W środku cały płonę, już pozbawiony złudzeń, żyję tak jak chcę i nie próbuj mnie zrozumieć | 02/382 | Eyrie, Kai, Petra 6PHGXqiC_o

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa

W środku cały płonę, już pozbawiony złudzeń, żyję tak jak chcę i nie próbuj mnie zrozumieć.

Eyrie, Kai, Petra



Listewka, 02/382


Listewka była dla niej synonimem Szumowin. Idealnie oddawała ducha całego gangu, który gnieździł się po jej kątach. Była zrujnowanym hotelikiem, który przy odrobinie gotówki i czułości ze strony jego właścicieli, rozkwitłby, ciesząc przy tym oko i portfele ludzi w niej pracujących. Dokładnie tak samo było z Szumowinami; gdyby tylko ktoś poświęcił im nieco więcej uwagi, gotówki, a także po prostu zacząłby ich traktować poważnie, to staliby się tak samo szanowani jak reszta gangowego półświatka Ketterdamu.
Niemniej jednak, to miejsce jej zdaniem zawsze miało jakiś swój urok. Swoisty klimat, który przyciągał tutaj wszelkiej maści klientelę średniej klasy. Wiatr hulał jak na polu, piwo było średnie i nadawało się raczej do mycia kibli, ale rozgadana, zapijaczona masa śpiewała w języku, którego shu bardzo lubiła słuchać. Rozwiązane języki lubiły paplać, a żale przez nie wylewane, często były tak samo przydatne, jak przyjemne dla pustych kieszeni.
Ludzie przychodzili tutaj, żeby zapomnieć. Ale nie ona. Żeby trochę odpocząć? Może. Napić się średniej jakości alkoholu, który serwowała równie średniej jakości obsługa. Ale tak było w co drugiej knajpie w tym mieście, gdzie węglowy pył stanowił połowę racji żywnościowych przyjmowanych przez ludzi. Ona sama w Listewce wyglądała tak samo nie na miejscu, jak każdy inny. Jak element, który przyszedł tu tylko po to, żeby zapić cokolwiek dręczyło zmęczoną głowę. Stanęła przy barze.
- Jedno piwo - rzuciła do kręcącej się za nim barmanki, zaraz też opierając się na ladzie i odwracając twarzą w kierunku głośnej sali. Szukała miejsca, oczywiście. Grupka ludzi przy jednym stoliku, grająca akurat w karty, wyglądała obiecująco - Dużo ludzi dzisiaj, co? - zagadała jeszcze, nawet wesołym tonem, spojrzeniem jednak wciąż badając rozpijaczoną masę.  

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov
Bywały dni, kiedy Kai wpatrywał się z wściekłością w złoty sygnet na wskazującym palcu i przeklinał w myślach genialne idee swojego ojca. Fakt, iż ze wszystkich mend tego okropnego miasta to właśnie Haskella i jego bandę szczurów Drozdov wybrał na swoich znajomych był powodem, dla którego jego syn w końcu wylądował w Listewce. A z Listewki - choć ta śmierdziała - trudno było wyjść.
Odchrząknął, odstawiając na stół puste szkło, przed chwilą jeszcze wypełnione rumem. Dziś też winien był przeklinać - zacząć wtedy, kiedy Wielki Joah zaczął jakoś uważniej przyglądać się jego talii kart. Kai poczuł, jak serce podskakuje do gardła, nie dał po sobie jednak znać. Na piegowatej twarzy widniał leniwy uśmiech, złote oczy w lekkim przymrużeniu analizowały symbole trzymane w palcach. Wiedział? Cholera, a szło tak dobrze - wszyscy trzej kompani gry byli pijani, a on dokładnie pamiętał każdą wyciągniętą na blat stołu kartę. Ta jedna, która trzymał w mankiecie koszuli wysunęła się z niego gładko. Wygrywał.
Zdołał nie wzdrygnąć się nawet, kiedy Joah uderzył masywną dłonią w stół, podrywając się na równe nogi. Twardy kercheński wplatał się gdzieś w odgłosy pijanych, rozbawionych ludzi - Próbujesz mnie wykiwać, ty mała żmijo?
Kai także wstał, rozłożone ręce wyciągając przed siebie w geście bezbronności. Joah zrobił krok w jego kierunku, trącając nogą jedno z krzeseł, dłonie miał zaciśnięte w pięści. Drozdov przełknął głośno ślinę, ale posłał mu kolejny piękny uśmiech i posłusznie zaczął się wycofywać. Przez podniesione rozmowy dotarł do niego czyjś zbyt bliski głos, aż w końcu plecami wpadł na jego źródło. Obrócił się szybko, nagle trafiając na parę oczu, parę oczu całkiem podobnych do jego własnych.
- Sporo - przyznał pośpiesznie, ściszonym głosem, nie trudząc się nawet by zmniejszyć dystans. - I miejmy nadzieję, że żadnej nie ubędzie...JOAH! - szept zamienił się w krzyk, kiedy Kai usłyszał, jak jego zdenerwowany kolega staje przy barze, gotowy do wybicia mu kilku zębów. - Przyjacielu! Poznałeś już moją drogą Frau? - Zabrzmiał tak słodko i wyszczerzył się tak szczerze, że pijany, nieszczególnie bystry wielkolud zatrzymał się, mrugając z konsternacją. Kai w tym czasie ułożył dłoń na ramieniu biednego dziewczęcia w zaskakująco spoufalonym geście. - Och, Joah, rozumiesz chyba, że człowiek zakochany głupie rzeczy robi - westchnął głęboko, w pełni oddany teraz swojemu kłamstwu. Zdezorientowanie na pijanej twarzy znajomej szumowiny było urzekająco zabawne i Kai liczył na to, że w połowie jedynie świadomy rzeczywistości Joah zdążył zgubić już cały sens tej ceny. Nie miał wcale ochoty wyciągać zza paska rewolweru, a i złamany nos nie byłby mu na rękę. Należało mieć jedynie nadzieję, że jego nowa znajoma była zdecydowanie mniej agresywna.

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa
Spojrzenie ciekawsko przebiegało przez salę, zaczepiając sylwetki ludzi, którzy siedzieli przy stolikach. W końcu też zatrzymało się, wyłapując poruszenie przy jednym z nich. Poruszenie, które zgromadziło na siebie uwagę chyba sporej części sali, bo twardy, niezadowolony głos, uniósł się nad typowym gwarem. Eyrie z wyraźnym zainteresowaniem przyglądała się, jak olbrzym postępuje w kierunku chłopaczka, który najwyraźniej wyciągnął z rękawa o jedną kartę za dużo. W tym jednak momencie zza pleców doszedł ją przyjemny, obiecujący stukot szkła o blat, który dał jej znać, że oto wreszcie mogła zacząć się delektować cienkim, parszywym piwem. Z zainteresowaniem zajrzała do kufla, chwilowo w ogóle nie interesując karcianym przekrętem. Karciany przekręt jednak, postanowił zainteresować się nią.
Kiedy znowu się odwróciła, chcąc odkleić od lady i ruszyć w salę, przywitało ją spojrzenie złocistych, znajomych oczu. Nie to, żeby personalnie jakoś bardzo znała tę konkretną parę, ale jej kształt i barwa dobitnie świadczyły o tym, z kim miała do czynienia. Codziennie widywała dziesiątki takich oczu w Pokrywce, tak samo jak i codziennie oglądała swoje własne w matowym lusterku, które miała u siebie. Uśmiechnęła się wesoło, wyraźnie zadowolona, że jej pytanie nie zostało bez odpowiedzi, nawet jeśli to nie barmanka postanowiła na nie odpowiedzieć.
Uśmiech ten, nie zmienił się nawet w momencie, kiedy ręka nieznajomego zatrzymała się na jej ramieniu. Kai mógł poczuć, jak dziewczyna na moment sztywnieje, ale było to uczucie przelotne. Baryłka i jej przyległości znakomicie uczyły, że jakiekolwiek obłapanie przez nieznajomych nie znaczyło niczego dobrego. Zazwyczaj było znakiem, że albo ktoś nieumiejętnie dobierał się do kieszeni dotykanego, albo gorzej - do samego macanego. Kolejne słowa shu szybko jednak rozwiały wszelkie wątpliwości dziewczyny. A więc teatrzyk. Zawsze lubiła sztukę improwizowaną.
- Joah! - zaszczebiotała wesolutko, przechylając się w kierunku macanta - Tyle o tobie słyszałam - uśmiech rozkwitł na jej ustach, a zachwyt odmalował w oczach. Całe szczęście, że wspomniany dryblas wyglądał, jakby jego wzrostowi dorównywał także poziom głupoty, a to nie zdarzało się często. - Wydajesz się o wiele bardziej czarujący, niż wynikałoby to z opowieści. I cokolwiek ten mój ancymon zrobił, wybaczysz mu? Ten jeden raz? Proszę... - kolejne słowa padły, jakby nigdy nic i z równą temu nonszalancją, wciąż patrząc na Joah, przełożyła rękę Shu niżej, na swoje biodro, by wygodniej było jej położyć dłoń na jego piersi i oprzeć głowę o jego ramię.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov
Drozdov wytrwał w Szumowinach zadziwiająco długo, jeszcze dłużej w Baryłce i choć nieco bardziej złośliwi zrzucali to z kpiną na jego nazwisko podszyte szacunkiem otaczającym zaginionego ojca, to Kai zdołał przez te lata opracować własną teorię na ten temat. To tylko głupie szczęście i ładny uśmiech.
Więc przeżył. Kilka razy go postrzelili, dosyć często cięli, a siniaków miał już tyle, ze zdążył dokładnie przeanalizować zmiany w ich kolorytach ze względu na położenie i siłę uderzenia. Nikt jeszcze nie złamał mu jednak nosa ani nie wybił zębów i dziś sytuacja ta mogła się zmienić, gdyby nie anioł w postaci dziewczyny z Shu, która pojawiła się milimetry od niego. Coś w tym, jak szybko podjęła temat kazało Kaiowi myśleć, że musi łączyć ich o wiele więcej niż część rysów twarzy i złote oczy. Był jej wdzięczny, co zauważyć można było w szybkim spojrzeniu i uniesionym kąciku ust - nie tylko dlatego, ze Joah faktycznie wydawał się być skonfundowany, ale też dlatego, że cała ta sytuacja śmierdziała dobrą zabawą.
Raczony tym przedstawieniem mężczyzna uniósł brwi, a Kai wysłał mu kolejny uśmiech, jakby chciał biedaka utopić w tej słodyczy. Słuchając swojej nowej dziewczyny o mało co nie parsknął kilka razy z rozbawieniem, a przy ancymonie musiał na moment schować niby filuternie twarz w jej włosy, żeby ich ofiara nie widziała jak przygryza dolną wargę próbując się nie zaśmiać.
- Och, tylko się bawiłem...Nie miałem pojęcia, ze mój przyjaciel jest takim wielbicielem zasad - westchnął z przejęciem, niczym dziecko szukające odpowiedniej wymówki i wbił spojrzenie zbitego psa w swoją towarzyszkę. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale słowa na chwilę wyparowały, kiedy dziewczyna przeniosła jego rękę na swoje biodro i oparła się o niego. Kai musiał na moment zamrzeć w lekkim oszołomieniu, nie wiedząc do końca jak zareagować, nie mógł jednak dopuścić do zwątpienia, więc uniósł pewnie podbródek, w czułym geście ogarnął włosy z twarzy swojej wybawicielki i zwrócił wzrok ku Joah.
Ostatkami siły woli powstrzymał skrzywienie, kiedy zauważył, że wyraz konsternacji na twarzy wielkoluda zamienił się w...kpinę. Oczywiście. Joah był jedynie oblechem z kanałów, niczym więcej. Mężczyzna prychnął głośno, oparł łokieć o blat baru i chwilę jeszcze przenosił wzrok z postaci na postać, aż w końcu paląco nieprzyjemny uśmieszek wygiął spuchniętą, zapijaczoną twarz.
- Skąd taki kwiatuszek w rękach tego zasmarkanego padalca? - szorstki głos był obrzydliwy, Kai napiął się nagle, ściągając brwi. Miał wrażenie, że ściska dziewczynę jakoś mocniej. - Może ta twoja księżniczka wolałaby spędzić trochę czasu z godnym mężczyzną, co Drozdov?
Spojrzenie, które Kai wysłał dziewczynie balansowało na granicy porozumienia i przeprosin.
- Masz rację, kochana, na żywo jest niezwykle czarujący...

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa
Może faktycznie było między tą dwójką coś więcej, niż zwyczajne podobieństwo wynikające zaledwie z charakterystycznych dla wszystkich shu cech. Może szanowny pan Drozdov szlajał się o wiele dalej niż powinien i to właśnie do niego ciągnęła ją jej szanowna pani matka? Nie była w stanie zliczyć, ile razy za czasów dziecka przyglądała się obcym na ulicach, próbując dopatrzeć się w nich jakiegokolwiek podobieństwa i odnaleźć w nich zaginionego ojca. Z czasem jednak, przekonała samą siebie, że wcale nie potrzebuje podobnej figury w swoim życiu. Ktoś umiejętnie ją zastąpił, odsuwając od niej głód za posiadaniem biologicznego rodzica.
- Och kochany, obawiam się, że przy kartach mało kto jest wielbicielem podobnych żartów - karty z rękawa były wyśmienitą uliczną sztuczką, która bawiła dzieci, ale definitywnie nie sprawdzała się w momencie, kiedy na stole leżały pieniądze. Wybitnie też zdawała się nie podobać delikwentom, które przez jej uskutecznianie przegrywali partie. Eyrie coś na ten temat wiedziała, bo nie raz już ktoś jej za to wygarbował skórę, tak samo jak i równie wiele razy, to ona przeciągała kogoś po podłodze. Obie te rzeczy jednak absolutnie nie zmieniały faktu, że niezmiernie ją cała ta sytuacja bawiła.
Szybko jednak przestała.
Uśmiech wciąż znajdował się na jej ustach, ale kąciki drgnęły delikatnie, kiedy tylko mężczyzna nazwał ją kwiatuszkiem. Poczuła, jak obiad przelewa jej się w żołądku, powoli też zaczynając podchodzić do gardła. Nagle było jej jakby słabo, ale Kai mógł poczuć, jak palce delikatnie zaciska się na jego ramieniu nieco mocniej. Pocieszającym wydawał się jednak fakt, jak jej nowy chłopak również zareagował. Nie spojrzała jednak na niego, spojrzenie złocisty oczu wciąż wbijając w Joah, który wydawał się wybitnie z siebie zadowolony.
- Godnym mężczyzną? - zatrzepotała rzęsami, jakby kompletnie nie rozumiała, co takiego miał na myśli - Godny mężczyzna raczej nie próbowałby wymigać się od płacenia kiedy przegrywa, zwalając swój brak szczęścia na jakieś ubzdurane sztuczki - wydęła wargi, w wyraźnie zniesmaczonym geście. Szarpała się też ze sobą wewnętrznie, licząc na to, że może jednak sytuacja wcale nie była aż tak nieprzyjemna. Ręce świerzbiły, chcąc sięgnąć do broni i nauczyć nowego przyjaciela manier, ale rozum sugerował, by chwilo jeszcze się wstrzymać.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov
Kai o swoim prawdziwym ojcu wiedział tyle, co nic, choć latami próbował dojść do choćby najmniejszych wniosków poprzez dedukcję. Jedynymi dowodami mogły być opowieści Drozdova o ich matce - o tym jak była do niech podobna, o jej złotych oczach i ciemnych włosach, o filigranowej posturze. Tyle wiedział: ojciec musiał byc tym, czym nie była matka - wysoki, piegowaty i ze złośliwym usposobieniem oraz skłonnością do wpadania w kłopoty. Kai wiedział po prawdzie, że nigdy go nie znajdzie - równie dobrze mógł dawno leżeć trupem w jakiejś Fjerdzie lub mieć szóstkę dzieci na tutejszej wsi. Poza tym, nie potrzebował go - chciał tylko zobaczyć jego oczy, gdyby celował mu w głowę rewolwerem. Była to być może, o ironio, cecha łącząca go z nową znajomą - i jemu w końcu zastępowały ojca osoby, w których nie płynęła jego krew. Nawet jeżeli co bardziej złośliwi mogliby stwierdzić, iż Drozdov był raczej właścicielem, nie ojcem.
- Postaram się zapamiętać...na przyszłość - odparł łagodnie, przechylając lekko głowę i patrząc na nią z niewinnością anioła. Znał ryzyko płynące z tak bezczelnych oszustw, nie oznaczało to jednak, iż był w stanie się powstrzymać. Nie był, nigdy. Zbyt wiele frajdy mu to sprawiało, poza tym po latach ćwiczeń bardzo rzadko ktoś przyłapywał go na gorącym uczynku. On sam za to był w stanie dostrzec podobnego mu oszusta, a to dzięki naukom w domu i spędzaniu całych dni i nocy w Klubie Wron. W tym wszystkim jednak bicie się z dwa razy większymi od siebie osobnikami nie zależało w żadnym wypadku do jego talentów. Cóż za szczęście, ze wraz z jego narzeczoną mieli najwidoczniej dar do aktorstwa.
Palce dziewczyny zacisnęły się mocniej na jego ramieniu, ale i on spiął się cały i zesztywniał, jakby w oczekiwaniu na kolejny ruch Joah. Kolega nie wyglądał jednak na kogoś gotowego do skoku, bardziej na obrzydliwego pijaka, próbującego poderwać młodą dziewczynę. To było być może nawet gorsze. Przeszył go zimny dreszcz, gdy wpatrywał się tak w spuchniętą mordę ich towarzysza. Przywykł do takich sytuacji, do siostry przebijającej nachalne dłonie sztyletem, do złośliwych mężczyzn pytających go z jadowitym śmiechem czy nie chce wrócić do Menażerii, do obleśnych uwag spływających z chropowatych języków. Dziewczyna, która mu pomogła nie zasługiwała na przezywanie jednego z tych listewkowych koszmarów.
Pragnął zaśmiać się, słysząc jej słowa, zamiast tego jednak w uspokajającym geście ułożył drugą dłoń na jej ramieniu, nie spuszczając wzroku z Joah. Ten trwał teraz w czymś między gniewem a szokiem i Kai wiedział, iż nie spodziewał się, że kwiatuszek postanowi pyskować. Na chwilę jego spojrzenie utkwiło w oczach Drozdova, podczas gdy ten starał się ustalić najbezpieczniejszy plan działania.
- Mądra, prawda? - odezwał się w końcu, do tej pory żartobliwy ton wydał się ciężki i poważny, wzrok stabilny i chłodny pod uniesionymi brwiami.
- Nie dostaniesz złamanego kruge, gnoju.
- Naturalnie, w tej sytuacji nie mam zamiaru cię o nie ścigać - westchnął, przewracając z irytacją oczami. Świetnie, zaraz złamią mu nos. Joah jednak zaklął jedynie pod nosem i na moment zjawił się jakoś bliżej, zbyt blisko może, celując palcem w dziewczynę. Kai już wyrywał się do odepchnięcia niechcianego cielska od nich, pewien iż i tak nie ucieknie przed dzisiejszym przeznaczeniem - przeznaczenie postanowiło jednak uciec od niego. Usłyszał, jak Joah cedzi coś przez zęby ku dziewczynie, choć nie był w stanie rozpoznać słów, a potem odszedł, wracając krzywym krokiem do równie pijanych kompanów gry. Drozdov odprowadził go spojrzeniem, czekając aż usadowi się ciężko za jednym ze stołów.
- Wybacz - zabrzmiał cicho i twardo, gdy wracał wzrokiem do swojej wybawicielki. - Zgaduję, że nie spodziewałaś się znaleźć narzeczonego przy wieczornym piwie, co? - Zmusił się do lekkiego uśmiechu. - Myślę, że rodzice nie byliby dumni z twojego wyboru, choć przyznam, ze bywam całkiem uroczy...

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa
Z niemałą satysfakcją wyłapała, jak twarz Joah zmienia się. Jak zastyga, kiedy umysł mężczyzny szarpał się między szokiem, a gniewem. Nikt nigdy nie spodziewał się, że baryłkowe kwiatuszki będą pyskować. Ostry język nie był przecież czymś, co zaliczało się do cnót niewieścich. Ładne oczy miały być sarnie, a gładka buzia miękka pod dotykiem szorstkich dłoni. Przywykła do tego; do obślizgłych spojrzeń, sprośnych słów i znaczących gestów. Miała też wrażenie, że wszyscy ci, którzy praktykowali podobne podejście, zapominali że w zgniłych zaułkach Baryłki i Pokrywki ciężko było wyhodować na prawdę ładne kwiaty i większość z nich, była zwyczajnymi chwastami. Nawet ładne płatki nie znaczyły słabości, a zaciętość, która pozwoliła wyrosnąć nawet na betonie.
Na całe szczęście, jej nowy przyjaciel nie zapomniał języka w gębie, zgrabnie wyprowadzając ich z całej tej sytuacji. Joah odpuścił, odgrażając się jakby dla pewności, ale jej to już nie interesowało. Wycelowany w nią palec był wystarczająco wymowny, by podbródek powoli uniósł się, a uśmiech skwaśniał nieco, wyraźnie nie będąc w stanie więcej utrzymywać się w postaci ogólnego zadowolenia i przymilności. Spojrzenie też, zmieniło się wreszcie, przemieniając w zwyczajnie gniewne. Ye zho, syknęła pod nosem, jednak już do pleców odchodzącego mężczyzny, odprowadzając go spojrzeniem. Wciąż spięta, wciąż sztywna, czekając aż zajmie miejsce przy jednym ze stolików.
Dopiero wtedy rozluźniła się. Miała wrażenie, jakby nagle z barków spadł jej jakiś niewyobrażalny ciężar. Wreszcie też, puściła chłopaka, uciekając od niego dłońmi. Spojrzenie, które na niego przeniosło, łagodniało jednak z sekundy na sekundę.
- Wybaczam - uśmiechnęła się do niego, wciąż jednak nieco blado - Powiem ci, że taki obrót sprawy to nie najgorsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała - parsknęła, odganiając resztki niepewności, złości i spięcia, jak natrętną muchę. Jeśli coś wychodziło jej życiu dobrze, to zdecydowanie otrząsanie się z tego typu emocji. - Powiedz mi w takim razie, jak mój narzeczony ma na imię. - zaszczebiotała już całkiem wesoło, wracając do zwyczajowej siebie - Albo lepiej, wchodzę przynajmniej do jakiejś prominentnej rodziny? Zadbasz o mnie? Mamy ładny dom? Oh, najlepiej na jakiejś ładnej plaży...

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach