Piąta przystań - Page 2 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Piąta przystań

04.05.21 21:04
First topic message reminder :

lokacja

Piąta przystań

Na przystani cumują  promy płynące na pobliskie wyspy, ale przede wszystkim statki zwożące turystów do Ketterdamu. Stały przepływ ludzi sprawia, że to miejsce gwarne, również nocami. Tłumy są świetną okazją do zarobku dla złodziei i naganiaczy wysłanych przez gangi. Zewsząd dobiegają okrzyki zapraszające do poszczególnych lokali. Sprzedawcy pamiątek nawołują do oglądania swoich towarów, a w powietrzu unosi się zapach jedzenia sprzedawanego na niewielkich kramach.


Julian Kirillovich
• akwatyk •
Julian Kirillovich
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : Pierwszy oficer "Czarnego Łabędzia"
https://kerch.forumpolish.com/t252-julian-kirillovich#453
[XX.03]

Promienie słoneczne przebijały się przez zazwyczaj gęsto tłoczące się nad Ketterdamem chmury; dzisiejszego dnia przerzedziły się i pozwoliły, aby jasne, ciepłe światło uwypukliło ilość kurzu zbierającą się na bruku. Wiosna dopiero co się zaczęła, a pogoda w tej części świata nie pozwalała na zbytnie zaczerpnięcie się lepkim, ciepłym powietrzem, więc na ulicach, oraz też w porcie, było nad wyraz tłoczno. Już w każdy inny, szary dzień, można było narzekać na ilość głów i ramion mijających się w każdej części miasta, ale dzisiaj sam tłum wydawał się podgrzewać i tak cieplejszą temperaturę. W porcie nie bywało zazwyczaj pusto, to też fakt, acz Julian był do tego przyzwyczajony; rozładunki i załadunki statków, tłoczący się w swoich ulubionych miejscach marynarze, skrzeczące mewy przelatujące między linami cumowniczymi, ogrom turystów i zapach wątpliwie dobrego jedzenia z lokalnych przybytków.
Stał oparty o ścianę, obserwował ruch pomiędzy przystanią, a szerszym lądem, uwijających się ludzi, ale też tych, którzy przysiadali na ciężkich, drewnianych skrzyniach lub ogromnych polerach z zawiązanymi wokół nasady grubymi linami cumowniczymi, pnącymi się ku dziobowi, pod ukosem, sięgając aż do rufy. Było zbyt gorąco na ciężki płaszcz, jakim zazwyczaj okrywał ramiona; spodnie z wysokim stanem łapały materiał luźnej koszuli, której bufiaste rękawy kończyły się zaraz za łokciem, a luźne sznurki dekoltu wyciętego w trójkąt zwisały po dwóch stronach, odsłaniając obojczyki. Nie wyszedłby oczywiście do miasta nieuzbrojony i, tak jak zazwyczaj skórzany pas z kaburą mógł schować pod materiałami płaszcza, tak teraz musiał po prostu improwizować, chowając broń, z tyłu, w materiale spodni.
- Tutaj jestem, już się tak nie rozglądaj, jeszcze kto pomyśli, że żony przypłynąłeś szukać! - krzyknął radośnie wyłapując spojrzeniem zielonych oczu znajomą, zdezorientowaną tłumem i zbyt łaskawą w wysoką temperaturę pogodę twarz Larrsøna. Uniósł przy tym energicznie ręce, machając nimi i skocznie odepchnął się od ściany, prawie, że wpadając na przesmykujących się nieopodal ludzi. Ominął ich, o mały włos nie zderzając się ramieniem z nieznajomym. Jego twarz zmieniła wyraz z bardzo zadowolonego, na chwilową panikę, ale trwało to dosłownie sekundę, bo zaraz też na policzki, usta i w głębie zielonego spojrzenia wróciła beztroska. Oczywiście, że miał wątpliwości co do tego spotkania. Nigdy nie powiedział Petrze ani reszcie swoich znajomych z Ketterdamu o istnieniu 'tajemniczego Frejdańczyka'. Jeżeli ci w ogóle tacy bywali, bo Julianowi, tak generalnie, kojarzyli się po prostu z gburowatością, mięśniami i chłodem. Løve był trochę inny. Oczywiście jego temperament wcale nie był gorący, przypominał raczej ostro wyciosaną krę, która w każdym momencie może cię zgnieść jak wylądowujesz w lodowatej wodzie północnych mórz.
- Pogoda zaszczyciła cię przyjemnym słoneczkiem, kto by się spodziewał? Na pewno nie ja, tyle ci powiem. Chyba nie powinniśmy jakoś bardzo się przytulać tak tu o teraz, myślisz? Wiesz, tak na powitanie? Ale z drugiej strony podanie ręki jest strasznie sztywne, formalne, nie znoszę formalności. - mówił dużo, dzięki temu posiadał złudzenie panowania nad nurtem rozmowy, zupełnie jakby ten był prądami morskimi - Jak podróż? I właśnie, coś może już słyszałem, ale i tak zapytam, czemu Ketterdam zawdzięcza te wizytę, mój drogi? Ah, no i, gdzie chciałbyś się przejść? Byłeś kiedyś w Ketterdamie? Jak już mi mówiłeś to nie pamietam, wybacz, za dużo myśli mi przelatuje przez głowę, powinienem zacząć je spisywać. Jak nie to pokaże ci pare miejsc. Wiesz, nie nastawiaj się też na jakąś rewelacje, no i przygotuj się na kaszel. Nie jest to, co prawda wasze mroźne powietrze, ale kurzu jest tu tyle, że mogliby otworzyć fabrykę i ubić niezły interes. Opatentowanie kurzu, wyobrażasz sobie? Aż się dziwie, że jeszcze nikt tego nie zrobił. Ale, ale. Już się zamykam, naprawdę. Będę cicho przynajmniej następną minutę - zakończył wypowiedź założeniem rąk na piersi i przeskoczeniem z nogi na nogę. Miał dużo energii i nigdy nie wstydził się tego pokazywać.

Løve Larssøn
• drüskelle •
Løve Larssøn
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Druskelle
https://kerch.forumpolish.com/t311-lve-larssn

Re: Piąta przystań

20.06.21 13:57
Ketterdam.

Pierwszym, co uderzyło go po przybyciu do tego miasta, był smród. To miasto cuchnęło; Løve jeszcze nigdy nie czuł tak odrażającego zapachu. Czuł się, jakby wstąpił w szereg zgnilizny, a każda część jego ciała krzyczała, żeby wrócił na statek i popłynął z powrotem do swojej ojczyzny.

Wiedział jednak bardzo dobrze, że nie znalazł się w tym mieście bez powodu. Został wezwany; na polecenie samego Księcia. Miał niewiele czasu na cieszenie się urokami Ketterdamu - o ile w ogóle takowe tu były - bowiem niedługo miało zacząć się dziać. Wszakże był tu na służbie; a nie na wycieczce krajoznawczej.

Cieszył się, że wreszcie było mu dane wyruszyć bezpośrednio na pole bitwy - choć nie był bardzo zachwycony tym, że tym polem miała wpierw okazać się dyplomacja - ale jednocześnie nie mógł pozbyć się stale rosnącej w nim obawy. Zdawał sobie sprawę, że walka wcale nie była tym, czego mógł doświadczyć, gdy trenował wraz ze swoimi braćmi, wraz ze swoimi trenerami. Już miał wbite do głowy, że walka była brudna, krwawa, niewdzięczna oraz niesprawiedliwa; ale jeżeli jakiekolwiek działanie w tym kierunku miało ugodzić grisze - nieważne jak mocno - to był gotowy się poświęcić.

Wyrwał się ze swoich myśli, gdy wreszcie było mu dane zejść ze statku; zwinnie przemknął między tłumem, który nieustępliwie podążał przed siebie; zatrzymał się jedynie na chwilę, rozglądając się, gdy starał się wypatrzyć osoby, która miała go powitać. Na jego twarzy malowało się skupienie oraz spokój - rzadko kiedy jakoś bardziej okazywał emocje, gdy nie był w trakcie jakiejś potyczki; lub gdy nie stał przed jakąś wiedźmą. Wtedy bardzo chętnie okazywał pogardę. Grisze nie zasługiwali na nic więcej, jak właśnie splunięcie prosto w twarz i śmierć. A może i to było nadal zbyt łaskawe.

Spiął się, jedynie na moment, gdy do jego uszu dotarł znajomy głos; jego wilczy kompan, Enar, w moment podchwycił emocje mężczyzny, unosząc ogon do góry w ostrzegawczym geście - jednak zaraz oboje rozluźnili się, a twarz Løve nieco rozjaśniła się, gdy dostrzegł, że w jego kierunku podąża nie kto inny, jak Julian.

Dziwne to było. Nawiązywanie przyjaźni zwykle nie szło mu prosto; rzadko kiedy wchodził w interakcje z innymi - szczególnie z obcymi! - jeżeli absolutnie nie musiał. Julian, jednak, zadawał się być wyjątkiem od tej reguły; rozmowa z nim była tak łatwa, jak oddychanie i często łapał się na tym, że towarzystwo młodszego mężczyzny zwyczajnie było dla niego przyjemne.

Nie zdążył jednak nawet go przywitać, bowiem Julian, niczym katarynka, zdawał się zawsze mieć coś do powiedzenia; więc Løve zamknął usta, wysłuchując swojego towarzysza; kątem oka przyglądając się temu, jak Enar uważnie go obwąchiwał; wilk, podobnie jak sam Larssøn, również był raczej typem samotnika, więc zwykle nawet nie kłopotał się tym, by podchodzić do innych. Widocznie i w tej sprawie mieli takie same opinie.

Już zdołałem zapomnieć, jak dużo mówisz — wreszcie odezwał się, bez krzty złości w głowie; choć nieco chłodno i, jak zwykle, nadzwyczaj poważnym tonem. — Nie, nigdy nie byłem w Ketterdamie. Podróż minęła dobrze. Nie mam choroby morskiej, więc nie mam na co narzekać. Przybyłem tutaj ze względów służbowych, jeżeli można to tak nazwać. Nie mam zbyt wiele czasu na zwiedzanie, ale jeżeli jest coś, co chciałbyś mi pokazać, to nie odmówię zobaczenia tego. Powiedz mi, tutaj zawsze tak cuchnie?

Ostatnie pytanie nieco zburzyło jego stoicką maskę, bowiem na twarz wkradło mu się lekkie obrzydzenie i zmarszczył dość mocno brwi, wbijając dociekliwy wzrok w Juliana.

Shankaracharya Dvivedi
• szumowiny •
Shankaracharya Dvivedi
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : krupier w Klubie Wron
https://kerch.forumpolish.com/t228-shankaracharya-dvivedi#369

Re: Piąta przystań

29.07.21 19:13
30 III 382

Kiedy pośród mijanej grupy mężczyzn pojawiły się pierwsze pomruki, jakby dostrzeżona właśnie twarz miała wydawać im się dość znajoma, Dvivedi nawet nie zwrócił na ten drobiazg uwagi. Owszem, zdarzało się, że lubił przysłuchiwać się rozmowom innych. Wychwytywane strzępki zdań rzadko wprawdzie okazywały się jakkolwiek użyteczne, czy przydatne, niemniej jednak mogły stanowić rozrywkę porównywalną do tej, jaką było samo przyglądanie się ludziom. Tym razem najwyraźniej Sulijczyk nie miał jednak ochoty na podobne rozrywki. A nawet gdyby było inaczej i gdyby choćby rzucił okiem w stronę grupy, którą przed kilkoma chwilami przyszło mu minąć, prawdopodobnie nie powiązałby żadnej z dostrzeżonych twarzy z jakimś istotnym wydarzeniem.
W przeciwieństwie do posiadaczy tychże twarzy, wśród których ktoś najwidoczniej całkiem nieźle zapamiętał jego.
Trudno się jednak dziwić. Widocznie utrata znacznej części zawartości portfela, kieszonkowego zegarka i jeszcze kilku mniej lub bardziej wartościowych drobiazgów, musiała być wystarczająco istotnym wydarzeniem w ostatnich dniach jednego z mężczyzn, by całkiem nieźle zapamiętać osobę odpowiedzialną za tę drobną niedogodność.
I gdyby tylko Shankaracharya w porę zwrócił uwagę na wyrażone na głos przypuszczenie, że miałby być właśnie tym pieprzonym Suli, który ostatnio orżnął ich w karty, może nawet miałby wystarczająco wiele czasu, by po swojemu ulotnić się z pola widzenia starych znajomych. Podobno jednak każdemu w którymś momencie może się wyczerpać zapas szczęścia. I najwyraźniej musiało to dopaść również Dvivediego. Oczywiście - jak to zwykle bywa - w najmniej odpowiednim momencie, kiedy ten nie podejrzewał nawet, że ten pechowy dzień miałby nastać właśnie w tym momencie.
O tym, że coś jest mocno nie w porządku, przyszło mu przekonać się dopiero w momencie, kiedy czyjeś palce zacisnęły się na jego przedramieniu i kiedy szarpnięcie w tył sprawiło, że potrącił przechodzącą tuż obok kobietę. Nie ona była jednak przyczyną zamieszania, a raczej jegomość, z którym przyszło Sulijczykowi już po chwili stanąć twarzą w twarz. Jegomość zdecydowanie cuchnął dokładnie tak, jak przystało na bywalca jednej z okolicznych knajp i trudno byłoby przeoczyć ten fakt, znalazłszy się stanowczo bliżej niego niż Dvivedi mógłby sobie życzyć. Zwłaszcza w momencie, gdy jegomość raczył wyrazić na głos swoje zaniepokojenie faktem, że nie tak dawno temu Shankaracharya bezprawnie wszedł w posiadanie jego pieniędzy i wartościowych przedmiotów. Wypowiedź była raczej zwięzła, podobnie jak jej zwieńczenie, pozostawiające Sulijczykowi możliwość zdecydowania się na jedną z dwóch opcji - dobrowolne oddanie tego, co nie należało do niego lub oddanie tego mimo wszystko, nieco mniej dobrowolnie.
- Nemam pojma o čemu govoriš. Ovo je definitivno greška - nawet jeśli miał nadzieję, że zaskoczenie malujące się na jego twarzy wypadało całkiem przekonująco, pozostawał jeszcze jeden problem. Przecież on nawet nie miał sulijskiego akcentu. Owszem, posługiwał się językiem całkiem sprawnie, o co w latach dzieciństwa zadbała jego matka, aparycję też miał niewątpliwie odpowiednią do udawania zaskoczonego obcokrajowca, mimo wszystko... wprawne ucho pewnie mogłoby wychwycić ten drobny zgrzyt. Pozostawało więc mieć nadzieję, że ten cuchnący poirytowany jegomość wprawnego ucha nie posiadał.
Przy okazji z pewnością nie mogło też zaszkodzić pospieszne rozejrzenie się dookoła w poszukiwaniu czegoś - lub kogoś - co mogłoby w tej sytuacji pomóc Dvivediemu zachować zarówno właściwy kształt nosa, jak i wszystkie zęby na swoim miejscu. Nie, żeby otoczenie wyglądało jakoś szczególnie obiecująco. Zwłaszcza z kumplami okradzionego faceta, którzy najwyraźniej wcale nie zamierzali zostawiać kompana samego z problemem.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach