Dach kamienicy 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Dach kamienicy

08.05.21 22:38
lokacja

Dach kamienicy

Jedna z opuszczonych kamienic nie została zabezpieczona i bez przeszkód można wejść na klatkę schodową. Stopnie są strome i niepewne, ale wspięcie się po nich jest opłacalne z prostego powodu: widoków. Po wejściu na strych, drzwi wyłamane z zawiasów prowadzą prosto na dach. Nie jest to zbyt bezpieczne miejsce, a gzyms, na którym można usiąść i podziwiać panoramę Ketterdamu choć kamienny, grozi zawaleniem. Widać stąd niemal całe miasto, aż po samo wybrzeże.

Ayaan Malviya
• zakontraktowany •
Ayaan Malviya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : żigolak
https://kerch.forumpolish.com/t192-ayann-malviya

Re: Dach kamienicy

25.05.21 0:06

To była piękna, gwiaździsta noc – między tuzinami małych, w oddali błyszczących punkcików układał się również świecący rogal. Wisiał tak sobie na niebie, próbując przyćmić gwiazdy swoim blaskiem, jednak ich liczebność skutecznie mu to uniemożliwiała. Były bardziej widoczne, odznaczały się na ciemnym niebie zdecydowanie mocniej, niby wyryte w nim na stałe.
   Nie pamiętał dokładnie od jak dawno przychodził w to miejsce, nie pamiętał również co go podkusiło, by wdrapać się na sam szczyt opuszczonej, zdewastowanej kamienicy. Ale cieszył się, że odkrył to miejsce. Niby nie było w nim nic specjalnego, ale jednak było znakomitym kątem do zatracania się w swoim własnych przemyśleniach. Ciemne, odosobnione, wręcz wyodrębnione specjalnie dla niego, w którym niezauważony mógł przyglądać się wszystkiemu wokół.
   Było w miarę ciepło, choć sporadyczne, zimne podmuchy wiatru potrafiły przyprawiać o dreszcze. Zwiewne szaty, którymi otulał schłodniałe ciało nie były najrozsądniejszym wyborem, którego dokonał tego dnia. Nie wspominając już o sandałach, które miał na stopach... Ale przesiadywanie na tym dachu w towarzystwie wichrów okazywało się być niezwykle kojące. Orzeźwiało go, pozwalało nabrać świeżego powietrza do płuc i pogrążać się w myślach.
   Nasunął na łeb kaptur, gdy dmuchnęło mu prosto w twarz. Przeczesał palcami niesforne loki, próbują jednocześnie drugą ręką pozbyć się kilku ziaren piachu, które dostały mu się do ust. Ostatecznie splunął zrezygnowany przed siebie. Siedział na krawędzi, a jego nogi zwisały w przepaść. Prawdopodobnie nie zdołałby się czegoś chwycić gdyby cały gzyms zdecydował się nagle załamać pod jego ciężarem. Ale w tamtej chwili nawet o tym nie myślał, bo przecież myślami był daleko, w jakimś zupełnie innym miejscu. Marzycielem był od zawsze, rozmyślanie o dosłownie wszystkim nie minęło mu wraz z biegiem lat.
   Nie wracał do przeszłości, a raczej starał się do niej nie wracać. Uważał ją za jeden z zamkniętych rozdziałów – takich, których ponowne roztwarcie nie ma najmniejszego sensu, zwłaszcza, gdy udało mu się zaakceptować swoje aktualne życie. Ludzie, których kiedyś znał byli zaledwie rozmazanym wspomnieniem, niejasnym tworem, którego kształtu nie potrafił określić.
   Uśmiechnął się, wyjmując z jednej z kieszeń mały, składany nożyk. Wyciągnął dłoń przed siebie, obracając go w palcach. Wpatrywał się w niego, jakby był jego najcenniejszym skarbem. Szybkim ruchem wysunął ostrze, którym zaczął dłubać pod paznokciami.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Dach kamienicy

25.05.21 1:17
[ I ]


Nie zawsze wpadał w kłopoty.
Kłopoty czasem wpadały w niego.
Tym razem były podwojone, miały jasne twarze, szerokie ramiona osłonięte grubymi materiałami marynarek i zderzyli się z nim w jednej z tych bocznych uliczek przy Klubie Wron, które cuchnęły kanałami i groźbą złamanego nosa. Młodą twarz ozdobił uroczy uśmiech, papierośnica wysunęła się w stronę nieznajomych, gdy Kai - już gotowy do wyuczonej pracy - w głowie układał kolejne serie przemiłych zaproszeń do gry niedaleko. Nie wzięli papierosa, oczy mieli surowe, Drozdov jednak nadal brnął w jednostronną rozmowę, bacznie obserwując ich twarze, szukając w nich grama choćby groźby, wskaźnika momentu, w którym powinien sięgać do kieszeni bądź uciekać. Wiedział przecież, iż burza nadchodzi, z całej siły jednak starał się grać nieświadomego idiotę. Chwila, chwila, ja cię znam - ostry głos z ciężkim fjordańskim akcentem uderzył go prosto w policzek, bo oto i nieprzyjemny nieznajomy miał stuprocentową słuszność. Znali się. Nie dalej jak kilka dni temu, strojące przed nim postaci - w stanie nieco mniej trzeźwym - postanowiły zaszczycić swoją obecnością Klub Wron. Na osobiste zaproszenie Kaia, który potem obserwował, jak przegrywają wszystko, co do kieszonkowego zegarka, który sam zresztą zgarnął sobie po cichu, wciskając łańcuszek do kieszeni garniturowych spodni.
W pierwszym odruchu chciał chyba podnosić ręce w geście kapitulacji, jednak intuicja nakazywała pozbyć się naiwnych głupot - nie będzie przebaczenia. Potem świat był tylko skrawkami szybkich sekund: kilka kroków w tył, wściekłe twarze przed nim, obrót na pięcie i nagły bieg, jeden z tych, którego ciężkości nie dało się wyczuć, gdy poganiała cię adrenalina, niczym szczekające za tobą psy. Bruk twardo obijał się o podeszwy butów, oddech gubił się gdzieś w nocnym powietrzu ulic Baryłki, kiedy Kai próbował jak najzwinniej przeciskać się miedzy rozbawionymi ludźmi, w nadziei na zgubienie swoich prześladowców - znajomych, być może. Przywykł do tego, niejednokrotnie zdarzało mu się uciekać z podobnego powodu, tym razem jednak mężczyźni byli szybsi i silniejsi niż się spodziewał. Z turystami mógł wygrać jednak w jeden sposób - znając okolicę na wylot.
Ta jedna, felerna kamienica - opuszczona i ziejąca chłodem, ale teraz będąca być może jego ostatecznym ratunkiem. Wiedział doskonale, która to, nie musiał liczyć drzwi, wystarczyło spojrzenie na ramę jednego z okien. Przewracając prawie jakiegoś nieszczęsnego biedaka, próbującego upić z butelki ostatni łyk alkoholu, wpadł w drzwi budynku, kroki kierując wzdłuż stromych, skrzypiących schodów. Gdzieś za nim krzyk goniących go ogarów wybrzmiewał jeszcze wściekle, on jednak zdążył już pokonać schody, dostać się na strych i wskoczyć na ten przeklęty dach. Bezpieczeństwo było jednak złudne - jeżeli tamta dwójka troglodytów z pechem do ruletki wyśledziła jego kroki, z dachu uciekać można było jedynie w dół. Do śmierci było mu natomiast nieśpieszno, na pewno do pokiereszowania twarzy.
Wraz z dachem pojawiła się jednak kolejna przeszkoda. Wysoka, ubrana w zwiewne materiały, z kapturem na głowie, więc niewiele mógł Kai dojrzeć, a jednak nadal w biegu, wypadając z drzwi, zjawił się w kilku krokach bardzo blisko nieznajomego, wzorkiem odnajdując twarz, dłonią mocno łapiąc za nadgarstek i palec przykładając do swoich ust w uciszającym geście. Była to jednak chwila wyjątkowo krótka, groźne głosy bowiem oddaliły się prędko. Czyli nie weszli za nim. Jakiś ciężar spadł z serca, choć ta nagła dawka emocji kazała mu roześmiać się nagle. Nie jego krew będą jutro zmywać z bruku.
- Umiesz się bić? Wiesz, mogą wrócić - rzucił bezmyślnie, choć głosem pewnym i dosłyszalnie rozbawionym. W mroku, spod przymkniętych powiek starał się zbadać rysy jego twarzy. Piękny człowiek o obcej nieco urodzie rzadko bywał w w tej okolicy zwykłym przechodniem korzystającym z wolności. - Odpierdalasz jakieś rytuały czy spierdoliłeś z Menażerii, hm? Na twoim miejscu bym wrócił, poza burdelem bywa nawet gorzej. - Przeczesał jeszcze włosy palcami, kilka głębokich oddechów wyrwało się z płuc. Był idealnym obrazem ucieczki przed własnym przestępstwem: bez marynarki, z rozpiętą kamizelką, koszulą niedbale podwiniętą przy mankietach, sięgający do kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki.

Ayaan Malviya
• zakontraktowany •
Ayaan Malviya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : żigolak
https://kerch.forumpolish.com/t192-ayann-malviya

Re: Dach kamienicy

25.05.21 10:54
Wpatrzony w jeden ze świecących na smolistym niebie punktów zapominał o otaczającym go świecie. Zatracał się w tym niecodziennym krajobrazie, bo chociaż gwiazdy widywał często, to  jednak takie ułożenie, z księżycem w centrum robiło na nim większe wrażenie. Zapierało dech w piersiach, kiedy kolejny, wietrzny cios uderzał go w twarz. Przymykał wtedy już i tak zmrużone oczy, choć nie przerywało to ciągłości tego transu.
   Początkowo nie usłyszał nawet, że ktoś się zbliża, że nieznajoma postać pojawiła się za jego plecami i zmierza w jego kierunku. Wciąż był zapatrzony, a odgłosy dochodzące z nocnych uliczek Ketterdamu zdawały byś się stłumione, były tylko nic nieznaczącym tłem. W końcu tamtej chwili liczyło się tylko gwiaździste niebo. W końcu nieczęsto miał czas na podziwianie tak naturalnego piękna – o takich porach zwykle przesiadywał w Menażerii, zamknięty w małym, przytulnym pokoju z którymś z klientów, chcących umilić sobie wieczór.
   Wydawało mu się, że dosłyszał czyjeś krzyki, być może nawet gwizdy. Pewny swojej bezpiecznej, ukrytej pozycji, nawet nie pokwapił się by namierzyć źródło hałasu. Miasto o tej porze bywało zgiełkliwe – na ulice wychodzili pracownicy szemranych interesów, pojawiali się również windykatorzy, ściągający długi, którzy niejednokrotnie musieli wdawać się w pościgi, by odzyskać to, po co zostali wysłani. Bo każdy pilnował swojego majątku. Niektórzy pilnowali też cudzych majątków, żeby w chwili nieuwagi je sobie przywłaszczyć.
   Świat działał w spowolnionym tempie – Ayaan nie zdążył się nawet odwrócić, gdy dosłyszał pierwszy krok, który rozbrzmiał tuż za jego plecami. W tamtej chwili po jego ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz – pozycja, w której się znajdował była jedną z najbardziej niekorzystnych, jakie mógł przyjąć. Plecami do potencjalnego zagrożenia... I pomyśleć, że piękno widoku uśpiło jego czujność na tyle, że dał się podejść w taki sposób. Przecież wystarczyłoby go pchnąć w plecy, a spadłby z gzymsu, rozbijając się o ketterdamowskie brukowisko. Jego istnienie zostałoby na zawsze wymazane z tego miasta. Bo kto pamiętałby o jednej z wielu dziwek pobliskiego domu uciech?
   Nie było mu do śmiechu, kiedy szczupłe palce w żelaznym uchwycie zacisnęły się na jego nadgarstku. Przez chwilę poczuł się jak wtedy – zamknięty w klatce, z rękoma zakleszczonymi w zimnych, metalowych kajdanach. Normalnym odruchem byłoby natychmiastowe wyrwanie się z objęć, ale nieciekawe położenie mogło obrócić całą sytuację przeciw niemu, wystarczyła tylko chwila nieuwagi, a wszystko mogłoby się skończyć szybciej niż się zaczęło. Nie podjąłby takiego ryzyka, nie w momencie, w którym mógł jeszcze przechylić szalę na swoją stronę.
   Spojrzał na nieznajomego, starając się zakamuflować swoje zaskoczenie. Wzrok natychmiast wbił w opuszek wskazującego palca, przyciśniętego do dolnej wargi. W tym samym czasie wrzaski stawały się znacznie cichsze.
   „Umiesz się bić? Wiesz, mogą wrócić.”
   Uśmiechnął się głupkowato, odsłaniając zadbane (jak na ketterdamskie standardy) zębiska. Korzystając z chwili szarpnął też mocniej ręką, żeby przedwcześnie wyswobodzić się z uścisku nieznajomego. Dosłownie przez chwilę przyglądał się jego piegowatej twarzy, z naturalnie węższymi oczami. Szybko jednak powrócił do obserwowania gwiazd. Ale poklepał dłonią miejsce obok siebie – zupełnie jakby zapraszał starego przyjaciela do wspólnego biesiadowania przy jednym stole. Zaraz po tym wsparł ciało na rękach i uniósł się nieznacznie, przesuwając się tak, by usiąść nieco bezpieczniej, trochę dalej złowrogiej krawędzi.
   — Nie gwarantuję, że się nie załamie — mruknął pod nosem, zerkając kątem oka w jego stronę. Nie miał w planach mówić nic więcej, jakby to cisza miała powiedzieć nieznajomemu wystarczająco dużo, aczkolwiek następne zdanie, które usłyszał zmusiło go zwrócenia się w jego kierunku i spojrzenia mu prosto w oczy. — A ty skąd możesz wiedzieć jak jest w burdelu? — zapytał całkiem poważnie, przyglądając się uważniej ubraniom, które miał na sobie. Jego uwadze nie umknęły również sygnety zdobiące szczupłe palce.
   Kolejny, silniejszy podmuch wiatru zabawił się jego szatami, odsłaniając skąpo część jego klatki piersiowej i zdejmując z głowy kaptur, którego nawet nie chciało mu się kolejny raz naciągać na łeb. Poza tym był zajęty wpatrywaniem się w ślepia tego młodego mężczyzny.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Dach kamienicy

25.05.21 23:47
Kai nie zwykł przyglądać się gwiazdom, księżyc widywał tylko w odbiciach na powierzchniach brudnych kałuż, które wypełniały wyrwy w ulicach Ketterdamu niczym czarne plomby gnijące zęby. Lubił noc, a jednak nie patrzył jej zbyt często w oczy, zbyt zajęty był wszak patrzeniem pod stopy i za siebie, wypatrując przeszkód, noży, pięści i kruge leżących między kocimi łbami. Nie był tą osobą - nie otwierał szeroko oczu na widok rozpościerającego się przed nim krajobrazu, nie przystawał w imię chwili refleksji. Czasem tylko długo patrzył na port, gdy nocami oczekiwał nadpływających statków pełnych naiwnych turystów. Lubił je - statki, to znaczy. Lubił to, jak poruszały się żagle, jak ciemna woda obijała się o twarde konstrukcje. Pamiętał zbyt dokładnie moment, w którym zobaczył to z bliska po raz pierwszy - Vitaly Drozdov zabrał go i jego siostrę do miasta na smażone jajka i gorącą czekoladę. Z okna gospody widać było brzeg portu, a Kaia mało obchodził wtedy talerz. Ciekawsze od wody i wysokich masztów były te tłumy - pełne życia tłumy ludzi. Chmury z setkami twarzy.
Teraz jednak nie słyszał wody, jedynie nadal szybkie bicie swojego serca, oddalony hałas nocnej ulicy. W Baryłce zabawa trwała w najlepsze i Kai wiedział - wychowany przecież w najbarwniejszych częściach Ketterdamu - że będzie trwać do jasnego południa. I on pewnie dopiero wtedy wyszedłby z Klubu Wron, wróciłby do mieszkania, może do jednego z tych ciasnych pokojów w Listewce, jeżeli ktoś zaproponowałby kolejne piwo. Lecz - co zabawne - w tym momencie plany zdawały się walić na łeb. Trafił na dach tej starej kamienicy, na który wspinał się czasem z Mai ćwiczyć fechtunek lub chodzić po krawędzi, pewny swojej nieśmiertelności. A na dachu był ktoś obcy. Kai był specem od ludzi - zdaje się, ze niewiele twarzy było mu obce tak naprawdę, gdyż nawet jeżeli nie poznał ich osobiście, informacje przychodziły do niego innymi drogami, przez siostrę, przez Szumowiny. I oni często znali jego, niejednokrotnie z wydźwiękiem dość niefortunnych, jak zgubiona niedawno para mężczyzn. A jednak jakimś cudem nie znał człowieka, z którym przyszło mu się spotkać, chociaż przyglądał mu się tak natarczywie, próbując wygrzebać choćby skrawki wspomnień z pamięci. Nic. Miał równy profil, dużo loków, spojrzenie kogoś, kto na podobnych dachach mógł spędzać całe noce, a do tego ubrany był w materiały, który Kai widywał tylko na śniadych dziewczynach dostrzeżonych w rozświetlonych oknach Menażerii, gdy wybierał się na nocne obchody wokół Baryłki. Mozę jego też kiedyś widział?
- Przywykłem do braków gwarancji - odparł szybko, choć na twarzy wymalowało się widoczne zdziwienie przetykane zmieszaniem. Cala ta sytuacja wydawała mu się być nieco abstrakcyjna, a mimo to ujął odpalonego papierosa w dwa palce i posłusznie usiadł we wskazanym miejscu. Nie musiał spodziewać się niczego, równie dobrze mógł spaść albo rozmawiać z duchem. Noc była już wystarczająco kolorowa. - Ja? - uniósł brwi, puszczając w ciemność chmurę dymu. Co on mógł wiedzieć? W zasadzie, niewiele. Uciekł stamtąd w wieku sześciu lat, kilka dobrych lat przed momentem, w którym zazwyczaj przyciągane są tam dziewczyny wyrzucone w porcie. W rzeczywistości nie wierzył słowom, które sam głosił, niewiele miejsc na świecie wydawało mu się być równie koszmarne co dom publiczny. Zniewolenie zabiło jego matkę, jego miało już nawet nie dotknąć. - Niewiele. Ale wiem za to doskonale jak jest poza nim i to wystarczy - skłamał więc, poruszając lekko ramionami. - Pokazać ci? Zresztą, daleko byś nie uciekł w tych butach...Gdybyś był na moim miejscu, złapaliby cię już w pierwszej ślepej uliczce za gospodą - głos rozbrzmiał jakoś przyjemniej, na piegowatej twarzy na kilka dłuższych sekund wymalował się radosny uśmiech. - Ucięliby ci głowę i mieli wyjątkowo urodziwe trofeum...Suli? W każdym razie, wisiałbyś sobie radośnie nad kominkiem w jakimś fjordańśkim domu - mówił dalej, widocznie rozbawiony i nachylił się jeszcze, pochwytując ten baczny wzrok i zbliżając się do chłopaka, by wyciągnąć ku niemu palce z odpalonym papierosem w zachęcającym geście. - Ja akurat gustuję raczej w cudzych pieniądzach, nie cudzych głowach.

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Re: Dach kamienicy

26.05.21 15:06
Dalekie echo muzyki dobiegające znad Pokrywki ginęło pod rozgwieżdżonym niebem. Kai i Ayann mieli szczęście; wiosenny wietrzyk dolatujący znad morza rozgonił chmury i opary pyłu węglowego, który wciąż uparcie otulał miasto od czasu nie tak odległej zimy. I tylko kłęby gęstego dymu znad rafinerii kalały firmament swoją obecnością.
Dwójka nieznajomych; dach kamienicy i widok na miasto, którego mieli prawo szczerze nienawidzić. Idylliczna noc, która niczym nie różniłaby się od żadnej innej, które przeżyli i które - o ile Ghezen pozwoli - jeszcze przeżyją.
Gdyby nie jeden drobny szczegół, który niewprawnemu oku mógłby umknąć.
Plama czerni, niemal ginąca na tle granatu nieba. Ptak? Zbyt duży. Balon? Za mały, poza tym te nie wznosiły się o takiej porze nad Ketterdam. Niestrudzenie parła do przodu z podejrzaną prędkością i czymś, co przypominało łopot skrzydeł, rzucając cień na mijane po drodze kamienice; przysłoniła na chwilę światło księżyca również nad głowami Kaia i Ayanna.
Jeśli tylko udało się im ją dostrzec, mogli obserwować jak szybuje ponad miastem, by w końcu zniknąć gdzieś w dzielnicy finansowej.

| Przysługuje wam prawo do rzutu kością na spostrzegawczość. Próg powodzenia akcji wynosi 60. Na wynik składa się suma waszej statystyki spostrzegawczość oraz wynik rzutu k100 podzielony przez dwa. Jeżeli uda wam się osiągnąć próg, dostrzegacie anomalię. Reakcja na nią pozostaje w gestii waszych postaci. Mistrz Gry nie będzie kontynuował z wami rozgrywki.

Jednocześnie informuję, że jeżeli akcja się powiedzie, a postać podzieli się się swoim spostrzeżeniem z przynajmniej dwoma innymi postaciami (w dwóch osobnych sesjach) niż obecne w tym wątku, będzie przysługiwało jej prawo do osiągnięcia specjalnego pt. "pajęcze wici", za które przysługuje 15 punktów fabularnych i po które należy się zgłosić w temacie z osiągnięciami, linkując wszystkie trzy sesje.

Ayaan Malviya
• zakontraktowany •
Ayaan Malviya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : żigolak
https://kerch.forumpolish.com/t192-ayann-malviya

Re: Dach kamienicy

26.05.21 18:24
Swoje początkowe zaskoczenie ukrywał za udawanym zuchwałością – nawet jeśli nie mógł być stuprocentowo pewny intencji nieznajomego, to uznał, że zaproszenie go, do wspólnego spędzenia czasu wybije mu z głowy pierwotne plany. Poza tym wydawać by się mogło, że dostrzegł na jego twarzy chwilowe zaskoczenie, więc możliwe, że byli kwita, w końcu to on pierwszy pojawił się znikąd, chwytając Ayaana za nadgarstek. I choć taka bliskość sama w sobie nie powinna zrobić na niego żadnego wrażenia (bo był do niej przyzwyczajony), to palce zaciskające się wokół kości przywołały wszystkie najgorsze wspomnienia, które sulijczyk latami tłamsił w sobie, zakopywał jak najgłębiej. Ale duchowo zaciskał zęby, szukając w niebie swojego bezpiecznego punktu, który zabrałby od niego wszystkie nękające go myśli.
   „Przywykłem do braków gwarancji.”
   Miał się odezwać, ale zamiast tego skinął jedynie głową. I słusznie, w Ketterdamie nie można było być pewnym praktycznie niczego. Ayaan był niby w zupełnie innej sytuacji – bo choć lata temu został sprzedany, to teraz miał zapewnioną jakąkolwiek stabilizację, o ile więzienie, w którym przesiadywał przez większość czasu można było nazwać jakimkolwiek schronieniem. Gdyby miał jakikolwiek wybór, to na pewno kombinowałby w inną stronę, ale ten los spadł na niego z góry, jego przyszłość została przesądzona. Mógł jedynie zaakceptować to, co zostało dla niego przyszykowane.
   Przyłapał się na tym, że w dłoni wciąż obracał niewielkich rozmiarów kozik. Pospiesznie schował go gdzieś za plecy, prawdopodobnie wrzucając go do jednej z kieszeni luźnych spodni. Zupełnie zapomniał, że ostrze wciąż było na widoku, w zasięgu wzroku nieproszonego gościa.
   Uśmiechnął się skąpo, gdy tylko poczuł zapach dymu tytoniowego. Przy jednym z głębszych wdechów poczuł w płucach obcą gorycz, do której, o dziwo, nie był przyzwyczajony. Ale nie skomentował tego nawet jednym słowem, po prostu raz po raz spoglądał w stronę mężczyzny i fajki, którą się zaciągał.
   — Wszędzie czyhają niebezpieczeństwa — odparł spokojnie, jakby przekonał się na tym na własnej skórze. I jakby się głębiej nad tym zastanowić, to trochę tak było. Kiedyś, w zupełnie innej części świata, w miejscu pozornie bezpiecznym jego rodzina została rozbita. Teraz, w Ketterdamie niewiele się zmieniło. Wychodząc na ulice wciąż musiał mieć oczy dookoła głowy – tylko, że jako dzieciak nie wiedział o tym i został uświadomiony dopiero, gdy jego życie brutalnie się zmieniło.
   Spojrzał na swoje buty – na szczęście nikt go nie ścigał. Póki co. Poza tym... może wcale nie musiałby uciekać?
   — Skąd myśl, że należę do tych, którzy uciekają? — powiedział, od razu krzyżując z nim spojrzenia. Usta wykrzywiły mu się w szerszym uśmiechu. Owszem, kiedyś uciekał – był do tego zmuszony, a i tak go pochwycili. Ale przez lata jego charakter ukształtował się w zupełnie innym kierunku. Stał się śmielszy i zuchwalszy, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Nad podejmowanymi akcjami nie rozmyślał zbyt wiele, zwykle po prostu działał. Tylko podczas takich nocnych obserwacji pozawalał sobie popadanie w zadumę – tą samą, przez którą kiedyś stała się tragedia. — Na szczęście nie mam pieniędzy, a głowy też dla ciebie nie stracę — dodał od razu po jego słowach, powracając do obserwowania miasta, czego szybko pożałował, bo przy kolejnym podmuchu wiatru jakaś drobnica sypnęła mu prosto w twarz, a kilka ziaren piachu musiało wpaść mu w oko. Od razu uniósł rękę, by kciukiem się tego pozbyć.

rzut na spostrzegawczość tutaj.
35 + 42/2 = 56

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Dach kamienicy

26.05.21 21:49
Śledzenie wyrazów twarzy innych ludzi było jednym z jego ulubionych zajęć. Obserwowanie ich reakcji - to jak wydymały się ust, ściągały brwi, rozszerzały źrenice i przymykały ciężkie powieki. Tym razem wyczytanie czegoś z oblicza jego rozmówcy wydawało się być jednak wyjątkowo trudne, może za bardzo skupiony był już delikatnie podpity i nadal przepełniony adrenaliną Kai na tym, jak gładko krawędzie rysów twarzy układały się w jeden obraz. Cała istota tego człowieka była rzeczywiście całkiem niezwykła - może naprawdę uciekł. Cóż innego miałby robić ktoś taki, w ten sposób ubrany i tak rozluźniony w swojej prezencji na dachu opuszczonej kamienicy w samym środku nocy? Kai bywał ciekawski, umysł miał chętny informacji, tym razem również pragnął wiedzieć i usłyszeć historię, jednocześnie jednak nie miał wcale zamiaru przerywać tej leniwej wymiany zdań. Cokolwiek się tu działo, przypominało mu bardziej scenę z książki i zabawnym doznaniem było siedzenie tak blisko obcego człowieka, który kojarzył mu się bardziej ze zjawą albo księciem z odległego kraju - może obiema rzeczami jednocześnie.
- Zawsze możemy się przekonać - odparł więc, odwdzięczając się nieco łobuzerskim uśmiechem, nadającym piegowatej twarzy wyraz chochlika. Sam był tym typem problemu, który znika w biegu i chowa się w szczelinach. Wolał czekać aż ten kto go szuka zmęczy się i zapomni, a jeżeli nie, Kai dalej stał w tym ciemnym kącie z odbezpieczonym rewolwerem i głową pełną złośliwych uwag. W tym momencie złośliwości były jednak przydymione, gdy kolejne słowa padły między nimi, a Drozdov musiał roześmiać się ponownie. Zaciągnął się papierosem ostatni raz, po czym wyciągnął rękę i pozwalał spadać niedopałkowi gdzieś w zgubną ciemność Baryłki.
- Słusznie - westchnął w końcu, z jednym kącikiem ust nadal uniesionym w połowicznym uśmiechu. - Choć wiele stracisz przez swój własny rozsądek...Tracenie przy mnie lub dla mnie głowy jest niezapomnianym przeżyciem. - Nachylił się jeszcze trochę, by spojrzeć towarzyszowi prosto w oczy, jakby rzucał mu wyzwanie. Nie kłamał, był człowiekiem na tyle nieznośnym, iż każdą relację inni wspominali niejednokrotnie z bolesnym stęknięciem. Zacmokał parę razy i sięgnął do kieszeni kamizelki, wyciągając z niej srebrny zegarek na łańcuszku, który ukradł poprzedniego wieczora. - Co więcej, jestem w stanie się założyć, ze do trzeciej zmienisz zdanie. To godzina złych duchów, rozumiesz, wzbieramy wtedy w siłę i stajemy się trudniejsi do pokonania -oznajmił radośnie, chowając zegarek i choć pragnął spojrzeniem wrócić do bliskiej twarzy, jakiś ruch w kącie oka nakazał mu odwrócić głowę w stronę nieba. Widok był fascynujący i niepokojący jednocześnie, wiec ciemne oczy Kaia otworzyły się jeszcze szerzej, wargi rozchyliły lekko w zdumieniu. - Widziałeś to? - spytał ściszonym głosem. - Cholera, muszę mniej pić w Klubie, bo niedługo mi odbije...Już widuję duchy na dachach i przerośnięte mewy na niebie.

rzut na spostrzegawczość
50+88/2=94

Ayaan Malviya
• zakontraktowany •
Ayaan Malviya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : żigolak
https://kerch.forumpolish.com/t192-ayann-malviya

Re: Dach kamienicy

27.05.21 23:21
Przywykł do cudzych spojrzeń w swoim kierunku – z czasem zupełnie przestał na nie zwracać uwagę, więc nawet jeśli Kai przyglądał się uważniej wszystkim jego działaniom, to Ayaan nie przywiązywał do tego większej uwagi. Kiedyś sam wpatrywał się w ludzi, choć on uwielbiał akurat najbardziej patrzeć na ludzi zamyślonych, tych, w których głowach zachodzą jakieś poważne procesy myślowe. Każdy skupiał się w inny sposób – niektórzy przymykali oczy, inni je mrużyli, a kolejni zagryzali wargę. Przez chwilę zastanawiał się nawet w jaki sposób przejawia się zamyślenie mężczyzny siedzącego obok – póki co wydawać by się mogło, że na wszystko miał odpowiedź. Na każde słowa odpowiadał bez zająknięcia – jak wykwalifikowany oszust.
   Uśmiechnął się szerzej, gdy tylko usłyszał jego słowa. Niby w jakim sposób chciał się o tym przekonać? Gdyby nagle miało się okazać, że jest jakimś bandytą albo innym popierdoleńcem, to prawdopodobnie obaj spadliby z już i tak naruszonego gzymsu tej starej kamienicy. I to byłby jedyny możliwy scenariusz zakończenia ich znajomości. Kiedy trzeba było Ayaan potrafił wciąć sprawy w swoje ręce. Jasne, nie zawsze była potrzeba żeby stawiać się i być gotowym kontratakować, ale jeśli pięści miałyby pójść w ruch, to prawdopodobnie sulijczyk nie zawahałby się nawet przez chwilę. Nawet jeśli miałby mieć podbite oczy, połamane ręce i wstrząśnienie mózgu.
   „Tracenie przy mnie lub dla mnie głowy jest niezapomnianym przeżyciem.”
   Zmrużył ciemne ślepia, od razu odwracając głowę w jego stronę. Na dłuższą chwilę zatrzymał spojrzenie na jego ustach, by ostatecznie napotkać jego wzrok. Wiatr rozwiewał jego loki, ale on nie przerywał kontaktu wzrokowego. Uśmiechał się, dumnie odsłaniając swoje zębiska. Miał coś powiedzieć, ale wszystkie słowa zdusił w zarodku. Zupełnie, jakby jakiś wewnętrzny instynkt podpowiadał mu, że to nie pora na ciągnięcie tego tematu dalej. Gdzieś z tyłu głowy głos rozsądku mówił mu, że na dobrą sprawę nie wiadomo kim jest siedzący obok człowiek i mimo wcześniejszego zaproszenia do tej wspólnej posiadówki należy mieć oczy szeroko otwarte i nie pozwalać sobie na zbyt wiele. Chociaż Ayaan należał do tym, którzy takich zaczepek nie zostawiali bez słowa, więc niewątpliwie bił się wewnętrznie z myślami.
   — Do trzeciej, ta? — bąknął niemrawo pod nosem, choć słowa nieznajomego brzmiały trochę jak wyzwanie, którego miał zamiar się podjąć. Bo umówmy się – on nie odmawiał wyzwań. Na początku zawsze kręcił nosem, udawał nieporuszonego i znudzonego, a jak przychodziło co do czego to pierwszy rzucał się w wir niebezpieczeństw. Prawie jakby celowo wsadzał dłoń prosto w paszczę lwa.
   „Widziałeś to?”
   — Hm? — mruknął niezrozumiale, spoglądając w jego stronę. Później przeniósł wzrok na niebo – wydawało mu się, że to przez wcześniejsze drobiny piasku w oku miał jakieś przewidzenia i oczy płatały mu figle. Ale przetarł je dłońmi, mrugnął kilkukrotnie i ostatecznie stwierdził, że ciemny kształt poruszający się po granatowym niebie nie jest tylko wytworem bujnej wyobraźni. — Nie mam pojęcia co to jest i czy powinniśmy się tego obawiać, ale wygląda jak coś nienaturalnegojak coś, co nie powinno być w Ketterdamie, dokończył w myślach. Jeszcze przez chwilę wodził wzrokiem za kształtem, aż ten nie wylądował gdzieś w okolicy dzielnicy finansowej.
   Ayaan dość szybko oprzytomniał i postanowił wykorzystać chwilę nieuwagi swojego rozmówcy. Swoją otwartą dłoń ułożył na ramieniu chłopaka, a wciąż roześmianą twarz przybliżył do jego ucha. Wziął głębszy wdech, zupełnie jakby zaciągał się jego zapachem, a następnie wypuścił ciepłe powietrze ustami prosto w jego policzek.
   — Wyglądasz na kogoś, dla kogo mógłbym stracić głowę. A to ostatnie, czego teraz potrzebuję — wyszeptał, odchylając głowę nieco do tyłu, żeby móc łatwiej nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Dłonią poklepał go po ramieniu, które chwilę później zostawił w spokoju.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Dach kamienicy

29.05.21 19:58
I on swobodnie czuł się z cudzymi spojrzeniami, przywykł do nich przecież, od dziecka chowany w ich zasięgu, jakby eksponatem był bardziej niż człowiekiem. Pewnie po matce, jej przekleństwo uczepione ciał jej dzieci jak zaraza - mniej w niego, bardziej w Mai, ale czyż nie taka byłą niedola kobiet? A jednak i on nie potrafił ukryć się w tłumie, jego piegowatą twarz i obce nieco rysy zapamiętywali wszyscy, rzadziej z zachwytem, częściej wskazując palcem w ciemnej uliczce, tak jak dzisiaj. I siedział teraz naprzeciwko kogoś, kto być może nawet ostrzej przyciągał wzrok, częściej z zachwytem. Kai w to nie wątpił, choć nadal nie do końca też wierzył w to, ze nie jest tu sam, a każdy fragment tej rozmowy to jedynie dziwne halucynacje. A mimo to brnął dalej, oddany w jakiś dziwnie nietrzeźwy sposób tej scenie, próbując dokładnie badać każdy mały gest i spojrzenie, przy tym będąc bez przerwy całkowicie skupionym na ruchach ciała, jakby mógł spodziewać się w każdej chwili wyciągniecia broni z kieszeni. Sam wyszedł z Klubu Wron nieuzbrojony. Bez noża, bez rewolweru.
Im więcej padało jednak słów, tym bardziej senny Kai się robił, tym mniej skupiony na przetrwaniu. Przyglądał się jedynie poruszającym się ustom, czasem patrzył w dół, ale nie ze strachem - z jakimś dziwnym rozmarzeniem, które przyszło znikąd. Coraz senniej było, coraz cieplej, świat zachodził mgłą, a on przechylił jeszcze głowę, nasłuchując tych półsłówek i śledząc układające się na twarzy uśmiechy. Nieznajomy był nad wyraz pewny siebie w swoich reakcjach, ale Kai także, toczyli więc równą walkę. Nie było wcale istotne to, skąd tutaj przyszli, jak wdrapali się na ten dach. Nie było istotne to, że na dole coś mogło na nich czekać, czy chłopak naprawdę uciekł, czy Kai dostanie dziś w mordę przed kasynem, to że jeden miał na przedramieniu wytatuowaną wronę z kielichem, drugi pewnie znak menażerii, nawet jeżeli nie przyznawał racji tym prowokującym uwagom. Drozdov wiedział.
- Ketterdam to dziwne miejsce - odparł powoli, gdy ten wspomniał o nienaturalności. - Wszystko tu jest naturalne, ale wszystkiego należy się obawiać - dokończył, ociągając się nieco, ale dziwny cień na niebie dawno przestał być istotny.
Wzrok na chwilę powędrował za dłonią znajdującą sobie miejsce na jego ramieniu. Dotyk był nagły, Kai nie należał do osób, które przyzwyczajone były do dużej ilości fizycznego kontaktu, a mimo to nie wzdrygnął się nawet, pozwolił palcom zacisnąć się na materiale koszuli i nasłuchiwał słów chłopaka z kamienna wręcz twarzą. Ta - wraz z nadchodzącą ciszą - powoli wracać zaczęła do swojego nieco chochlikowego stanu, gdy usta wykrzywił szelmowski uśmiech, a brwi uniosły się w zadowoleniu. Wyznanie, jeżeli tak można nazwać rzucone w ciemność zdanie, zabrzmiało wręcz dosyć dziecięco w swojej niewinności, ale młody Drozdov lubił hazard i lubił gry, pochwycenie wątku przyszło więc naturalnie, jakby porywał się do świetnej zabawy.
- Doprawdy? - rzucił głosem trochę ściszonym i podczas, gdy towarzysz rozmowy odchylał głowę, on pochylał się jeszcze w jego stronę, chcąc uniemożliwić mu skrócenie dystansu między nimi. - Dlaczego? - dopytywał, a ręka wyciągnęła się chętnie, by złapać w palce kawałek materiału przy piersi i na chwilę oderwać wzrok od twarzy naprzeciwko niego, udając w pełni zainteresowanie strukturą tkaniny. - Nie pozwalają ci? Na wolność w sensie? - pytania padały wolno, coraz ciszej, unosząc się miękko na nocnym powietrzu. - Zbliża się trzecia, a tutaj nikt cię nie widzi, prawda?

Ayaan Malviya
• zakontraktowany •
Ayaan Malviya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : żigolak
https://kerch.forumpolish.com/t192-ayann-malviya

Re: Dach kamienicy

01.06.21 22:40
Wszystkiego należy się obawiać – powtórzył w myślach jak mantrę. To było kilka, prostych słów, o których prawdziwości musiał przekonać się na przestrzeni lat kilkukrotnie. A zważając na to, że należał raczej do osób lubiących dużo wiedzieć, to wpadanie w kłopoty było czymś, z czym mierzył się praktycznie każdego, zasranego dnia. I pewnie dużo łatwiej żyłoby mu się w Ketterdamie gdyby nie to, że wciskał swój ciekawski nos w cudze sprawy przy każdej możliwej okazji. Prawdopodobnie zbyt często się z tym nie krył, więc nic dziwnego, że kilka razy dostał po mordzie. Ale to nic nie dało, bo przecież wciąż stosował swoje praktyki, wciąż chciał wiedzieć o wszystkim, nawet jeśli większość spraw w ogóle go nie dotyczyło.
   Za jego śmiałymi akcjami i zbyt swobodnym zachowaniem musiał się skrywać coś, co naprawdę chciał bardzo dobrze ukryć. Owszem – w towarzystwie Kaia czuł się dość dobrze, więc bez problemu pozwolił sobie na odrobinę więcej pewności w działaniach. I możliwe, że chciał nimi trochę przyćmić swojego rozmówcę, nie spodziewał się jednak, że ma do czynienia z kimś o podobnym poziomie śmiałości. Było to oczywiście pozytywne zaskoczenie, którego nie zdołał ukryć, gdy podczas odchylania głowy w tył twarz nieznajomego zdawała się wciąż znajdować w podobnej odległości. Nie mógł się wycofać?
   Mimowolnie poruszył jedną z nóg, która zwisała w przepaść. Otwartą dłoń ułożył gdzieś za swoimi plecami, jakby miał na niej wesprzeć swoje wycofujące się ciało. Ale w pewnym momencie i tak musiał się zatrzymać, żeby nie przyjąć jakiejś ryzykownej pozycji – w końcu wszystko działo się nad przepaścią. Wystarczył jeden mniej ostrożny ruch...
   Chwilę później poczuł palce zaciskające się na materiale zwiewnych szat, ciągnące w swoją stronę niczym gałęzie drzewa, o które niechcący zaczepiłeś ubraniami. Kawałki drewienka wbijają się we włókna i nie chcą puścić.
   — Myślisz, że przestrzegam wszystkich kruczków?zwykle robię to co chcę, przemknęło mu przez myśl. Celowo nie wypowiedział tych słów na głos, jakby był wręcz pewny, że postawią go w sytuacji, z której nie byłoby dobrego wyjścia. A tak to przynajmniej wciąż miał otwarte wszystkie wyjścia ewakuacyjne, z których bez problemu mógłby skorzystać. — Zupełnie nikt — dodał, przyglądając się jego dłoni. Głośniej przełknął ślinę, niejako zdradzając swoją wyuczoną pewność siebie pewnymi wątpliwościami. Ale uśmiechnął się, znowu odsłaniając swoje białe zębiska.
   — Powiedziałbym, że gnieciesz moje ubrania, gdybym kiedykolwiek dbał o ich stan — powiedział, łapiąc go za rękę tak, żeby oderwać ją od swoich szat, choć to nie o nie chodziło. Nie powiedział nic więcej – wzrokiem uciekł gdzieś w dal, znowu w okolice dzielnicy finansowej. Jakby chciał zmienić temat albo chociaż udać chwilowy brak zainteresowania rozmówcą.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Dach kamienicy

02.06.21 16:13
Ten zabawny, zamglony sen, w którym właśnie się znajdował zdawał się ciągnąć bez końca, ale Kai pozwalał sobie się w nim zatracić, jakby cały ten świat na dole, ten rozgardiasz, w którym się wychowywał nigdy nie istniał. Jakby był tylko on, na tym dachu, ten chłopak bez imienia, ale z ładnym głosem i ciężki granat nieba opadający mu na barki w każdym gramie swojego grubo tkanego aksamitu. Jak koc. Może tym razem naprawdę widział gwiazdy?
Było spokojnie. Ta sama głowa, która na co dzień zabałaganiona była planami, analizami i marzeniami o wielkich zemstach teraz została prawie pusta, lekka jakaś. Niewiele się właściwie liczyło, bo czemu miałoby? Gdyby skoczył mógłby nieznajomego pociągnąć za sobą i skazać ich obu na śmierć, mógłby uciec, mógłby nawet zostać tu na zawsze, pozwolić znaleźć się komuś w zimie, zamarzniętego i niebeskiego na twarzy. Przypominałby pewnie jedną z tych porcelanowych lalek, którymi bawiły się bogatsze dzieci na północy Shu Han. Wiedział to z książek kupionych kiedyś w tej dzielnicy Ketterdamu, nigdy nie był w domu swojej matki. Ale teraz by mógł - mógłby wypłynąć za morze i tam zostać, mógłby zaszyć się w górach, tak wiele rzeczy mógłby, a jednak siedzenie tutaj i obserwowanie jak jego towarzysz odchyla się lekko wydawało mu się najlepszym scenariuszem. Patrzenie na to, jak usta układają się w rytm tych półsłówek - czemu nie mówił niczego wprost? Wszystko było jakąś pokręconą grą, Kai bawił się jednak całkiem uroczo, łapał wyrazy jego twarzy w locie, próbował sytuację przekręcać we wszystkie strony, byle tylko zobaczyć, co takiego jeszcze może się wydarzyć. I nie chciał wcale konkretów.
Materiał w jego palcach wydał mu się taki lekki, jakby mógł przepłynąć między kostkami, opaść i zniknąć. Mimowolnie drugą dłonią dosięgnął kołnierza swojej koszuli, ale szorstki materiał, z którego ją wykonano był stateczny, nie miał prawa w niczym się rozpływać.
- Nie - odparł szybko na te krótkie pytanie, nie zastanawiając się uprzednio nawet chwili. Oczywiście, że nie. - Nie myślę tak. Wyglądasz jak ktoś, kto nigdy nie robi tego, co jest rozsądne - dodał jeszcze, znów przywołując na twarz lekki, filuterny uśmiech. - To tak jak ja zresztą, więc dobrze trafiłeś.
Zamilkł na chwilę i w złośliwości i rozbawieniu ścisnął mocniej materiał w swoich palcach. Niech się pognie, cóż za różnica? Granice chyba się zamazywały, bo Kai pochylił się jeszcze, tak by być bliżej jego twarzy, prawie stykając się nosami. Jakby ponownie rzucał wyzwanie, jakby sprawdzał czy chłopak odskoczy.
- Uciekłem kiedy miałem sześć lat - odezwał się nagle, a głos miał ściszony. Wiedział, że nawet szept przebije się przez hałasy nocy z tak nieznacznej odległości. Słowa pojawiły się znikąd, były gośćmi równie nieproszonymi, co on dziś na tym dachu, gdy zaburzył spokój wieczora temu obcemu stworzeniu o ciemnych włosach. Kai lubił mącić, lubił wcinać się w miejsca, które nie były nigdy przeznaczone dla niego. - Pytałeś skąd wiem, jak jest w burdelu. Więc...wiem tyle. Uciekłem kiedy miałem sześć lat i już nie wróciłem - wytłumaczył gładko. Przechylił delikatnie głowę, czuł jak przymykają mu się powieki. Nie miał pojęcia dlaczego to mówi, nie zwykł opowiadać nikomu o życiu przed Vitalym Drozdovem, nie wspominał o matce ani miejscu, w którym się urodził. Dlaczego wiec robił to teraz? Ogarnięty błogością, poczuł Kai, że musi to wyrzucić, jakby ta informacja była jedynym gnijącym kawałkiem mięsa w tej pięknej scenerii. Jakby lżej miało być bez niej. Choć nie mówił całej prawdy przecież: nie uciekł, odbito go. Jak wojennego jeńca. - Gdybym nie uciekł, pewnie dawno znałbym twoje imię.

Ayaan Malviya
• zakontraktowany •
Ayaan Malviya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : żigolak
https://kerch.forumpolish.com/t192-ayann-malviya

Re: Dach kamienicy

07.06.21 19:10
Ogromny, opadający z nieba kształt stał się zaledwie wspomnieniem, wciśniętym gdzieś między inne, mniej znaczące myśli. Stał się częścią przeszłości, którą Ayaan tak chętnie zostawiał za sobą. Na tym dachu całą swoją uwagę skupiał na nim – nawet jeśli momentami specjalnie uciekał wzrokiem gdzieś w dal, próbując dawkować całe swoje zainteresowanie zdrowymi porcjami. Przez gardło nie zdołałyby mu przejść słowa świadczące o tym, że czasami bardziej, a czasami mniej widocznie próbuje doszukać się w swoim rozmówcy czegoś niezwykłego. Chociaż z drugiej strony już to zrobił i musiał brzmieć całkiem naturalnie. Sam nie wiedział, w którym momencie zaczął działać tak bardzo wbrew samemu sobie. A może to jakaś magia wisząca w powietrzu pozwoliła mu rozpocząć ten flirt.
   Żadne zdziwienie nie wymalowało się na jego twarzy, gdy okazało się, że szczupłe palce mężczyzny wciąż zaciskają się na materiale zwiewnych ubrań. Nie cofnął ręki, nawet w momencie, w którym Ayaan dał dość jasny znak, że powinien to zrobić. Od razu powrócił do niego wzrokiem – bez problemu napotkał jego spojrzenie. Wciąż tak samo tajemnicze.
   „(...) kto nigdy nie robi tego, co jest rozsądne.”
   Kąciki ust drgnęły mu mimowolnie. Gdyby tylko zechciał spojrzeć w swoją przeszłość, to prawdopodobnie do głowy od razu przyszłoby mu kilka nierozsądnych decyzji, przez które jego życie ukształtowało się w taki sposób, że był właśnie w tym miejscu. Był świadomy tego, że wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej, ale w znacznym stopniu pogodził się z tym. Zresztą rozdrapywanie starych ran nigdy nie należało do jego ulubionych zajęć – no chyba, że zajmował się zrywaniem strupów z kogoś, za kim nie przepadał.
   — A podobno to przeciwieństwa się przyciągają — skomentował, wciąż trwając w tej dziwnej bliskości, na którą sobie pozwolili. Nie spodziewał się jednak, że to zbliżenie tak szybko zostanie pogłębione. Mimo to nie cofnął się, nie odepchnął go i nie zwiększył odstępu między ich twarzami. Po prostu pozwolił tej chwili trwać, jakby ciekawy rozwinięcia.
   Zmrużył oczy, gdy trybiki zaskoczyły w jego głowie. Takiej informacji również się nie spodziewał. Oczywiście nie przerywał mu, tylko cierpliwie czekał, wsłuchując się w każde kolejne słowo. Ciepłe powietrze, które wydychał łaskotała go po ustach i nosie, ale mimo wszystko był skupiony na tym co mówił.
   — Czyli uciekłeś w porę i tylko ci się wydaje, że coś wiesz — podsumował. Odzyskał swoją wolność i mógł robić praktycznie na co tylko miał ochotę – w przeciwieństwie do Sulijczyka, który wciąż tkwił w tym pięknym więzieniu. Wymykał się nocami albo bardzo wczesnymi rankami, wmawiał sobie, że wcale nie jest przywiązany do Menażerii niewidzialnymi kajdanami. — Wystarczyło zapytać. Sądziłem, że to jedno z tych przypadkowych spotkań, po którym ludzie nie spotykają się już nigdy kolejny raz — prędko wyjaśnił brak swoich manier. — Ayann.
   Spojrzał na niego uważniej kolejny raz. Jedną z dłoni otwarcie położył na jego udzie, nie zmniejszając dystansu dzielącego ich twarze. Możliwe nawet, że pokusił się o trącenie swoim nosem jego.
   — Powiesz mi dlaczego wciąż tu jesteś? Dlaczego zostałeś?

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Dach kamienicy

07.06.21 23:52
Bliskość drugiej osoby nagle wydała mu się zbawiennie przyjemna choć nadal zaskakująco obca, a on bał się, że przyjdzie mu potknąć się o własne nogi lub materiały otulające lekko sylwetkę ciemnowłosego chłopaka. Mógłby spaść, rozbić się o ponury bruk pod nimi - bruk, który widział pewnie rzeczy bardziej makabryczne od krwi młodego gangstera. Nie chciał spadać jednak, wtedy musiałby się odsunąć, a tak przyjemnie było w tej ciasnej przestrzeni. Kręciło mu się chyba w głowie, zaschło w ustach, palce kurczowo trzymały się jedwabi, które prawdopodobnie niewiele wspólnego miały z prawdziwymi ubiorami owijającymi Sulijczyków. Wolnych Sulijczyków. Coś zakuło, ale zapomniał o ostrym uczuciu, kiedy ciepły oddech dotknął policzka.
- To głupota, przeciwieństwa nie miałyby prawa być razem tej samej nocy na tym samym dachu - głos rozbrzmiał ciszej, kącik ust uniósł się znów lekko. Kai nie wierzył w przesądy ni  przeznaczenie, wierzył tylko w przypadki i dobrze wykorzystywane okazje. Wierzył w idealnie ułożone plany i wygospodarowany czas, wierzył w stawianie odpowiednich kroków w odpowiednich miejscach.
Ale teraz zapomniał. Nie pamiętał gdzie były te odpowiednie miejsca i nie pamiętał co takiego zrobić miał ze swoim czasem. Teraz była noc, echo dochodzące z dołu, czyjeś kroki, cień muzyki. Jeden powiew wiatru i jeden ciepły oddech, ciemne brwi chłopaka, którego sam przyciągnął tak blisko i teraz trzymał kurczowo w tym ściśnięciu. Były jego słowa, których konsekwencji nie przemyślał, ale których konsekwencje nie miały przecież znaczenia. Były później, później było daleko.
- Chciałbym wierzyć, że uciekłem przed ładną klatką, a nie śmiercią - skwitował wiec cicho swoje słowa. Że nigdy nie byliśmy w potrzasku, ani ja, ani siostra. Że dalibyśmy sobie radę, nawet gdyby przywiązano nas do ptaszarni. Przez sekundę jakieś blade wspomnienie ostatniej wizyty w Menażerii zakołatało w głowie, te znajome twarze, choć starsze o kilkanaście lat. Nasze małe Żurawiątka uratowane przez zadłużonego oszusta. Zauważył, że patrzy chłopakowi w oczy, jakby szukał w nich czegoś znajomego, czegoś podobnego do strachu tamtego dziecka, którym był w ciasnym pokoju domu publicznego. - A chciałbyś się spotkać kolejny raz? - odezwał się po tej chwili milczenia, ściągając lekko brwi, niczym zdziwione dziecko, ale szczeniacki wyraz twarzy po sekundzie na powrót zamienił się w szelmowski uśmiech. - Kai. - Do tej pory przyplątywał się tak blisko do kogoś jedynie garstkę razy, zazwyczaj szybko i niestarannie. Marnowanie czasu i zawracanie głowy głupotami, mawiał znad talii kart, kiedy ktoś kpił z jego dystansu. Odsuwał się od rozchichotanych dziewcząt, nie lubił gdy ktoś próbował szeptać mu nad uchem. Teraz było inaczej.
Zamrugał kilka razy, gdy poczuł dłoń na swojej nodze i ze wstydem zdał sobie sprawę z tego, że wzdryga się lekko. Jego palce puściły materiał i bezwolnie, jakby w zupełnie niekontrolowanym odruchu, przesunęły się po ramieniu i szyi, sięgając do ciemnych, skręconych włosów. Dotknął jeszcze kciukiem linii szczęki, przewracając w głowie zadane mu pytanie i prychnął krótkim śmiechem, kiedy chłopak trącił jego nos.
- Gdzie miałbym uciekać? To mój dom. Nie znam niczego innego, urodziłem się tutaj - odparł więc, choć złapał się na tym, że słowa słabną za każdym razem, kiedy przesuwał się nieco bliżej i dotykał lekko warg. - Poza tym - przerwał, spuszczając wzrok i drugą ręką łapiąc go za nadgarstek, podnosząc materiał i szukając pióra Menażerii. Wiedział dokładnie jak wygląda i gdzie jest. Potem sięgnął do rękawa swojej koszuli i odsunął ją szybkim ruchem, odsłaniając obraz wrony z kielichem. - Mój ojciec zawsze mówił, że w Ketterdamie każdy ma jakiś tatuaż, łańcuchy lub tajemnicę, trzeba umieć tylko wiedzieć gdzie szukać.

Ayaan Malviya
• zakontraktowany •
Ayaan Malviya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : żigolak
https://kerch.forumpolish.com/t192-ayann-malviya

Re: Dach kamienicy

16.06.21 18:50
Momentami odnosił wrażenie, że toczą dość niebezpieczną, aczkolwiek bardzo intrygującą grę, której żaden z nich nie chciał przegrać – któryś z nich miał w końcu pęknąć, by ten drugi mógł pławić się swoim słodkim zwycięstwem. Ayaan należał do ludzi, którzy dość łatwo wchodzili w różnego typu zakłady, przepychanki słowne lub inne, podobne rywalizacje. Kiedy mógł bezkarnie wykorzystywać swoje wdzięki (bo z pewnością jakieś miał), to robił to z największą pieczołowitością. Na Kaia mógł właśnie patrzeć w taki sposób – z jednej strony spojrzenie miał uważne, z drugiej strony nieco flirtujące, choć dało się w nim dostrzec również niepewność, połączoną z jakąś dziwną fascynacją, prawie jak u dziecka, które próbuje czegoś pierwszy raz. Choć nie można było powiedzieć, że pierwszy raz zabawiał się z kimś w taki sposób.
   „(...) tej samej nocy na tym samym dachu.”
   Chwilami potrafił zapominać, że jest noc. Gdy zamykał oczy, miał wrażenie, że wszystko wokół się zmienia. Potrafił wyobrazić sobie, że jest na piaszczystej plaży, a słońce bezlitośnie świeci mu w twarz. Zupełnie jak za dawnych lat...
   W odpowiedzi na słowa swojego rozmówcy skinął jedynie głową – wielce prawdopodobne było to, że miał rację. Więc obaj byli głupcami, pchającymi się pod samą krawędź blokowiska. I choć w pierwszej chwili Ayaan nie miał zamiaru oddawać miejsca swoich nocnych posiadówek, to jednak szybko zmienił zdanie, udostępniając albo wręcz nawet zapraszając nieznajomego do wspólnego lenienia się na kamiennym gzymsie. Może właśnie wtedy popełnił błąd – dopuścił do siebie diabła, którym tak bardzo się zainteresował.
   — Jak widać — zaczął szeptem, a jedną z dłoni wskazał samego siebie — ja wciąż żyję, więc nadal obstaję przy ładnej klatce. — i oczywiście można było zakładać różne scenariusze, bo możliwe, że Kai skończyłby w Menażerii zupełnie inaczej. Dzieci nie pasują do takich miejsc i nie powinny w takich dorastać, dlatego ucieczka była najlepszym, co mu się przytrafiło, bez dwóch zdań.
   Spotkać się kolejny raz...
   Sam nie wiedział czego chciał. Właściwie od samego początku obstawiał, że twarz Kaia będzie jedną z tych, która pozostanie jedynie jednym z niejasnych, zamazanych wspomnień. Tak jak większość twarzy, bo choć Ayaan niewątpliwie miał w miarę dobrą pamięć, tak większość osób, które spotykał na swojej drodze były po prostu przypadkowo napotkanymi i nic nieznaczącymi osobistościami.
   W odpowiedzi wzruszył ramionami. Nie był w stanie wydusić z siebie żadnego jednoznacznego potwierdzenia słów Kaia, dlatego zdecydował się jedynie na ten dość jasny, aczkolwiek bardzo bezpieczny gest.
   Uśmiechnął się dwuznacznie, kiedy poczuł dotyk na swojej szyi, a później włosach. Podejrzanie szybko przywykł do tej bliskości, która się między nimi stworzyła. Było w niej coś niesamowicie intrygującego, coś co go przyciągało. Ale wyszarpał rękę, gdy Kai próbował odnaleźć pióro. Jednocześnie też wybuchnął śmiechem, którego nie był w stanie kontrolować.
   — Wybacz, to było niezwykle urocze — zaczął, nie mogąc opanować swojego śmiechu. Nie podejrzewał, że Kai może źle zinterpretować zadane wcześniej pytanie. — Domyślam się dlaczego jesteś w Ketterdamie... chodziło mi o to dlaczego jesteś tutaj. Obok mnie, na tym dachu.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Dach kamienicy

18.06.21 1:25
Podczas gdy jeden widział w tej scenie specyficzny rodzaj gry, którą zakończyć mogłoby kilka pewnych ruchów po szachownicy, drugi z sekundy na sekundę gubił się coraz bardziej, zapadał coraz głębiej i powoli tracił cały rezon. Mówili o nim, że jest sprytny, prawda? Bystry chłopiec, jeden z tych zwodzących umysłów, który oszuka cię w karty i przekona, że zrobił to dla twojego dobra. A jednak - chyba zgłupiał. Lubił patrzeć na świat logiką, wszystko więc miało swój powód i źródło - od śmierci, przez kolor nieba, po akwantyków cumujących statki w porcie. Teraz twarde podstawy zmiękły, przypominając w tym kręcone włosy jego towarzysza. Słyszał głupie historie o urokach i klątwach, o griszach, które dla zabawy prowadziły cię za rękę ku przepaści, nigdy nie było w nim jedna choćby odłamka wiary w te brednie. Teraz mógłby uwierzyć, bo ciemne oczy wydawały się coraz ciemniejsze, a Kai musiał otrząsać się cicho po każdym kolejnym uśmiechu kierowanym w jego stronę.
Starał się być jednak tak silny, jak potrafił i nie okazywać swojej słabości. Mogłoby to z niego zrobić idiotę i naiwnego frajera, a z jakiegoś powodu fakt, iż człowiek przed nim mógłby popatrzeć na niego z pożałowaniem wydawał mu się drażniaco nieprzyjemny.
- Cóż, daj znać gdybyś jednak chciał uciec - odbąknął cicho, a w głosie słychać było rozbawienie. Ucieczka spod kontraktu w Ketterdamie była przecież wyrokiem śmierci, często nawet legalnej. Nic świętego ponad biznes.
Nie podobał mu się brak odpowiedzi na pytanie, te krótkie zruszenie ramion. Być może był po prostu głupi, sam nie wiedział na co liczy, nie byli przecież randkującymi dzieciakami kręcącymi się po dzielnicy uniwersyteckiej. Jeszcze głupszym było zapewne rzucenie tego typu pytaniem w prawie obcego człowieka, a jednak Kai nie mógł się oprzeć wrażeniu, że musi. Również przemilczał, chwilę mierząc go uważnym spojrzeniem, jakby chciał w ten sposób odpowiedzieć za niego. Spotkamy się, zadbam o to.
Cień uśmiechu przebiegł po twarzy, kiedy usłyszał ten śmiech. Wydal mu się teraz bardzo przyjemny, lekki i ciepły na tym chłodnym, wiosennym dachu, na którym śliskie powietrze tego miasta rosło w siłę i intensywność. Rzadko chyba ktoś mówił mu, że cokolwiek co robi jest urocze, więc jakaś cząstka niego zapragnęła złapać się tych słów, podobnie jak dłonie uparcie trzymały się Ayaana, pozwalając miękkim włosom przelewać się przez palce. Bliskość była teraz niezwykle wygodna i Kai coraz mocniej czuł, że trudno jest nie iść dalej, nie wyobrażać sobie więcej.
- Och, przeszedłem tu, bo szukałem ładnych ludzi, z którymi mógłbym siedzieć nad przepaścią i słuchać jak się śmieją. Trafiłem na ciebie i głupio byłoby zaprzepaścić tak idealne zrządzenie losu - odparł, posyłając mu łagodny, szelmowski uśmiech, a ciepły oddech na policzku kręcił mu trochę w głowie. - Myślę, że to raczej ja powinienem spytać, dlaczego mnie zaprosiłeś - dodał jeszcze, ale ostatnie słowa zachwiały się lekko i wypadły z niego szybko. Granica musiała w końcu pęknąć, gdy Kai w przeciągu kilku sekund pozbył się resztek dystansu między ich twarzami i pocałował go mocno, przyciągając do siebie dłonią ułożoną na jego karku. Nie myślał w tamtym momencie zbyt wiele, nie bał się nawet odrzucenia. Ayaan mógł go odepchnąć i rzucić z tego dachu, Kai zauważyłby to dopiero w locie.

Ayaan Malviya
• zakontraktowany •
Ayaan Malviya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : żigolak
https://kerch.forumpolish.com/t192-ayann-malviya

Re: Dach kamienicy

20.06.21 19:18
Przechylił głowę w bok, na chwilę próbując skupić się tylko i wyłącznie na ciemnym kolorze nieba. Chciał się złapać swojego bezpiecznego punktu, uspokoić swojego wewnętrznego, małego człowieczka, by nie popłynąć z nurtem niepożądanych myśli, mogących usytuować go w bardzo jednoznacznej sytuacji bez wyjścia. I choć gdzieś daleko w głowie głos rozsądku mówił mu, że ciągle ocieranie się o granicę tej relacji jest niebezpieczne, to mimo to natłok myśli skutecznie zagłuszał przekaz. Ayaan powoli zaczynał się kierować potrzebą chwili i wcześniej skrywanymi pragnieniami, których nie potrafił dłużej trzymać na wodzy. Nic dziwnego, że atmosfera, do której zagęszczenia w znacznym stopniu się przyczynił zaczynała ciążyć również jemu.
   „Daj znać gdybyś jednak chciał uciec.”
   Od razu się uśmiechnął – to był jeden z tych uśmiechów, których Kai mógł już mieć dosyć. Można było doszukiwać się w nim czegoś wyuczonego, jakieś dozy zuchwałości, ale również czegoś dziwnie urzekającego, flirciarskiego. Drżące kąciki ust zdradzały, że powstrzymywał się od śmiechu – głośnego rechotu, który odbiłby się echem od pobliskich uliczek i rozniosłyby się po pogrążonych w nocy ulicach Ketterdamu. I zagnieździłby się w uszach przechodniów.
   — Czasami mam problemy z zaufaniem samemu sobie — zaczął spokojnie, skinąwszy przy tym głową, żeby dodatkowo pokazać, że jest dokładnie tak jak mówi. — Myślisz, że powinienem zaufać nieznajomemu? — dodał prędko, celowo wyszczególniając w swojej wypowiedzi ostatnie słowo. Jakby próbował się jeszcze zdystansować, choć zdecydowanie mu to nie wychodziło skoro ich twarze dzieliło coraz mniej centymetrów. I z każdą minutą robiło się coraz ciaśniej – czuł to, nawet jeśli nie chciał dopuścić tej myśli do swojej głowy.
   Gdzieś w międzyczasie musiał zahaczyć palcami o jego dłoń – prawdopodobnie umyślnie, choć dla pozorów cofnął rękę, udając, że zrobił to niechcący. Pod opuszkami wciąż czuł te kościste, smukłe palce – te same, które tak kurczowo zaciskały się na zwiewnych szatach, robiły wszystko, by być coraz bliżej i sięgnąć egzotycznej skóry.
   Wgapiony w jego usta próbował wsłuchiwać się w każde wypowiedziane przez niego słowo. Był pewny, że obserwuje go dokładnie, że śledzi każdy jego ruch. Sytuację miał pod kontrolą – tak czuł. I nawet przełknął ślinę, bo chciał sobie zwilżyć gardło nim w ogóle zdecyduje się odezwać i odpowiedzieć na wszystko...
   Nie zdążył.
   Nie wiedział dokładnie w którym momencie stracił czujność i pozwolił Kaiowi rozerwać wszelkie istniejące granice, ledwo trzymające ich w ryzach. Nie wiedział dlaczego pozwolił zbliżyć mu się tak bardzo. To się po prostu stało, a on w pełni się temu poddał. Nie walczył – nie miał zamiaru. Początkowo poczuł się bezradny – jak przyciśnięte do ściany zwierzę. Jednak w drugiej chwili jakiś impuls, który zmobilizował go do podjęcia jakiekolwiek akcji. I ostatecznie odwzajemnił ten nagły pocałunek. Dłonią pochwycił policzek chłopaka, a ustami szybko odnalazł jego, by obdarować go szybkim, aczkolwiek bardzo namiętnym cmoknięciem.
   Spojrzał mu w oczy, gdy tylko się od niego oderwał. Trudno było rozszyfrować jakie myśli czaiły się w jego głowie.
   — Muszę mówić cokolwiek? — zapytał przeciągle, leniwie. — Bo wolałbym nie.
   Nie czekał zbyt długo na odpowiedź – śmiało nawalił się na niego, choć ciężar swojego ciała wciąż wspierał na jednej ręce. Drugą dłonią pociągnął za materiał jego ubrania, by dosłownie kilka sekund później jego dłoń spoczęła na jego biodrze. Twardymi paznokciami zaczepnie wodził po jego skórze.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Dach kamienicy

21.06.21 12:43
Nie odpowiedział na jego pytanie. Nie wiedział. Mógłby zaśmiać się złośliwie i powiedzieć, że nikt nie powinien mu ufać – ci którzy zaufali w swojej naiwności szybko tracili pieniądze, biżuterię i cały zdrowy rozsądek. Na bezmyślnym ufaniu opierało się pół sensu istnienia przeklętej Baryłki. Wszyscy kłamali – sieroty takie jak Kai kłamały żeby się utrzymać i z podobnych powodów kłamali też chłopcy i dziewczyny w Menażerii czy Barczyści pięściarze przyjmujący ustawione zakłady.
Kłamali żeby żyć.
Ale teraz całe życie było zaskakująco odległe. Kai wolał zapomnieć, wolał patrzeć w oczy i słuchać, wolał cieszyć się tym ciepłem, które przyjemnie ściskało klatkę piersiową. Wolałby nawet szybko rzucić mu jakieś zapewnienie, gdyby tylko był w stanie – może mu ufać, może tak naprawdę, bo Kai umie być lojalny do ostatniej żywej tkanki i umie dotrzymywać obietnic.
Zamiast tego jednak skupił się całkowicie na tych kilku gestach – na palcach krótko zahaczających o jego dłoń. Niechcący, ale to nic – wystarczył mu nawet przypadkowy gest. Zapewnienie, które równie dobrze mogło popchnąć go do pocałunku. Miał wrażenie, że ciało się rozluźnia, kiedy Ayaan odwzajemnił gest, jakby do tej pory czekało w skupieniu na nagły zryw i mocne odepchniecie go od siebie. Pocałunek zresztą wydał mu się inny jakiś niż zwykle, choć przecież tak naprawdę nie całował nikogo bardzo długo.
I może dlatego właśnie, kiedy jego towarzysz odezwał się w ten spokojny, senny nieco sposób, a potem zbliżył się jeszcze, chwytając materiał jego koszuli, Kai poczuł, że się rumieni. Tak po prostu, w najbardziej żałosny, najbardziej idiotycznie niewinny sposób i nagle jeszcze bardziej ucieszyła go ta otaczająca ich noc.
- Nie? – odezwał się w końcu, a głos miał ściszony do zachrypniętego lekko szeptu, którego brzmienie mógłby rozproszyć jeden głębszy oddech. – Szkoda, podobało mi się, kiedy mówiłeś.
Znów zrobiło mu się głupio.
Pragnąc zakamuflować całą swoją niepewność i kolejną falę rumieńców, szybko sięgnął po kolejny pocałunek. Dłużej tym razem, przeciągając kolejne kroki i bezwolnie wzdrygając się lekko, kiedy poczuł dotyk na skórze. Ciężkie westchnienie opadło na drugie usta i ramię zdołało jeszcze objąć Ayaana w pasie, przyciskając go bliżej i mocniej, nim Kai oderwał się od niego w końcu, dziwnie rozkojarzony i ze wzrokiem stale wbitym w jego oczy.
- Pachniesz inaczej niż…niż to miejsce – rzucił i słowa wylały się chyba bez większej ingerencji samego Drozdova. Uniósł jeden kącik ust i pokręcił krótko głową. Znów go pocałował i tym razem zauważył, jak bolało odsuwanie się choćby na kilka słów. Mimo to dłoń, która spłynęła z karku niżej, znalazła sobie miejsce na szyi. – Mogę już nie być nieznajomym? A ty mógłbyś przestać wzruszać ramionami na pytanie czy się jeszcze zobaczymy, hm? Skoro teraz uciekłeś aż na dach to z małą pomocą możesz robić to częściej…i może bliżej ziemi. - Nie wiedział czy całuję go znów po to, by nie zdążył odmówić czy dlatego, że coraz ciężej było wytrzymać.
Kręciło mu się w głowie.

Ayaan Malviya
• zakontraktowany •
Ayaan Malviya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : żigolak
https://kerch.forumpolish.com/t192-ayann-malviya

Re: Dach kamienicy

29.06.21 12:55
Najchętniej nie odzywałby się w ogóle – zdecydowanie bardziej wolałby oddać się obserwacjom. Poza tym w sytuacjach, w których słowa nie potrafią wyrazić tego co się czuje najlepiej jest po prostu działać. A Ayaan prawdopodobnie z tego słynął – podejmowanie impulsywnych, nieprzemyślanych decyzji w takich sytuacjach było dla niego chlebem powszednim. I choć zwykle nie dopuszczał do tego, by ktokolwiek i w jakikolwiek sposób stawiał go pod ścianą, to gdy wydawało się, że nie ma żadnego dobrego wyjścia... on po prostu robił cokolwiek, co mu przychodziło do głowy. A czasami przychodziły mu do głowy same głupstwa.
   Musiałby być ślepy, by nie dostrzec różu rozlewającego się po policzkach Kaia. Rumieniec skomentował tylko szerokim uśmiechem. Właściwie to nie sądził, że kiedykolwiek uda mu się zawstydzić kogokolwiek w Ketterdamie, wśród tej całej znieczulicy i całym tym brudzie. Napotkanie na swojej drodze Drozdova było niezwykle miłą odmianą, było wręcz wydarzeniem, którego datę śmiało można było gdzieś zapisać. Zachować w pamięci, wśród innych, coś znaczących dat.
   „(...) podobało mi się, kiedy mówiłeś.”
   Zmrużył oczy, przyglądając mu się uważniej. Usta wciąż miał wykrzywione w uśmiechu, a ciemne ślepia musiały przez chwilę wyglądać całkiem enigmatycznie. Zdawały się błyszczeć – prawie jak u kota wyglądającego z ciemności.
   — Mogę mówić — zaczął w końcu, trzymając go chwilę w niepewności. — Ale nie wiem co — dokończył szczerze, biorąc głębszy wdech, jakby zaczerpnięcie świeżego powietrza miało mu pomóc w oczyszczeniu myśli. Tylko żeby to było takie proste....
   Znów się do siebie zbliżyli. Ich usta kolejny raz się złączyły. Ayaan już dawno stracił rachubę czasu – nie miał pojęcia ile czasu już siedział na tym dachu, ale nogi zaczynały mu już powoli drętwieć i niewygodnie mu było w tyłek. Ale nie myślał o tym, gdy w ramionach miał jego. Przycisnął go do siebie mocno, dłoń ułożył na jednej z łopatek, palcami przejeżdżając po jednej z wystających kości. Czy naprawdę musiał mówić cokolwiek?
   — Wydaje ci się, jestem całkiem zwyczajnym Sulijczykiem — odparł spokojnie, choć zdecydowanie zrobiło mu się miło, bo prawdopodobnie nieczęsto słyszał podobne komplementy. A już na pewno nie spodziewał się takich słów tej nocy. Ciekawe, że przypadkowe spotkanie mogło rozwinąć się w taki sposób.
   Wysłuchał go uważnie, w głowie nawet przygotowywał odpowiedź, ale został pocałowany kolejny raz. Mimowolnie przymknął oczy, oddając się tej chwili, by wyłuskać z niej jak najwięcej przyjemności. I naprawdę był gotowy odpowiedzieć, ale przeciągał tę krótką chwilę.
   — A więc w taki sposób działasz? Starasz się odwrócić uwagę od różu na policzkach tymi wszystkimi pocałunkami? Zdradzę ci sekret — wyszeptał, przybliżając się do niego. Ciepłym oddechem musnął jego ucho, w które wypowiedział kolejne słowa. — Gdy się zbliżasz, widzę je wyraźniej. — Uśmiechnął się znowu, machnąwszy palcem, by dać znać, że to jeszcze nie wszystko co ma do powiedzenia. W głowie zbierały mu się kolejne słowa i zdania, które chciał z siebie wyrzucić.
   — A kim chciałbyś dla mnie być? I owszem, mógłbym przestać, ale wiesz jak jest. Codziennie wschodzi trup. Poza tym wydaje mi się, że jednak jestem typem dachowca. Im wyżej, tym większa szansa, że trafisz na mnie kolejny raz.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Dach kamienicy

01.07.21 1:53
Przymknął oczy.
Gdy się całowali, Kai czuł przyjemny ciężki zapach i smak nocnego powietrza na języku. Ayaan miał miękkie usta i tak też wszystko wokół zdawało się być teraz miękkie. Świat się pod nim zapadał, a on mu na to pozwalał, ufnie niczym szczenię. Jego głos, kolejny uśmiech, ciemne oczy wpatrujące się w niego bacznie. Kai uniósł kącik ust, a jednak nie odpowiedział - jeszcze nie. Przyglądał się mu uważnie, badając każdą krawędź wysuwających się z ciemności rysów jego twarzy. On sam trwał teraz w dziwnej mieszance wstydu i zachwytu - chciał go słuchać i chciał go całować, choć nie wiedział jeszcze jak mógłby pogodzić obie te rzeczy. Chciał na niego patrzeć i zapamiętać, tak samo jak tę dłoń przesuwającą się po jego plecach. Ale wstydził się - tej silnej reakcji się wstydził, tych rumieńców, tego, że ktoś taki jak on tak bezmyślnie oddawał się tej chwili i temu właśnie człowiekowi.
Każdy miał kogoś, kto mógłby zaprowadzić go ku śmierci, ona sama nie mogła w końcu szukać ich wszystkich wiecznie. Potrzebowała pomocników, czasem ściągała ich z Ravki.
- Nigdy nic mi się nie wydaje - uciął ściszonym głosem i choć teraz było w nim mniej tego aroganckiego zarozumialca, to jego zarys nadal pozostawał, gdy uśmiechał się szelmowsko i unosił podbródek. - Ja po prostu wiem - skwitował, nim padły kolejne słowa i kolejne pocałunki. Nie czekał na odpowiedź. Nie potrzebował zapewnienia. Nie było w nim niczego zwyczajnego, nie w oczach Kaia, nie w tej sekundzie.
Mimo ciepłych policzków i ciążącego mu oddechu, mimo chętnych dłoni, przyciskających drugie ciało bliżej w łapczywych gestach, młody Drozdov z całej siły starał się trzymać fason. Nie dawać po sobie znać - nie ukazywać słabości. Ayaan jednak się odezwał, a on poczuł jak fasada pęka, jak słowa kłębią się na języku, a róż zamienia się w czerwień plamiąca jasną cerę pokrytą siatkami piegów. Chciał uciec spojrzeniem, ale długą chwilę jeszcze nie potrafił, nagle znów czując przyjemny, ciepły oddech tak blisko, zaraz przy uchu.
- To od wiatru - odparował w pierwszej chwili, niczym dzieciak złapany na gorącym uczynku lub nieudany mały złodziej. To nie ja - to nie ty, to wiatr. Słowa były jednak szybkie i wyrzucone jedynie w krótkiej przerwie na oddech, nim Ayaan w końcu odpowiedział.
Odpowiedział, a Kai przeklął się w duchu za swoje pytania. Kolejny raz musiał złajać się w myślach za swoją dzisiejszą naiwność. O co go prosił? O spotkanie? Ta wizja była zbyt ciepła i zbyt przyjemna dla takich jak oni, dla ludzi uciekających przed Ketterdamem na dachy opuszczonych budynków. A jednak jakaś małą część Kaia uczepiła się jej głupio.
Kim chcesz dla mnie być?
- Nie wiem - wypalił całkowicie szczerze. Wzrok, który przez ostatnie sekundy wisiał wbity gdzieś w niebo wrócił do bliskiej twarzy. Zaczęło go denerwować to, jak doskonale była wykuta. - Kaiem? - dodał w końcu, znów uśmiechając się lekko, jakby we wzruszeniu ramionami. - Gościem, który całuje cię na dachach? Jedno z tych dwóch, to na pewno. - Chciał się zaśmiać, ale słowa były szybsze. - I wiesz, to dobrze się składa, bo mieszkam na poddaszu, nie tak daleko stąd - mówił, ściągając w namyśle brwi. - Trochę wyżej, więc to pewnie oznacza, ze szanse są większe...sam tak powiedziałeś. - Zachichotał tym razem krótko. Pochylił się lekko, tak by móc ustami dotknąć linii szczęki, potem szyi, poczuć skórę pod językiem. Gdy wrócił, by znów zrównać się z nim spojrzeniem, twarz ozdobił kolejny wyzywający uśmiech. - Dachowcem...urocze, widzisz, ja chyba jestem kundlem. - Jedna z dłoni sięgnęła znów do lekkich materiałów na piersi, które wcześniej tak kurczowo ściskały, a potem zimne nadal palce dotknęły w końcu skóry. - A skoro nie wiesz, co mówić, mów o czym teraz myślisz. Albo o czym myślisz zazwyczaj.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach