A room with a view, but no window | luty | Kai & Andrine 6PHGXqiC_o

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

A room with a view, but no window

Kai & Andrine



Cukierenka, 10.02.382 l. po Fałdzie



- To chyba nie jest cukiernia, co?
Ciemnowłosa dziewczyna, która prowadziła go długim, wyłożonym błękitną boazerią korytarzem, odwróciła się, by spojrzeć na niego ze zwątpieniem. Malowane na różano usta rozchyliły się lekko, a pomiędzy gęstymi brwiami dostrzegł pojedynczą zmarszczkę. Wpatrywali się tak w siebie dobrych kilka chwil, aż w końcu młoda buzia pracownicy rozjaśniła się w słodkim uśmiechu. Gdy zaniosła się chichotem, zawtórował jej, choć zdecydowanie nie bawiła go zaistniała sytuacja.
- Herr żartuje!
- Naturalnie!
Kłamał.
Kłamstwa, podobnie jak kiepskie żarty, były nieodłączną częścią osoby Kaia Drozdova. Stanowiły bowiem nie tylko sposób na zarobek, ale również na przetrwanie, łatwo było przecież uniknąć kuli, którą wystrzelono w stronę kogoś innego. Kogoś kogo nazwał swoim imieniem, podczas gdy on nosił inne.
A nosił ich już wiele.

Kogokolwiek musiał udawać teraz, był to ktoś, kto zjawił się w domu publicznym, a każdą taką osobą Kai gardził. Dziewczyna prowadząca go do pokoju w głębi korytarza mogła uznać jego pomyłkę za kawał rzucony przez rozbawionego chłopaka, ale samego Drozdova własna naiwność ścisnęła za gardło. Jak mógł być tak głupi? Gdyby dostawał choćby jedno kruge za każdym razem, gdy podobne pytanie wypadało przekleństwem z jego ust, dawno mógłby przestać pracować dla Haskella.
Tym razem jednak to nie tylko jego domniemana głupota stała za nieporozumieniem, ale również szczera, prosta nienawiść, uczucie znane mu tak doskonale, że jego wspomnienie przypominało zapachem dom. Kai nie chciał po prostu wierzyć w to, że ma do czynienia z takim miejscem. Wolał udawać, że nie istniało, nie miało prawa bytu, a każde okrucieństwo burdeli zatrzymywało się w murach Menażerii, którą zresztą spali pewnego dnia. Na popiół.
Słodki zapach wokół nie miał najwidoczniej źródła w ciastkach, a w perfumach, więc musiał zakryć na chwilę twarz rękawem białej koszuli, próbując ukryć obrzydzony grymas. Toffi i konfitura malinowa wżerała się w niego zaskakująco szybko, ale to ta mdląca woń lukrecji sprawiła, że zrobiło mu się słabo. Dziewczyna otworzyła drzwi, a potem odeszła, posyłając mu kolejny uśmiech. Nim zdążył zrobić coś głupiego - na przykład zawołać za nią, że dziękuje i życzy miłej nocy - zimny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa.
Był tu i ona była tu też - jasnowłosa i obca, otulona pudrowymi błękitami i koralikami ze zdobionego baldachimu. Pragnął załatwić sprawę szybko, nie patrzeć na nią nawet, a potem odejść z zamkniętymi oczami, powtarzając pod nosem ravkańśkie modlitwy, w które nie wierzył, ale które znał na pamięć. Musiał być jednak silny - to jedno, łatwe zadanie, nic wielkiego. Jak wytłumaczyłby Mauritsowi to, że w roztargnieniu uciekł z Cukierenki Lwów, a poza tym potknął się w progu?
- Jestem Kai - odezwał się więc, głosem zaskakująco pewnym i beztroskim. Szelmowski uśmiech i uniesiony podbródek nijak pasowały do paniki, która co jakiś czas targała znów jego oddechem. - Ty musisz być Lucretia i pewnie wiesz po co przyszedłem.
Odebrać obiecaną informacje o ostatnio przyniesionym tu obrazie, naturalnie. Cóż innego robiło się w miejscach takich jak to? No, poza więzieniem niewinnych dzieci i biciem niewolników do krwi.

Andrine Rundstrom
• zakontraktowany •
Andrine Rundstrom
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : pracownica cukierenki
https://kerch.forumpolish.com/t409-andrine-rundstrom#2116
Czasem nie dawałam wiary we własny pech. W końcu nie mając innego wyjścia zaczęłam go traktować jak mniej lubianego krewnego, który wpada w odwiedziny. Szkoda, że do mnie akurat tak często. Wiara w złą passę była łatwiejsza niż zaakceptowanie myśli, że to wszystko boska kara za moje grzechy; bo w to, że najpierw musi być w życiu pod górkę, by móc potem podziwiać zapierające dech w piersiach widoki, nie wierzyłam akurat wcale. Gdyby faktycznie tak było, ulice Ketterdamu roiły by się od kupieckiej czerni.
Tymczasem pławimy się jak niewolnicy gorszego sortu. Czasem w śmierdzącym rybami porcie, a czasem w trącącym mdłym zapachem lukrecji pokoju, wyłożonym sztucznym futrem. Nienawidziłam każdego cala tego pokoju, łącznie z samą sobą zamkniętą w nim na cztery spusty jak skarb, który chce się chronić przed światem. Tylko po to, by sprzedać go chętnym za odpowiednią sumę. Nie wiedziałam, jaka jest stawka. I tak nie widziałam tych pieniędzy na oczy.
Miałam reprezentować sobą wszystko to, co mężczyźni mieli cenić w Fjerdankach. Skromność, posłuszeństwo, ale i sumienną pracowitość. Za tajemniczym uśmiechem i spuszczonym na podłogę wzrokiem, kryłam zwykle odruch wymiotny. Chęć złapania kolejnego tej nocy klienta za gardło i wyduszenie z niego życia dokładnie tak, jak Cukierenka wyduszała je ze mnie. Pragnienie wbicia mu pod mostek sztyletu i obserwowania, jak szkarłat jego krwi skapuje na ten pieprzony, paskudny, idealnie biały dywan.
Zabiliby mnie za to, a ja nie miałabym żalu.
Nie zrobiłam jednak nigdy żadnej z tych rzeczy. Nie miałam odwagi. To zabawne, jak kurczowe trzymanie się życia, jakie by ono nie było, zwyciężało za każdym razem ilekroć moja wytrzymałość była wystawiana na próbę. Tak, jak wczoraj; wynik nierównego, jednostronnego starcia z klientem pysznił się od rana pod moim okiem. Wstając rano i widząc fioletowy siniec odcinający się na bladości skóry pomyślałam, że może dzięki temu odpuszczą mi dzisiejszy dzień.
Zdecydowanie powinnam przestać być taka naiwna.
Nie zdążono załatwić formatora, przez co musiała mi wystarczyć warstwa pudru i komfortowy półmrok mojego pokoju. Pozostawało liczyć, że dzisiejsi klienci nie zwrócą uwagi na fiolet przebijający się przez lepki specyfik. Ewentualnej reklamacji musiałabym wysłuchać osobiście, a to było ostatnie na co miałam ochotę dzisiejszej nocy.
Minęła dłuższa chwila, nim tańczące na suficie światła mające imitować zorzę umożliwiły mi przyjrzenie się dzisiejszemu oprawcy. Wysoki, szczupły, na oko mój rówieśnik, naznaczony urodą Shu Hanu. Ta o niczym jednak nie świadczyła. Mógł być każdym i mógł być nikim.
- Kai - powtórzyłam za nim, przechylając głowę w bok. Srebrne pukle opadły na odkryte ramię, łaskocząc mnie w skórę. Taki pewny siebie i taki uśmiechnięty; wcale nie musiał tu przychodzić.
Jakże go w tej chwili znienawidziłam.
Przywołałam na twarz urokliwy jak mi się zdawało uśmiech, jakbym naprawdę cieszyła się, że przyszedł.
- Oczywiście. Nie musisz nic mówić - podniosłam w górę dłoń, jakbym chciała uspokoić niebyłe wątpliwości. Wstałam z łóżka, odgarniając dłonią materiał baldachimu, błyskając przy tym nagą skórą ud; niby przypadkiem, choć przecież całkowicie specjalnie, ale nie mógł o tym wiedzieć. Nigdy nie wiedzieli. Jedwab tańczył wokół mojej sylwetki jak delikatna mgiełka. To na tym starałam się skupić; nie na pragnieniu wyłupienia mu oczu.
Podeszłam bliżej. Kładąc mu dłoń na ramieniu wskazałam łóżko.
- Rozgość się.

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov
Dziwne i niepokojące uczucie - krew zwalniająca w żyłach, słabnące bicie serca, wzrok wyostrzający krawędzie. Strach. Ten strach pachniał Lukrecją i przybierał formy drapowanych jedwabi. Kiedy ojciec zabierał ich z Menażerii, owinął Mai w jedwabną chustę matki. Nie miała nic wspólnego z Shu Han, malowane na niej ptaki były jedynie wyobrażeniem Ketterdamu o świecie za morzem.
Nietrudno było zauważyć, że także miejsce, w którym teraz utknął było jedynie wyobrażeniem o zimnie i surowości Fjerdy. Nie tylko - było również smutnym wyobrażeniem o miłości i o pięknie, za które płaci się kruge i własnym człowieczeństwem. Tym była kiedyś jego matka i tym miał być on. Tym była dziewczyna siedząca na łóżku.
Odezwała się do niego, a jej głos wydał mu się chłodny chociaż gładki i śpiewny. Jego imię brzmiało zupełnie obco, nieprzyjemnie i niewłaściwie w jej ustach. Imię które dostał przypadkowo, który nadano mu w miejscu takim jak to, bo było proste, krótkie i łatwe do napisania. Nie miało w zasadzie znaczenia wtedy, skoro chciano je zamienić na nazwę jakiegoś ptaka gdy tylko skończył trzynaście, może czternaście lat. I ona na pewno nie miała na imię Lucretia.
- Ja… - chciał coś powiedzieć, ale słowa splatały się na języku i nigdy miały nie wybrzmieć. Nie musiał niczego mówić. Powinien był już dawno domyślić się, ze teraz było idealnym czasem na wytłumaczenia, myślało mu się jednak trudniej niż zwykle, a otaczające go ściany pchały się na niego, jakby pragnęły go udusić. Cały świat chciał go zgnieść. Pokój, meble, te okropne dywany, słodki zapach dziewczyny, która uśmiechała się do niego za miło. Jego uśmiech zniknął, piegowata twarz stała się zaskakująco poważna. Rzadko spotykany widok, wyglądał doroślej  gdy się nie uśmiechał.
Ręka na ramieniu parzyła, wiec odsunął się gwałtownie, niczym rażony płomieniem. Niechętnie usiadł na łóżku i chwile jeszcze przyglądał się baldachimowi pełnemu drobnych koralików, jakby pragnął odwrócić swoją uwagę od świata wokół. Od dziewczyny, której prawdziwego imienia nie znał i świadomość ta wyżerała go od środka. Jego wzrok powoli wrócił do niej, nie było w tym wzroku jednak niczego poza czystym zainteresowaniem. Była młoda, może w jego wieku, bardzo ładna i przypominała mu polarnego lisa ze swoimi jasnymi włosami i błyszczącymi oczami. Zimne piękno dziewczyny z północy, wyobrażenie o Fjerdzie. W Ketterdamie tylko bogaci i martwi mogli być wolni, ale były te gorsze i lepsze rodzaje niewoli. Kai miał szczęście - tak myślał, w to chciał wierzyć. Miał szczęście gdy ojciec zabierał go z piekła podobnego do tego, w którym znajdował się teraz. Miał szczęście, bo nie musiał cierpieć i płakać, nie z tego powodu. Nie dlatego, że ludzie mogli robić z tobą co chcieli za marne pieniądze. Choć nadal bał się cieni ze ślepych uliczek, teraz mógł przed nimi uciekać.
W pokoju takim jak ten nie było gdzie uciekać.
Nie było nawet gdzie się schować.
- Jak masz…jak masz na imię? Tak naprawdę - powiedział w końcu, a gdy tylko słowa wybrzmiały, zapragnął ugryźć się w język i schować pod poduszki. - Nie musisz mówić jeżeli nie chcesz.
Obraz.
Powinien zapytać o obraz.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach