Ściana porośnięta mchem 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry
lokacja

Ściana porośnięta mchem

Z pozoru zwykła ściana jednego z budynków, kompletnie zarośnięta mchem. Nie wygląda na to by ktoś w okolicy przejmował się jej oczyszczeniem. Bardzo często pojawia się tu jednak kobieta o śniadej karnacji, nosząca pomarańczowe jedwabie i maskę szakala. To sulijska wróżbitka, choć ciężko stwierdzić czy prawdziwie wywodzi się z plemion Suli, czy to tylko kolejny z szarlatanów szwendający się po rozrywkowej dzielnicy Ketterdamu. Jeśli masz szczęście, być może przepowie Twoją przyszłość.

Jeśli chcesz, rzuć kością k100 aby sprawdzić czy spotkasz tu wróżbitkę (nieobowiązkowe, wystarczy jedna osoba). Jeśli wynik jest liczbą nieparzystą, nikogo nie ma w okolicy. Jeśli wynik jest liczbą parzystą rzuć dodatkowo kością k6 żeby poznać swoją przepowiednię.

1 - szczęście jest bliżej, niż się tego spodziewasz. Otwórz się na osoby dookoła, a znalezienie prawdziwej miłości nie będzie wyzwaniem.

2 - strzeż się, bowiem ktoś z najbliższych wkrótce wbije Ci nóż w plecy. Nie masz na to żadnego wpływu, ostrożność może jednak uchronić Cię przed tragedią.

3 - gwiazdy i morze wołają Twoje imię. Udaj się w podróż by odnaleźć prawdziwego siebie.

4 - Twoja przyszłość mieni się kolorem kruge. Ten rok przyniesie wielkie zmiany, na dobre lub na złe.

5 - nie możesz wciąż uciekać od przeszłości, czas rozliczyć się z własnymi demonami.

6 - w niedalekiej przyszłości czeka Cię wielka strata, przygotuj się na pochmurne dni bo nim ponownie ujrzysz słońce minie kilka miesięcy.

Eefke Ots
• formator •
Eefke Ots
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : krupierka
https://kerch.forumpolish.com/t223-eefke-ots
Chichot wypełnił pustą przestrzeń przy tak sławnej ścianie z mchem - a zaraz przy niej znalazła się ciemnowłosa kobieta, która kręciła się jak jakiś bączek; z butelką kvasu w dłoni, nieopatrznie rozlewając alkohol dookoła siebie. Drugą ręką ciągnęła za sobą swoją towarzyszkę.

Zabawne, że uważała alkohol za zło tego świata, a teraz tak chętnie go piła. Mówiło się przecież, że Ketterdam potrafiło zmienić człowieka - ale czy aż tak? Coraz częściej łapała się na tym, że piła; tu butelkę, tam kieliszek. Jeszcze trochę i się uzależni. Z drugiej strony, czy to by było takie złe? Może wtedy rzeczywistość wydawałaby się nieco słodsza.

Wygoniła te wstrętne myśli z głowy, opierając się o mech na ścianie; a na jej twarzy jawił się szeroki uśmiech, gdy pociągnęła długi łyk z butelki. Puściła dłoń swojej przyjaciółki, podając jej trunek; nieco za mocno, bo i ją ochlapała kvasem, jednak jakoś umknęło jej to, już i tak niezbyt wyostrzonej, uwadze.

Nie wierzę, że wyciągnęłaś mnie w nocy, żeby napić się tego paskudztwa — zaśmiała się, wskazując na butelkę i odepchnęła się od ściany, jeszcze raz robiąc obrót dookoła siebie - potykając się o własne nogi, ale koniec końców łapiąc równowagę. Stanęła przed Sylvaną, opierając dłonie na biodrach i zmarszczyła groźnie brwi.

No i gdzie ta wróżbitka? Obiecałaś mi wróżbę! — wypomniała kobiecie, tupiąc nogę w ziemię jak małe dziecko, a następnie skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej; na jej twarzy nadal tkwił szeroki uśmiech, bo przecież wcale się nie gniewała. — Wydaje mi się, czy Ketterdam trochę mniej śmierdzi po nocy? I jakoś tak ładniej, i, o, patrz, tutaj nawet coś rośnie!

Z powrotem podbiegła do pokrytej roślinnością ściany, przez dłuższą chwilę gładząc zielone liście jak gdyby były najcenniejszą rzeczą na całym świecie. Zaraz potem jednak podeszła z powrotem do Sylvany, sprzedając jej kuksańca w bok i wyciągając dłoń po butelkę z alkoholem.

Sylvana Elsbroek
• szkwalnik •
Sylvana Elsbroek
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Żeglarz, przemytnik
https://kerch.forumpolish.com/t200-sylvana-elsbroek
//Wyrzucone 15

Świat wirował dookoła. Zielony, żółty, brązowy. Wszystkie kolory mieszały się w jedno. Chwila, czy ten mężczyzna nie wyglądał trochę jak Zmrocz? Pewnie był równie przystojny, nie żeby widywała go za często. Zmrocz z pewnością nie byłby teraz w Ketterdamie, nawet zupełnie pijana nie była w stanie w to uwierzyć.
A przecież mówiła sobie, że będzie powstrzymywać się od alkoholu. Jednak nie dziś. Nie potrafiła dokładnie przypomnieć sobie, dlaczego właśnie się tak upiły. I to z Eefke ze wszystkich możliwych ludzi. Zdawało jej się, że ta była przecież abstynentką.
Zachichotała głupio. Rany, czy ona w ogóle potrafiła chichotać? Jak wiele kieliszków musiała wypić. Chciała chyba coś powiedzieć, ale z jej ust wydał się jedynie dziwny dźwięk, niezmiernie wysoki. Gdyby widział ją teraz ktoś z jej pozostałych znajomych, chyba dostałby załamania nerwowego.
Poczuła jak oblewa ją jakaś ciecz, jasna, klejąca. W jednej chwili zalała ją fala kwasu z butelki trzymanej przez Eefke.
Rany, nie wiedziałam, że jesteś akustykiem… To znaczy akwatykiem, hehe – zarechotała głupawo.
Zataczałaby się dalej, gdyby ręką nie dostała do ściany. Ewidentnie były tam cegły, ale coś je porastało. Zdawało jej się, że zazwyczaj stała tu wróżbitka. Nie dostrzegała jednak pomarańczowej plamy, a choć widziała dość źle, taką ciężko byłoby przegapić.
No, że dzisiaj akurat postanowiła wziąć sobie wolne! – krzyknęła, dość głośno.
Być może zwróciłoby to uwagę przechodniów, ale w okolicy nikogo nie było
Beznadziejny ten Ketterdam, trzeba było wybrać Wyspę Tułaczą.
Nie zauważyła nawet, jak mocno opiera się o ścianę. Umysł powoli jej się rozjaśniał, jednak powoli oznaczało jeszcze co najmniej kilkadziesiąt minut takiego zachowania. Tym bardziej, że Eefke wcisnęła jej w rękę butelkę z alkoholem,
W sumie to nie wiem, nie czuję już nawet tych kanałów. Stary Joe śmierdzi gorzej. Ale mu tego nie mów, jest bardzo wrażliwy.
Stary Joe był najemnikiem na jej statku i nie był wcale stary. Za to śmierdział cebulą, tak jakby pracował na jakimś polu cebul. Czy cebule rosły w ziemi? Tego chwilowo nie wiedziała. Gdyby ktoś powiedział jej, że nie, że rosną na drzewach, to chyba by mu uwierzyła. Zadziwiające co alkohol potrafił zrobić z człowiekiem.
No dobra to słuchaj – mówiąc to przykryła się liśćmi mchu, tak że wystawała jej tylko twarz. – To ja wielka wróżbitka Maciejanna. Obwieszczam zatem, że w nocy będzie ciemno. Podaj mi swą dłoń a przepowiem przyszłość Tobie i wszystkim trzy pokolenia wstecz!
Rozłożyła ręce, wyjmując je zza roślin. Wyglądała niezwykle głupio, w okolicy nie byłoby jednak nikogo kto mógłby jej to powiedzieć. A gdyby ktoś się znalazł, mógłby dostać podmuchem wiatru w żebra. Tak zupełnym przypadkiem.

Eefke Ots
• formator •
Eefke Ots
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : krupierka
https://kerch.forumpolish.com/t223-eefke-ots
Z jej ust znowu wydobył się chichot, kiedy Sylvanna stwierdziła, że tak naprawdę nazywa się Maciejanna i jest wielką wróżbitką; a jeszcze do tego okryła się mchem, jak jakiś potwór z lasów albo z Fjerdy. Czy w Fjerdzie były potwory? To znaczy, jasne, byli tam Druskelle, oni sami w sobie stanowili wystarczające monstra. Szkoda, że tam byli, bo zawsze chciała zobaczyć Fjerdę; inna sprawa, że jeżeli pragnienie stałoby się nadto palące, to zawsze po prostu mogła dać się złapać - to, że wtedy zobaczyłaby ten kraj pokryty śniegiem po raz pierwszy i ostatni w życiu, to już była całkiem inna sprawa.

Wrażliwy to jest mój nos, kiedy Stary Joe przechodzi obok! — odparła równie głośno, co przyjaciółka, ponownie opierając dłonie na biodrach; ale tylko na krótką chwilkę, bowiem zaraz znowu wyciągnęła rękę w kierunku drugiej kobiety, łapiąc butelkę z alkoholem i ciągnąc z niej łyk - a przy okazji oblewając sobie biust. Wzdrygnęła się na uczucie cieczy, która wpłynęła jej pod ubranie. Zignorowała fakt, że potem będzie śmierdzieć jak stary pijak, który w życiu wody na oczy nie widział; teraz napicie się zdawało się ważniejsze, niż zadbanie o swoją higienę. W głowie jej szumiało, a umysł pokrywała mgła, skutecznie utrudniając jej logiczne myślenie. Cóż, tak po prawie, to w ogóle myślenie - logiczne lub nie.

Pochyliła się do przodu - prawie upadając na twarz - i odłożyła butelkę gdzieś z boku. Pewnie zaraz zostanie ona przewrócona przez którąś z kobiet, ale teraz się to nie liczyło. Oklepała ręce o ubranie, starając się je wysuszyć, po czym dramatycznym gestem wyrzuciła je przed siebie, w stronę Sylvany - to jest, wróżbitki Maciejanny.

Wspaniała wróżbitko, przychodzę, byś mi przepowiedziała przyszłość! — zakrzyknęła tak, jakby Elsbroek była stara i głucha. — Powiedz mi, czy Ketterdam kiedyś przestanie tak niemiłosiernie śmierdzieć? I czy Julian wypadnie za burtę? A może sam wielki Zmrocz przybędzie do tego miasteczka, by poprawić byt wszystkich mieszkańców?

Sylvana Elsbroek
• szkwalnik •
Sylvana Elsbroek
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Żeglarz, przemytnik
https://kerch.forumpolish.com/t200-sylvana-elsbroek
Głowę przepełniał jej szum. Szary. Malinowy. Uczucia wirowały dookoła, a wraz z nimi wirowały kolory. Na wspomnienie Starego Joe przez chwilę oprzytomniała. Ten zapach każdego mógłby przywrócić do normy.
Myślisz, że możesz mi tak uformować twarz, żebym nie miała nosa? Albo jemu, żeby nie miał pach? – zapytała, przekrzywiając jeszcze twarz głupkowato.
Pytanie zapadło jeszcze nim stała się Maciejanną, potężną wróżbitką o niezwykłej mocy.
Przyszłość jest nieznana tak jak kręte są ulice Ketterdamu – nie były wcale kręte. – Poza tym jest ten, no… Przyszła. Ale przeszła także! Potężne moce wiatru szepczą do mych uszu. Gwiazdy układają się we wzory, tak, to one. Liczby krzyczą Twoje imię! Jak masz na imię? Czterdzieści cztery? A może pięćset dwadzieścia?
Opuściła ręce z hukiem uderzając w ceglaną ścianę. Nim rozpoczęło się przedstawienie, wypiła jeszcze trochę, tak na dobry początek. Czasami gdy była pijana nie potrafiła wyrazić własnych myśli. Teraz jednak słowa opuszczały jej usta niemal zbyt swobodnie. Pochwyciła ręce przyjaciółki, sprawiając, że obie niemal upadły na twarz.
Moje trzecie oko widzi wiele w Twojej przyszłości. O tak, z pewnością. Jest to szare i białe, no i też różowe. I ma wąsy. Niewielkich rozmiarów. To on, opos Twojej przyszłości. A może jednak szop? Tak, zdecydowanie.
Zakręciło jej się nieco w głowie, nadal utrzymywała się jednak przy ścianie, niemal w całości pokryta mchem. W jej oczach musiało błyszczeć szaleństwo.
Szop, symbol pragnienia. Oznacza, że jesteś spłukana. A może opłukana, oblana. Tak, raczej to drugie. Pragniesz czegoś nowego, na przykład nowej pary butów, bo ta już przemokła. Kto wymyślił miasto z kanałami?
Wciąż wymachiwała rękoma na wszystkie strony, raz nawet tak blisko twarzy Eefke, że niemal ją uderzyła. Nie potrafiła nawet kontrolować swoich ruchów.
Obwieszczam, że Ketterdam będzie pachniał kanałami tak długo jak Zmrocz będzie trzymał swoje grisze w Drugiej Armii! Nim Ketterdam ujrzy jego piękną twarz klątwa smrodu nie przeminie. A Julian, jaki Julian? Miałaś na myśli oczywiście Przepowiednię Trzeciej Fali, tak to on. Raczej nie wypadnie za burtę, bo przepowiednie nie mają w zwyczaju wypadać. No chyba, że ktoś je wyrzuci.

Eefke Ots
• formator •
Eefke Ots
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : krupierka
https://kerch.forumpolish.com/t223-eefke-ots
Nie zdążyła odpowiedzieć na pytanie przyjaciółki dotyczące Starego Joe - gdyby jednak udało się jej wciąć, to powiedziałaby jej, że nie ma takiej opcji. Bo co by było gdyby była w stanie usunąć jej nos, a potem nie mogłaby go przywrócić? A usunięcie pach? Jakby to wyglądało? Musiałaby mu usunąć całe ramiona - a tego chyba nie była w stanie zrobić. Czasem zastanawiała się, czy jako Formatorka mogłaby zrobić coś takiego, po prostu usunąć czyjąś część ciała. No bo w końcu umiała zmienić sobie twarz, strukturę włosów, czy nawet kolor oczu; umiała usunąć blizny i wszelakie niedoskonałości - asymetrię zmienić w symetrię. Więc czy byłaby w stanie, ot tak, po prostu pozbyć się czyjejś ręki, czy nogi?

Może mogłaby spróbować. Na przykład na Julianie. Usunąć mu palce. Wszystkie. Albo pozbyć się czegoś innego. Sylvana by jej chyba łeb urwała. Co ona w nim widziała? Zazdrość, która w niej była, zaczęła domagać się wyjścia na powierzchnię; jak głodna bestia, która obudziła się z długiego snu. Zwykle Eefke bardzo dobrze umiała maskować to uczucie i udawać, że no w sumie wcale nic takiego się nie dzieje, a Julian to niech sobie istnieje i robi co chce.

A prawda była taka, że była zwyczajnie zazdrosna. Sylvana spędzała z nim więcej czasu, niż z nią. Co wydawało się kompletnie naturalne, bo przecież on był jej oficerem, czy jakkolwiek się to nazywało; ale nie zmieniało to faktu, że Eefke czuła się nieraz przy nim jak trzecie koło u wozu. Dobrze dogadywał się z jej przyjaciółką, co tylko powiększało złość, która się w niej gromadziła. Nie był głupi - a szkoda. Ale mimo najszczerszych chęci, Ots nie umiała zrozumieć, co Elsbroek w nim widziała.

Zmarszczyła brwi i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej raz jeszcze, zabierając tym samym dłonie z rąk przyjaciółki. Prychnęła, próbując znaleźć odpowiednie słowa - język się jej jeszcze plątał.

Bredzisz — mruknęła jedynie, ruszając do przodu, aż oparła się plecami o ścianę pokrytą mchem - czy może to był jednak bluszcz? - i zsunęła się na ziemię, w dłoni mocno trzymając butelkę z kvasem, której zawartość niebezpiecznie zbliżała się do wartości równej zero. — Bredzisz, Sylvana! I to po całości! Szop to jest symbol złodzieja, a nie pragnienia! A ulice Ketterdamu nie są kręte! Tylko proste i brudne. I śmierdzą. I czasami pijak na nich leży. I chlupocze jak się po nich idzie. Ale nie są kręte! A Julian to nie jest żadna przepowiednia.

Wyraźnie nadąsała się; jednak nie przyszło jej nawet do głowy, by powiedzieć to wprost.

Sylvana Elsbroek
• szkwalnik •
Sylvana Elsbroek
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Żeglarz, przemytnik
https://kerch.forumpolish.com/t200-sylvana-elsbroek
Potęgowana alkoholem złość dała o sobie znać. Jak to, ona, śmiała obrażać wielką wróżbitkę? Ona, śmiertelna istota? Nie powinna używać swoich zdolności w centrum miasta, a jednak była tak pijana, że nie mogła się powstrzymać. Powietrze zadrżało, gdy wyciszała słowa Eefke, tak, że nikt nie byłby jej w stanie usłyszeć.
Cicho, śmiertelna kreaturo! Nie jestem jakaś Sylvana, tylko Maciejanna, wielka wróżbitka. I ja teraz przemawiam! Przeklinam Ciebie i Twoje wnuki klątwą wrastających paznokci – ryknęła, posyłając w stronę Formatorki kuksańca.
Kopnęła leżącą już teraz na ziemi pustą butelkę w stronę pobliskiego budynku i dobrze, że nie rozcięła sobie przy tym nogi. Jutro rano, a może nawet jeszcze dzisiaj będzie głęboko żałować swoich decyzji.
Szop to symbol pragnienia, nie znasz się w ogóle na szopach ani na symbolach, co ty możesz wiedzieć. Jakie proste kobieto, nie widzisz tej ulicy tutaj – powiedziała, wskazując na pobliskie budynki.
Gdy były pijane, ulice faktycznie wydawały się kręte.
Chlupotanie ulic to symbol nowej nadziei, tak Ci mówię. Ale jak pijak na nich leży to zła przepowiednia. Co ty wiesz z resztą o przepowiedniach, nie potrafisz nawet pogody przepowiedzieć, nie zauważyłabyś że nadciąga sztorm nawet jakby Cię pstryknął w nos, o tak właśnie. Z Maciejanną się nie zadziera.
Wyciągnęła ręce do przodu chcąc wykonać jakieś gesty, które miały być niby straszne, ale dla trzeźwego człowieka z pewnością by takie nie były. Tym razem przewróciła się do przodu i upadła na ręce. Żadnych skaleczeń czy otarć, ale tępy ból przejaśnił nieco jej umysł.
Zaraz, co my tu w ogóle robimy? I chwila co, chcesz wyrzucić Juliana za burtę?
Każda inna osoba na świecie od razu zobaczyłaby między tymi dwoma wyraźną niechęć. Z oczu Eefke aż sączyła się zazdrość, a chociaż Sylvana lubiła powtarzać sobie, że tak dobrze zna się na rozczytywaniu emocji innych, tej niechęci nie potrafiła zrozumieć. Może to dlatego, że w ogóle jej nie widziała. Mogliby obrażać się pod jej nosem, a ona wciąż by nie zauważyła. Czyżby wolała pozostać na nią ślepa?

Eefke Ots
• formator •
Eefke Ots
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : krupierka
https://kerch.forumpolish.com/t223-eefke-ots
Fakt tego, że Sylvana wywróciła się do przodu i tego, że wcześniej użyła swoich mocy, przejaśnił nieco w głowie Eefki. Dopiero teraz poczuła, że nocne powietrze było dość zimne - i zadrżała na równie chłodnej ziemi, instynktownie obejmując się ramionami w dość mizernej próbie ogrzania się. Przyjaciółka zadała dobre pytanie.

Co one tu właściwie robiły? Na cholerę przyszły pod tę ścianę, szukać jakiejś wróżbitki, która w sumie równie dobrze mogła nie istnieć - bo od kiedy tylko Eefke przyjechała do Ketterdamu, to ani razu jej nie zobaczyła. A choć krążyły o niej, często wyolbrzymione, plotki, to jednak nadal to były tylko i wyłącznie plotki.

Chyba już do reszty zwariowały.

Juliana? Za burtę? — wymamrotała pytająco, jak gdyby rzeczywiście nie umiała sobie przypomnieć o co chodzi; skrzywiła się, czując palący posmak kvasu w gardle. Nienawidziła alkoholu. Czemu, do jasnej cholery, dała się wyciągnąć na upicie się w nocy? Dlaczego w ogóle poszły pić w nocy? Która to zaproponowała? Jak przez mgłę mignęło jej w pamięci, że to ona sama, pierwsza, zapytała Sylvany, czy by nie miała ochoty na taki nocny wypad.

Gorzki posmak odrazy przybrał na sile i zrobiło się jej niedobrze. Alkohol nie pomagał - bo czuła się, jakby zaraz miała zwymiotować wszystko co wypiła, razem z kolacją z dnia wczorajszego. Przycisnęła wierzch dłoni do ust, próbując uspokoić żołądek, ale była już prawie pewna, że próba wstania nie skończy się dobrze.

Chyba chciałyśmy znaleźć wróżbitkę? — stwierdziła w końcu, bardzo niepewnie, przyciskając drugą rękę do brzucha, jak gdyby mogło jej to w czymkolwiek pomóc. — A potem zaczęłaś gadać o jakimś szopie.

Nie miała zamiaru ponownie poruszać tematu Juliana; przecież nawet ślepy by zobaczył, że ta dwójka szczerze się nienawidzi. A przynajmniej Eefke tak się czuła. Już od samego początku miała co do niego złe odczucia! A to, że przy szmuglerce całkiem przypadkiem z jego nosa zrobił się piękny kartofel, a jedno oko uciekło nieco za wysoko, to już przecież nie była jej wina. Nawet najlepszym zdarzały się potknięcia, nie.

Chyba będę wymiotować — powiedziała przytłumionym głosem, jakże elokwentnie, krzywiąc się, bo w gardle pojawiła się jej gula, a żołądek ścisnął się niczym jeden z tych węzłów na statku Sylvany.

Sylvana Elsbroek
• szkwalnik •
Sylvana Elsbroek
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Żeglarz, przemytnik
https://kerch.forumpolish.com/t200-sylvana-elsbroek
Momentalnie uderzyła ją fala zimna. Uczucie chłodu na skórze sprawiło, że obecność alkoholu we krwi przestała wołać tak mocno, tak intensywnie. Świat przestał kręcić się na chwilę, wciąż pozostawał jednak jedną wielką plamą kolorów. Niemal czuła bolesny odcień różu na policzkach. Wstyd? Czy było na niego jeszcze za wcześnie?
Złapała się za głowę i wzięła głęboki oddech. Powietrze wypełniło jej płuca bardzo znajomym uczuciem. To w ketterdamie miało kolor podobny morzu, coś pomiędzy niebieskim a zielonym. Tym razem przeplatanym smakiem alkoholu.
Juliana. Al... Juliana. Jego właśnie – potrząsnęła głową, wciąż nie do końca będąc w stanie pozbierać kawałki rzeczywistości. – Coś o nim mówiłaś? A może mi się przewidziało.
Czy faktycznie słyszała odcienie szkarłatu w jej głosie? Ciemne odcienie, tak pełne negatywnych emocji? Musiało jej się wydawać. Zamiast pozbierać się z podłogi, postanowiła usiąść na ziemi, opierając się o ścianę z ciężkim wytchnieniem. Nie interesowało ją teraz, że musiała wyglądać jak zupełny bałagan. Zbyt bardzo kręciło jej się w głowie, by przejmować się czymś w ogóle.
Wróżbitkę? No tak, przecież zazwyczaj tu bywa. Dziwne, że jej nie spotkałyśmy – podrapała się pod włosami, mrużąc oczy.
Próbowała usilnie pozbierać szczątki wspomnień by przypomnieć sobie co się wydarzyło. Czy to rzeczywiście Eefke zaproponowała jej alkohol? Byłoby to nie w jej stylu. Ale ostatnimi dniami Sylvana była faktycznie szczególnie przygnębiona, szczególnie pogrążona we własnych myślach. Alkohol wciąż powstrzymywał ją od pamiętania dlaczego. Ale przyczyna była gdzieś tam, z tyłu głowy. Tak długo ciężko było o niej zapomnieć, tymczasem teraz, choć niezmiernie mocno wytężała swój umysł, nie potrafiła sobie przypomnieć. Jej mentalne wolny przerwał komunikat Formatorki.
Rany, znowu? Nie jesteśmy nawet na morzu – powiedziała, ale podpierając się na dłoniach udało jej się wstać. – Uważaj chociaż na włosy.
Chciałaby zaoferować przyjaciółce swoje wsparcie, ale wciąż ledwo trzymała się na nogach. Kolana odmawiały jej posłuszeństwa.
Powinnyśmy spróbować doczołgać się do statku – rzuciła, krzywiąc się lekko.
Nie chciała, żeby reszta załogi widziała je w takim stanie.
Myślisz, że uzdrowiciele potrafią leczyć, no, to coś?
Przez to coś rozumiała oczywiście skutki uboczne upojenia alkoholowego, ale nie chciała się do tego przyznać. Często piła przecież rum, zdawało się, że ma dość mocną głowę. To tylko wprawiało ją w większą panikę – jak dużo dzisiaj wypiła?

Eefke Ots
• formator •
Eefke Ots
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : krupierka
https://kerch.forumpolish.com/t223-eefke-ots
Nie — odparła prawie natychmiastowo, zdławionym głosem; naprawdę było jej niedobrze i chyba rzeczywiście będzie musiała po prostu dać upust temu, co tak męczyło jej żołądek. To był jeden z głównych powodów, przez których nienawidziła alkoholu. Zawsze, ale to zawsze, po nim wymiotowała. Nieważne co by wypiła, nieważne ile i co by potem robiła - zawsze wszystko zwracała. A potem czuła się, cóż, jak to gówno, co pływało w kanałach Ketterdamu.

Odciągnęła dłoń od ust, krzywiąc się raz jeszcze i oparła ją o ścianę; a potem, z wielkim trudem, jakoś podniosła się na nogi. Czemu zawsze tak szybko trzeźwiała? Czy to może kvas tak słabo trzymał, że skutki upojenia po nim mijały w godzinę? Nie wiedziała. Nie chciała wiedzieć. Prawdę mówiąc, nawet nie zdążyła zastanowić się nad odpowiedzią; jak i również tą na pytanie Sylvany co do tego, czy uzdrowiciele mogliby uleczyć ich ze skutków picia alkoholu.

Ledwo zdołała stanąć prosto na nogach, kiedy zaraz, wciąż opierając się dłonią o ścianę pokrytą tym cholernym bluszczem, zgięła się w pół, oddając się wątpliwie przyjemnej czynności jaką było zwracanie zawartości żołądka. Jakimś szczęśliwym cudem nawet się nie pobrudziła - a i włosy pozostały nienaruszone. To znaczy, wyglądała, jakby ją piorun strzelił, szczególnie, że na twarzy zaczęło jawić się jej zmęczenie.

Po dłuższej chwili wreszcie wyprostowała się, skrzywiona jakby właśnie zjadła cytrynę i otarła rękawem usta, podchodząc niepewnym krokiem do Sylvany.

Nie wiem — rzuciła słabym głosem, obejmując się ramionami i kiwnęła głową w stronę, gdzie znajdował się statek kobiety. — Chodźmy. Im szybciej stąd pójdziemy, tym lepiej.

No więc poszły; chwiejąc się i trzęsąc z zimna - powolnie, ale miarowo kierując się w stronę Czarnego Łabędzia.

//ztx2

Ilya Kireyev
• akwatyk •
Ilya Kireyev
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Akwatyk na kontrakcie
https://kerch.forumpolish.com/t251-ilya-kireyev#450
Ostatnie dni były raczej absolutnie przeciętnymi i zwyczajnymi niźli tymi pełnymi wrażeń. Zdawało mu się, że nic nie jest go już w stanie zadziwić i nic go nie zszokuje. Często właśnie takie myśli bywają zwodnicze i powodują w nas wzmożone poczucie pewności siebie. W końcu co takiego może się stać... Z jednej strony właśnie tak się czuł i gdzieś ten komfort stateczności mu odpowiadał... Z drugiej zaś odczuwał przeokropny niedosyt. Nadal miał ochotę się wyszaleć. Wiązał przecież z tym wyjazdem takie pokłady nadziei. Z dala od pałacu, gdzie dość mocno pilnowano ich jeszcze za młodu, z dala od przeokropnej rodzinki, która chce nim tylko manipulować, a nawet przez gardło nie przejdzie im zdanie ze słowami Ilya i grisza... Był tylko i wyłącznie na swoim. Niemniej jednak płacił za to cenę lekkiego osamotnienia.  

Z brygadą z łodzi widywał się raczej jedynie w pracy i to nie jest tak, że za nimi nie przepadał. Bardziej obawiał się, że nie będą chyba mieli wspólnych tematów do rozmówy. Dodatkowo to od nich chyba biła mocniej jakaś niechęć i poza standardowymi, krótkimi rozmowami żaden nie wchodził na jakieś głębsze tematy. Z jednej strony wiedział, że pewnie jest jednym z niewielu grisz jakich znają, a z drugiej... Czy naprawdę powinien poczuwać się w obowiązku do tłumaczenia im, że w sumie: hej! Nie jest ze mną tak źle.  

Pod wpływem chwili ubrał się naprędce nie bardzo dbając o to jak właściwie się prezentuje. Należał mu się jakiś porządny posiłek na mieście. Coś może co krążyło mu ostatnio po głowie? Może budyń? Plany zaś ograniczały się raczej do przeglądania książek i ewentualnego treningu więc czemu by nie wrócić do starych nawyków i nie pokluczyć trochę po mieście? Specjalnie z resztą nie ubrał kefty. Zawsze czuł się w niej jakby był centralnym punktem na obrazie, gdyby właśnie w danym momencie ktoś ich malował, a przecież... Chyba tego chciał najbardziej uniknąć. Lekka, zwiewna koszula wydawała się mu być odpowiedniejszą do wtopienia się w tłum wyrzucanych z portu marynarskich załóg, a zimnem prawie nigdy się nie przejmował.  

Nie minęło pół godziny, kiedy na rzecz słodkiej bułki z konfiturą z jagód kompletnie porzucił frywolne marzenia o budyniu. Zdecydowanie jego głód słodyczy przynajmniej na tę chwilę został zaspokojony. Z wymalowanym już uśmiechem an ustach zwolnił tempa i pozwolił sobie na kompletne wdrożenie się w rytm miasta. Do tego z resztą stopnia, że kompletnie odciął się na parę minut co skutkowało ze zderzeniem się z kimś, kogo na pozór zdawać by się mogło nie znał.  
- Ach... Przepraszam. - Powiedział momentalnie odskakując w tył i pozwalając pozbierać się przedmiotom, które ewentualnie wypadły tajemniczego nieznajomemu. Dopiero po chwili zorientował się, że ten ktoś wcale nie jest taki nieznany. - Em... Dorian? - Zapytał niepewnie kompletnie onieśmielony i absolutnie nie spodziewając się tego nagłego zwrotu akcji. - Jestem w szoku. - Spojrzał i momentalnie wyczarował uśmiech na swojej twarzy starając się przykryć początkowy szok. - Co ty tutaj..? - Kontynuował wyrzucając z siebie potok słów i chcąc narzucić jakiś tok konwersacji. Zdenerwował się tak z powodu wypadku jak i z tego, że właśnie spotkał kogoś, kogo myślał, że już nigdy nie spotka.  

Dorian Babbin
• ciałobójca •
Dorian Babbin
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : pracownik Białej Róży
https://kerch.forumpolish.com/t245-dorian-babbin
   Dorian nie lubił mówić o swojej przeszłości. Wcale nie dlatego, że będąc pod przykrywką nie mógł tego robić, ale po prostu nie chciał. Poza jego nauką w Małym Pałacu uważał, że jego życie nie należało do szczególnie interesujących. Lata spędzone w sierocińcu chciał jak najszybciej puścić w zapomnienie, bo nie podobało mu się tam w ogóle. Jedynymi ekscytującymi chwilami w jego życiu była możliwość wstąpienia do Drugiej Armii i walka w jej szeregach, niestety nie trwało to zbyt długo. Okropny wypadek pokrzyżował jego plany wojenne i zmusił do nudnej pracy początkowo w Małym Pałacu, a później tutaj w Ketterdamie. Praca w burdelu nie była szczytem jego możliwości, wbrew pozorom nie musiał się przy niej specjalnie wysilać. Szpiegowanie natomiast rozbudzało w nim ten lekki płomyk ekscytacji. Adrenalina zaczynała krążyć w jego żyłach. Podobało mu się to. Niestety żałował, że nie mógł tego robić na swoich warunkach, tylko był uwiązany kontraktami. Nie bez powodu więc, czasami czuł się jakby trwał zamknięty w klatce. Z tego właśnie powodu doceniał chwile, które pozwalały mu na przechadzanie się uliczkami Ketterdamu.
   Ketterdam, miał swój urok, ale trzeba było albo przyjechać z odpowiednim nastawieniem, albo też dojść do takiego wniosku po jakimś czasie mieszkania tutaj. Dorian zaliczał się do tej drugiej grupy. Przyjeżdżając tu miał problem w odnalezieniu się. Mieszanka ludzi, języków, wierzeń i kultur sprawiała, że gubił się po wyjściu na ulicę. Musiał ostrożnie i starannie nauczyć się każdego z zakamarków, by wiedzieć, co gdzie jest. Sporo czasu spędził właśnie na poznawanie miasta i aklimatyzację. Powierzchownie, miasto to nie różniło się niczym specjalnym od innych większych miast, które udało mu się zwiedzić. Oczywiście miało swoje ciekawostki, które je charakteryzowało, niemniej jednak pod względem ogólnym był kalką wielu innych. Z biegiem czasu, im więcej obserwował i dostrzegał, zaczął widzieć prawdziwe perełki, kryjące się za chmurą smogu i smrodu.
   Szedł przed siebie, nie obierając konkretnego kierunku. Doskonale znał te uliczki, więc nie bał się, że się zgubi i nie będzie w stanie wrócić. Mieszkał tutaj już cztery lata, więc czuł się jak rodowity mieszkaniec tego miasta. Mógłby tę drogę pokonywać z zamkniętymi oczyma, niemniej jednak dobrze, że nie robił tego teraz, gdyż efekty zderzenia byłyby na pewno bardziej dotkliwe. Rozmasował swoje kolano, którym stuknął się z nogą osoby, która na niego wpadła. Dopiero po chwili spojrzał, z kim ma przyjemność i na usta wskoczył mu szeroki uśmiech.
   – Co za niespodzianka – powiedział, pozwalając by uśmiech zniknął mu z ust. Spotkanie z Ilyją, chociaż nieplanowane, można powiedzieć spadło mu z nieba. – Nie jest ważne co ja tu robię, co ty tutaj robisz? – zapytał z zainteresowaniem.

Ilya Kireyev
• akwatyk •
Ilya Kireyev
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Akwatyk na kontrakcie
https://kerch.forumpolish.com/t251-ilya-kireyev#450
Czy był niezdarą? Sam siebie by chyba nie określił tym słowem. Bardziej osobą o dość nadnaturalnych zdolność w traceniu równowagi bądź rozpraszaniu się. Niemniej jednak podobnych sytuacji w życiu nie miał za dużo. Zawsze jakoś udawało mu się lawirować między tłumem nawet kiedy coś kompletnie go rozproszyło. Dodatkowo jak wielka była szansa, że właśnie w ten sposób spotka kogoś, kto zdawał się znajdować w kompletnie zamkniętym rozdziale jego życia?
- Ja? - Odpowiedział jakby niedowierzając temu kogo właśnie widzi. - Ja jestem na kontrakcie. Wiesz... Woda, te sprawy. - Nerwowy uśmiech pojawił się znikąd na jego twarzy i co chwilę wplatał pojedyncze uśmieszki w przerwach na zaczerpnięcie oddechu.

Musiał przyznać Dorianowi, że faktycznie umiejętnie starał się odwrócić tok rozmowy od kierunku, w którym jakkolwiek mógłby się zdradzić, dlaczego właściwie ciałobójca znajduje się w Ketterdamie. To też nie tak, że ci nie przebywali na kontraktach, ale przeważnie... Służyli w drugiej armii? Przynajmniej do tej pory tak wydawało się Ilyi.

Chłopak otrzepał resztki kurzu, które spoczęły na jego ubraniu, kiedy ten postanowił kompletnie zignorować stojącego przed nim Babbina i posłał mu jeszcze jeden raz zakłopotane spojrzenie.
- Pracuję na statkach i jakby... Sprawiam, że zdecydowanie szybciej docierają do celu. Wiesz... Pamiętasz, że praktycznie urodziłem się na łodzi. - Wspomniał niejako sprawdzając jak bardzo ciałobójca mógł wyprzeć już go z własnej podświadomości. Los chciał, że Kireyevowie parali się wynajmem statków i usługami przewoźniczymi już od kilku dziesięcioleci. Nic więc dziwnego, że podobny zawód mógł i z resztą chciał obrać mężczyzna.

- Ale dosyć o mnie! - Rzucił prędko opierając się o ścianę pełną bluszczu. - Na jakim kontrakcie przebywasz ty? Myślałem, że byłeś w drugiej armii. - Wypalił kompletnie jakby ignorując fakt, że na dobrą sprawę to Babin mógł być przecież dezerterem do czego zapewne nie chciałby się przyznać w kompletnie przypadkowej rozmowie na ulicy. Z drugiej strony mógł robić tutaj coś jeszcze, kompletnie innego co niejako też nie wpisywało się w schemat informacji, którą koniecznie chciałoby się przedstawić, ale wprowadzało jakiś taki dreszczyk ekscytacji w młodym Kireyewie.

Dorian Babbin
• ciałobójca •
Dorian Babbin
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : pracownik Białej Róży
https://kerch.forumpolish.com/t245-dorian-babbin
   Ciężko było nazywać Doriana nieostrożnym. Bardzo się bowiem pilnował, nie tylko przed tym, by nie zostać zdemaskowanym, ale również by nie zrobić sobie krzywdy. Zazwyczaj jego krzywda była wynikiem wypadków innych osób, jak to miało miejsce właśnie w tym momencie, kiedy to Ilya na niego wpadł. Uśmiechnął się szeroko. Spotkanie to było doprawdy wyjątkowym zbiegiem okoliczności, którego on na pewno nie miał zamiaru przepuścić koło nosa.  
   – No tak, woda… nie pracujesz może w Piątej Przystani? Niedawno słyszałem, że ktoś został wybebeszony na którymś ze statków  – powiedział, przypominając sobie swoją ostatnią wyprawę do Piątej Przystani i podsłyszaną na miejscu plotkę. Niby nie interesowała go ona zbyt mocno, ale nie pogniewałby się, gdyby udało mu się dowiedzieć, co zaszło na statku. Oczywiście głupio było zakładać z góry, że Ilya wiedział o tym cokolwiek.
   – Oczywiście, że pamiętam  – uśmiechnął się. – Wszystko pamiętam  – dodał po chwili, krzyżując ręce. Dorian miał tendencję do pamiętania różnych rzeczy, a już w szczególności tych, które były dla niego ważne. Jak można się domyślać, zawierane przez niego relacje i znajomości, bez względu na to, jakie by one nie były, zapadały w jego pamięć. Starał się zresztą również pamiętać o rzeczach, które dla innych wydawały się być nieistotne. Wychodził bowiem z założenia, że wszystko może się kiedyś przydać.
   – Robię różne rzeczy  –odpowiedział. Nie mógł przecież przyznać się, co dokładnie robił w Ketterdamie. Pomimo tego, że znał się z Ilyą, to i tak musiał przed nim ukrywać niektóre rzeczy, nie tylko dla swojego dobra i tego, by się nie zdemaskować, ale również ze względu na to, żeby to chłopak nic nie powiedział. W końcu Dorian mógł ufać tylko sobie, więc lepiej było trzymać język za zębami, niż żyć w ciągłym strachu, że najbliżsi powiedzą kilka słów za dużo. Z resztą im mniej wiedzieli oni, tym lepiej również dla nich samych. – O ile chciałbym pomówić o sobie, to niestety nie mogę, zawsze możesz mnie jednak odwiedzić w Białej Róży i za odpowiednią zapłatą pokażę ci, czym się zajmuję  – puścił do chłopaka oczko, nie oczekując oczywiście, że ten pojawi się w jego pracy.

Ilya Kireyev
• akwatyk •
Ilya Kireyev
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Akwatyk na kontrakcie
https://kerch.forumpolish.com/t251-ilya-kireyev#450
Za każdym razem, kiedy Ilya starał się opisywać porty generalnie, nie tylko Piątą Przystań to łapał się na tym, że nie ma słów, które na dobrą sprawę opisują brzydotę i parszywość takich miejsc. Poczynając od przesiąkniętego zapachem zbutwiałego drzewa, z którego zbudowano pomosty, przechodząc na niesamowicie wilgotne dziedzińce, pełne błota tak ze względu na klimat jak i rynsztok, który potrafił nań trafiać. Trzeba było pamiętać, że przeważnie marynarze byli ludem prostym, niezbyt skomplikowanym, którzy od życia pragnęli jedynie kilku podstawowych potrzeb. I to właśnie dlatego Ilya zdawał się nie zawierać z nimi specjalnie bliższych relacji... I właśnie dlatego tak bardzo się nie dogadywali. Dodatkowo za stereotypowym charakterem marynarzy szedł jeszcze testosteron i przeświadczenie o tym, że są niejako bogami, którzy, skoro przetrwali jeden silniejszy sztorm to zapewne święci czy inni bogowie są im w stanie zapewnić dostatnie i długie życie na tym świecie... Młody Kireyev chyba jako jeden z nielicznych pracujących na łodziach wiedział jak bardzo się mylili.  
- Um... - Wydał siebie ciężki do sprecyzowania dźwięk zaskoczenia, który pojawił się w nim całkowicie niespodziewanie. - Nie słyszałem, ale... Będę na siebie uważać. Chyba... - Rzucił łapiąc się za nasadę nosa próbując przetrawić tę informację. To też nie tak, że takie rzeczy i sytuacje się nie zdarzały, jedynym co tka mocno zszokowało chłopaka był chyba fakt beznamiętności i spokoju z jakim skomentował to Dorian. I dopiero chyba w tym momencie zdał sobie sprawę jak bardzo rozmowa z Babbinem może pójść źle.  

Nie chodziło o sam fakt, tego, że mijał się z prawdą. Natomiast wiedział od innych ciałobójców, że są oni w stanie poznać, kiedy ktoś kłamie. Tętno przyspiesza i opada w zależności od poziomu stresu i kortyzolu we krwi. Ostentacyjnie przełknął zatem ślinę starając się nie nakręcać siebie samego. Co prawda zdenerwowanie, które w nim narastało Dorian mógł odczytywać w dwójnasób... Mógł też się zdenerwować przecież niespodziewanym spotkaniem z nim, prawda?  

Poprawił opadające kosmyki włosów odgarniając je w tył, lecz nie zdało się to praktycznie na nic, bo już po chwili kolejne z frywolnych kosmyków parły na jego oczy. Enigmatyczna odpowiedź ciałobójcy wywołała w nim konsternację, na którą nie do końca wiedział, jak powinien zareagować. Szykował sobie co prawda odpowiedź w głowie, ale... Ubiegł go sam Babbin. Biała róża... Nazwa podejrzana z resztą tak jak samo zachowanie griszy i tutaj właśnie zaczął gubić się Ilya nie wiedząc jak właściwie ugryźć ten kawałek tortu. Z nazwą owego przybytku możliwe, że już się spotkał, nawet wydawało mu się, że skądś poznaje te nazwę, ale... W niektórych miejscach jeszcze nie bywał i nie wszystkie szlaki udało mu się przedrzeć.  
- Hmm... Biała róża. Brzmi dość... Ekstrawagancko? - Starał się odpowiedzieć coś co nie spowoduje, że Dorian będzie mógł jakkolwiek poczuć zakłopotania spowodowanego tą informacją w chłopaku. - A jak ci się w ogóle żyje? Masz kogoś? - Rzucił bezwiednie nie zastanawiając się nad konsekwencjami tego pytania. Dopiero po chwili na jego twarzy wystąpił rumieniec rozumiejąc, że to chyba najgorsze pytanie z możliwych do zadania.  


@Dorian Babbin

Dorian Babbin
• ciałobójca •
Dorian Babbin
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : pracownik Białej Róży
https://kerch.forumpolish.com/t245-dorian-babbin
    Babbin lubił mieć wszystko pod kontrolą, w szczególności chciał mieć wgląd na to, co robią ludzie w jego otoczeniu. Było to ważne nie tylko przez to, że lubił wiedzieć wszystko, ale również ze względów bezpieczeństwa. Musiał być przygotowany na każdą ewentualność. Musiał się pilnować nawet w tej chwili. Nigdy Nie wiedział, co może się wydarzyć. Był lekkim paranoikiem, ale uważał tę cechę za coś przydatnego. Paranoja sprawiała, że był podejrzliwy, zawsze przyjmował najgorsze scenariusze, dzięki czemu był na to przygotowany. Przez większość czasu czuł podmuchy niebezpieczeństwa na swoim karku, jakby w mieście tym nawet dzieci były w stanie wbić nóż między żebra. Dzieci w szczególności były podejrzane ze względu na to, że mało osób je podejrzewało o jakiekolwiek niecne rzeczy. Poza tym, Dorian nie lubił dzieci.
   – Szkoda, ale tak, uważaj na siebie – powiedział, nieco zawiedziony, że Ilya nie miał pojęcia o tym dziwnym wybebeszeniu, niemniej jednak skoro tak było, to znaczyło, że nikt specjalnie się tym nie przejmował. W końcu gdyby to było coś ważnego, to na pewno wiedziałaby o tym cała przystań. Ilya powinien jednak na siebie uważać, nie tylko ze względu na niebezpieczeństwa związane z pracą, ale na sam fakt bycia griszą. Dorian czuł, że coś się szykuje i bardzo mu się to nie podobało.
   Beznamiętność Doriana na pewne rzeczy była przykrym efektem życia, jakie przyszło mu prowadzić. Widział rzeczy, które sprawiły, że niektóre sprawy przestawały robić na nim wrażenie. Nie powinno więc nikogo dziwić, że dziwne wybebeszenia wzbudzały w nim bardziej zaciekawienie niż niepokój. Z resztą nie mógł pozwolić sobie na zbytnie przejmowanie się. Jedyną osobą, na której mu zależało był on sam. Było to przykre, ale prawdziwe.
   – To burdel, mam wielu ludzi – rzucił szybko, starając się zażartować, ale nie wiedział, czy mu to wyszło. Szybko wyczuł, że Ilya się denerwował. Nie trzeba było być ciałobójcą, żeby się tego domyślić. Uśmiechnął się w końcu. Pomimo relacji, jaka ich kiedyś łączyła, nie czuł się w żaden sposób niekomfortowo. – Poopowiadałbym o sobie, ale nie mogę zbytnio, lepiej opowiedz co u ciebie – poprosił. W sumie chciał wiedzieć, co działo się w życiu chłopaka poza tym, co robił. Może i nie łączyła ich już żadna bliższa relacja, ale przecież nie był mu całkowicie obojętny. Nie mówiąc już o tym, że rodzice Ilyi na pewno chcieliby wiedzieć, co porabia ich syn.

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa
4 april 382


Postanowiła, że zrobi sobie dzisiaj dzień wolny. A tak na prawdę to nie. Rano czekały na nią obowiązki. Skryte w ciemnym zaułku, okryte węglową mgłą poranka i niestety, przykładające jej chłodną lufę rewolweru do pleców. Czasem tego typu sytuacje bywały zabawne, na koniec wszyscy śmiali się i dokazywali, a najlepiej kiedy to ona właśnie wirowała na rozpędzonej karuzeli śmiechu. Innymi razami jednak, metal przypominał nieprzyjemnie o patowej sytuacji i skutecznie ścierał z ust ten jej głupkowaty uśmieszek, zaburzając niemal całkowicie jej rytm dobowy i zegar biologiczny.
Po takich akcjach musiała zrobić sobie przerwę. Odsapnąć, schować rewolwery do kabur i zapomnieć o bożym świecie, a jak też było wiadomo, najłatwiej tego typu rzeczy przychodziły przy akompaniamencie olbrzymiej porcji gofrów. Tak jak zwykle uwielbiała psioczyć na dosłownie wszystko, co wypluwał z siebie Ketterdam, tak gofry, czy też ogólnie jedzenie, pozostawało najświętszą świętością.
Przez lata błąkania się po ulicach i uliczkach, doszła do wniosku, że jedną z jej ulubionych lokacji, która oferowała gofry, była ta znajdująca się w Pokrywce, niedaleko której kręciła się czasem sulijska wróżbitka. Eyrie wierzyła w przepowiednie jako tako; ciesząc się z tych dobrych i z zażenowaniem krzywiąc na te ostrzegawcze i też nie biorąc tych drugich na poważnie. Te pierwsze... doceniała tylko jeśli się spełniały... i jeśli w ogóle o nich pamiętała. Teraz też, człapiąc w kierunku wymarzonych gofrów, zajrzała do zaułka, którego ściana porośnięta była bujnym bluszczem. Jej oczy szybko znalazły sylwetkę kobiety, której twarz zakrywała maska szakala. Przystanęła więc, z chęcią wręcz zaczepiając ją i wysłuchując słów, które miała jej do zaoferowania.
Podróż. Lubiła podróże. Ketterdam był miejscem, w którym najwięcej przebywała. Który może nawet był jej domem, albo raczej - zawierał w sobie miejsce, które posiadała tylko dla siebie i gdzie mogła mieszkać. Mieszkanie, które zostało jej po dawnym nauczycielu i opiekunie. Ale też sporo swojego życia spędziła na wędrowaniu. Podróż z Shu Hanu, praca najemnicza też pchała ich często poza granice miasta, a w końcu i kontrakt na statkach, który przecież zakończył się nie tak dawno temu. Czyżby Laderic miał dla niej jakieś nowe, ciekawe zajęcia?
Odwróciła się, już we własnym świecie, już myśląc o tym, co mogło przynieść morze. Albo czy zwykła podróż do kibla też się w tym przypadku liczyła? Może gofry na które właśnie szła, miały okazać się nieświeże? Wychynęła z zaułka, niemal od razu na kogoś wpadając.



Ostatnio zmieniony przez Eyrie Kir-Yene dnia 12.08.21 23:47, w całości zmieniany 1 raz

Neity Sahne
• szumowiny •
Neity Sahne
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : snajper szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t226-neity-sahne
Listewka miała jedną zaletę: stali bywalcy ją znali i zmuszali do zamknięcia jadaczki, zanim zdążyła posunąć się za daleko. Gdyby chociaż raz w tygodniu przecierano tamtejsze stoliki, a alkohol nie smakował szczynami, to pewnie pomysł zabłądzenia w innym barze nie przyszedłby jej do głowy. A jednak ochota wypicia czegoś, co nie będzie powodowało skrętu kiszek, wygrała nad rozumem - i skąpstwem - prowadząc ją do karczmy w Pokrywce. Być może potrzebowała też chwili wytchnienia od tamtej zawianej bandy i wszystkiego dookoła. Wieczne zagłębianie się w to grząskie bagno tarapatów, lawirowanie pomiędzy kolejnymi kłopotami oraz gorzki smak błędnych decyzji, które popełniała każdego dnia - to wszystko się na niej odbijało, napędzając błędne koło kolejnych pomyłek i błędów. Pracę w warsztacie zaczęła wykonywać po łebkach, będąc w tyle ze zleceniami dla Szumowin albo kolejnymi idiotycznymi zadaniami przydzielanymi przez Haskella. Na zwiadach natomiast notorycznie przysypiała, zmęczona po zarwanych nocach w pracy. Traciła balans, który do tej pory zdawała się mieć wypracowany do perfekcji. Do poukładanego życia wtargnął niemal nostalgiczny chaos, reminiscencja z czasów, gdy dopiero przyzwyczajała się do nowego życia. Musiała zwolnić na krótką chwilę, odpocząć chociaż przez ten jeden dzień. Potrzebowała przerwy i szklaneczki dobrego rumu. Może nawet dwóch. Trzech, jeśli okaże się naprawdę dobry.
Plany na spokojną wizytę w barze wzięły w łeb, kilka minut po tym, jak zanurzyła wargi w alkoholu. Ktoś ją zaczepił, odpłaciła pięknym za nadobne, a wkrótce rozważała mała awantura. Knajpa, w której rządził pijacki marazm, o mały włos nie zmieniła się w pobojowisko; na całe szczęście barman zdążył chwycić Neity za fraki i wyrzucić za drzwi nim zdołała wyciągnąć rewolwer, żeby wycelować w idiotę, który uderzył ją w nos.
Skończyła na ulicy, uboższa o kilka kruge, z krwią cieknącą po ustach i podbródku. Miała ochotę odstrzelić jakąś głowę; może nawet całą hordę głów. Zanim jednak wpadła na pomysł zawędrowania w okolice Kaelskiego Księcia, by niechybnie zginąć w łapskach Lwów, wygrzebała z kieszeni starą chustkę, przycisnęła ją do nosa i powłócząc nogami, ruszyła w przeciwną stronę.
Przeszedłszy kilkadziesiąt metrów, ktoś postanowił dorzucić swoje cztery grosze do jej parszywego humorku, próbując Sulijkę staranować; odbiła się od czyjegoś ramienia i lekko zatoczyła, o mały włos nie tracąc równowagi.
- A niech mnie święty kopnie - wymamrotała, gdy zorientowała się na kogo właściwie wpadła. Ścisnęła mocniej zakrwawioną chustkę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Może uderzyli ją mocnej niż myślała? - Do kanałów to w tę stronę. - Wolną ręką wskazała w przypadkowym kierunku, nie odrywając wzroku od Shu. Te ich przypadkowe spotkania zaczynały podchodzić pod nękanie, choć nie zamierzała z tego powodu narzekać.

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa
Oczyma duszy swojej była już na statku. Łódź kołysała się przyjemnie, kiedy błękitne fale rozbijały się delikatnie o jej boki. Pogoda dopisywała; wiatr dął w żagle, popychając łajbę żwawo do przodu, a słońce prażyło w pokład. Patrzyła na horyzont, wesoło szczebiotała do Laderica i nagle, zupełnie niespodziewanie, jedna z fal podniosła się gwałtownie i uderzyła, zmywając ją z zaprezentowanej scenerii.
Shu zatoczyła się, bezbrzeżnie zdziwiona tym, co właśnie się stało. Jakby kompletnie zapomniała o tym, że tak po prawdzie, znajdowała się wciąż na wcale pustej ulicy. Ciemne brwi ściągnęły się jeszcze bardziej, kiedy wreszcie znalazła się we właściwym świecie. Pierwsze co z siebie wypluła, to jakieś niewątpliwie przyjemne i barwne szuhańskie przekleństwo. Nie przewidywała dzisiaj wpadać na kogokolwiek. Tego typu przepychanki często kończyły albo utratą portfela, albo złamanym nosem, a ona sama ani na jedno, ani na drugie nie rezerwowała dzisiaj terminu w kalendarzu. Kiedy jednak spojrzenie złocistych oczu powędrowało na winowajcę, ciskając w jego stronę błyskawice niezadowolenia, dzień okazał się jakby przyjemniejszy. Oczywiście jednak, dopiero w momencie kiedy uświadomiła sobie wreszcie, na kogo w ogóle patrzy.
Prawdę powiedziawszy, nad wyraz dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej nigdy nie zapomni tej twarzy. Nie co dzień ktoś równie stylowo pojawiał się w jej życiu, próbując siłą namówić ją do darmowego kursu.
- Ty! - rzuciła niemal oskarżycielsko i wciąż niezbyt zbornie, mierząc ją już nie takim groźnym wzrokiem i rozmasowując obite ramię jakby odruchowo - Do Kaelskiego Księcia natomiast, to w drugą stronę - rzuciła, wyciągając palec w odpowiednim kierunku i obdarzając ją nieco złośliwym uśmiechem, w którym jednak kryła się wesołość - Ale ojej, czyżby jednak pan Pekka wyrzucił cię wreszcie? - zapytała jeszcze, powoli przesuwając wyciągnięty palec w kierunku twarzy sulijki, a przede wszystkim - jej nosa.

Neity Sahne
• szumowiny •
Neity Sahne
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : snajper szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t226-neity-sahne
Nigdy nie opuściła Kerchu, nie wyjechała nawet dalej, niż sięgały obrzeża Ketterdamu. Prawdę mówiąc, wcale nie miała ochoty uciekać z miasta, choć sama nie rozumiała dlaczego; zupełnie jakby przywykła do okolicznej zgnilizny na tyle, że sama zaczęła się rozkładać ramię w ramię z nią. A może po prostu się bała? Znała baryłkowe uliczki jak własną kieszeń i ta wiedza niejednokrotnie uratowała jej tyłek. Nieznane kusiło, przyciągało spragnione adrenaliny serce, ale w gruncie rzeczy Neity tego nie potrzebowała. Przecież była tchórzem, paranoiczką. Miałaby porzucić wszystkich bliskich na pastwę losu, wsiąść na statek i tak po prostu zapomnieć? Szczerze wątpiła, by kiedykolwiek potrafiła to zrobić.
No i podejrzewała u siebie chorobę morską w razie, gdyby stanowiło to jakkolwiek liczący się argument.
- Jak widać, nie dałam się wyrzucić po dobroci. - Szelmowski uśmiech zakwitł na twarzy Sulijki. Ach, ile by oddała, żeby faktycznie uderzyć Pekkę w środek tej paskudnej mordy, albo przynajmniej zdzielić kolbą rewolweru. Może kiedyś, gdy Szumowiny będą już spokojnie wylegiwały się na kupie kruge, faktycznie doświadczy tego zaszczytu. Na całe szczęście, ta perspektywa nie wydawała się już tak odległa, co jeszcze kilka dni temu. - Chociaż to wszystko twoja wina. Żądam rekompensaty za złamany nos i straty moralne - dodała, odsuwając zakrwawioną chustkę, jak gdyby potrzebowała dowodu na potwierdzenie swoich słów, choć jej nos nie prezentował się aż tak źle, a poniesionym obrażeniom daleko było do złamania. Wdanie się w bójkę kilka dni przed wyjątkowo idiotycznym skokiem, rysowało się równie głupio, co próba kradzieży gondoli należącej do rewolwerowca. Cóż, najwyraźniej ostatnimi czasy miała słabość do popełniania złych decyzji.
- Co cię ściągnęło w głąb suchego lądu? Tylko nie mów, że planujesz dezercję z naszej misji samobójczej. - Zmarszczyła brwi, obdarzając Shu podejrzliwym spojrzeniem. Od niechybnej śmierci w imię dwóch wątpliwej urody kłów dzieliło je jakieś sześć dni. Mogły już nie zobaczyć poranka dziesiątego april albo co gorsza, zobaczyć go zza krat Piekielnych Wrót. Ciutkę ją te niezwykle szerokie perspektywy przerażały, szczególne że w grę wchodziły też życia Głupiego i Głupszego.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach