Jadalnia 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Jadalnia

09.06.21 20:58
lokacja

Jadalnia

Pomieszczenie o wysokim jak na mieszkanie sklepieniu. W jego centrum znajduje się podłużny stół, który na co dzień nakrywa się tylko dla dwóch osób. Kredens mieści kilka zastaw z shuhańskiej porcelany. W trakcie posiłków zapala się świece nabite na świeczniki, zwłaszcza, jeżeli odbywają się wieczorem. Krzesła dostawia się w razie potrzeby. Pan domu często zaprasza kontrahentów na wystawne kolacje, odbywają się właśnie tutaj.

Antoon Beudeker
• wyższe sfery •
Antoon Beudeker
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : kupiec
https://kerch.forumpolish.com/t304-antoon-beudeker#743

Re: Jadalnia

16.06.21 20:58
    9 marca, późny wieczór

Świeczki wypaliły się już do profitki, brudząc woskiem śmiesznie drogi obrus. Kolacja stała nieruszona, podobnie jak dwa zestawy talerzy i sztućców, nakryte naprzeciwko siebie. Jedynym brudnym naczyniem na stole była szklanka z rdzawym osadem po laudanum. W grobowej ciszy jadalni stukanie palców o blat wydawało się niemożliwie głośne.
Służąca już trzy razy pytała, czy nie posprzątać albo czy nie przynieść nowych świec. Odprawił ją machnięciem ręki, z wyrazem twarzy który nie zwiastował niczego dobrego. To było jednak zanim przełyk rozpalił znajomy smak. Wtedy zrobiło mu się już wszystko jedno.
Gdzieś w głębi duszy wiedział, że powinien się przejmować, że jej nie ma. Ostatecznie to właśnie ten niepokój sprawił, że sięgnął po szklankę, racząc się osobistą trucizną. Skoro to Ghezen wytyczał im ścieżki, mógł sobie chyba przynajmniej wybrać, w jaki sposób z niej zboczy? Rozemarijn by się to nie spodobało. Żeby jednak o tym wiedzieć, musiałaby przynajmniej na niego patrzeć, a unikali się wzajemnie od pewnego czasu jak ognia. Mijali w drzwiach, spoglądając gdzieś w podłogę i modląc się, by nikt nie zaczął niewygodnego tematu. Przez chwilę chciał to zrobić, dzisiaj. Nieobecność żony podpowiadała, że najwyraźniej nawet los uznał to za fatalny pomysł.
Opium przytępiało gniew, który coraz częściej gościł w jego głowie z coraz bardziej błahych powodów. Nie miał też żadnych by łudzić się, że nie byłby w stanie zrobić komuś realnej krzywdy. Laudanum było więc lekiem nie tylko na migreny, bolące stawy, czy piekące rany, ale też lekarstwem na życie wśród smrodu kanałów u boku żony, którą teraz miał ochotę potrząsnąć.
W swojej głowie czynił jej wyrzuty, że przyszła tak późno. Tak jak kiedyś ona czyniła wyrzuty jemu, aż w końcu z bezsilności przestała. Powinien był jej wtedy posłuchać, ale żałoba przysłoniła mu osąd. Może gdyby tak się nie stało, mieliby teraz co zbierać z odłamków leżących na ziemi, a stanowiących metaforę ich małżeństwa. Popełnił po drodze wiele błędów, których żałował. Nie był tylko pewien co stało na drodze do ich naprawy - własna duma, czy konieczność przyznania się do braku kontroli, którego szczerze nienawidził.
Był w połowie trzeciej szklanki, gdy odległy trzask drzwi wejściowych wybudził go z letargu. Myślami znowu krążył w okolicach wyprawy do Nowoziemia, która coraz częściej nie dawała mu spokoju. Miał tylko nadzieję, że nie zostawił tam wraz ze złotem własnej poczytalności. Nie chciał stać się własnym ojcem.
Czekał, aż mizerna, krucha sylwetka pojawi się w zasięgu wzroku. Niknęła mu w oczach z każdym dniem i nie mógł z tym zrobić zupełnie nic. Teraz, gdy opium wymieszane z winem było jedynym doradcą, nie miał nawet wyrzutów sumienia. Powinien cieszyć się chwilą, bo lada moment minie.
- Gdzie byłaś? - Gdyby był w pełni trzeźwy, zabrzmiałoby to bardziej gniewnie, niż ta ostateczna wersja. Z pogranicza niechcenia i podejrzanego spokoju, który mógł zwiastować albo pożar, albo cholernie długą zimę.

Rozemarijn Beudeker
• uzdrowiciel •
Rozemarijn Beudeker
Pochodzenie : Nowoziem
Stanowisko : prywatny medykus żon i córek radnych
https://kerch.forumpolish.com/t199-rozemarijn-beudeker#280

Re: Jadalnia

10.08.21 19:52
Gdy przestały działać prośby i groźby, poddała się. Była zbyt młoda, by tak potwornie zgorzknieć, a jednak tego procesu nie dało się z jakiegoś powodu zatrzymać. Postępował z dnia na dzień, z kolejnego milczącego śniadania zjadanego w samotności, aż do równie samotnego obiadu. Może gdyby nie lata zaniedbać ze strony męża, spieszyłaby się dzisiaj do domu trochę bardziej. Może jej intencje byłyby czystsze, a skrucha prawdziwa.
Może. Raczej się nie dowiedzą.
Wciąż przepełniona najróżniejszymi emocjami, z policzkami nieco bardziej zaróżowionymi niż zwykle, wpadła do domu wraz z podmuchem wiatru. Niecierpliwym gestem zrzuciła z ramion płaszcz i odstawiła w kąt walizkę, przynosząc ze sobą nasilony zapach ziół. Chaos panował w jej włosach tak samo, jak w głowie. Nieuporządkowane myśli krążyły jak stado baranów, pozbawione pasterza. Ciche, dawno już niesłyszane echo nadziei zakiełkowało w głębi duszy i choć nie chciała go stracić, dawkowała je sobie ostrożnie.
Czego nie można było powiedzieć o Antoonie i laudanum.
Stanęła jak wryta na widok męża za zastawionym stołem. Przez chwilę chaos myśli ucichł, upatrując się w jego obecności podstępu. To zdarzało się tak rzadko, że niemal nigdy. Krótki rzut oka na pustą szklankę powiedział jej znacznie więcej, niż chciała wiedzieć.
Rzucone w powietrze pytanie niekoniecznie.
Poczucie winy osiadło jej ciężko na barkach, co najmniej tak, jakby wracała z miłosnej schadzki, nie z pracy. Ukłucie paniki przysłoniło nadzieję; paranoja przeplotła się wraz z nią i nakazała zastanowić, czy nie ma aby wypisane na czole, skąd właściwie wraca. To był nonsens; absurd w czystej postaci. Przecież nie miała sobie zupełnie niczego do zarzucenia, a nawet jeśli, Antoon był ostatnią osobą, która mogłaby się tym przejmować. A jednak nie potrafiła nad tym zapanować.
Przybrała jak najbardziej neutralny wyraz twarzy i rozluźniła zaciśnięte w pięści dłonie, starając się wypaść całkiem naturalnie. Weszła głębiej do jadalni, szeleszcząc materiałem ciemnej sukni.
- W pracy - odparła tylko, zajmując miejsce naprzeciwko męża, wzrokiem omiatając blat stołu. Poczuła się trochę tak, jakby cofnęli się do czasu sprzed jakichś dwóch lat, kiedy to z jej strony nieustannie padało takie pytanie, a ze strony Antoona - dokładnie taka sama odpowiedź.
Ironia losu.
- Syn pracownika Groeneveldtów miał wysoką gorączkę - dodała, by uwiarygodnić swoją historię. Omal się nie roześmiała. Przecież to była prawda.
Więc dlaczego wydawała się kłamstwem?
Ekscytację schowała gdzieś głęboko, mając nadzieję, że nie odnalazła ona miejsca na jej twarzy. Przyłożyła dłoń do zaskakująco rozpalonego policzka, ulgę odnajdując w obecności służącej, która wjechała do środka z wózkiem zastawionym kolacją.

Antoon Beudeker
• wyższe sfery •
Antoon Beudeker
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : kupiec
https://kerch.forumpolish.com/t304-antoon-beudeker#743

Re: Jadalnia

12.08.21 22:06
Prośby i groźby nigdy nie działały. Zmiana zawsze musiała pochodzić od tego, od kogo oczekiwało się zmian, w przeciwnym razie nic nie znaczyła. Jak z uzależnieniem. Aparat przymusu zwykle osiągał dokładnie odwrotny od zamierzonego efekt. I on miesiące temu buntował się przed tymi pytaniami, które jak mu się wtedy wydawało naruszały żałobę którą sobie narzucił. Każdy przeżywał ją na swój sposób, on akurat taki. Nie biorąc pod uwagę wszystkich podejrzeń, które mogła mieć względem niego Rozemarijn. Słusznie, bo przecież miał teraz dokładnie takie same.
Wpadła do domu jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby nie był środek nocy. Ile razy wracała o takiej porze, a on nawet nie miał o tym pojęcia bo sam był zajęty pracą? Czemu myślał o tym dopiero teraz, gdy mózg zmorzony opiatami odmawiał trzeźwego osądu? Pewnie z dokładnie tego samego powodu.
Dawno jej takiej nie widział. Niby nic w jej wyglądzie się nie zmieniło, poza ogólnym nieporządkiem a mimo to wszystko było inaczej. Nie potrafiłby tego wytłumaczyć. Musiały minąć lata żeby nauczyli się siebie na tyle, by wychwytywać takie drobne różnice. Przyznałby, że ostatnimi czasy jego wyczulenie na to znacznie osłabło. Starał się jej nie widzieć. A nie wiedzieć czemu żałował tego akurat teraz.
Bez słowa skargi obserwował rozluźniające się pięści i wyraz twarzy tylko pozornie spokojny. Jej odpowiedzi wydawały się karą za wszystkie te niezliczone razy kiedy odpowiadał jej tak samo. Czy ona też mu nie wierzyła tak bardzo, jak on jej w tej chwili? Pewnie tak. W przeciwnym razie nie byliby tu gdzie byli.
Roześmiał się, wzrok odwracając na pustą szklankę i nie mówiąc nic. W jadalni pojawiła się służąca z wózkiem zastawionym kolacją, odgrzewaną najpewniej już ze trzy razy. Zaczęła serwować dania, którym gdyby tylko poświęcił należytą ilość uwagi, pewnie doceniłby za kunszt. Ale nie dzisiaj.
- Byłem przekonany, że zajmujesz się raczej samymi Groeneveldtami, nie ich pracownikami. - W jego głosie było słychać przytyk. Coś mu się w tym wszystkim nie podobało, choć nie mógł tego wszystkiego jeszcze w pełni nazwać. Równie możliwe, że to tylko laudanum rościło sobie prawo do głosu, ale spożywał je już tyle razy że był w stanie bezbłędnie określić, kiedy przez niego przemawiało. To nie była ta chwila.
Wysoka gorączka czyjegoś syna sprowadziła jego myśli na złe tory.
- Pomogłaś mu? - Nie patrzył na nią, nieostry wzrok wbijając w pustą szklankę, w którą zastukał palcem. Parująca zupa przypominała o swojej obecności, ale nie czuł głodu. W niepozornym pytaniu mógł się kryć ogrom pretensji. Kto decydował o tym, kiedy twoja moc działała, a kiedy nie? Czemu jemu pomogłaś, a Evertowi nie? Wiedział, że żadna odpowiedź nie padnie, a sięganie po takie słowa było niesprawiedliwe. Nie zadawałby ich matce, która nie była griszą. Może właśnie dlatego był daleki od idealizowania ich. Popełniali błędy. Jak zwykli ludzie.
Ujął szkło w dłoń i zaczął w niej obracać, podnosząc znowu wzrok na żonę jakby chciał ją przewiercić na wylot i sprawdzić czy mówi prawdę. Moment w którym stracili do siebie zaufanie był chyba pierwszym gwoździem do trumny. Kolejne wbił osobiście.

Rozemarijn Beudeker
• uzdrowiciel •
Rozemarijn Beudeker
Pochodzenie : Nowoziem
Stanowisko : prywatny medykus żon i córek radnych
https://kerch.forumpolish.com/t199-rozemarijn-beudeker#280

Re: Jadalnia

17.08.21 12:32
Cieszyła się, że nie zna jego myśli, a w oczach widzi tylko zamgloną laudanum wrogość, a może zdumienie. Nie wiedziała, dlaczego to drugie pojawiło się tak nagle. Jakby obudził się z jakiegoś letargu, albo jakby coś się znienacka zmieniło. W pierwszym odruchu chciała się przed tym bronić, w drugim dotarło do niej, że przecież naprawdę coś się zmieniło. Stety lub niestety, bez udziału kogoś, kto miał jej być najbliższy.
Wciąż go nie rozpoznawała. Proces ten rozpoczął się po śmierci Everta, ale swoje apogeum osiągnął już jakiś czas temu. Teraz stadium wypalenia strawiło ich już na popiół, dlatego zdziwiła ją iskra gniewu, która mrugnęła nieoczekiwanie w tym popielniku. Wbiła wzrok w stół, w myślach starając sobie to poukładać i nie dać wciągnąć się w zastawioną przez Antoona pułapkę. Był tutaj jakby chciał porozmawiać i złościł się, gdy okazało się to niemożliwe. Zabawne, zważywszy wszystkie te razy, kiedy to ona bezskutecznie podejmowała takie próby.
Ciemne tęczówki podniosły się na mężczyznę dopiero, gdy padły słowa, które śmiało mogłaby odebrać jako złośliwość. Aż ją zapiekły; zacisnęła szczękę, starając się skupić na miarowym oddychaniu.
- Wiem do czego zmierzasz, Antoon. I nie będę brała w tym udziału - oświadczyła w końcu. Mimo wybornych dań, które zostały podane i głodu, którego istnienie uświadomiła sobie w chwili, w której zapach zupy uderzył ją w nos, wstała, opierając się na rozprostowanych rękach o stół.
Miała prawo wściec się, że znów ocierał się o grząski temat. Jakby celowo musiał zniszczyć każdy zalążek nadziei, który zdążyła poczuć. Rekin potrafił wykryć kroplę krwi w ogromie morza; być może Antoon potrafił w ten sam sposób wyczuć spokój jej ducha i musieć go zburzyć w tym samym momencie w którym pojmie, że miał z nim nic wspólnego.
- Coś jeszcze? Nie jestem głodna, położę się już - dodała kategorycznie, choć spokojnie. Jeszcze parę miesięcy temu byłaby wściekła, może sama zaczęłaby dążyć do kłótni, byle tylko wykrzesać tak z siebie jak i męża choć odrobinę emocji, które jeszcze musiały przecież gdzieś w nich tkwić.
Denerwował ją sposób, w jaki bawił się szklanką. Jak gdyby nigdy nic, siedział i epatował nałogiem, którego powinien się przecież pozbyć. Równie możliwe było jednak, że rozdrażnienie wywołałoby teraz dosłownie cokolwiek, również to, że oddycha. Uniosła brwi, spoglądając na męża wyczekująco, gotowa w każdej chwili opuścić jadalnię. Jakby pytała go o zgodę, choć przecież wiedzieli oboje, że akurat w ich małżeństwie nigdy to tak nie działało. Kiedyś się tym niemal szczyciła; obecnie mogła się z tego tylko gorzko śmiać.
Cierp. Poczuj się dokładnie tak, jak czułam się ja.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Similar topics