Klub Wron 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Klub Wron

05.05.21 8:59
lokacja

Klub Wron

Kasyno pod pieczą Szumowin. Stosunkowo nowe, choć zjednało sobie już stałą rzeszę klientów, zwabionych szybkich zarobkiem. Wnętrze utrzymane jest w czerwieni i czerni, pozbawione zbędnego przepychu i ozdób. Już od wejścia sugeruje, że tutaj nie marnuje się czasu na zbędne ceregiele. Można się tu napić alkoholu za uczciwą cenę, całkiem nienajgorszej jakości.

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Klub Wron

24.05.21 22:10
Mgła wypełzła znad kanałów, powoli wspinając się po chodnikach baryłki. Dochodziła właśnie jedna z tych godzin, gdzie większość bywalców, nawet tych stałych, powoli zaczynała zbierać się do swoich domów lub wygodne miejsca pod mostem, by móc odespać kolejna przegraną z losem i kasynem, których aż roiło się na brzegach Baryłki.
Ta dzielnica podobno nigdy nie zasypiała i z obserwowań Cináeda trochę w tym było racji. Ulice nigdy nie pustoszały, nie zupełnie. Zawsze można było się natknąć na całkowicie różnych od siebie przechodniów — turystów z innych krajów, tubylców i pracowników okolicznych lokali. Jedni stali, inni przechadzali się z zachwytem, a jeszcze inni jak najszybciej próbowali przejść przez niezbyt przyjemną część miasta, śpiesząc się rano do prawdziwej, porządnej pracy. Cináed należał w chwili obecnej najbardziej do tych drugich, bo prędkością nie przebijał dobrze wyposażonego żółwia lądowego, ale jego wzrok miast przemykać się po kolejnych pięknych szyldach jaskini hazardu, skupiał się na podłożu. Szedł z pochyloną głową, licząc powoli kamienie, które mijał z każdym krokiem. Starał się utrzymać pion mimo przyjemnego szumienia w głowie. Niczym dziecko starał się też nie nadepnąć na linie łączące poszczególne płytki, co było wyjątkowo trudne.
To była jedna z tych przyjemniejszych nocy jego marnego życia, gdy sknera, u którego pracował wypłacał mu te marne resztki ze swojego utargu, które nazywał szczodrze pensją. Cináed ledwo za to mógł przeżyć. Z każdym miesiącem zakres jego obowiązków powiększał się, ale ciężkość portfela jakoś nie. Nie miał jednak za dużych perspektyw. Kredytu nie weźmie, pracy nie zmieni. Nikt o zdrowych zmysłach go nie zatrudni, tak sobie przynajmniej wmawiał. Nie znał realiów rynku Ketterdamskiego, bo jakoś nigdy nie musiał się nim interesować.
Te przemyślenia doprowadziły go prosto pod wejście do jedno z kasyn. Przystanął pod nim. Wcale nie miał zamiaru wchodzić do środka, ale jego żołądek nagle przypomniał, że rudzielec, jak przystało na skończonego idiotę, pił na głodnego, więc teraz wszystkie jego wnętrzności ogłosiły wojnę na miarę tej, która panowała na dalekim wschodzie. Skupiał się ze wszystkich sił, by nie zwrócić zawartości swojego dobrego wieczoru wprost pod czyjeś buty.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

26.05.21 14:10
[ II ]

Noc była wyjątkowo spokojna - głośna i barwna, ale spokojna - szczególnie jak na Baryłkę, szczególnie jak na Klub Wron. Było w tym spokoju coś niepokojącego, Kai jednak nie zamierzał przystawać by zastanawiać się nad tym głębiej, zbyt zajęty był kontrolą świata wokół kasyna. Do portu przycumowało dziś nieco mniej ludzi i nieco mniej otwartych portfeli naiwnych frajerów spoza Ketterdamu niż te kilka wieczorów wcześniej, nie oznaczało to jednak że nawoływacze mogli spoczywać na laurach. Kai pilnował tej masy nastolatków, chcącej zarobić szybkie Kruge, którą szef zatrudniał na kilka dni, by potem wymienić na kolejnych. Drozdov zazwyczaj zapominał ich imion. On był przecież zawsze, nikt nie dbał o to, by ludzie nie wiedzieli skąd jest. Zawsze wiedzieli. O to chodziło - mieli, cholera, wiedzieć i mieli iść za nim w stronę zabawy i prawdopodobnej porażki.
Sprowadził do kasyna kilka grupek rozbawionych turystów, szybko jednak odechciało mu się wychodzenia na ulicę. Wyprawił więc dzieciaki w stronę Kaelskiego Księcia, by zgarniali pijanych spod tej kaplicy Pekki Rollinsa, a sam usadowił się wygodnie w Klubie Wron, by grać, stukać palcami w stół i pić whisky za whisky. Mógł robić to do swojej świętej śmierci, był przecież na usługach Szumowin.
- Tylko idioci zrzucają własną nieporadność na oszustów - roześmiał się głośno, kiedy wysoki mężczyzna w ciemnym fraku, grający z nim w karty, sapnął groźnie, rzucając talią o stół. Kilka przekleństw później odsunął się ociężale w stronę ruletki, a Kai wsunął między zęby dopalającego się papierosa i wstał z miejsca, by ruszyć w stronę wyjścia i zaczerpnąć świeżego powietrza. Bystre oczy postanowiły jeszcze zbadać kontrolnie wchodzące i wychodzące grupy ludzi. I nie byłoby w żadnej z nich niczego zadziwiającego, gdyby nie te rude włosy na widocznie nietrzeźwej głowie. Kai uniósł jedną brew. Gdyby piegowaty młodzieniec był nieco bardziej wiarygodny, Drozdov uznałby go zapewne za jakiegoś świeżego Lwa za Dychę i odprowadził do wyjścia za pomocą nieco większych kolegów z Szumowin. Ten jednak przypominał bardziej kogoś, kto dostał naraz tygodniową zapłatę.
- Co ty, kurwa, żyjesz? - rzucił, przystając przy nim nieopodal drzwi i szturchnął go jeszcze w ramię, tak jakby chciał zobaczyć, czy chłopak przewróci się niczym łoś przy nieodpowiednim obciążeniu. - Ej, rudy! Słyszysz mnie? Skąd żeś przydeptał, ze Szmaragdowego Pałacu? - zakpił jeszcze, a twarz rozświetlił rozbawiony uśmiech. Szturchnięcie zamieniło się w klepnięcie nowego znajomego w plecy. - Mówią: lecz się tym, czym się zatrułeś! - zawołał jeszcze z werwą, po czym bezceremonialnie sięgnął w stronę jednego z gości odpoczywających przy progu. Wyrwał mu kufel do połowy wypełniony piwem, by podać go pijanemu chłopakowi. Okradziony z alkoholu nie protestował, być może zbyt pijany, a może po prostu zbyt zaskoczony. Dziwne, wszystkiego należało spodziewać się w Klubie Wron.

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Klub Wron

27.05.21 9:57
Miał dziwne wrażenie, jakby czas co chwila zwalniał albo przyśpieszał wokół niego. Jego cierpienie z nadmiaru alkoholu wydawało się wiecznością, w której pogrążał się coraz bardziej. Świat jednak biegł w zastraszająco szybkim tempie. Ludzie przypominali rój jakiś paskudnych owadów, które bzykały w niezrozumiałym dla niego języku. Świadomość falowała na jakiejś dziwnej częstotliwości, a potem nadszedł atak.
Czyjś głos zmaterializował się nagle koło Kennego, wyciągając z tego dziwnego stanu pomiędzy życiem a śmiercią. Głos szturchnął go.... Nie, to nie głos szturchnął. Jakiś chłopaczek. Zmarszczył lekko brwi, wiążąc ze sobą fakty i dźwięki dobywające się ze świata zewnętrznego.
— Żyję, ale co to za życie...
Tego się zdecydowanie nie spodziewał. Większość mieszkańców Ketterdamu miałaby go w poważaniu albo próbowała okraść. Tymczasem ktoś się go pytał, czy żyje. Możliwe, że to jakiś głębszy podstęp, ale Cináed był obecnie w takim stanie, że myślenie o czymś bardziej skomplikowanym niż stanie w miarę prosto go przerastało. Zamiast więc rozkładać na czynniki pierwsze swoje położenie, uśmiechnął się promiennie w odpowiedzi za okazaną troskę. W chłopaku obok siebie zobaczył nagle dobrego znajomego i towarzysza zabawy, a nie potencjalnego przestępcę.
— Pałacu? Czy ja żem wygląda, jakby mnie było stać na pałace?
Kilka ostatnich trzeźwych neuronów nie zdołało niestety połączyć faktu, że Szmaragdowy Pałac i Klub Wron, pod którym obecnie się znajdował, toczą ze sobą cichą wojnę. Nie. Te skupiły się na twarzy jego nowego kolegi. Coś w niej było nie tak.
— Słuchaj stary, ja cię kocham.
Totolotek emocji właśnie się rozpoczął. Tak się wzruszył z okazji prezentu, że nie tylko poleciała mu łezka. Przytulił Kaia, ściskając go mocno. A potem poczuł z bliska ten okropny zapach kiepskiego, doprawionego wodą alkoholu. Odsunął się i jednak zwrócił na bruk resztki swojej godności.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

29.05.21 18:00
Kai bywał pijany częściej, niż wypadałoby się przyznawać, nie był mu więc obcy stan, w który znajdował się biedny rudzielec u jego boku. Nietrzeźwy świat bardzo powoli ustawiał się do pionu, jakby za żadną cenę nie chciał wracać do obrzydliwego realizmu. Chłopak zdawał się być od niego jednak bardzo daleko, umierając sobie gdzieś w swojej własnej przestrzeni, której Drozdov nie rozumiał jeszcze, a mimo to nadal świetnie się bawił, obserwując zmagania alkoholu z resztkami zdrowego rozsądku i grawitacją.
- Skoro trafiłeś tutaj, to wcale nie takie złe - rzucił, a głos zachwiał się rozbawieniem, kiedy na twarz wstępował kolejny uśmiech. Na pewno byłby skory do okradnięcia go lub naciągnięcia na kilka kolejek, ale coś mówiło Kaiowi, że pijany przybysz nie jest wcale łupem wartym zamieszania. Zamiast więc sięgać do jego kieszeni, położył w braterskim geście dłoń na jego ramieniu, jakby próbował utrzymać go w pionie. Chłopak uśmiechał się radośnie i Drozdov bliski był kolejnej salwy śmiechu, widząc tą przepełnioną szczęściem twarz nocnego wędrowcy, zdołał jednak jedynie prychnąć cicho, gdy do uszu dotarło nieco nieskładne pytanie.
- Cóż, mógłbyś być służbą, no nie? - odparł więc, wzruszając lekko ramionami. - Ale to dobrze, przyjacielu, pałace to jedynie strata czasu, o wiele lepiej człowiek bawi się u swoich, bo - nie dane było mu jednak dokończyć, gdyż nowy znajomy przytulił go nagle, mocno do tego, całkiem niespodziewanie, w tym wszystkim jeszcze rzucając w niego jakimiś gwałtownymi wyzwaniami, więc Kai jakby sparaliżowany w swoim szoku, uniósł lekko ramiona i wytrzeszczył oczy. Musiało zabawnie to wyglądać z perspektywy ludzi wokół, jakby wręcz przerażony był podobną wylewnością. Nie był w stanie nawet go odepchnąć, czy odpowiedzieć w jakikolwiek sposób, bo chłopak sam oderwał się od niego gwałtownie i Kai wiedział już przed katastrofą, co było tego przyczyną.
- Może znajdziemy ci jakaś inną miłość, co? W środku na pewno jakaś czeka - odezwał się głośno, chcąc przekrzyczeć otaczające ich grupy ludzi i odgłosy wyrzucanego z żołądka wspomnienia wieczoru. Wzrok błądził po bliskich twarzach, jakby naprawdę szukał. - Masz jakieś marzenia? Zostawiłeś jakaś narzeczoną na Wyspie? - zachichotał jeszcze, po czym duszkiem dopił resztę alkoholu i odstawił kufel na bruk. Obrzydliwe.

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Klub Wron

30.05.21 20:57
Godności nie miał wcale tak wiele, więc torsje trwały krócej niż miały to w zwyczaju. Nie za bardzo było co zwracać na bruk Ketterdemu. Na szczęście jego nowy przyjaciel okazał się prawdziwym skarbem, bo nie uciekł na obrzydliwe dźwięki wydobywające się z paszczy Kennego. Pewnie w innych okolicznościach korzystaliby z toalety, a Kai trzymałby mu włosy lub coś w podobnym stylu. Nie wiedział. Nie miał przyjaciół.
Plus tego występu był taki, że poczuł się… no może nie jak nowo narodzony, ale znacznie lepiej niż pięć minut temu. Twarz nadal miał bladą, ale na policzki wystąpił delikatny rumień i bynajmniej nie dlatego, że Kai go zawstydził propozycją. Otarł rękawem usta.
„Skoro trafiłeś tutaj, to wcale nie takie złe”
Tak właściwie to gdzie trafił? Jego wzrok na chwilę przeszedł z piegowatej twarzy (pierwszy raz widział kogoś tak bardzo uwalonego piegami jak on sam) na fasadę budynku, pod którym się znajdowali i chyba rozpoznał szyld. Klub Wron. Jakoś średnio go tutaj przyciągało, ale w gruncie rzeczy…
— Miłości nie ma. Zostały jedynie strzaskane marzenia — rzucił z Kaelską nostalgią, zaciągając nieco za bardzo niektóre głoski. Po tym westchnął, ale zaraz się rozpogodził. — Moim obecnym marzeniem jest wrócić w jednym kawałku do domu, ale myślę, że mogę je na chwilę odwlec w czasie…
W końcu Kai proponował mu wejście do środka, a Kai był przyjacielem. Co złego mogło go tam czekać? Pieniędzy za wiele przy sobie nie miał, by móc je stracić, a, jak sam przed chwilą przyznał, jego życie nie było za wiele warte. Przynajmniej w tej chwili.
— Prowadź mnie do tej miłości. Byle była ładna
Dla podparcia wagi swoich słów, złapał pod rękę Kaia i pociągnął do wejścia.

@Kai Drozdov

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

02.06.21 14:43
Kai widział zawartości cudzych żołądków tak wiele razy, że w stanie dzisiejszym mógłby pewnie być ich inspektorem lub po prostu jakiegoś rodzaju rzeczoznawcą - bez różnicy, wymiociny to wymiociny. Przywykł. Były nieodłącznym elementem struktury pijanego człowieka, pijany człowiek był natomiast nieodłącznym elementem tego, co on nazywał pracą, a ci nad nim zwykłym oszustwem, działalnością przestępczą o nieco niezdarnej prezencji krzywej wrony i uszczerbionego kielicha wywołującej pełen pożałowania uśmiech u większych ludzi z lepszymi pistoletami. Pies ich jebał, Kai wiedział swoje - bękarty tych ulic może były słabsze, czasem warte śmiechu, czasem wyrzygujące wnętrzności przed kasynem, ale i tak zawsze były na przedzie.
I tak też - bez względu na to skąd przypłynął jego nowy przyjaciel - Kai niespodziewanie szybko poczuł do niego ten rodzaj sympatii, który do tej pory czuł tylko do niektórych Szumowin. Stał nad nim, kiedy ten pozbywał się godności, zastanawiając się swoim średnio trzeźwym, skąd wziął się ten rudy skrzat pod jego domem.
- Ja pieprzę - odparł szeptem na jego filozoficzne przemyślenia i jakby w refleksji oczy skierował ku niebu. Zaczęło mu się kręcić w głowie, rozwodnione piwo uderzyło do głowy w mieszance z kilkoma kieliszkami whisky. - W sumie masz rację... - dodał w zamyśleniu, choć nie wiedział nawet do końca o czym rozmawiali. Pokręcił szybko głową i chciał chyba jeszcze coś dodać, ale jego nowy przyjaciel zaczął ciągnąć go pod rękę. Nie protestował, choć obiecał sobie, że nie pozwoli mu przegrać pieniędzy w Klubie Wron, nadał mu immunitet i będzie chronił - tak postanowił, choć może o tym zapomnieć za kilka minut. To nic.
Był pijany.
Byli obaj.
I wtedy - gdy szli przez salę kasyna - do Kaia coś dotarło. Coś wielkiego. Wszystkie trybiki na przestrzeni jego mózgu zaczęły klekotać niebezpiecznie, oczy poszerzyły się nagle w tej niesamowitej realizacji. Cały świat był jaśniejszy, bo oto i młody Drozdov był geniuszem!
- Słuchaj - zatrzymał się nagle przy jednym ze stolików, o który oparł się ręką, a drugą dłoń wyciągnął w kierunku towarzysza., palce wskazujący wbijając w jego klatkę piersiową. - Wiesz co myślę? Myślę, że jesteśmy braćmi... - mówił czymś co miało być chyba konspiracyjnym szeptem, choć ciężko było ocenić kaiowe zamiary. - Szukam swojego biologicznego ojca od dziesięciu lat i nie znam nikogo, kto miałby tyle samo piegów co ja...Ale ty! - Złapał go gwałtownie za ramiona. - Ty masz!

@Cináed Ó Phaidin

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Klub Wron

02.06.21 15:02
Oczywiście, że miał rację. Nikt nie znał się bardziej na miłości i przekleństwach, jakie ze sobą niosła niż Kaelczycy, a już w szczególności ci pijani. Nie bez powodów najlepszymi poetami i pieśniarzami byli rudzi. Poza owcami i serem artyści to główny towar eksportowy Wyspy Tułaczej. Czasami zdarzały się takie ewenementy jak Kenny, ale to jedynie raz na 10.000 owiec. Kiedyś liczył.
Znalazł jakiś stolik do… do czegoś. Znał nazwę, jak najbardziej, ale w tym momencie mu wyleciała, gdyż zbyt zajęty był wyjmowaniem z różnych kieszeni umieszczonych na całym ciele zakamuflowanych drobniaków. Nie dane mu jednak było podejść do niego, bo Kai się zatrzymał, a to oznaczało, że i Kenny przystanął. Byli teraz jak jedno ciało, jeden umysł, jedna dusza. I jak widać, nie był osamotniony w tym myśleniu, bo Kai powiedział dokładnie to samo, co rudemu od kilku minut błąkało się po głowie, ale jeszcze nie potrafiło dojść do ust.
Zagapił się w swojego zaginionego brata jak ciele w malowane wrota, analizując dokładnie to, co powiedział. Poza piegami nie mieli nic wspólnego. Kai był mały, skośny i czarny, a Kenny duży, blady i ryży. Ale czym były te małe różnice, gdy łączyły ich PIEGI? I oczywiście braterstwo.
— Słuchaj mam 5 braci… albo 3. Nie wiem. Mogę mieć jeszcze jednego.
Może matka Kaia była podróżniczką i gdzieś na Wyspie Tułaczej spotkała się z jurnym tubylcem? Nie żeby posądzał swojego ojca o niewierność, ale…
Musiał się jednak upewnić, czy to nie są tylko pijackie majaki. Spojrzał więc na Kaia z pełną powagą.
— Musimy podpisać pakt krwi.
A potem fajnie by było znać twoje imię, ale to poczeka.
Wyrzucił z głowy stół do gry, a wzrokiem zaczął tym razem szukać czegoś ostrego. W razie potrzeby powinien gdzieś mieć ze sobą mały nożyk albo podwędzony z warsztatu śrubokręt, ale wolał nie ciąć się zardzewiałym metalem.

@Kai Drozdov

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

03.06.21 20:19
Imię w zasadzie nie było takie istotne. Na nocnych ulicach Ketterdamu ludzie rzadko zdradzali nawet rysy swoich twarzy, co dopiero imiona. Kai mógł być kimkolwiek, jego przyjaciel mógł natomiast nosić imiona wszystkich shuhańskich wojowników - jeżeli o niego chodziło, mało obchodziła go ta informacja. Nie przejąłby się też pewnie specjalnie, gdyby rudzielec zdjął maskę i okazał się Petrą lub nawet samym Haskellem. Najważniejsze było to, że w tym momencie byli braćmi.
Fakt ten w pełni zadomowić się zdążył w szczelinach kaiowego umysłu, który choć zwykle był darem i przekleństwem jednocześnie, teraz jakoś szwankował. Nie było między nim, a pijanym towarzyszem wiele wspólnego, nic być może poza piegami oraz łatwą do przyuważenia należnością do tych samych grup społecznych - przysłowiowego marginesu, nocnych poszukiwaczy szczęścia i idiotów dzielących się sercowymi mądrościami na zarzyganym bruku. Jeżeli wiec pokrewieństwo liczono miarą tego, jak rozsądny i chętny do pijaństwa był człowiek, to tak - Kenny i Kai byli braćmi, bliźniakami być może.
- Ej, ja mam siostrę...bliźniaczkę! - odparł radośnie, przesiąknięty nagłą falą entuzjazmu, znów mocno (jak na siebie mocno) uderzając nowego przyjaciela z otwartej dłoni w ramię. - Polubiłbyś ją, serio. Kiedyś przybiła kolesiowi dłoń nożem do stołu, a potem wróciła normalnie do gry i picia piwa - opowiadał w lekkim zamyśleniu, ale tonem człowieka, który z dumą chwali się dzieckiem lub młodszym rodzeństwem, które osiąga świetne wyniki w nauce albo wirtuozem jest na fortepianie. Cóż, sztuka sztuce nierówna.
Pakt krwi. Kai ożywił się widocznie i grzebać zaczął po kieszeniach kraciastej marynarki, jakby szukał złota. Nawet jeżeli to wszystko było głupotą w oczach świata, dla niego mogło być całkiem poważne, nieistotne jak bardzo był nietrzeźwy. Nawet ten majak, ten wymyślony brat, był małym elementem przynależności, znalezienia w końcu tej wymarzonej prawdy o swoim pochodzeniu. Swojego biologicznego ojca chciał tak naprawdę udusić własnymi rękami i wrzucić do morza razem z kotwicą, ale niewiele myślał o tym w świetle posiadania BRATA.
- Trzymaj, czyń honory - oznajmił dumnie, wyciągając w jego stronę składany nóż wydobyty przed chwilą w kieszeni spodni. - Ale wiesz, to duża rzecz. To chyba... - przerwał w namyśle, pijany wzrok uciekł ku sufitowi. - To chyba tak, że jeżeli mamy pakt krwi to...jakąś mamy, nie wiem, przysięgę? Nie mogę cię zabić chyba nigdy, bo sam się będę musiał zabić. - Nie żeby planował, ale warte zanotowania było to bezsprzecznie.

@Cináed Ó Phaidin



Ostatnio zmieniony przez Kai Drozdov dnia 16.06.21 21:05, w całości zmieniany 1 raz

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Klub Wron

16.06.21 14:31
Przy normalnych warunkach na wieść o tym, że czyjaś siostra postanowiła robić zagrywki niczym z tanich pisemek kryminalnych, z pewnością by się wzdrygnął i zrezygnował z tej znajomości, bo, mimo wszystko, Kenny az takim wielkim marginesem społecznym nie był. Nie należał do żadnego gangu, nie zabijał ludzi, nawet ich nie okradał. Jedynie miał trochę nie za legalne hobby, bo bez patronatu jakiegoś bogatego typka. Poza tym bliżej mu było do tej nieco wyższej klasy robotniczej, która miała stabilną pracę, po której nie umierała na jakieś dziwne choróbska. Ale teraz nie było normalnych warunków.
Oczy mu się zaświeciły jak dwa szmaragdy... albo raczej świeżo obsikana trawa, patrząc na pochodzenie Kaelczyka na wieść o heroicznych wyczynach bliźniaczki Kaia. I miał bliźniaczkę! Kenny miał też bliźniaczki. Znaczy siostry, które były bliźniaczkami, ale w głowie koligacje rodzinne nieco zaczynały mu się mieszać.
— Mogę się zamienić. Ten. Moi tylko pasą owce. Lubisz owce? W sumie nie są złe. Całkiem ciepłe i nawet przyjemnie pachną, ale jak trzymasz je za długo pod dachem to się wydziela gaz i może ci stodołę rozsadzić.
Na szczęście rodzice Kennego byli na tyle mądrzy... a nie, nie byli. Nie stać ich było na porządną stodołę, więc owce trzymano raczej pod lekkim zadaszeniem, byleby na nie nic nie padało. O historii z wybuchami usłyszał kiedyś od jakiegoś sąsiada. To wtedy zapragnął zostać wielkim alchemikiem (wcześniej chciał być księciem piratów).
Obserwował, jak Kai znikąd nagle wyciąga nożyk. Tak. To było to, czego teraz potrzebowali. Nagle wokół zapanowała dramatyczna cisza (wcale nie, po prostu Kenny się lekko wyłączył na otoczenie i skupił na swoim BRACIE).
— Nie mogę cię nigdy zabić, bo sam się będę musiał zabić. I nie przerucham ci siostry, bo to tak, jakbym ruchał swoją, a nie jesteśmy z Fjerdy, nie?
Ostatnia szara komórka poddała się w momencie, gdy rudy przesunął ostrzem, po wnętrzu swojej dłoni (bardzo głupi ruch) i wyciągnął ją wraz z nożykiem w kierunku złotookiego piegusa.

@Kai Drozdov

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

19.06.21 21:35
Nieważne było to, jak myślał o sobie Kenny - Kai i tak czuł w nim swojego. Mógłby się wzdrygać i rozszerzać oczy do wielkości grzechoczących w kieszeniach kruge, ale Drozdov z chęcią poklepałby go po ramieniu i przyzwyczaił do każdego rodzaju widoków z Baryłki, w tym na pewno do jakże często przewijającego się scenariusza jego siostry bliźniaczki wbijającej w kogoś nóż. Kai nie znosił widoku przecinanych tkanek, była to w zasadzie jedyna rzecz, która przyprawiała go o delikatne mdłości, a jednak na poczynania Mai reagował po prostu obrzydzonym skrzywieniem, tak jakby rozmiażdżyła przy nim sporego pająka lub skrzeczącą ropuchę.
Teraz, słuchając swojego nowego brata, nie krzywił się jednak, jedynie z powagą przytakiwał i marszczył czoło niczym skupiony student. Owce. Gazy. Rozsadzona stodoła. Już wiedział, iż wiedza ta zostanie z nim na zawsze, jak cała masa innych informacji o świecie, które nosił w tej zmyślnej choć rozszalałej głowie. Zawsze myślał, że miejsce jego jest w mieście, gdzieś między tymi pościskanymi kamienicami, a jednak teraz zaczął planować śmiało swoje życie wśród kóz czy innych krów na Wyspie Tułaczej. Mógłby znaleźć ojca, mogliby razem z nim i Mai kupić jakąś farmę i uciec od Ketterdamu, przytulać owce i sadzić pietruszkę. Kai uwielbiał pietruszkę.
Mogliby z jego nowym bratem robić z niej lemoniadę.
Milczał nadal, a uśmiech gładko zdobił twarz, kiedy chłopak przejmował od niego nóż. Znowu mówił, a Kai znowu przytakiwał, równie pewny mądrości tych słów co wcześniej.
- Też bym ci nigdy nie wyruchał siostry.
Dawno nie był niczego tak pewny. Poza tym, siostry rudego mogły pachnieć jak owce, co nie byłoby zasadniczo niczym złym, ale Kai nadal trochę bał się tych gazów.
Patrząc jak b r a t zbliża ostrze do dłoni, młody Drozdov znów przypomniał sobie o tym paskudnym uczuciu, które ogarniało go na myśl o rozcinaniu ciała. Co prawda życie w tym świecie starało się uparcie wygonić z niego te wzdrygnięcia obrzydzenia, ale Kai złapał się na tym, iż podpity umysł nie potrafił powstrzymać fali mdłości. Zbladł na twarzy, szerzej otworzył oczy i nieco drżącą ręką odebrał od przyjaciela nóż. Czyj to był pomysł? Jego pomysł? Cholera, czemu zawsze miał takie idiotyczne pomysły? Kajał się w myślach, trzymając nożyk nad wnętrzem dłoni.
- Ej, słuchaj - odezwał się trochę słabo nie odrywając wzroku od ostrza. - Zrobisz to? Zrób to. Weź to zrób. Sam tego nie zrobię. Zamknę oczy, a ty tnij i nie mów mi kiedy. Pamiętaj żeby nie mówić, bo odskoczę! - A nie wolno przecież przerywać przysięgi krwi! To na pewno znaczyło coś złego, może niestrawność albo impotencję, może rozsadzane stodoły. Kai nie chciał żadnej z tych rzeczy, a stodoły nawet nie widział nigdy na oczy.

@Cináed Ó Phaidin

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Klub Wron

22.06.21 9:01
Musiała minąć chwila nim sygnał z rozciętej dłoni dotarł do spowitego w opary alkoholu mózgu. Najpierw zrobiło mu się ciepło, potem poczuł nieprzyjemne pieczenie, a w końcowej fazie myślał, że znowu zhaftuje z bólu, jaki nadszedł. Cięcie się gdziekolwiek było głupie, ale dłoń należała do samego szczytu tej głupoty. W końcu to część ciała, którą najwięcej się operowało. Każdy ruch sprawiał, że czuł igiełki wbijające się w skórę. Jak on pójdzie jutro do roboty? Do roboty w której pracował dłońmi... Będzie musiał zajść po drodze do kogoś, kto mu to opatrzy, posmaruje i da buziaka na polepszenie. Regenerację swoich kończyn zostawił jednak na później, bo Kai coś do niego mówił, choć słowa Shu docierały do niego niczym przez mgłę.
Nie rozumiał, czemu on miały to zrobić. W końcu to tylko lekkie nacięcie. Sam Kenny sobie robił dużo krzywdy, a przecież był bardzo grzecznym chłopcem. Kai, Szumowina (choć tego Keny jeszcze nie wiedział) z Baryłki, powinien być przyzwyczajony do widoku krwi, złamanych kończyn, rozwalonych łbów i pociętych dłoni. Tak mu się przynajmniej wydawało. Mętne spojrzenie stało się na chwilę bardziej klarowne.
— Się boisz noża?
To była dla niego jakaś surrealna sytuacja. Jego kochany, starszy brat się czegoś bał! Nie zamierzał jednak się pławić w swej wyższości w tej kwestii. Nie należał do tego typu ludzi. Dla swoich przyjaciół i rodziny był w stanie poświęcić nogę, rękę a nawet głowę. Widząc więc zawahanie w osobie Kaia, po prostu zabrał mu ten nożyk szybkim ruchem i ciachnął na odlew wystawioną rękę. Zrobił to zgodnie z życzeniem brata — bez zapowiedzi.

@Kai Drozdov

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

27.06.21 14:29
Nie odpowiedział.
Uniósł jedynie podbródek, powieki przymknął, upodabniając się teraz do obrażonego panicza z naderwanym honorem. Nie bał się noża! Bał się rozciętego mięsa! To było coś zupełnie innego, nie miał jednak zamiaru kłócić się ze swoim nowym młodszym bratem. Mógłby się z nim po bratersku pobić, to prawda, ale pijany wzrok skłonny był do błędnego osądu na temat jego szans w tej bójce, więc żachnął się jedynie z wyrzutem:
- Niczego się nie boję!
Nieprawda. Kai bał się mnóstwa rzeczy, listy można byłoby tworzyć i poematy pisać! Samotności i głodu, dużych fjerdańczyków, Fałdy (w sumie trochę bał się ciemności), swojej siostry o poranku i czasem też zatrucia pokarmowego od jedzenia z Listewki. Naturalnie, jego brat o żadnej z tych rzeczy nie musiał wiedzieć, mógłby to bowiem zniszczyć jego pogląd na swojego...mniejszego brata. Ta różnica wzrostu nie była być może aż tak duża, ale była wystarczająca, bo Kai musiał zadzierać brodę, by spojrzeć rudzielcowi w oczy. Nie przypominały co prawda jego oczu w żadnym wypadku, ale młody Drozdov przez ponad dwadzieścia lat życia w Ketterdamie nauczył się zapominać, iż oczy ludzi z Shu były inne, nie tylko dlatego, że czasem zdawały się nienaturalnie złote.
Syknął cicho. Rana była płytka i - ku jego radości - bardzo powierzchowna, ale widział jak w kilku miejscach wzbiera krew. Zamrugał niepewnie i skrzywił się lekko - dobrze, ze tak rzadko ostrzył ten nóż, przynajmniej zagoi się szybko. Chyba. Miał na ciele sporo blizn po rozcięciach i dziwne wrażenie, że to nie był pierwszy raz kiedy rozcinał dłoń, żeby przysiąc komuś braterstwo. Z Mai robili tak kiedyś po każdej większej kłótni.
- Świetnie, bracie! Od dziś jesteśmy jedną krwią! - oznajmił zaskakująco radośnie, wyciągając ku niemu rękę. - Jestem Kai, swoją drogą. Gdybyś kiedykolwiek potrzebował w życiu kogoś bez skrupułów, możesz mnie tu szukać, spędzam tu całe dnie. No i zdaje się, że teraz jestem zobowiązany nawet zabić dla ciebie człowieka....Nie jestem w tym najlepszy, czasem za długo gadam, ale jakby co, to namiary możesz zostawić przy barze.

@Cináed Ó Phaidin

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Klub Wron

26.07.21 14:04
Krew jest gęstsza od wody.
Głupie powiedzenie przypałętało się do głowy Kennego. Słyszał je wielokrotnie, prawie zawsze używane w złym kontekście. Ba! Sam go przez większość życia źle używał. Dopiero ostatnio ktoś go uświadomił, że to nie tak wyglądało, jak się zwykłemu plebsowi wydawało. Ktoś po prostu przyciął połowę przysłowia.
Krew braci związanych przysięgą jest silniejsza niż woda z matczynego łona. Czy jakoś tak. Teraz nie był w stanie przywołać dokładnie poetyckiego wydźwięku, jakim go ktoś uraczył nad kuflem rozwodnionego piwa. Zresztą nie do słów wtedy przykładał uwagę, a raczej do reszty otoczki, jaka temu towarzyszyła.
I teraz właśnie zawarł przysięgę z Kaiem. Taką, która przetrzyma wszystkie możliwe katastrofy lądowe i morskie. Będzie silniejsza niż jakieś rodzinne więzi. W końcu Kaia sam wybrał z ogromnego tłumu Baryłki. Ręce losu pchnęły ich sobie w ramiona.
— Ten… Kenny. Kenny jestem. Niestety nie bywam w takich fajnych miejscach, ale jak szukasz specjalisty od podpaleń i wybuchów się polecam.
Podrapał się nerwowo w nos. Alkohol w krwi powoli wyparowywał i zostawało go coraz mniej, a to oznaczało trzeźwienie rozumu. To za to ciągnęło za sobą powolną realizację, jak niedorzeczną rzecz właśnie odwalili. Nie żeby nie robił innych problemów pod wpływem procentów. Ta jedna sytuacja była wyjątkowo surrealistyczna — jakby wyciągnięta z przedstawienia.
Nie wiedział, co jeszcze może dodać. Poczuł się trochę niezręcznie. Najebał się jak Suli w dzień swojego wesela, zahaftował chodnik przed jednym z większych klubów w Baryłce, a potem zawarł pakt krwi z jakimś losowym Shu. Nie był rasistą, ALE. Jakoś nie ufał tym małym ryżojadom. Było coś nie tak z ich oczami, chociaż Kai miał bardzo ładne oczy, co nie umknęło uwadze trzeźwiejącego Kennego.
— Twoja siostra też tu bywa? — spróbował zagaić neutralnie. Ciekawe czy była bardzo podobna do Kaia.

@Kai Drozdov

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

27.07.21 23:22
Kai zdażył już dawno zapomnieć, jak zaczęła się ta znajomość - podpalony alkoholem umysł zdawał się zgubić gdzieś większość wieczora. Nie czuł bólu przeciętej skóry, nie czuł zimna przebijającego się przez cienki materiał koszuli, nie czuł mdłości wywołanych szklankami wypitej whisky o jakości mniej niż kiepskiej. Czuł tylko błogi spokój i uśmiech ukłądajacy rysy twarzy.
- Kenny - powtórzył, mrużąc w namyśle oczy, jakby próbował odnaleźć imię rudzielca gdzieś na tłocznych ulicach Ketterdamu. Nic. Nie brzmiało kercheńsko ani kaelsko, brzmiało obco w zasadzie, ale Kai miał zapamiętać je jako imię chłopaka od krwi i podpaleń. - Świetnie, uwielbiam wybuchy! - rozentuzjazmował się na moment i otwarta dłoń uderzyła w bark Kenny'ego. Tego właśnie potrzebował w życiu - kogoś kto umie rzeczy wysadzać w powietrze.
I może czasem ludzi.
Przyglądał się swojemu towarzyszowi i ze smutkiem oraz wielkim rozczarowaniem zdał sobie sprawę z tego, ze jego spojrzenie jest coraz bardziej trzeźwe. Nie miał zamiaru pozostawiać tego w takim przykrym stanie, ręka więc zacisnęła się na ramieniu nowego brata, a sam Kai z werwą zaczął ciągnąć go w stronę baru. Jeszcze kilka drinków, dwie partie kart i wypuści go do domu, a może nawet odeśle do pokoju w Listewce.
- Raczej nie, ale zdradzę ci coś - odparł na jego wcześniejsze pytanie, unosząc na niego rozbawione spojrzenie. - Porządni ludzie tutaj nie bywają.
Więc i Kenny w końcu zniknął, a Kai został. Ktoś musi przecież karmić wrony, żeby te nie wydziobały oczu połowie Ketterdamu. Drozdov miał jeszcze chwilę zastanawiać się, skąd przywiało jego rudego gościa, gdy jego własne oczy wypatrywały słońca wschodzącego nad dachami Baryłki. Miał też spojrzeć jeszcze raz na zasklepiającą się ranę zdobiącą wewnętrzną część dłoni. Nie byli braćmi - myśl była ostra niczym sole trzeźwiące. Nie mieli jednego ojca. Kai w ogóle go nie miał - żadnego z tych, których mieć mógł. Ni ojca, ni matki, tylko kilka kart w rękawie i kaca.

// zt x2

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

05.08.21 0:33
[ x ]


Ambasador Shu Han bezsprzecznie powinien dawno wytłumaczyć swojemu synowi, że na proszonych przyjęciach nie należy kraść. Nie było wyjątków od tej zasady, nawet dla zagranicznych gości. Lequan - jego domniemany syn - był chłopakiem o słodkim uśmiechu, który cały przed wejściem popłakał się prawie, twierdząc, iż przy Wschodniej Klepce jacyś straszni bandyci okradli go, zabierając zaproszenie i dokumenty. Kai nie miał nadziei na zbyt wiele, ochrona z łatwością mogła przejrzeć jego kłamstwa, nieważnie jak rzewnie opowiadał o tym, że ojciec będzie wściekły. Młoda Szumowina miała dziś jednak szczęście - drobna, jasnowłosa kercheńśka arystokratka stojąca nieopodal wejścia, rzuciła się ku niemu i złapała pod ramię, piskliwie tłumacząc zdezorientowanej ochronie, iż syn ambasadora Shu jest jej osobą towarzyszącą. Uśmiechał się uroczo, w głowie kalkulując łączną cenę jej biżuterii. Wypił kilka darmowych kieliszków szampana, zjadł kilka marcepanowych ciastek, resztę zdołał upchnąć do kieszeni kamizelki. Zatańczył trzy razy z rozgadaną panienką, opowiadając z udawanym akcentem kłamstwa o studiowaniu za granicą, podróżach po obcych krajach i wielkich rautach. W trakcie jednego z walców, pozbawił pewnej młodej brunetki bransoletki ze szczerego złota, chłopakowi, z którym wyszedł zapalić podkradł srebrną zapalniczkę, swojej towarzyszce perły z szyi ściągnął, gdy zaciągnęła go w jakiś kąt, żeby nagle przysunąć się za blisko, a gdy tylko przestała wieszać się na nim i obcałowywać jego policzki, Kai sięgnął po jej rękę. Dwa pierścienie ze szlachetnymi kamieniami wylądowały w kieszeni spodni, a w płaszczu kilka pomniejszych butelek.
W drzwiach Klubu Wron przywitał go znajomy hałas i dźwięk sakw pełnych kruge, rzucanych na stoły do gry. Zdążył jeszcze podrzucić liścik krupierowi, nim udał się do baru, by wypytywać zdrowego osiłka za nim o to, jak dawali sobie dziś radę nastoletni naganiacze, zatrudnieni przez Haskella. Kai miał się nimi zajmować, ale dziś wypuścił ich po prostu w teren, machając na odchodne zapalonym papierosem. Schował jedną z kradzionych butelek pod bar, a Job - rosły ochroniarz z przekrzywionym nosem - zdążył zaśmiać się jeszcze złośliwie, że wygląda jak obrobiony książę i ma przestać robić z siebie pajaca. Kai z uśmiechem wręczył mu złotą bransoletkę ściągniętą z wąskiego nadgarstka jakiejś córki kupca - dowód tego, że wygrał stawiany przed nim ostatnio zakład. Job zaśmiał się krótko i wsadził prezent do kieszeni. Mała żmija.
Kręcił się jeszcze chwilę po Klubie, wciąż wzrokiem wypatrując skupionej twarzy Shanka. Kilka razy, pragnąc wypełnić jakiegokolwiek pracownicze obowiązki na dziś, usiadł przy stole do kart i podbijał chętnie stawki za pieniądze Haskella. Dziś goście patrzyli jakoś inaczej, ufniej być może i Drozdov pomyślał że częściej powinien przebierać się za dyplomatę. Pod kołnierzem jedwabnej koszuli, którą kilka lat temu kupił mu ojciec, przewiązał równo granatową aksamitkę i dopiął nawet pasiastą kamizelkę. Wydawało mu się, iż dzięki temu nikt nie patrzył na niego podejrzliwie, nawet kiedy rzucał talię na blat i przyglądając się odchodzącym klientom, stawał za siedzącym za stołem krupierem, ramiona zarzucając mu od tyłu na szyję.
- Obiecałem ci spłatę pożyczki, no nie? - Pochylił się nad nim, kątem oka obserwując dogorywających przy stole przegranych. - Zabiorę cię ze sobą następnym razem na przyjęcie, o ile nie przeszkadza ci granie służby - głos wybrzmiał złośliwym rozbawieniem, ale dłoń zacisnęła się na ramieniu w prawie przyjacielskim geście. - Lubisz drogą whisky i cudze papierosy? - Pytanie było retoryczne, oczywiście, ze lubił. Wszyscy lubili. Kai chwilę jeszcze opierał się o niego, nim w końcu wylądował na krześle zaraz obok i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza płaską butelkę ze zdobionego szkła, wypełniona bursztynowym płynem. Pstryknięciem palca odrzucił na bok srebrną zakrętkę i wyciągnął skarb w stronę Dvivediego, uśmiechając się nadal z wdziękiem łobuza. - Spodobałoby ci się w tym bogactwie.

Shankaracharya Dvivedi
• szumowiny •
Shankaracharya Dvivedi
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : krupier w Klubie Wron
https://kerch.forumpolish.com/t228-shankaracharya-dvivedi#369

Re: Klub Wron

15.08.21 20:04
Gdyby nie znalazł wcześniej chwili, by przynajmniej rzucić okiem - dość pobieżnie, przeskakując wzrokiem mniej więcej co drugie zdanie - na podrzucony mu liścik, prawdopodobnie znacznie trudniej byłoby mu powstrzymać parsknięcie śmiechem na widok elegancko wystrojonego Kaia. Może nawet nie dałby rady ograniczyć się jedynie do krótkiego, acz bardzo wymownego spojrzenia posłanego przyjacielowi i bezgłośnego stwierdzenia, że ten izgleda kao budala. Pewnie zresztą mógłby to równie dobrze powiedzieć na głos. Nie zakładał raczej - może niesłusznie - by ktoś z obecnych przy stole graczy sprawnie posługiwał się sulijskim.
Co prawda nie powinien też zakładać, że tym językiem jakkolwiek posługiwał się Kai, ale najwyraźniej świadomość, że ten zwykle nie rozumiał ani słowa, wcale nie przeszkadzała Dvivediemu notorycznie wplatać sulijskich zwrotów w swoje wypowiedzi.
- Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto nadawałby się na służącego? - podniósł się od stołu, uprzednio dając znać innemu krupierowi, że ten powinien zająć jego miejsce zanim pojawią się kolejne osoby chcące przegrać trochę kruge. I jak w wielu podobnych sytuacjach, oburzenie w głosie Dvivediego można było albo uznać za autentyczne, albo za całkiem przekonująco udawane. Zwłaszcza, że gdyby chcieć odpowiedzieć na jego pytanie zupełnie obiektywnie, prawdopodobnie warto byłoby zauważyć, że owszem, na eleganckim bankiecie najprędzej wpasowałby się w otoczenie jako służący. Choćby dlatego, że nie istniał przecież nawet żaden sulijski dyplomata, którego synem - idąc za przykładem Kaia - Dvivedi mógłby zostać.
- Zacznij się lepiej zastanawiać, kiedy shuhański ambasador wdał się w krótki, ale bardzo intensywny romans z przypadkową Sulijką i czemu do tej pory nie chwalił się, że tych swoich dzieci ma trochę więcej - nieważne, że pewnie nawet ślepy zdołałby zauważyć, że kompletnie brakowało mu cech wyglądu mogących sugerować choćby szczątkowe pokrewieństwo z Shu. W końcu i tak bardzo mało prawdopodobnym było, by kiedykolwiek miał wybrać się na podobne przyjęcie z Drozdovem. Po co, jeśli ten najwyraźniej całkiem sprawnie radził sobie z wynoszeniem tych najciekawszych elementów wydarzenia?
- Ohydztwo - oznajmił, kiedy już upił solidny łyk z podanej mu butelki. Chociaż - nie dało się ukryć - ani uśmiech na jego twarzy, ani fakt, że najwyraźniej wcale nie zamierzał oddawać butelki zbyt szybko, raczej nie potwierdzał tej opinii. - Na pewno nie warte tego, żeby zostawać synem jakiegoś tam ambasadora.
A jednak, w drodze do stojącej na uboczu kanapy, zdążył wypić jeszcze co najmniej kilka łyków. Nie dało się mimo wszystko zaprzeczyć, że alkohol był znacznie lepszy od tego, czym na co dzień mieli okazję raczyć się w Listewce. Ale to akurat nie była zbyt wysoko postawiona poprzeczka. Prawdopodobnie wszystko można byłoby uznać za lepsze od tego, co znajdowało się w ofercie Listewki. I prawdopodobnie po opróżnieniu całkiem sporej części butelki przyniesionej przez Kaia, nie było konieczności zastanawiania się, czy człowiekowi dane będzie dożyć kolejnego dnia.
Przynajmniej nie z powodu kiepskiego alkoholu.
- Co tam mówiłeś o spłacie pożyczki? - kiedy już opadł na kanapę, z uśmiechem zwrócił się ponownie w kierunku Kaia. Standardowe uprzejmości wymienione, najwyraźniej można było przejść więc do kwestii znacznie bardziej istotnej. Jak choćby to, o czym Drozdov sam już wspomniał, a czego Dvivedi oczywiście we wcześniejszych jego wypowiedziach nie przeoczył. Zwłaszcza, że nie chodziło przecież o pożyczkę, którą to on miałby komukolwiek spłacać. O tych zazwyczaj dość szybko zapominał i raczej nie poświęcał im zbyt wiele uwagi, nawet jeśli już ktoś mówił o nich na głos.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

16.08.21 14:54
Cała ta zabawa przyszła właściwie znikąd - po pijaku, przy stole w Listewce, w głowie kogoś, komu ostatnio wydawało się, ze nie ma już wiele do stracenia. Zegar nad jego głową bił coraz szybciej i coraz głośniej, a dni zbliżające go do skoku na ratusz znikały tak szybko, że Kai zapominał, by je przeżywać. Mało jadł, mało spał, noce spędzał na rozmyślaniu lub piciu kiepskiego alkoholu. Tym razem whisky była smaczniejsza, bo kradnąc ją Drozdov przypomniał sobie, że żyje i nie miał zamiaru kolejny raz chodzić po pokoju w kółko, obmyślając następne fragmenty planów kradzieży. Za kilka dni miał być albo bogaty, zamknięty lub martwy, do tego czasu mógł więc robić co chciał - i tak niewielkie miało to znaczenie.
Szedł za Dvivedim, rzucając jeszcze pobieżne spojrzenie drugiemu krupierowi. Przez ostatnie lata Klub Wron stał się miejscem przypominającym dom bardziej nawet niż Listewka, a Kai znał w kasynie każdy kąt i każdego pracownika. Nie ulegało jednak wątpliwościom, iż to do Shanka przyczepił się najbardziej, choć często nie rozumiał rzucanych przez niego sulijskich zwrotów - ktokolwiek twierdził, iż był to dialekt ravkańskiego, był widocznie niedouczony...
- Nie mniej niż ja, ale nie przypominam sobie żadnego sulijskiego arystokraty - odparł, wzruszając ramionami. Zaśmiał się cicho, słysząc jego kolejna propozycję i wbił w niego spojrzenie kogoś, kto w głowie obmyśla właśnie plan daleki od legalnego - Wątpię by uwierzono w nasze pokrewieństwo, chociaż dla kercheńczyków każdy spoza wyspy wygląda chyba tak samo... - żart spłynął lekko z języka, ale wybrzmiewała w nim jakaś gorzka prawda. Imigrant to imigrant.
Prychnął z teatralnym oburzeniem, słysząc to jak Shank bezczelnie obraża jego zdobycz, nie miał jednak ochoty zaprzeczać. Alkohol nie powinien był w zasadzie smakować, tego nauczyła Listewka. Nauczyła też tego, że dobrym było to, co nie wypalało wnętrzności tak od razu - powoli, z czasem. Wpatrywał się więc tylko jak przyjaciel opada na kanapę i uniósł brwi na jego słowa, widocznie zbity z tropu. Przez chwilę tylko, bo po krótkim, milczącym momencie Kai usiadł obok niego i zaczął przeszukiwać kieszenie. Zdążył jeszcze rozpiąć kamizelkę i pozbawić włosy ładu, w którym były do tej pory, jakby każda kolejna minuta bycia grzecznym i ładnym synem dyplomaty piekła go żywym ogniem, aż w końcu oczy znów wbiły się w Dvivendiego, twarz rozjaśnił uśmiech łobuza, a wyciągnięta miedzy nimi dłoń trzymała w palcach złoty pierścień z zielonym kamieniem.
- Jadeit w złocie, tak myślę. Wystarczy na spłatę tej i kolejnej - oznajmił, unosząc pewnie podbródek. Gdy zapłata wylądowała w rękach przyjaciela, Kai wyrwał mu butelkę, żeby wziąć kilka za długich łyków. Zakręciło mu się w głowie. - Myślałem, że moje towarzystwo jest wystarczające! - westchnął z udawanym przejęciem. - Poza tym, jeżeli wszystko dobrze pójdzie, nie czekają nas już pożyczki a inwestycje - rzucił nieco kpiąco, głos jednak był ściszony. Podobne insynuacje lepiej było trzymać między nimi, jeżeli nie chcieli skończyć z podciętymi gardłami. Cała ta sprawa z napadem wydawała mu się dziwnie nierealna, nie spodziewał się bowiem by ktokolwiek kiedykolwiek był w stanie zapłacić tyle kruge byle jakim przestępcom z Baryłki. Powinien był być może wiedzieć, iż propozycja cuchnie już po drugiej stronie morza, ale pieniądze były zbyt przyjemną wizją. Dawały wolność i nadzieję wydostania się z brudu, w którym ktoś bez przerwy deptał po piętach i celował lufą w tył głowy. Ryzykował wiele, ale im dłużej myślał, tym jaśniejszym zdawał się fakt, iż nie pozostawało już nic, co mógłby stracić. Nic co by naprawdę się liczyło. Siostra będzie tak samo bezpieczna bez niego, a ojciec i tak nie wróci. - Jeżeli wylądujemy razem we Wrotach Piekieł, poproszę o wspólną celę - zaśmiał się, próbując tym samym strząsnąć z siebie nieprzyjemne myśli.
Lepiej nie, kto zajmie się wtedy kozą?

Shankaracharya Dvivedi
• szumowiny •
Shankaracharya Dvivedi
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : krupier w Klubie Wron
https://kerch.forumpolish.com/t228-shankaracharya-dvivedi#369

Re: Klub Wron

17.08.21 13:46
Nie było prawdopodobnie najmniejszych szans na to, żeby Drozdov kojarzył jakiegokolwiek sulijskiego arystokratę, bo w końcu dość oczywiste było to, że Sulijczycy zwykle nie mieli zbyt wiele wspólnego z arystokracją. Właściwie... prawdopodobnie nie mieli z nią absolutnie nic wspólnego. Pomijając występy sulijskich grup na arystokratycznych przyjęciach, czy ledwie widoczne pokrewieństwo z jedną z ketterdamskich rodzin kupieckich - coś, co większości zapewne i tak umykało i pozostawało niedostrzeżone. Garść oczywistości nie przeszkadzała jednak Dvivediemu w tym, by wymownnie wywrócić oczami na słowa Kaia i uraczyć go spojrzeniem mogącym stanowić niemy zarzut kompletnej ignorancji oraz niedostrzegania tego, że w rzeczywistości sulijskich arystokratów było przecież na pęczki. Wystarczyło dobrze poszukać. Albo jakiegoś wymyślić.
- Inni pewnie też nie, ale to jeszcze nie znaczy, że żaden nie istnieje - zaskakujące, że o ile jeszcze kilka chwil wcześniej nawet nie myślał o tym, żeby na poważnie rozważać powołanie jakiegoś sulijskiego arystokraty do życia, tak teraz coraz bliższy był tego, by być może kiedyś wziąć to pod uwagę. W końcu wyzwania bywały całkiem zabawne, a podobne przedsięwzięcie niewątpliwie stanowiłoby poważne wyzwanie. Zwłaszcza, że skojarzenia z Suli były zwykle dość oczywiste - barwne tabory, utalentowani kuglarze, akrobaci oraz - oczywiście - sulijscy wróżbici, których charakterystyczne maski oszuści tak chętnie przywdziewali na ulicach Ketterdamu. Dość nieprawdopodobnym wydawało się, by ktokolwiek bez większych oporów miał zmienić swoje wyobrażenia. Choć może faktycznie warto byłoby kiedyś spróbować przekonać się, na ile było to zadanie niewykonalne...?
- Naravno. Zwłaszcza tej kolejnej, na którą nie masz co liczyć - złoty pierścionek błysnął pomiędzy palcami Sulijczyka przez moment wystraczający na to, by pobieżnie się mu przyjrzeć, po czym zniknął bez śladu. Mniej więcej tak samo, jak monety podczas kretyńskich wygłupów - jak mieli w zwyczaju określać to barmani z Listewki, gdy rzeczone monety zaczynały w niewyjaśniony sposób znikać spomiędzy palców Dvivediego, gdy ten płacił za jakiś kiepskiej jakości trunek.
- Możliwe, że ktoś ci już to kiedyś mówił, ale widocznie dalej do ciebie nie dotarło. Twoje towarzystwo to coś, za co sam powinieneś innym dopłacać. Chociaż pewnie nie byłoby cię stać - dwie dodatkowe kwestie można było wyczytać już z uśmiechu Dvivediego. Po pierwsze - tak, zdawał sobie sprawę z tego, że sam również powinien wynagradzać innym swoje towarzystwo przy pomocy kruge i że dość szybko zbankrutowałby w ten sposób. Po drugie - w gruncie rzeczy towarzystwa Kaia wcale nie uważał za tak okropne.
Ale na spłatę długu to wciąż było trochę za mało. Jednak preferował tę bardziej materialną zapłatę.
I chociaż prawdopodobnie powinien brać nieco bardziej na poważnie zadanie, jakie mieli do wykonania, uśmiech wcale nie ulotnił się z jego twarzy przy kolejnej wypowiedzi. Mimo wypowiadanych przez Sulijczyka słów i mimo tego, że w zasadzie chyba zdawał sobie sprawę z tego, że były one całkiem bliskie prawdy.
- Tylko pamiętaj, żeby mądrze inwestować, jak już nas zamkną we Wrotach Piekieł. Przecież nie chcesz od razu przepuścić całej kasy - nie było się co oszukiwać, perspektywa zdobycia obiecanej przez zleceniodawcę kwoty, wciąż zdawała się być znacznie mniej prawdopodobna niż to, że całe przedsięwzięcie trafi szlag. Albo, że - w najlepszym wypadku - Vinke nie wypłaci im ani jednego kruge ponad to, co już od niego dostali. O tym Shankaracharya był niemal całkowicie przekonany i może właśnie dzięki temu przekonaniu, zbliżające się włamanie do ratusza wcale nie spędzało mu snu z powiek. Wręcz przeciwnie, prawdopodobnie z łatwością można byłoby mu zarzucić, że całym tym zadaniem nie przejmuje się ani odrobinę i że nawet nie traktuje go zbyt poważnie. A przynajmniej nie na tyle poważnie, na ile wypadałoby traktować to konkretne zadnie. Zwłaszcza, że nie chodziło przecież o podprowadzenie portfela pierwszemu lepszemu przechodniowi na ulicy, ale o włamanie do całkiem nieźle strzeżonego budynku. I kradzież przedmiotu, którego wartość - wbrew temu, co starał się im przekazać Vinke - prawdopodobnie można byłoby oszacować jako znacznie wyższą niż wszystko, co do tej pory udało się Dvivediemu ukraść. I to licząc wszystko razem.
- Wtedy pewnie będę musiał cię zabić, a naprawdę nie chcę dostać przez to jeszcze wyższego wyroku - chociaż pewnie i tak nie stanowiłoby to większej różnicy, za samą próbę wykradnięcia czegokolwiek z gabinetu Hoede mogliby pewnie spodziewać się, że nigdy nie opuszczą Wrót Piekieł. Niezbyt prawdopodobne było to, że zamordowanie jednego ze współwięźniów miałoby jakkolwiek wpłynąć na tę karę. - Chociaż mogę to też potraktować jako dobrą motywację, żeby jednak nie dać się złapać.
O ile o konieczności zamordowania przyjaciela powiedział oczywiście z absolutną powagą, tak już przy kolejnych słowach powrócił wcześniejszy uśmiech. Choć może to akurat spowodowane było ponownym przejęciem butelki i przechyleniem jej do ust. Ohydztwo czy nie, widocznie wciąż warto było się poświęcić i trochę go w siebie wlać.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Klub Wron

17.08.21 22:47
Zazdrościł tego Dvivendiemu  - przynależności. Kultury, która była jego nawet jeżeli czasem zaniedbana i języka, który mógł wplatać do rozmów. Lubił tego słuchać, tego jak Shank rzucał obrazami i przekleństwami, jak obce słowa brzmiały wdzięcznie wśród tych ciężkich, chłodnych i kercheńskich. On tak często nie wiedział skąd się wziął ani kim jest, chociaż matczyne oczy i rysy twarzy powinny o tym tak jasno świadczyć. Shu Han było jednak tak daleko i Kai wiedział tak niewiele - pamiętał błękit, w który ubierał ich ojciec w rocznice śmierci matki, kilka pamiątek, spinki do włosów jego siostry. Nie mógł być synem ambasadora, żaden syn ambasadora nigdy nie istniał i Kai powinien dziękować świętemu, że nikt nie odezwał się do niego w rodowitym języku.
Dlatego być może Shank byłby lepszym arystokratą. Nie tylko dlatego, ze lepiej kradł.
Patrzył z uwagą na złoto-zielony pierścień, śledząc ruchy palców i to jak drobiazg znika niczym w trakcie sztuczki iluzjonisty. Przez moment nie mógł oderwać wzroku i dopiero gdy zdał sobie sprawę z tego, że zbyt długo być może przyglądał się jego dłoniom, odchrząknął nerwowo i wrócił spojrzeniem do twarzy przyjaciela.
- Okrutne, ja pożyczyłbym ci własną nerkę - jęknął z rozczarowaniem, choć kąciki ust uniosły się w przyjemnym uśmiechu. Szczerze powiedziawszy z jego narządów kiepski byłby użytek, ale podobno liczył się gest. Pożałował tych słów, słysząc kolejną uwagę Shanka, na której brzmienie jednak Drozdov zamiast skrzywić się lub fuknąć, uśmiechnął się tylko szerzej i uniósł podbródek, widocznie gotów odeprzeć atak. Powiedzmy.
- Nieprawda, wiele osób proponowało mi zapłatę za moje towarzystwo - oznajmił z pretensją w głosie. - Po prostu zazwyczaj proszą żebym nie mówił w trakcie - zaśmiał się. Nie było w tym wiele kłamstwa, ulice Baryłki często bowiem wybrzmiewały niemoralnymi ofertami, od których włosy jeżyły się na karku. Częściej jednak trafiało się po nich do ciemnej uliczki z przeciętą twarzą niż do pałacu z kieszeniami pełnymi kruge. W zasadzie wiele ofert w tej okolicy mogła skutkować tym pierwszym, na pewno te które składał ciałobójca w opuszczonym magazynie.
I więcej łyków brał i im dłużej słuchał Dvivendiego, coraz mniej ciężka wydawała się wizja tej roboty, coraz mniej koszmarna. To mógł być alkohol, który uderzał w niego szybko, bo Kai czuł, ze policzki robią się ciepłe, a słowa chwieją się na języku. Kradziona whisky smakowała lepiej wraz z mijającym czasem, a cały świat przestawał być chyba tak poważny. Wrota Piekieł malały do rozmiarów szkolnego obozu, śmierć nie była w sumie realna. Mogły być tylko pieniądze albo nic. Mógł zostać z Shankiem na tej kanapie w Klubie Wron, śmiejąc się z byle czego i słuchając jego złośliwości. Przywykł do nich, zdążył je nawet polubić.
- Oczywiście, będę królem Wrót Piekieł! Znaczy, jak już mi wybiją wszystkie zęby... - Twarz znów rozjaśnił uśmiech. Wybicie zębów było niczym przy braku oka lub wykrwawieniu się na korytarzu. Poza tym, Kai stracił już prawie jeden z zębów, kiedy rok temu ktoś wypchnął go prze okno z pierwszego piętra listewki, prosto na bruk. To nie był Shank, choć na pewno był wtedy incydentem wyjątkowo rozbawiony. Powinien był wtedy nauczyć się, żeby nie oszukiwać w karty po pijaku, ale wspomnienie zniknęło w następny wtorek.
- Chyba, ze ja zabiję cię pierwszy. Nie będziesz miał swoich noży, ja rewolweru, wiec trzeba będzie zdać się na coś bardziej prymitywnego. Będę miły i uduszę cię przez sen. - Przez moment  próbował odwzorować powagę przyjaciela, szybko jednak gra się posypała, a on został jedynie ze stłumionym chichotem i rozbawionym spojrzeniem. - Nie kłam, świetnie byśmy się bawili! Wspólnie tracilibyśmy zęby... - Szturchnął go lekko ramieniem, po czym znów odebrał butelkę. Kolejne łyki mniej smakowały alkoholem i miło grzały gardło. Przez chwilę w milczeniu wpatrywał się to w podłogę, to w przyjaciela, aż w końcu na piegowatą  twarz powrócił uśmiech, a Kai wyciągnął butelkę w kierunku kompana.
- Powiedzmy, że faktycznie jakimś cudem dostajemy te pieniądze - co z nimi zrobisz? Zostaniesz pierwszym udawanym sulijskim arystokratą na stałe? Mogłoby się udać.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach