Latarnia morska 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Latarnia morska

04.05.21 21:35
lokacja

Latarnia morska

Samotna latarnia morska znajdująca się na wybrzeżu. Stanowi jedyną nadzieję dla statków żeglujących w nocy. Nikt nie zna imienia obecnego latarnika, jednak każdego zmierzchu solidnie wypełnia on swoje obowiązki. Jest niezawodny od lat. Latarnia mierzy kilkanaście metrów i jest w odcieniach bieli. Obok niej znajduje się mały dom, gdzie zapewne mieszka latarnik wraz z rodziną.

Ivar Falkørn
• wolny strzelec •
Ivar Falkørn
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Żeglarz
https://kerch.forumpolish.com/t380-ivar-falkrn

Re: Latarnia morska

09.07.21 21:58
Powoli nadchodził wieczór. Niebo przybrało kolory sepii, gdzieniegdzie upstrzonej puszystymi chmurami. Gdzieś nieopodal wrzeszczała mewa, próbując najwyraźniej dać znać innym osobnikom jej gatunku, że w pobliżu wypatrzyła jakieś jedzenie (bądź to, co po nim zostało).
Było dość ciepło, delikatny, śmierdzący rybami wiatr przyjemnie chłodził zgrzane gorącym popołudniem ciało, wysuszając pot i przewietrzając śmierdzące nim ubrania.
Latarnia niestrudzenie rzucała długie i oślepiające światło gdzieś w dalekie odmęty wód, z każdym obrotem powodując, że leżący pod nią dom - czy raczej jego cień - tańczył wesoło, to w prawo to w lewo, by w niektórych momentach zniknąć zupełnie. Fale, uderzające w piaszczyste wybrzeże i kamienisty klif nieopodal (z którego wyrastała latarnia), dopełniały całej magii zachodu, szumiąc głośno i plując białą, puszystą pianą.
Piasek był chłodny i nieprzyjemny, stanowił jednak dla Ivara swoiste ukojenie po całym dniu pracy na skrzypiących deskach statku. Zwłaszcza, że mógł w końcu zdjąć buty i poczuć go na bosych stopach. Zrzucił swój stary, skórzany plecak, który przywędrował wraz z nim z Fjerdy, obok buciorów i zrobił kilka kroków w kierunku fal, przeciwnym do brzegu. Dotknął dłonią zimnej powierzchni wody, teraz sięgającej mu mniej więcej do połowy łydek, pozwalając jej obmyć zapiaszczone przestrzenie między palcami.
Wyprostował plecy i z nadzieją odwrócił głowę, nie wychodząc z wody.
Już dawno powinna tu być. Zmarszczył brwi w niezadowoleniu. Słońce zaraz zajdzie. Nie tak ustalili to spotkanie.
Umówił się z Ove, że poczeka tu na niego dopóki on nie skończy pracy. Nie wiedział o której godzinie to nastąpi więc "o zachodzie słońca" nie dość, że brzmiało romantycznie, to - przynajmniej w tym przypadku - było stosunkowo praktyczne.
Lubił to miejsce, miało swój klimat. Odkąd pierwszego dnia, gdy tylko tu przybył, zobaczył światło latarni morskiej, gdzieś w głębi serca zapragnął go pilnować, mieszkać nieopodal i dbać aby nigdy nie zgasło. Kolejne dziwaczne marzenie wewnątrz umysłu, który wciąż tylko dążył do wolności.
W gruncie rzeczy nie był pewien czy przyjaciółka podziela jego zamiłowanie do latarni. Znając ją to pewnie nie.
Ivar był cierpliwy, zwłaszcza jeśli chodziło o Ove. Wiecznie spóźnialski lekkoduch. Wiedział, że, prędzej czy później, zobaczy jasnowłosą na granicy piasku i trawy, zbiegającą ku niemu ze wzniesienia, z zakłopotanym wyrazem twarzy. Mógł poczekać, bez problemu, chociaż w żołądku ściskało go nieprzyjemne uczucie niepokoju za każdym razem gdy dłużej jej nie widział. Mieszkali w parszywej dzielnicy, mogło ją spotkać wszystko. Niby umiała o siebie zadbać, ale no... Wiadomo jak jest.
Nie mając lepszego pomysłu na to, co ze sobą zrobić podczas czekania, wyszedł z wody. Usiadł tyłkiem na piasku, obok plecaka i butów, podziwiając końcówkę zachodu słońca. Na pełnym morzu wyglądał bardziej imponująco. Nic to, cieszmy się z tego, co mamy. Wolnymi dłońmi z nudów próbował coś nieudolnie ulepić z piasku.
Co jak co ale Ove wychodziło to znacznie lepiej.

Ove Nerison
• piekielnik •
Ove Nerison
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Myśliwy.
https://kerch.forumpolish.com/t243-ove-nerison

Re: Latarnia morska

09.07.21 23:17
30 III 382

Wykładane kocimi łbami ulice niosły ze sobą stukot obcasów; niskich, twardych, idealnie dopasowanych do butów kogoś pragnącego ochrony podczas długich wędrówek. Kroki cichły za zakrętami i wznosiły się na wyżyny głośności, gdy postać nabierała tempa na prostej drodze. Czasami ktoś przeklął, popchnięty szczupłym ramieniem, na ogół jednak ignorowano dziewczynę z policzkami smagniętymi czerwienią i włosami zawiązanymi w luźny, przekładany warkocz.
Ona także zdawała się być ślepa na mijanych ludzi. Głowę zaprzątały dziesiątki myśli. Marzyła, aby powitać go należycie. Jeszcze tego ranka, zanurzając się po usta w wannie pełnej letniej wody wyobrażała sobie, jak wypatruje jego statku oparta o barierkę latarni morskiej. Światło za plecami przemyka metodycznie, to pojawiając się, to znów znikając — a ona stoi z kosmykami targanymi wiatrem; elementem tak mu znanym, tak łudząco przypominającym szarpaną wichrami flagę pokoju. Wymyślała obrazy, jak czeka na niego z rękoma skrzyżowanymi na betonowej powierzchni, z lekkim uśmiechem, pełnym krytego rozbawienia. Chciała zobaczyć jego minę. Zaskoczyć go na tyle, że maska powściągliwości pękłaby, udostępniając jej wprawnemu oku cień zdumienia, że tak, była tutaj przed czasem.
Chciała zrobić coś, czego nigdy się po niej nie spodziewał.
Wyszło jak zawsze.
Łapiąc w usta hausty powietrza biegła na złamanie karku; spóźniona, obolała. Kiedy tak naprawdę straciła czas? Może nie powinna pozwalać sobie na popołudniową drzemkę. Na Djela, przecież tak to się kończyło za każdym razem! Ledwo przykładała policzek do poduszki, a budziła się o zachodzie słońca; wtedy było już za późno.
For faen! — sapnęła, zatrzymując się raptownie na końcu chodnika. Obejrzała się za siebie, potem znów na bok. Ketterdam w jej umyśle jawił się jako obraz splątanego kłębka — miliardy ulic i uliczek, nieróżniące się niczym budynki. Błądziła tu dzień w dzień, czasami pytając przechodniów o drogę, zwykle jednak licząc na szczęście. Ciężkie opary, dym, natłok ostrych zapachów nakładających się na siebie w takim natężeniu, że tworzyły niemożliwy do zdzierżenia fetor — to wszystko sprawiało, że Ove zaczęła boleć głowa.
Dudnienie w skroniach zelżało dopiero, gdy ponad dachami dostrzegła czubek latarni jak palec wystrzelony w niebo. Ignorując napięcie mięśni zmusiła się do ponownego biegu.


Słońce chowało się za horyzontem, przypominając grzęznącą w czerniejącym błocie monetę. Rzucało ostatnie złote promienie, ocieplając spienione fale; niebo kryło się już jednak pod granatami, fioletem i intensywnym karmazynem. Pojawiały się gwiazdy, błyszcząc niczym cekiny rozproszone po ciemnym atłasie. Widok wydawał się piękny, ale Ove nie zwróciła na niego żadnej uwagi. Z tyłu głowy zastanawiała się, ile musiał na nią czekać. Czy dopiero usiadł na zimnym piasku plaży, czy jednak tracił cierpliwość i będąc na samej granicy chodził w tę i z powrotem, denerwując się na jej niesłowność?
Wynurzając się spomiędzy plątaniny drzew i niskich krzewów przypominających bohomazy, klęła na siebie, że idealny obraz, który snuła tego ranka, roztrzaskał się jak szkło. Nic nie pozostało ze stania na samym szczycie latarni. Z obserwowania jak potężny okręt zbliża się do brzegu, tnąc morze niczym nóż. Pozostało za to poczucie, że raz jeszcze się spóźniła.
Dłoń, którą oparła o korę samotnego drzewa, ześlizgnęła się, gdy dziewczyna ruszyła w kierunku przyjaciela. Dostrzegła go od razu. Bez względu na wszystko, stanowił dla niej odrębny fragment otoczenia. Był jak intensywny kolor na czarno-białej pocztówce. Zawsze wyróżniający się, zawsze wychwytywany mimo tłumów.
Ivar... — szepnęła, próbując zapanować nad urwanym oddechem. Zbiegając po wydmie, rozbryzgiwała na boki drobinki piasku i gdzieś w tym wszystkim była na siebie zła, że raz jeszcze przegrała ze swoimi nawykami.
Mimo wszystko ta sama złość nie była w stanie wygrać z rosnącą euforią. Choć jakaś jej część z rozdrażnieniem komentowała rozwichrzone włosy i wymięte od pędu ubranie, druga przekrzykiwała ją, przypominając, że WRESZCIE WRÓCIŁ.
Wreszcie... — powtórzyła w ślad za myślami, a potem, kiedy zwolniła kroku, rzuciła głośniej: — Wreszcie, Ivar! Myślałam, że morze już mi cię nie zwróci.
Jeżeli żywiła pretensje, nie dało się tego wychwycić; ton miała rozbawiony. Ta pogodność odbiła się na pokraśniałej rumieńcem twarzy. Twarzy zszarzałej i wymęczonej, z sinymi cieniami na dolnych powiekach i nieco zamglonym spojrzeniem, ale widocznie uradowanej z widoku Falkørna. Wbrew napiętej postawie, jaką zwykle reprezentowała, bez trudu dało się odczytać jej emocje i intencje. Dzisiejszy wieczór nie był żadnym wyjątkiem. Odczuwała ulgę i radość; był tutaj.
Zatrzymała się raptownie kilka kroków od niego, do piersi przyciskając niewielki pakunek. Knykcie miała pobielałe od siły ścisku, jakby za wszelką cenę starała się podołać ciężarowi zawiniątka.
Widzę, że bardzo poważnie pracujesz — parsknęła, powoli normując oddech. Wolną dłonią wskazała na utworzoną przez niego budowlę. — Po takiej robocie należy się posiłek. Pomyślałam o wszystkim i bardzo dobrze, że już siedzisz, bo na pewno podcięłoby ci nogi.
Postąpiła jeszcze krok naprzód, by potem opaść kolanami w sypki piasek. Blisko Ivara, bo wbrew sobie, chciała poczuć bijące od niego ciepło, zapach, który przyniósł wraz z podróżą; chciała dostrzec każde załamanie na jego obliczu i wychwycić najmniej intensywny błysk światła w poważnych oczach.
Położyła ostrożnie papierową torbę na ziemi i rozcapierzyła palce, puszczając zawinięty kraniec.
Zobacz — zachęciła, siadając na piętach, dłonie zaś kładąc na udach. Patrzyła na Ivara wyczekująco, prawie że z wyzwaniem. W kącikach ust błąkał się uśmiech, który ledwo w sobie dusiła. Chciała wynagrodzić mu spóźnienie, ale poza tym — chciała pokazać, że tutaj, na lądzie, jest równie dobrze co na otwartych wodach. Że są rzeczy, do których warto wracać.
Są ludzie, których nie warto opuszczać.
To fruktkake, ciasto z owocami — dodała ciszej, ledwo przebijając się przez wieczorny szum fal; mówiła na samej granicy szeptu, choć nie przekazywała mu żadnego sekretu, a nawet jeśli: w pobliżu nie było żywej duszy. Sama latarnia zdawała się opuszczona i samotna, jak żołnierz pełniący wartę.
Powoli docierały do niej wszystkie bodźce z zewnątrz; to, że stopniowo, ale nieubłaganie nastaje zmrok. Że wiatr rozwiewa jej włosy, które musiały wyglądać, jakby ledwo wydostała się z huraganu. Że Ivar czekał tu na nią zdecydowanie zbyt długo, a ona go nawet nie przeprosiła.
Nie była jednak w stanie.
Mimo wszystko czuła, że są kwita.
On też nigdy nie kajał się, zostawiając ją samą.
Zacisnęła lekko palce na materiale spodni. Na Djela, tęskniła za nim niesamowicie, ale chora duma nie pozwalała powiedzieć tak prostej prawdy. Co jej więc pozostało jak nie dalsza ignorancja? Jak nie próba znalezienia złotego środka?
Zjedz pierwszy — ton jej głosu nabrał napięcia. — Może jest podobne do tego, które kiedyś przywiozłeś ze sobą z Bakfjellene do Vildrite?

Ivar Falkørn
• wolny strzelec •
Ivar Falkørn
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Żeglarz
https://kerch.forumpolish.com/t380-ivar-falkrn

Re: Latarnia morska

10.07.21 20:16
Rześki wiatr nabrzeża stanowił miłą odskocznię od zakurzonego i pełnego dymu miasta. Pozwalał niejako oczyścić przyprószone sadzą płuca i oskrzela, przynosząc ukojenie dla zbolałej klatki piersiowej. Co prawda ostatnio więcej bywał na morzu aniżeli lądzie, toteż nie dokuczało mu to aż tak bardzo. Miał wszak mnóstwo czasu żeby, także i na zapas, wypełnić płuca morską bryzą i w międzyczasie pozbyć się zebranych w trakcie okresu "bez pracy" nieczystości.
Wraz ze zniknięciem słońca niebo przystroiły pierwsze gwiazdy, rozświetlając uroczyście blady i ponury granat nieskończoności. Przywodziły na myśl latarnie błyszczące po bokach śmierdzących, zatłoczonych uliczek Ketterdamu, którymi Ivar przemieszczał się jedynie z konieczności dotarcia z pracy do domu bądź odwrotnie. Wraz z tym skojarzeniem zaplanował wstać i ruszyć na poszukiwania Ove, gdyż niepokój od podgryzania trzewi przeszedł do wyszarpywania z nich większych kawałków. Uszy blondyna wyłapały jednak głośny dźwięk piszczącego piasku, jaki mógł wydobyć się jedynie spod biegnących lub ślizgających stóp. Na moment zwolniło mu bicie serca. Nie wstając, odwrócił głowę, próbując zarówno swoją postawą jak i tonem głosu udawać, że wcale nie jest podekscytowany i uszczęśliwiony jej widokiem. Przecież to "zwyczajne spotkanie", jak zazwyczaj.
Nie był jednak w stanie powstrzymać kącików ust, które delikatnie się uniosły. Zwłaszcza wobec słów, które usłyszał.
Taki uśmiech posyłał chyba tylko jej.
- Prędzej czy później by zwróciło. Zwłaszcza, że śmierdzę jak nieświeża ryba. - Zastanowił się chwilę. - W sumie to kilkadziesiąt kilo nieświeżej ryby... - dodał po namyśle, drapiąc zarośniętą kilkudniowym zarostem szczękę.
Podążył wzrokiem za jej palcem wskazującym coś, co miało być chyba domkiem. Wraz z procesem sam zapomniał co właściwie chciał stworzyć. Z kiepsko skrywanym zażenowaniem rozsypał płaską dłonią cała misterną budowlę.
- A to tak... Wspomnienia... Na śniegu było łatwiej - bąknął cicho, próbując usprawiedliwić jakoś swoją niespodziewaną manifestację infantylnych naleciałości.
Oparł dłoń na piasku żeby wstać i przywitać Ove jak należy, dała mu jednak wyraźnie do zrozumienia, iż ma nadal siedzieć na dupsku bo ewentualna próba utrzymania pionu i tak nie dojdzie do skutku. Udał więc, że się opiera, żeby nie było...
Dyskretnie obejrzał twarz przyjaciółki. Wyglądała na wymęczoną i osłabioną. Nie był zadowolony z tego odkrycia. Najchętniej zabrałby ją ze sobą w morze, nie było to jednak możliwe. Zmiana pracy też nie wchodziła w grę, już pomijając fakt, że naprawdę lubił to co robił i sprawiało mu to wiele satysfakcji. Z jego kwalifikacjami - czy raczej ich brakiem - znalezienie czegokolwiek, płatnego równie przyzwoicie co żeglarstwo, graniczyło z cudem. Póki pływał był w stanie opłacić ich małe, przytulne mieszkanie, a i na jedzenie spokojnie starczyło. Poza tym wiedział - chociaż ona nigdy mu o tym nie powiedziała - że Ove nie zarabiała zbyt wiele na swoich fjerdańskich umiejętnościach myśliwskich.
W milczeniu obserwował jak odwija papier, ukazując jedną z najwspanialszych rzeczy jakie wymyślił człowiek - ciasto owocowe. CIASTO. OWOCOWE. A sądził, że ten dzień nie może być lepszy i wyczerpany został limit szczęścia.
Ponownie na jego ustach zagościł ten sam delikatny uśmiech. Przyjaciółka doskonale wiedziała co lubi. Bardzo miła niespodzianka. W sumie jak każda od niej.
Nie potrzebował dalszej zachęty. Ostrożnie, na ile można wykonać ostrożnie gest tak wielką i niezgrabną dłonią, z powagą, jakby wykonywał starożytny rytuał ku czci Szlachetnego Ciasta Owocowego, uniósł jeden z ukrojonych kawałków i zjadł ze smakiem, oblizując usta w zadowoleniu. Momentalnie, już podczas pierwszego kęsa, wróciły wspomnienia o przysypanej śniegiem, nadgryzionej czasem drewnianej ławce, na której to oboje pierwszy raz jedli ten boski, niemal egzotyczny rarytas.
Nawet drobinki piasku trzeszczące między zębami i nadzieniem nie popsuły mu radości z podarunku.
- Nie jest takie jak tamto - zaczął z typową dla siebie powagą. - Jest znacznie lepsze. - Bez skrępowania wziął drugi z kilku pozostałych kawałków i w całości wsunął go do ust, w międzyczasie próbując dokładniej otrzepać dłoń z piachu.
- Sama piekłaś? - zapytał po chwili, mając na uwadze, że ich piekarnik był w dość opłakanym stanie. Przypomniał sobie jednak, że jego przyjaciółka potrafi robić różne czary mary z ogniem i nie kontynuował pytania. Chyba wolał zapominać o tej jej dziwacznej części osobowości.
Widząc poddenerwowanie Ove, ukazywane poprzez szereg różnych gestów, ponownie na twarzy jego zagościł delikatny uśmiech, z którego aż biła troska i ciepło. Uniósł powoli rękę, tę drugą, czystą, nieupaćkaną piaskiem czy ciastem, i płaską dłonią złapał między palce roztrzepane włosy grzywki, która zasłaniała czoło i oczy zarumienionej twarzy dziewczyny. Uniósł je w górę, pozornie niedbałym gestem, zaczesując w kierunku tyłu głowy przyjaciółki. Tak jakby chciał ją jednocześnie pogłaskać i poklepać po czubku czerepu.
- Dziękuję - powiedział tylko, ponownie przenosząc wzrok na horyzont. - Dobrze cię znowu widzieć - dodał po chwili. Był wdzięczny, zarówno jej za ciasto, jak i losowi, który ponownie pozwolił na ich spotkanie, nieniepokojone przez cokolwiek bądź kogokolwiek.
Wstał, podchodząc do morza i opłukując w nim ręce z ciasta i piasku. W jego głowie zaświtała pewna myśl. Wrócił, otrzepując spodnie i stopy. Stanął w niedużej odległości od Ove, ale tak aby jej niczym nie obsypać.
- Powiedz... - zaczął, uważnie obserwując twarz przyjaciółki, jakby próbował z niej cokolwiek wyczytać. Poczuł ukłucie ekscytacji. - Mam teraz co najmniej trzy czy cztery dni zanim szkuner, na którym najczęściej pływam, ponownie ruszy w morze - powiedział, kładąc mocny nacisk na słowa "co" i "najmniej". Sam dokładnie nie był pewien kiedy znowu wypłynie. Chciał jednak większość tego czasu - jeśli nie cały - spędzić właśnie z nią. - Co ty na to żeby skoczyć do jakiegoś baru na jakiś dobry alkohol? Oczywiście ja stawiam.
Powoli, acz nieubłaganie, nadchodziła noc. Niedługo byłoby zbyt zimno aby siedzieć na plaży.
Skrzyżował ręce na szerokiej piersi, z typową dla siebie powagą i cierpliwością oczekując jej odpowiedzi. Miał szczerą nadzieję, że się zgodzi. Dość dawno już razem nigdzie nie byli, zwłaszcza na przysłowiowego drinka.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach