Przystań gondoli 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Przystań gondoli

05.05.21 9:14
lokacja

Przystań gondoli

Gondole to główny środek transportu po Ketterdamie. Tutaj można wynająć jedną z nich. Gondolierzy czekają na zlecenia, podobnie jak i ich gondole - jedne bardziej zadbane, inne niekoniecznie.

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa
Nigdy nie przepadała za tym wczesnym etapem wiosny, kiedy zima wciąż jeszcze trzymała całe miasto w objęciach. Było zimno i miała wrażenie, że bardziej ponuro jak zazwyczaj, szczególnie kiedy porankami wilgoć wisiała ciężko w powietrzu, mieszając się z wędlowym pyłem. Mimo że kanały rozmarzły już całkowicie, umożliwiając sprawne poruszanie się gondoli, to ona sama wciąż jakby ociągała się, by częściej wchodzić na łódkę, a przez to też wciąż jej głównym źródłem dochodu pozostawały zlecenia, które brały pod uwagę głównie jej umiejętność posługiwania się bronią. Cel całej tej eskapady był dla niej skryty za mgłą - jej zleceniodawca wymagał od niej tego, by w razie potrzeby strzelała celnie i szybko, a nie by zadawała niepotrzebne i kłopotliwe pytania. Wystarczyło jej tylko tyle, że drugą stroną miał być ktoś z rodu Groeneveldt.
O ich instrumentach mówiło się niestworzone rzeczy, chociaż ona sama nigdy nie miała chyba szansy usłyszeć prawdziwych, wyprodukowanych przez nich skrzypiec. W jej głowie nie malowały się tak piękne porównania jak 'brzmienie niczym anielski głos' czy 'posiadające wręcz ludzką duszę'. Muzyka wygrywana na skrzypcach, a szczególnie tak drogich, była zarezerwowana dla wyższych sfer, a jej uszom zawsze było nie po drodze zawitać do opery czy innego, równie szumnie i dumnie nazywanego przybytku. Nie znaczyło to jednak, że jakoś bardzo tego żałowała, chociaż musiała przyznać, że aktualnie o wiele chętnie słuchałaby nawet najgorszego rzępolenia, o ile oczywiście odbywałoby się ono w cieple i najlepiej przy szklaneczce dobrego alkoholu, niż tkwiła na przystani.
Opierała się o zawilgotniałą ścianę budynku, czując jak jej chłód powoli przesiąka przez gruby materiał płaszcza. Czekała, w niby to nonszalanckiej, pełnej swobody pozie, parę metrów od towarzyszącego jej mężczyzny, który to przyszedł tu załatwiać swoje interesy. Druga strona miała właściwie za moment się zjawić, bo miejskie dzwony właśnie rozbrzmiały, ogłaszając pełną godzinę i nawet jeśli oni sami przed chwilą zaledwie się zjawili, to ona miała wrażenie, że czas dłuży się nieprzyjemnie, jakby wybitnie na złość.

Ezra Hernau
• piekielnik •
Ezra Hernau
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Ochroniarz na kontrakcie rodu Groeneveldt
https://kerch.forumpolish.com/t262-ezra-hernau#822

Re: Przystań gondoli

02.06.21 23:31
| Połowa marca?

Bez słowa poprowadził pochyloną nieznacznie postać za sobą. Nawet nie starał się ukrywać swojego wzrostu i postury. Okryty burym płaszczem i zsuniętym na czoło kapturem, miał nie tylko sprawiać wrażenie niepokojącego. Takim miano go postrzegać. Taką rolę przyjął na siebie, na wstępie zniechęcając potencjalne kłopoty przed bezmyślną konfrontacją.
Świt sprzyjał milczeniu, gdy w końcu pokonali brukowaną ścieżkę, zatrzymując się u brzegu jednego z szerokich kanałów. Nawet w podobnej dzielnicy, od strony wody zalatywało mieszanką kanałów i czegoś, co nazywano morską wilgocią. Ale ani tam morza, ani rzeczywistej wilgoci. Smętna toń falowała za to, nie pozwalając przebić się spojrzeniem przez taflę, zazdrośnie strzegąc mulistego dna. Chyba, że wpadało się w mętną przestrzeń, a woda pochłaniała w całości. Dziś podobnych atrakcji nie przewidywał, chociaż pamiętał, by zawsze być przygotowanym na nieoczekiwane okoliczności. Szczególnie w pracy.
Spotkanie, nad którym miał trzymać pieczę, należało do tych mniej niebezpiecznych. Przyzwyczaił się jednak, że jego kontraktor nawet w - na pozór - niewielkich zleceniach, przemycał coś większego. Ezra nie pytał o przeprowadzane interesy. Nie taką pełnił funkcję, by wtrącać się w działania szefostwa. Miał być tarczą w ochronie i mieczem, gdy wymagały tego okoliczności - Nie wsiadaj do gondoli, ale bądź blisko - usłyszał lakoniczne, wypowiedziane niby od niechcenia, zdanie. Skinął głową niemal niezauważalnie, kontynuując milczącą wędrówkę.
Mimowolnie, niemal z namysłem, zlustrował drobną, kobiecą sylwetkę, która miała towarzyszyć celowi spotkania. Nie miał wątpliwości, że nie pojawiła się dla ozdoby, chociaż przyznać mógł, że z delikatną, egzotyczną urodą mogła za taką uchodzić. Nie ufał pozorom i zbyt wiele razy otrzymał gorzką nauczkę, by nie doceniać podobnie prezentujące się persony. Zaczekał, aż interesanci wejdą do gondoli, niespiesznie ruszając wzdłuż brzegu. Przelotnie zerknął na ciemnowłosą nieznajomą, tym samym dając jej znak, że także powinni ruszyć. A przynajmniej, on nie miał zamiaru pozostawać w tyle. Nawet, jeśli otoczenie nie zapowiadało niebezpieczeństwa, pozostawał czujny, obserwując okolicę i nadając jasnemu spojrzeniu zieleni, wrażenie widoku węszącego wilka - Wysiądą przy następnym przyczółku - zakomunikował krótko, odzywając się do kobiety po raz pierwszy. Zwolnił kroku, nie pozwalając, by znalazła się bezpośrednio za jego plecami. Czy była to przezorność, czy doświadczenie - wolał nie podsuwać nikomu okazji do wszczęcia ewentualnych kłopotów. Jeśli do takich miało przyjść, eliminacja potencjalnego zaskoczenia była priorytetem.



Ostatnio zmieniony przez Ezra Hernau dnia 07.06.21 19:22, w całości zmieniany 1 raz

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa

Re: Przystań gondoli

07.06.21 19:15
Kroki rozległy się w pobliskiej uliczce, która otwierała się o przystań, zwiastując zbliżanie się wyczekiwanej drugiej strony całych rozmówek. Dziewczyna przeniosła zaciekawione spojrzenie w bok, kierując je na wyjście z alejki i zaraz też jej oczom ukazała się sylwetka wysokiego, potężnego mężczyzny. Za nią z kolei człapała ta pochylona, wyraźnie korzystająca z usług swojego przewodnika, który był zarówno też ochroniarzem. Musiała przyznać - sprawiał dokładnie takie wrażenie, jakie chciał wywołać u osób, które staną mu na drodze. Ciągnęła się za nim aura niepokoju, która zapewne z wysokim powodzeniem płoszyła każdego, kto pomyślałby o dobraniu się do jego zleceniodawcy. Ciężko jednak było stwierdzić, czy Eyrie też odczuwała dokładnie te same emocje. Owszem, widziała je, ale niekoniecznie się nimi przejmowała. Głównie dlatego, że nie miała najmniejszego zamiaru wchodzić ochroniarzowi rodu Greonebeldt w drogę. Wynikało to zarówno ze zdrowego rozsądku, jaki zazwyczaj kręcił się pod czaszką, jak i zrozumienia że zaistniałe rozmowy nie zakładały wzajemnego okładania się po mordach.
Kiedy więc olbrzym i jego pan zbliżyli się do gondoli, a drugi z nich załadował na nią, wreszcie dołączając do towarzystwa jej zleceniodawcy, dziewczyna odepchnęła się lekko od podpieranej do tej pory ściany. Ruszyła w stronę pozostałego na brzegu mężczyzny, zauważając jak nieco zwalnia, by przypadkiem nie miał jej za plecami. Mądrze, chociaż ona w ogóle nie zamierzała nawet próbować zakradać się za nim w całym tym procesie pilnowania. Chętnie się więc z nim zrównała, spojrzeniem jasnych, złocistych oczu zaglądając mu pod kaptur. Nie było to w sumie niczym trudnym czy problematycznym, bo biorąc pod uwagę jak duża była między nimi różnica wzrostu, wystarczyło że spojrzała w górę.
- Rozumiem - pokiwała głową, uśmiechając się do niego lekko i wyglądając w tym momencie bardziej jak zaciekawiona błyskotką sroka, niż osoba jakby nie patrzeć - na służbie. - Słyszałam, że ro.. za twoim pracodawcom często snuje się cień wyższy niż ten który rzuca Wieża Pływów o zachodzie, ale cholera jeśli mam być szczera, myślałam że przesadzają - powiedziała, wyciągając jedną rękę ku górze, na wysokość czubka jego głowy i mrużąc przy tym oczy, jakby chciała za pomocą tego prostego gestu ocenić ile właściwie centymetrów było między nimi różnicy - Powiedz, długo już bawisz się w robienie za straszaka? Bo w sumie z taką aurą zakładam, że większość blednie na samą myśl o podniesieniu w twoim kierunku ręki - zapytała, chwilowo odrywając od niego spojrzenie i przesuwając je na sunącą nieopodal gondolę. Parę wcześniejszych spojrzeń wystarczało by ocenić, że pod szarym płaszczem kryją się mięśnie z którymi w parze najpewniej szedł talent do odpowiedniego wprawiania ich w ruch i wykorzystywania. Pozostawało też zapisać w pamięci, że jeśli kiedyś znowu go spotka i nie daj święci, ich interesy będą skrajnie rozbieżne, powinna trzymać się od niego na odległość jego ręki i lufy własnego rewolweru.

Ezra Hernau
• piekielnik •
Ezra Hernau
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Ochroniarz na kontrakcie rodu Groeneveldt
https://kerch.forumpolish.com/t262-ezra-hernau#822

Re: Przystań gondoli

13.06.21 23:49
Zdarzało się, że przy niektórych, powiązanych z interesami poleceniach, towarzyszył wyznaczonym przez kontraktora osobom.  Głowa rodu Groeneveldt nie musiała się pojawiać osobiście na mniej znacznych spotkaniach, by sfinalizować zakładane interesy. Było tak i dzisiejszego poranka, ale o tym nikt niepowołany nie musiał wiedzieć. Niezależnie od towarzyszącej mu obecności i okoliczności, zawsze zachowywał się tak, jakby pod pieczą miał swego szefa. Była w tym częściowo zwykła profesyjna powinność, ale i celowy zabieg, który miał zapewnić bezpieczeństwo ochranianym. W końcu, informacja była towarem bardzo cennym w zamglonym Ketterdamie. A co znaczniejsi przedstawiciele miasta, zazwyczaj byli na plotkarskim świeczniku także (a może przede wszystkim?) w tym ciemniejszym światku. A ten, wypełzał nawet na ulice, których porządku w zwyczajowych porach, pilnowała stadwachta. A oni nie musieli widzieć wszystkiego.
Widział za to Hernau, robiąc za żywy czujnik na potencjalne niebezpieczeństwo, czasem zahaczając swoim nawykiem nawet o przewrażliwienie. Nie starał się jednak z tym walczyć, nie kiedy zbyt wiele razy uratowało mu to skórę. A jej brak, pogrążała go w niepotrzebnych kłopotach. I tych planował uniknąć, gdy przyglądał się niewysokiej kobiecie o bardzo charakterystycznej urodzie, przywodzącej na myśl kraj, którego do tej pory nigdy nie odwiedził. I być może nigdy nie powinien.
Sama nieznajoma, nie wydawała się darzyć go jakąkolwiek niechęcią, zupełnie niezrażona narzuconym z góry dystansem, jaki zaserwował. Ciche, miękko stawiane kroki, nawet na tak brukowanym podłożu, zdawały się należeć do duszki z opowieści, jakie czytał, niż do człowieka. Wystarczyło też, że się z nim zrównała, by mógł z większą precyzja prześledzić gładkie lica i jasno błyskające złotem ślepia. Nie próbowała nawet kryć oblicza, śmiało zaglądając w górę, trafiając na jego wzrok.
Nie odpowiedział uśmiechem, gdy ten rozświetlił się lekko na wargach towarzyszki. I gdyby nie bystre spojrzenie kobiety, byłby skłonny założyć, że całkiem beztrosko podchodziła do powierzonego jej zadania. Oboje wszakże, dbali o interesy swoich szefów - kimkolwiek byli. Na dłużej zatrzymał spojrzenie, bardziej zwracając twarz ku ciemnowłosej, gdy podjęła niekonwencjonalny, jak na sytuację - monolog. Przynajmniej, tak początkowo mogło się zdawać, bo Ezra nie odpowiedział od razu na kierowane ku niemu wyrazy, jakby cedził ich prawdziwe znaczenie - Nie słyszałem o kimś takim - głos miał spokojny, wciąż poważny, jakby zignorował, albo nie zrozumiał żartu - Pozdrów go następnym razem - Tylko coś w jasnych źrenicach mogło przeczyć słowom, bo błysk tłumionego rozbawienia prześlizgnął się pod powiekami, umykając tak szybko, jak się pojawił. Palce zadrgały przy udzie w zatrzymanym intuicyjnie geście, gdy nieznajoma uniosła dłoń. Nie w ataku - Powiedz mi - zduplikował wyrazy kolejnego zdania i pytania, jakie otrzymał w ciągu krótkiego marszu - rozpraszasz uwagę tak z natury, czy testujesz moją czujność? - o dziwo, zachował ten sam ton, nie starając się przekroczyć granicy sytuacyjnych konwenansów.  Nie, kiedy był na służbie. Był cierpliwy, jeśli chodziło o kobiety. A specyfika tonu, jaki prezentowała mu nieznajoma, w jakiś ulotny sposób przypominała mu ten, którym urzekła go kiedyś jego żona. Być może dlatego musiał podwoić uwagę, jaką jednocześnie dzielił i na idącą krok w krok towarzyszkę i na szepty interesantów płynących obok gondolą. Sentymenty potrafił bezbłędnie odsunąć na bok. Zazwyczaj.

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Re: Przystań gondoli

16.06.21 19:13
Drobna kobieta nie przyciągała do siebie spojrzeń przechodniów. Jej prosta sukienka zdawała się wtapiać w szarość budynków. Kuliła się na schodach prowadzących do drzwi czyjegoś mieszkania, przez co stawała się jeszcze mniej zauważalna. Gdyby któryś z przechodzących w pobliżu mieszkańców miasta raczył spojrzeć w jej kierunku uznałby pochopnie, że kobieta była zwykłą żebraczką wędrującą od domu do domu i próbującą wyłudzić od „porządnych” obywateli kilka kruge. Sulijskie rysy twarzy i pasemka siwizny we włosach utwierdziłoby ich w przekonaniu, że porzuciła z jakiś powodów wędrowny styl życia, z którego znane było jej plemię i postanowiła osiedlić się w Ketterdamie. Czemu akurat tutaj? Cóż, każdy kto przyjeżdżał do Ketterdamu miał swoje powody dla których decydował się pozostać w nim na dłużej. Nie inaczej było w przypadku Sulijki.  Jedynie ona sama i może święci potrafiliby powiedzieć, co skłoniło ją do zrezygnowania z otwartych przestrzeni dla kamiennego miasta. I czy naprawdę chciała porzucać swoje stare życie? Gdyby ktoś wiedziony ciekawością zechciał ją o to zapytać, nie otrzymałby w tej chwili odpowiedzi, bowiem kobieta była całkowicie pochłonięta własnymi myślami. Nie zareagowałaby na żadną zaczepkę. Nerwowo pocierała o siebie dłonie, jakby próbowała zetrzeć z nich jakiś niewidzialny brud. Mamrotała przy tym coś do siebie po kercheńsku, z wyraźnym obcym akcentem. Wariatka? Niejeden przechodzień wzruszyłoby ramionami, zakładając, że nic nie pomoże chorej na umyśle i pośpiesznie oddaliłby się do swoich spraw. Bardziej czułe ucho uchwyciłoby słowa wypowiadane przez Sulijkę.
- Nic na to nie poradzę. Próbuję i próbuję, ale wychodzi tylko czarne słońce. W kartach jest zaćmienie słońca. Zaćmienie słońca nad miastem. Zobaczą czarne słońce. Zaćmienie słońca. Czarne słońce. Mówię wam, że to zaćmienie słońca. Czarne słońce.
Nagle uniosła głowę. Rozejrzała się rozszerzonymi lękiem ciemnymi oczami i poderwała na równe nogi. Pośpiesznie zbiegła ze schodków i oglądając się za siebie nerwowo, jakby miał za nią ruszyć pościg, zniknęła w zaułku ulicy.

| Przysługuje wam prawo do rzutu kością na spostrzegawczość. Próg powodzenia akcji wynosi 60. Na wynik składa się suma waszej statystyki spostrzegawczość oraz wynik rzutu k100 podzielony przez dwa. Jeżeli uda wam się osiągnąć próg, zauważycie kobietę i usłyszycie jej słowa. Reakcja na to wydarzenie pozostaje w gestii waszych postaci. Mistrz Gry nie będzie kontynuował z wami rozgrywki.


Jednocześnie informuję, że jeżeli akcja się powiedzie, a postać podzieli się się swoim spostrzeżeniem z przynajmniej dwoma innymi postaciami (w dwóch osobnych sesjach) niż obecne w tym wątku, będzie przysługiwało jej prawo do osiągnięcia specjalnego pt. "pajęcze wici", za które przysługuje 15 punktów fabularnych. Należy się po nie zgłosić w temacie z osiągnięciami, linkując wszystkie trzy sesje.

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa

Re: Przystań gondoli

18.06.21 17:09
Jej charakter pozostawiał wiele do życzenia; słyszała to nie raz, nie dwa, głównie z ust jakichś poddenerwowanych jegomości, którzy wyobrażali sobie ją nieco inaczej. Problem jednak był taki, że Eyrie absolutnie tego typu uwagi nie zawracały głowy, bo póki nie przeszkadzała sama sobie w swojej własnej pracy, to najwyraźniej nic nie wymagało korekcji. Prawda też była taka, że pomimo swojego miejscami wręcz infantylnego zachowania, do tej pory była w stanie wywiązywać się z kontraktów i innych prac z oczekiwanym rezultatem.
Zdawała sobie też sprawę z tego, że jej chwilowy towarzysz, najpewniej węszył gdzieś podstęp, albo uważał, że tego typu zachowanie miało za cel po prostu kompletne rozproszenie go i utrudnienie mu ochrony zleceniodawcy. Absurd i nic bardziej mylnego. Nie przejęła się też ponurą maską powagi, która wciąż gościła na jego twarzy, bo była to reakcja i spodziewana i typowa.
- Oh, dobrze. Jeśli tylko kiedyś go spotkam, znowu, to na pewno przekażę twoje pozdrowienia. A od kogo, jeśli można wiedzieć? Żeby adresat wiedział komu zwrócić? - zapytała wciąż z takim samym, lekkim i wesołym uśmiechem czającym się w kącikach ust. Zaraz też jakby uważniej na niego spojrzała, kiedy zaczął formułować swoje pytanie. W pierwszym odruchu zmarszczyła nieco brwi, jednocześnie przygryzając policzek, jakby faktycznie zastanawiała się nad odpowiedzią, której mogła mu w tym momencie udzielić.
- Powiedzmy, że to taka wada charakteru? - rozłożyła ręce, wzruszając przy tym ramionami - Ale biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację, to chyba jedno i drugie...? - zapytała, wyglądając przy tym, jakby zarówno pytanie, jak i odpowiedź, potraktowała jak najbardziej poważnie. Jej spojrzenie jednak wreszcie uciekło w bok, odsuwając się od jego twarzy i sylwetki, podobnie jak i jej twarz. Obejrzała się mimowolnie, słysząc w pewnej odległości od siebie słowa, wypowiadane z ciężkim sulijskim akcentem. Nie znała tego języka, ale akcent to co innego, szczególnie gdy niska kobieta posiadała nader charakterystyczną urodę. Wyglądała na nieco nerwową, a jej rozbiegany wzrok jasno sugerował, że pod sufitem przestała mieć równo już dawno temu. Nie wiedzieć jednak czemu, jej słowa w całości wleciały do ucha Eyrie, obijając się wewnątrz głowy nieprzyjemnie. Nie miała jednak zamiaru poświecić temu wszystkiemu więcej energii, ciało wciąż szło na przód, dorównując kroku towarzyszącemu jej mężczyźnie i tylko jedna z dłoni opadła jakby w naturalnym geście rozluźnienia, niby przypadkiem zatrzymując się na wysokości przypiętej u boku broni.
- Czarne słońce? - wyszeptała pod nosem, marszcząc przy tym brwi w niezrozumieniu. Jakby też mimowolnie podniosła wzrok na niebo, ale nic nie wydawało się dziwne czy nie na miejscu. Potrząsnęła głową. - Słyszałeś? - zapytała jeszcze, jakby kontrolnie, swojego tymczasowego towarzysza w spacerze wzdłuż przystani.

Spostrzegawczość: 50+44/2=72

Ezra Hernau
• piekielnik •
Ezra Hernau
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Ochroniarz na kontrakcie rodu Groeneveldt
https://kerch.forumpolish.com/t262-ezra-hernau#822

Re: Przystań gondoli

01.07.21 19:49
Nie trudno było zaszufladkować oceną kogoś, kogo się absolutnie nie znało, bazując ledwie na kilku dostrzeżonych zachowaniach, czy gestach. Być może dlatego Ezra przywiązywał dużą wagę do tego, jakie wrażenia odbierał, odnajdując w nich mniej lub bardziej ukryte znaczenia. I miał świadomość, jakie wrażenie sam sprawiał swoją powagą, nie dając się zepchnąć ze służbowej roli. I jak łatwo było opacznie zrozumieć wysuwaną intencję. Mimo to, nigdy nie starał się tłumaczyć, ani korygować swego zachowania. To co czuli inni, było wyłącznie ich sprawą. On prawdę o sobie znał i nie wymagał tej wiedzy od innych.
Nie było nic dziwnego w fakcie, że badał nową towarzyszkę. Nie był naiwny, żeby wierzyć nieznajomym bez żadnego namysłu. Był czujny z natury i fakt, że poddawał nieznajomą podobnym spostrzeżeniom, nie różnił się od jego zwyczajowych, przypisanych pracy zachowaniom - Zależy, kto te pozdrowienia przekaże - uniósł jedną brew tym razem pytająco. Podobno w dobrym wychowaniu było najpierw zdradzić swoje imię, dopiero pytać o cudze, ale - wciąż był dla siebie w obcym miejscu. A sama kobieta przecież wyglądała na taką, która mogła się pojawić w Ketterdamie jako obca. Pełno było w kamiennym mieście imigrantów, ale ciekawość charakteryzowała mieszkańców całkiem mocno. W końcu, to informacja była najbardziej pożądaną walutą. Czego właściwie chciała sama ciemnowłosa, wyciągając od niego tożsamość? Tym bardziej, że wyglądało na to, że coś mogła słyszeć. Nie był tylko pewien - skąd. I co miała z tą informacją zamiar zrobić.
Moment milczenia sprawił, że patrzył na towarzyszkę tylko kątem oka, uważniej lokując wzrok na gondoli i okolicy. Szum wody zdawał się pochłaniać większość dźwięków, ale szept interesantów, przeciekał przez podobne bariery i nadawał całości  specyficznej aury. Świt i ciągnąca się tak nad kanałem, jak i ulicami szaruga wzmacniała efekt, wywołując niekontrolowany dreszcz. Głos nieznajomej, wyrwał go chwilowo z nieuchwytnego wrażenia niebezpieczeństwa - Nie sądzę, aby wadę można było tak prosto wykorzystywać na swoją korzyść - odpowiedział wciąż patrząc gdzieś w zamglonym kierunku, do którego zmierzali. Całkiem niedaleko był przystanek, przy którym wysiadać mieli ich dzisiejsi ochraniani - Nieźle ci idzie - skwitował tylko, w końcu spoglądając w kierunku jasnych oczu, w których drgały - przyjemne do oglądu - iskry lekkości.
Nieprzyjemne wrażenie, nie dało o siebie zapomnieć, a właściwie, przypomniało o sobie ponownie.
Drobna, zgarbiona postać starszej już kobiety tylko początkowo zdawała się wtapiać w poranny krajobraz uliczek. Obcy, sulijski akcent, który był tak znamienny dla rodu, który ochraniał, pociągnął uwagę silniej. Niejako zmusiło to Ezrę, by podążył za impulsem niepokoju, który rozlewał się przez całą długość kręgosłupa. Rozbiegany wzrok sulijki, miarowe gesty i mamrotanie tylko początkowo było niewyraźne. Ale kilka konkretnych wyrazów pociągnęły za sobą zatarte wspomnienia. I już, już miał zwolnić kroku, gdy wieszczka? zerwała się, jakby wybudzona ze snu. Zniknęła gdzieś po drugiej stronie, nie dając mu szansy na zadanie choćby jednego pytania - Słyszałem - potwierdził marszcząc jasne brwi, gdy konfrontował wzrok z dziewczyną. Szefostwo wciąż rozmawiało, na miarę interesów - spokojnie, ale wrażenie niepokoju nie opuszczał jego umysłu, trącając struny napięcia. Chociaż mógł być to błędny trop i skojarzenie, jego myśli powędrowały do zasłony ciemności, która dzieliła Kerch od Ravki. I samego Zmrocza, którego czasem, wśród griszów, nazywano czarnym słońcem. Ile jednak w tym miało być prawdy - nie wiedział. Nie mógł jednak uznać tego za zbieg okoliczności. Zbyt wiele ostatnimi czasy było w okolicy.

Jestem super spostrzegawczy 55 + 95/2 = 103



Ostatnio zmieniony przez Ezra Hernau dnia 18.07.21 23:02, w całości zmieniany 1 raz

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa
Gdyby za każdym razem, kiedy ktoś błędnie ją zaszufladkuje, dostawałaby jedno kruge, to byłaby już dawno bajecznie bogata. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, (a może najlepsze?) że absolutnie niczego nikomu nie ułatwiała. Uśmiech, który co chwilę rozświetlał jej twarz, zaczepny błysk w oku i potok bzdur, którymi zazwyczaj zalewała swoich rozmówców, skutecznie sprawiał, że ci nie wiedzieli co mają myśleć. W końcu zwykle też chodziło o kontakty biznesowe i fakt, że miała pasować do roli spostrzegawczego informatora czy zręcznego rewolwerowca, jakoś tak kłócił się z całym obrazkiem, jaki kreowała. Spodziewała się więc, że jej rozmówca przez cały ten czas próbuje rozeznać się w tym, co właściwie sobą reprezentowała.
- Ja - oznajmiła z pewnością, wskazując na siebie, żeby przypadkiem się nie pomylił i nie spojrzał na jakiegoś przypadkowego przechodnia. - Dobrze, ale... hm... spróbujmy zgadnąć - podrapała się po brodzie, mrużąc oczy i przyglądając mu się jakby nieco uważniej. Otaksowała go spojrzeniem od stóp do głów, chwilę pokręciła nosem, wreszcie pokiwała głową - Pietro? - zaryzykowała, unosząc lekko brwi. - Albo nie. Czekaj czekaj... Skucha... Marcel? Nie... to też nie - pokręciła głową, zakrywając dłońmi usta, wyraźnie coraz bardziej poświęcając się zadaniu dopasowania do niego właściwego imienia - Anwar? Jeden z handlarzy jabłek ma tak na imię, wspaniały człowiek - przyznała, uśmiechając się na moment nieco szerzej i kiwając głową. - A może chciałbyś jakieś nowe? Shan - pstryknęła palcami po chwili zastanowienia, ostatecznie wybierając takie, a nie inne. Jej akcent wyraźnie zmienił się, nawet jeśli było to jedno krótkie słowo - Pasuje ci - zawyrokowała, kiwając przy tym głową, jakby chcąc go dodatkowo o tym zapewnić.
Nawet jeśli szum wody pozwalał niektórym szeptom prześlizgnąć się z gondoli na brzeg, to jej słowa w skuteczny sposób sprawiały, że pozostawał on całkowicie niezrozumiały. Krótkie pauzy szybko zmieniały się w kolejne zdania, nie pozwalając nadstawiać ucha wszelkim niepowołanym ciekawskim.
- Oj przestań, bo się zarumienię - zaszczebiotała, przywdziewając teatralny wyraz onieśmielenia na twarz, jednak uśmiech który mu zaraz posłała był wesoły i wydawał się być o wiele bardziej szczery, niż wszystkie poprzednie, które podczas tej rozmowy zawędrowały na jej usta.
Wrażenie niepokoju prześlizgnęło się po kręgosłupie, pozostając na długą chwilę po tym, jak sulijska wróżbitka zniknęła w zacienionym zaułku. Eyrie miała wrażenie, że atmosfera zgęstniała nieco, zaczęła ciążyć i nie chodziło o tę unoszącą się między nią, a mężczyzną który jej towarzyszył, a o tę, która unosiła się wzdłuż przystani. Wzdrygnęła się.
- Zaćmienie słońca, głupota - westchnęła, krzywiąc się nieco, jakaś też taka nieco sztywniejsza. Straciła na beztroskości, a oczy zdawały się nieco przygasnąć. - Takie zjawiska to chyba rzadkość, nie mylę się? - powoli odzyskiwała rezon, a słowa płynęły nieco szybciej i gładko - A z tego co wiem, da się je chyba przewidzieć? Na pewno trąbili by o tym na cały Ketterdam, gdyby miało się coś takiego wydarzyć - pokiwała głową, nie zapewniając jednak swojego towarzysza, a samą siebie, odsuwając tym samym na bok myśli, które przypominały jej o Zmroczu i tym, jak go nazywano. Pasowało, co nie zmieniało faktu, że nie chciała się teraz tym martwić.

Ezra Hernau
• piekielnik •
Ezra Hernau
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Ochroniarz na kontrakcie rodu Groeneveldt
https://kerch.forumpolish.com/t262-ezra-hernau#822
W tej konkretnej kwestii, byli do siebie podobni - nie ułatwiali rozmówcom ich pełnego rozszyfrowania. Wciąż nie-znajoma wypełniała słowami po brzegi przestrzeń, którą pozostawiał w ciszy. Jedno i drugie wprawiało w pewną konsternacją lub dyskomfort, który mniej lub bardziej rozpraszał. Punktem zwrotnie "zabawnym" był moment, w którym obie te płaszczyzny stykały się ze sobą w nich samych. Ulotnie pomyślał, że los - jakkolwiek by go nie nazywać - miał poczucie humoru, by zetknąć ich ze sobą, akurat w pracy. Czy odegraliby te same role, w przypadku bardziej prywatnego spotkania?
Nie zastanawiał się nad kwestią długo, pozwalając myśli odpłynąć. Tym bardziej, gdy otrzymał kolejną porcję zwerbalizowanej  kawalkady wyrazów, umykającej pospiesznie z kształtnych ust shu-hanki. W tej rozpraszającej uwagę odsłonie, kobiety zazwyczaj miały przewagę, a towarzyszka wydawała się doskonale operować narzędziami, które otrzymała w darze od natury. Było w tym coś naturalnego, coś, co w Ketterdamie było wręcz koniecznością, jeśli chciało się się przeżyć.
- Czy to twoje "ja" ma jakieś imię? - odpowiedział od razu, nie dając się rozproszyć i zbić z pierwotnego zamysłu. Jeśli już miał dzielić się własną tożsamością, wolał w zamian otrzymać podobną walutę. Nie spodziewał się jednak, że otrzyma coś zupełnie innego. Uniósł brew w początkowej konsternacji, wysłuchując jednak szeregu propozycji, jakie otrzymał. I ciężko było mu się było nawet zdecydować, czy miał rozbić milczeniem entuzjazm "neoimiennictwa", czy skwitować całość i roześmiać się - Mam nieodparte wrażenie, że nawet gdybym podał ci właściwe personalia, to pozostałabyś przy swojej wersji - odezwał się dopiero, gdy zakończyła imienne przymiarki, decydując się - jeśli się nie mylił - na to pochodzące z jej stron. Wyraźny akcent, który wychwycił, gdy powtarzała słowo, różnił się od szczebiotu, którym darzyła go do tej pory. Rozpoznawał obcość akcentu. On sam, niezależnie od biegłości i znajomości języka Kerchu, znaczył wyraźną, ostrą tonacją, tak charakterystyczną dla Fjerdy. Oboje byli obcy. Niezależnie od ilości spędzonego wmieście czasu.
- Nie było to moją intencją - skwitował lekko, chociaż w zdaniu zakołysało się nieukrywane kłamstwo. Intencjonalnie czy nie, podobało mu się kobiece zakłopotanie, które malowało lica emocjonalnym różem. I nawet jeśli miał świadomość, że kobieta wplatała w wypowiedzi kolejne żarty, lekkość, z jaką mu odpowiedziała, działała na niego pozytywnie. Okazji jednak do krótkiego uśmiechu nie miał, odciągnięty mamrotanymi w wieszczym amoku słowa. Wyrazy układały się w informacje, które miał prawo rozpoznawać. A na pewno przypisać je do  powracającej echem przeszłości - Nie wiem czy taka głupota - zmrużył oczy, starając się dotrzeć jeszcze coś w porannych cieniach, które zastąpiły miejsce sulijskiej staruszki -  może po prostu nie rozumiemy przekazu - chociaż zastanawiał się nad znaczeniem w  myśli, wzruszył ramieniem, jakby rzeczywiście zignorował usłyszane słowa. Zapobiegawczo zerknął na płynącą obok gondolę, jakby szukał dodatkowego zagrożenia, które miało być odpowiedzią na niecodzienne wydarzenie. Czarne słońce mogło znaczyć wiele, albo nic. A prawda jak zwykle kryła się w cieni, niby bestie w Fałdzie - Niestety, nie potwierdzę, ani nie zaprzeczę. Nie znam się na zjawiskach astronomicznych aż tak - zwrócił się do towarzyszki, obejmując wzrokiem czubek kobiecej głowy, zjeżdżając niżej dopiero, gdy sama zwróciła ku niemu spojrzenie - Prędzej czy później, przekonamy się o tym w praktyce - zakończył, zwalniając kroku, gdy gondola zakręciła lekko, zbliżając się do zakola przystani. Ta część pracy, obyła się bez większych ekscesów. I w towarzystwie, które wbrew początkowym przypuszczeniom, okazało się bardziej przyjemne. Miała pozostawić po sobie wrażenie wiecznego uśmiechu, którego przypuszczał, przez jakiś czas nie zapomni.

Eyrie Kir-Yene
• substantyk •
Eyrie Kir-Yene
Pochodzenie : Shu Han
Stanowisko : rewolwerowiec na gondoli, informator
https://kerch.forumpolish.com/t258-eyrie-kir-yene-budowa

Re: Przystań gondoli

23.07.21 14:30
Gdyby przyszło im spotkać się na stopie bardziej prywatnej, cóż... Eyrie raczej nie pokazałaby innego sposobu bycia. Momenty powagi czy powściągliwości w swoich ekspresjach zdarzały jej się, owszem, ale były to chwile sporadyczne, będące udziałem kalkulacji i zwyczajnej kolejności. Ciekawa jednak była, czy właśnie ta jej bardziej stonowana strona, bardziej ponura i wyzuta przez życie, przemówiłaby do jej towarzysza nieco bardziej? Czy może jednak, wręcz przeciwnie, wtedy pogrążyliby się w nieprzerwanej, czujnej ciszy?
Przez moment patrzyła na niego, jakby kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. Ja. Ja to ja. Ja stało przed nim i miało się bardzo dobrze, o co w ogóle mogło mu bardziej chodzić. Wreszcie jej buzia rozjaśniła się nieco bardziej, jakby nagle spłynęło na nią co najmniej objawienie.
- Ja? Możesz mi mówić Eyrie - powiedziała wesoło i równie ciepło się do niego uśmiechnęła. Nigdy nie uważała tego za swoje imię; to prawdziwe zostało pogrzebane dawno temu, ale to nowe wydawało się całkiem dobrym mianem, które przylgnęło do niej i z łatwością przechodziło przez gardło. Zbyt dużo ludzi też, niestety, przywykło już do niego - ci, którzy jeszcze kojarzyli ją, kiedy plątała się dookoła swego opiekuna, a z którymi wciąż utrzymywała taki, albo inny kontakt. Uśmiech zdawał się tylko poszerzyć.
- Zgaduję, że się nie dowiemy, jeśli mi nie powiesz - Ezra miał jednak rację, prawdopodobieństwo, że miałaby zwracać się do niej właściwym imieniem, było raczej nikłe. Ani tego nie lubiła, ani też nie zwykła tego robić, mówiąc do ludzi raczej w sposób ogólny, albo zwyczajnie wymyślając na poczekaniu jakieś słowa lub fałszywe imiona, które równie dobrze mogły pełnić rolę tych prawdziwych.
- Może - westchnęła, niezwykle zbolałym tonem i na moment po tym, wyginając usta w zawiedzioną podkówkę. Nie podobało jej się to, że nie rozumiała o czym plotła staruszka. Nawet, jeśli ta gadała po prostu trzy po trzy. - Może ktoś tam, od nich - machnęła ręką w kierunku, gdzie sulijka zniknęła w bocznej uliczce, mając na myśli oczywiście jej podobnych - By wiedział. Podobno większość z nich jest dobra w karty, w sensie znaczy się... w stawianie ich, a przynajmniej tak twierdzą i tak się ogólnie przyjęło chyba? - sama nie była pewna, czy właściwie stwierdzała fakt, czy może jednak pytała czy ma rację. Głos jednak brzęczał melodyjnie w kercheńskim akcencie, w którym praktycznie nie było śladu po wcześniejszej shuhańskiej wstawce. Długie lata spędzone w Ketterdamie opłaciły się wystarczająco, by dziecięcy język z łatwością przyswoił i rozróżniał te dwa języki.
Jego ostatnie słowa jednak sprawiły, że mina jakby nieco jej zrzedła. Wyglądała, jakby nagle zrobiło jej się okropnie niewygodnie i wyraźnie wizja przekonywania się o czymś na własnej skórze, bez możliwości stwierdzenia co to dokładnie miało być, wybitnie jej się nie podobała. Na ten moment jednak zdawało się, że nie pozostawało nic innego, jak zwyczajnie zacisnąć zęby i dla spokoju ducha, po prostu o całym zdarzeniu zapomnieć.
Ich wspólna podróż też, wyraźnie zbliżała się już do końca, bo gondola odbiła w kierunku brzegu, gładko tnąc wodę i coraz wolniej podchodząc do kamiennych stopni kanału. Jej pasażerowie natomiast, zdawali się już nie szeptać, najwyraźniej dochodząc do porozumienia w kwestii, która wcześniej leżała im na sercu. W końcu też wyszli na brzeg, a Eyrie odwróciła się w kierunku Ezry szybko i lekko.
- Dziękuję, za miłą pogawędkę, Shan - kolejny wesoły uśmiech i zwiewne dygnięcie, zakończyło tę krótką interakcję i dziewczyna odeszła w kierunku swojego zleceniodawcy, podążając za nim, kiedy ten niemal od razu ruszył w kierunku pobliskiej uliczki. Pomachała jeszcze wesoło do Ezry i znikła w cieniu kamieniczek.

[z/t]

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Similar topics