Walk right through the door | 13 II 382 r. | Kai & Neity 6PHGXqiC_o

Neity Sahne
• szumowiny •
Neity Sahne
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : snajper szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t226-neity-sahne

Walk right through the door

Kai i Neity


13 II 382. Listweka



W najśmielszych snach nie spodziewała się, że podupadła melina w najbardziej parszywej części Baryłki stanie się dla niej drugim domem. Gwar, który dało się usłyszeć już z ulicy, milkł dopiero wczesnym rankiem, przeciągi doskwierały od co najmniej czterech lat, smród momentami przyprawiał o zawroty głowy, a tutejszym alkoholem dało się zapewne udrażniać rury; mimo wszystko, za każdym razem, gdy przekraczała próg tej rudery, ogarniała ją niewyjaśniona ulga. Gdy pojawiła się w progu Listewki niecałe cztery lata temu, pasowała do tego obrazka jak pięść do nosa; ciasny pokoik wynajęła kilka tygodni po tym, jak kielich i wrona nieodwracalnie wżarły się w jej przedramię, ale minęło trochę czasu, zanim faktycznie poczuła się jak jedna z Szumowin. Wyróżniała się na tle tych krzywych mord, nie tylko czysto fizycznymi aspektami; nie potrafiła grać w karty, nie piła, największe przestępstwo, jakiego się dopuściła, to kilka zwiniętych za dzieciaka portfeli. Przywitali martwą Sulijkę z pobłażającymi uśmieszkami, przyjmując zakłady jak długo wytrzyma.
Wyglądało na to, że wszyscy przegrali.
Stanąwszy w drzwiach baru, oparła się o framugę, omiatając wzrokiem salę. Pogrążony w pijackim śnie Jop ślinił ufajdany stolik, Petyr znów przegrywał w karty z Bergiem, a biedna Mirre z trudem lawirowała między tą swołoczą z tacą po brzegi wypełnioną kuflami. Widok zupełnie normalny jak na tutejsze standardy; niemal przywoływał na twarz uśmiech. Przelatując wzrokiem po znajomych twarzach, w końcu zlokalizowała delikwenta, którego miała nadzieję tu spotkać. Zanim powędrowała w jego stronę, zakręciła się jeszcze wokół pobliskiego stolika.
- Przypominam, że nadal wisisz mi forsę - wyszeptała, nachylając się nad Arjenem, chociaż było to ryzykowne zagranie - capił gorzej niż martwy szczur. Nie prowadziła działalności charytatywnej, jednak wielu wydawało się mieć ku temu wątpliwości; starała się je w miarę możliwości rozwiewać. Czasem wystarczyło poprosić, czasem trzeba było posunąć się do nieco mniej subtelnych metod. - Następnym razem nie będę prosić. - Poklepała mężczyznę po plecach, uśmiechając się do jego kolegów bez cienia sympatii. - I na miłość Ghezena, zrób coś z tym smrodem - rzuciła na pożegnanie, obracając się na pięcie. Nikt nie zamierzał załatwiać spraw w jej imieniu, więc sama musiała nauczyć się rozprawiać z listewkowym motłochem. Jedni darzyli ją okruchem szacunku, niektórzy mieli za niepoczytalną, a jeszcze inni nic sobie nie robili z jej gróźb oraz wymachiwania rewolwerem przed nosem. Dvivedi należał do tej ostatniej grupy i tym razem nie zamierzała mu odpuścić.
- Drozdov, jest sprawa - oznajmiła, gdy tylko znalazła chłopaka przy barze; zgarnęła mu szklankę sprzed nosa, po czym wcisnęła się pomiędzy Szumowinę a jego rozmówcę. W przypływie odwagi oparła nawet przedramiona na blacie, chociaż pożałowała tego pomysłu, gdy tylko poczuła, że rękawy jej płaszcza kleją się do podłoża. - Do omówienia na osobności. - Upiła łyk czegoś co smakowało bardziej jak spirytus niżeli gin, łypiąc wymownym spojrzeniem na towarzysza Kaia. Kimkolwiek był, nie miała zamiaru angażować go w swój drobny plan odzyskania pewnej zguby. Drozdov natomiast, był jej do tego niezbędny.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov
Jak to powiedział pewien Kaelczyk, którego Fjerdanie skazali na powieszenie: do wszystkiego się można przyzwyczaić. W wieku dwudziestu kilku lat Kai przekonał się, że istotnie - do wszystkiego. Do smrodu wymiocin i oplutej podłogi również.
Kiedy zjawił się w Listewce pierwszy raz te trzy lata temu był jedynie zagubioną, wyrośniętą sierotą, której z dnia na dzień odebrano wygodne życie. Pozostawione przez ojca kruge wystarczyły na miesiąc mieszkania w tym brudzie, tak innym od przestronnego mieszkania w kamienicy, które znał do tej pory. Pierwszej nocy ktoś ukradł jego skórzane rękawiczki, gardło bolało go od kurzu unoszącego się z materaca, a nieszczelne okno - choć było za małe by uczynić pokój jakkolwiek przyjemnym - stało się powodem, dla którego nieprzyjemny kaszel atakował go kilka następnych dni. Przyjął to jednak z wdzięcznością wręcz, nagle przekonany o tym, że to właśnie jego miejsce - idealne dla dzieciaka z burdelu.
Ciężko było miejsce takie jak Listewka nazywać domem, a ludzi takich jak Szumowiny rodziną, ale wszyscy to robili, każdy na swój sposób - Kaiowi często chodziło to po głowie. Przylgnął do tego kiepskiego gangu zadziwiająco szybko i choć nie cieszył się gramem szacunku, zdołał zaskarbić dla siebie sporo sympatii. Synek tej ravkańśkiej szui Drozdova, wygadana, shuhańska żmija, która oszukuje w karty, a mimo to te krzywe mordy stawiały mu rum w Listewce i nachylały się nad stolikiem, podbródkiem wskazując osoby, które powinien znać, jeżeli chce tu przeżyć. Pamiętał moment, w którym pokazali mu Neity. Nieduża, ciemnowłosa, wdeptująca w ten gnój jakby był jej własnym. Martwa Sulijka - zaśmiał się wtedy, wyglądała na bardziej niż żywą. Idiotyczne, protekcjonalne uwagi co do jej osoby i obrzydliwe porównania przeleciały gdzieś nad jego głową, bo przecież wołał jej imię. Arjen jęknął wtedy, Kai uśmiechnął się uroczo, a Neity go nie zabiła. Od dwóch lat w zasadzie go nie zabija, chociaż często tym grozi.
- Sahne, jak słodko cię widzieć - jego głos wybrzmiał przez moment nieco jadowitą złośliwością, ale był to ten rodzaj tonu, który w specyficzny sposób świadczył o sympatii. - Ne zalost - mruknął, przyglądając się z uniesionymi brwiami, jak ciągnie radośnie z jego szklanki. Na osobności. Westchnął przeciągle, teatralnie, jakby chciał przekonać ją, jak wielką niedogodność sprawia mu jej rozkaz. Nie śmiałby się jednak postawić, nie Neity, więc wychylił się zza niej, by spojrzeć z uśmiechem na swojego rozmówcę. Koen był młodszy, nieco głupi i włosy miał mysie, ale Kai potrzebował dziś rozrywki i nie chciał wracać samotnie do pokoju. Mimo to, wykonał w kierunku chłopaka gest dłonią, jakby odganiał natrętne stworzenie. Odszedł posłusznie, bez większych buntów, zostawiając miejsce przy barze dla kochanej Neity. - Dzięki, słońce ty moje, właśnie pozbawiłaś mnie i ginu, i zabawy na wieczór. - wssunął papierosa między wargi po czym podsunął jej leżącą na brudnym blacie papierośnicę. - Co jest?

Neity Sahne
• szumowiny •
Neity Sahne
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : snajper szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t226-neity-sahne
Owszem, do wszystkiego dało się przywyknąć; chociaż był to niepokojący mechanizm. Sama zauważyła, że przyzwyczajenie do całego tego burdelu z czegoś ją ograbiło; stała się ślepa i głucha na to, co kiedyś wzbudzało w niej odrazę. Tak jak spowszedniał smród Listewki i smak parszywego alkoholu, tak zobojętniała przemoc i krew, przelewana codziennie na ulicach. Przyzwyczaiła się - do śmierci, do okradania własnego ojca, do odwracania wzroku, gdy działo się coś złego. Kradła, zastraszała, pociągała za spust odbierając życia - zarówno tym, którzy na to zasłużyli, jak i zupełnie niewinnym. Czasem nawiedzały ją wyrzuty sumienia, ale z każdym kolejnym rokiem stawały się mniej donośne.
W końcu do wszystkiego dało się przyzwyczaić.
Skłamałaby, twierdząc, że od początku podchodziła do Kaia z sympatią, bo młody Drozdov grał jej na nerwach. Był głośny, mówił zbyt dużo i uśmiechał się za szeroko; wszystkie te obserwacje wręcz kipiały hipokryzją, ale nie mogła na to nic poradzić. Irytował ją, kropka. Prawdą a świętymi, zwiastowała mu taką samą przyszłość, jaką wróżono jej samej; kolejny dzieciak, który skończy z poderżniętym gardłem w pierwszym lepszym zaułku, bo zajdzie za skórę nieodpowiednim ludziom. Tym samym, kolejny raz udowodniła, że powinna się trzymać z daleka od lakierowanych masek - przepowiednie okazały się stekiem bzdur. Drozdov zaaklimatyzował się zaskakująco szybko, a niechęć Neity stopniowo zaczęła zanikać. Nim się obejrzała, zaczęła go traktować, jakby znali się całe życie; nadal posiadał wyjątkową umiejętność doprowadzania jej do szewskiej pasji w ułamku sekundy, ale nigdy go nie zamordowała, choć często tym wygrażała.
Pokręciła głową, odsuwając papierośnicę z lekkim grymasem. Może i nie była uosobieniem cnót niewieścich, ale ketterdamskie powietrze samo w sobie wystarczająco dusiło.
- Z tą buźką stać cię na lepsze towarzystwo. - Uszczypnęła go w zarumieniony policzek, jakby był pięciolatkiem. - No i wyglądał jakoś tak blado, nie sądzisz? Może na coś chorował? - Przeniosła dłoń z policzka na czoło, w udawanym przejęciu sprawdzając, czy nie ma przypadkiem gorączki. - Prawdopodobnie uratowałam cię właśnie przed suchotami. Wychodzi na to, że zawdzięczasz mi życie - podsumowała, decydując się wreszcie na odklejenie od twarzy chłopaka. Chwyciwszy nie swoją szklankę, dopiła resztę spirytusu, marszcząc się przy tym jak Haskell. - A to nawet nie stało koło ginu - dodała głośniej, unosząc puste naczynie. Była przekonana, że barman notorycznie pluł jej do zamówień, chociaż sam alkohol pewnie skutecznie pozbywał się wszelkich bakterii z jego płynów ustrojowych. Praca w tym padole była jednak na tyle niewdzięczna, że dawała mu tę odrobinę satysfakcji i opróżniała szklanki, zanim miała szansę zastanowić się nad tym, jakie świństwa w niej pływały. Podobno niewiedza była błogosławieństwem; w tym przypadku nie mogła się nie zgodzić.
Odepchnęła się od blatu, przez chwilę grzebała w kieszeniach płaszcza, aż wreszcie wyciągnęła komplet wytrychów i napinacz, prezentując je Kaiowi. Nic sobie nie robiła z ciekawskich spojrzeń, uśmiechając się łobuzersko do Drozdova.
- Czy uczyni mi Pan ten zaszczyt i w ramach spłaty zaciągniętego przed chwilą długu, wybierze się Pan ze mną na małą wycieczkę, herr Drozdov. - Nie chciała psuć niespodzianki i od razu zdradzić cel całej eskapady.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov
Lubił patrzeć na twarz Neity, szczególnie wtedy, kiedy uśmiechała się do niego - choćby z kpiną. Nawet w kpinie była doza sympatii i Drozdov wiedział to doskonale, bo widział ją w ciemnych oczach tak dokładnie, że mógłby ją opisać. Była ciepła, przypominała roztopioną czekoladę. Kai przyczepił się do tego widoku i tego uśmiechu, znajdując w nich stały, bezpieczniejszy punkt pomiędzy Szumowinami - niewartymi prawdopodobnie choćby ułamka zaufania. Neity Przypominała starszą siostrę, której nigdy nie miał i głos rozsądku, który często go opuszczał.
Pewnego wieczora, kiedy był zbyt pijany żeby mówić pełnymi zdaniami, a ona kłóciła się o coś z Shankiem, kłujące wspomnienie wgryzło się w nietrzeźwy umysł i nie chciało puścić. Neity przypominała sulijską dziewczynę, która chowała go pod swoim łóżkiem, kiedy groziło mu potężne lanie w Menażerii. Nie był pewien czy powiedział jej to naprawdę czy tylko w myślach, ale zasnął potem, podciągając kolana pod brodę. A ona nadal go nie zabiła.
Zaśmiał się krótko, kiedy uszczypnęła go w policzek. W zasadzie buźka zmizerniała nieco od kiedy zadomowił się w Baryłce. Kiedyś musiała być dużo ładniejsza, gładsza i milsza, bardziej rumiana i mniej złośliwa. Kiedyś wszystko zresztą było nieco ładniejsze i o wiele ładniej pachniało. Chłopcy przy barze i gin, na przykład.
- Czyżbyś miała zamówiony przeze mnie wykaz chętnych kawalerów z Baryłki i okolic, którzy nie śmierdzą trupem? Myślałem, ze zajmie ci to przynajmniej rok - zdziwił się, z teatralnym zapałem unosząc brwi i dłoń przykładając do serca. Zdążył spojrzeć jeszcze na rękę przyjaciółki na jego czole, zezując zabawnie i rozchylając lekko usta w oszołomieniu. - Suchoty? Och, Neity, gdybym miał umierać na jakieś choróbsko, dawno zszedłbym na tyfus - jęknął przeciągle, wywracając ostentacyjnie oczami. - Ty też...od tej szklanki.
Oczywiście, że trunek nie stal nawet koło ginu! Kai doskonale pamiętał jak smakował prawdziwy gin - grzał gardło i pachniał jałowcem. Ten drapał jedynie podniebienie i śmierdział spalonym drzewem, ale był alkoholem, a alkohol zdawał się być w niektóre wieczory jedynym, co utrzymywało go jeszcze w dobrym humorze. Alkohol oraz wizja dobrej zabawy, a Neity - chociaż odebrała mu pierwszą z tych rzeczy - drugą najwidoczniej postanowiła wyciągnąć z kieszeni płaszcza. I nawet przyniosła własne narzędzia!
Kai rozpromienił się w oka mgnieniu i zeskoczył z wdziękiem z barowego stołka. Dostojnie wchodząc w rolę naczelnego królewicza Baryłki, ukłonił się Sulijce lekko i podał jej dłoń, jakby w planach miał raczej zaprosić ją do walca, a nie do wspólnego włamania.
- Frau Sahne, byłbym wniebowzięty! - oznajmił, prostując się z anielskim wręcz uśmiechem. Być może w tym właśnie momencie jakiś syn kupca kłaniał się tak biednej, kercheńskiej arystokratce, oni jednak na pewno nie mieli ze sobą wytrychów i na pewno byli śmiertelnie znudzeni. - Komu pragniesz ukraść godność tym razem, serce moje? - Zgasił papierosa w popielniczce stojącej na blacie baru i wysłał Neity kolejny uśmiech. Ten bez dwóch zdań oznaczać miał, iż mogli wkraść się nawet do śpiącego Haskella żeby ukraść mu skarpetki, Kai i tak by się zgodził.

Neity Sahne
• szumowiny •
Neity Sahne
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : snajper szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t226-neity-sahne
Skrycie marzyła o rodzinie. Ciotkach trajkotających jak przekupki na targu, kuzynach z czerwonymi od alkoholu nosami, młodszych siostrach rozpaczających z błahych powodów. Obiadów w licznym gronie, bijąc się o smażone ziemniaki i śmiejąc do rozpuku z kiepskiego żartu wuja. Przyziemny, wydawałoby się prozaiczny obrazek, który dla niej był nieosiągalny. Być może właśnie przez to nieuchwytne marzenie z taką łatwością przywiązała się do Szumowin - tego marnego substytutu rodziny, której tak pragnęła. Po czterech latach nie było takich pieniędzy, które mogłyby ją przekupić, ani kuli, którą wahałaby się przyjąć za jednego z nich. Naiwne, bo przecież za przywiązanie płaciło się w Ketterdamie bajońskie sumy. Jednak brnęła w tę ułudę, jakby po tych wszystkich latach grząskie bagno konsekwencji nie robiło już na niej żadnego wrażenia.
Gdyby faktycznie była głosem rozsądku, kazałaby Kaiowi uciekać. Gdy tylko usłyszała tę czy inną historię z Menażerii, powinna mu wcisnąć sakiewkę ciężką od kruge do ręki i wsadzić wraz z siostrą na statek odpływający w siną dal. Zasłużyli na coś lepszego, na zasmakowanie prawdziwego życia gdzieś daleko od zgnilizny tego miasta; na normalność. Ketterdam nie zapominał, ale może oni zdołaliby zapomnieć o Ketterdamie. Na kraju krajeva, u sećanju nema reciprociteta.
Tyle że nie miała ani wystarczająco kruge w kieszeni, ani dostatecznych pokładów zdrowego rozsądku; gdyby je posiadała, prawdopodobnie nigdy by się nie spotkali. Snucie podobnych bajek z gatunku marzeń ściętej głowy należało więc zdusić w zarodku, zastąpić je przydługimi kazaniami i wygrażaniem rewolwerem, nawet jeśli na niewiele się zdawały.
- A rozważałeś może celibat? Będzie z tym mniej zachodu. - Wzrok wbiła w pustą szklankę, nawet nie ukrywając grymasu. Napoje procentowe dzieliły się w jej mniemaniu na trzy kategorie: świństwo nieznośne, które lata temu miała nieprzyjemność skosztować z piersiówki Mauritsa i nadal krzywiła się na jego wspomnienie, świństwo znośne, które serwowano w Listewce oraz alkohol, na który zwyczajnie szkoda jej było pieniędzy. Nie wiedziała więc co traci, choć uszczypliwości w stronę listewkowych trunków były całkiem sprawiedliwe.
- Zapraszam ze mną. - Nie zwlekając ani chwili dłużej, chwyciła go za nadgarstek i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Zręcznie wyminęła kilka piwnych basiorów, zatrzymując się dopiero u podnóża schodów. Wspięła się po skrzypiących stopniach z szelmowskim uśmiechem wymalowanym na twarzy, podekscytowana jak dzieciak, który knuł coś niedobrego. Dotarłszy na piętro, zaprowadziła Kaia pod pokój Shanka. Już wcześniej próbowała zając się tym niewinnym włamaniem sama, ale wszystkie okoliczne wytrychy zdawały się uczestniczyć w jakiejś zmowie, a zamek przekornie nie chciał ustąpić. Dla pewności szarpnęła jeszcze za klamkę - wedle oczekiwań drzwi ani drgnęły.
Pewna, że Dvivedi opuścił pokój, oparła się o pobliską ścianę, krzyżując ręce na piersi.
- Co byś powiedział na złożenie wizyty szanownemu koledze Shankaracharyi? - Czy mogła załatwić sprawę bez posuwania się do takich środków? Pewnie tak. Ale gdzie byłaby w tym zabawa? Poza tym mała powtórka z otwierania zamków niezaprzeczalnie była jej potrzebna, a od kogóż najlepiej się uczyć, jeśli nie od wirtuoza podczas pracy?

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov
Zabolało, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że już za późno. Za późno na odnalezienie ojca, za późno ma studia, na ucieczkę. Tatuaż krzywo wyryty na przedramieniu, cały worek przestępstw na plechach i oddech Haskella na karku - uciążliwe przypomnienie o tym, że nie był już Kaiem Drozdovem, byl Szumowiną, tak jak Niety. Był tym co zanieczyszczało powierzchnie wody przy przystani, tym co osadzało się na ścianach kanałów. Piękni ludzie ponad jego głową debatowali nad tym, co takiego można zrobić by się ich pozbyć - brudu się pozbyć. Nie był niczym więcej, choć pamiętał wciąż dni, kiedy wydawało mu się, że mógłby być i że czekała na niego ta część świata, która zdawała się być taka czysta i taka równa, pełna marmurów i polerowanego szkła. Taka inna od tego klejącego się baru, przy którym planowali małe włamania.
Nie należał im się ten ładniejszy świat, nie należała im się nawet normalność. Nie Kaiowi, nie Mai i być może nie Niety. Czasem otwierał usta, chcąc zapytać się jej, dlaczego w sumie tu została. W Baryłce, w Szumowinach. Czy jej ojciec wiedział i czy nie chciała dla siebie czegoś innego? Może nie męża i dwóch córek, z którymi mogłaby jadać kolacje, ale chociaż spokoju i bezpieczeństwa. Karabin musiał jej ciążyć, nosiła go już zdecydowanie za długo. Była martwą Sulijka już raz i Drozdov pragnął wierzyć, iż nie czekała na nią druga śmierć. Tamta była ostatnia, szkoda tylko, że w zaświatach przyszło jej służyć Haskellowi.
Puścił mimo uszu żart o celibacie, bo było w nim sporo brzydkiej prawdy. Kai lubił kwieciście mówić i ślicznie udawać, ale wiedział jak bardzo prawdopodobne było to, iż wycofa się gdy czyjaś ręka sięgnie za daleko. I dziś pewnie by to zorbił, dlatego nie miał Neity za złe - w zasadzie nie pamiętał, by kiedykolwiek miał jej coś za złe, nawet tego wypitego alkoholu. Spędzanie wieczoru na rozkręcaniu zamków u jej boku było o wiele przyjemniejszą wizją, niż wstyd i panika. Szedł więc za nią posłusznie, a stare schody skrzypiały, jakby niezadowolone były, że ktoś w ogóle ośmielił się po nich wspinać. Znowu. Listewka powoli się rozpadała. Gdyby upadła, zabrałaby ich ze sobą - wielka, zbiorowa mogiła ketterdamskich szumowin. Nie gryzł nawet fakt, iż nikt by nie zapłakał.
A wiec to tak. Nie zadawał jeszcze pytań, wdzięcznie przyjął po prostu swoją rolę. Uśmiechnął się szeroko i odebrał od niej przybory - prosty zestaw uwielbiany przez tutejszych zbirów. To nie ojciec nauczył go otwierać zamki - to chłopak, z którym przyjaźnił się, gdy był nastolatkiem. Dla kogoś takiego jak Kai, zabawa ta okazała się całkiem przyjemna, choć nie zawsze wychodziła. Nosiła jednak w sobie ślady wszystkiego tego, co tak szczerze uwielbiał - najprostszą logikę sprowadzaną do liczb i pełnego skupienia na kilku drobnych bodźcach. Podwinął rękawy koszuli i przykucnął przy drzwiach, ostrożnie wsuwając napinacz i wytrych w zamek. Piegowata twarz napięła się w oczekiwaniu. Jeden ledwie wyczuwalne drgnięcie metalu dwa trzy cztery kolejne, trochę pewniejsze. Zamki w Listewce były stare i rdzewiały, miał wrażenie, że napinacz Neity może pęknąć w każdym momencie, ale wtem dobiegł go satysfakcjonujący zgrzyt metalu, wiec nacisnął klamkę.
Puściła.
Wstał więc, obdarowując przyjaciółkę szelmowskim uśmiechem i popychając drzwi łokciem, jakby od niechcenia. Nie wydawało mu się by bywał w pokoju Shanka, ale ten nie mógł różnic się od reszty kwater w Listewce. Ciemny, wilgotny i na tyle mały, by nikt nie miał ochoty zostawiać w nim na dłużej niż kilka godzin.
- Zapraszam, moja droga - odezwał się półszeptem, gestem ręki wskazując szparę w drzwiach. - Po co właściwie napadamy tak na naszego kochanego Dvivediego? Czyżby coś ci ukradł? - pytał, w końcu przestępując próg i rozglądając się z zaciekawieniem. - Czy wciąż gdzieś tu jest i chcemy mu zrobić niespodziankę? Może schował się pod łóżkiem, mam sprawdzić?

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach