Mała fontanna 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Mała fontanna

08.05.21 12:45
lokacja

Mała fontanna

Ścienna fontanna umieszczona jest na jednym z murów nieopodal pomniejszego kanału. Płaskorzeźba przedstawia twarz, z ust której wypływa strużka wody. Obok znajduje się ławka dla szukających odpoczynku podczas miejskiej wędrówki.

Taisiya Berezoskaya
• akwatyk •
Taisiya Berezoskaya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ekskluzywna niewolnica; związana kontraktem z rodziną Van Eck, smętna zjawa na kupieckim statku, wodna wiedźma
https://kerch.forumpolish.com/t244-anastaisiya-berezoskaya#416

Re: Mała fontanna

03.06.21 12:57
Próbowała przekonać samą siebie, że nic się nie stało. Jednakże gdzieś podskórnie wiedziała doskonale, że przeszłość upomni się o nią. Marnym pocieszeniem mógł być jedynie fakt, że nie była sama. Nie była jedyną griszą ukrywającą się wśród smrodu ketterdamskich ulic przed konsekwencjami decyzji, które mniej lub bardziej wynikały z ich własnej woli. Za dezercję każde z nich mogło otrzymać najwyższy wyrok, któremu Taisiya nie miała zamiaru się poddać. Zbyt wiele przeżyła, jej ciało naznaczone zostało zbyt wieloma bliznami, aby teraz z pokornie schylonym karkiem udać się jak baranek na rzeź. Nie była tą samą naiwną sierotą, która pierwszy raz wsiadała na pokład piaskołodzi. Gdyby jeszcze wierzyła w świętych to z pewnością wnosiłaby teraz modły do jednej z nich. Może nawet do Sankta Margarethy? Czyż w końcu nie była zaginionym dzieckiem, które na próżno próbowało odnaleźć się w rzeczywistości? Czyż nie kradła czasu, od momentu, w którym została wyrwana z okrętu prosto pod pokład statku korsarzy?
Tylko, że Taisiya nie wierzyła już w świętych. A raczej nie wierzyła, że oni mogą cokolwiek zmienić. Szyderczo odwracali się plecami od prawdziwej ludzkiej krzywdy. Zresztą, czym byli święci? Griszami owianymi legendą, która przerosła ich samych. Teraz, gdy nie była już aż tak naiwna, kiedy sceptyczniej spoglądała na żywoty świętych, była pewna, że Sankta Margaretha należała do Zakonu Fabrykatorów. Manipulowała materią, wprowadzając ludzi w zachwyt. I chociaż ludzie wszystkich nacji wiedzieli więcej o istnieniu grisz, nadal znajdą się ci, którzy na widok wprawnych wyczynów adeptów Małej Nauki zaczną skandować ich imiona, okrzykną świętymi.
Westchnęła ciężko, siadając na ławce. Ona w niczym nie przypominała świętej griszy. Fjerdańskie dziedzictwo Van Ecków mocno odbijało się w sposobie traktowania grisz. Zatem często odcinana była od swojej mocy, jeżeli ta nie była potrzebna wielmożnemu panu. Widać to było w umęczonym spojrzeniu, wiecznie zabarwionym smutkiem. Odbijało się na skórze, która cienką warstwą oblekała wystające kości policzkowe. Włosy nie zachwycały blaskiem, sprawiały raczej wrażenie łamliwych. Stare szmaty, które nie znalazły już innego użytku zostały łaskawie podarowane Anastaisiyi. Zatem na próżno było spodziewać się u niej wyszukanych tkanin, skrojonych na miarę strojów, godnych jej wartości dla rodziny kupieckiej. Stara koszula, która zwisała smętnie na szczupłych ramionach i nadszarpnięta zębem czasu spódnica w kolorze, który kiedyś z pewnością mógł być nazwany bordowym. Nigdy się na to nie uskarżała, garderoba była najmniejszym problemem, z jakim przychodziło jej się mierzyć. Posępna, zamyślona twarz rozświetliła się uśmiechem, kiedy w zasięgu jej wzroku pojawiła się postawna sylwetka fjerdańskiego piekielnika.
Cześć wielkoludzie – rzuciła, wstając z ławki, na której przed chwilą siedziała nieruchomo niby posąg. Szczupłe ramiona nieporadnie objęły Ezrę w geście powitania. Gdyby ktoś jej nie znał, nie zauważyłby niczego alarmującego. Niemniej jednak napięcie było widoczne w mimice jej twarz, w sztywności jej ruchów. No i ten przeklęty odruch. Kiedy tylko wpadała w niewysłowiony smutek bądź jej ciało ogarniało przerażenie, palce sięgały w stronę drewnianej figurki żarptaka, przytwierdzonej teraz do nadgarstka za pomocą bransoletki.

Ezra Hernau
• piekielnik •
Ezra Hernau
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Ochroniarz na kontrakcie rodu Groeneveldt
https://kerch.forumpolish.com/t262-ezra-hernau#822

Re: Mała fontanna

04.06.21 0:41
| 18 marca?

W głowie wciąż dźwięczały mu słowa przekrzykujących się synów. Historia, którą przedstawili, nawet w jego wypadku wypływała nieprzyjemnym w odbiorze niepokojem. Chłopcy - jak to chłopcy, na swój sposób byli zafascynowani perspektywą "przygody", jaką zdawkowo otrzymali, ale Ezra wiedział zbyt dobrze, że w legendach, które pełzną ulicami Kerchu, zawsze mieściły w sobie ziarno prawdy. Ta wieszcząca o poczynaniach  Sankta Margarethy nie mogła się różnic w tej materii, chociaż ilość modyfikacji, przekształceń i nabudowanych plotek urosła do rangi żywej, kanałowej legendy. Niezależnie od prawdy, nie podobało mu się, że ktoś mógł wykorzystać opowieść do własnych, bardziej niecnych celów. Właściwie, doszukiwał się już w dziecięcym sprawozdaniu wyznaczników niebezpieczeństwa, które mogły sięgnąć jego dzieci. I to sprawiało, że czuł drgające iskry płomieni pod skórą. Ale żaden rodzić nie byłyby zachwycony perspektywą puszczania swoich latorośli w miejsce, gdzie podobno kiedyś zerował demon. I porywał niedorosłych poszukiwaczy przygód.
Czy był to zbieg okoliczności, czy jakaś ironiczna odpowiedź na jego myśli, miejsce spotkanie pokrywało się z relacją, jaką otrzymał, a która mieściła w sobie fragmenty legendy. Mała Fontanna miała na dłużej zakotwiczyć się w jego ujęciu, jako miejsce zwiększonej czujności. Nic jednak, co dostrzegł, nie budziło alarmowej czujności. Przynajmniej, jeśli chodziło o sama legendę.
To, co miało wzbudzić stan napięcia, była wiadomość i prośba Anastaisiyi. Sama forma listu nie różniła się od treści, do których był[ przyzwyczajony. A jednak, już w momencie, gdy znajoma, ciemnowłosa sylwetka podniosła się na jego widok, potrafił wychwycić równie znajome wyznaczniki niepokoju, które malowały się w zmęczonych smutkiem oczach kobiety. Uśmiech, który na moment rozświetlił oblicze, był ledwie przerywnikiem, który przypominał, kim była.
Nie miał w  zwyczaju okazywać emocji. Te, dawkował otoczeniu, ograniczając ich odbiór do minimum. Tylko niewielkie grono bliskich było w stanie poznać go z nieco innej, mniej chłodnej strony. I tylko dlatego pozwolił, by dłonie Tai objęły go, samemu  na krótko zaplatając ramiona wokół kobiecej talii. Na moment też oparł brodę o czubek ciemnowłosej głowy, by ostatecznie odsunąć się nieco i z rosnącym marsem na jasnych brwiach, zlustrować twarz ravkańskiej griszy - Witaj śliczna panienko - odwdzięczył się frazą, którą często wykorzystywał w listach. I chociaż sama treść powinna była nosić żartobliwe brzmienie, w oczach czaiło się pytanie, jeszcze zanim zwerbalizował jego treść - Ominiemy zwyczajowe konwenanse i od razu zapytam - co się dzieje? - zmrużył powieki, wciąż zatrzymując palce jednej dłoni na kobiecej talii - ni to ochronnie, ni nagląco - I powiedz, że nie jest to związane z żadnymi legendami, świętymi, zaginioną dzieciarnią, ani... przybywającym do miasta księciem - dodał już lżej, chociaż towarzyszka znała go na tyle, by wiedzieć, że nieczęsto zdarzało mu się żartować w ten sposób.  Tym bardziej, gdy chodziło o ostatnią kwestię. Gorąca informacja wprost z zimowego kraju jego pochodzenia, rozprzestrzeniała się z prędkością lotu ognistego pocisku. A ilość narastających plotek sprawiała, że ciężko było uwierzyć, że wydarzenia nie miały większego znaczenia. Coś zdecydowanie było na rzeczy. W końcu, Fjedra nie wybaczała łatwo. Pytaniem ewentualnym było, jaką karę i za co, mogła chcieć wymierzyć.
Uwolnił w końcu przyjaciółkę, opuszczając dłonie, które zwinął w pięści. Wciągnął powietrze, nie opuszczając wzroku z kobiecej twarzy, doszukując się odpowiedzi jeszcze zanim pojawić się miały w postaci słów. W czytaniu cudzych intencji, był całkiem dobry. I wcale się nie krył z tym przed towarzyszką.



Ostatnio zmieniony przez Ezra Hernau dnia 06.06.21 19:37, w całości zmieniany 1 raz

Taisiya Berezoskaya
• akwatyk •
Taisiya Berezoskaya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ekskluzywna niewolnica; związana kontraktem z rodziną Van Eck, smętna zjawa na kupieckim statku, wodna wiedźma
https://kerch.forumpolish.com/t244-anastaisiya-berezoskaya#416

Re: Mała fontanna

04.06.21 1:37
W tym momencie chciała być dziewczynką znikąd. Sierotą zapomnianą prze świat, przez świętych. Tą, która potrzebowałaby patronatu Sankta Margarethy. Wtedy może przeszłość nie wyciągnęłaby parszywych szponów, nie chciała zatopić pazurów w jej pokaleczonej duszy. Rzeczywistość obdzierała ją z iluzji możliwości rozpoczęcia nowego życia. W tej utopijnej wizji przyszłości świat zapomniał o niej, pozwolił na cichą egzystencję, na mozolną pracę nad chłopcem, którego złamano. Miała być cierpliwa, niczym krople wody uparcie, a jednak ze spokojem drążyły w skale głębienie, podmywały skalne brzegi. Zamiast tego coraz częściej była niczym niespokojne morze przed burzą. Nerwowa, gotowa do gwałtownego zrywu.
Starała się wmówić samej sobie, że jest sierotą, a sierota nie może stracić wiele. I chociaż w istocie nie znajdowała się w posiadaniu wielkiego bogactwa, to ketterdamskie ulice stały się domem dla grona tych, za których byłaby w stanie złożyć swe życie na ołtarzu śmierci. Jedną z takich osób był Ezra. Z więcej niż jednego powodu. Nie chciała, aby jego synowie zasmakowali biedy, sierocej nędzy i dojmującego smutku, którzy przeżywał na wskroś. I tak po prostu, egoistycznie, nie umiała wyobrazić sobie bólu, którym zapewne krztusiłaby się z każdym oddechem. I tak już straciła zbyt wiele. Hernau nie zasłużył na tak parszywy los.
Przez chwilę dłużej została w jego objęciach, może nawet zbyt długo, ale jego ramiona owinięte wokół talii pozbawiały ją tego beznadziejnego poczucia osamotnienia. Czuła, że ma oparcie i chociaż na chwile mogła stać się drobną, zmęczoną ravkańską griszą, uginającą się pod ciężarem doświadczenia i własnych emocji. Jakby znowu była tą małą dziewczynką, która z zaskakująco dorosłym, smutnym spojrzeniem biegała za nim po błoniach okalających Mały Pałac.
Uśmiechnęła się delikatnie, może nawet ciepło, kiedy nieco przekornie wybrzmiały słowa Ezry. Słowa nakreślone dłonią zimowego piekielnika na skrawku papieru stanęły przed jej oczami. Wyczuła tę niespokojną nutkę tańczącą między sylabami. Znali się zbyt dobrze. Przez chwilę uciekała wzrokiem, jakby zapomniała kto stał naprzeciw niej, jakby nie chciała, aby zauważył przerażenie zaplątane w orzechowe nici tęczówek. Dopiero po chwili niepewnie zerknęła w jego stronę.
- Uwierz mi, chciałabym, żeby było to związane z legendami o świętych, albo zaginioną dzieciarnią, albo fjerdańskim księciem – mruknęła posępnie, po czym zagryzła delikatnie dolną wargę, zastanawiając się nad każdym, następnym słowem. Wzięła głęboki wdech i kiedy tylko wypuścił ją z uścisku ona sama objęła się w pasie, jakby chciała dodać sobie otuchy.
- Może to nic takiego – zaczęła niepewnie, jakby bardziej próbowała przekonać samą siebie. – Ostatnio w „Końskim Łbie”, wydaje mi się, jestem pewna, że widziałam mężczyznę w czarnym mundurze. N-nie zdążyłam zanim pójść nim zniknął w tłumie, ale jestem pewna, że to był...no bo kto inny?– miała wrażenie, że wypluwa z siebie nie słowa a gwoździe, które raniły boleśnie krtań. Nie była w stanie powiedzieć tego głośno. – Próbuję ustalić czy to możliwe, czy ktokolwiek widział żołnierzy straży przybocznej Zmrocza, ale nie chciałam… nie chciałam zwlekać z tą informacją – nie musiała głośno wypowiadać swoich obaw. Musiał je wyczytać z nerwowych ruchów, z niepewnego spojrzenia. Czasem miała dosyć ciągłej walki. Czasem chciała po prostu złożyć głowę, opuścić gardę i oddać się w ramiona błogiego spokoju.
Boję się. Te słowa zatańczyły na końcu języka, przyprawiając dolną wargę o niepewne drganie. Naiwnie liczyła, że powie jej iż to nic takiego, że znajdzie logiczne wyjaśnienie dla jej przewidzeń.

Ezra Hernau
• piekielnik •
Ezra Hernau
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Ochroniarz na kontrakcie rodu Groeneveldt
https://kerch.forumpolish.com/t262-ezra-hernau#822

Re: Mała fontanna

06.06.21 21:08
Nie walczył z przeszłością. Nie zanurzał się we wspomnieniach, które w swym przekazie miały ranić. Nie odsuwał ich jednak. Nie tak był uczony. Nie na takiego mężczyznę chciał wychować go ojciec. I chociaż zdawało się, że lata zimowego dziecięctwa rozmywały się w całej odsłonie doświadczeń 33-letniego życia, głęboko zakorzeniona, fjerdańska natura trzymała go w ryzach. To on miał być filarem. opoką, na której wesprzeć się mieli bliscy. A do tego, konieczna była dyscyplina i odpowiedzialność, która rysowała mu kolejne plany. Tak, jak ta, która podpowiadała, by prześledził realne znamiona zasłyszanej legendy. Jeśli rzeczywiście ktoś mógł wykorzystać ją do czynienia plugastwa. I to takiego, które mogło sięgnąć jego synów, było bardziej niż pewien, że powinien zainteresować się jej źródłami.
Rozdzielił uwagę, którą poświęcał własnej myśli i kreacji nowych poczynań w związku z potencjalnymi, czającymi się gdzieś w pobliżu demonami, a tę ulokowaną na przyjaciółce. Na czarownicy, jakby powiedzieli jego pobratymcy. Samo skojarzenie pozostawił zamknięte we własnej myśli, jednocześnie śledząc wzrokiem napiętą niepokojem mimikę akwantyczki. Przez lata znajomości zdążył niemal bezbłędnie rozpoznawać piętno smutku w rozmaitych odsłonach. Linia niewidzialnych dla oka blizn, wyznaczające ścieżki mieszczące się gdzieś za granicami źrenic, zdawała się jątrzyć. Ale potrafiła je ukrywać. Nie była już tą samą, przestraszoną dziewczynką, która znalazła się w jego zasięgu, nie zważając na chłodne próby zniechęcenia. Z wytrwałością, której pozazdrościć mógł niejeden z uczniów Małego Pałacu, pokonywała przeszkody. I nawet, jeśli sama nie zawsze w to wierzyła, widział, jaką siłę w sobie nosiła. I piękno, które ona sama i dotykająca ją rzeczywistość - zbyt często tłumiła.
Była griszą. I nie umiał sobie nawet wyobrazić jej mocy powiązanej z czymś innym niż wodą. Nawet teraz, będąc zamknięta w jego objęciu, zdawała się drgać, jakby wiedziona niepokojem, za chwilę miała umknąć mu z palców. Być może dlatego przytrzymał ją dłużej, jakby chciał odciąć cienie, które nosiła na barkach zbyt długo. Odnalazł w końcu słaby uśmiech, który uniósł kąciki warg ku górze. Działało. Przynajmniej na chwilę.
Nim umknęła wzrokiem całkiem gdzieś w bok, sięgnął szorstkimi palcami do kobiecego policzka, by z zaskakującą dla siebie delikatnością, odwrócić jej twarz na powrót ku sobie - Nie rób tak, proszę - odezwał się cicho, stanowczo, odejmując w końcu dłoń i na powrót opuszczając ją wzdłuż ciała. I wystarczyło kilka kolejnych wyrazów, które wypowiedziała, by zmarszczył czoło w skupieniu - Nie wierzę "w nic takiego" - poruszył palcami, wygrywając niewidzialną melodię do kiełkujących niebezpiecznie myśli - zbyt wiele ostatnimi czasy napływa nieoczekiwanych wieści, żeby uznać to za zbieg okoliczności - sam fakt, że przeszłość odzywała się dopiero teraz, była podpowiedzią. problemy, lubiły zbierać się stadami. Jak wilki, które dopiero w gromadzie, pokazywały swą prawdziwą siłę. A Zmrocz, miał moc, by runąć na swoich... wrogów. Nawet, jeśli Ezra był dezerterem, zapewne skazanym na śmierć, nie potrafił ująć ravkańskiemu generałowi swego szacunku. Nie znaczyło to jednak, że mógł obojętnie przejść obok informacji, jaka otrzymał. A fakt, że ta pokrywała się z tajemniczą wizytą fjerdańskiego księcia i - chociaż nie wiedział, czy miało to bezpośrednie znaczenie - dziwnym uaktywnieniem miastowych legend, nadawało całości alarmującego statusu - Jeśli czegoś się dowiesz, informuj mnie, ale bez konieczności - nie angażuj się. Nie beze mnie. Sprawdzę kilka źródeł - zakomunikował, jakby szykował wojskowy raport. W gruncie rzeczy, w taki sposób musiał podejść do sprawy. Wiercił spojrzeniem murek fontanny, a gdyby w oczach znajdowała się jego moc, prawdopodobnie rozsadziłby nieszczęsny obiekt. Jaśniejsze plamy zieleni pojawiły się w spojrzeniu dopiero, gdy zweryfikował cienie lęku błądzące wokół kobiecej sylwetki - Usiądź - wskazał jej miejsce obok siebie, o które sam się wsparł - Wiesz, że tu jestem. Nie jesteś sama - zaczął spokojnie, może bardziej koślawo, bo ton pozbawiony był zwyczajowego dystansu, który serwował wszystkim - przeszłość lubi się z nami ścigać, ale to nie znaczy, że nie można z tym nic zrobić. - odnalazł umykające w dół spojrzenie Tai. Nie był najlepszy w dzieleniu się swoimi uczuciami. Wolał prostsze rozwiązania. Nie zawsze jednak działy, gdy chodziło o bliskich.

Taisiya Berezoskaya
• akwatyk •
Taisiya Berezoskaya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ekskluzywna niewolnica; związana kontraktem z rodziną Van Eck, smętna zjawa na kupieckim statku, wodna wiedźma
https://kerch.forumpolish.com/t244-anastaisiya-berezoskaya#416

Re: Mała fontanna

13.06.21 14:25
Pogodziła się z przeszłością, a przynajmniej z jakąś jej częścią. Chociaż perspektywa czarnego widma gilotyny nad jej karkiem przyprawiała o dreszcze, to gdzieś w środku pogodzona była z łatką dezerterki. Z dziecinną łatwością odcięła się od miejsca, która powinno być dla niej domem dużo bardziej niż sierociniec w Os Kervo. A jednak, ten czas, kiedy była zaledwie małą dziewczynką, dzieckiem znikąd, które miało jedynie o rok starszego chłopca za przyjaciela, zakorzenił się w jej pamięci dużo silniej. Może dlatego nie potrafiła odpuścić, mimo iż w oczach przyjaciela nie widziała już chłopca, który odganiał złe myśli, gdy te marszczyły jej czoło.
Teraz miała jeszcze Ezrę. W przeciwieństwie do Lavro, który był równym jej kompanem, Hernau stał się pewnego rodzaju przewodnikiem.
On, zimowy piekielnik.
Kontrast zamknięty w jednej osobie, który paradoksalnie tworzył wspólną całość. Surowość fjerdańskiej ziemi skutecznie wypleniła tętniącą w żyłach przywoływaczy ognia impulsywność. Nie parzył, ale roztaczał ciepło. To samo, które dawało poczucie bezpieczeństwa, gdy znajdziesz się w jego kręgu. A to, jak zdążyła się przekonać nie było wszystkim dane. Był dla niej ostoją – elementem stałym łączącym przestraszoną dziewczynkę, którą była z kobietą, która się stała. A jednocześnie jedyną osobą, na którą chociaż częściowo potrafiła przenieść ciężar swoich wątpliwości.
Pod delikatnym naciskiem jego dłoni zwróciła na powrót twarz w jego stronę. Orzechowe oczy skrzyły się od gamy emocji, których nie chciała przed nim ukrywać, bo wiedziała, że nie musi. Strach przeplatał się z skrzącą się złością i to wszystko na tle wyraźnego zmartwienia. Jego słowa nie spotkały się ze zdziwieniem z jej strony, ale z jeszcze większym smutkiem. Wiedziała, że będzie chciał roztoczyć na nią parasol bezpieczeństwa i przeważnie mu na to pozwała, czując, że potrzebowała chwili oddechu. Jednakże teraz było inaczej. Coś się zmieniło – ona się zmieniła. Spojrzała na niego z pewnego rodzaju nieustępliwością, która charakteryzowała wodę mozolnie żłobiącą w skalnej strukturze wgłębienia. Jeszcze słowa nie spłynęły na jej język, nie zrosiły ust. Dlatego jedynie usiadła, zgodnie z jego radą.
- Wiem – i to mnie martwi, dowiedziała w myślach nim te zaserwowały jej bardziej elokwentne myśli. Podwinęła nogi ku górze, zahaczając piętami o krawędzie ławki. Dłonie splotła na łydkach i wspierając głowę na kolanach patrzyła przed siebie. – Wiesz, w Os Kervo razem z Lavro modliliśmy się do Sankta Margarethy. W końcu jest ona patronką zagubionych dzieci, takich jak wszystkie sieroty. No i złodziei, a kradzież ciastek było uznawane za najgorsze z przestępstw jakie można było popełnić – w miarę jak słowa znajdowały swoje ujście, posłała mu kontrolne, znaczące spojrzenie. – Nie chcę, żeby chłopcy musieli modlić się do Sankta Margarethy – dlatego to ja muszę zająć się tą sprawą, dopowiedziała znowu w myślach, nie mając jeszcze śmiałości wypowiedzieć te słowa na głos. Bała się, owszem. Jednakże nie o siebie. Przecież sierota nie może stracić wiele, skoro tak niewiele posiada. To chyba jej swoisty sposób na powiedzenie, że nie jest sam. Zwinęła usta w wąską linię. Dopiero wtedy skupiła swoje spojrzenie ponownie na twarzy Ezry. Niepewnie sięgnęła dłonią w stronę jego dłoni, jakby w geście obietnicy, która za chwilę miała paść z jej ust. – Mam nadzieję, że wiesz jak bardzo doceniam twoją troskę, ale są na świecie osoby, które potrzebują cię dużo bardziej i nie mogę dopuścić… - cała siła opuściła ją, zmuszając głos do drżenia. Próbowała za wszelką cenę ukryć wrażliwość, która nie opuściła jej od czasu Os Kervo. Mimo grubej ściany odgradzającej ją od reszty świata, mimo maski, nadal miała w sobie tę łagodność. – Nie wybaczę sobie, jeżeli przez moje siedzenie na tyłku chłopcy zasmakują życia sieroty – dokończyła już łagodniej, nieco naturalniej. Twarz znowu zelżała do naturalnej łagodności, do której była przyzwyczajona.

Ezra Hernau
• piekielnik •
Ezra Hernau
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Ochroniarz na kontrakcie rodu Groeneveldt
https://kerch.forumpolish.com/t262-ezra-hernau#822

Re: Mała fontanna

28.06.21 19:23
Byłą rzecz, właściwie stan, którego się obawiał. Coś, z czym przez całe swoje dotychczasowe życie się konfrontował. Słabość. Nie było jednak w tym wiele z najbardziej stereotypowych skojarzeń. Nie skupiał się na słabości, której mylne rozumienie przyjmowało aż nazbyt wielu ulicznych osiłków. Brak siły nie sprowadzało się do fizycznych gabarytów i typowo wsunięte w najbardziej instynktowne, męskie zachowania. Słabością była ciągła ucieczka od odpowiedzialności, od decyzji, które podjąć powinien. Od konsekwencji, które ciągnęły się za nim za każdym razem, gdy wyznaczał ścieżki, za którymi podążał. Wiedział, że w końcu zawsze się odzywały, przypominając niejako, ze zaciągnął od losu kilka nowych długów, jednoczesnej spłacając inne. Nie każdy był stricte mu opłacalny. Ale - wybrał sam.
Fakt, że znajdował się dokładnie w tym miejscu, miało znaczenie. Nie chciał nikomu oddawać władzy nad losem swoim i bliskich mu osób. Wada i zaleta jednocześnie, która kazała mu być tarczą i bronią. Wojownikiem. Wierzył, ze był to los pisany każdemu z mężczyzn, chociaż odsłaniany w rozmaitych formach.
Kobiety - też walczyły. Ale ich walka miała inny wymiar. Inny sens. Niekoniecznie rozumiany w sposób, jaki widział to Ezra. One z natury miały w sobie silę, którą tak opacznie i tak często nazywano słabością. Taisiya nie była słaba. Nawet nie mając prawdopodobnie pojęcia, ile siły mu przez ten czas ofiarowała. Ile razy znalazła się w miejscu, w którym łamała się granica jego woli. I nie pozwalała mu zgiąć kolan. Była jego śliczną panienką - kiedyś nazywana w listach przekornie, dziś, nadając słowom nieco innego sensu, który aktualnie, jeszcze umykał właściwemu rozpoznaniu.
Miała też nietuzinkową zdolność łagodzenia powściągliwości, z jaką mierzył otaczająca go rzeczywistość. I dlatego tez pozwalał sobie na gesty, których odkrywanie publicznie przychodziło mu z trudem. Częściej, po pierwszym wrażeniu, odpychając potencjalne rozrywki. Akwantyczka byłą wytrwała. Nie zrażała się, nawet jeśli  przesłanki mówiły, że powinna odpuścić. Jak woda drążąca skuty lodem kamień. Ten sam strumień widział i w jej oczach, gdy w końcu wróciła ku niemu spojrzenie. Nie potrzebował siły, by chciała to zrobić. A mimo to, natrafił na nieustępliwa przeszkodę, która wywołała w nim mimowolny uśmiech - Wiesz - powtórzył za nią, jakby potwierdzał słowa. Nie dał jej umknąć spojrzeniem przez moment - Patrzysz teraz, jak moi synowie, gdy upierają się przy swojej decyzji - nie, nie chodziło o to, że było w tym coś dziecięcego. Był za to upór, tak charakterystyczny w racji o prawdziwości swego przekonania. Stosowała przeciw niemu ten sam argument, który niejednokrotnie wdrażał.
Nie przerwał jej, gdy kontynuowała myśl, ale nawiązanie do przyjaciela, który dzielił z nią kontrakt u kupieckiej rodziny, wywołał w nim raczej chłodniejszy dreszcz - Wiesz co mawia się we Fjerdzie? - zaczął, kiedy obije siedzieli oparci o murek fontanny. Wilgoć za plecami i skrząca się w zbiorniku woda, wywoływała w nim niejednoznaczny, wspomnieniowy impuls - Strach tnie głębiej niż miecze - odezwał się w obcym, ostrym w odbiorze języku Fjerdy. Potem z westchnieniem powtórzył słowa już w kercheńskim, kontynuując wypowiedź - Myśl o tym czego chcesz, a nie o tym, czego nie chcesz - iskry ognia skrzyły się w źrenicach, zazwyczaj otulonych chłodem - chłopcy są silni - dodał jeszcze, chociaż cień na moment wskoczył pomiędzy wypowiedziane wyrazy. Ukrył je wystarczająco szybko, by nie dać myśli się w nim zanurzyć.
- Nie bierz na siebie odpowiedzialności, która trwa na moich barkach. Jeśli chcesz ją ze mną podzielić - w porządku, nie zmuszę cię do odpuszczenia - chociaż wolałbym, żebyś to zrobiła - dodał już w myśli, wędrując do smukłej dłoni, która znalazła się tuż przy jego, większej, szorstkiej, poznaczonej bliznami. To on ostatecznie zamknął w swoim ręku tę mniejszą, kobiecą, niemal w całości kryjąc ją przed widokiem ich oczu - Możesz mi zaufać? - nie rozkazywał. prosił. Raz jeszcze by oparła się na jego sile. Tym samym, ofiarując mu ją.



Ostatnio zmieniony przez Ezra Hernau dnia 04.07.21 14:40, w całości zmieniany 1 raz

Taisiya Berezoskaya
• akwatyk •
Taisiya Berezoskaya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ekskluzywna niewolnica; związana kontraktem z rodziną Van Eck, smętna zjawa na kupieckim statku, wodna wiedźma
https://kerch.forumpolish.com/t244-anastaisiya-berezoskaya#416

Re: Mała fontanna

04.07.21 1:10
Słabość i siła miały wiele nieoczywistych odcieni, czasem przewrotnie tężyzna fizyczna była oznaką największej ułomności. A delikatność aż nazbyt często mylono ze słabością. Nie widziała nic złego w uczuciu kruchości, które ogarniało ją, kiedy znajdowała się w jego otoczeniu. Może dlatego, że wiedziała, a przynajmniej miała taką nadzieję, iż może sobie na tę kruchość pozwolić? Że nie jest ona zła? Że w delikatnym geście jakim odgarniała kosmyki włosów z czoła jednego z chłopców, gdy pogrążali się w śnie, nie było nic słabego?
Ucieczka – w tej kwestii nie różnili się zbytnio. Los krętymi ścieżkami znowu doprowadził ich w to samo miejsce. Miejsce pełne obłudy, fałszywych uśmiechów, miejsce, gdzie zaufanie było towarem deficytowym. Chociaż czy Ketterdam faktycznie aż tak bardzo różnił się od Małego Pałacu i zapatrzonej w siebie szlachty, która wianuszkiem uwielbienia otaczała carską parę i ich potomków?
Kobiety w Ravce, które nie miały tego być może wątpliwego szczęścia urodzenia się w zamożnej, ravkańskiej rodzinie musiały walczyć. Pogrążony w wojnie kraj sięgał w najdalsze zakątki szmaragdowego, leśnego bezmiaru, aby wyszarpnąć każdą duszę gotową złożyć na ołtarzu swe życie w imię dobra nie ojczyzny, która ich żywiła, ale w imię cara, którego nie było widać. Jedynie miłość do ziemi, która ich nosiła pozwalała na niesienie ciężaru rozkazu. Przynajmniej niektórym z nich.
Ona przejrzała na oczy. Głupotą było przelać swą krew za kawałek ziemi, której granice mogły się przesunąć.
W jej sercu zabrakło miejsca na patriotyzm, a brutalna rzeczywistość pokazała, że nie warto troszczyć się o tych, których twarze nie były przypisane do imion. Ketterdam nauczył ją egoizmu, który kazał troszczyć się o najbliższych. A nie mogła znaleźć osoby bliższej niż Ezra i jego synowie, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że ona nigdy nie zajmie tak wysokiej lokaty. Nie miało to jednak znaczenia, prawda? Bo znowu musiała stać się egoistką. Samo egzystowanie w ich przestrzeni, subtelne gesty sprawiały, że czuła się kimś, że do kogoś przynależy, jednakże nie w ten uwłaczający, materialny sposób. Dzięki nim nie była dziewczynką znikąd a śliczną panienką.
- Chyba powinnam zacząć ci współczuć – rzuciła, pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia, lekkie rozbawienie w głosie przeplatane zaczepnością. Jej twarz jednak spoważniała, gdy wzniośle brzmiące słowa fjerdańskiego powiedzenia rozbrzmiały równie wzniosłym przesłaniem. Bala się – miała wrażenie, że chowała ten strach, nosiła go w sercu niemalże każdego dnia. Powodu tego strachu były najróżniejsze, ale nie zmieniało to samej esencji tego uczucia. – Czasem to czego chcemy i czego nie chcemy jest jedną i tą samą rzeczą – odparła z uporem nie opuszczającym jej słów. Zwinęła usta w wąską linię. Chciała bezpieczeństwa chłopców, jednocześnie nie chciała, aby musieli dzielić jej los. Szczególnie, że zasmakowali już goryczy żałoby, naiwnie wierzyła, że mogłaby oszczędzić im ponownego przechodzenia przez to samo. Chciała wierzyć, że mogła kupić im trochę więcej czasu, w końcu Ketterdam do miasto kupców, prawda? – W to nie śmiem wątpić - mogła pozazdrościć im tej siły.
Przez chwilę wpatrywała się w strumień wody, wsłuchiwała się w szum wody, który akompaniował jego słowom. – Dziękuję – odpowiedziała jedynie, posyłając mu delikatny uśmiech. Była wdzięczna za to, że nie próbował jej odsunąć i tak niewiele by to dało. Nie zniosłaby świadomej bezczynności; jak miałaby spokojnie spać ze świadomością, że ktoś inny nadstawia za nią karku. Gdy jej dłoń zniknęła w dłoni Ezry poczuła znajome ciepło rozlewające się po jej ciele – poczucie bezpieczeństwa. Przymknęła delikatnie powieki. – A jak myślisz? – rzuciła, marnie udając oburzenie. – Oczywiście, że ci ufam – prawda była taka, że ufała mu zanim jeszcze oto zaufanie poprosił. Być może to niemądre, być może kiedyś przyniesie jej to zgubę. Na razie jednak niezbyt oto dbała. Jakby ze zmęczenia oparła skroń o jego ramię. Przez te kilka krótkich chwil, kiedy dała się ponieść uczuciu bezpieczeństwa naprawdę wierzyła, że będzie dobrze.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach