- Mistrz Gry• konto specjalne •
- Stanowisko : Mistrz Gry
Gabinet Hansa
Nic tu nie jest przypadkowe. Panuje pedantyczny ład; nawet papiery są ułożone w sposób, którego mogłoby pozazdrościć miejskie archiwum. Sporych rozmiarów pomieszczenie urządzono zachowując kupiecki umiar. Nie ma tu zbyt wielu mebli, a te które są, wykonano z najdroższych możliwych materiałów. Składają się na nie biurko i wyściełane fotele oraz kilka regałów. Dużych rozmiarów okna wychodzą na podjazd posiadłości. Zwykle są jednak ukryte za zaciągniętymi zasłonami.
12 april
W gazetach huczało. Nagłówki o morderstwie krzyczały z witryn i wznosiły się w okrzykach gazeciarzy. Spozierały na wchodzących do restauracji, z kozłów woźnicy i rąk gondolierów, którzy mieli akurat przerwę w pracy. Ruch turystyczny wcale nie zmalał; zupełnie jakby wieści o śmierci jednego z radnych wcale nie poszły w świat. Hans był przekonany, że trafiły dokładnie tam, gdzie miały trafić.
Wprost do Shu Hanu.
Snuł nieskończenie wiele teorii od chwili, w której jego ojciec wrócił przedwcześnie z balu, na którym noga Hansa - jak się okazało słusznie - bynajmniej nie stanęła. Słyszał o rzekomej pomyłce i o ogromnym afroncie względem księcia Rasmusa, który omal nie wywołał wojny. W całym tym informacyjnym chaosie plotek i domniemywań, tylko jedno pozostawało niezmienne.
Zawinił grisza. A sądząc po śladach pozostawionych na ciele, wybór zawężał się tylko do jednego typu. Machinalnie zwrócił wzrok w stronę wątpliwej estetyki ozdoby, na którą składały się ręce zatopione w formalinie. Rozmawiał już z ojcem. Przypuszczał, że lada moment stadwachta złoży wizytę wszystkim ciałobójcom i wypyta ich o to, czy nie brali w tym przypadkiem udziału. Wszyscy zaprzeczą, aż w końcu trafi na kogoś, kto zaprzeczy niedostatecznie przekonująco. Z niego uczynią kozła ofiarnego, a cała sprawa zostanie zapomniana, fjerdańska korona ugłaskana, a Shu Han wciąż będzie mógł się cieszyć z tego, że jeden Yesugen mniej kroczył po tym padole.
Miejsce w radzie pozostawało puste. Walka rozpocznie się już niebawem, choć tak naprawdę wiedział, kto będzie jej zwycięzcą. Ketterdam miał wiele tajemnic, ale to, że głową rodu Yesugen była matka denata nie było jedną z nich. Tylko czy dostanie przyzwolenie na podejmowanie decyzji w imieniu zmarłego syna?
Zgadywał, że tak.
W gabinecie panował pedantyczny porządek. Żaden przedmiot nie wydawał znajdować się tam przypadkiem, by nie zagracać cennej przestrzeni. Ład nie zakrawał na pretensjonalność. Kupiecki umiar - tak należałoby określić w dwóch słowach pomieszczenie, w którym spędzał zdecydowaną większość swojego czasu. I w którym dzisiaj miał gościć kogoś, kogo od pewnego czasu nie widział.
Beudekerowie nie byli nuworyszami, a jednak ich istnienie uparcie nie chciało zbiec się z tymi najistotniejszymi dla Ketterdamu. Dopiero od pewnego czasu stanęli na nogi, a to za sprawą najmłodszej rodowej gałęzi, brutalnie pozbawionej w trakcie epidemii kolejnej, ledwo wyrzynającej się na świat witki. Znał Antoona od lat. Tak to już bywało w pewnych kręgach, choć cieniem na Beudekrze rzucało się to, co spotkało jego ojca. Tych jednak zwykle się nie wybiera, więc można było mówić nawet o takiej czy innej sympatii względem niego. Odradzał kiedyś Antoonowi małżeństwo, które koniec końców zawarł. Ghezen raczył wiedzieć, że miał pełną rację. Bo gdyby wszystko potoczyło się tak, jak Hans zaproponował, najpewniej to Beudeker odebrałby Radmakkerowi tytuł najmłodszego w radzie. A tymczasem stopniowo się od tego oddalał, obecnie wydryfowawszy już niemal na otwarte morze.
Ostatni dzwonek, żeby zawrócić.
Szczelnie zaciągnięte zasłony kryły pomieszczenie w komfortowym półmroku, rozgonionym jedynie przez światło lampy stojącej na biurku. Blatu nie zajmowały niepotrzebne szpargały. Czysta kartka, pióro, kałamarz. Sam gospodarz nie zajmował wyściełanego fotela, a stał przy oknie, uchylając nieco rąbka ciemnej materii, by wzrokiem ogarnąć niezbyt długi podjazd. Nie lubił spóźnień.
Udało mu się zdążyć na czas, czego w duchu prawie sobie gratulował. Mógł mieć Van Ecka za skurwiela, który wypełzł prosto z otchłani zamarzniętego piekła, ale wcale nie chciał spóźniać się na spotkania, które wyznaczył. Nawet jeśli wszystko na tym etapie mogło wyglądać inaczej, a z powodu jego wyborów wyglądało właśni tak, jak wyglądało.
Nie od dzisiaj było wiadomo, że dostanie się do rady było uzależnione od stosunków z jej pozostałymi członkami. Jeśli ktoś myślał na poważnie o tym, żeby się tam dopchać, oznaczało to w praktyce wciśnięcie się albo w kierunku Van Ecków, albo rodziny Hoede. Ta druga po bankiecie znacznie ucierpiała.
Był tam i właściwie nie byłby w stanie opisać, co dokładnie się stało. W jednej chwili grała muzyka i wyglądał swojej żony ponad ramieniem Kruize. W kolejnej ciemność zalała salę zupełnie tak, jakby znienacka Fałda dopadła Ketterdam. Krzyki z niej dobiegające nie przypominały jednak volcr, a ludzi. Panika raz jeszcze okazała się największym wrogiem, a gdy opadła, odkryła martwe ciało Yesugena.
Antoon nie miał pojęcia, jakim cudem udało się uniknąć międzynarodowego skandalu. Prawdopodobnie przekonano księcia, że to nie on miał paść pfiarą zamachu, ale Beudeker w to nie wierzył. Zbyt dużo zbiegów okoliczności.
Na spotkanie z Hansem umówiony był jeszcze przed całą tą aferą, choć data była bliżej nieokreślona. Dopiero wydarzenia z bankietu ją wyklarowały, stąd wniosek, że rozmowa miała krążyć właśnie wokół tego wątku. Niechętnie się zatem stawił - wolałby rozmawiać o czymś innym. Na przykład o tym, kiedy w końcu ktoś ulituje się nad bytnością Borega w radzie i się go stamtąd pozbędzie.
Pamiętał propozycję Hansa sprzed lat. Zapewniłaby mu z pewnością inne życie, niż wiódł teraz. Wówczas była to jednak tylko propozycja, brzmiąca całkiem nieprawdopodobnie i zakładająca małżeństwo, na które wcale nie miał ochoty. Patrząc na to z perspektywy czasu musiał przyznać, że efekt końcowy pozostawał ten sam. Żeniąc się z rzekomej miłości skazał się na los, o który podejrzewał się w przypadku małżeństwa zawartego z pobudek czysto materialno-politycznych. Jeszcze wierzył, że to wszystko da się naprawić choć wiarę te musiał porzucić na najbliższe godziny, bo Van Eck wyrwie mu ją z gardła.
Podążył schodami wprost do gabinetu, prowadzony przez służbę, odprowadzany po drodze spojrzeniami dodatkowych strażników, od których zaroiło się wszędzie w mieście, a zatem i w prywatnych rezydencjach.
- Hans - rzucił na powitanie, przekraczając próg pomieszczenia.
Nie od dzisiaj było wiadomo, że dostanie się do rady było uzależnione od stosunków z jej pozostałymi członkami. Jeśli ktoś myślał na poważnie o tym, żeby się tam dopchać, oznaczało to w praktyce wciśnięcie się albo w kierunku Van Ecków, albo rodziny Hoede. Ta druga po bankiecie znacznie ucierpiała.
Był tam i właściwie nie byłby w stanie opisać, co dokładnie się stało. W jednej chwili grała muzyka i wyglądał swojej żony ponad ramieniem Kruize. W kolejnej ciemność zalała salę zupełnie tak, jakby znienacka Fałda dopadła Ketterdam. Krzyki z niej dobiegające nie przypominały jednak volcr, a ludzi. Panika raz jeszcze okazała się największym wrogiem, a gdy opadła, odkryła martwe ciało Yesugena.
Antoon nie miał pojęcia, jakim cudem udało się uniknąć międzynarodowego skandalu. Prawdopodobnie przekonano księcia, że to nie on miał paść pfiarą zamachu, ale Beudeker w to nie wierzył. Zbyt dużo zbiegów okoliczności.
Na spotkanie z Hansem umówiony był jeszcze przed całą tą aferą, choć data była bliżej nieokreślona. Dopiero wydarzenia z bankietu ją wyklarowały, stąd wniosek, że rozmowa miała krążyć właśnie wokół tego wątku. Niechętnie się zatem stawił - wolałby rozmawiać o czymś innym. Na przykład o tym, kiedy w końcu ktoś ulituje się nad bytnością Borega w radzie i się go stamtąd pozbędzie.
Pamiętał propozycję Hansa sprzed lat. Zapewniłaby mu z pewnością inne życie, niż wiódł teraz. Wówczas była to jednak tylko propozycja, brzmiąca całkiem nieprawdopodobnie i zakładająca małżeństwo, na które wcale nie miał ochoty. Patrząc na to z perspektywy czasu musiał przyznać, że efekt końcowy pozostawał ten sam. Żeniąc się z rzekomej miłości skazał się na los, o który podejrzewał się w przypadku małżeństwa zawartego z pobudek czysto materialno-politycznych. Jeszcze wierzył, że to wszystko da się naprawić choć wiarę te musiał porzucić na najbliższe godziny, bo Van Eck wyrwie mu ją z gardła.
Podążył schodami wprost do gabinetu, prowadzony przez służbę, odprowadzany po drodze spojrzeniami dodatkowych strażników, od których zaroiło się wszędzie w mieście, a zatem i w prywatnych rezydencjach.
- Hans - rzucił na powitanie, przekraczając próg pomieszczenia.
- Sponsored content
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach