Saskia Drozdov (budowa) 6PHGXqiC_o

Saskia Drozdov
• nowicjusz •
Saskia Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : eee
https://kerch.forumpolish.com/

Saskia Drozdov (Meijer)

ft. Emma Corrin

Saskia Drozdov (budowa) 9797f0700574f50ad5b46d6eb6885bea1919a2cb

statystyki:

siła: 30
zwinność: 40
żywotność: 25
spostrzegawczość: 45
zręczność: 40
zrównoważenie: 20

Umiejętności:

umiejętności sportowe (bieganie)
logika
charyzma
walka wręcz (II)
broń palna (II)

metryka:

Pochodzenie:
Ketterdam, Kerch

Data urodzenia:
8 kwietnia, 360 lat po powstaniu Fałdy

Status majątkowy:
średniozamożny

Zawód, miejsce pracy:
pani oficer w stadwachcie

Opanowane języki:
kercheński płynnie, zna kilka zasłyszanych zwrotów po ravkańsku

Wiara:
niewierząca, ku wielkiemu niezadowoleniu babci


BIOGRAFIA BOHATERA



Z niepodtrzymywanymi wspomnieniami jest tak, że bledną. Z czasem sylwetki robią się nieostre, twarze tracą swoje charakterystyczne cechy, przypominając nieudolną kopię oryginału, upchniętą gdzieś głęboko na dnie szuflady starej komody. Miejsca nie wywołują już tych samych emocji, a przedmioty są jedynie okurzonymi pamiątkami, które co jakiś czas chcą żałośnie o sobie przypomnieć, wcisnąć się w zakamarki tych bladych wspomnień, nieco je ubarwić, ożywić. Jak te srebrne spinki od mankietu, z wygrawerowanymi drozdami, które połyskiwały wśród sterty bibelotów, kiedy Saskia wreszcie postanowiła uprzątnąć graty w swojej szafie.
- To śmieć, wyrzucę - koścista dłoń mamy nerwowo wyczekiwała, aż spinki znajdą się w jej uścisku i wylądują w koszu, razem z resztą niepotrzebnych staroci.
Ciężko było uwierzyć, że faktycznie tam wylądują. Takie przedmioty mają zdolność do powracania na swoje miejsce. Może już wielokrotnie próbowała się ich pozbyć, ale one jak na złość puszczały jej oczko z łazienkowej półki, plątały się między palcami w kuchennej szufladzie, nieproszone wskakiwały do kieszeni płaszcza, robiąc w nich dziury.
- Należały do niego, prawda?
Mama nie musiała nic odpowiadać. Zaciśnięte wargi i napięte mięśnie twarzy zdradzały cały sens słów, które niewypowiedziane, miały w sobie jeszcze większą moc i generowały jeszcze więcej pytań. On już nie wróci. To najwięcej, ile udało jej się ugrać swoim dociekaniem.
Kilka dni później te dwa srebrne małe drozdy zamigotały w drewnianym pudełku na biżuterię. Na miejscu ciekawości pojawił się ściskający żołądek żal, że ktoś mógł tak po prostu wyjść, nawet po sobie nie sprzątając. Jakby celowo, złośliwie, żeby tylko o nim nie zapomniano.

***

Nie należał do urodziwych, ale było w nim coś, co przyciągało ludzi, szczególnie kobiety. Coś nonszalanckiego, ale zarazem brudnego, odstraszającego. Taką mieszanką rzucał na nie swój urok. Był jak nieco doświadczony przez różne okoliczności, ketterdamski “nietutejszy” celebryta, z wysokim statusem majątkowym wątpliwego pochodzenia i równie wątpliwym kręgosłupem moralnym. Był wszędzie, jednocześnie pozostając nieuchwytnym, szczególnie dla tych, którzy potrzebowali go najbardziej.  Rodzina i znajomi nieudolnie próbowali odwieść dziewczynę od poszukiwania wszelkich wskazówek na temat ojca, ale upór przyćmiewał zdrowy rozsądek. Nie próbuj go szukać. To na marne. Zniknął, razem ze swoimi brudnymi pieniędzmi. To skończony człowiek.
Saskia pamięta jedynie jego cień, wysoki, barczysty. Pamięta zielony kapelusz, z którym ponoć się nie rozstawał. Może to zlepek rzeczywistości i dziecięcej fantazji. Nigdy nie miała okazji dobrze mu się przyjrzeć. Może teraz wygląda zupełnie inaczej. Może minęli się gdzieś między kupieckimi straganami, nawet o tym nie wiedząc.

***


Dorastała w fartuchu brudnym od mąki, a że ona sama nie potrafiła ustać w miejscu - w mące było wszystko, czego dotknęła. W piekarni spędzała większość swojego czasu, wdychając słodką woń drożdży i ucząc się starej rodzinnej techniki wypiekania chleba. Mimo że nigdy nie wiązała z tym interesem swojej przyszłości i często szukała sposobów, jak uniknąć kilkugodzinnego wyrabiania ciasta, babcia nalegała, żeby zacząć szkolić ją w tym fachu, bo nie ma tu dla niej nic lepszego. Nalegała to duże słowo. Saskia przestała w końcu głośno protestować. Nie protestował również ten z pozoru beznadziejnie zakochany przybysz z Ravki, kiedy kazano mu więcej nie pokazywać się w tym domu, a o swojej córce zapomnieć. Jemu o dziwo przyszło to nieco łatwiej.
W tej rodzinie nie było miejsca na kobiety, które nie wiedziały czego chcą i mężczyzn, którzy chcieli aż za dużo.

***

Drozdov. To nazwisko było jak klątwa, której pod żadnym pozorem nie wolno było wymawiać na głos, a jednocześnie nie pozwalało dziewczynie spokojnie spać. Kim był ten człowiek? O czym marzył? Czego lub kogo się bał? Czy jestem chociaż w pewnym stopniu podobna do niego?
Od siódmego roku życia dziewczynie kazano posługiwać się panieńskim nazwiskiem matki. Tym większe było zdziwienie mundurowych, kiedy na pierwszych egzaminach sprawnościowych do stadwachty (na które w tajemnicy przed babcią przygotowywał ją dziadek) przeczytali jej dokumentację. To jedno z tych bladych wspomnień, które wywołują zimny dreszcz na karku.
Jak można tęsknić za kimś, kogo się nie pamięta?
Po pierwszej próbie zakończonej niepowodzeniem Saskia nabierała coraz większej wprawy w wymykaniu się z piekarni pod nieobecność babci, a dziadek, pracując swego czasu w służbie więziennej, uczył ją prawidłowego trzymania broni i innych umiejętności przydatnych w tej pracy. Naiwna ciekawość, niespotykana para w rękach (jak określił to dziadek) i chęć zrobienia wszystkim na przekór, z sukcesem popchnęły ją w fioletowy mundur. Tym razem Babcia nie miała nic do powiedzenia, ale tylko dlatego, że odebrało jej mowę.
Saskia może nadal do końca nie wie, czego chce. Ale potrafi to dobrze maskować. Może faktycznie nie ma tu dla niej nic lepszego.


DODATKOWE



txt

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach