delikatne stworzenie. Jednakże to dar zaklęty w jej żyłach, płynący niczym wartki potok. Maska chłodnego opanowania ustąpiła pod wpływem delikatnego uśmiechu, gdy w zasięgu orzechowych oczu znalazła się postawna sylwetka zimowego piekielnika.
A później skrzywiła się nieco, unosząc przy tym jedną brew, gdy ledwo przebierający nogami radny Boreg niemal na nią wpadł. Jej usta jednak dalej milczały. Być może związane ciekawością wyrzucanych pod nosem wyrazów niezadowolenia i silnych antypatii. Nie mogła nie wytężyć słuchu, ciekawością sięgając słów nieświadomego Borega. Zwolniła nieco krok, nie chcąc paść ofiarą tuszy kupca. Słowa niezadowolenia adresowane w stronę głównego gościa dzisiejszego spotkania potwierdziły jedynie salonowe plotki, których często była świadkiem, przemykając niby cień w towarzystwie córek Van Ecka. Nie wiedziała jeszcze co zrobi z tą informacją, ale zdawała sobie sprawę z tego, że wiedza była walutą cenniejszą niż kruge.
Wiedziała, że kiedyś staną z sobą twarzą w twarz, a jednak łudziła się, że gdy przyjdzie jej spotkać odzianych w mundury Drugiej Armii, kefty będą skrywać twarze kompletnie jej obce. Liczna świta ambasadora Ravki przyciągała spojrzenie. Nie mogła nie obrzucić szybkim spojrzeniem twarzy griszów. Wiele z nich kojarzyła ze swojego szkolenia. Część z nich rozpoznała niemalże od razu, Vasili, Alexei, a skoro Alexei to była i jego siostra. Nie powiedziała jednak nic, posłała jedynie znaczące spojrzenie Ezrze, kiedy ambasador odprawił gestem ręki swoją straż, za to radni nie kwapili się do podobnego gestu. Zatem Taisiya stanęła za plecami Jana Van Ecka z dłońmi splecionymi na plecach i omal nie parsknęła śmiechem. Książe w swej fjerdańskiej posępności naprawdę widział w niej zagrożenie? Cóż, może nie w niej konkretnie. Przy piekielniku stojącym za plecami Hendrikusa wyglądała niczym sierota, która trafiła tutaj przez przypadek. Wystarczyło piekielnikom odebrać krzesiwo, jej zabrać bukłak. Jednakże nie miała zamiaru pozbawiać się ochrony w starciu z potężnie zbudowanym mini oddziałem druskelle.
- Zapowiada się ciekawie – mruknęła półgębkiem w stronę Ezry, pozwalając sobie na nutkę rozbawienia, nim wróciła do bacznego obserwowania twarzy radnych, fjerdańskich gości i ambasadorów, uparcie ignorując wspomnienie znajomych twarzy.

Leif Blomstedt
• wolny strzelec •
Leif Blomstedt
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : asystent ambasadora, ambasada Fjerdy
https://kerch.forumpolish.com/t220-leif-blomstedt#326
Ekwipunek/Rzut::

W drodze do ratusza Leif nie mógł się wyzbyć wrażenia, że nie był tego dnia w szczytowej formie. Dodatkowe kilka godzin zapewne nie zrobiłoby wielkiej różnicy, ale dzień lub dwa? Tak, to pozwoliłoby na dokładniejsze zapoznanie się ze wszelkimi materiałami, jakimi dysponowali. Perspektywa tego, że mogą być zmuszeni do nawet częściowej improwizacji, nie była zachęcająca. Dodatkowe zmartwienie stanowił także fakt, że gdy byli już praktycznie u celu, ambasador Haugen wręczył mu jeden z finalnych raportów.
Świetnie, po prostu świetnie, powtarzał, błądząc szybko wzrokiem po tekście. W gruncie rzeczy raport był dosyć rzeczowy i odnosił się do paru incydentów, do jakich doszło na terytorium Kerchu. Elementem, który jednak wzbudził największe zainteresowanie mężczyzny była ilustracja przeciętego na pół człowieka. Gdyby nie to, że akurat w tym momencie złączyli się z pochodem księcia Rasmusa, Leif prawdopodobnie zatrzymałby się z wrażenia. Zamiast tego jedynie zmarszczył brwi. Czyż w ostatnich dniach nie obiły mu się o uszy plotki o krwawym zdarzeniu na pokładzie jednego statków w przystani?
Kiedy grupa Fjerdan dotarła w okolice sali spotkań, raport zdążył już wylądować w teczce Leifa. Na widok wmaszerowujących do podziemnej izby żołnierzy Druskelle, Leif poczuł delikatny ścisk w okolicy serca. Gdyby sprawy potoczyły się nieco inaczej, być może właśnie teraz jego jedyną rolą byłoby dbanie o bezpieczeństwo księcia. Nie musiałby się martwić całą masą pobocznych czynników i dbać o to, aby oscylować pomiędzy neutralnym nastawieniem względem griszów, potrzebie zadowolenia elity Ketterdamu i tym, aby dbać o dobro ambasady, jak i samej Fjerdy. W pewnym sensie nawet zazdrościł tym strażnikom.
Niedługo później nadszedł czas, aby i on w towarzystwie Haugena dołączył do reszty zgromadzonych gości. Ku jego zaskoczeniu okazało się, że przybyli na spotkanie jako ostatni. Czy już teraz sygnalizowało to, że byli tutaj zdecydowanie na gorszej pozycji, a może wręcz przeciwnie? Może ich obecność była na tyle pożądana, że mogli sobie pozwolić na lekkie nagięcie terminarzu? Po szybkim otaksowaniu wnętrza, spojrzenie Leifa zatrzymało się na dłużej przede wszystkim na sporej grupce ravkańskich griszów. Jego uwagę skupiła na sobie przede wszystkim Alya oraz stojący obok niej Alexei, od których nie mógł przez dłuższą chwilę oderwać wzroku. Na Djela, czy to rodzina?, zaczął zachodzić w głowę, nie mogąc pozbyć się tej myśli, dostrzegając u nich pewne podobieństwa w wyglądzie zewnętrznym.
Po zajęciu swojego miejsca przy stole mężczyzna z lekkim niezadowoleniem przyjął do wiadomości fakt, że przez najbliższe godziny będzie zmuszony mieć przed sobą zarówno ambasadora Ravki, jak i jego ochroniarzy. Chcąc uniknąć skrzyżowania spojrzeń z kimkolwiek z tej grupy, zwrócił swą uwagę na cichego nieznajomego, który siedział po lewej stronie od księcia Rasmusa. Nie miał bladego pojęcia, kim była ta osoba, jednak fakt, że do tej pory nie odezwała się słowem, był dosyć zastanawiający. W pewnym momencie, kiedy obcy się poruszył, Leif dostrzegł błysk za jego pazuchą, który przykuł jego uwagę.
Broń?, pomyślał, mając złe przeczucia.
Rozejrzał się ponownie po zebranych w sali osobach. Faktycznie, fjerdańska świta nie była zbyt dobrze przygotowana w przeciwieństwie do griszów mogących dowolnie korzystać ze swoich zdolności. Nie wróżyło to dobrze. Z drugiej strony, stwierdzenie, że Druskelle byli bezbronni, również nie było prawdziwe. Nie potrzebowali ostrzy i broni palnej, zarówno aby chronić i atakować. Wprawdzie nie mógł mieć stuprocentowej pewności, że faktycznie nieznajomy ukrywał broń, jednak być może z uwagi na kompletne rozbrojenie Druskelle warto było o tym wspomnieć? Blomstedt nachylił się w stronę swojego pracodawcy, powiadamiając go dyskretnie o swoim potencjalnym odkryciu. Przez swoją rolę asystenta nie był upoważniony do powzięcia odpowiednich kroków, a jeśli ambasador Fjerdy stwierdzi, że chcę się jakoś odnieść do tej sytuacji, to po prostu to zrobi z uwagi na swoją wyższą pozycję.

Alexei Maksimov
• ciałobójca •
Alexei Maksimov
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Ochroniarz Ambasadora, Ambasada Ravki
https://kerch.forumpolish.com/t196-alexei-maksimov
Wynik rzutu na spostrzegawczość (spostrzegawczość: 35, kości: 17 dzielone przez 1/2)  43,5

Kwietniowa pogoda dopisywała. Wstał ładny dzień. Idealny na bitwę. Albo spotkanie z fjerdanską delegacją. Zgodnie z zapowiedzią następca tronu Fjerdy i jego świta zjawili się w Ketterdamie, wzbudzając spore poruszenie wśród miejscowej śmietanki towarzyskiej. Na ulicach i salonach krążyły plotki o matrymonialnych planach księcia. Zakładając, że przyszłemu królowi zamarzyła się małżonka z Kerchu (a zarazem zbudowany na mariażu polityczno – ekonomiczny sojusz) spotkanie z radnymi byłoby istotnym tworzywem spajającym fundamenty przymierza. Trudno było tylko pojąć co ma z tym wszystkim wspólnego Ravka. Książę chyba nie oczekiwał, że wrogowie udzielą mu swojego błogosławieństwa? Życzą szczęśliwego pożycia małżeńskiego? Nie trzeba politycznego geniuszu, by odgadnąć, że silny sojusz Kerchu i Fjerdy był bardzo nie na rękę Ravce. Patrząc na to od drugiej strony; czy fjerdanscy następcy tronu naprawdę chcieli żenić się z cudzoziemkami, kiedy we własnym kraju mieli posłuszne, uległe kobiety oraz perspektywy na obiecujące sojusze z szanowanymi rodami?
Na niewiele zdały się te zgadywanki i domysły. Wszystko miało wyjaśnić się na spotkaniu, a przynajmniej Alexei liczył, że coś się tam wyjaśni. Poprawił rękawy i strzepnął niewidoczny pyłek z materiału kefty. To było ważne spotkanie, dlatego odczuwał potrzebę zaprezentowania się schludnie. O wyznaczonej porze dołączył do swoich towarzyszy. Wraz z nimi oraz ambasadorem wyruszył do wyznaczonego miejsca spotkania. Tym miejscem okazała się sala w podziemiach ratusza. Robiący za przewodnika urzędnik doprowadził ich do drzwi przy których stało dwóch oficerów stadwachty. Strażnicy poprosili o złożenie u nich posiadanej broni, co w przypadku obstawy ambasadora było dość zabawne. W pewnym sensie griszowie sami w sobie stanowili broń. A ponieważ w żaden sposób nie mogli złożyć się w ręce stadwachty, przepuszczono ich dalej. W środku przebywali już radni i parę innych osób, które na radych jednak nie wyglądały. Alexei omiótł wzrokiem nieznajomego zasiadającego przy stole, następnie skierował spojrzenie na Ezrę i na dłużej zatrzymał się na Taisiyi. Zamrugał, jakby nie dowierzał własnym oczom. Anastaisiya? Nastya? Niemożliwe. Ta młoda kobieta była po prostu podobna do kogoś, kogo znał. Bardzo, bardzo podobna. Spokój, który wokół siebie zbudował odrobinę się skruszył. Przez oblicze przemknęło mu zdumienie. Pod wpływem nagłego impulsu był gotów do niej podejść i zapytać czy była tą Nastyą, która niegdyś szkoliła się z nim w Małym Pałacu.
Jednakże ambasador Ravki zdążył w międzyczasie zająć wyznaczone mu miejsce. Wskazał swojej obstawie fotele za swoimi plecami. Alexei bez słowa usiadł obok Alyi. Nie mógł powstrzymać się przed ukradkowym zerknięciem na Taisiyię, która ustawiła się za fotelem radnego van Ecka. Im dłużej przyglądał się, tym większego nabierał przekonania, że nie było mowy o żadnej pomyłce, żadnym przypadkowym podobieństwie. Naprawdę miał przed sobą Nastyę. Tylko jak? Dlaczego? Pytania bez odpowiedzi wypełniały mu umysł do momentu, gdy do sali wkroczyli długo wyczekiwani goście. Widok księcia Rasmusa i jego świty sprawił, że chwilowo zapomniał o Nastyi i pytaniach, które domagały się odpowiedzi. Sam przed sobą przyznał, że w sumie to chciał zobaczyć fjerdanskiego księcia. Członka rodziny, która w dużym stopniu była odpowiedzialna za przeciągającą się wojnę i marny los griszów w rządzonym przez nich kraju. Rasmus mógł być równie dobrze uosobieniem tego wszystkiego, czego nie cierpiał w Fjerdaninach. Nieuprzejme słowa, zamiast powitania i wzgardliwe spojrzenie, jakim obdarzył jego i jego siostrę, jedynie spotęgowały niechęć do następcy tronu. Tkwiąca w nim cząsteczka okrucieństwa ocknęła się z drzemki i natychmiast podsunęła obrazek Rasmusa rozpaczliwie walczącego o oddech, ze wzrokiem przepełnionym nie pogardą, lecz niemym błaganiem o pomoc. O ratunek przed cenną królewską krwią zalewającą mu płuca. Był to piękny obrazek. Oglądanie takiego widoku nawet w samej wyobraźni przynosiło taką ciemną, przyjemną satysfakcję.
Jednak nie. To było złe.
Mimo płynącej od księcia pogardy, nie zamierzał go atakować. Poczucie przyzwoitości, a może i honoru nie pozwalało krzywdzić bezbronnego człowieka na dyplomatycznym spotkaniu. Nawet takiego człowieka jak Rasmus. Przywołał się do porządku. Ten brzydki nawyk, odrobina okrucieństwa, która była z nim od czasów pobytu na froncie zasnęła. Obrazek umierającego księcia zniknął.
Czuł na sobie również nieżyczliwy wzrok książęcej obstawy. Postanowił nie ulegać fjerdanskim prowokacjom i odpowiedział Druskelle chłodnym spojrzeniem.
Mężczyzna zasiadający obok ambasadora Fjerdy wpatrywał się w niego intensywnie, ale… bez otwartej wrogości? W jego oczach dało się wyczytać zaskoczenie, bądź też namysł. Alexei nie zastanawiał się nad czym rozmyślał Leif. Bardziej zajmowało go obserwowanie żołnierzy Fjerdy. Jedna albo dwie niesforne myśli bezskutecznie próbowały nakierować go z powrotem na Nastyę. Pochłonięty własnym sprawami nie zwracał zbytniej uwagi na Alyę przez co nie dostrzegł u niej oznak narastającego zdenerwowania.
Następca tronu nie odpuszczał. Chociaż pogardzał griszami to najwyraźniej także widział w nich swego rodzaju broń. Gdyby Alexei nie czuł do niego niechęci to może okazałby mu trochę zrozumienia. Książęca ochrona zostawiła broń na zewnątrz, zaś ambasador Ravki siedział, można by rzec, uzbrojony po zęby. Pozostało czekać na reakcję samego ambasadora i radnych. Co poczną z Rasmusem, który nie popisał się dyplomatycznym talentem. Do tej pory usłyszeli od niego jedynie pretensje i oskarżenia.

Ezra Hernau
• piekielnik •
Ezra Hernau
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Ochroniarz na kontrakcie rodu Groeneveldt
https://kerch.forumpolish.com/t262-ezra-hernau#822
Ciężko było mu uwierzyć w stawiane bardzo śmiało i lekko domysły o planach ożenku księcia z Fjerdy, które krążyły po Kerchu, odkąd oficjalna wizyta stała się faktem. Nie wierzył, dlatego, że nie ufał piętrzącym się plotkom i długim językom, ciągnącym za sobą rozmaite informacje - mniej lub bardziej naciąganych. Był fjerdańczykiem. I nawet w perspektywie tak długiej nieobecności, miał wpojoną we krwi pewną chłodną rezerwę i bardzo twarde zasady, których łamanie było świętokradztwem. W tym wypadku, wieloletnia tradycja, której się uczył, a którą sam złamał, była wyznacznikiem także królewskiego rodu. Jak miał uwierzyć, że zostanie urwana przez przyszłego władcę Fjerdy?
Nie umiał się pozbyć ciężkiej do rozgryzienia emocji, ściśniętej w więzach niepokoju i... fascynacji. Po raz pierwszy od tak wielu lat miał bezpośrednią okazję spotkać rodaków. Wiedząc, jaki będzie odbiór jego osoby, nie mógł odmówić sobie obecności na ściśle dyplomatycznym spotkaniu. Być może Hendrikus Groeneveldt mógł zabrać do ochrony kogoś innego, ale Hernau w to nie wierzył. Wieloletnia już, nienaganna w profesji współpraca stawiała go w roli osobistego ochroniarza głowy rodu. I nie miał najmniejszego planu zmieniać zdania co do wyboru. Chciał spojrzeć w oczy rodakom, niezależnie od komentarzy, które - w jego ujęciu - słusznie mu się od nich należały. Był zdrajcą. Nawet, jeśli pierwotny wybór o tym nie zależał od jego woli. Zgodził się przecież na ścieżkę, którą podążył, przyjmując wszystkie konsekwencje. I wszystkie profity. W końcu - był griszą.
Czerń munduru, przetykana srebrem szarości i czerwieni, kontrastowała z jasną karnacją i równie jasnymi włosami, które spiął rzemieniem wyżej, pozwalając, by iskrząca jeziornym lodem barwa źrenic śledziła czujnie sylwetki, które znalazły się ostatecznie w solidnym - we względach bezpieczeństwa - pomieszczenia. Jak cień podążał za sylwetką swego kontraktora, nie spędzając z wzroku równie obserwujących go jednostek. Bystre spojrzenie na dłużej zatrzymało się przy przyjaciółce, której obecność nie zdziwiła, chociaż egoistycznie wolał nie widzieć w kręgu potencjalnego zagrożenia. Jako jedna z nielicznych, ciemnowłosa akwantyczka znała go wystarczająco by zrozumieć drgnienie warg w niemym powitaniu, które odbijały posłany ku niemu uśmiech. W ostatecznym rozrachunku, znaleźli się wystarczająco blisko, by w razie konieczności miał baczenie nie tylko na swego pracodawcę, ale i na nią. Jednocześnie, z namysłem zlustrował uczestników nietuzinkowego spotkania. Na pierwszy ogień poszli oczywiście goście, radni, ambasadorów i towarzyszący im ochroniarze, m.in. parę ciemnowłosych sylwetek, nieco dłużej (niż wypadało?) goszczących wzrokiem na Tai, chcąc zapamiętać rozmieszczenie obecnych. I nieznajomych.
Nie pozostawiał cienia wątpliwości otoczeniu, że był zdolny do ataku. Tak, jak był pewien, że nawet pozbawieni broni Druskelle otaczający fjuerdańskiego księcia, byli w stanie wyrządzić ogromne szkody. Szkoleni do wojny, nie potrzebowali narzędzi, by wyrządzić bolesną krzywdę. Ezra dusił nawet niepokojącą w odbiorze myśl, że sam chciał przekonać się o zdolnościach legendarnych wojowników. Zmierzyć się. Z przeszłością?
Okazja zdawała się podsuwać sama, gdzieś pomiędzy urwanym pytaniem kontraktora i w momencie, gdy świta księcia przekroczyła próg a pogardliwy szept, niemal jak echo, zadźwięczało na ustach jednego z Druskelle. Najpierw - usłyszał głos, potem dotarło ku niemu znaczenie obelgi, na koniec zmierzył oblicze odchodzącego dalej wojownika. Zdrajca.
Nie odezwał się słowem, śledząc starszego - jak mu się zdawało - mężczyznę. Coś na kształt rozmazanego wspomnienia starało się przedrzeć przez mury umysłu, kreśląc równie rozmytą w przeszłości tożsamość. Tylko czy przeszłość rzeczywiście postanowiła ścignąć go aż z Fjerdy, czy tylko jego umysł błądził w zakamarkach zatartych zbyt dawno wydarzeń?
Zaplótł dłonie za plecami, zaciskając dłonie w pięści, nie dając emocji ścignąć mimicznych wyznaczników. Stał wyprostowany, zwyczajowo czujny, tuż za plecami Hendrikusa bardziej przypominając posąg niż żywą istotę. Nasłuchiwał słów swego pracodawcy, jak i tych umykających w orszaku zebranych. Ślepia osiadły uwagą na księciu Rasmusie z zainteresowaniem oczekując rozwiązania "dyspozycji", jaką ten starał się buńczucznie przeforsować. Na ciche słowa towarzyszki, tylko niemo skiną głową.

Spostrzegawczość eventowa: 55 + rzut: 66/2 = 88
Ekwipunek: bransoleta na rzemieniu przy lewym nadgarstku z wyrzeźbionym lisem, z bonusem +5 do zręczności, dwa niewielkie krzemienie w kieszeni, zapalniczka (broń została przy wejściu)

Løve Larssøn
• drüskelle •
Løve Larssøn
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Druskelle
https://kerch.forumpolish.com/t311-lve-larssn
Wynik rzutu: 25 + rzut: (52/2) 26 = 51

Choć zwykle nie widział problemu w trzymaniu nerwów na wodzy, a bycie spokojnym zdawało się być jego drugą naturą, to teraz nie mógł nic poradzić na szybciej bijące serce i poddenerwowanie, które ogarniało go całego. Ale czy ktoś mógł go winić? Odkąd tylko dostał kopertę z wezwaniem do fjerdańskiej ambasady, odkąd tylko tam wkroczył, by wysłuchać przemówienia księcia; czuł się tak, jakby właśnie miał stoczyć swoją pierwszą walkę. Nie mógł powiedzieć, że się bał, ale nie mógł też stwierdzić, że wcale go to nie ruszało. Nie cieszyła go też wizja tego, że miał właśnie wybrać się na dyplomatyczne spotkanie, by ochraniać księcia; szczególnie, że na takowym spotkaniu mogło wydarzyć się wszystko i nic. Mogło być całkiem spokojnie; a równie dobrze mogło to być ostatnie spotkanie, na jakimkolwiek cała świta księcia kiedykolwiek by się jeszcze stawiła.

Kiedy więc zostało mu przydzielone miejsce na samym przodzie straży Rasmusa; poczuł jak poddenerwowanie rośnie. Po plecach przebiegły mu ciarki; czuł się zaszczycony, że to akurat jemu przypadło to miejsce, ale jednocześnie był doskonale świadom z czym to się wiązało. Jeżeli ktokolwiek zaatakowałby księcia, to właśnie Løve miałby za zadanie powstrzymać go, być może nawet kosztem własnego życia. Nie miał nic przeciwko temu; czuł się więcej, niż zobowiązany, by chronić Rasmusa. Nie zmieniało to jednak faktu, że czuł się nieco nieswojo; niemniej nie na tym teraz powinien się skupiać.

Kiedy dotarli do sali, w której miało odbyć się spotkanie; kiedy zostało im powiedziane, że broń muszą zostawić przed drzwiami, Løve poczuł się, jakby wchodzili w pułapkę. Był niemalże o tym przekonany. Już nawet otworzył usta, by zaprotestować; ale książę prędko wszedł do środka, więc nie zostało mu nic innego, jak podążyć za nim i dostosować się do narzuconym im zasad. Ani trochę mu się to nie podobało. Każdy mięsień w jego ciele był napięty; a sprawy wcale nie polepszyło to, co ujrzał, gdy już przekroczyli próg drzwi.

Grisze. Dużo grisz. Poczuł gorzki smak pogardy; ledwo powstrzymał dłoń, która instynktownie ruszyła do pasa, gdzie zazwyczaj wisiała jego broń. To zdecydowanie była pułapka. Musiała być. Inaczej nie przyprowadzali by tu tyle wiedźm. Plugawe abominacje; obrzucił każdą z nim spojrzeniem pełnym obrzydzenia; przyjrzał się im uważnie, wiedząc, że musi być gotowym na wszystko. Wzrok zawiesił chwilę dłużej na fjerdańskim ambasadorze, zaraz jednak ustawiając się na wyznaczonym miejscu, ani na chwilę nie rozluźniając się. Nie mógł sobie na to pozwolić. Omiótł jeszcze spojrzeniem grisze siedzące na wyściełanych fotelach, próbując zorientować się, jaką taktykę walki wybrać, gdyby doszło do najgorszego.

Jego uwagę jednakże po chwili przykuła karteczka, która wypadła z kieszeni księcia; bez większego zastanowienia prędko ją pochwycił. Przez jego głowę przeszła myśl, by oddać ją bez szemrania, ale Rasmus wydawał się zajęty konwersacją z resztą gości, więc Løve pozwolił sobie na to, by otworzyć notkę i zapoznać się z jej zawartością.

Zoria Rozanova
• uzdrowiciel •
Zoria Rozanova
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : uzdrowicielka w Ambasadzie Ravki
https://kerch.forumpolish.com/t348-zoria-rozanova
Wydawałoby się, że jako uzdrowicielka będzie robić wyłącznie to, czego należałoby się spodziewać po medykusach wszelkiej maści. Znaczy się: utrzymywać podopiecznych w dobrym zdrowiu, ewentualnie składać ich do kupy, jeśli przydarzy im się wypadek. Albo nawet i „wypadek”. A tu proszę, okazywało się, iż ravkański ambasador uznał obecność Zorii za stosowną. Przewidywał kłopoty? A może po prostu chodziło o to, iż jest griszą – tak jak pozostali członkowie ambasadorskiej obstawy o pewnej wartości bojowej.
Choć przecież miało to być po prostu spotkanie – i to raczej z tych kulturalniejszych, a nie godnych barowej bitki.
Tak czy owak – była tu, czy tego chciała czy nie. To nie miało najmniejszego znaczenia.
Przed wkroczeniem do wyznaczonego miejsca musieli minąć członków stadwachty; nie złożyła niczego na ich ręce, bowiem właściwie nie miała co składać. Nie miała ze sobą niczego, co można by było zakwalifikować jako broń – chyba żeby ją samą jako taką potraktować. Właściwie nie mijało się to zbytnio z prawdą – nawet jeśli mogła wyglądać na prawdziwe niewiniątko, w zderzeniu z ciałobójcami czy też piekielnikiem, razem z którymi stanowiła całkiem imponującą obstawę ambasadora Ravki. Ale czy potrzebną? Czy aż tylu przedstawicieli grisz w istocie musiało się tu znajdować? Tym bardziej że obecność całej czwórki niewątpliwie nie była w smak pozostałym zebranym.
Cóż, nie jej rolą było przejmować się politycznymi rozgrywkami i tym, co to mogło znaczyć; choć wciąż, oczywiście, musiała troszczyć się o to, by nie wywołać skandalu nierozważnym postępowaniem.
Póki co – zajęła wskazane miejsce, po czym dość obojętnym spojrzeniem przemknęła po zgromadzonych. Na dłużej zatrzymała się na twarzy ambasadora Fjerdy; wydawał się być nieco niezdrów. Ale może jej się wydawało? Może jednak to ta ich wrodzona bladość? Po chwili odpuściła; najwyraźniej musiałaby bliżej zbadać mężczyznę, żeby wyciągnąć konkretne wnioski.
Na końcu zerknęła na Vasilija, obok którego usiadła i posłała mu blady uśmiech, jeśli udało jej się złowić spojrzenie piekielnika. Na razie nie było tragicznie, jak na oficjalne spotkanie, czyż nie?





Ekwipunek: kefta, duży szal z haftowanymi kwiatami z bonusem +5 do siły
Rzut: 40+8/2= 44; próg powodzenia nieosiągnięty

Vasili Radhakrishnan
• piekielnik •
Vasili Radhakrishnan
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ochroniarz ambasadora ravki
https://kerch.forumpolish.com/t320-vasili-radhakrishnan#911
ekwipunek: kefta, rzemienna bransoleta z zamkniętą iskrą, medalik z sankta maryą z bonusem +5 do zrównoważenia
rzut + 1/2 x 20 + 20 + 5 = 35 < 50


Fjerda; druskelle, Rasmus. Wszystkie te słowa brzmiały równie odrażająco, mimo że dotychczas przewijały się tylko i wyłącznie wewnątrz twoich myśli. Każde z nich miało odrobinę inny smak; pierwsze nie oznaczało niczego, nauczyłeś się tego na froncie - nie było już bowiem Fjerdy, a jedynie fjerdańczycy, dzikie, rozszalałe psy z północy, sterowane przez strach i pogardę. Chciałbyś się uśmiechnąć, słysząc ostatnie słowa księcia, komentujące obecność griszów na spotkaniu; spotkanie miało jednak zachować resztkę namiastki dyplomacji, dlatego w ostatniej chwili ugryzłeś się w wargę.

Drugie z nich podjucało gniew, bez przerwy płonący w żyłach, docierający do każdego milimetra twojego ciała, gotowego podnieść się i stanąć do walki w ułamku sekundy. Refleks i gotowość do działania uważałeś za jeden ze swoich największych atutów; bacznie więc śledziłeś wzrokiem poczynania całej świty, aby w momencie zero być jednym z pierwszych, który uniesie ręce.

Trzecie natomiast nie zdążyło nabrać żadnego, bardziej konkretnego znaczenia; brzdęk tytułów, niczym uderzające o siebie fantazyjne dekoracje, zwisające z imienia księcia nie raz obił ci się o uszy, ale nigdy jeszcze nie miałeś wątpliwej przyjemności spojrzeć temu imieniu prosto w twarz.
O dziwo to nie ona wywołała największe poruszenie pośród napiętych już myśli, a ta dużo mniej znacząca, twarz za nią. Zimne spojrzenie oczu jednego z przybocznych żołnierzy przecinały gęstą atmosferę pokoju tak samo jak te osadzone w oczodołach nieszczęśnika, który zginął w twojej piwnicy.
To nie mógł być on - dobrze o tym wiedziałeś, bo przecież przeczyło to wszelkim zasadom, jakie rządziły światem. Nuta niepokoju zdążyła jednak zagnieździć się w twoim umyśle.

Dlatego instynktownie spojrzałeś na Zorię, by odciąć się fali napływającego strachu;  dotychczas jedynie podświadomie zdawałeś sobie sprawę z jej obecności na krześle obok, w postaci przekonania, że pomimo dystansu, jaki dzieli cię z innymi zgromadzonymi, z którymi zamknięto cię za dębowymi drzwiami jak w pułapce, masz blisko siebie przyjaciółkę. Być może pomyślała o tym samym, albo o czymś całkowicie innym, jednakże wasze spojrzenia się spotkały.



Ostatnio zmieniony przez Vasili Radhakrishnan dnia 21.06.21 22:23, w całości zmieniany 1 raz

Alya Maksimov
• ciałobójca •
Alya Maksimov
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Ochrona Ambasadora Ravki
https://kerch.forumpolish.com/t198-alya-maksimov#279
Na szczęście droga nie była daleka. Przechadzka czy przejażdżka ulicami śmierdzącego Ketterdam była dla Alyi jak zwykle czymś nieprzyjemnym. Miasto wciąż jej nie podpadło do gustu tak jak i to spotkanie. Jej zdaniem uczestnictwo ravkańskiego ambasadora było jak najbardziej niepotrzebne. Nie wiedziała po co komu 'przejaw dobrej woli'. Nie był najlepsza w zachowywaniu jakichkolwiek pozorów i nigdy specjalnie się nie starała w tej kwestii. Po prostu kto chciałby udawać i przymilać się do wroga? Ich ludzie ginęli na polu bitwy, a ravkańska ambasada bawiła się w dom z Fjerdą. Co za powalony pomysł.
Oczywiście jej zdanie się nie liczyło. Była tylko mrówką, robotnicą. Jej zadanie skupiało się tylko i wyłącznie a ochronie ambasadora. Nikogo nie obchodziło co myślała, więc nie wtrącała się, miała jedynie skwaszoną i nieszczęśliwą minę. Przez co pewnie wyglądała trochę bardziej groźnie. Mogła sobie myśleć co chciała i tak nikt by ją o to nie zapytał. Z dnia na dzień uważała swoją pozycję za coraz bardziej uwłaczającą. Przedtem dowodziła oddziałem griszów, z którymi walczyła ramię w ramię. Czym zasłużyła sobie na taką karę?
Kiedy dotarli na miejsce skierowali się do piwnicy. Kręte korytarze, brak okien. Kiepskie miejsce na spotkanie, brakowało wyjść awaryjnych. Jeśli dojdzie do zamieszek będą musieli po prostu rozpruć wroga i wybebeszyć wszystkie jego flaki. Nie, żeby ten pomysł≥ł nie przypadł jej do gustu. Dawno nie praktykowała Małej Nauki i chętnie poćwiczyłaby swoje umiejętności. Oczywiście łatwiej byłoby, gdyby spotkanie skończyło się w sposób pokojowy. Z drugiej strony drama była zdecydowanie ciekawsza.
Alya bez marudzenia zajęła wskazane jej miejsce za ambasadorem. Miała szczęście, że Alexei siedział tuż za nią. Znacznie dodawał jej otuchy. A potem wszystko się zaczęło. Druskelle napawali ją odrazą. Nie czuła strachu, jednak cała się spięła. Była przygotowana na każdy scenariusz.
Powietrze znacznie zgęstniało. Każdy mógł wyczuć gromadzącą się niechęć niczym kłęby smogu nad Pokrywką. Alya od razu zlustrowała księcia. Był przystojny jak chyba każdy fjereńczyk, co tylko jeszcze bardziej ją rozzłościło. Patrzył na wszystkie grisze z tą samą pogardą, której nawet nie próbował ukryć. Kiepski z niego polityk - przeszło jej przez myśl. Była na prawdę blisko wtrącenia się, ale skupiła swoją uwagę na innych osobnikach wchodzących do pomieszczenia. Lustrowała ich wzrokiem, starając się zapamiętać wszystkie istotne szczegóły.
1, 2, 3 sekundy później spostrzegła Leifa i prawie ją zemdliło. Minę miała na pewno posępną, coraz bardziej narastało jej zdenerwowanie. Zacisnęła dłonie w pięści, a jej paznokcie zostawiły odcisk w kształcie półksiężyca na ich wewnętrznej stronie. Odwzajemniła jego spojrzenie posyłając mu łobuzerski uśmiech. Chciała wyprowadzić go z równowagi, jak zawsze. Ciekawe czy gdyby jego szef zauważył ten niewinny gest, byłby zdenerwowany? Zły Leif, zły. Alya z przyjemnością wpędziłaby go w kłopoty za to jak nią dyrygował przy ich ostatnim spotkaniu. Jego osoba bardzo pochłaniała jej uwagę. Bardziej niż chciałaby się do tego przyznać. Niekoniecznie pozytywnie, ale też niekoniecznie negatywnie. Takie urozmaicenie nudnego i bezsensownego spotkania, bo powiedzmy sobie szczerze. Nic tutaj i tak nie ustalą, a ludzie z obydwu krajów wciąż będą ginąć na linii frontu.
Z tego wszystkiego nie zdążyła pooglądać sobie reszty przybyłych. Oby miała jeszcze na to czas, zanim książę zmusi ich do wyjścia lub każde związać im ręce. Wtedy chyba sama wydłubie mu oczy. Nawet jeśli było na prawdę ładne.

eq/rzut:

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry
Nim nieprzyjemna wymiana zdań rozgorzała na dobre, ambasador Fjerdy nachylił się do Leifa, chcąc podchwycić jego spostrzeżenie, czy raczej - dość zasadną - obawę. W odpowiedzi pokręcił jedynie nieznacznie głową.
To członek Rady Pływów — szepnął tak, że szansę usłyszenia jego słów miał tylko Blomstedt. Istotnie, teraz gdy Leif spojrzał na mężczyznę raz jeszcze mógł dostrzec, że błysk za pazuchą to konstelacja srebrnych gwiazd, naszytych przy zapięciu błękitnej peleryny, którą nieznajomy miał na sobie, nim ten marny trop dotyczący jego tożsamości zniknął w odmętach materiału. Dziwiło, że jego oblicze pozostało odkryte - Rada Pływów publicznie pokazywała się jedynie w maskach. Nasunęło to skojarzenie, że tak nieuchwytny i dziwny wygląd, nieprzypominający nikogo, a równocześnie mogący wskazywać na każdego, to robota formatora.
Potem jednak spotkanie zaczęło zmierzać nieuchronnie w stronę, na którą było skazane: rynsztoka.
Nonsens był jedynym słowem, które pchało się na usta radnego Van Ecka. Najchętniej rozprawiłby się z Grimjerem tak, jak z własnym pierworodnym, pozostawało to jednak w sferze marzeń najdalszych od spełnienia. Z jednej strony nic nie dałoby mu takiej przewagi nad Hoedem, jak sojusz z Fjerdą przypieczętowany ręką akurat jego córki; z drugiej Rasmus wybitnie grał mu na nerwach, a to oscylowało na granicy niebezpiecznej głupoty. Książęta, tak ravkańscy jak i fjerdańscy zapominali, że nie rozmawiają z pospólstwem, a od opinii Rady zależy wsparcie militarne lub jego brak. Byli jednak zbyt skupieni na samouwielbieniu własnej tytulatury. Gdyby jako radni mogli sobie pozwolić na tupanie nogą, które wyczyniał właśnie Grimjer, łudząco podobnie do fochów panienek z dobrych domów, prawdopodobnie by ich tu nie było.
Cóż, przynajmniej nie musieliby bawić się w guwernantki.
Oddajcie im broń — uciął dalszą dyskusję donośnie. Drzwi wbrew oczekiwaniom jednak się nie otwarły. — Berezoskaya, zawołaj ichzanim przerobię ich na karmę i rzucę psom; nie było żadnych wątpliwości, że chodzi o nieszczęsnych oficerów stadwachty.
Przyjaciółka Ezry, nad którą postanowił sprawować pieczę, została niejako wywołana do tablicy; Piekielnik musiał jednak zmóc się z falą wspomnień, gdy uporczywe spojrzenie prześwietliło jednego z Druskelle na wylot. Dłoń pozbawiona palca, blizna przecinająca skroń; wszystko to  wyryło w pamięci Ezry obraz człowieka, który niegdyś spopielił na stosie griszę. Wspomnienie na tyle traumatyczne dla dziecięcego umysłu, że pozostało w nim aż do lat dorosłych.
Wiedziałem, że mogę liczyć na głos rozsądku z pana strony, herr Van Eck — zadowolenie na książęcej twarzy odmalowało się złagodzeniem jej rysów.
Usta Van Ecka musnął uśmiech, choć nie objął oczu.
Przejdźmy do rzeczy, wasza wysokość — Jan postanowił przejąć pałeczkę prowadzenia spotkania, niejako ujarzmiwszy gniew księcia. Nawet jeżeli Gerjtlan Hoede miał ochotę zaprotestować, raz jeszcze perfekcyjnie sprawił pozór, jakby wszystko to zostało zaplanowane. — Już od dawna wiemy, że Fałda się rozszerza. Dotychczas działo się to jednak jednostajnie i mówiąc szczerze, dosyć powoli. Doszły nas jednak słuchy, że obecnie ciemność przyspieszyła i wkroczyła już na waszą południową granicę. Domyślamy się zatem, że wszelkie sojusze mogłyby okazać się kluczowe dla powstrzymania tego zjawiska — urwał. Pracownik ratusza dotychczas krzątający się przy palenisku, podszedł do stołu z karafką, rozlewając do szklanek z griszaickiego szkła najwyższej jakości jenever, podany chyba zgodnie z regułą, że alkohol w rozsądnych ilościach łagodzi obyczaje. Z oczywistych względów, poczęstunek uwzględniał jedynie siedzących przy głównym stole; gdy mężczyzna przeciskał się między fotelami by sięgnąć szklanki ravkańskiego ambasadora, niebezpiecznie się zachwiał.
Ogień w kominku trzasnął donośnie, jakby nawoływał Vasila; Druskelle, który przez chwilę jawił się duchem przeszłości, sięgnął po broń, której brak za pasem niezmiernie drażnił. Jeśli nawet chciał przekląć, zasznurował usta, nieżyczliwy wzrok wbijając w Radhakrishnana o parę chwil dłużej, niż by należało. Spojrzenie, którym Vasil obdarzył Zorię podpowiedziało mu więcej, niż powinien wiedzieć. Najcenniejsze informacje czytało się między wierszami.
Kluczowe byłoby pozbawienie Ravki wsparcia. Oczywistym jest, że to ich robota, a wy tolerując wszystkich tych dezerterów, plączących się po mieście i udających biedaków, dajecie im go aż nadto. — Rozluźnienie znowu gdzieś się ulotniło, o ile mogła być o nim jakakolwiek mowa. Mimo to książę wciąż pozostawał stoicko, lodowato spokojny, za nic mając to, że rozmawia z jednym z najgroźniejszych ludzi Ketterdamu. — Gdzie wasza neutralność?
Zabawne, że wasza wysokość o tym wspomina. Może powinniśmy przypomnieć, kto postawił Lodowy Dwór i kto odpowiada za składowany tam arsenał? — Ravkański ambasador poczerwieniał, ale tembr głosu zachował na wodzy. Alexei i Alya, jeżeli tylko się skupili, mogli doskonale usłyszeć przyspieszony rytm jego serca, wskazujący na ledwo hamowane zdenerwowanie.
Nie przypominam sobie, bym zwracał się do ciebie, herr Domagarov — odparł książę ze zjadliwą uprzejmością, nie zaszczyciwszy Ravkańczyka ni namiastką spojrzenia. — Sugerowałbym za to trzymać ochronę na smyczy — dodał, przelotnie zerkając na niezadowoloną minę Alyi.
Nie to jest sednem tej rozmowy — przypomniał mu radny Hoede, żałując, że wyrazili zgodę na obecność Ravki. Cena za neutralność była wysoka i było nią podjęcie próby ugłaskania wszystkich zainteresowanych, nawet za cenę pogorszenia między nimi stosunków.
Nie najlepiej się czuję...  — mruknął fjerdański ambasador w stronę Leifa; istotnie, mężczyzna pobladł jeszcze bardziej, o ile to było jeszcze możliwe. Czymś niecodziennym było widzieć Haralda w takim stanie. — Zastąp mnie — dodał jeszcze do Blomsteda nim wstał, po czym przepraszając skierował się do wyjścia, na chwilę odwlekając w czasie narastający w sali konflikt. Książę Rasmus zmrużył podejrzliwie oczy, odprowadzając go wzrokiem.
Jego szklanka jest pusta — zauważył Grimjer. Niewypowiedziane oskarżenie zawisło w powietrzu, zupełnie jak ręka Borega, który zamarł z trunkiem w połowie drogi do ust. Gdyby tylko Zoria jako uzdrowiciel zapewniła zebranych, że od samego początku wyglądał na chorego, więc to raczej nie kwestia trucizny... Tylko czy Fjerdanin uwierzyłby drusje? Książę skinął dłonią na Løve, by ten zbliżył się do stołu, po czym wręczył mu swoją szklankę z alkoholem.
Pij. — To nie była prośba.
W sali zapadła cisza.
Skoro co rusz oskarżasz nas o wrogie zamiary, dlaczego właściwie przyjąłeś zaproszenie, wasza wysokość? — Zapytał w końcu  Jan Van Eck; pierwsze, na razie odległe echo gniewu zabrzmiało w jego głosie. Fjerdański książę czy nie, nie zamierzał udawać, że spluwanie Grimjera to deszcz. Wtedy uświadomił sobie, że jest w stanie sam odpowiedzieć na to pytanie.
Bo ojciec mu kazał. Bo ziemia pali im się pod nogami, czy raczej należałoby rzec - znika im pod nogami w wiecznych ciemnościach.
Dlatego — odparł Rasmus, wskazując ręką na teczkę Leifa, mając na myśli raport, który asystent otrzymał wcześniej od ambasadora, a ten - od samego księcia. — Liczę, że ktoś mi to wyjaśni.

***

Taisiya, jeżeli zdecydujesz się wykonać polecenie służbowe i ruszysz do drzwi, a następnie za nie zajrzysz, odkryjesz, że odprawiony przez radnego Hoede grisza w liberii koloru turkusowego stoi pod nimi i prawdopodobnie podsłuchuje; z drugiej strony i tak miał być na spotkaniu, dlaczego więc miałby to robić? W oddali dostrzegasz odchodzących już oficerów stadwachty - wystarczy podnieść głos i ich zawołać. Kiedy Twoja uwaga wróciła do griszy w turkusowej liberii, już go nie było. Miałaś za to szansę dostrzec błysk czegoś leżącego na podłodze. By zwrócić uwagę na wskazówkę, raz jeszcze rzucasz na spostrzegawczość, próg powodzenia wynosi 60 i składają się na niego wartość statystyki spostrzegawczość oraz 1/2 rzutu k100.

Alexei, zdajesz sobie sprawę, że jeżeli Twój przełożony nie powściągnie nerwów i da się sprowokować, całe to spotkanie może przybrać nieprzyjemny obrót, mający długofalowe skutki na szczeblu państwowym. Czy zdecydujesz się naruszyć protokół, żeby go uspokoić? Przysługuje ci prawo do skorzystania z mechaniki griszów.

Leif, od tego momentu zastępujesz swojego przełożonego i przysługuje ci jego prawo głosu. Ze względu na umiejętność charyzmy na wysokim poziomie, mimo iż nie zaznajomiłeś się z raportem dogłębnie, jesteś w stanie przekonać zebranych, że wiesz o czym mówisz i jesteś przygotowany.

Løve, nie masz pojęcia, czy w szklance istotnie nie ma trucizny, dodatkowo martwi cię idea picia alkoholu - Druskelle stronią od tego, jak tylko mogą; Djel nie byłby zadowolony. Od ciebie zależy, czy wykonasz rozkaz. Przysługuje ci prawo do rzutu na zręczność, który pozwoli ci niepostrzeżenie wylać ciecz za kołnierz. Próg powodzenia wynosi 60 i składają się na niego wartość statystyki zręczność oraz 1/2 rzutu k100.

Vasili, zupełnie niespodziewanie napięcie zaczynało wygrywać w nierównej batalii o twoją uwagę; płomień w palenisku zaczął tańczyć nieco żwawiej niż powinien, co najgorsze - prawdopodobnie z twojego, niechcącego powodu; zauważysz to w porę i odnajdziesz spokój w bliskości drogiej Twojemu sercu osoby, czy zignorujesz zew do momentu, w którym dostrzeże go ktoś inny w odbiciu rozszalałego ognia trzaskającego w kominku? Przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość; próg wynosi 60 i składają się na niego statystyka spostrzegawczość i 1/2 rzutu k100.

Zoria, ponieważ nie posiadasz umiejętności charyzma, która pozwoliłaby ci przekonać księcia Rasmusa o kiepskim stanie zdrowia ambasadora Fjerdy od samego początku spotkania, przysługuje ci prawo do rzutu k6 zgodnie z mechaniką umiejętności. Możesz również zadecydować, że nie wtrącasz się w dyskusję; pytanie, jakie będzie to miało skutki.

Alya, pracownik napełniający szklanki alkoholem zachwiał się, gdy przechodził obok ciebie, by napełnić naczynie ambasadora. Karafka zastukała o tacę niebezpiecznie; zapobiegniesz tragedii i rozlanemu trunkowi? Przysługuje ci prawo do rzutu na zręczność; próg powodzenia wynosi 60 i składają się na niego statystyka zręczność i 1/2 rzutu k100.

Ezra, jesteś opanowany, co zwykle stało w sprzeczności z żywiołem, który krąży w Twoich żyłach wraz z Małą Nauką. A mimo to widok mężczyzny i krótkie słowo, które padło z jego strony nie dają ci spokoju. Czujesz nie tak odległą ciepłotę paleniska, stanowiącą nieodpartą pokusę; czy to nie dziwne, że i on cię zapamiętał, choć przecież trudno było się w obecnym tobie upatrywać tamtego czterolatka? A może Twoja ucieczka do Małego Pałacu wcale nie była tak tajemna, a jej data nie była przypadkowa? Zastanawiałeś się kiedyś, czy depcząca ci po piętach przeszłość postanowi się o ciebie upomnieć, a zdrada kraju przodków zostanie ukarana? Przysługuje ci prawo do rzutu na zrównoważenie; próg wynosi 60 i składa się na niego wartość statystyki zrównoważenie i 1/2 rzutu k100.  

Nie obowiązuje kolejka. Termin na opublikowanie posta w tej turze mija 24 czerwca o godzinie 20.

Taisiya Berezoskaya
• akwatyk •
Taisiya Berezoskaya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ekskluzywna niewolnica; związana kontraktem z rodziną Van Eck, smętna zjawa na kupieckim statku, wodna wiedźma
https://kerch.forumpolish.com/t244-anastaisiya-berezoskaya#416
Gdyby tylko wiedziała, kim naprawdę jest milczący człowiek pochylający się nad stołem z pewnością poświęciłaby mu znacznie więcej uwagi. Rada Pływów – mityczne niemal stowarzyszenie grisz, które przynajmniej zdaniem Taisiyi sprawowało prawdziwą władzę w Ketterdamie i nie tylko.
Na razie jednak starała się zignorować parę oczu, które czuła na swoim ciele. Święci jedynie wiedzieli jak wielka jest siła, która powstrzymała ją przed nerwowym obejrzeniem się przez ramię, w stronę pokaźnej, uzbrojonej w somatyków świty ravkańskiego ambasadora. Wystarczyło jednak krótkie spojrzenie w stronę Van Ecka, aby rozpoznała ten rodzaj zirytowania. Cierpliwość była cnotą, którą jej pan nie był obdarzony. Trwała jednak wytrwale z podbródkiem uniesionym nieco wyżej, jakby stojąc ramię w ramię z Ezrą chciała mu dorównać wzrostem. W między czasie niedorzeczna dyskusja, którą z uporem ciągnął książę zdawała się nie mieć końca.
Kres wzburzeniu lodowatej krwi monarchy położył ostry jak brzytwa głos Jana van Ecka. Umysł podsunął jej wizję dwóch brył lodu ścierających się ze sobą, gdy analizowała zaciekłość zaklętą w napiętych twarzach. Karykaturalność fjerdańskiego dziedzictwa Van Ecka jeszcze nigdy nie wydawała jej się tak oczywista. Ocknęła się, słysząc swoje nazwisko, kaleczone kercheńskim akcentem.
- Oczywiście, Herr Van Eck – słowa nosiły coraz mniej słyszalny, ravkański zaśpiew. Zerknęła w stronę Ezry, jakby bała się, że stoicki, czasem nawet lodowaty, pomnik spokoju nagle zerwie się w akcie ognistego impulsu, kiedy tylko obróci się do niego plecami. Sylwetka eteryczki skłoniła się sztywno, po czym z żołnierską precyzją kroków obróciła się na pięcie. Nie mogła jednak powstrzymać spojrzenia, które raz jeszcze powędrowało w bok, w poszukiwaniu twarzy Alexeia, jakby chciała przekonać się, że to naprawdę on. Miliony myśli, pytań i bełkotliwie brzmiących wyjaśnień pojawiło się w jej głowie, jednakże milczała, pozwalając rozbłysnąć oczom feerią barwnych emocji. Zacisnęła usta w wąską linię, chcąc powstrzymać uśmiech, zresztą chociaż na chwilę mogła opuścić to pomieszczenie, w którym atmosfera była tak gęsta, że można byłoby ją przeciąć nożem.
Widok griszy odzianego w rodowe barwy Hoede nieco ją zdziwił. Dlaczego trwał wiernie przy drzwiach? Podsłuchiwał? A może wiernie strzegł życia swego pana? Rozchyliła wargi, jednak nim jakiekolwiek słowa wydobyły się z jej gardła, uwaga została rozproszona przez oficerów stadwachty, którzy pojawili się w zasięgu jej wzroku. – Rada kupiecka życzy sobie zwrócenia broni straży przybocznej fjerdańskiego księcia – zakomenderowała donośnym głosem, który odbił się cichym echem od ścian korytarza. Gotowa była do rzucenia jakimś niezobowiązującym komentarzem, kiedy zorientowała się, że grisza umknął spod jej wzroku, ale chyba zostawił coś za sobą. Przykucnęła, niemal instynktownie sięgając po skrzący się srebrem przedmiot. Wiedziała, że ciekawość ją kiedyś zgubi, niemniej jednak nie mogła jej się oprzeć. Poza tym zachowanie griszy było nieco podejrzane i nie byłaby sobą, gdyby nie sprawdziła tego. Może to nic ważnego. A może wręcz przeciwnie.

Zoria Rozanova
• uzdrowiciel •
Zoria Rozanova
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : uzdrowicielka w Ambasadzie Ravki
https://kerch.forumpolish.com/t348-zoria-rozanova
rzut: 5


Cokolwiek kłębiło się w myślach kobiety – nie dało się tego rozszyfrować. Czy to patrząc z boku, czy prosto w oczy tak, jak mogła to czynić teraz jedna, jedyna osoba w tym pomieszczeniu. Nie trwało to długo – w końcu nie przyszli tutaj, by wpatrywać się w siebie niczym cielęta w malowane wrota. Ale choć tyle mogła dać – ten krótki moment, ten uśmiech, być może mający na celu dodanie otuchy czy uspokoić; przynajmniej do czasu, w którym zniknął, a uwaga Zorii ponownie skupiła się na rozgrywających się wydarzeniach.
Zwłaszcza że robiło się… można powiedzieć, iż całkiem interesująco. Przynajmniej w pewnym sensie. Na pewno atmosfera się podgrzewała, nawet jeśli zwrócono broń w geście mającym złagodzić nastroje.
Tylko czy aby na pewno zrobiło się przez to… bezpieczniej? Cóż, przynajmniej niektórzy powinni się byli móc poczuć teraz bardziej komfortowo.
Przysłuchiwała się prowadzonej rozmowie – w końcu mimo wszystko miała uszy i nie dało się w pełni zignorować padających słów. Nawet jeśli, na dobrą sprawę, utarczki słowne średnio ją interesowały.
Przynajmniej do czasu.
Iskra, mogąca dać początek pożarowi. Zawahała się – czy powinna w ogóle się wtrącać? Zostawić wszystko w rękach "jej" ambasadora? Czy może jednak spróbować załagodzić nastroje, przynajmniej w tej jednej kwestii, co do której z całą pewnością miała kompetencje, podparte nie tylko szkoleniem, ale i praktyką? Ostatecznie westchnęła w duchu, podejmując decyzję.
- Jeśli mogę… - wyrzekła dość gładko. Rzeczowym, pewnym siebie tonem; i właściwie nie pytała, bowiem podniosła się na chwilę ze swego miejsca, by skuteczniej przyciągnąć uwagę zgromadzonych. - Odnośnie spostrzeżenia, że szklanka ambasadora, który nas właśnie opuścił, jest pusta. Gwoli wyjaśnienia, jestem uzdrowicielką. Nie jestem w stanie podać konkretnej przyczyny, bowiem musiałabym najpierw go zbadać, ale z tego co zauważyłam, to od samego początku tego zebrania, zdecydowanie nie szczycił się dobrym samopoczuciem. Toteż zapewniam, iż nie należy upatrywać źródła jego dolegliwości w czymkolwiek, co znajduje się tutaj. - wyrzekła, starając się brzmieć przekonująco. Z normalnymi pacjentami było łatwiej – po prostu musieli przyjąć do wiadomości pewne rzeczy. A ci tutaj… ech, jedno wielkie kłębowisko żmij, gotowych ukąsić choćby i za krzywe spojrzenie.

Løve Larssøn
• drüskelle •
Løve Larssøn
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Druskelle
https://kerch.forumpolish.com/t311-lve-larssn
Atmosfera w sali była niczym płomień, który zbliżał się coraz bardziej do lontu dynamitu. Jeszcze chwila, jeszcze moment, a wszystko zostałoby strawione przez wybuch; i po całym zgromadzeniu nie zostałoby ani śladu. Nie dziwiło to Løve ani trochę; gdziekolwiek pojawiały się drusje, tam zniszczenie, śmierć i tragedia prędko podążały, niczym sępy, które wypatrzyły padlinę. Przez głowę mężczyzny przemknęły wspomnienia z dnia pogrzebu Larissy; wściekłość, którą wtedy czuł - która nigdy nie odeszła - rozgorzała w nim na nowo, szepcząc i kusząc, by już, teraz, natychmiast, wyciągnął broń i powystrzelał wiedźmy raz na zawsze. Ręka mu nawet drgnęła; wzrok pociemniał, zaś ciało napięło się jeszcze bardziej, niż przedtem. Nie przy wszystkich, powiedział sobie zaraz, otrząsając się z chwilowego zaćmienia; choć chęć miał wielką, by zakończyć życie tych grisz raz na zawsze.

A potem przez szum jego galopujących myśli przebił się głos Rasmusa; odzyskał ostrość wzroku i bez żadnego wahania podszedł bliżej księcia.

Pij.

Słowa rozbrzmiały echem w jego głowie, raz jeszcze zagłuszając wszystko inne. Przez głowę przemknęła mu myśl sprzeciwu; jednak odrzucił ją tak szybko, jak się pojawiła. Posłuszeństwo było dla niego wszystkich - a choć serce sprzeciwiało się spróbowaniu trunku, wołało, że to nie w porządku wobec własnej wiary, to przecież odmowa wiązała się z końcem wszystkiego, co tak naprawdę się w życiu dla niego liczyło. Jeżeli wypije, a umrze, to obojętne będą mu już jego dalsze losy. Jeżeli wypije i przeżyje, to będzie mógł odpokutować swoje grzechy.

Po krótkiej chwili - choć ta zdawała się wiecznością - wziął szklankę w dłoń; ledwie zdążył przystawić ją do ust, kiedy dobiegł go głos jednej z wiedźm. Mimo tego, że jej słowa brzmiały logicznie, to słowa z karteczki, którą wcześniej podniósł, zdążyły już wypalić się w jego głowie. Nie to, żeby kiedykolwiek pokładał choćby cień zaufania w drusje, ale treść wcześniejszej notki dawała mu jasno do zrozumienia, że jedyne, w co może wierzyć, to w Rasmusa. Nawet, jeżeli miałby umrzeć; to najwidoczniej Djel taki właśnie miał dla niego plan.

Rzucił pogardliwe spojrzenie uzdrowicielce, jak gdyby chciał jej przekazać, że bzdury może zachować dla podobnych sobie abominacji i jednym haustem opróżnił szklankę; krzywiąc się na paskudny smak alkoholu, by zaraz odstawić naczynie z powrotem na stół; siła, z jaką to zrobił, sprawiła, że po pomieszczeniu poniósł się głuchy odgłos uderzenia.

Mimowolnie skierował wzrok na księcia Rasmusa, oczekując dalszych instrukcji; nawet ich brak byłby swoistym poleceniem.

Leif Blomstedt
• wolny strzelec •
Leif Blomstedt
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : asystent ambasadora, ambasada Fjerdy
https://kerch.forumpolish.com/t220-leif-blomstedt#326
Rada Pływów, powtórzył w myślach, zerkając z mieszaniną zainteresowania i niepokoju w stronę nieznajomego. Obecność ich przedstawiciela sugerowała, że nie było to zwykłe spotkanie dyplomatyczne. Musiało chodzić o coś więcej niż zwykłe sojusze, skoro grupa zarządzająca przystanią Ketterdamu wysłała tutaj swojego człowieka. W standardowych przypadkach raczej nie braliby aktywnego rodzaju w tego typu rozmowach, tylko czekali na wyniki przedstawione przez Radę Kupiecką lub swoich własnych szpiegów. Jaki był powód tej wizyty?
Częściowa odpowiedź na to pytanie nadeszła niedługo później, gdy radny Van Eck został dopuszczony do głosu. A więc chodziło o niesławną Fałdę Cienia. Cóż, to sporo wyjaśniało, w tym przede wszystkim nagłe przybycie spadkobiercy fjerdańskiego tronu do Kerchu. Wzmianka o tym, że ciemność i różnej maści koszmary ją zamieszkujące sukcesywnie zbliżają się do granic Fjerdy, martwiła Leifa, jednak zmusił się do tego, aby zacząć analizować całe spotkanie pod nieco innym kątem.
Najpierw zwrócił uwagę na radnych. Skoro Van Eck wspomniał o Fałdzie już na samym początku spotkania, to arystokracja Ketterdamu musiała traktować potencjalne zagrożenie poważnie. Wszelkie sojusze mogłyby okazać się kluczowe dla powstrzymania tego zjawiska. Czy obawiali się, że nieprzenikniony mrok mógłby w pewnym momencie wziąć na celownik ich podwórko i chcieli się w jakiś sposób zabezpieczyć potencjalnym sojuszem? Po części wyjaśniałoby to obecność reprezentantów Ravki i griszów. Może i byli uznawani za sprawców tego całego zamieszania, ale nie można było im odmówić, że byli z nim najbardziej obyci i wiedzieli najwięcej na temat Fałdy. W gruncie rzeczy pod ten tok myślenia można było podciągnąć także Radę Pływów. Być może granice ich strefy wpływów również zostały w ostatnim czasie naruszone?
Mężczyzna nie był w stanie rozwinąć tej myśli, ponieważ w momencie, gdy analizował całe zebranie, został poinformowany, że ambasador Fjerdy musi opuścić spotkanie. Leif dopiero teraz zwrócił uwagę na to, jak niezdrowo blady był jego pracodawca. Wcześniej zrzucił ten niecodzienny stan rzeczy na karb stresu odnośnie do spotkania i długiej pracy po godzinach w ambasadzie, jednak było to chyba coś dużo bardziej poważ...
W momencie, gdy Grimjer zwrócił uwagę na napoczęty napitek, Leif spojrzał na swoją szklankę, a potem w stronę wyjścia, w którym zniknął ambasador. Czy faktycznie ktoś by się poważył na to, aby próbować kogoś podtruć w takim miejscu? Zerknął kątem oka na druskelle oraz otaczających ravkańskiego ambasadora griszów. Skrzywił się na myśl o potencjalnym konflikcie, jednak niewiele mógł zrobić. Może i w tej chwili zastępował ambasadora, ale wciąż był jedynie asystentem. Książę i tak mógłby odrzucić każdą jego sugestię. W napięciu wpatrywał się w Løve, który został wyznaczony do spróbowania alkoholu.
Kiedy żołnierz druskelle nie doznał nagłych drgawek, a z jego ust nie zaczęła się toczyć piana, sygnalizująca, że faktycznie doszło do otrucia, Leif niemalże odetchnął z ulgą. Niemalże, ponieważ chwilę później został wywołany do tablicy przez samego Rasmusa. Zrozumiał, że to na niego spadł obowiązek przedstawienia raportu zebranym tutaj personom. Nie mógł się pozbyć wrażenia, że wszyscy patrzą wprost na niego. Przez kilka długich sekund, które wydały się wiecznością, bił się z myślami, jak podejść do tej sprawy, aż w końcu wziął głęboki oddech i jednym płynnym ruchem wyciągnął z teczki potrzebne dokumenty.
Po wstaniu z miejsca, skierował się w stronę radnego drugiego końca stołu. Skoro książę Rasmus był najwidoczniej zapoznany już z wynikami raportu przygotowanego przez fjerdański wywiad, to dokument powinien w pierwszej kolejności trafić teraz do rąk radnych Ketterdamu. W końcu incydenty w nim opisywane dotyczyły przede wszystkim Kerchu. Może i ravkański ambasador poczuje się dotknięty tym, że na tę chwilę jest wykluczony z dyskusji jednak... jakieś straty najwyraźniej musiały być w tym przypadku poniesione.
Herr Hoede, Herr Van Eck — zaczął z szacunkiem, składając raport pomiędzy dwójką radnych. — Jak mogą Państwo zauważyć w pierwszych zdaniach dokumentu, sprawa, do jakiej odnosi się wasza wysokość, książę Rasmus, dotyczy niepokojącej fali incydentów, do jakich doszło na przestrzeni kilku-kilkunastu ostatnich tygodni na terytorium Kerchu.
Leif może i miał mało czasu na dokładne zapoznanie się z raportem, jednak wierzył, że w głowie zostało mu dostatecznie dużo szczegółów. W tym momencie skupił się przede wszystkim na przywołaniu kilku lokalizacji wspomnianych w głównej części raportu, licząc, że radni będą skłonni do bliższego zapoznania się z resztą szczegółów na własną ręką i dojdą do własnych konkluzji. Starał się unikać słownictwa, które sugerowało, że nie jest w pełni obyty ze wszystkimi przedstawianymi informacjami, starając się brzmieć tak, jakby od samego początku był przygotowany do tego, że zostanie wywołany do przedstawiania raportu.
Jeśli będą Państwo łaskawi spojrzeć na załącznik numer 1 z ilustracją poglądową, mogą się Państwo zorientować, w jakim stanie zostały pozostawione ofiary tejże fali wypadków — kontynuował, starając się przywołać w myślach szczegóły dokuemntu, z jakim się zapoznawał w drodze do ratusza.
Cóż, najważniejszą częścią dostarczonej ilustracji był fakt, że denat był przecięty na pół i ten fakt zapewne nie umknął żadnej z osób, jakie zapoznawały się właśnie teraz z raportem. Leif zdecydował się skupić właśnie na tym elemencie raportu, dodając do tego parę strzępów informacji, które były naniesione w odpowiednich rubrykach. Wątpił, aby w tym wystąpieniu chodziło o zapoznanie wszystkich zebranych ze wszystkimi szczegółami, a raczej o przekazanie głównej myśli, którą było to, że...
Według finałowych ustaleń względem przedstawionych informacji można dojść do wniosku, że wszystkie te sprawy są ze sobą połączone — zakończył swój wywód, kierując się wolnym krokiem w stronę swojego miejsca, w razie, gdyby w jego stronę zostało rzucane jakieś dodatkowe pytanie.
Przeszło mu przez myśl, aby podzielić się z radnymi plotkami, jakie krążyły po przystani o “wybebeszonym” marynarzu z jednego z okrętów, jednak wciąż nie był przekonany, że te sprawy są ze sobą ściśle połączone. Wprawdzie fakt, że obie ofiary prawdopodobnie zostały przecięte na pół, wydawał się czymś więcej niż zbiegiem okoliczności, jednak nie mógł wykluczyć, że były to tylko pijackie przywidzenia żeglarzy. W ostateczności, być może podzieli się tą informacją w dalszej fazie spotkania.

Alya Maksimov
• ciałobójca •
Alya Maksimov
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Ochrona Ambasadora Ravki
https://kerch.forumpolish.com/t198-alya-maksimov#279
Zręczność 35 + 1/2 z 20 = 45/60 - niepowodzenie

Alya w końcu zaczęła się powoli uspokajać. Nie lubiła oficjalnych spotkań, zwłaszcza takich. Niechęć rosła w powietrzu i przez chwile miała wrażenie, że wybuchnie. Ambasador Ravki coraz bardziej się denerwował, jednak nie mogła mu mieć tego za złe. Wiedziała, że sam miał raczej ciężki temperament. Nic więc dziwnego, że było mu ciężko trzymać nerwy na wodzy, kiedy przyszło mu grać drugie skrzypce. Pierwsze miejsce odgrywał tutaj książę. N i e s t e t y. Alya od jakiegoś czasu przysłuchiwała się przyspieszonemu biciu serca ambasadora i szczerze nie zamierzała nic z tym robić. Kiedy staruszek się wkurzy zrobi się jeszcze ciekawiej. Był taki zabawny kiedy się denerwował i często wybuchał. Wreszcie coś ciekawego! Na to właśnie czekała, odrobinę rozrywki w ten brzydki dzień. Zerknęła ukradkiem na brata zdając sobie sprawę, że pewnie nie podzielał jej poglądów względem wybuchowości ambasadora. Westchnęła cicho, jak zawsze był bardziej rozsądny niż ona.
Kiedy padła decyzja, żeby oddać broń Druskelle, Alya syknęła cicho. Była oczywiście w stu procentach przeciwna. Póki co mieli przewagę. Zdawała sobie sprawę, że było to niesprawiedliwe, ale co było w życiu sprawiedliwe? Takiego podejścia nauczył ją Kerch. Widać było, że książę rzadko tutaj zaglądał. Może powinien częściej przyjeżdzać na wycieczki w to ponure i zepsute miejsce. Nauczyłby się trochę życiowych lekcji. Sprawiedliwość nie miała tutaj żadnego znaczenia. Wręcz przeciwnie, każdy walczył chociażby o najmniejszy ułamek przewagi.
1, 2, 3 sekundy później dostała to co chciała. Jakaś akcja. Fjerdański ambasador gorzej się poczuł. Oh? Biedaczek. Alya musiała nieźle hamować uśmiech zadowolenia, chociaż nie miała z tym nic wspólnego. Aż żałowała, że specjalnie nie wprawiła go w taki stan. Mężczyzna rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Nie zauważyła tego wcześniej, bo była zbyt zajęta przyglądaniem się jego asystentowi, który swoją drogą przejął teraz dowodzenie. Wyglądał jak ryba w wodzie i jeśli cała sytuacja była dla niego stresująca w ogóle nie dał tego po sobie poznać. Al słuchała go w milczeniu wściekła na siebie, że była z niego dumna.
Jeden z ochroniarzy księcia musiał spróbować trunku, żeby sprawdzić jego właściwości. Ktoś przechodził tuż obok niej, żeby przynieść naczynia i alkohol, jednak Grisza była zbyt pochłonięta lustrowaniem Løve od stóp do głów, żeby nawet zerknąć na chwiejącą się karafkę.  Jeśli ta się przewróciła, Al nie zrobiła absolutnie nic, żeby ją złapać. Jeśli karafka się przewróciła i ją polała pewnie można się było spodziewać wiązanki przekleństw po ravkańsku jak na prawdziwą damę przystało. Dziewczyna uniosła wysoko brwi automatycznie wsłuchując się w puls młodego Druskelle. Kilka chwil później nic się nie stało. Szkoda, byłoby jednego wroga mniej.

Vasili Radhakrishnan
• piekielnik •
Vasili Radhakrishnan
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ochroniarz ambasadora ravki
https://kerch.forumpolish.com/t320-vasili-radhakrishnan#911
rzut: 1/2 x 24 + 25 = 37 < 60

Oczy Zorii były niczym dwa skrzące się kamienie, w których zamknięta została głębia oceanu, odbijająca falującą taflę wody; pozwoliłeś im wpłynąć, nie opierałeś się. Minęły lata; długie, samotne wieczory, spędzone z dala od siebie, ale nadal jedno, trwające zaledwie kilka sekund spojrzenie wystarczyło, aby przelać w twoje serce odrobinę chociażby namiastki spokoju, której tak bardzo teraz potrzebowałeś.

Tylko jak można być spokojnym, skoro w tym samym pomieszczeniu przebywają Druskelle?

Wstrzymałeś oddech gdy Zoria zabrała głos - zapomniałeś już, jak brzmi ton jej głosu gdy jest pewna siebie. Na dodatek, gdyby nie jej uwaga, nie miałbyś szansy zauważyć, że ambasador faktycznie mógł wydawać się nadzwyczaj blady.. ale Fjerdańczyk to Fjerdańczyk, w końcu oni wszyscy są bladzi? Cóż, wierzyłeś jednak że obserwacja i zaniepokojenie uzdrowicielki nie są bezpodstawne.

W głębi duszy liczyłeś na to, że druskelle kosztujący trunku za swojego księżulka, lada moment padnie na ziemię; ku twemu rozczarowaniu, niestety jasnowłosy mężczyzna dalej trzymał się na nogach o własnych siłach. Szkoda..  chociaż wiadomym było, że próba otrucia wywołałaby dyplomatyczny skandal, w tech chwili nawet na skalę światową, ale gorsza część twojego sumienia snuła już ciekawe scenariusze, co byłoby gdyby..

W ciszy śledziłeś wzrokiem, jak ambasador Fjerdy wstaje i w pośpiechu opuszcza piwnicę; nie spodziewałeś się, że jeden z kluczowych gości w ostatniej chwili zrezygnuje z udziału w spotkaniu. Wszystko jednak wskazywało na to, że swoją sprawę pozostawił w odpowiednich rękach, gdyż Leif, do którego mógłbyś odczuwać niechęć z samego faktu, że był Fjerdańczykiem, kompetentnie dobierał słowa swojej wypowiedzi.
Czyżby właśnie ci zaimponował? Nie, takie stwierdzenie byłoby zdecydowanie na wyrost.

Okazało się, że kolejny raz tego wieczora wystawiano twoje emocje na próbę; rozkaz oddania broni delegacji północnych zwyrodnialców sprawił, że twoja krew, co prawda lekko, ale się zagotowała.

Twoją uwagę, chyba intuicyjnie, przykuła wówczas inna twarz; stojący po przeciwnej stronie mężczyzna, odziany w czarny mundur, wydawał się dziwnie znajomy...
[ruletka]

Alexei Maksimov
• ciałobójca •
Alexei Maksimov
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Ochroniarz Ambasadora, Ambasada Ravki
https://kerch.forumpolish.com/t196-alexei-maksimov
Rzut kością na mechanikę griszów +2 aktywne modyfikatory: osiągnięto wymaganą ilość sukcesów przy próbie obniżenia ciśnienia krwi i uspokojenia ambasadora

Czasami opłacało się być upartym. Rasmus dopiął swego i jego ludzie mieli odzyskać broń. Nie żeby jakoś rozluźniło to atmosferę panującą na sali. Alexei drgnął nieznacznie, gdy usłyszał padające z ust radnego nazwisko. Nie było żadnych wątpliwości, że tak znajomo wyglądająca grisza naprawdę jest Nastyą. Jego starą przyjaciółką. Bo nie mogło być dwóch tak samo wyglądających i noszących takie samo nazwisko Nastyi. Nie wierzył w aż taki zbieg okoliczności. Kątem oka obserwował, jak Berezoskaya poszła wypełnić polecenie swojego... szefa? Pana? Zacisnął usta i zmusił do odwrócenia od niej wzroku. Przy stole działo się wiele ciekawych, a jednocześnie strasznych rzeczy. Siedząc w fotelu czuł się tak jakby oglądał jedną ze sztuk teatralnych, które tak bardzo lubili Ketterdamczycy. Może obywatele zamiast Dzikiej Komedyji powinni oglądać obrady z udziałem przedstawicieli Rady Kupców? Mieliby przy tym tyle samo, jeśli nie więcej rozrywki.
Temat rozmowy zszedł na Fałdę Cienia. Ze słów Van Ecka wynikało, że Rada nie była tak obojętna na owe zjawisko, jak mogłoby się wydawać. Kerch leżał dość daleko od Ravki, ale kupcy musieli zdawać sobie sprawę, że być może w przyszłości Fałda stanie się problemem także dla nich. Alexei miał wątpliwą przyjemność podróżować przez tereny spowite w wiecznym mroku. Nie było to coś, co mile wspominał. Gdyby to od niego zależało zapomniałby przeprawie przez nią i żyjących w niej głodnych bestiach polujących na ludzi. Tyle że nie dało się o tym zapomnieć. Uczeni zajmujący się obserwacją Fałdy, donosili, że ciemność stale rośnie i pochłania nowe kawałki ziemi. Było to nawet bardziej niepokojące niż wojna. Na wojnie przynajmniej znało się swojego wroga i wiedziało się jak z nim walczyć. A jak walczyć z rosnącą w siłę ciemnością? Uczeni ponoć rzucali różnymi propozycjami, lecz na niewiele się one zdawały, bo Fałda nadal istniała. A skoro tak to sojusz z pozostałymi krajami nie byłby taki zły. Możliwe, że razem byliby w stanie więcej zdziałać. Czy ludzie nie jednoczą się w obliczu kryzysu?
Książę niestety pokazał, że bardziej zależało mu na przyparciu Ravki do muru niż na sojuszach. Zapewne kierowała nim nienawiść do kraju z którym Fjerda toczyła wojnę oraz jeszcze większa nienawiść do samych griszów. Alexei nie czuł się zaskoczony postawą syna króla. Przeciwnie. Właśnie czegoś takiego spodziewał się po przepełnionym dumą i ignorancją Fjerdaninie. Nie bez powodu poczuł do księcia antypatię w chwili, gdy wkroczył do sali ze swoją świtą.
Nie znał się na zasadach dyplomacji, ale zdrowy rozsądek podpowiedział mu, że drażnienie i obrażanie radnych nie było zbyt mądrym posunięciem. Kupcy mimo wszystko byli potężnymi ludźmi. W tym mieście to ich słowo było prawem. Biorąc to pod uwagę Ravka powinna dziękować swoim świętym, za to, że fjerdanska monarchia przysłała na rozmowy niedoświadczonego, nieobytego z polityką młokosa, który na dzień dobry splunął pod nogi potencjalnym sprzymierzeńcom. Im dłużej trwała ta cała dyskusja z udziałem księcia, tym bardziej było widać, że zorganizowane dla niego spotkanie pędzi ku nieuchronnej katastrofie. Czuł to chociażby w przyśpieszonym biciu serca ambasadora Ravki. Doskonale znał te objawy i wiedział do czego mogły doprowadzić. Lada moment Domagarov wybuchnie gniewem, nie mogąc znieść tak jawnego lekceważenia ze strony książątka.
- Niech to szlag - powiedział cicho, tak cicho, że może usłyszała go jedynie zerkająca na niego ukradkiem Alya. Sam nie wiedział czy jego komentarz odnosił się do stanu emocjonalnego szefa czy ogólnie całego spotkania. Szybko okazało się, że nie tylko Domagarov był w kiepskim nastroju. Jego fjerdanski odpowiednik wstał od stołu i przeprosiwszy wszystkich, opuścił pomieszczenie. Cóż, może rzeczywiście źle się poczuł. A może nie mógł dłużej patrzeć na to żenujące przedstawienie? W każdym razie Rasmus wykorzystał to do rozpoczęcia drugiego aktu spektaklu pod tytułem "obrażam gospodarzy w ich własnym domu" i rozkazał swojemu żołnierzowi wypić zawartość kielicha. Alexei, chociaż od razu uwierzył Zorii, próbującej wyjaśnić, że ambasador od początku spotkania wyglądał na chorego, zamarł, gdy Druskelle opróżnił kielich. Tak jakby spodziewał się, że w brew wszelkiej logice Løve zaraz padnie trupem. Oczywiście nic takiego się nie zdarzyło, co utwierdziło go w przekonaniu o braku rozwagi u księcia. Po co przyjeżdżał do Ketterdamu, skoro spodziewał się tu samych pułapek?
Bicie serca jego własnego ambasadora nie dawało mu spokoju. Nie miał obowiązku zajmować się samopoczuciem Domagarova. Nie odpowiadał za jego czyny ani słowa. Jednakże odrobina przyzwoitości musiała dawać się mu dzisiaj wyjątkowo we znaki, przez co nie mógł pozostawić spraw własnemu biegowi. Skoro i tak miało dojść do katastrofy, to czemu nie spróbować trochę jej nie załagodzić? Spojrzał wymownie na siostrę, po czym wstał ze swojego miejsca i zbliżył się do ambasadora. Nie chciał znaleźć się zbyt blisko Rasmusa, dlatego zbliżył się do fotela Domagarova od lewej strony. Dzięki temu znalazł się pomiędzy Groenveldtem, a ambasadorem.
- Najmocniej przepraszam, herr Damagarov. Czy wszystko w porządku?   - udając zatroskanego ochroniarza nachylił się nad swoim szefem. Niby przypadkowo, tak od niechcenia położył dłoń na przedramieniu ambasadora i skupił się. Wyczuł wzburzoną, niespokojną krew. To było niepotrzebne. Zbędne. Wsłuchał się w tą rozszalałe serce, a potem skłonił je do przejścia na spokojniejszy rytm. Tak spokojny jak rytm jego własnego serca - Proszę się uspokoić. Obserwują pana - wyszeptał po ravkańsku.
W międzyczasie mężczyzna, któremu przyszło zastępować fjerdanskiego ambasadora zaczął mówić o dziwnych zdarzeniach do których miało dojść na terytorium Kerchu. Seria incydentów, która była ze sobą powiązana? Bardzo interesujące, tylko co z tym wspólnego miała Fjerda? Nawet jeśli na wyspie działy się dziwne rzeczy to był problem Kerchu i Rady Kupców, nie Fjerdy. Alexei zmarszczył brwi, słuchając raportu Leifa. Musiał przyznać, że brzmiało to przekonująco, profesjonalnie. Fjerdańczycy naprawdę wierzyli, że w Kerchu dzieje się coś osobliwego.
Jednak nie mógł tak po prostu stać i zastanawiać się o co tu chodzi. Miał swoją robotę do zrobienia. Upewnił się, że ciśnienie krwi powróciło do normy i puścił rękę ambasadora. Jeśli nikt nie spróbował go zatrzymywać, powrócił dyskretnie na swoje miejsce.

Ezra Hernau
• piekielnik •
Ezra Hernau
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Ochroniarz na kontrakcie rodu Groeneveldt
https://kerch.forumpolish.com/t262-ezra-hernau#822
Nieduże - jak na dyplomatyczne spotkanie - pomieszczenie, wydawało się  być z każdą mijającą chwilą i wymianą słów, symbolicznie bardziej ciasne. Napięcie, które niemal namacanie drgało w powietrzu, oplatało skórę i wdzierało się do myśli, niby kłujące szpile lodu. Albo żaru. A ten, chociaż początkowo bez najmniejszego problemu trzymał w ryzach własnej woli, otrzymał zapalnik, który rozlewał się gorącem po krwi, roztaczając coraz szersze kręgi.
Szarpiącą się na uwięzi emocję spychał uparcie na dalszy plan - ta jednak wracała, nie dając mu odetchnąć. Dzielił na pół uwagę, raz za razem orientując o kolejno zachodzących akcjach, ale to wezwanie przyjaciółki nieco skuteczniej przywracało go do rzeczywistości. Broń dla druskelle? Nie był pewien, czy informacja go cieszyła, czy wręcz odwrotnie. Z rożnych powodów. Podążył wzrokiem za Tai tylko do momentu, w którym znalazła się przy wyjściu. On sam trwał wyprostowany za plecami swego kontraktora, zmuszając ciało, by nie podążyło za wyrywającym się napięciem. I żarem.
Oczy skupione na jednym ze starszych Druskelle wierciły mężczyznę, który znalazł się w orszaku fjerdańskiego księcia. Kolejne wrażenia, na pozór nic nie znaczące, układały się ścieżką, która wędrowała wprost to ściśniętego przeszłością wspomnienia, obrazu, który witał go rozmazanym koszmarem. Zęby mimowolnie zwarły się, rysując naciskiem wyraźną linię szczęki. Palce zwinęły się w pięści, wciąż jeszcze walcząc z żarzącą się potrzebą uwolnienia się... właśnie, czego? Dziecięce wspomnienie przenosiło go daleko do Fjerdy. Do syczącego wysoko ognia, wykrzywionej w bólu twarzy płonącego na stosie griszy i w  końcu cienia sylwetki, która szczyciła się schwytaniem i egzekucją nieszczęśnika. Dziś - nie był pewien, czy matczyna dłoń chciała zasłonić mu widok całego zajścia, czy może kryła go nieporadnie przed ostrym wzrokiem druskelle z blizną? Tym samym, który jeszcze przed chwilą tak celnie skierował ku niemu niewyraźne, choć znaczące słowo.
Zdrajca obijał się w jego głowie, jak echo krzyku palonego griszy. A może, tylko może, to on płonął?
Jego wewnętrzna walka, chociaż pochłaniająca wiele sił, nie wymazała całkowicie wrażeń i słów, które padały na spotkaniu. Te, dotyczące Fałdy, wyraźniej przebijały się przez konwenanse niesnasek. Ciemność rzeczywiście się rozszerzała, sięgając nawet jego rodzimych stron. Co właściwe to dla nich znaczyło?
Nie śledził druskelle, który sięgnął po alkohol, ale nie umknęło wyjście bladego ambasadora, jak i poruszenie wśród ochrony ravkańskiego ambasadora. Na sali działo się więcej, niż był w stanie wychwycić. Być może, gdyby uporczywe spojrzenie, nie ciągnęło go ku jednemu ze świty fjerdańskiego księcia, zdołałby w opanowanym skupieniu śledzić szczegółowo przebieg spotkania i zadziałać tylko w odwołaniu do swej profesji. Co mu przychodziło z lat doświadczenia, gdy przeszłość ze złośliwą ironią postanowiła mu o sobie przypomnieć?
Było coś jeszcze. Coś, co wydawało się też krążyć w powietrzu, niby przypomnienie o własnej naturze. O czymś co miało być mu znajome,, niby niewidzialne pokrewieństwo. Rozognione źrenicy zsunęły się z druskelle, który do tej pory rościł sobie prawo do jego uwagi, a utkwiły w sylwetce równie jak on wysokiego mężczyzny, stanowiącego orszak ambasadora Ravki. Rzeczywistość na kilka chwil zwalniała i przyspieszała, a Ezra nie wiedział nawet do kogo skierować swoją wewnętrzną modlitwę, by pozostać nieczułym, na wołające o ciągłą uwagę wspomnienia. Nie taki był plan. Nie taka była rola i ostatnim czego życzyłby sobie i całemu spotkaniu, to wymknięte spod jego woli griszackie ognie. W końcu dowiedziałby się... kto ostatecznie zapłonąłby na stosie, ale - straciłby zbyt wiele. Wiedział to.

Rzut na zrównoważenie: 45 + 3/2 = 47

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry
Zawołani przez Taisiyę oficerowie niemal pogubili nogi, gdy szybkim krokiem przemierzyli korytarz, by zniknąć za drzwiami prowadzącymi do sali spotkań. Nie kłopotali się nawet dobrymi manierami, by przepuścić kobietę przed sobą - jeżeli Taisiya zdecydowała się wrócić na swoje miejsce, musiała ponownie otworzyć drzwi i je pchnąć. Dało jej to jednak czas na lepsze przyjrzenie się błyskotce, którą podniosła z ziemi. Był to srebrny krążek, który łatwo można było pomylić z prostą, cienką obrączką wykonaną ze srebra. W jednym miejscu występowało jednak zgrubienie, które zdawało się wykluczać pierścionek. Im dłużej akwatyczka się w niego wpatrywała, tym bardziej znajomy się wydawał, jednak obowiązki pospieszyły ją do sali, a odległe skojarzenie przepadło.
Dzięki interwencji Zorii, Grimjer, choć wyraźnie niezadowolony machnął ręką, by Løve nie spożywał alkoholu. Nie zdążył.
Cóż, alkohol to też trucizna, choć zabija powoli — przyznał z zaskakującą lekkością, prawie jak gdyby miało to wybrzmieć żartem. Boreg roześmiał się nerwowo, a Hendrikus Groeneveldt odchrząknął.
Wówczas wszyscy skupili się już na Leifie i jego słowach. Radni w milczeniu przyjęli podane im kartki. Nic w ich twarzach nie wskazywało na zaskoczenie.
Czyżby fjerdański wywiad zaczął kłopotać się każdym morderstwem, które wydarzy się w Ketterdamie? Jeśli tak, wygląda na to, że wojna nie pochłania całkowicie Twoich poddanych, wasza wysokość. Krew jest przelewana w tym mieście regularnie i choć nie jesteśmy z tego dumni, takie są skutki starcia wielu kultur — Jan Van Eck rozłożył ręce, wprawnie posługując się kolejnymi eufemizmami i przemilczeniami; prędzej sczezłby, niż przyznał, że mają tutaj cholernie wielki problem z przestępcami. Dopóty dopóki mordowali się między sobą, śmieci wynosiły się same. Gorzej, gdy ze swoim brudem wychodzili poza Baryłkę. Sam najchętniej podjąłby się wyplenienia tego tałatajstwa, sęk w tym, że należałoby wtedy zrównać z ziemią trzy czwarte miasta.
A wtedy kim mieliby przewodzić?
Dziękuję, Blomstedt. Morderstwa to jedno, to, w jaki sposób się ich dokonuje drugie. Trzecie i najistotniejsze jest to, na kim się ich dokonuje. — zaczął książę, gdy Blomstedt zajął znów swoje miejsce. — Thore Andersen, szmalcownik sprzedający griszów na kontrakty, oferujący im rzekomo bezpieczną przeprawę przez Fałdę. Oscar Jordahl, drobny kupiec, właściciel podstrzałego uzdrowiciela. Birgit Wien, rajfurka zatrudniająca dziewczyny, głównie z Ravki i kontraktami zmuszająca je do pracy, Arvid Lunden, żołnierz formacji Druskelle... Mam wymieniać dalej, czy również widzicie tu jakiś wzór?
To raptem garstka przypadków w mieście, które liczy tysiące mieszkańców. Naprawdę sądzi książę, że jest tu jakiś wzór? Poza tym co właściwie wasza wysokość sugeruje? Że pozbywamy się tutaj wrogów Ravki? — Powątpiewający głos radnego Hoede wygrał pierwsze skrzypce; podchwycił słowa Van Ecka uznając, że kluczowym jest trzymanie wspólnego frontu. Poza tym nie chcieliby przecież by ktokolwiek, zwłaszcza Fjerda zakładała, że nie panują nad tym, co dzieje się w ich mieście.
No nie wiem. Gdyby mnie ktoś zapytał, to uznałbym, że to raczej dziwne — wtrącił Boreg, przegryzając kandyzowanego ananasa, którego cząstkę wyjął z kieszeni. — Cukier mi spadł — mruknął na swoje usprawiedliwienie, pochłaniając kolejne dwie. Nie zauważył przez to spojrzenia, którym obdarzył go Van Eck. Pewnie to dobrze, bo gdyby wzrok mógł zabijać, Laurens padłby trupem.
Ogień buchnął w kominku co najmniej tak, jakby ktoś dolał tam oliwy. Boreg podskoczył na swoim miejscu i zaklął, Groenevedt obrócił się do Ezry, a nieznajomy mężczyzna, który od początku spotkania uparcie milczał, również zwrócił swoje spojrzenie na piekielnika zakontraktowanego u Hendrikusa.
Pan to powiedział, herr Hoede — Rasmus wyraźnie spoważniał; odzyskana broń dodała mu animuszu, w końcu mógł się zająć tym, co było z jego perspektywy istotne. Był w swoim działaniu nie mniej uparty, niż jego ojciec. Wzrok prześlizgnął się po palenisku, ale nic już nie powiedział, wyczuwając, że dalsze upieranie się przy złych zamiarach gospodarzy donikąd go nie doprowadzi. — To jednak nie wszystko. Obserwatorzy donoszą o nieludzkich, skrzydlatych potworach poruszających się nocą nad miastem... Myślę, że jesteśmy już wszyscy zdecydowanie za starzy na bajki o demonach... — urwał, kątem oka spoglądając na obstawę ravkańskiego ambasadora; dając tym samym do zrozumienia, kto w jego mniemaniu zasługuje na to miano. — I możemy śmiało założyć, że to jakaś nieznana nam dotąd technologia, której ewentualne użycie niepokoi mego ojca.
Fjerda wciąż wychodzi z inicjatywą opracowania nowych technologii... — zaczął ambasador Ravki, najpewniej gotów wciąż wykłócać się  o udział griszów w procesie ich powstawania. Mimo to ton jego głosu był spokojny, a szkarłat oblicza został przytłumiony; działanie Alexeia, choć nielegalne, najpewniej oszczędziło im wymiany zdań prowadzącej do tragedii. Ciałobójca mógł zresztą wyczuć, że rytm serca przełożonego wrócił do spokojnej normy.
Owszem, ale nie na terytorium państwa pozostającego na neutralnej pozycji — Rasmus wyprostował się nieco, jakby dawał do zrozumienia, że posiadana przez Fjerdę technologia wychodziła dalece poza to, co mógł zobaczyć i sobie dopowiedzieć ravkański wywiad.
Jeśli dobrze rozumiem, jego wysokość Alexander Grimjer oskarża nas o współpracę z Ravką w ramach wykorzystania jakiejś nowej technologii? — Wtrącił Hendrikus Groeneveldt, zabierając głos po raz pierwszy tego wieczoru. Jego ton był rzeczowy, wyzbyty kpiny.
Na to wskazują dowody — odparł książę, z prędkością pocisku skierowując spojrzenie na Groeneveldta.
Domysły, jarmarczne sztuczki i przerośnięte ptactwo! Na litość Ghezena, gdybyśmy dysponowali taką bronią, nasza flota byłaby w połowie drogi, żeby ją komuś sprzedać. Zapewniamy, tak jak w ubiegłym roku w trakcie Hringkalli, że Kerch nie ma w planach angażowania się w konflikt pomiędzy Fjerdą, Ravką, a Shu Hanem — jednym tchem odparł Gerltjan Hoede, nie wierząc, że musi zapewniać o tym po raz kolejny. Gdyby się nad tym jednak głębiej zastanowił, najpewniej będąc na miejscu Fjerdy wysnułby podobne wnioski.
Na szczęście nie był na ich miejscu.
A mimo to Ravkańczycy żyją tu jak pączki w maśle, w trakcie gdy Fjerdan się morduje — ciągnął Rasmus. Można było uwierzyć, że naprawdę zależy mu na dobru poddanych, albo zwyczajnie nie wie o czym mówi; Ketterdam definitywnie nie był miastem, w którym ktokolwiek poza kupieckimi rodzinami żył jak pączek. Jego usprawiedliwienie powinien stanowić fakt, że nie oglądał nic ponad dzielnicę finansową, uniwersytecką i rządową; biedotę jak zwykle zamieciono pod dywan.
Nie umniejszam straty, wasza wysokość, ale choć zabrzmi to brutalnie, w tym mieście wielu straciło życie. Każdy zmarły miał jakieś poglądy polityczne, czy powinniśmy zatem brać pod rozwagę każdą z tych ofiar? W ramach zapewnienia o naszej dobrej woli, możemy zaproponować, by i fjerdańska ambasada otrzymała dodatkową ochronę, którą książę może wytypować osobiście — zaoferował Hoede, już czując w kościach, że jeszcze tego pożałują; wiedział, na kogo padnie wybór. Wkrótce w mieście zaroi się od Druskelle, a to wygeneruje kolejne problemy; nie mogli jednak uparcie obstawiać przy swoim. Kulejąca po epidemii gospodarka potrzebowała interesów tak z Fjerdą jak i Ravką.
Doskonale, skontaktuję się z Radą w tej sprawie — książę wydawał się zadowolony, choć każdy zebrany w pomieszczeniu grisza - jakby mniej. W praktyce oznaczało to stan niemal stałego zagrożenia dla mistrzów Małej Nauki, a mina Rasmusa wskazywała na to, że jeszcze nie skończył.
Milczący dotąd radny Yesugen wciąż nie wypowiedział ani słowa, zerkając w podaną mu stronicę raportu. Złośliwy rzekłby, że starał się zapamiętać jak najwięcej, by przekazać później swojej matce; cokolwiek miał na myśli, w końcu przeniósł uważny wzrok złocistych oczu na uzdrowicielkę. Trwało to znacznie dłużej, niż przelotne spojrzenie.

***

Taisiya, ozdoba którą odnalazłaś na korytarzu, prawdopodobnie zguba griszy w turkusowej liberii, nie daje ci spokoju. Pamięć podsuwa obrazy Ravki; jakby próbowała zwrócić twoją uwagę na konkretny element. To jak wtedy, gdy zapominasz słowa i masz je na końcu języka: czy zdołasz wysupłać z gąszczu wspomnień to właściwe? Wypatrzeć w plątaninie obrazów skojarzenie, na którym ci zależy? Raz jeszcze przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość; próg powodzenia wynosi 65, a jego składowe są takie same, jak w poprzednich dwóch postach.

Løve, czasem nasza własna psychika to największa broń. Mimo zapewnienia uzdrowicielki, po wypiciu jenevera poczułeś się dziwnie. Nie było spektakularnego padnięcia na podłogę i piany toczącej z ust - zamiast tego zaczęło ci się kręcić w głowie, a przed oczami zatańczyły mroczki. Skumulowały się tak procenty, jak i przekonanie o kłamstwie drusje; opanujesz kolejne objawy wzmocnione przeświadczeniem o tym, że z napitkiem było coś nie tak, czy polegniesz z kretesem? Przysługuje ci prawo do rzutu na zrównoważenie. Próg powodzenia wynosi 65.

Ezra, nie udało ci się powściągnąć nerwów, choć trzymanie ich na wodzy z powodzeniem wychodziło ci całe życie. Przypomniało ci się fjerdańskie porzekadło: woda słucha i rozumie, lód nie wybacza. W tym wypadku lodem miała pozostać skuta twoja przeszłość - pierwsza rysa mogła oznaczać niechybny odwilż. Nieoczekiwany zwrot myśli z tego zgubnego toru mógł ci pomóc - wręczone Twojemu przełożonemu dokumenty wydawały się interesujące, a ponad jego ramieniem miałeś szansę cokolwiek dostrzec; pytanie, czy ci się uda. Przysługuje ci rzut na spostrzegawczość, próg powodzenia wynosi 65.

Alexei, kiedy zbliżyłeś się do stołu, dostąpiłeś okazji, by rzucić okiem na raport trzymany przez Groeneveldta. Zdołasz wysupłać z tego pobieżnego rzutu okiem jakieś informacje? Przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość; próg powodzenia wynosi 65.

Alya, pochłonięta obserwacją wrogiej nacji, przegapiłaś okazję, by zapobiec małej tragedii; karafka przewróciła się, oblewając cię alkoholem o mocnym zapachu. Jedno jest pewne - z tego spotkania wyniesiesz pamiątkę na najbliższy wieczór, bo nie tak łatwo pozbyć się woni jenevera. Pozostaje mieć nadzieję, że schłodzony trunek ostudzi Twój zapał.

Vasili, powściągnięcie nerwów zawdzięczać mogłeś jedynie obecności Zorii; twoją uwagę od piętrzącego się zdenerwowania odwrócił ogień, który buchnął z paleniska. Nie miałeś pewności, czy to aby nie twoja sprawka, mogłeś za to uspokoić rozszalały płomień, zanim stanie się kolejnym pretekstem dla księcia, by robić awanturę. Przysługuje ci prawo do skorzystania z mechaniki griszów. By uspokoić ogień potrzebujesz 3 sukcesów na 14 rzutów.

Leif, co prawda elementy raportu udało ci się rozdać radnym i nie wygląda na to, byś miał je odzyskać, ale jedna z załączonych mapek przykuła twój wzrok - zdążysz dostrzec, co takiego niepokojącego nakreślono na planie ulic i kanałów Ketterdamu, nim Laurens Boreg zakryje ją ręką oblepioną cukrem? Przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość. Próg powodzenia wynosi 65.

Zoria, zupełnie nieoczekiwanie udało ci się przekonać zebranych o swojej racji; kto wie, czy nie udało ci się zapobiec właśnie kolejnej bezowocnej kłótni? Masz za to szansę zauważyć, że radny Yesugen przypatruje ci się odrobinę zbyt uważnie; przysługuje ci prawo do rzutu na spostrzegawczość. Próg powodzenia wynosi 65.

MG przeprasza za obsuw czasowy. Czas na publikację posta w tej kolejce mija 28 czerwca o godzinie 8:30. Jest to przedostatnia tura - następna będzie już kończącą spotkanie.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach