Shankaracharya Dvivedi 6PHGXqiC_o

Shankaracharya Dvivedi
• szumowiny •
Shankaracharya Dvivedi
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : krupier w Klubie Wron
https://kerch.forumpolish.com/t228-shankaracharya-dvivedi#369

Shankaracharya Dvivedi

ft. Avan Jogia

Shankaracharya Dvivedi 291a2ef073b15ac0ea9be0329600f840385542a8

statystyki:

siła: 20
zwinność: 45
żywotność: 20
spostrzegawczość: 45
zręczność: 60
zrównoważenie: 10

Umiejętności:

hazard: 1
iluzja: 1
charyzma:: 3
kamuflaż: 3
kłamstwo: 9
fechtunek (raczej walka z dystansu - rzucanie nożami): 6

metryka:

Pochodzenie:
Kerch

Data urodzenia:
13 - III - 358 po powstaniu Fałdy

Status majątkowy:
średniozamożny

Zawód, miejsce pracy:
krupier | Klub Wron

Opanowane języki:
kercheński, ravczański (wraz z jego sulijską odmianą), w nowoziemskim prawdopodobnie prędzej obrazi rozmówcę niż się z nim dogada, ale uparcie twierdzi, że zna również ten język

Wiara:
notorycznie zdarza mu się kalać dobre imię Świętych


BIOGRAFIA BOHATERA



Shankaracharya.
W całym jego życiu - zaskakująco długim, jak na jego tendencję do pakowania się w sytuacje niebezpieczne i skrajnie idiotyczne - istniała prawdopodobnie tylko jedna osoba, która zwracała się do niego w ten sposób. Obdarte dzieciaki z ketterdamskich ulic już na wstępie wolały rezygnować z łamania sobie języka podczas prób powtórzenia obco brzmiącego, nazbyt długiego imienia. Nazywanie śniadego kompana Dvivedim wydawało się być o wiele łatwiejszą opcją. A sam Shankaracharya stosunkowo szybko zaakceptował fakt, że własne nazwisko mógł usłyszeć znacznie częściej niż imię.
Gdyby nie matka, prawdopodobnie sam nawet nie pamiętałby już skomplikowanego imienia, dochodząc do wniosku, że skoro i tak nikt się nim nie posługiwał, to można było uznać je za zupełnie zbędne i zapomnieć o nim. Ona jednak konsekwentnie za każdym razem zwracała się do syna pełnym imieniem, nigdy nie uciekając się nawet do prób skracania go w jakikolwiek sposób. Z takim samym uporem Sulijka dbała również o to, by jej syn poznał język swoich przodków i potrafił dogadać się z pobratymcami oraz mieszkańcami Ravki - nawet, jeśli niewiele wskazywało na to, by kiedykolwiek miał osobiście odwiedzić Ravkę... I trzeba przyznać, że w tym przedsięwzięciu kobieta była równie konsekwentna - w swojej obecności tolerując z ust syna jedynie ravczańskie wypowiedzi. Łaskawie dopuszczała przy tym czystą ravczańską mowę lub sulijski dialekt. Za to na kercheński pozostawała absolutnie głucha.
Jeśli więc Dvivedi miałby wskazać jednoznacznie coś, co zawdzięczał własnej matce, to z pewnością mogłaby to być znajomość własnego imienia i umiejętność posługiwania się językiem innym niż ten, który wystarczył, by porozumieć się z umorusaną hałastrą dzieciaków z ulicy. Możliwe, że Sulijka mogłaby nauczyć go czegoś jeszcze. Może tego, że w życiu warto było czasami dopuścić do głosu zdrowy rozsądek. Nie kierować się tylko chwilowymi impulsami, nie działać pod wpływem emocji i nie podejmować decyzji bez choćby chwilowego jej przemyślenia. Niestety, kobieta miała na to niewiele czasu. Na jej wsparcie Shankaracharya mógł liczyć jedynie przez siedem lat. Później zniknęła - tak po prostu. Któregoś dnia najzwyczajniej w świecie przepadła, jakby rozpłynęła się w powietrzu, pozostawiając swojego syna samemu sobie.

Dvivedi.
Od dnia zniknięcia matki, nie usłyszał swojego imienia chyba ani razu. Kilkakrotnie zdarzały się mniej lub bardziej udane próby powtórzenia go przez poszczególne osoby, z których żadna nie była Sulijczykiem i które jedynie utwierdziły Shankaracharyę w przekonaniu, że znacznie łatwiejsze będzie posługiwanie się nazwiskiem.
Zresztą, umówmy się, że siedmioletni dzieciak miał na swojej rozczochranej głowie nieco poważniejsze zmartwienia niż próby wyedukowania otoczenia w kwestii poprawnej wymowy własnego imienia. Już wcześniej jego życie nie należało wcale do najłatwiejszych, ale przynajmniej nie wyglądało ono najgorzej w oczach beztroskiego dziecka. Matka, jako sulijska wróżbitka, nie zarabiała wcale zbyt wiele, jednak niewystarczająca ilość pieniędzy nie mieściła się jak dotąd w puli zmartwień Dvivediego. Nie musiał przecież przejmować się koniecznością zdobycia czegoś do jedzenia, czy opłacenia niewielkiego pokoiku, który wraz z matką zajmował. To były jej zmartwienia. Przynajmniej póki była. Po jej zniknięciu, burczenie w brzuchu stało się całkiem realnym problemem, którego nie dało się po prostu przeczekać i z którym trzeba było nauczyć się radzić sobie na własną rękę. Szczęśliwie dla siebie samego, Shankaracharya mógł uchodzić za dość bystrego dzieciaka. Zbyt żywiołowego, impulsywnego i skrajnie nierozsądnego, ale jednak całkiem bystrego i pojętnego. W dodatku szybko okazało się, że dotychczasowe beztroskie zabawy wśród ketterdamskich ulic, także miały swoje zalety. Po pierwsze - znał rozkład miasta. Potrafił poruszać się pośród zaułków i uliczek, w których niejednokrotnie spędzał czas z innymi dzieciakami. Wiedział, w które rejony lepiej się nie zapuszczać, gdzie wskazana była szczególna ostrożność, a gdzie można było poczuć się względnie pewnie i bezpiecznie. Znajomość tych ostatnich miejsc okazała się zresztą szczególnie pomocna, kiedy tuż obok pustego żołądka, problemem chłopaka stało się znalezienie miejsca na tymczasowy nocleg.
Po drugie - zabawy z innymi dzieciakami, w których słowniku nie istniało takie stwierdzenie jak zbyt ryzykowne, pozwoliły mu wyćwiczyć pewną zręczność i sprawność fizyczną. Co prawda z czasem Dvivedi wolał utrzymywać, że była to zasługa przede wszystkim sulijskich genów i wrodzony talent, ale to, jak bardzo zbliżone mogło być to twierdzenie do prawdy, chyba lepiej byłoby zbyć uprzejmym milczeniem.

Złodziej.
Kradzież była pierwszym sposobem na przetrwanie, jakiego nauczył się, gdy został zmuszony samodzielnie o siebie dbać. Początkowo stawiał na te mniej ryzykowne przedsięwzięcia - przywłaszczenie sobie chleba z jednego ze straganów, wyciągnięcie ręki po jeden z niedopilnowanych przez handlarza owoców, ucieczka z kawałkiem pachnącego mięsa... Z czasem miał okazję przekonać się dodatkowo, że pozbawienie nieuważnych przechodniów gotówki, stanowiło jeszcze łatwiejsze wyzwanie. Zwłaszcza w tłumie, w którym łatwo można było zniknąć nawet w przypadku, gdy ofiara kradzieży zorientowała się, że właśnie została ograbiona.
Iluzjonistycznych sztuczek, które w późniejszym czasie stały się dla niego alternatywnym źródłem dochodu, nauczył się od Sulijczyka należącego do grupy przebywającej tymczasowo w Ketterdamie. Niewiele zresztą brakowało, by z rzeczoną grupą opuścił miasto, tym samym przyczyniając się do nieznacznego zmniejszenia liczby bytujących w nim złodziei i oszustów. Mimo jednak, że wizja zasmakowania prawdziwie sulijskiego żywota przez jakiś czas wydawała się być kusząca, zdecydowanie przestała taka być, gdy stała się zbyt realna.
Owszem, był Sulijczykiem, co widoczne było już na pierwszy rzut oka. Jednocześnie jednak, choć matka starała się zadbać również o to, by zapoznać go z ich kulturą i zwyczajami, nie znał innego życia niż to ograniczające się do ulic Ketterdamu. Nie wiedział wprawdzie - lub nie pamiętał - co skłoniło jego matkę do opuszczenia własnych pobratymców i osiedlenia się na stałe w jednym mieście, jednak nie zmieniało to faktu, że z tego właśnie nieznanego sobie powodu w tym mieście się urodził, wychował i... zwyczajnie stchórzył, gdy pojawiła się możliwość opuszczenia go na stałe. Zresztą, za szczególnie odważnego nigdy się nie uważał. Lekkomyślnego - owszem. Ale lekkomyślność zdecydowanie nie była tym samym, co odwaga.

Listewka.
Gdy po raz pierwszy pojawił się w miejscu, które zdawało się jak magnes przyciągać takich jak on, prawdopodobnie nie podejrzewał nawet, że mógłby to być pierwszy krok do wybicia się z dotychczasowej biedy. Jako kilkunastoletni chłopak wciąż przecież zarabiał głównie dzięki kradzieżom i mamieniu naiwnych ludzi efektownymi sztuczkami. Czas spędzany w Listewce sprzyjał za to w głównej mierze wydawaniu skradzionych pieniędzy, a nie ich gromadzeniu. Alkohol, najróżniejsze zakłady i różnej maści hazard zdawały się być w końcu czynnikami, które w najmniejszym nawet stopniu nie sprzyjały tym, którzy mogliby myśleć o bogaceniu się.
Zresztą, o bogaceniu się Dvivedi chyba nigdy nie myślał tak zupełnie na poważnie. Pod tym względem wyznawał raczej towarzyszącą mu od dzieciństwa filozofię życiową, która zakładała życie chwilą, czerpanie przyjemności z życia i nieodmawianie sobie tychże przyjemności.
Wstąpienie w szeregi Szumowin, gdy zbieranina gromadząca się na co dzień pod dachem Listewki zyskała tę właśnie nazwę, zdawało się być naturalną koleją rzeczy. Zdecydowanie nie przemyślanym sposobem, który miałby zapewnić mu poprawę warunków, w jakich żył na co dzień. Podobnie zresztą postrzegał swoje zaangażowanie w powstanie Klubu Wron, który stał się wprawdzie bliski jego sercu i który całkiem realnie przyczynił się do tego, że nie mógł raczej narzekać na brak pieniędzy - pod warunkiem, że wszystkich nie wydał akurat w beztroskim zrywie - ale, nie da się ukryć, że ten drugi fakt był po prostu wynikiem wielu podjętych bez zastanowienia decyzji.

DODATKOWE




  • Nie zna swojego ojca, nie ma pojęcia kim mógłby być i... właściwie nigdy nie interesowało go to jakoś szczególnie. A na pewno nie na tyle, by w jakikolwiek sposób próbować zdobyć te informacje.
  • Inaczej sprawa ma się z jego matką i jej nagłym zniknięciem. Można niemal ze stuprocentową pewnością zakładać, że kobieta nie żyje, jednak do dzisiaj - mimo wielu starań - Dvivediemu nie udało się dowiedzieć, co dokładnie się z nią stało.
  • Nie lubi broni palnej, a bezpośrednich starć w walce wręcz zdecydowanie unika. Głównie dlatego, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że samymi unikami nie mógłby wygrać, a narażając się na cios silniejszego przeciwnika - o takich nietrudno - zdecydowanie zbyt długo musiałby później dochodzić do siebie.
  • Uwielbia za to broń białą, choć i tutaj gdy tylko może, stara się zachować odpowiedni dystans. Idealnym rozwiązaniem okazała się być nauka rzucania niewielkimi nożykami, z których kompletem - dla bezpieczeństwa, oczywiście - praktycznie się nie rozstaje.
  • Złodziejstwo od dłuższego czasu traktuje niemal jak hobby, kradnie dla zwykłej przyjemności. Zdecydowanie więc lepiej nie spuszczać z oka cennych przedmiotów w jego obecności. Chociaż czasami i to nie wystarcza.
  • Przy okazji patologiczny kłamca. Prawdopodobnie skłamie nawet wtedy, gdy spyta się go o aktualną pogodę.


[ruletka]



Ostatnio zmieniony przez Shankaracharya Dvivedi dnia 23.05.21 13:51, w całości zmieniany 1 raz

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Witamy w Ketterdamie*

twoja karta postaci została zaakceptowana

Rozpoczynając rozgrywkę pamiętaj, by nie przynosić noża na strzelaninę. W prezencie od Ghezena otrzymujesz wisior z podobizną maski sulijskiego wróżbity; dodaje +5 do statystyki zrównoważenie. Nie zapomnij o założeniu tematu z bagażem podręcznym. Spis rozwoju Twojej postaci znajdziesz w kolejnym poście w tym temacie - będziesz mógł zerknąć doń ilekroć zajdzie taka potrzeba. W razie wszelkich wątpliwości skontaktuj się z administracją.

Życzymy miłej zabawy!

*właśnie podpisałeś dożywotni kontrakt.

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Rozwój postaci

■ 23/05/21 — karta postaci została zaakceptowana i dopuszczona do gry. Otrzymanie wisiora z podobizną maski sulijskiego wróżbity z bonusem +5 do zrównoważenia.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach