Kai Drozdov 6PHGXqiC_o

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Kai Drozdov

23.05.21 12:29

KAI DROZDOV

ft. Emile Woon

Kai Drozdov Ee06988c2ed16bd9d72a68ba9c9ed504d57fff78

statystyki:

siła: 15
zwinność: 40
żywotność: 25
spostrzegawczość: 52
zręczność: 50
zrównoważenie: 20

Umiejętności:

hazard
iluzja
charyzma (II)
kłamstwo (II)
broń palna (II)
fechtunek (I)

metryka:

Pochodzenie:
Ketterdam, Kerch

Data urodzenia:
14 lutego, 358 lat po powstaniu Fałdy

Status majątkowy:
średniozamożny

Zawód, miejsce pracy:
naganiacz w kasynie | Klub Wron

Opanowane języki:
kercheński zna płynnie, ravkańśki na wysokim poziomie, choć nigdy nie udało mu się dopracować akcentu, zna kilka shuhańskich zwrotów, nie zwykł ich jednak używać.

Wiara:
ateista, całą wiarę pokłada w sobie


BIOGRAFIA BOHATERA


I dig my nails into my sides,
And laugh when the snow turns red.  
As I bend to drink,
I laugh at everything that anyone loves.

All your damn horses climbing to heaven



I. Spinka

Była piękna - tak mówili. Miała głos, który łagodził każdą okrutną myśl, osadzone w płynnym złocie oczy i kaskady ciemnych włosów, które plotła w gruby warkocz. Miała śmiech przypominający lekkie brzmienie dzwonków, różowe policzki i jedynie czternaście lat, kiedy ją zabrali, ściągając siłą z wybrzeża Shu Han, jakby była jedynie dużą muszlą lub odłamkiem bursztynu. Z zawiązanymi oczami i płaczem ściśniętym w gardle, wyrzucili Yanling nocą w kercheńskim porcie razem, wciśniętą w podobne jej młode dziewczęta i chłopców. Nadali jej inne imię i odebrali nazwisko, ścierając pamięć o rodzinie, kraju, który niedawno był jej domem i o wolności, która przepadła w tamtym momencie, rozrywana na strzępy brudnymi paznokciami handlarzy niewolników.
Trzymano ją tam na łańcuchu splecionym z kontraktu i niemożności ucieczki. Przynosiła bowiem zyski - pytano o nią często, proszono by śpiewała, nazywano imionami wschodnich kwiatów. Tamten ravkańśki mężczyzna przychodził raz w tygodniu, odkąd skończyła siedemnaście lat. Nie chciał wiele, choć bez przerwy twierdził, że jest zakochany, a majowego wieczora przyniósł jej wysadzaną perłami spinkę. Kiedyś cię stąd zabiorę, mówił, kiedy zbierała włosy na karku, a osadzone w srebrze kamienie mieniły się w półmroku. Yanling nie chciała kiedyś, nie chciała miłości - chciała wolności i chciała jej teraz.
Wiedziała, że szansa w końcu przyjdzie i nadeszła pewnej nocy, ubrana w równo skrojony garnitur. Nie wiedziała dziewiętnastoletnia wtedy dziewczyna, więziona pod obcym dachem, iż tamta fałszywa iluzja nadziei będzie jej końcem. Ten drugi, ten z Kerchu, mówił więcej niż zakochany mężczyzna z ravczańskich akcentem i więcej obiecywał. Obietnice szybko jednak zamieniły się w groźby, gdy przerażona Yanling dowiedziała się o ciąży. Zniknął więc, a ona ledwo przeżyła poród. Bliźniaki - typowe dla shuhańskich dziewuch. Pozwalano jej się nimi zajmować, tak długo jak posłusznie pracowała, choć obecność niemowlaków powiększyła jej dług. I ona również zaczęła znikać, oczy robiły się matowe, skóra szara, aż w końcu łomot obudził nocą pracowników domu publicznego, a twarz roztrzaskała się o bruk. Uniesione krzyki trwały tylko chwilę, wiatr poruszył firaną w otwartym oknie. Dzieci nawet nie zapłakały.

II. Kapelusz

Umierały czasem, to się przecież zdarzało. Nie zwykły jednak pozostawiać po sobie  głodnych bliźniaków. Mogli oddać je do sierocińca, zostawić gdzieś pod drzwiami i otrzepać ręce, odwracając wzrok od bezbronności osamotnionych niemowląt, spryt kazał zrobić jednak coś o wiele gorszego. Podpisany przez Yanling kontrakt nie kończył się w dzień jej śmierci, dług ciągnąć się miał za jej dziećmi - to za opiekę. Kai i Mai - bo takie imiona nadano im naprędce - wychowywali się wiec pod dachem domu publicznego, niby dzieci niczyje, czekając na moment, w którym przyjdzie im stanąć przed koniecznością pracy w imię spłaty długu, który nałożono na nie matczynym kontraktem i latami kiepskiej troski. Cóż bowiem mieliby robić sami na tym świecie? Ulica byłaby śmiercią, sierociniec jawił się koszmarem w dziecięcych snach, nieświadomych być może jeszcze swojej patowej sytuacji.
Aż przyszedł - tamten ravczański mężczyzna, ten, który w kieszeni przyniósł kradzioną spinkę i który tak długo mówił o wielkiej miłości. Vitaly Drozdov, bo takie było jego imię, zjawił się w więzieniu swojej wielkiej miłości ubrany w długi płaszcz, w progu zdejmując kapelusz w kolorze butelkowej zieleni. Minęło prawie siedem lat, a on nigdy nie zapomniał, obsesyjnie wręcz żyjąc wspomnieniem o głosie Yanling i o danym jej słowie. Miał nigdy nie wybaczyć sobie, że nie zdążył, że pozwolił tamtemu mężczyźnie wejść do jej życia tak głęboko, że nie widział, jak powoli umiera, cierpiąc w niewoli. A wiec miały niszczyć go wyrzuty sumienia, choć jego życie płynęło wartko kanałami Ketterdamu.
Za zamkniętymi drzwiami domu publicznego Vitaly spełnił część ofiarowanej Yanling obietnicy, spłacając nie tylko resztę jej długu, lecz także wykupując jej dzieci. Protesty i utargi nie trwały długo - szybkie kruge okazały się bardziej atrakcyjne niż wizja chowania sierot, które przecież mogły przynieść więcej problemu niż zysku. Tak też sprzedano sześcioletnie bliźniaki, oddając je na łaskę obcego mężczyzny w zielonym kapeluszu.


III. As Kier

Vitaly okazał się być ratunkiem, choć nieco bardziej prawi i porządni obywatele nazwaliby go przekleństwem, czarną smołą brudzącym niewinne życia ciemnowłosych sierot. Drozdov - wysoki, barczysty mężczyzna, który z zachodniej Ravki przybył do Ketterdamu w wieku zaledwie szesnastu lat - dorobił się całkiem ładnego majątku na hazardzie i szmuglerstwie. Miał spore mieszkanie w tłoku Pokrywki, z oknami kamienicy wychodzącymi na głośną ulicę. Znikał nocami, wieczorami zaś po pokoju dziennym kręcić się zwykły najróżniejsze osobistości, którym bliźniaki przyglądały się z zainteresowaniem zza uchylonych drzwi swojego pokoju. Ktoś nas podsłuchuje - śmiał się wtedy Vitaly, jakby dzieci nie słuchały wcale urywek nielegalnych planów gangów, a miłych rozmów o stanie sąsiedztwa. Goście marszczyli brwi, gdy Drozdov ręką przywoływał dwa niewielkie elfy, z twardym akcentem wypowiadając ich imiona, zawsze tak samo pewnie twierdząc, ze to jego dzieci. Nie było co do tego wątpliwości - Kai i Mai mieli ojca, choć był to ojciec żyjący zawsze na krawędzi. Nowe nazwisko przylgnęło do nich szybko, a Vitaly twierdził z uśmiechem, iż pasuje jak ulał, bezustannie nazywając ich ptaszynami.
Ojciec prał wystarczająco pieniędzy, by zapewnić im bezpieczne życie i nauczanie domowe, które dzieci pochłaniały chętnie - szczególnie Kai. Był piegowatym, wysokim dzieciakiem o bystrych oczach i szybkim umyśle.  Z czasem nauczył się doceniać wieloznaczność języków, które do głowy kładła nauczycielka, a używanie liczb okazało się być dla niego równie naturalne, co oddychanie i zwinne skakanie z mebla na mebel w pogoni za siostrą. Miał talent do łapania w locie słów i wykorzystywania ich do własnych celów, do przywoływania słodkich uśmiechów i mącenia w prawdzie bez mrugnięcia okiem. Vitaly nie bywał zły, częściej chyba pod wrażeniem, czasem kręcąc głową z rozbawieniem i mawiając, iż z takim talentem możesz być politykiem, choć chyba wolę, byś poszedł w moje ślady i zajął się czymś nieco bardziej uczciwym. Wraz z brzmieniem tych słów, wyciągnął ojciec z szuflady biurka talię kart i zaczął ośmioletniego dopiero Kaia uczyć grać. Pewnego dnia mi podziękujesz - rzucił jeszcze, unosząc w dwóch palcach asa kier z zagiętym lewym rogiem.
Znający od podszewki życie w mieście, Drozdov pragnął uczynić z dzieci ludzi, którzy potrafiliby niebezpieczeństwo roztrzaskać pod obcasem buta, którzy mogliby zawsze być wolni i gotowi bronić swoich interesów. Od dziecka przestrzegał ich przed sprytem ketterdamskich szelm, a gdy skończyli dziesięć lat, zaczął uczyć ich fechtunku, zawsze dla bezpieczeństwa. Kai nie należał do silnych, był szybki i szczupły, lecz ojciec zwykł obawiać się, iż nie da sobie rady z większymi od siebie. Miały minąć jeszcze trzy lata, nim - w imię obrony własnej - pokazał synowi obsługę borni palnej. Było coś ekscytującego w tym ciężarze układającym się w dłoni, w tym zapachu metalu i krótkim huku, który przychodził do niego wraz z delikatnym szarpnięciem. Trzymając w dłoni sprowadzony z Nowoziemia rewolwer był panem życia i śmierci, a umysł działał jeszcze sprawniej, jeszcze jaśniej, niezakłócony choćby najmniejszym poczuciem lęku przed silniejszymi.

IV. Sygnet

Gdy podrośli, świat ustał przed nimi otworem. Vitaly nie trzymał ich pod kluczem, pozwalając na wolność, którą oni wykorzystywali chętnie i którą spijali zachłannie. Nocne życie mieniło się światłami brudnych ulic, które wyrośnięte już, ładne twarze rodzeństwa Drozdov zalewało odcieniami czerwieni. Uwielbiali się bawić i kręcić się w szemranych towarzystwach, wykorzystując każdy gram osobistego uroku i nauk pobieranych w domu. Mai błądziła wzdłuż bruku, czasem ściągając na siebie spojrzenia, a czasem ukrywając się zręcznie w cieniach, a Kai wtrącał się do nieswoich spraw, przy okazji z zainteresowaniem przyglądając się demonstrowanym w tłumie karcianym sztuczkom, które potem zręcznie próbował odtwarzać w domu. Szybko zaczęto nazywać ich wymyślanymi mianami - czasem drozdami, czasem ćmami, bo wychodzili nocami i lgnęli do rozbłysków, najczęściej koszmarnymi bliźniakami, co niosło za sobą element protekcjonalizmu. Ojciec zresztą sam podtapiał ich w tym świecie, często zabierając ich do karczm i barów, a w szczególności do kasyna, gdzie pozwalał Kaiowi grać i dyskutować z bywalcami, czemu przyglądał się z rozbawionym uśmiechem na zmęczonej twarzy.
Od początku wiedzieli, że kiedyś zniknie - rozpłynie się wraz ze swoim ciężkim głosem, mocnym akcentem i zapachem cygar. Drozdov został jednak dłużej niż zakładali, pozostając ich ojcem do dwudziestego pierwszego życia bliźniąt. Musiał uciekać, odpłynął więc na Wyspę Tułacza, zostawiając w kopercie list, torbę gotówki i adres dobrego znajomego, a także złoty sygnet z wybitym nań drozdem, który Kai już zawsze nosić miał na wskazującym palcu. Pierwszy miesiąc po jego ucieczce spędzili więc w karczmie, do której ich skierował. Listewka śmierdziała marginesem, jednak zapach ten przywodził na myśl dom, nawet jeżeli o wiele mniej wygodny i zimniejszy, pozbawiony zbawiennego poczucia bezpieczeństwa. Tam powitać miał ich stary, dobry znajomy ojca - stały bywalec Listewki, przyjaciel Haskella i człowiek, który członkiem Szumowin był od momentu pierwszego ich zebrania. Kai miał wrażenie, że widział go już, że znał ten głos, który musiał często bywać w ich domu i równie często towarzyszyć ojcu w kasynach. I choć nie budził wielkiego zaufania, pomógł im znaleźć mieszkanie niedaleko Pokrywki i otworzył im drzwi do nowego świata, do którego bliźniaki polecieć miały niczym te nieszczęsne ćmy do nieszczęsnego płomienia.

V. Zapalniczka

Zaprowadził go do Klubu wron, gdy miał dwadzieścia dwa lata. To syn Drozdova - tłumaczył, choć nie miało to wcale wielkiego znaczenia. Szybko znalazł dla siebie miejsce, tak jak znalazł dla siebie miejsce w przeklętej Listewce. Szumowiny zresztą przyjęły go z chęcią, bystrze dostrzegając nie tylko umiejętności do używania broni, nagabywania obcych oraz gry w karty, lecz także odpowiednio elastyczny kręgosłup moralny, który w gangu czuć się miał jak w domu.

W Klubie Wron znany jest jako głośny, uroczy chłopak o szelmowskim uśmiechu, który ściąga do kasyna naiwnych przechodniów, głodnych wrażeń i rozrywki, a naciąganie ich a coraz większe sumy traktuje jak sport. Często pracuje również w środku, oszukując i bezustannie podbijając stawki na zlecenie lokalu, by wyłudzić od nieszczęśników jeszcze więcej pieniędzy. Niektórzy nazywają to żerowaniem, a Kai nie zaprzecza i wzrusza jedynie ramionami, odpalając świeżo zwiniętego papierosa od metalowej zapalniczki.

Jest w zasadzie tylko lokatorem świata, który nieszczególnie dba o wygląd swojego mieszkania - Vitaly Drozdov uczył go dostosowywania się do sytuacji i walki o siebie, bez względu na odgórne warunki, choćby gotowały mu krew w żyłach. Griszowie są dla niego naturalną częścią malującej się wokół niego rzeczywistości, ma więc do nich neutralny stosunek, obserwując jedynie z kiepsko skrywanym zaciekawieniem to, jak wykorzystują małą naukę. Być może życie byłoby jeszcze łaskawsze, gdyby i on urodził się z podobnym darem, mógłby wtedy zmieniać kolory żetonów i figury na kartach.


DODATKOWE



Wysoki, smukły młody mężczyzna o zdobionych piegami rysach twarzy, będących mieszanką północy Shu Han i rodowitego Kerchu. Zwykł poruszać się płynnie, nieco nonszalancko, z rękami w kieszeniach i ćmiącym się papierosem między wargami. Lineatura twarzy zazwyczaj pełna jest swoistej złośliwości i zaciętości łobuza. Nosi się z wdziękiem, choć niedbale, w porozpinanych kamizelkach i krawatach oraz aksamitach niedowiązanych pod kołnierzami koszul. Palce zdobi sygnetami - cztery z nich wygrał w karty, jeden należał do ojca. Pachnie dymem, jałowcem i olejkiem miętowym, którym skrapla ubrania, a jego głos o nieco chłopięcej barwie wydaje się być permanentnie zachrypnięty. Często przewraca oczami i jeszcze częściej odzywa się nieproszony.

Lubi miasto nocą, smak ginu i rumu, różane papierosy, ciasto z czekoladą i wiśniami, lukrecję, strome schody i dwuskrzydłowe drzwi, chować małe wydania książek do kieszeni płaszcza, czarną kawę i herbatę z mlekiem, obserwować port, śledzić ludzkie profile i ruchy obcych dłoni, przeklinać, rozdmuchiwać problemy i wszczynać wojny, żeby obserwować pobojowiska, wróżby i horoskopy, udawać, że nie rozumie kercheńskiego, kiedy nie ma ochoty z nikim rozmawiać i chodzić w kółko po pokoju, twierdząc, że tak mu się lepiej myśli.

Nie lubi autorytetów i twardej dyscypliny, monarchii, polityków i pazernych kupców, sztywnych zasad, wielkich domów, gęstych lasów i zimy, róż nie lubi i opery, tych obrzydliwych, ostentacyjnych bogaczy, skórzanych kanap i wieprzowiny, portretów, na których ludzie jawią się piękniejsi niż w rzeczywistości.



[ruletka]



Ostatnio zmieniony przez Kai Drozdov dnia 24.05.21 19:02, w całości zmieniany 1 raz

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Re: Kai Drozdov

24.05.21 19:08

Witamy w Ketterdamie*

twoja karta postaci została zaakceptowana

Rozpoczynając rozgrywkę pamiętaj, by nie przynosić noża na strzelaninę. W prezencie od Ghezena otrzymujesz złoty sygnet z bonusem +5 do siły. Nie zapomnij o założeniu tematu z bagażem podręcznym. Spis rozwoju Twojej postaci znajdziesz w kolejnym poście w tym temacie - będziesz mógł zerknąć doń ilekroć zajdzie taka potrzeba. W razie wszelkich wątpliwości skontaktuj się z administracją.

Życzymy miłej zabawy!

*właśnie podpisałeś dożywotni kontrakt.

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Re: Kai Drozdov

24.05.21 19:09

Rozwój postaci

■ 24/05/2021 — karta postaci została zaakceptowana i dopuszczona do gry. Otrzymanie sygnetu z bonusem +5 do siły
■ 15/06/2021 — zwycięstwo w evencie "Diamenty Sankta Margarethy". Otrzymanie +2 punktów do statystyki spostrzegawczość oraz 15 punktów fabularnych.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach