Targowisko 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Targowisko

05.05.21 20:45
lokacja

Targowisko

Rozstawione wzdłuż ulicy stragany kuszą wszystkim, co tylko można sobie wymarzyć. Są tu pamiątki, tkaniny, przyprawy, alkohole, jedzenie, naczynia, nakręcane zabawki... Można by wymieniać w nieskończoność. Stoiska zwieńczają dachy z kolorowych materiałów, a pomiędzy kamienicami, pod którymi są ustawione, zawieszono kolorowe światła, przez co niezwykła atmosfera panuje tu także nocą. Sprzedawcy przekrzykują się jak przekupki, zachęcając do zakupu akurat ich wyrobów; powszechna jest degustacja i oczywiście to, co wytrawni biznesmeni lubią najbardziej - targowanie się.

Eefke Ots
• formator •
Eefke Ots
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : krupierka
https://kerch.forumpolish.com/t223-eefke-ots

Re: Targowisko

23.05.21 22:14
Ten dzień był wyjątkowo spokojny. Słońce w miarę przebijało się przez chmury. Gdzieś jakiś ptak zaćwierkał (choć może był to kot, któremu ktoś nastąpił na ogon?). Ktoś, kto wpadł na nią, gdy szła ulicą, nawet powiedział przepraszam.

A jednak Eefke nie umiała pozbyć się wrażenia, że zaraz coś rozwali się na wiele kawałków, jak niestabilny domek z kart i dopadnie ją gorzka rzeczywistość, która towarzyszyła jej nieustannie od czasu przybycia do Ketterdamu. Złodzieje. Gangi. Oszuści. Tych spotykała najczęściej - zresztą nic dziwnego, zważywszy na to, jaką miała pracę. Nie sądziła, że będzie tyle ludzi, którzy przy zwykłej grze w karty będą próbować obejść zasady na, rzecz jasna, swoją korzyść. Czasami było to nawet zabawne, obserwowanie jak próbują wymyślić całe zagranie tak, by móc oszukać, a by jednocześnie nikt nie zorientował się, że to robią. Czasami wywoływało to u niej podziw. Sama wcale źle nie grała, lubiła myśleć, że szło jej wręcz bardzo dobrze (w końcu praktyka robiła swoje, szczególnie jeżeli współgraczami były obeznane w temacie szlachcianki). Samej też zdarzało się jej oszukiwać.

No dobrze, "zdarzało się" to mogło być lekkie... Niedopowiedzenie. Oszukiwała częściej, niż nie. Dlaczego właściwie? Sama nie wiedziała. Może to było dla tego dreszczyku emocji, który czuła, gdy łamała zasady. W końcu od zawsze ciągnęło ją w te strony. Nigdy jednak nie sądziła, że oszuka niewłaściwych ludzi. W Szmaragdowym Pałacu nie grała aż tak często; czasem wpadała po pracy, by się rozerwać - lub zaglądała do innych miejsc, w których prowadzony był hazard.

Ale w momencie, w którym Eefke wkroczyła na targowisko, zorientowała się, że właśnie wszystko runęło jak domek z kart. Nie było trudno go dostrzec - mężczyznę, który obserwował ją od dłuższego czasu. Liczyła na to, że może to był tylko ktoś zapatrzony w jej urodę; ale to naiwne życzenie prędko odeszło w niepamięć, bo, ku swojej własnej zgrozie, poznała tego osobnika. Grała z nim w karty. Całkiem niedawno.

Oszukała go, na dość sporą sumę pieniędzy.

Pieniędzy, których - fizycznie - już przy sobie nie posiadała, bo rozeszły się na większe i mniejsze wydatki.

W momencie, w którym kobieta uświadomiła sobie to wszystko, włosy na karku stanęły jej dęba, serce zaczęło kołatać; a choć w głowie brzmiała jej myśl, że ma przechlapana, to jednak nie umiała powstrzymać narastającej ekscytacji. Postanowiła więc udawać, że wcale go nie zauważyła, kontynuując swoje sprawunki - chciała znaleźć nowe barwniki, bo stare stały się nieco... Zużyte. Miała nadzieję, że mężczyzna może odpuści sobie konfrontację w tłumie - do tego w biały dzień.

Kiedy jednak zatrzymała się przy jednym ze stoisk, a on prędko zjawił się obok niej, wiedziała, że wydostanie się z tej sytuacji wcale nie będzie takie łatwe. Cholera. A mogła darować sobie pójście na targ. Pewnie chciał swoje pieniądze. Nie miała jak ich mu dać. Więc zostało tylko jedno wyjście.

Rozmowa.

— Blokowanie przejścia nie jest zwykle uznawane za zbyt grzeczne zachowanie — odezwała się, na tyle głośno, by mężczyzna mógł ją usłyszeć. Jej głos brzmiał pewnie; nie słychać w nim było wahania, czy strachu. Przecież umiała doskonale kłamać. — Z chęcią wdałabym się w dyskusję, ale, niestety, spieszę się. Może innym razem? A teraz przepraszam, chciałabym przejść. No, chyba, że z pana taka dobra dusza i zechce mi pan pomóc w sprawunkach?

Shankaracharya Dvivedi
• szumowiny •
Shankaracharya Dvivedi
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : krupier w Klubie Wron
https://kerch.forumpolish.com/t228-shankaracharya-dvivedi#369

Re: Targowisko

24.05.21 9:10
Zwykle nie przywiązywał większej wagi do twarzy osób, z którymi przyszło mu spotkać się podczas gry w karty. Większość z nich nie była na tyle istotnymi personami, by zapamiętywać ich na dłużej. Zresztą, zwykle nie zdarzało się, by Dvivedi dał się oszukać. Najczęściej to on przecież oszukiwał i być może to właśnie uśpiło jego czujność podczas niedawnej gry. Możliwe, że gdzieś z tyłu głowy Sulijczyka pojawiła się naiwna myśl, że próby oszukania oszusta nie miały szans się powieść.
A jednak.
Mógłby przejść nad tym do porządku dziennego. Uznać, że los postanowił się na nim odegrać i że było to w jakiś pokrętny sposób uczciwe. Mógłby uznać też, że przegrana - nawet jeśli niedorzecznie wysoka - nie robiła mu w zasadzie większej różnicy. Zwłaszcza, że w gruncie rzeczy pieniądze i tak nie trzymały się go zwykle zbyt długo. Sam świetnie radził sobie z wydawaniem ich, niekiedy grubo ponad stan i prawdopodobnie zdążył już przywyknąć do tego, że zazwyczaj nie cieszył się ich posiadaniem zbyt długo.
Mimo wszystko, trudno było przełknąć gorzki smak porażki, kiedy już dotarło do niego, że najzwyczajniej w świecie został oszukany. Tak po prostu. Jak jeden z wielu naiwniaków, których sam miał okazję oskubać w ten sposób z wszystkich oszczędności. Nic więc dziwnego, że kiedy już twarz kobiety mignęła mu w tłumie, nie był w stanie tak po prostu odpuścić. Nie mogło być mowy o tym, by przynajmniej raz, w drodze wyjątku, faktycznie posłuchał głosu rozsądku i podarował sobie - prawdopodobnie daremną - próbę odzyskania tego, co należało przecież do niego. Zdecydowanie nie myślał o tym, że na konfrontację z oszustką wypadałoby wybrać nieco bardziej ustronne miejsce. Nie sądził, by musiał przejmować się akurat tym. Nie tutaj, nie w miejscu, w którym szanse na reakcję ze strony któregoś z postronnych obserwatorów były równie nikłe jak na to, że w najbliższym czasie Dvivedi miałby całkowicie zmienić swoje podejście do życia i stać się prawdziwie porządnym człowiekiem.
Nie zastanawiał się ani przez moment, kiedy już nadarzyła się okazja, by zbliżyć się do kobiety i wyegzekwować zwrot należących do niego pieniędzy. Na jej słowa natomiast zareagował zwykłym dla siebie uśmiechem - nieco bezczelnym, zdradzającym pewność siebie i niesugerującym raczej, że miałby w tym momencie odpuścić. W pierwszej chwili nie cofnął się zresztą ani nawet o krok.
- Ciekawe, dokładnie to samo mówi się zazwyczaj o oszukiwaniu - zauważył, konsekwentnie ignorując przy tym fakt, jak wielką hipokryzją musiała zalatywać podobna wypowiedź płynąca z jego ust.
Na wzmiankę o sprawunkach, dość obojętnym spojrzeniem powiódł po stoisku, przy którym akurat się znajdowali. Szybko wrócił jednak spojrzeniem do kobiety, dla pewności pozwoliwszy sobie na zaciśnięcie palców na jej nadgarstku. Nie miał przecież zbytniej ochoty na uganianie się za nią po całym targowisku. To miało być krótkie spotkanie, bez zbędnego przeciągania i niepotrzebnych komplikacji. Choć pewnie zakładanie, że faktycznie byłby w stanie uniknąć jakichkolwiek komplikacji, mogło być kolejnym przejawem naiwności z jego strony. Albo całkowitym brakiem umiejętności wyciągania wniosków z dotychczasowych doświadczeń.
- Sprawunkach, na które wydajesz moje pieniądze? Nie, nie wydaje mi się, żebym miał pomóc - kurtuazyjne pogaduszki zdecydowanie można było w tym przypadku uznać za zbędne przeciąganie całej sprawy, toteż najlepszym rozwiązaniem zdawało się być od razu przejście do rzeczy. - Ale na pewno będziesz mogła do nich wrócić już za moment. Wystarczy oddać, co do ciebie nie należy.
Zarówno z tonu wypowiedzi, jak i całkiem przyjaznego uśmiechu, jaki wypłynął na twarz Sulijczyka, można byłoby wywnioskować pewnie, że faktycznie była to całkiem uprzejma sugestia. Wcale nie żądanie, na które nie oczekiwał reakcji żadnej innej, jak tylko przystanie na nie.

Eefke Ots
• formator •
Eefke Ots
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : krupierka
https://kerch.forumpolish.com/t223-eefke-ots

Re: Targowisko

24.05.21 11:14
Czyli mogła darować sobie uprzejmości. Zabawne. Myślała, że nawet pospolity opryszek, jak mężczyzna, który stał przed nią, będzie miał na tyle zdrowego rozsądku, żeby darować sobie próbę odzyskania swoich pieniędzy. Na jej twarzy nadal jawił się lekki uśmiech, chociaż ten gbur przytrzasnął jej skórę na nadgarstku, gdy zacisnął na nim swoje palce.

Przeżywała już gorsze rzeczy. Samo szkolenie w Pałacu było trudniejsze. A chociaż bycie Formatorką nic nie dawało w bezpośredniej walce, to nadal wiedziała, jak się bronić. Chociaż nigdy nie była najlepsza w walce wręcz, to jednak coś tam umiała. A przynajmniej gorąco w to teraz wierzyła. Ten mężczyzna sam nie był święty; widywała go już kilka razy i również miał brzydki nawyk oszukiwania ludzi, z którymi grał. Była prawie pewna, że podczas ich gry także oszukiwał. Jedyna różnica była taka, że tamtym razem to ona miała więcej szczęścia. Życie.

Powiodła wzrokiem na jego dłoń, mocno zaciśniętą na jej przedramieniu, a potem ponownie uniosła na niego spojrzenie, przez długą chwilą przyglądając mu się w milczeniu. Pewny siebie uśmiech zdradzał jej, że przyszedł tutaj po coś i raczej nie miał zamiaru odchodzić bez tego. Cóż. To będzie musiał się gorzko rozczarować. Nawet, gdyby chciała, to nie miała jak mu zwrócić jego należności. Zresztą. Wygrała te pieniądze w kartach. No przecież nie miał jak jej udowodnić, że oszukiwał. A jak będzie chciał się bić - to wtedy będzie myśleć nad rozwiązaniem.

Pomyliłeś mnie z kimś chyba — uśmiechnęła się słodko, nieco bardziej niż poprzednio, mając nadzieję, że zbije go tym z tropu; mężczyźni zwykle stawali się nieco bardziej rozproszeni, gdy kobieta zaczynała się do nich przymilał. To łechtało ich ego. Sprawiało, że czuli się ważni. Zresztą, nie działało to tylko na mężczyzn; na kobiety też. Większość osób lubiła komplementy. Pazerność była wielką przywarą bardzo dużej ilości ludzi i miała nadzieję, że ten przypadek wcale nie będzie inny. Wystarczyłoby jej tylko, żeby puścił jej nadgarstek; wtedy mogłaby zniknąć w tłumie, może zmienić twarz na kilka dni; jako Formatorka miała luksus ukrywania się na widoku. Nie musiała chować się w mieszkaniu z obawy, że jak tylko z niego wyjdzie, to dostanie czymś w łeb. Nie musiała obawiać się, że ktoś rozpozna ją na ulicy i potem będzie miała kłopoty. Mogła nawet szaleć w klubie, a inna twarz sprawiałaby, że szanse na to, że ktoś zorientuje się, kim dokładnie jest, były bardzo niskie.

Uniosła brew, kiedy wspomniał o swoich pieniądzach. Musiała grać głupią, albo całą tę farsę strzeliłby szlag. Na wszystkich świętych, to jego mógłby teraz trafić szlag. Albo ją. Szkoda, że nie było tu Sylvany; ona wiedziałaby jak się z nim rozprawić.

Nie wiem, kto nadepnął ci na odcisk, ale złapałeś nie tę osobę, co trzeba — stwierdziła, marszcząc lekko brwi, jak gdyby naprawdę zastanawiała się, kto mógłby oszukać kogoś takiego, jak mężczyzna stojący przed nią. — Jeżeli szukasz jakiegoś złodzieja, to radziłabym udać się do Baryłki. Albo poszukać w tłumie. Jestem pewna, że ten twój znajdzie się prędzej, czy później.

Szarpnęła nadgarstkiem, wykorzystując element zaskoczenia; bo chyba rzeczywiście mężczyzna nie spodziewał się tego, że taka drobna kobietka jak ona będzie miała na tyle odwagi, by coś takiego zrobić - i, ledwo bo ledwo, ale udało jej się zabrać rękę. Odruchowo przetarła czerwoną skórę drugą dłonią, marszcząc brwi nieco bardziej.

Tak jak mówiłam, nieco się spieszę. Powodzenia życzę — powiedziała, posyłając mu kolejny słodki uśmiech, a następnie z impetem ruszyła przed siebie, starając się po drodze wyminąć mężczyznę; naprawdę mając nadzieję, że to będzie już koniec konfrontacji.

Shankaracharya Dvivedi
• szumowiny •
Shankaracharya Dvivedi
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : krupier w Klubie Wron
https://kerch.forumpolish.com/t228-shankaracharya-dvivedi#369

Re: Targowisko

24.05.21 19:58
Gdyby chciał znaleźć jakiegoś złodzieja, pewnie wystarczyłoby, żeby po prostu spojrzał w lustro. Nawet nie musiałby się za bardzo wysilać, nie byłoby potrzeby uganiania się za złodziejami ani po Baryłce, ani pośród zgromadzonych na targowisku ludzi. Choć i tutaj zapewne wcale ich nie brakowało, a prawdopodobieństwo wpadnięcia na jakiegoś w tłumie było naprawdę wysokie.
Tyle, że on nie szukał przecież jakiegoś złodzieja. Szukał dokładnie jej i tego akurat był absolutnie pewny. Przynajmniej przez większość czasu. Bo tak, faktycznie, na krótki moment udało jej się go zbić z tropu. Mogły na to wskazywać lekko zmarszczone brwi i już nie tak do końca pewne spojrzenie, jakim otaksował uważnie jej twarz. Możliwe zresztą, że to właśnie wtedy kompletnie nieświadomie poluźnił nieco uścisk na jej przegubie. Niewiele trzeba było jednak czasu, by wróciła wcześniejsza pewność co do tego, że zdecydowanie się nie mylił. Zwłaszcza, że sam przecież doskonale wiedział, że zgrywanie głupiego i niezorientowanego było najprostszą taktyką w obliczu podobnych oskarżeń. Szczere oburzenie często okazywało się równie przydatnym dodatkiem. Niestety, w większości przypadków obie te metody bywały zawodne.
No i naprawdę Dvivedi nie chciał wcale tak szybko odpuszczać. Nie, kiedy nic w zasadzie nie udało mu się osiągnąć.
- Odpuść sobie, oboje doskonale wiemy, że złapałem dokładnie tę osobę, którą powinienem - zwykle nie miał nic przeciwko słownym przepychankom i sprzeczkom, jednak tym razem... chyba jednak skłonny był odpuścić sobie tę akurat część, a zamiast tego rzeczywiście przejść do sedna. Najlepiej jeszcze przed tym, jak - wbrew przyjętym w Ketterdamie zwyczajom - ktoś postronny miałby się w tę uroczą pogawędkę wtrącić.
A ponieważ wciąż nie miał ochoty uganiać się za oszustką w tłumie, musiał zareagować niemal od razu po tym, gdy tej udało się wyrwać rękę z jego uścisku. Niewiele myśląc, wyciągnął w jej stronę rękę w momencie, gdy usiłowała go wyminąć i tym samym bezceremonialnie objął ją ramieniem w talii. Prawdopodobnie gest mógłby uchodzić już co najmniej za zbytnie spoufalanie się, jednak nie wyglądało raczej na to, by jakkolwiek ta nadmierna poufałość miała Sulijczykowi przeszkadzać. Zwłaszcza, że w ten sposób przynajmniej mógł jeszcze na chwilę zatrzymać kobietę w miejscu.
- Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś do tych swoich sprawunków wróciła już za chwilę. To zależy od ciebie - nigdy nie należał do osób szczególnie cierpliwych, toteż i tym razem nikłe pokłady jego cierpliwości musiały zostać mocno nadszarpnięte. A jednak mimo wszystko zadbał o to, by jego słowa zabrzmiały względnie spokojnie. Wprawdzie wciąż nie jak coś, na co oczekiwałby odpowiedzi innej niż ta jedyna właściwa, jednak mimo wszystko bez zbędnych nerwów.
- Naprawdę żadne z nas nie chce, żeby zrobiło się nieprzyjemnie - przy tym pozwolił sobie nawet na przeciągłe westchnięcie, jakby rzeczywiście myśl o tym, że ich spotkanie mogłoby skończyć się dość nieprzyjemnie, napełniało go straszliwym zmartwieniem i jakby miała to być ostatnia rzecz, jakiej w życiu mógłby sobie życzyć. Niespecjalnie najwyraźniej przeszkadzał mu przy tym fakt, że w gruncie rzeczy całe to spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych już od samego początku. To nie był widocznie szczegół, którym należałoby zaprzątać sobie głowę.

Eefke Ots
• formator •
Eefke Ots
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : krupierka
https://kerch.forumpolish.com/t223-eefke-ots

Re: Targowisko

25.05.21 12:07
Skrzywiła się, kiedy poczuła, jak mężczyzna obejmuje ją ręką w pasie i przyciąga do siebie; mimowolnie oparła się dłonią o jego klatkę piersiową, by nie stracić równowagi. Na jej twarzy odmalowała się złość i zniecierpliwienie, ale nadal nie pokazała ani odrobiny strachu. Dobrze wiedziała, że z oszustami należało być konsekwentnymi; przecież sama nim była. Zabawne, że oszust domagał się uczciwości od kogoś takiego samego jak on. Tak, jakby liczył na to, że nagle moralność się jej odmieni i w sumie to potulnie odda mu to, co wygrała w karty. A z jakiej racji? Nie lubiła czegoś takiego. Jeżeli był na tyle nieuważny, by dać się oszukać, to niby i czemu miałaby teraz cokolwiek mu oddawać? Nie użyła na nim żadnych mocy - nie była ciałobójcą, żeby wmówić mu, że teraz zostanie oszukany i w sumie to nic z tym nie zrobi. Oszukała go, jakby nie patrzeć, całkiem uczciwie; więc uważała, że nie ma żadnego zobowiązania mu czegokolwiek oddawać.

Inna sprawa, że musiała teraz zdecydować, co jest dla niej ważniejsze; zdrowie, czy duma. Bo choć nie znosiła tego, jak mężczyźni zwykle się z nią obchodzili i tego, że zwykli uważać ją za nic więcej, jak ładną buzię, to jednak lubiła to, że wszystkie zęby miała na swoim miejscu, a na twarzy nie malowały się siniaki. No, chociaż wszelkie uszkodzenia twarzy były mało znaczące - zwyczajnie mogła je ukrywać do czasu, aż by się nie zagoiły.

Spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. Cóż. Sytuacja jak dla niej była całkiem jasna. Przynajmniej wreszcie coś innego działo się w jej życiu - a bijące serce i pędzące myśli nie musiały koniecznie być oznaką strachu.

Poczuła się znowu jak wtedy, gdy była dzieckiem - ryzyko sprawiało, że wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią i zrzucić ten ciężar, który na niej spoczywał. To, kiedy jej tymczasowy towarzysz zorientuje się, że - choć na początku wystraszona - kobieta jest równie nieustępliwa jak on, pozostawało tylko kwestią czasu.

Jeżeli już próbujesz mi grozić, to rób to otwarcie. Bo jak na razie to coś słabo ci idzie, szczególnie że wyczucia nie masz za grosz — prychnęła mu prosto w twarz, porzucając słodki uśmiech; zastąpiła go zmarszczonymi brwiami i twardym spojrzeniem. — Naucz się przegrywać, kolego. Nie moja wina, że się rozproszyłeś i nabrałeś na prostą sztuczkę, jak małe dziecko. Sam jesteś kanciarzem, to chyba powinieneś bardziej uważać? Czy może myślisz, że jako jedyny jesteś tak wspaniały i nietykalny, że to akurat ciebie nikt nie spróbuje nabrać? Nie zobaczysz z tych pieniędzy ani grosza. Idź, pomęcz kogoś innego i nie bądź frajerem i puść mnie, zanim rzeczywiście zrobi się nieprzyjemnie.

Może i użyła nieco zbyt ostrych słów w stosunku do osoby, która, de facto, chciała ją nastraszyć lub zrobić jej krzywdę, ale nie chciała sobie dać wejść na głowę. Może taka odpowiedź przynajmniej wytrąci go z równowagi i sobie daruje? Naprawdę nie miała cierpliwości na takie pogawędki; a zmieniać zdania nie miała zamiaru. Jakby ją potem nachodził, to też nie będzie żaden problem. Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, ani na chwilę nie odwracając wzroku - wpatrując się mężczyźnie prosto w oczy, jakby pojedynkowali się na spojrzenia.

Shankaracharya Dvivedi
• szumowiny •
Shankaracharya Dvivedi
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : krupier w Klubie Wron
https://kerch.forumpolish.com/t228-shankaracharya-dvivedi#369

Re: Targowisko

30.05.21 11:45
W każdej innej sytuacji myślałby pewnie tak samo jak ona. Nie zdarzało się przecież, żeby czul się winny temu, że jakiś naiwniak dał mu się oszukać lub okraść. Nie czułby się w obowiązku zwracać takiej osobie czegokolwiek, wychodząc z założenia, że skoro ktoś był na tyle nieostrożny, żeby dać się oskubać, to sam był sobie winien. Możliwe, że jego postawa względem kobiety, która oszukała go podczas gry w karty, mogłaby zakrawać na swego rodzaju hipokryzję. Dość sporą hipokryzję. Nad tym jednak niespecjalnie się zastanawiał i niespecjalnie się tym przejmował. Po prostu nie podobało mu się, że komuś faktycznie udało się go oszukać, podobnie jak nie podobałoby mu się, gdyby jakiś kieszonkowiec okradł go na ulicy. Co prawda wychodzenie z założenia, że skoro sam specjalizował się w głównej mierze w uwalnianiu innych ludzi od nadmiaru cennych rzeczy, to nie mógł jednocześnie paść ofiarą kradzieży lub oszustwa było poniekąd bardzo życzeniowym myśleniem, ale... to chyba była kolejna kwestia, której Dvivedi nie miał zamiaru zbytnio roztrząsać.
Może odpuściłby, gdyby przegrana kwota wcale nie była jakaś znacząca. W takim wypadku może faktycznie byłby w stanie po prostu machnąć ręką i uznać, że nie było sensu wysilać się na jakiekolwiek próby odzyskania pieniędzy. Może nawet dopuściłby wtedy do siebie oczywisty wniosek, że i tak nie miało to większego sensu. Bo przecież sam też nie zamierzałby oddawać komukolwiek nawet tych nie do końca uczciwie wygranych kruge.
Niestety, kwota, na którą dał się oszukać, wcale do najmniejszych nie należała.
- Chyba nie zrozumieliśmy się zbyt dobrze - jeżeli sądziła, że po jej wypowiedzi miałby sobie tak po prostu odpuścić, to prawdopodobnie był to wyraz dokładnie tej samej naiwności, która jemu pozwalała sądzić, że rzeczywiście istniały jakiekolwiek szanse na odzyskanie przegranych pieniędzy. - Z jakiegoś powodu uznałaś chyba, że proszę cię o zwrot moich pieniędzy i że faktycznie masz w tej sprawie jakiś wybór.
Do rzuconego oskarżenia, jakoby sam należał do niezbyt chlubnego grona oszustów, nie zamierzał się odnosić. Pewnym oczywistościom nie warto było zaprzeczać, a i przytakiwanie im nie miało zazwyczaj większego sensu. Zresztą, w tej konkretnej sytuacji i tak nie zmieniało to przecież absolutnie niczego. Może jedynie poza faktem, że gdyby faktycznie należał do grupy osób w każdym calu uczciwych i bez skazy, prawdopodobnie nawet nie zorientowałby się, że faktycznie padł ofiarą oszustwa. Może nawet nie brałby takiej możliwości pod uwagę, naiwnie i niesłusznie zakładając, że wszyscy dookoła byli równie uczciwi.
- Mam zamiar odzyskać swoje kruge, a od ciebie zależy tylko tyle, czy oddasz mi je bez większych problemów, czy może jednak za jakiś czas, kiedy zupełnie się tego nie spodziewasz, stracisz o wiele więcej - uzupełnił swoją wypowiedź kompletnie niepasującym do niej uśmiechem, który mógłby komuś postronnemu sugerować, że faktycznie prowadzili tutaj jakąś przyjacielską pogawędkę. Jednocześnie chyba dość łatwo można było z brzmienia jego słów wywnioskować, że nie miał co do nich najmniejszych nawet wątpliwości. Owszem, tym razem miała okazję zorientować się, że przyglądał jej się od dłuższej chwili, mogła dostrzec jego obecność, a i on sam zdecydował się na bezpośrednią konfrontację, może nawet doszukując się jakiejś formy rozrywki w możliwości ucięcia sobie krótkiej konwersacji. Nie miał jednak wątpliwości co do tego, że gdyby tylko chciał, mógłby po prostu okraść ją - a raczej odzyskać co jego - bez zwracania na siebie uwagi. Zwłaszcza, że nie byłaby w tym ani pierwsza, ani ostatnia.
- Tvoj izbor - dodał, jednocześnie puszczając ją, co prawdopodobnie miało stanowić dowód na to, że faktycznie wybór należał do niej. Nawet, jeśli żadnej z przedstawionych przez niego możliwości, nie dałoby się uznać za korzystną dla niej.

Eefke Ots
• formator •
Eefke Ots
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : krupierka
https://kerch.forumpolish.com/t223-eefke-ots

Re: Targowisko

20.06.21 11:54
Nie cieszyła ją ta sytuacja. Wcale, a wcale. Kogo by cieszyła? Bycie obłapianym przez jakiegoś faceta, który nie umiał przegrywać; rzucane przez niego groźby nie wywoływału w niej strachu, co jedynie lekki niepokój - ale pocieszała ją myśl, że przecież miała się do kogo zwrócić w razie problemów. Sylvana byłaby więcej niż szczęśliwa, by jej pomóc w tej sytuacji - jednak Eefke nie umiała pozbyć się wrażenia, że męczenie przyjaciółki czymś tak trywialnym i tymczasowym byłoby czymś dość... Dziecinnym. Zresztą; umiała sobie sama poradzić.

Prawda?

Oczywiście, sama rozumiała, co kierowało mężczyzną, który ją teraz zaczepiał - sama byłaby co najmniej zdenerwowana, gdyby zorientowała się, że została oszukana i to na dość poważną kwotę. Mimo to, chyba nie zdecydowałaby się na zawracanie głowy potencjalnemu złodziejowi; bo kogo mogła winić za nieostrożność, jak nie samą siebie? Doskonale zdawała sobie sprawę, że w Ketterdamie znajduje się masa oszustów, krętaczy i hochsztaplerów, którzy tylko czekali na odpowiedni moment, by zgarnąć cudzą własność i wykorzystać ją w swoich własnych celach. Jeżeli więc stałoby się tak, że straciłaby jakiekolwiek pieniądze w wyniku oszustwa - czułaby żal, owszem, ale głównie do siebie. Dlatego dziwiła ją - choć jednocześnie wcale nie - postawa mężczyzny.

Westchnęła ciężko, powoli kręcąc głową na słowa mężczyzny; na jej twarz wkradło się zmęczenie i irytacja, spowodowane całą tą sytuacją. Miała dość już tej rozmowy i nie czuła się jakkolwiek na siłach, by dalej kontynuować te jakże niewinne przekomarzanki; szczególnie, gdy świadomość, że facet właśnie jej groził, wisiała ciężko nad nią.

To ty nie zrozumiałeś mnie zbyt dobrze. Durnyś jak jakiś fjerdańczyk — prychnęła, potrząsając głową i przetarła twarz dłonią, już nie hamując złości oraz sfrustrowania. — Dorośnij, co? Jeżeli byłeś na tyle nierozważny, głupi, czy leniwy, że nie chciało ci się nawet sprawdzić, czy nie jesteś może przypadkiem oszukiwany, to kogo chcesz winić? Pewnie, ja jestem tą złą, w mieście, w którym praktycznie wszyscy kradną. Skoro sam jesteś oszustem, to dobrze wiesz, jak działają zasady tej gry i możesz mieć pretensje tylko do siebie, żeś na tyle ślepy, iż nie poznałeś się na bardzo prostej sztuczce. A może ego ci po prostu za bardzo wzrosło? To chyba nawet żałośniejsze, niż zwykła ignorancja.

Zamaszystym ruchem dłoni odgarnęła włosy z twarzy i rzuciła mu długie spojrzenie, na krótką chwilę milknąc; jedynie po to, by nabrać oddechu i nie dać się facetowi wciąć w jej zdanie.

A jeżeli uważasz, że przestraszę się twoich mało subtelnych gróźb i jeżeli myślisz, że od teraz będę drżeć ze strachu przed każdym cieniem w alejce, to rzeczywiście tylko wyglądasz na inteligentnego. Masz przed sobą osobę, która już raz umarła - nic gorszego nie możesz mi zrobić. Więc albo sobie daruj, albo po prostu zrób, co masz zrobić, bez owijania w bawełnę. Obyśmy się już nigdy nie spotkali.

I bez większego zawahania, jakby jedynie wdała się w sprzeczkę ze znajomym, ruszyła prężnie przed siebie; już ani nie oglądając się przez ramię, ani nie zwalniając tempa nawet na moment - by już wkrótce na dobre zniknąć w tłumie.

//zt

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Targowisko

29.06.21 13:55
Miał wrażenie, że koszula, którą miał na sobie zaraz na trwałe przylepi mu się do skóry i stanie się jego integralną częścią. Pogoda zdecydowanie mu nie sprzyjała. Przyzwyczaił się do typowej dla Ketterdamu wilgoci. Ta zresztą nie była wcale dużo inna od tej, którą znał za dzieciństwa. Bywały jednak takie paskudne dni, jak ten dzisiaj, gdy powietrze przesycone było jakimś gorącem, ciepłem, a to w połączeniu z naturalnymi prądami powietrznymi sprawiało, że Kerch przez chwilę przypominał bardziej jakąś nowoziemską kolonię, a nie siebie. Pot lał mu się po plecach, a nic nie wskazywało na to, by szybko się stąd wydostał.
Tłumik ludzi kręcących się jak on po targowisku wcale nie pomagał. Powietrze wydawało mu się wręcz zepsute, a nie znajdował się w jakiejś podejrzanej dzielnicy, blisko rzeźni lub innych przemysłowych zakładów. Bał się, jak będzie wyglądać rzeczywistość, gdy wróci na kwaterę. Będzie gorzej? A może lepiej? Gdyby chociaż zaświeciło słońce… Ale to skryło się za wiecznymi chmurami, pozostawiając po sobie jedynie parność i duchotę.
W dłoni dzierżył skrawek papieru, gdzie zapisano roztartym już tuszem rzeczy, jakie powinien zakupić. Skwapliwie zapełniał skórzany plecach, wykreślając jednocześnie pogryzionym u nasady ołówkiem kolejne pozycje. Nie zostało już wiele. W głowie zadał sobie ciche pytanie, czemu właściwie robi domowe zakupy dla swojego szefa, ale szybko o nim zapomniał, bo całą jego uwagę przykuła burza rudych loków. No może nie loków. I nie tak bardzo rudych, ale bardziej rudych niż nudna kercheńska szarość. Nie myślał wiele (Kenny rzadko w ogóle myślał) i bez wahania podszedł do właścicielki. Zaczepił ją niewinnie, pukając w ramię (bo skradał się za nią od tyłu jak jakiś przestępca), po czym wypalił w swoim rodowym języku:
— Hej mała, jesteś może błędnym ognikiem? Bo z chęcią za tobą podążę i zgubię się na bagnie.
Z młodości mówiono mu, że nie powinien za żadne skarby podążać na tajemniczymi światełkami, które od czasu do czasu pojawiały się nad powierzchnią i nęciły do siebie. Po takiej podróży mógł już nie wrócić. Ogniki wabiły po to, żeby zabić i normalnie by tego unikał, ale tej loszce dałby się utopi z przyjemnością.

@Zoria Rozanova

Zoria Rozanova
• uzdrowiciel •
Zoria Rozanova
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : uzdrowicielka w Ambasadzie Ravki
https://kerch.forumpolish.com/t348-zoria-rozanova

Re: Targowisko

03.07.21 16:36
Ambasada nie stanowiła całego świata uzdrowicielki; nie siedziała w niej przez cały czas, świecąc na prawo i lewo uniformem griszy. Zdarzało się, nie tak rzadko w zasadzie, iż wypuszczała się na miasto.
Zdecydowanie nie w kefcie.
Teoretycznie ten element ubioru zapewniał bezpieczeństwo, ale też jednocześnie zbyt wyróżniał ją z tłumu; chyba nawet bardziej niż ognista czupryna, utrudniająca całkowite, absolutne wtopienie się w otoczenie. Dlatego też pozostawiła go w prywatnym zaciszu, samej zaś udając najzwyczajniejszą w świecie obywatelkę Ketterdamu, która wybrała się na targowisko po zwyczajne sprawunki.
Tłum jak tłum, nie był czymś nadzwyczajnym, raczej wręcz czymś naturalnym, biorąc pod uwagę miejsce, w którym się znajdowała. Nic więc dziwnego w tym, że nie raz i nie dwa człowiek znajdował się bardzo blisko innego, choćby po to, żeby go wyminąć. Ale, mimo wszystko, istniały pewne granice.
Za naruszenie takowej, zapewne, można by uznać postukanie w ramię. Zwłaszcza jeśli nie było się bliskim znajomym, o czym mógł świadczyć głos, którego nie poznawała. Nie trzeba było długo czekać na reakcję rudowłosej. Obróciła się szybko, na pięcie, chcąc złapać nieszczęsną, stukającą w ramię rękę i zacisnąć na niej mocno palce własnej dłoni. O czym on mówił? Ogniki, bagna? Poruszało to pewne wspomnienia, opowieści. Czy porównanie powinno jej pochlebiać? Być może. Jak na razie chyba bardziej irytowało, o czym mógł świadczyć pewien błysk w ciemnoniebieskich oczach.
- Życie ci niemiłe? – odparła krótko, również w kaelskim. Czuć jednak było, iż raczej nie był to ojczysty język, język, który posługiwała się swobodnie. Brakowało też odpowiedniego akcentu, wyraźnie świadczącego o wyspiarskim pochodzeniu.
Czyżby miał więcej szczęścia niż rozumu i jedynie traf losu chciał, iż zaczepiona nieznajoma była w stanie zrozumieć jego słowa?

Cináed Ó Phaidin
• wolny strzelec •
Cináed Ó Phaidin
Pochodzenie : Wyspa Tułacza
Stanowisko : Czeladnik w warsztacie rusznikarskim
https://kerch.forumpolish.com/t221-cinaed-o-phaidin

Re: Targowisko

26.07.21 14:31
Całe życie Kennego składało się z kolejnych pasm nieszczęść. Zaczęło od tego, że się urodził 1 kwietnia. Potem jakoś to się zaczęło toczyć w jeszcze większą kulę śniegową, doprowadzając go do miejsca, w którym stał.
Jego pewność siebie podpowiadała, że dziewczynie z pewnością spodoba się ten podryw. Co w nim mogło być nie tak? W końcu pięknie odniósł się do widoków, jakie można było zobaczyć na Wyspie Tułaczej. Zasugerował, że jej piękno jest porównywalne z tym w opowieściach o mitycznych istotach. Dodał, że oddałby dla niej całe swoje życie. A to, że nawet się nie znali? Lekka niedogodność, ale od tego się właśnie pukało ludzi w ramię i zgadywało — żeby poznawać.
Widząc więc średnio zadowoloną minę, został zbity z tropu. Czyżby powiedział coś nie tak? A może istnieli inni rudzi spoza Wyspy? Nie. To niemożliwe. W końcu mu odpowiedziała, więc go rozumiała, więc musiała pochodzić z tego samego państwa! Szybka, prosta logika. To, że dziewczyna posługiwała się nieco niezgrabnie językiem i mówiła z zupełnie innym akcentem niż on, zwalił na barki tego, że mogli pochodzić z innych części kraju.
W takim wypadku nic nie stało na przeszkodzie, by dalej kontynuował swoje piękne wywody, próbując podbić serce pięknej, płomiennowłosej.
— Bez ciebie w życiu nic nie jest miłe, nawet ono same.
Gdyby Kenny nie został majsterklepką, z pewnością jego kariera poszłaby na bardziej poetycko-muzyczne tory. Miał jakiś talent do rzucania kiepskimi, nabzdyczonymi tekstami niczym z murali na niektórych kercheńskich kamienicach, które pisali młodzi, niewyżyci. Niestety nikt w dzieciństwie nie zobaczył jego talentu i tak skończył na warsztacie u rusznikarza robiąc najlepszą broń palną po swojej stronie rzeki, a przynajmniej tak głosił napis na dawno nie mytej szybie.

@Zoria Rozanova

Zoria Rozanova
• uzdrowiciel •
Zoria Rozanova
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : uzdrowicielka w Ambasadzie Ravki
https://kerch.forumpolish.com/t348-zoria-rozanova

Re: Targowisko

02.08.21 21:11
Palce kobiety zacisnęły się na nadgarstku młodzika. Mocno. Pewnie, daleko jej było do postawnych mężczyzn, którzy zdawali się móc zmiażdżyć dłoń uściskiem, niemniej… Raczej nie można było tego jej gestu zaliczyć do komfortowych i całkiem bezbolesnych.
Tak. Zdecydowanie nieszczególnie była zachwycona tego rodzaju zaczepką, choć też zdawała się zachowywać spokój godny tego kwiatu, znajdującego się na tafli jeziora.
Tylko, co najbardziej chyba (a może jednak – wcale. Teoretycznie pasowało to do młodego wieku) zaskakiwało, do czynienia miała z młokosem. Jeśli bardzo, bardzo dobrze by się postarała? Zapewne mogłaby być jego matką, o ile pierwsze wrażenie nie sprowadzało jej na manowce w zakresie możliwego wieku nieznajomego.
Przy czym, bynajmniej, najwyraźniej nie nabrał rozumu i ciągnął swoją dziwaczną farsę, mającą na celu... W sumie nawet nie była pewna, co dokładnie. Chyba się nie spodziewał, że zawiśnie mu na szyi w zachwycie nad słowami, jakie spływały z jego ust?
Chyba…?
Palce zacisnęły się na chwilę jeszcze mocniej, zanim uścisk całkowicie ustąpił, a dłoń kobiety została opuszczona.
- Nawet ono same? – powtórzyła, ściągając nieznacznie brwi. Tak, można powiedzieć, iż znała język swego przodka, lecz więcej w nim było niewiadomych niż wiadomych, a pewne niuanse, niestety, umykały – Nie jestem pewna, co to znaczy. – zaczęła dość powoli, przechodząc na kercheński. Być może popełniała błąd, zakładając, iż ktoś obecny w tym miejscu włada tym językiem. Być może przeskoczyła na niego wręcz odruchowo, tym bardziej że łatwiej jej było się wysłowić w kercheńskim właśnie. - Ale jestem całkiem pewna, że jeśli będziesz tak zaczepiał nieznajome na ulicy, to w końcu zaczepisz niewłaściwą. I w najlepszym razie skończysz ze złamanym nosem. – skwitowała dość suchym, rzeczowym tonem, nie spuszczając z młodego oka.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach