Ivar Falkørn 6PHGXqiC_o

Ivar Falkørn
• wolny strzelec •
Ivar Falkørn
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Żeglarz
https://kerch.forumpolish.com/t380-ivar-falkrn

Ivar Falkørn

24.06.21 18:20

Ivar Falkørn

ft. Joel Kinnaman

Ivar Falkørn ZaTAY9f

statystyki:

siła: 55
zwinność: 30
żywotność: 45
spostrzegawczość: 15
zręczność: 25
zrównoważenie: 30

Umiejętności:

* Fechtunek I
* Kartografia I
* Używanie broni palnej I
* Walka wręcz II
* Żegluga II

metryka:

Pochodzenie:
Fjerda.

Data urodzenia:
Szesnasty stycznia, 359 lat po powstaniu Fałdy Cienia.

Status majątkowy:
Średniozamożny.

Zawód, miejsce pracy:
Początkujący żeglarz w II Porcie. Uczy się fachu pod czujnym okiem bardziej doświadczonych żeglarzy, czasami niektórzy podszkalają go z odczytywania map. Póki co jego główne obowiązki mieszają się z tymi, które przypisuje się majtkom, to jest obsługa żagli, szorowanie pokładów czy pomoc podczas przygotowywania jedzenia. Bywa, że przenoszą go na inne jednostki, najczęściej jednak pływa na szkunerach. W wolnych chwilach usiłuje poduczyć się fachu gondoliera, jednakże nadal nie znalazł nauczyciela.

Opanowane języki:
Fjerdański (ojczysty), poza tym kercheński na poziomie zbliżonym do średniozaawansowanego. Próbuje uczyć się innych języków, jednak, póki co, bez większego efektu.

Wiara:
Jeśli ktoś spyta to odpowie, że Djel, aczkolwiek, obserwując otaczający go świat, zaczyna powątpiewać w istnienie jakichkolwiek bóstw.


BIOGRAFIA BOHATERA



To było bardzo dawno. Pamiętał jak śnieg zmienił barwę z oślepiającej bieli na szkarłatną czerwień. Chyba bolało. Bardzo mgliste wspomnienie. Czasami przyjaciele pytają co najwcześniej pamiętamy z życia. Można to nazwać właśnie taką migawką dawnej przeszłości.
Drzewa iglaste, w tej okolicy wiecznie zielone, kołysały się leniwie na delikatnym wietrze, przywodząc na myśl bujane krzesła, które tak uwielbiała jego babcia. Śnieg prószył powoli, bez pośpiechu opadając na otaczającą gospodarstwo roślinność, otulając okolicę białym puchem, który zwodniczo przywodził na myśl ciepłe futra białych niedźwiedzi.
Jego pierwsza zdobycz. Tryumfalne trofeum. Rzecz, która sprawiała, że w jakiś dziwny sposób stawał się nieco bardziej mężczyzną w oczach jego ojca.
Zawsze chciał mu zaimponować, odkąd tylko zaczął bardziej racjonalnie myśleć. Ale próżno doszukiwać się racjonalności w działaniach małego dziecka.
Bolało, to fakt, ale nie aż tak żeby przyćmiło radość ze zwycięstwa. Walka nie należała do łatwych dla ośmioletniego chłopca, pozbawionego broni porządniejszej niż wykradziony z szuflady kuchenny nożyk. Jednakże była zwycięska, nic innego nie miało wtedy znaczenia.
Trzymając w dłoni martwego pieśca, Ivar pełen dumy wkroczył do domu.

Odkąd pamiętał, wszystko, co robił, stanowiło próbę udowodnienia ojcu, że potrafi zadbać zarówno o siebie jak i ewentualną przyszłą rodzinę. Starał się polować, łowić ryby, trenować wojaczkę z kolegami i „wrogami”, ustanawiać swoją pozycję w kręgu znajomych czy nosić ciężkie rzeczy, ażeby odciążyć nieco matkę, która i tak miała mnóstwo roboty w domu. A to trzeba było coś uszyć, wyczyścić, ugotować, załatać dziury w ubraniu lub zająć się niesfornym jedynakiem.
Zawsze chciał mieć rodzeństwo, niestety nie było mu to dane.
Rodzice byli szalenie różni, jak ogień i woda. Tato – Kristian – swoimi kazaniami rozpalał ambicje i chęć do działania syna, zaś mama – Ingrid – stanowiła ukojenie w tej nieskończonej walce o respekt, tuląc do piersi zmarzniętą twarz czy podsuwając pod nos ciepłą, smaczną zupę, napawającą energią i grzejącą schłodzoną duszę młodego mężczyzny, na jakiego usilnie próbował się kreować. Po kolejnym surowym oświadczeniu ojca, że coś zrobił źle, gdy ponownie nie powstrzymał łez wstydu i rozgoryczenia, kiedy miał wrażenie, iż znowu coś sknocił, biegł wtedy do matki, wtulając mokre od łez policzki w jej brzuch, wypłakując całe dziecięce zażalenia na okrutny świat, w którym przyszło mu dorastać. Głaskała go wtedy po jasnych włosach, które sama co kilka tygodni przycinała, szepcząc kojące słowa dodające mu sił na dalsze próby i wyciszające kłębiące się w głowie wątpliwości. Dla niej zawsze był dzielny i silny. Choć w tak różny sposób, oboje rodzice kochali swojego syna i dawali mu tak dużo uwagi, troski, miłości i rzeczy materialnych, na ile tylko mogli sobie pozwolić.
Im bardziej go kochali tym trudniej było im znosić kolejne kaprysy i dziwaczne, mocno odstające od tradycji przyjętych w Fjerdzie, marzenia, które targały jego umysłem.
On także kochał, zarówno ich jak i swą ojczyznę, całym sobą, od zawsze. Cisza wypełniająca uszy, chłód przeszywający ciało, skrzypienie śniegu, trzeszczenie ognisk, miliardy błyszczących gwiazd na nocnym niebie, szelest kołysanych wiatrem drzew, mgiełkę oddechów... Jakby cały świat stał w miejscu, jedynie tworząc iluzję przemijania, którą burzył każdy, nawet najmniejszy, ruch. Surowe warunki skutej mrozem przyrody, hartującej ciało i ducha.
To było jego życie, codzienność, spokój i stałość. Wszystko i nic zarazem.
Prawdziwa wolność.
Jednak wciąż czegoś mu brakowało, ciągle chciał więcej. Chciwy umysł żądał bodźców, poszerzania wiedzy i horyzontów, poznawania tego okrutnego i pięknego zarazem świata jeszcze bardziej, mocniej, głębiej. Ciało krzyczało, jakoby uwięzione we własnych okowach.
Mimo miłości do Fjerdy, tej pięknej wolności, Ivar, w miarę dorastania, paradoksalnie czuł się coraz bardziej uwięziony, zamknięty w kole rutyny, która jednocześnie dawała poczucie bezpieczeństwa i wzmagała chęć ucieczki – odejścia w nieznane, poznania nieznanego i nowego.
Próbował tłumić te uczucia, wciąż starając się sprostać wymaganiom ojca.
Jednak zawsze wracały.

Któregoś dnia, kiedy słońce dopiero co wzleciało nad horyzont, młody blondyn wypadł z domu, pospiesznie zakładając na siebie kamizelkę, o którą zawsze była wojna z mamą. Przecież było mu ciepło, po co miał ją zakładać. W dłoni trzymał starą wędkę podarowaną przez tatę. Zamierzał upolować jakąś ogromną rybę, którą potem wspólnie ugotowaliby nad paleniskiem na obiad. Dowiedziałby się wtedy jakiego gatunku jest jego zdobycz a Ingrid oprawiłaby i przyprawiła ją najlepiej jak umiała. Na samą myśl usta młodzieńca wypełniła ślina, zaś w pustym brzuchu zabulgotało.
Nieoczekiwanie dostrzegł nieopodal dziewczynę o jasnych, błyszczących oczach i ponurym wyrazie twarzy. W jego wieku lub młodsza. Lepiła coś ze śniegu, chyba niedźwiedzia, widać jednak było, iż głowę zaprzątają jej ponure myśli. Kosmyki białych włosów opadały na kąsane mrozem policzki, dodając całej postaci nieco magicznej aury.
Ivar wiedział, że nieopodal mieszkają jacyś ludzie. Wszak wioska, w której się wychowywał, o melodyjnie brzmiącej nazwie Vildrite, nie była ogromna, toteż i wszyscy mieli mocną świadomość obecności jakichś sąsiadów. Co niektórzy znali każdego, kto mieszkał w promieniu kilku kilometrów. Także tato opowiadał o najbliższych mieszkańcach, kładąc nacisk na ich liczne potomstwo.
Bez wahania, z kompletnie neutralnym wyrazem twarzy, podszedł do nieznajomej, siadając bez pośpiechu w śniegu, nieopodal powstającej „rzeźby”.
Spojrzała na niego zaskoczona, przerywając lepienie.
- Cześć – powiedział.
Milczała, wbijając weń chłodne spojrzenie jasnych oczu. Nie mógł go rozszyfrować.
- Jestem Ivar. Chcesz iść ze mną na ryby? – spytał beztrosko.
Logiczne było dla niego, że skoro siedzi sama to pewnie jest smutna. Każdy zasługiwał na kolegę, zwłaszcza tak fajnego jak on.
Ponadto nie chciał żeby była smutna.
Bez słowa patrzyła nań ze zdziweniem. Wyrzuciła z dłoni śnieg, który zapewne miał posłużyć do budowania misia.
- Będzie fajnie. Umiem już łapać takie duże, czerwone – zachęcił. – Możemy też złapać dwie, to jedną weźmiesz dla mamy.
Nadal cisza. Blondyn zacisnął usta w niezadowoleniu.
- Jak sobie chcesz, ja idę – burknął, wstając.
Otrzepał spodnie ze śniegu i ruszył w kierunku jeziora, dziarsko zarzucając sobie na ramię wędkę.
Po chwili wahania dziewczynka wstała, pospiesznie i bez słowa truchtając za nim.
Tak zaczęła się jego przyjaźń z Ove Nerison.

Pory roku zdążyły kilkukrotnie zatoczyć koło, ryb w jeziorze przybyło, matka zaczęła regularnie (zwykle raz w miesiącu) podrózować do pobliskiego miasteczka Bakfjellene na handel, ojciec w końcu, jakimś cudem, naprawił komin, zbudował żonie proste sanie i znalazł stałe zatrudnienie jako cieśla (dostał nawet konia!). Z kolei dziecięca znajomość Ivara i Ove jedynie wzbierała na sile, zahaczając o granice relacji przywodącej na myśl tę łączącą brata z siostrą.
Już starszy blondyn, tak wiekiem jak i doświadczeniem, uwielbiał wędrować wraz z Ingrid. Oprócz oczywistej korzyści dla kobiety, jaką były silne ręce i plecy syna (będące w stanie unieść to, co by się nie zmieściło na saniach), oraz jego towarzystwo i ochrona, także nastolatek miał z tych wycieczek pewne benefity, o których ona nie miała pojęcia. Wszak poza straganami i sklepami istniała w Bakfjellene również skromna szkoła, a wraz z nią, równie skromna, pobliska księgarnia. Posiadając oszczędności, zarobione za pomoc rodzicom, Ivar mógł tam je spożytkować dla własnego użytku. Zainwestować w przyszłość, jak to ładnie określała pani Julie.
Z drugiej strony, „księgarnia” to za duże słowo. Książek mieli niewiele, więcej zaś rupieci, którymi można było wyposażyć dom, na przykład drewniane misy, ręcznie szyte poduszki czy żeliwne garnki.
Podczas gdy matka usilnie próbowała utargować jak najmniejszą cenę za kupno i największą za sprzedaż, jej syn, wraz z pomocą kolejnej niepozornej wymówki, wędrował na wschodnią część miasteczka aby odwiedzić miejscowy przybytek edukacji.
Wszystko to miało niepozorny początek, w sumie jak zawsze.
W trakcie jednej z pierwszych wycieczek do Bakfjellene całe otoczenie, co logiczne, było dla chłopaka zupełnie obce. Zwiedzając okolicę trafił ostatecznie do szkoły, wtedy jeszcze nie za bardzo wiedząc czym ona w ogóle jest. Na wejściu uderzyła go w nozdrza mieszanina kilku zapachów, jakby wędzonego mięsa i czegoś, czego nie potrafił zidentyfikować.
Z zaciekawieniem, zataczając powolne koła po przedsionku niedużego budynku, wzdłuż ściany, oglądał wiszące na niej wyblakłe obrazy. Na jednym dostrzegł coś niesamowicie dlań abstrakcyjnego – dziwaczny, zbudowany z drewna jakby... pojazd? Przecinał fale ogromnego jeziora.
Przez dobrych kilkanaście minut stał jak pieniek do rąbania drwa, wbijając zachwycone spojrzenie w namalowanego pokracznie szkunera.
Wtem usłyszał za sobą kroki. Podskoczył z przestrachem, szybko robiąc w miejscu obrót o 180 stopni i odruchowo kładąc rękę na rękojeści długiego i solidnego noża mysliwskiego, który przed podróżą ojciec przytwierdził mu do pasa w celu obrony przed zwierzętami.
Przed nim stała, niewiele wyższa od niego, dorosła kobieta, unosząc powoli ręce w pokojowym geście. Nie wyglądała na Fjerdankę. Mogła mieć na oko czterdzieści parę lat, jednak w jakiś niewytłumaczony sposób biło od niej doświadczenie, wzbudzając w blondynie mimowolny respekt.
Nieco spierzchnięte kąciki ust, widniejące na twarzy gęsto poznaczonej zmarszczkami, uniosły się delikatnie w łagodnym uśmiechu.
- Nie widziałam cię tu jeszcze, młodzieńcze - powiedziała z dziwnym akcentem. Miała ciepły, przyjemny ton głosu, lecz zapewne, gdyby tylko chciała, przekrzyczałaby najgłośniejszych wojaków. - Kim jesteś? – Utkwiła w nim czujne spojrzenie czarnych oczu. – Nie jesteś z Bakfjellene, prawda?
Chłopak opuścił ręce uznając, iż nieznajoma nie stanowi zagrożenia.
- Z mamą co jakiś czas przybywamy tu na handel - odparł zgodnie z prawdą. – Jesteśmy z Vildrite. Na imię mi Ivar – dodał z dumą, unosząc nieco głowę. Lubił swoje imię, poza tym zaczął mu wyrastać pierwszy, młodzieńczy, zarost, którym chętnie się chwalił.
- Vildrite! To dość daleko, nieprawdaż? – bardziej stwierdziła niż spytała.
- To nic, dajemy sobie radę. No i mamy konia i sanie. – Wzruszył ramionami.
Dziwne połączenie, jednak działało znakomicie.
Nastała krótka cisza. Bynajmniej niezręczna, dwoje ludzi obserwowało się nawzajem z zaciekawieniem.
- A pani to...? – spytał, unosząc lekko brwi w oczekiwaniu.
- Ah, gdzie moje maniery. Nazywam się Julie Solberg, jestem tu nauczycielką - przedstawiła się grzecznie, robiąc lekki ukłon.
- Pani nie jest z Fjerdy - również bardziej stwierdził niż spytał. Nie lubił owijać w bawełnę.
Ponownie delikatny uśmiech, po którym jednak spoważniała.
- To prawda – przyznała tylko.
Tym razem cisza była zdecydowanie niezręczna.
Kobieta wskazała obraz, który wcześniej oglądał.
- To żaglowiec, konkretnie szkuner. Pływają na morzach, najczęściej można je spotkać w kercheńskich portach – wyjaśniła. Niespiesznym krokiem podeszła do blondyna, stając naprzeciw obrazu i wbijając weń pełne melancholii spojrzenie. – Już bardzo długo żadnego nie widziałam.
Przeniosła wzrok na Ivara, który wyglądał tak, jak gdyby ktoś wygłosił mu inspirującą mowę w zupełnie obcym języku. Czuł wzbierającą ciekawość, ale... co ona właściwie powiedziała?
Julie zaśmiała się cicho.
- Kilka lat temu założyłam tę małą szkołę – zaczęła z niepewnością. – Było to szalenie trudne. Nie lubicie obcych, nie lubicie zmian i nie lubicie jak kobiety próbują robić coś ambitniejszego niż obiad. – Westchnęła głęboko. – Pasjonuje mnie Fjerda, jej mieszkańcy i przyroda, kocham też uczyć. Chciałam to połączyć.
Zrobiła ręką taki gest jakby chciała zaprezentować mu wnętrze budynku.
- Jednak, jeśli już nadejdą jakieś zmiany, jesteście w stanie świetnie się do nich dostosować. – Jej twarz ponownie ozdobił szczery uśmiech. – Nie zamierzałam się poddać i w końcu, ciężką pracą, udało mi się zdobyć nieco szacunku i uznania od mieszkańców. Tacy jak ty, młodzi i ambitni, chcą się uczyć, chcą poznawać nowe rzeczy, inne niż tylko polowanie i opieka nad domem. Co niektórych pragną na własne oczy zobaczyć cuda tego świata. - Wskazała ręką inny obraz, przedstawiający ulice jakiegoś obcego mu miejsca, po której wędrowali dziwnie ubrani ludzie.
Ivar milczał, z ogromnym zafascynowaniem słuchając tej niesamowitej i inspirującej opowieści. On także wierzył, że ciężką pracą i uporem można przenosić góry.
- To jak będzie? - spytała z uśmiechem, wyrywając go z zamyślenia.
- Słucham...? - wydukał zaskoczony.
- Chciałbyś dołączyć do skromnego grona moich uczniów? – zaproponowała.
- Ale... Moja mama... Nie wiem czy mnie stać... – wybąkał i spuścił głowę ze smutkiem.
Nie zgodziłaby się, to nie pozostawiało wątpliwości. Jego miejsce było w Vildrite, obok ojca. Z łukiem w ręce, wędką przy plecach, hełmem na głowie i pułapką pod pachą.
Kobieta milczała, rozważając coś wewnątrz swojego umysłu. W końcu przemówiła.
- Zrobimy tak – zaczęła. – Z każdą wizytą w Bakfjellene, jeśli tylko nie jesteś potrzebny matce, przychodź do mojej szkoły. Wykorzystamy każdą twoją wolną chwilę na naukę.
- Naukę czego?
- Na początek czytania i pisania, potem zobaczymy.
- A co z pieniędzmi? – spytał smutno.
To była świetna okazja żeby popchnąć nieco swoje życie w kierunku, który chciał obrać już dawno temu. Szansa jedna na milion, niepowtarzalna. Był gotów zrobić wszystko byle jej tylko nie stracić.
Julie uśmiechnęła się szeroko, stając przy drzwiach prowadzących ku pomieszczeniu obok i otwierając je. Widać było stojącą tam między innymi nietypową sztalugę oraz stół z wbitym weń nożem, zwodniczo podobnym do tych, którymi oprawia się zwierzynę.
- Naprawdę myślisz, że utrzymałabym się jedynie z edukacji? Mieszkam tu, pracuję i uczę.
Zamilkła na moment, wbijając nieobecne spojrzenie gdzieś w ścianę.
- Nie mogłabym brać pieniędzy za uczenie. Bo przede wszystkim nikt by mi tych pieniędzy nie zapłacił.

Gdy tylko była okazja, Ivar spędzał czas na czytaniu książek, które pożyczyła mu Julie, lub trenował wojaczkę. Jego głównym i zarazem ulubionym przeciwnikiem był Thomas, rok młodszy od niego chłopak z obrzeży Vildrite. Ten niezbyt rozgarnięty młodzieniec upodobał sobie dokuczanie Ove, toteż Ivar upodobał sobie dokuczanie jemu. Owy dzielnie bronił honoru i zębów, jednak na dłuższą metę nie miał żadnych szans.
Trudno się dziwić. Rodzina Thomasa, z pokolenia na pokolenie, zarabiała głównie łowiąc i sprzedając ryby oraz drobną zwierzynę, podczas gdy blondyn próbował dosłownie wszystkiego po kolei, opanowując przynajmniej podstawy danej umiejętności. Większość i tak mu się później nudziła, po czym popadała w zapomnienie.
Pewnie ostatecznie zostawiłby Thomasa w spokoj gdyby nie fakt, że Ove często na niego kurwiła.
Ivar próbował nauczyć ją czytać ale nie miał pojęcia jak to zrobić, a i ona sama zbyt chętna ku temu nie była. Wolała pobiec do lasu, postrzelać z łuku, upolować kolejnego ptaka czy kunę. Dostał od niej nawet pazur sokoła (tak przynajmniej powiedziała) na rzemyku, który sama splotła. Naszyjnik był trochę koślawy, dla blondyna stanowił jednak jedną z najcenniejszych na świecie rzeczy, która zawsze obecna jest na jego szyi.
Wierzył, że przynosi mu szczęście i pomyślność. I, chociaż wątpił w Bogów, to, paradoksalnie, ufał mocy wisiorka.
Kiedyś spytał Julie o Druskelle, pamiętając wzmiankę ojca na ich temat. Nauczycielka wiele mu opowiadała, co później on przekazywał przyjaciółce. Kristian nie lubił tej formacji, uważał, że to dzieci bawiące się w wojsko i rzucające złe światło na prawdziwych żołnierzy. Co się dziwić, dziadek Ivara był weteranem wojennym. Młody blondyn uwielbiał słuchać jego opowieści, nie podzielał jednak zdania taty na temat wilczych wojowników. Imponowali mu, zazdrościł im zwierzęcych kompanów i odwagi. Ove również podzielała zdanie przyjaciela.
Rodzice dziewczyny byli bardzo konserwatywni. Ivar początkowo rzadko przychodził do niej w odwiedziny, później przestał przychodzić w ogóle. Ojciec jasnowłosej nienawidził go. Nie musiał tego mówić, było to widać aż nazbyt dobrze przez jego grymasy twarzy czy drobne gesty. Z początku blondyn próbował jakoś zasłużyć na jego uznanie i sympatię. Problem jednak nie tkwił w nim, lecz w tym jak traktował Ove.
A traktował ją jak równą sobie: dzielną, odważną, wojowniczą, zdolną i zaradną kobietę, nie zaś, jak życzyłby sobie jej ojciec, prostą gospodynię domową. I jeszcze miał czelność uczyć ją jakichkolwiek rzeczy przeznaczonych jedynie mężczyznom. Skandal.
W końcu przestał próbować. Jedyna dobra rzecz, jaka wynikła z tych prób, to zdobycie nowego kolegi, mianowicie brata dziewczyny.
- Miej oko na moją siostrę albo połamię ci kości – zażartował kiedyś, co Ivar wziął sobie mocno do serca, traktując tę groźbę zupełnie poważnie.
W wolnych chwilach blondyn lubił też bawić się bronią dziadka. Znaczy, początkowo traktował to jako zabawę, później jednak, z pomocą niezastąpionej w takich robótkach Ove, budowali ze starych ubrań, śniegu i piasku kukły, na których trenowali walkę bronią białą, dziadkową lub stworzoną z patyków, kamieni i innych materiałów. Czasem sam Kristian poduczył coś syna, jeśli akurat przypomniał coś sobie z młodych lat, czego Ivar potem nie omieszkał pokazać przyjaciółce. Była jednak w tym znacznie lepsza od niego.
Czuł, że broń go ogranicza. Umiał z niej korzystać, wolał jednak siłę pięści, nóg i taktycznej głowy.
Nie sądził wtedy, że każda z tych umiejętności przyda mu się znacznie bardziej gdzie indziej niż w lasach Fjerdy.

Niedługo potem cały świat obrócił się do góry nogami, jak burta tonącego szkunera, które tak bardzo sobie upodobał. Pozornie spokojne wody życia, tak Ivara jak i Ove, wzburzył wicher zmian, przynosząc ze sobą sztorm i zatapiając statek zwany normalnością.
Bo czy normalne było, że na terenach jego pięknej ojczyzny ukrywała się nie jedna, a dwie grisze? Czy normalne było, że wypłynął, zostawiając za sobą wszystko, co kochał? Czy normalne było, że rodzice, wychowani z naciskiem na tradycję i obyczaje, nie protestowali gdy odchodził? Że próbowali go zrozumieć?
Jedna rzecz na pewno nie była normalna. Że jedna z tych grisz to właśnie Ove.
I to, że tak szybko był w stanie pogodzić się z tym faktem.


DODATKOWE



* Rzadko się goli. Uważa zarost za swoisty atrybut męskości;
* Ma sporo blizn na ciele, nabytych przez walki tak z ludźmi jak i zwierzętami;
* Uwielbia wszelkie owoce, najbardziej jabłka;
* Nie stroni od alkoholu, najczęściej namawiają go do niego inni żeglarze, przez co wyrobił sobie mocną głowę. Najbardziej lubi rum;
* Chciał wstąpić kiedyś do Druskelle, nie zrobił tego jednak przez wzgląd na Ove;
* Nie lubi hazardu, uważa go za rozrywkę dla naiwnych.


[ruletka]

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Re: Ivar Falkørn

24.06.21 22:28

Witamy w Ketterdamie*

twoja karta postaci została zaakceptowana

Rozpoczynając rozgrywkę pamiętaj, by nie przynosić noża na strzelaninę. W prezencie od Ghezena otrzymujesz wisiorek z pazurem sokoła z bonusem
+5 do spostrzegawczości
. Nie zapomnij o założeniu tematu z bagażem podręcznym. Spis rozwoju Twojej postaci znajdziesz w kolejnym poście w tym temacie - będziesz mógł zerknąć doń ilekroć zajdzie taka potrzeba. W razie wszelkich wątpliwości skontaktuj się z administracją.

Życzymy miłej zabawy!

*właśnie podpisałeś dożywotni kontrakt.
[ruletka]

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Re: Ivar Falkørn

24.06.21 22:31

Rozwój postaci

■ 24/06/21 — karta postaci została zaakceptowana i dopuszczona do gry. Otrzymanie wisiorka z pazurem sokoła z bonusem +5 do spostrzegawczości.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach