Sylvana Elsbroek 6PHGXqiC_o

Sylvana Elsbroek
• szkwalnik •
Sylvana Elsbroek
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Żeglarz, przemytnik
https://kerch.forumpolish.com/t200-sylvana-elsbroek

Sylvana Elsbroek

16.05.21 2:04

Sylvana Elsbroek (Kira Medvedeva)

ft. Nastya Kusakina

Sylvana Elsbroek NvjL5qd

statystyki:

siła: 25
zwinność: 35
żywotność: 35
spostrzegawczość: 40
zręczność: 40
zrównoważenie: 25

Umiejętności:

Żegluga II - 4
Kartografia I - 2
Pływanie - 1
Logika I - 2
Kłamstwo II - 6
Charyzma I - 3
Kamuflaż I - 3
Znajomość literatury - 1
Reszta: 1

metryka:

Pochodzenie:
Ravka, Os Kervo

Data urodzenia:
17 grudnia 356 po powstaniu Fałdy

Zakon:
przywoływaczy (szkwalnik)

Zawód, miejsce pracy:
żeglarz, oficjalnie transport towarów handlowych, nieoficjalnie przemyt, kapitan "Czarnego Łabędzia"

Status majątkowy:
średniozamożny

Opanowane języki:
ravkański, kercheński

Wiara:
ateistka



BIOGRAFIA BOHATERA


fernweh
[feirn-veyh] · rzeczownik
Tęsknota za miejscem w którym się nie było; pragnienie podróży


Pod błękitnymi oczami krył się sztorm, bezmiar oceanu. Nic nie wskazywało jednak na huragan skrywany pod skórą. Od urodzenia była krucha, niezwykle chuda, tak jakby byle podmuch wiatru mógłby ją przewrócić. Miała włosy jasne jak morska piana i cerę tak bladą jak tarcza księżyca, niemal chorowitą. Szum fal rozbijających się na wybrzeżach Os Kervo kołysał ją do snu od najmłodszych lat. Wychowywała ją matka, kobieta równie piękna jak złośliwa i ojczym, surowy w obejściu kupiec. Ojciec zginął na morzu jako żołnierz Drugiej Armii nim zdążyła nawet przyjść na świat. Z jego imieniem nie wiązały się żadne wspomnienia, było więc jak każde inne. Jedyną pamiątką jego istnienia było nazwisko, które odziedziczyła. Kira Medvedeva, dziewczynka z nosem w książkach, zatracona w innym świecie tak bardzo, że mogłaby nie istnieć. Odkąd tylko pamięta matka z pogardą wypowiadała się o griszach. Mówiła, że są jedynie wybrykiem natury, czymś nienaturalnym. W przyszłości córki, która stała się dla niej jedynie smutnym wspomnieniem zmarłego męża, widziała korzystne małżeństwo, nie Małą Naukę. Gdy w jej domu zjawili się Egzaminatorzy nie potrafiła ukryć poirytowania. Przestraszona i zdezorientowana Kira nie chciała się do nich nawet zbliżyć. Gdy jednak jedna z kobiet odziana w fiolety chwyciła jej dłoń, dziewczynka doznała dziwnie znajomego uczucia, tak podobnego temu gdy wiatr rozwiewał jej starannie upięte włosy. Dziś nie pamięta zbyt wiele z tego jak trafiła do Małego Pałacu, wbrew woli matki. Nie pamięta również własnej rodzicielki, którą tamtego dnia widziała po raz ostatni. Wszystko co mogłaby pamiętać przywołałoby zresztą niesmak. Nie chciała pisać listów do domu, nie chciała nigdy do niego wrócić. Wspomnienia wczesnego dzieciństwa wyparła niezmiernie prędko, jedynym co wciąż nawiedzało ją w snach był obraz Prawdziwego Morza namalowany tysiącem odcieni niebieskiego.
Podobnie jak wiele dzieci trafiła do Os Alty bardzo wcześnie, jeszcze przed siódmymi urodzinami. W ścianach Małego Pałacu czuła się z początku równie zagubiona co we własnym domu. W uszach dźwięczała jednak dziwna pieśń wiatru płynąca w jej żyłach. Uczucie chłodnego powietrza wirującego dookoła przywodziło na myśl dom, miejsce w którym nie widziałaby karcących spojrzeń innych, gotowych by skrytykować każdy jej ruch. Od dzieciństwa w jej postrzeganiu świata dominowały kolory. Imiona, wyrazy, wszystkiemu mogła przypisywać barwy. Świat Os Alty był szary – nowy, nieodkryty, pełen wielu możliwości. Lepszy niż to co zostawiła za sobą, gorszy niż to co mogła jeszcze odkryć. Przez pierwsze lata nauki nie odzywała się niemal wcale, zbyt onieśmielona wszystkim co ją otaczało. Jedynymi osobami do których zwykła się odbywać były pewne bliźniaczki, zdawałoby się jedyne bratnie dusze w całym Pałacu. Trafiły do niego ledwie rok po Kirze i od samego początku stały się nierozłączne. Jedna z nich, Anastasya, o rudych włosach przywodzących na myśl słońce zachodzące nad wybrzeżem, była urodzoną Formatorką. Choć z początku młodą Medvedevę fascynowała perspektywa nieskazitelnego piękna nigdy nie wykazywała zainteresowania chęcią zmiany twarzy. Siostra Formatorki, Svetlana, także przejawiała zdolności typowe dla Korporalników, powtarzając wciąż o swoim pragnieniu zostania Uzdrowicielką. Bliźniaczki były z pewnością osobami najbliższymi jej sercu, gdzieś w jego głębi tkwiła jednak skrywana zazdrość. Choć wiatr szumiał bezustannie w uszach Kiry, nie potrafiła ona w żadnym stopniu kontrolować swoich zdolności. Wiele było nawet nocy podczas których z łzami w oczach zastanawiała się czy ktoś nie popełnił błędu – choć Os Alty nie mogła nazwać domem, z pewnością nie chciała wracać tam skąd przybyła.
Z wieloma pytaniami spoglądała w niebo i gwiazdy, którym ufali żeglarze. Dorastając w porcie słyszała o nich wiele historii. Wierzyła, że prowadziły do domu. Słowo to wydawało się jednak zupełnie obce, jako jedyne pozbawione barw. Pragnęła rzucić się w ramiona bezkresnych wód, zobaczyć świat znany jedynie z ilustracji w książkach. Prawdziwe życie było gdzieś tam, daleko, nie za wysokimi murami. Gdy jednego poranka jeszcze przed śniadaniem wymknęła się do biblioteki, na drewnianych stołach leżały sterty rozłożonych map, w większości dość starych i pożółkłych. Z zachwytem w oczach wodziła palcami po papierze, po widniejących na nim nazwach, pragnąc by stały się czymś więcej niż słowami. Fjerda przepełniona była chłodnym błękitem ale i czerwienią, plamami krwi adeptów Małej Nauki. Kerch jarzyło się złotem, niemal doskonałym, kuszącym. Ketterdam miał być baśniową stolicą wolności, swobody, z Ketterdamu można było ruszyć w dowolnym kierunku, był prawdziwą bramą na świat. Pogrążona w rozmyśleniach nie zauważyła starszego mężczyzny w niebieskiej kefcie, który pojawił się w pomieszczeniu. Nie skarcił jej, a zdawałoby się nawet, że w jego orzechowych oczach tliło się zrozumienie. Nieco przestraszona blondynka mimowolnie wymamrotała coś na kształt wyjaśnienia, a może przeprosin za to, że w czymś przeszkodziła i ze skłonioną głową ruszyła w kierunku wyjścia. Wychodząc obróciła się jeszcze by spojrzeć na mężczyznę zwijającego mapy, pochwytując jego ciekawskie spojrzenie. Spoglądał na nią tak jakby spotkali się już wcześniej, choć przecież nie było to możliwe.
Prawdziwy świat jest tam, gdzie opada kotwica. Być może kiedyś na niego zapracujesz - powiedział, zaskakująco głębokim głosem.
Kiwnęła tylko głową nim udała się w stronę własnego pokoju, jednak słowa te obudziły głęboko w niej coś, co wcześniej pozostawało ukryte.
Następnego dnia po raz kolejny wysłuchiwała komentarzy nauczycieli, oglądała powolne postępy innych dzieci. Wściekłość i zazdrość ustępowały miejsca bezradności, pod zamkniętymi powiekami czuła wzbierające łzy. Gdy jednak myślami uciekła do zdobionych czarnym atramentem kart papieru, jej głowę wypełniła pieśń morza, fali rozbijających się o skały i niosącego je wiatru. Wraz z tą pieśnią przybył ogarniający ją spokój i powietrze wirujące wokół jej dłoni.
Dzień w którym zyskała większą kontrolę nad własnymi zdolnościami zapoczątkował w jej życiu okres, który ułudnie wydawał się wówczas najlepszym. Opuściły ją koszmary, podmuchy wiatru wysuszyły dawne łzy. Zdawało się nawet, że jej cera przestała być chorobliwie biała, włosy nabrały większego blasku. Wciąż trzymała się blisko dwóch najlepszych przyjaciółek, ale wraz z każdym kolejnym niewielkim sukcesem otwierała się na coraz to większą liczbę ludzi. Zawsze była niecierpliwa i zachłanna, pragnęła lepiej, szybciej. W myślach bezustannie powtarzała sobie, że w dążeniu do celu najważniejsza jest droga. Ta jednak mimo poczynionych postępów wciąż wydawała się wyboista, a każda przeszkoda powodowała grymas na twarzy blondynki. Gdzieś w oddali migotały wciąż błękity i zielenie morza, ukojenie jakie przynosił szum fal. Z czasem to jednak inni griszowie stali się jej oceanem, nauczyła się wreszcie żeglować pośród słów. Z nieśmiałej dziewczynki nie pozostało wiele, jedynie duch przeszłości, który dawał o sobie znać w momentach słabości.

coddiwomple
[co-di-wom-pel] · czasownik
Celowo podróżować w nieznanym celu

Na zaledwie dwa lata przed ukończeniem szkolenia w jej głowie zawrócił młody grisza o oczach tak intensywnie zielonych, że bledły przy nich wszystkie lasy Ravki. Potrafił zamienić jej starannie dobierane słowa w głupiutki chichot, sprawiając, że wpadała niemal w stan nieważkości. Na siedemnaste urodziny podarował jej złoty pierścionek, który rozkładał się w sferę astronomiczną, wykonany przez znajomego mu Fabrykatora. Ostatnie lata nauki były niemal sielanką, gdy nie rozumiała jeszcze wiszącego nad nią widma Drugiej Armii. Tak jak większość osób dorastających w Pałacu nakazano jej naukę obcego języka, w tym przypadku kercheńskiego. Nigdy nie miała do tego cierpliwości, zastanawiając się czy w istocie będzie jej dane go kiedykolwiek użyć.
Gdy ukończyła trening jako jedynej z grupy najbliższych przyjaciół przyszło jej opuścić pałac. Umiejętności Anastasyii były o wiele bardziej przydatne w stolicy niż na froncie. Jej siostra, która wbrew swoim dziecięcym pragnieniom zdecydowała się podjąć drogę Ciałobóców, jak również młody grisza o zielonych oczach pozostali w Małym Pałacu by kontynuować wyspecjalizowaną naukę, być może w przyszłości mając służyć samemu Zmroczowi. Nie dziwiło to Kiry - mimo tego, że wreszcie udało jej się opanować własne moce, wciąż czuła, że jest najmniej utalentowana. Głęboko wewnątrz siebie wciąż tkwiła w ścianach wielkiego domu w Os Kervo, wciąż słyszała karcące słowa matki. Udała się na zachód po raz pierwszy od lat. Przekraczanie Fałdy wzbudziło w niej ogromny niepokój. Niemorze nie miało nic wspólnego z falami, które niegdyś kołysały ją do snu. Wkrótce dane jej było znów zobaczyć Prawdziwe Morze – jako członka Drugiej Armii wysłano ją do stacjonowania na statku, miała dbać o i tak już ograniczone przez Fałdę transporty towarów z innych krajów. Ravkańskie statki nierzadko padały atakom ze strony marynarzy z krajów z którymi ta toczyła wojnę, łowcy niewolników, Druskelle, a nawet nielicznych piraci z Wysp Tułaczych spragnionych cudownej krwi griszów. Szkwalnicy i akwatycy stanowili ogromną przewagę na pokładzie, będąc w stanie kontrolować morskie prądy i wiatry.
Jasny, ciepły kolor piasku powodował w niej ekscytację. Kontrastował z chłodnym, lecz równie kuszącym błękitem fal. W porcie czekał na nią kapitan, sporo starszy od niej postawny grisza w niebieskiej kefcie o bladoniebieskim obszyciu. Choć zdawało się, że jego ciemne włosy nieco wyblakły, bez trudu rozpoznała nuty bursztynu w jego oczach. Bez wątpienia był to ten sam mężczyzna którego wiele lat temu napotkała w bibliotece. Nie miała być może pamięci do historii świata, lecz twarze i ich kolory na dobre zapisywały się w jej głowie. Gdy po raz pierwszy stanęła pokładzie kołysanie fal wywołało u niej mdłości. Nie minęło jednak więcej niż kilka miesięcy, a ruchy statku stały się tak tożsame jej krokom, że dziwnie czuła się schodząc na stały ląd. Akwatyk, Vladimir, od razu po usłyszeniu jej nazwiska rozpoznał w niej córkę swojego dawnego przyjaciela, którego utracił na morzu. Sylvana nie wiedziała jak zareagować na tą wiadomość – matkę darzyła niechęcią, ojciec mógłby równie dobrze nie istnieć. Gdy jednak w wolnych chwilach kapitan opowiadał jej związane z nim historie, zaczęła odczuwać pewien żal, że nigdy nie dane było jej go poznać. Wraz z kolejnymi latami mijającymi na statku po raz pierwszy odnalazła coś na kształt rodziny. Vladimir stał się dla niej niemal jak ojciec, choć ciężko byłoby jej to stwierdzić, wszakże wychowała się bez rodziców. Uwielbiała słuchać jak opowiadał o swoim marzeniu opłynięcia całego świata. W Ravce trzymały go obowiązki, lecz przede wszystkim żona i córka wypatrujące każdego z jego powrotów po drugiej stronie Fałdy.
Kochała bezkres i błękit morza jak nic innego, na wodach roiło się jednak od czarnych charakterów. Nie wystarczyłoby jej palców by policzyć ile razy ich statek padał ofiarą przeróżnych ataków. Nawet bez problemu związanego z Niemorzem Ravce ciężko byłoby przetrwać bez handlu, zwłaszcza bez dostaw broni dla Pierwszej Armii. W przeciwieństwie do kapitana, ona sama rzadko schodziła z pokładu. Być może bała się, że bezpowrotnie utraci swobodę i wolność które pozwalały jej cieszyć się życiem na morzu. Być może bała się, że znajdzie coś, co przykuje ją do lądu. Mimo to pisała listy pełne ciepłych słów, ciepłych barw przelewanych na papier. Wciąż utrzymywała kontakt z młodym griszą i bliźniaczkami, zwłaszcza z Anastasyą. W jej słowach między wierszami odczuwała mnóstwo smutku i rozczarowania, nie wiedziała jednak co jest ich źródłem.
Kolejne lata morskich sztormów wypłukały z niej przywiązanie do rodzinnego kraju. W miarę jak stawała się doroślejsza, choć słowo to nigdy nie pasowało do jej zachowań, dostrzegała coraz więcej zepsucia i problemów Ravki. W portowych miastach słyszała nienawiść sączącą się z głosów ludzi w tawernach, słowa wypełnione strachem i obrzydzeniem skierowanym w stronę adeptów Małej Nauki. Morze dawało iluzję wolności, z czasem dostrzegała jednak ciążące na niej kajdany. Zmuszona do służby Drugiej Armii, w imię czegoś czego nie potrafiła już zrozumieć. Ten sam brak zrozumienia zdawała się dostrzegać wśród nut głosu kapitana.
Pewnego wyjątkowo pochmurnego dnia, gdy stacjonowali w Os Kervo, na twarzy osoby, która stała się dla niej ojcem, dostrzegła niewyobrażalny smutek. Nie potrafiła go pojąć nim nie dosłyszała szeptów innych członków załogi o tym, że pewna niewielka południowa wioska blisko granicy została zaatakowana przez oddział z Shu Hanu. Sama nigdy nie była na południu, nazwa ta wydawała jej się jednak zaskakująco znajoma. Wszystkie kawałki układały się w spójną całość. Pozostało tylko pytanie, czy rodzinie Vladimira udało się uniknąć tej tragedii.
Tego samego dnia po raz pierwszy od wielu lat ujrzała twarz równie obcą co znajomą. W jasnych oczach niezwykle pięknej kobiety rozpoznała swoją przyjaciółkę, zmienioną częściowo przez czas, częściowo przez własne umiejętności. Chodź nie wymieniły ani słowa osobiście od niemal sześciu lat, gdy doszło do rozmowy zdawało się jakby czas nie minął wcale. Anastasya opowiedziała jej o wszystkich żalach, które dotknęły ją w stolicy. O mężczyznach próbujących wykorzystać jej niecodzienne piękno, o tym, że czuła się jakby traktowano ją jako griszę gorszego sortu tylko dlatego, że jej umiejętności nie przydawały się do bezpośredniej walki. Wszystko to wzbudziło w Sylvanie jeszcze większe obrzydzenie względem Pierwszej Armii, a także samego Zmrocza. Desperacko pragnęła świata w którym prawdziwie mogłaby być tym kim chciała, świata który nie wzgardzałby jej naturą – tymczasem nawet w Ravce każdy grisza wydawał się niewolnikiem. Sama na własne oczy podczas wielu lat służby doświadczyła traktowania jakiego doświadczali Ci którzy posiadali zdolność manipulowania atomami.
Anastasya została wysłana na misję w Nowoziemiu, gdzie miała spotkać się z ravkańskim szpiegiem potrzebującym pomocy Formatora. Nie czuła jednak, że jest na taką wyprawę gotowa. W stolicy jej głównym zajęciem było służenie nadętym szlachciankom, żonom wpływowych mężczyzn i dyskretne wypytywanie ich o to co akurat zamierzają ich mężowie. Los sprawił, że statek na którym stacjonowała Sylvana zmierzał właśnie po towar z Shriftportu, przy okazji mając zabrać tam jej przyjaciółkę.
Ledwie na kilka godzin przed dotarciem do stolicy Nowoziemu wpadli w pułapkę zastawioną przez korsarzy. Okoliczne wody roiły się od nich, starających wzbogacić się na tym, że kraju nie stać było na odpowiednią ochronę własnych statków. Ci konkretni piraci byli jednak ewidentnie przygotowani na starcie z uzbrojonymi żołnierzami. I chociaż dzięki przewadze posiadania griszów na pokładzie udało im się wydostać, a finalnie nawet przechwycić to co piratom udało się uprzednio zrabować, olbrzymia część załogi zginęła lub została ciężko ranna, ucierpiały także oba statki. Na pokładzie tego należącego do niedawnych oprawców, ledwie udało im się dobić do brzegu. Garstka z tych, którzy ocaleli postanowiła zdezerterować. Vladimir, Kira i Anastasya oraz niewielka część załogi, która pozostała wierna staremu akwatykowi przez długi czas zastanawiali się nad tym co mieliby zrobić.
- Nic już nie trzyma mnie w Ravce - powiedział tylko, a szkwalniczka prędko pojęła prawdziwy sens tych słów.
Wartość towarów znalezionych na statku korsarzy wystarczyła na zakup niewielkiego statku z ciemnego drewna. Niewielkiego, lecz wystarczającego na początek. Plan wydawał się jasny – ucieczka do Ketterdamu, miasta tak przepełnionego uchodźcami, że nikt nie zwróciłby na nich uwagi. Handel i transport, ciężka praca do czasu gdy zarobią wystarczająco dużo by stać ich było na okręt z prawdziwego zdarzenia i pełną załogę. Potem cały świat byłby ich oceanem, pełnym możliwości. Żadnego widma wojny ciążącego nad nimi, żadnej służby wojskowej w obronie państwa, które równie dobrze mogłoby być obce. Vladimir nie pozbył się także swojego marzenia o żegludze w każdą znaną i nieznaną stronę. Choć utracił niemal wszystko, teraz wydawało mu się ono bardziej realne niż wcześniej.
Żeglarze odnaleźli pozostałości zniszczonego ravkańskiego statku, a także ciała i ślady walki, żadnych oznak tego, że ktoś mógłby ocaleć. Ich imiona w ciągu kilku dni znalazły się na listach tych, którzy polegli w służbie Drugiej Armii. I gdy "Czarny Łabędź" zawijał do portu w Ketterdamie, Kira Medvedeva rzeczywiście była już martwa. A choć w lustrach kercheńskich wód odbijała się wciąż ta sama twarz, dla tego kraju była zupełnie nowa, nieznana, mająca już zupełnie inne miano.

novaturient
[no-va-tur-i-ent] · przymiotnik
Szukający zmian w życiu, czujący pragnienie podróży

Być może była naiwna i za tą naiwność kiedyś zapłaci, lecz zdecydowała się nie zmieniać własnego wyglądu. Wątpiła by w Ketterdamie ktoś mógł ją rozpoznać, nie potrafiłaby zaś przyglądać się odbiciu obcej twarzy. Morze wypłukało z niej wszelkie smutki i zwątpienia. Już pierwszej nocy spędzonej w Ketterdamie spaliła wszystkie listy, wszystko co łączyło ją z przeszłością. Prawie. Złoty łańcuszek z pierścionkiem wciąż ciążył jej na szyi, jedyne wspomnienie tego co zostawiła za sobą. Nie potrafiła jednak się go pozbyć.
Jedną z pierwszych osób poznanych na nowej drodze życia był młody kupiec, który za wszelką cenę pragnął uniknąć przyszłości ułożonej dla niego przez bogatego ojca. Spotkała go w porcie, gdy obserwował statek. Vladimir posiadał kontrakty na dostawę zamorskich dóbr z kilkoma kupcami, wśród kercheńskich kanałów niosły się jednak plotki jakoby starzejący się kapitan poza dobrami był w stanie przetransportować niemal wszystko.
Kiedy mężczyzna zapytał się co na jego statku robi przerażony młodzieniec uciekający od własnej rodziny, Sylvana nie potrafiła mu odpowiedzieć. Nie wiedziała czemu się zgodziła – nie był to nawet jej statek, nie miała zatem nawet prawa się zgadzać. Wiedziała jednak że akwatyk traktował ją jak rodzinę, nigdy nie odmawiał. W jej głowie migotały tylko iskierki tamtej pamiętnej konwersacji.
- Proszę. Mam pieniądze, potrzebuję tylko stąd uciec - powiedział wtedy młodzieniec, wbijając w nią spojrzenie swoich dużych oczu.
Nie potrafiła określić jaki miały kolor.
- Niby dokąd?
- Jak najdalej stąd.
W barwie jego głosu było jednak coś co wywołało u niej bolesne ukłucie. Czy ten ton nie przypominał jej jej samej ledwie kilka miesięcy temu? Ten ton bardzo dobrze znał także sam Vladimir. I zdecydowanie było coś co łączyło ich wszystkich. Kupiec również prędko pojął, że w pogoni za wolnością nie ma miejsca lepszego niż bezkresne morze. Ze zmienioną nieco  przez Formatorkę twarzą pozostał na pokładzie statku, szybko stając się jednym z najbardziej zaangażowanych członków załogi. Jego poprzednie życie stanowiło dla niego takie piekło, że pragnął zasłużyć sobie na zupełnie nowy start.
Sylvana szybko nauczyła się, że w Ketterdamie wszystko można było wycenić w kruge. Nawet cudze życie. Przy pomocy kilku griszackich umiejętności przemyt stał się łatwym źródłem zarobku dla załogi Czarnego Łabędzia. Za odpowiednią kwotę przemycić z jednego miejsca na drugie mogli niemal wszystko co rozdzielała woda. Vladimir miał jednak miękkie serce, jak na potencjalnego przestępcę dość mocno kierował się więc moralnością. Stratę córki i żony wypełniał potrzebą zajmowania się innymi. Wkrótce załoga poszerzyła się o kilka kolejnych sierot, wyrzutków, niedoszłych niewolników wyrwanych z rąk handlarzy. Stary akwatyk ryzykowałby życie dla swoich nowych dzieci. Część z nowych członków była nawet obiektywnie przydatna, jak chuderlawa uzdrowicielka pozbawiona doświadczenia, która cudem uniknęła patrolu Druskelle. Nie minęło wiele czasu by Vladimir stał się człowiekiem rozpoznawalnym wśród najgorszych zwyrodnialców zarabiających na morzu. To, że nie darzyli go sympatią nie pozostawiało wątpliwości.
Po nieco ponad roku żeglugi, wreszcie nadszedł dzień zapłaty za wszystkie problemy które sprawiał. W nieszczęśliwym zbiegu okoliczności na morzu w okolicach Nowoziemu natrafili na dwa fjerdańskie statki. Z dala od kercheńskich wód nikt nie pilnował przepisów dotyczących wyłapywania griszów. I choć otwarcie Vladimir nie przyznawał się do bycia adeptem Małej Nauki, z czasem stało się to dość oczywiste dla tych którym nie raz krzyżował plany. Utknęli w niekorzystnym miejscu, niepozwalającym na wymyślne manewry, wróg miał zaś przewagę liczebną. Kapitan, jak to miał w zwyczaju, gotów był oddać życie za każdego z członków swojej załogi. Manipulując falami i morskimi prądami udało mu się wypchnąć statek na otwarte wody, podczas gdy Sylvana starała się podmuchami wiatru ciskać we wrogie maszty, usiłując je złamać. Niestety, akcje starszego akwatyka zostały dostrzeżone przez jednego z Druskelle i w jego kierunku pomknął szereg kul. Gdy na pokład statku upadło jego martwe już ciało, w młodej szkwalniczce coś pękło. I świat rozpadł się na kawałki.
Wiatr wył bezustannie, ciemne chmury przesłaniały słońce. Powietrze dookoła niemal drżało wokół niej, gniew i smutek popchnęły ją ku akcji bez pomyślunku. Nigdy wcześniej nie czuła się tak potężna, tak wolna, jakby nikt nie mógł już jej kontrolować. Ryk wzburzonego morza wtórował tylko szalonym myślom. Niemal odczuła jak przez jej dłonie płynie czysta energia. Technika zakazana w Małym Pałacu, przekazana jej przez jednego ze starych żołnierzy-marynarzy którego podczas służby wojskowej spotkała na statku. Piorun przeciął granatowe niebo uderzając wprost w statek Fjerdan. Płomienie pochłaniające drewniane maszty odbijały się od jej błękitnych oczu. Miała zdecydowanie więcej szczęścia niż umiejętności, w tamtej chwili nie była jednak w stanie tego zrozumieć. Zachłannie pragnęła więcej, dostrzegając drugi z okrętów bieżący do odwrotu. Głośny grzmot raz jeszcze rozdarł szmer innych dźwięków, tym razem piorun trafił jednak niebezpiecznie blisko niej samej stojącej przy burcie, ledwie ją mijąjąc. Sporej wysokości fala uderzyła jednak w pokład Czarnego Łabędzia, rzucając w stronę szkwalniczki nastroszoną elektrycznością wodę.
Trafiło w nią potężne uderzenie gorąca, za którym podążyła fala bólu. Nim kompletnie pogrążyła się w ciemności, poczuła jak czyjeś ręce szarpią ją do tyłu.

eleutheromania
[eleuthero-ma-nia] · rzeczownik
Niewzmożone pragnienie wolności

Zdawało jej się, że jej serce na chwilę stanęło, a być może tak tylko szeptała uzdrowicielka pochylająca się nad jej nieprzytomnym ciałem. Zapach morza był pierwszym co dotarło do niej po ocknięciu. Stojąca nad nią Anastasya wyglądała na niezwykle przerażoną.
Wystarczy, że raz już umarłyśmy - powiedziała, a w jej głosie szok mieszał się ze złością.
Jej głos mienił się szkarłatem krwi, której metaliczny smak czuła w ustach. Cały prawy bark szkwalniczki pokrywała zygzakowata blizna, pamiątka porażenia piorunem, który sama stworzyła. Nie lamentowała nad swoim stanem ani chwili. Strach nie był uczuciem które ją wypełniało, nie, wzrastało w niej coś o wiele silniejszego niż on. Gdy po raz pierwszy czuła się tak jakby miała rodzica, los postanowił jej go odebrać. Być może nie było wolności nawet tu, na morzu. Być może tkwiła ona w sile decydowaniu o własnym losie, zamiast pozwalaniu wiatrowi by sam cię niósł. W płonących statkach wrogów, w huraganach łamiących maszty. Strach w oczach tych, którzy próbowali ją skrzywdzić, ich przerażone krzyki stanowiły melodię zupełnie odmienną od tej, którą tworzyły fale. A jednak tego dnia brzmiała ona nie mniej pięknie, niemniej słodko. Tamto wydarzenie zmieniło Sylvanę, choć obcym ludziom nie łatwo byłoby to dostrzec. Musiała wreszcie dorosnąć do tego, czego nie potrafiła zaakceptować przez lata. Nie bała się już samotności, odrzucenia - na morzu nigdy nie było się prawdziwie samotnym.
Po śmierci Vladimira nie uroniła żadnej łzy. Zagryzała zęby, nie pozwalając sobie na chwilę słabości. A wokół niej przez długie dni płakali wszyscy - płakała uzdrowicielka która ją uratowała, choć byłego kapitana znała zaledwie przez kilka tygodni, płakała Anastasya, płakał nawet były kupiec i nieczuły najemnik. Sylvana czuła, że to był teraz jej statek. Jej załoga. I nie wydawało się by ktoś chciałby to kwestionować – może dlatego, że miała prawdopodobnie największe doświadczenie w żegludze i kartografii, może dlatego, że były kapitan był dla niej niemal jak ojciec, a może reszta załogi nie chciała zajść jej za skórę po tym, jak widzieli jak z szaleństwem w oczach przyzywa huragany i pioruny zatapiające statki.
Gdy powrócili do portu w Ketterdamie wszystko wydawało się być na porządku dziennym. A choć wciąż w głowie miała ciepły uśmiech i dobre słowa Vladimira, wiedziała, że ten już nigdy nie wróci. Postanowiła, że pewnego dnia, gdy nic już nie będzie trzymać jej na lądzie, gdy będzie mieć wystarczająco pieniędzy i ludzi, spełni marzenie, którego on nie mógł już spełnić. By odkryć świat choć trochę mniej zepsuty niż ten obecny, nawet jeśli poza wodą nic nie znajdzie się w zasięgu wzroku.
Po niecałym miesiącu Czarny Łabędź wrócił do pracy, choć niektórzy członkowie załogi po traumatycznym przeżyciu porzucili morze. Oficjalnie transportowali towary, nieoficjalnie też – według tej drugiej definicji towarem mogło być jednak wszystko i wszystko na tym jak i każdym innym brzegu miało swoją cenę. W Kerch oceanem były interesy, a jedynym sposobem by po nim żeglować pieniądze. W stolicy mało kto zdawał sobie sprawę z tego kto naprawdę jest pierwszy w hierarchii ciemnego statku stojącego w jej zatoce. Sylvana była wszakże bladą, chudą kobietą, której nikt nie brałby na poważnie. Podobno wśród miejskich kanałów roznosiły się plotki jakoby kapitan Czarnego Łabędzie był ukrywającym się griszą, słysząc słowo kapitan większość oczu zwracała się jednak w stronę młodego, postawnego mężczyzny, który ledwie kilka lat temu porzucił życie kupca. Nie zamierzała wyprowadzać ich z błędu - nie miała ku temu żadnego powodu. Nie zazdrościła też przyjacielowi, znała bowiem realia otaczającego ich świata. Mężczyzna stał się również niezmiernie jej bliski, choć nie znali się wcale zbyt długo. Anastasya pozostawała jej najstarszą i najwierniejszą przyjaciółką, Sylvana wiedziała jednak, ze Formatorka nigdy nie zrozumie jej w ten sposób w który rozumiał ją jej obecny pierwszy oficer. I choć przeszłość, daleka i niezwykle bliska wciąż ciążyła na jej barkach, gdy wiatr podnosił żagle czuła, że i ona unosi się w górę. Szum fal kołysał ją do snu, zupełnie jak za dziecięcych lat. Horyzont przysłaniały ciemne chmury, wiedziała jednak, że gdzieś tam w oddali czeka na nią nowy, lepszy dzień. Jeśli utopia nie istniała na lądzie, jeśli nie istniała nawet na morzu była ideałem, który wciąż ściga. Twierdziła uparcie, że wreszcie dorosła, wciąż jednak nie potrafi zmierzyć się z tym co zostawiła za sobą. Ucieczka przed tym co nieuniknione na dobre weszła już w jej naturę. Głęboko w sercu czuje, że nad Ketterdamem zrywają się nowe wiatry. Świat zmienia się wszakże bezustannie, zmienia się także ona, niestabilna i kapryśna niczym szkwał.


DODATKOWE




  • jest synestetką, potrafi przypisać barwy dźwiękom i odczuciom,
  • lubi alkohol, ale nigdy nie potrafiła przekonać się do kvasu,
  • nie przyznaje się do tego, ale dobre jedzenie jest bardzo ważną częścią jej życia i dobrym sposobem by ją do czegoś przekonać,
  • jest leworęczna,
  • jej prawy bark zdobi cienka zygzakowata blizna ciągnąca się aż po talię, pozostałość po przywołanym piorunie,
  • wciąż nosi przy sobie na łańcuszku złoty pierścionek, który rozkłada się w sferę astronomiczną,
  • nie wie czy kiedykolwiek naprawdę wierzyła w świętych, ale jeśli tak to po przeżyciach w armii z pewnością przestała.

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Witamy w Ketterdamie*

twoja karta postaci została zaakceptowana

Rozpoczynając rozgrywkę pamiętaj, by nie przynosić noża na strzelaninę. W prezencie od Ghezena otrzymujesz złoty pierścionek na łańcuszku rozkładający się w sferę astronomiczną z bonusem +5 do zrównoważenia. Liczba aktywnych modyfikatorów to 2. Nie zapomnij o założeniu tematu z bagażem podręcznym. Spis rozwoju Twojej postaci znajdziesz w kolejnym poście w tym temacie - będziesz mógł zerknąć doń ilekroć zajdzie taka potrzeba. W razie wszelkich wątpliwości skontaktuj się z administracją.

Życzymy miłej zabawy!

*właśnie podpisałeś dożywotni kontrakt.

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Rozwój postaci

■ 22/05/21 — karta postaci została zaakceptowana i dopuszczona do gry. Otrzymanie pierścionka na łańcuszku z bonusem +5 do zrównoważenia. Liczba aktywnych modyfikatorów: 2.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach