Czarny woal 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Czarny woal

06.05.21 21:57
lokacja

Czarny woal

Niewielka wysepka na kanale; wciśnięta na samiutki koniec Baryłki, stanowi miejsce, o którym mieszkańcy woleliby zapomnieć. Mieści się na niej cmentarz. Mgła spowija grobowce, niektóre nadszarpnięte zębem czasu, inne całkiem wystawne. Część wyspy znacznie zarosła, tworząc naturalną zasłonę dla kamiennych nagrobków. Wśród Ketterdamczyków odwiedzanie grobów bliskich nie należy do zwyczajów, przez co praktycznie nigdy nikogo tu nie ma.
Prócz duchów.

Ilya Kireyev
• akwatyk •
Ilya Kireyev
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Akwatyk na kontrakcie
https://kerch.forumpolish.com/t251-ilya-kireyev#450

Re: Czarny woal

02.06.21 1:58
Ilya nie lubił być narzędziem w dłoniach innych, a tak się po trosze właśnie czuł. Jeden z jego współpracowników niejako przeforsował dla niego dodatkowe zadanie. Miał spotkać się z jakimś nieznajomym by odebrać pakunek, który... Miał względnie wątpliwą legalność względem pozwoleń do przewożenia towarów na tej łodzi. Oczywiście to nie tak, że podobne sytuacje się nie zdarzały, ale młody Kireyev zawsze odczuwał moralne rozterki względem podobnych przedsięwzięć.

Niemniej jednak wiedział, że już, jeśli się zobowiązał do czegoś to powinien dopełnić warunki umowy, nawet ustnej. Będąc griszą, który głównie w swojej pracy, chociaż oczywiście nie zawsze, operuje kontraktami wykształcił w sobie niejaką słowność. Musiał dopełnić obowiązek i już. Co prawda wygląd nieznajomego był mu kompletnie nieznany, a okolica, w której mieli się spotkać co najmniej osobliwa i to zdawało się go odpychać jeszcze bardziej niźli zwykle.

Z delikatnie spiętą twarzą, ubrany w lnianą koszulę, która zdawała się być dla niego sporo za duża i spodnie z podobnego rodzaju płótna, w których pracował na łodzi stawił się kilkanaście minut przed czasem w pobliżu wejścia na cmentarz. Ręce splótł ze sobą postanawiając wyładować drzemiące w sobie wyrzuty sumienia na knykciach i strzelał z nich na prawo i lewo.

Paradoksalnie lubił otoczenie cmentarzy. Bił od nich przedziwny respekt i jakaś taka zaduma, a to zawsze z kolei wywoływało w nim nostalgię. Może nie przesiadywał w nich na co dzień z lekka siorbiąc kawę bądź herbatę, ale... Potrafił w nich odnaleźć piękno harmonii, którą zapewne większość osób kompletnie pomijała. Rozejrzał się wokół szukając wzrokiem kogoś, kto mógł wyglądać na potencjalnie zainteresowanego nim, ale po chwili opuścił swoją brodę, a wraz z nią wzrok stwierdzając, że nie widzi nikogo pasującego jakkolwiek do opisu.

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Czarny woal

02.06.21 10:52
Obrót nielegalnym towarem wymagał od Kennego wypracowania trochę rozumu. Nie mógł tak po prostu stanąć na środku ulicy i zacząć krzyczeć, czy ktoś nie chce kupić potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów. Na początku nie do końca miał łeb na karku i pokusił się o handel w bardziej publicznych miejscach jak gospody czy bary. Sdatwachta może nie zaglądała często w odmęty Baryłki, ale, gdy tylko miała poważniejszy powód, mogła ich zalać fala ludzi w fioletowych uniformach. Kenny wtedy nie chciałby być na świeczniku. Z czasem więc nauczył się spotykać tak, by nie mieć świadków albo mieć takich, co już nic nikomu nie powiedzą.
Cmentarz był idealny. Nikt tutaj praktycznie nie przychodził. Po jakiejś zarazie większość ciał palono, więc nie przybywało nowych lokatorów, a do starych nikt się nie wybierał z powodu jakiś dziwnych zabobonów, którego do Kennego średnio trafiały. Sam pochodził z odległego kraju, gdzie kultura inaczej traktowała tych, co leżeli w ziemi. Ci tutaj nie byli mu jakoś bliscy. Niektóre nazwiska, które mijał brzmiały znajomo — w większości byli to protoplaści ludzi, z którymi obecnie musiał użerać się rudzielec. Widząc jednego, bardzo znienawidzonego, przystanął na chwilę, by nonszalancko splunąć. Pieprzona łachudra, która spłodziła demona. Dobrze, że już nie żyje.
Potrzebował chwili, żeby się odnaleźć. Niewątpliwą zaletą, poza brakiem żywej duszy, było też to, że wyspę prawie ciągle spowijała mgła. Łatwo było się w niej ukryć, wchodząc w głąb lub zanurzając się za liczne nagrobki lub mauzolea. Działała na korzyść Kennego tak długo, jak ten pamiętał, w którą stronę powinien iść. Chwila zamyślenia mogła go potem kosztować minuty błąkania się, by znaleźć odpowiednią ścieżkę.
Do wejścia zaszedł już od środka. Wolał wcześniej się upewnić, że w pobliżu nie kręci się nikt niepożądany. Zdarzały się w końcu jakieś hieny cmentarne. Z gęstej mglanej zupy wynurzył się więc od strony pleców jakiegoś chłopaka. Zmarszczył z nonszalancją brwi, nie mając pewności, czy to jego szuka czy to może jakiś przypadkowy przechodzeń.
— Czego tu szukasz? — zagadał w najprostszy znany sobie sposób. Prawdziwi chłopcy w Baryłki odpowiedzą inaczej niż rozchuchane panioniątka z Geldstraat.

@Ilya Kireyev

Ilya Kireyev
• akwatyk •
Ilya Kireyev
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : Akwatyk na kontrakcie
https://kerch.forumpolish.com/t251-ilya-kireyev#450

Re: Czarny woal

07.06.21 15:32
Mocno zastanawiał się nad tym co właściwie skusiło go w zaakceptowaniu propozycji od jednego z pracowników statku. Generalnie Petr nie był ani specjalnie miły dla niego, ani generalnie osobą godną zaufania. Inną sprawą było też to, że generalnie większość pracowników niewielkiej floty, na której pływał wydawała się mieć mocno zakorzenione w sobie konszachty z czarnym rynkiem i najzwyczajniej w świecie właśnie na tym kształtowała całe swoje życie. Biorąc pod uwagę to i kompletne oderwanie od tej rzeczywistości Ilyi wysłanie go w tym jednym konkretnym celu świadczyć mogło, albo o jakimś żarcie, którego on nigdy by nie pojął, albo o potrzebie wysłania kogoś niepozornego. Kogoś takiego, kto będzie ostatnią osobą o posądzenie o coś złego.  

Najgorszym faktem jednak był ten, że żadna z informacji zdradzonych przez Petra nie była w stanie jakkolwiek zakomunikować jak m wyglądać potencjalny kontakt. Współpracownik Kireyeva kolejne jego pytania kwitował mocnym i stanowczym klepaniem go po plecach i rzucaniem komentarza: “Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Pamiętaj Illi.” Ta uniwersalna prawda zatem dość mocno wryła mu się w głowę podczas zadania i śmiało stwierdził, że faktycznie... Powinien sobie darować roztrząsanie całej sprawy zwłaszcza biorąc pod uwagę swoje panikarskie zapędy.  

Problemem w lokalizacji nadciągających potencjalnie albo sprzedawców, albo co z resztą gorsza kłopotów była mgła i chociaż Ilya mógł ja opuścić, tak by kropelki unoszącej się wody opadły i zrosiły trawę i ziemię. Nie robił jednak tego celowo. Mgła pomagał maskować ewentualną obecność i mogłaby pomóc... W ewentualnej ucieczce.  

Po chwili kątem oka zauważył wyłaniającą się sylwetkę dość młodego chłopaka o płowej czuprynie. Początkowo jego reakcją było dość mocne zdziwienie i zaskoczenie. Zmarszczył delikatnie brwi, bo... Nie do końca właśnie jego się spodziewał. Wiedząc o jakichś mocno tajemniczych transakcjach przed oczami miał mocno podejrzanych typów grubo po trzydziestce. Może nawet czterdziestce. Tym bardziej początkowo w jego głowie pojawił się cień zwątpienia, że to jednak nie na niego czeka. Ton chłopaka również nie wróżył nic dobrego. Przybierając więc lekko bojową, charakterną postawę odpowiedział mu z dużą dozą rezerwy i agresji w tonie.  
- A czego mogę szukać w takim miejscu? - Na jego twarzy zaś wykwitł grymas niezadowolenia. - Natomiast słysząc ciebie myślę, że szukasz zwady... - Dodał dopiero po chwili, jakby szykując coś by chłopak odpuścił sobie potencjalną wymianę nieuprzejmości.  

Wiedział, że przebywał w dość szemranej okolicy, a miejsca jak te raczej służyły bitkom i potencjalnym zniknięciom niż zawieraniu przyjaźni. Niemniej jednak ani postura Kireyeva ani jego generalny wygląd nie budziły raczej strachu co rodziło myśl, że dla większości ludzi obracających się w tej okolicy był on łatwym kąskiem do potencjalnej grabieży.  


@Cináed Ó Phaidin

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Czarny woal

16.06.21 15:54
Faktycznie. Gdy zbliżył się na tyle, by móc bez problemu dojrzeć twarz swojego rozmówcy, w życiu by nie powiedział, że to on ma odebrać to, co Kenny właśnie niósł w niewielkiej paczuszce pod cienkim płaszczem. Kształt kartonu delikatnie odbijał się pod materiałem, który niewiele chronił przed nieprzyjemną ketterdamską pogodą. Przynajmniej nie padało. W takim wypadku nie dość, że przemokłyby mu stopy to i jeszcze drogocenny towar. Przekręcił lekko głowę przyglądając się chłopaczynie. Jakiś taki mały był i mizerny. Nie powiedziałby, że potrzebne były mu zestawy małego terrorysty, których wytwarzaniem trudził się Kenny.  Bardziej przypominał jednego z tych chłopaków z Zelver — nie na samym dnie, ale mieli szanse na jasną przyszłość w jakimś małym biznesie prowadzonym od pokoleń na jednej z uliczek w lepszej części miasta.
— Nie wiem. Kwatery na przyszłość, bo wydajesz się planować niedługo tutaj zamieszkać.
W głowie miał plan, żeby po prostu zadać jakieś bardziej konkretne pytanie, anulujące lub potwierdzające tożsamość jegomościa, ale usta poruszyły się szybciej niż umysł Kennego i w ten sposób skończył odpowiadając na pyskowkę z dużo bardziej agresywny sposób niż zamierzał. To był już wyuczony odruch. Musiał oznaczyć swój teren, pokazać, kto jest samcem alfa.
— Sam żeś szukasz zwady, spadaj stąd w podskokach, bo jeszcze se błotem buciki ubrudzisz.
Mógł się jeszcze wycofać ze swoich słów, przeprosić, ale nie należał do tych ludzi. Jak już podjął ścieżkę, to zamierzał się jej trzymać. Pokazywanie niezdecydowania też nie było mile widziane na ulicach. Jak nie mogłeś podjąć decyzji, to łatwo cię oskubać. Tak się przynajmniej Kennemu wydawało, bo o prawdziwym życiu dalej niewiele wiedział.

@Ilya Kireyev

Neity Sahne
• szumowiny •
Neity Sahne
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : snajper szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t226-neity-sahne

Re: Czarny woal

30.07.21 22:33
25 maart


Gdy stanęła u bram Czarnego Woalu, żołądek podszedł jej do gardła. Widma pogrzebanych wspomnień zamajaczyły przed oczami; głupia oszukiwała się, że już nigdy nie wrócą. Tamta noc wypalona w życiorysie jak rozżarzone żegadło miała na zawsze pozostać w pamięci Sahne; żywa, bolesna i przerażająca, jakby wydarzyła się wczoraj. Mogła udawać, że cały incydent zostawiła za sobą, że ruszyła do przodu, ale prawda była zgoła inna. A teraz musiała stanąć twarzą w twarz z własnymi demonami i nie była przygotowana na tę potyczkę.
Przy podobnych zleceniach zwykle służyła za obstawę, ubezpieczenie na wypadek, gdyby sprawy poszły nie po myśli Szumowin. Sporadycznie wysyłano ją do zajęcia się podobną robotą własnoręcznie, ale najwyraźniej Haskell miał w tym przypadku swoje powody. Nie znała szczegółów, nie zamierzała też o nie wypytywać, dopóki nie były istotne dla sprawy. Poszukiwany mężczyzna ubiorem przypominał kupca, ale równie dobrze mogło być to jedynie przebranie, zasłona pozorów, która chroniła przed takimi jak ona. Wypatrzyła go we Wschodniej Klepce i śledziła od tamtej pory; okryta mrokiem nocy krążyła po okolicznych dachach, czekając na moment, gdy cel znajdzie się w wystarczająco ustronnym miejscu, by móc oddać strzał. Jej plan uległ małej zmianie, kiedy kupiec wsiadł na barkę. Widząc, jak oddala się w kierunku wysepki, którą Neity od czterech lat omijała szerokim łukiem, miała ochotę kląć wniebogłosy i po prostu zrezygnować. Tyle że nienawidziła dawać za wygraną. Była niemożebnie uparta, wiecznie czuła potrzebę udowodnienia wszystkim dookoła, że jest zdolna na więcej, niżeli się po niej spodziewano - i prawdopodobnie wyłącznie z tego powodu zdecydowała się pójść za mężczyzną. Nie chciała pozwolić, żeby przeszłość nią rządziła, a decyzje sprowadzały się do równania strachu.
Ten przypływ odwagi okazał się jednak dość wątły, znikając, gdy tylko dotarła do pierwszego rzędu nagrobków. Wzrok pozornie przyzwyczajony do mroku zgubił blask kościanego światełka, którym poszukiwany mężczyzna rozświetlał sobie drogę, a Neity zaczęło dzwonić w uszach. Serce przyśpieszyło, oddech stał się niemiarowy, a żołądek zdawał się zacisnąć w ciasny supeł - wpadła w panikę.
Pożal się Ghezenie gangster, który bał się cmentarzy.
Wiedząc, że w takim stanie niewiele zdziała, zanurkowała między grobami. Przycupnąwszy koło jednej z mogił, oparła się plecami o nagrobek, mając nadzieję, że chłód granitu choć trochę ją otrzeźwi; stanowił też schronienie w razie, gdyby cel niepodziewanie zawrócił. Musiała jakoś ugasić pożogę, która rozpętała się w jej głowie, zdusić w sobie ten irracjonalny strach. Wyciągnęła z kieszeni żeton z Klubu Wron, który nosiła, od kiedy miejsce zaczęło działać; szczęśliwy talizman przypominający, że nie jest już bezbronna ani sama. Pocałowała go i przyłożyła do czoła - ot, zwykły gest, który wykonywała, gdy targał nią strach czy niepewność. Jedni wierzyli w Ghezena, inni w świętych, a ona pokładała wiarę we własne możliwości oraz w jej Szumowiny, choć tym mianem określała jedynie garstkę gangu.
Szum cichł, oddech Neity wracał do normy z każdą sekundą, choć nadal nie czuła się na siłach, żeby dokończyć zlecenie. Do diaska z Haskellem i własną urażoną dumą. Nie zamierzała zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. Zdecydowawszy, że opuszcza wyspę, przezornie rozejrzała się dookoła. Ponownie udało się jej namierzyć blask kościanego światełka należącego do kupca, który krzątał się kolo jednego z grobów, ale gdy przeczesała resztę terenu, zauważyła jeszcze jedną sylwetkę. Nie była pewna czy umysł nie płata jej figli, więc trzęsącymi się dłońmi zdjęła karabin z ramienia i powoli zaczęła się podkradać do nieznanej postaci.
[ruletka]



Ostatnio zmieniony przez Neity Sahne dnia 16.08.21 18:45, w całości zmieniany 2 razy

Dima Raskolnikov
• ciałobójca •
Dima Raskolnikov
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : baryłkowy najemnik
https://kerch.forumpolish.com/t394-dima-raskolnikov

Re: Czarny woal

09.08.21 14:08
Przy którymś z kolei podejmowanym zleceniu stracił już rachubę w tym, ile serc zgniótł w piersi. Jak pociągnięcie za spust, choć bez elementu chłodu broni w ręce. Wcale nie tak łatwo było pozbawić kogoś życia. Ludzki organizm wykazywał zadziwiające zdolności adaptacyjne, dążące do tego, by za wszelką cenę przeżyć. A jednak w starciu z ciałobójcą mógł jedynie liczyć na łut szczęścia i błąd griszy. Szanse wciąż pozostawały mierne, co Dima stwierdzał z pewną dozą satysfakcji i ohydy zarazem.
Zaniedbane cmentarze Ketterdamu akurat na nim nie robiły większego wrażenia, choć kojarzyły się z czasami treningu i spontanicznymi myślami w głowie o tym, co by było gdyby jego moc pozwalała na zawrócenie zmarłych z drogi w zaświaty. To nie było możliwe. Wiedział, bo w swoich eksperymentach posuwał i do sprawdzenia tego. Miał mgliste pojęcie o tym, co mogłoby mu pomóc osiągnąć efekty, o których myślał po cichu. To nie były rozważania, z którymi należałoby się dzielić z kimkolwiek. Mało kto rozumiał ciekawość, gdy ta zbaczała poza granice, których w ogólnie przyjętych regułach społecznych nie należało przekraczać. Sęk w tym, że gdyby nie ich przekraczanie, wciąż tkwiliby w miejscu.
Nie o tym rozmyślał, gdy rozpływając się we mgle podążał na śmierdzącej rybami barce w stronę Czarnego Woalu, w ślad za wyznaczonym mu celem. Musiał przyznać, że tym razem trochę się obijał i za wykonanie roboty wziął się później niż powinien. Wpływ na to mógł mieć fakt, że i zapłata i nie była należycie sowita. Jak to jednak mawiało się w Ravce, na bezrybiu i rak ryba. Każdy kruge był na wagę złota.
Mdły zapach zgniłych kwiatów i wilgotnego powietrza znad kanału mieszał się z odległym smrodem dymu z rafinerii. Był prawie pewny, że kupiecki strój który miał na sobie obserwowany przez Dimę mężczyzna, był tylko przebraniem. Za mało pieniędzy oferowano za jego głowę, by stanowił choćby drobnego sprzedawcę. Strzelał, że ma do czynienia raczej z lokalnym złodziejem, bo od dawien dawna kierował się tylko jedną, znaną powszechnie zasadą - nie mieszać się w porachunki gangów. To było jak proszenie się o kłopoty. Jeśli więc zleceniodawca go nie oszukał (a tak optymistycznie zakładał, nie wyczuwając, by jego serce przyspieszyło bieg jak u typowego kłamcy, gdy posługuje się łgarstwem), śledził kogoś, kto po prostu miał pecha komuś podpaść na tyle, że nie był w stanie przejść z tym do dnia codziennego.
Ustawił się nieopodal mężczyzny, właściwie tylko z własnej, głupiej ciekawości jeszcze nie sięgając po Małą Naukę. Tak naprawdę mógł to zrobić już dawno temu, gdy w ślad za nim przecinał czarną wstęgę kanału. Mógłby odpłynąć zanim na dobre wyszedłby na ląd, szybko i bezboleśnie. A jednak pozwolił swojej barce odpłynąć tylko po to, by przyjrzeć się temu, co robi mężczyzna w tak zapomnianym przez Świętych miejscu, jak Czarny Woal. Zakładał też, że w ten sposób łatwiej będzie mu zdobyć fant na dowód wykonanego zadania.
Nie spodziewał się bynajmniej, że ktoś swoją obecnością przeszkodzi.
Wzrok nie mógł przeniknąć mgły gęstej jak mleko. Kościane światełko należące do mężczyzny przebijało się przez mleczną szarość jak błędny ognik, ale drobna sylwetka podążająca w stronę Dimy niekoniecznie.
Raskolnikov wciąż skupiał się na mężczyźnie, sięgając ku pokładom dobrze mu znanej mocy, której odżywczy przypływ odczuł w żyłach, kiedy tylko o tym pomyślał. Jedyna pewna, stała w jego życiu. Blokując wzrok na celu, podniósł rękę, by lada moment zacisnąć palce jakby chciał w nich zgnieść bijący przyspieszonym od wysiłku rytmem organ nieznajomego.
Zrobiłby to niechybnie, gdyby nie cichy, rytmiczny odgłos gdzieś we mgle po prawej stronie. Dima zamarł z ręką uniesioną do połowy, odwlekając w czasie fatalny los niczego nieświadomego mężczyzny. Wstrzymał oddech, jakby ktokolwiek lub cokolwiek czaiło się we mgle, mogło go usłyszeć. Sylwetkę majaczącą w lepkości mlecznobiałych strzępów dostrzegł dopiero wtedy gdy zdał sobie sprawę z tego, że się tam znajduje. Rozmazany, prawie nierzeczywisty kształt mogący być równie dobrze smukłym drzewem. Te nie zwykły jednak posiadać serc.
Jednym ruchem wsunął się za wysoką figurę zdobiącą czyjś grób by przekonać się, czy sylwetka podąża w jego stronę. Czyżby jego cel miał ochronę? Poruszając się praktycznie na oślep, zaryzykował zboczenie z trasy i obejście zbliżającej się persony. Poruszając się za nagrobkami z ostrożnością godną sapera, obszedł zjawisko, jak mu się przynajmniej wydawało i stanął za nim w odległości kilku metrów, czając się za jednym z nagrobków. Mgła wciąż uniemożliwiała dostrzeżenie szczegółów, ale z tej odległości mógł założyć raczej niewielkie rozmiary nieznajomego. Nie mógł natomiast dostrzec karabinu. Wiedział jedynie, że powinien się spieszyć.
Kościane światełko upadło na ziemię, gasnąc gdzieś wśród trawy. Obserwowany przez niego mężczyzna padł na ziemię, próbując złapać oddech, gdy serce odmówiło mu posłuszeństwa. Raskolnikov rozluźnił uniesioną, zaciśniętą pięść dopiero wtedy, gdy był już pewien, że we mgle słyszy tylko jedno serce.

Neity Sahne
• szumowiny •
Neity Sahne
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : snajper szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t226-neity-sahne

Re: Czarny woal

13.08.21 16:24
Dokładnie pamiętała dwie szkarłatne strużki leniwie płynące po fakturze bruku. Barwiły szpary pomiędzy kolejnym kostkami, przekornie chowały się w szczelinach i dziurach, omijały wybrzuszenia, ostatecznie znajdując ujście na brzegu drogi; stamtąd kropla po kropli skapywały do kanału, wygrywając swoiste preludium do jej nowego życia.
Skłamałaby twierdząc, że czuła wtedy jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
Wydarzenia z cmentarzyska, które pchnęły Neity w ramiona Szumowin, stały się raną, która z biegiem czasu, zamiast goić, coraz mocniej się jątrzyła. Śniła o tamtym płytkim grobie, widziała i słyszała swoich oprawców tam, gdzie ich nie było. Omamy wszelkiej maści zaprowadziły ją na san skraj wyjącego obłędu, który chciał ją pochłonąć w całości. Próbowała szukać pomocy. Zasłyszała wielu marnych rad, sprowadzających jej chwiejny stan do mętnego określenia, jakim był etap przejściowy, ten jednak jak na złość nie chciał przejść. Podobno powinna być cierpliwa, wykazać się większą pokorą w walce z własnymi demonami, bo inaczej dobrowolnie odda się histerii. Czas jednak płynął nieubłaganie, a ona nie widziała światełka w tunelu. Zdecydowawszy się wyeliminować problem w jego przyczynie, skróciła męki bezczynnego oczekiwania na cud do minimum, chwytając za broń i pozbawiając życia prowodyrów całej tej smutnej historii. Wtedy po raz pierwszy od długich tygodni zdołała odetchnąć pełną piersią. Mary natomiast zniknęły, porywając w nicości omamy, urojenia i koszmary. Nadal była wrażliwa na poszczególne bodźce, na miejsca, które przyciągały niechciane wizje, ale ruszyła do przodu. Od tamtej pory żartobliwie rozdzielała swoje życie na dwa: to pierwsze, proste i prozaiczne oraz drugie, które zdawało się zacząć na opak - od końca, a nie początku.
Po tamtych dwóch śmierciach ona też przestała liczyć odebrane istnienia; nie było co płakać nad rozlaną krwią.
Obserwowała, jak nieznajomy kształt przemyka między nagrobkami, utwierdzając się w przeświadczeniu, że daleko mu było do tworu wyobraźni. Trzymała go na muszce, gdy krążył wokół, ostatecznie zatrzymując się znacznie bliżej niżeli by sobie tego życzyła; trzęsła się jak osika, więc nawet nie próbowała pociągać za spust. Powinna zauważyć drugą postać podążającą za celem dużo wcześniej, ale sama myśl o tym cholernym miejscu skutecznie przytępiła jej zmysły. Należało zawrócić, zanim przekroczyła granicę Czarnego Woalu. Rzadko kiedy popełniała tak rażące błędy, bo cień pomyłki obarczonej gorzkim kosztem zmuszał do dokładnych kalkulacji i precyzyjnych strzałów.
Usłyszawszy, jak kupiec uderza o ziemię, na ułamek sekundy oderwała wzrok od mary, spoglądając w kierunku, gdzie upadło kościane światełko. Nie padł strzał, ciszy nie przeciął świst rzucanego noża, a jednak ciałem mężczyzny targnęły konwulsje. Nie dostrzegła żadnego ruchu w okolicy celu, nikogo, kto mógłby zając się jego śmiercią z bliska. Wnioski nasunęły się same: mara nie była marą, tylko griszą.
Psia mać.
Nie miała czasu na rozstrzyganie słuszności własnych domysłów. Wykorzystując ostatnie dogorywania kupca, przeskoczyła przez nagrobek, chowając się za jednym z granitowych pomników. Jeśli faktycznie skrzyżowała ścieżki z ciałobójcą, to szaleńczo pędzące serce już dawno ją zdradziło. Właściwie była niemal pewna, że zaraz zejdzie tam na zawał, sama się wykończy, zanim tajemnicza postać będzie miał ku temu sposobność.
O ironio, umrzeć po raz drugi na tym samym cmentarzu.
Los miał doprawdy kiepskie poczucie humoru.
- Zawsze łamiesz serca bez ostrzeżenia? Nieładnie - zawołała, nieudolnie walcząc z drżącym głosem. Wiedziała, że tak długo, jak pozostanie poza zasięgiem obcego wzroku nie groziło jej bezpośrednie zagrożenie. Nie znaczyło to jednak, że zamierzała siedzieć cicho; z zasady niezwykle rzadko gryzła się w język. Być może całe zajście stanowiło jedynie nieporozumienie, które lada moment miało zostać wyjaśnione. A może zaczynali właśnie osobliwy taniec śmierci.

Dima Raskolnikov
• ciałobójca •
Dima Raskolnikov
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : baryłkowy najemnik
https://kerch.forumpolish.com/t394-dima-raskolnikov

Re: Czarny woal

23.08.21 21:57
Było takie powiedzenie, którego kiedyś bardzo nie lubił. Krew zawsze dojdzie do głosu.
Wcześniej dosyć powierzchownie zakładał, że znaczyło ni mniej ni więcej tyle, że to co odziedziczone po rodzicach prędzej czy później ujawni swoją brzydotę, niezależnie od tego jak szkaradna by nie była. Dopiero Baryłka wskazała mu inne interpretacje. Na prowadzenie wysuwała się ta, w której żadne morderstwo nie pozostawało bezkarne, nawet to, którego dopuścił się przed chwilą. Nikt nie pytał, nawet on sam, czy cel zasłużył sobie na leżenie twarzą do dołu w błocie. Zapomniany. Może opłakany przez kogoś, a może nie. Może właśnie osierocił dzieci, albo owdowił jakąś kobietę, która w tej oto chwili szykowała kolację niepomna tego, że ta noc zmieniła wszystko. On zmienił wszystko kiwnięciem palca; nie popadając w skrajną melomanię.
Nie myślał już o tym. Nie wspominał ravkańskich porzekadeł. Czas na wiarę w mądrość przodków minął.
Każdy miał własne koszmary. Jedni budzili się zakopani żywcem w grobach, z ustami i nozdrzami wypełnionymi gnilnym zapachem ziemi i gliny. Inni strząsali z siebie senne wspomnienie ciasnych cel i bólu, który tak naprawdę nigdy nie dawał odpocząć. Trenowali ich ciała, żeby były zabójcze, ale nikt nie był w stanie wytrenować psychiki tak, by wyzbyła się wszelkiego strachu. Może to czyniło ich ludźmi, a może głupcami. Sam już nie był pewny.
Sylwetka rozpłynęła się we mgle; o ile nie miał do czynienia z magikiem, mógł zgadywać, że ktokolwiek to był, zanurkował za któryś z nagrobków. Słyszał go. Ją. Nieważne. Wszystko sprowadzało się do bicia serca, które szaleńczo chciało się wyrwać na wolność. Każde biło tak samo, a jednak jakby inaczej. Nie miał powodów by podejrzewać, że nieznajomy tak szybko dodał dwa do dwóch, a jednak słowa, które popłynęły z tego samego miejsca, co bębniąca symfonia serca wskazywały, że tak właśnie było. Kąciki ust Dimy drgnęły. Nieznajomy okazał się nieznajomą, brzmiącą zaskakująco młodo.
- To zależy - odkrzyknął po dłuższej chwili ciszy, w trakcie której kontemplował, po co w ogóle się odzywa. Nie był pewny, czy grała na zwłokę, czy starała się zabić ciszę upewnieniem co do jego zamiarów. Mógł tylko zgadywać, czy miała broń. Byłby spokojniejszy mogąc sprawdzić, czy nie była griszą. Do tego musiałby jednak podejść znacznie bliżej.
Mógłby sobie już stąd właściwie pójść. Robota wykonana. Potrzebował jednak fantu na dowód. Ocenił, ile susów musiał wykonać nim znajdzie się w okolicach leżącego w trawie kościanego światełka. Wystarczająco dużo, by zdążyła go zastrzelić ze trzy razy. Cztery, jeśli była dobrym strzelcem.
Wychylił się zza nagrobka, próbując przeciąć wzrokiem mgłę. Nie było nic bardziej frustrującego od wyraźnego słyszenia kogoś, a braku możliwości dostrzeżenia go. Wiedziała o tym. Był pewien.
- Od mojego sentymentu - dodał, nawet jeżeli nie zapytała.
- Zawsze chowasz się przed rozmową za nagrobkiem, czy tylko wtedy kiedy rozmawiasz z takimi jak ja? - sparafrazował. Głupie, jak ciężko przechodziło przez gardło słowo grisza. Zupełnie jakby wraz z dezercją pozbawił sam siebie prawa do choćby myślenia o tym słowie. Znał jego etymologię, poznał jego smak w każdym z możliwych wydań, a jednak teraz nie potrafił się nim posłużyć, jakby wypowiedzenie go znaczyło rzucenie klątwy. Kiedy mówił, a jego słowa zagłuszały ewentualny ruch, przysunął się nieco bliżej miejsca, z którego dobiegało go bicie serca.
- Nieładnie.

Sponsored content

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach