- Mistrz Gry• konto specjalne •
- Stanowisko : Mistrz Gry
Pod Kocią Łapą
Bar prowadzony przez żonę kapitana jednego z kercheńskich statków handlowych. Przejezdnych może trochę dziwić nazwa baru. Bo skoro mąż pływa po dalekich wodach, to czemu nie nadano knajpie nazwy nawiązującej do morza? Wystarczy jednak wskazać im stadko kotów zawsze kręcących się nieopodal budynku, by zrozumieli skąd pomysł na nazwę. Sama właścicielka twierdzi, że ma zbyt miękkie serce, by pozwolić biednym, bezpańskim futrzakom włóczyć się po ulicach o pustych brzuchach, dlatego dokarmia je resztkami ze swojej kuchni. Bar oferuje tradycyjny, niedrogi alkohol, chociaż rządni nowych wrażeń znajdą tu i coś dla siebie. Mąż kobiety lubi bowiem eksperymentować z trunkami i podczas którejś z morskich wypraw wymyślił przepis na trunek będący mieszanką ravkańskiego kvasu, likieru i rumu. Zdaniem stałych bywalców baru: da się to nawet wypić. Pod Kocią Łapą oferuje także coś na ząb. Wyjątkowo poleca się własnoręcznie przyrządzaną przez właścicielkę potrawkę z gotowanego mięsa w sosie warzywnym. Niektórzy uważają, że mięso ma dziwny smak i podejrzewają, że któryś z bardziej podtuczonych mruczków wylądował w garze, ale to tylko takie... złośliwe plotki rozsiewane przez zazdrosną konkurencję. Bar jest zadbany, we wnętrzu przeważają elementy z ciemnego drzewa i kamienia. Widać, że ktoś dba o ten przybytek.
Pobyt w Ketterdam źle na nią wpływał. Wciąż nie przepadała za tubylcami, gęstą i lepką mgłą czy smrodem roztaczającym się nad większą częścią miasta. Były to cechy, do których pewnie nigdy się nie przyzwyczai. Chociaż trzeba było przyznać, że Alya wcale się nie starała. Dni, tygodnie, miesiące mijały, a ona wciąż nie rozpakowała walizki. Miała wielką nadzieję, że Zmrocz pośle po nich do domu, do Ravki. Codziennie czekało na nią to samo rozczarowanie i ta sama szara rzeczywistość. Jej serce biło szybciej, kiedy dostarczano świeżutką pocztę dla ambasadora. Niestety obecny ambasador widocznie dobrze spisywał się na swoim stanowisku i Ravka póki co nie zamierzała wzywać go do swojej ojczyzny.
Pod Kocią Łapką było raczej pustawe o tej godzinie. Słońce wciąż próbowało przebijania przez gęste chmury wydobywające się z pobliskich kominów.
Jeszcze ze dwie, trzy godzinki, a to miejsce zamieni się w zlot przeróżnych ludzi. Alya siedziała na uboczu przy jednym z dwuosobowych stolików. Czekała na brata, który chyba trochę się spóźniał. Nie, żeby jej to jakoś przeszkadzało. Sama przyszła za wcześnie. Potrzebowała drinka przed ich rozmową. Kiedy się umówili jego ton wskazywał na naganę. Dziewczyna nie była pewna czego się spodziewać, dlatego zaczęła od whiskey z lodem. Teraz siedziała już z drugą szklanką sącząc ją powoli. Kiedy nauczyła się tak dużo pić? Był to chleb powszedni w tym mieście. Musiała się jakoś dostosować. Nawet nie ubrała swojej kefty. Nie chciała przecież za bardzo rzucać się w oczy. Koszulka, spodnie i cienki, czarny płaszcz w zupełności wystarczyły.
Pod Kocią Łapą ogólnie robiło na nim dobre wrażenie. Nie była to żadna mordownia, w której stoliki kleiły się od brudu, śmierdziało potem i rozlanym alkoholem, zaś przechodzący obok człowiek mógł wyrzygać się na twoje ubranie. Podłoga była schludnie umyta. Po kątach nie walały się butelki. Powietrze wypełniał zapach świeżo ciętego, suchego drzewa. Bar świecił pustkami. Poza siedzącym w pobliżu wejścia i topiącym swoje smutki w alkoholu mężczyzną, nie było praktycznie nikogo. Nikogo poza jego siostrą. Ten stan rzeczy wkrótce miał się zmienić. Kiedy zaczną schodzić się ludzie, pomieszczenie wypełni się gwarem i zwykłym ruchem. Póki co można było nacieszyć się pustą salą i spokojem. Pozdrowił właścicielkę baru, która szykowała się wraz z pomocnikami do przyrządzania nowej porcji swojej słynnej potrawki, a jednocześnie próbowała mieć na oku cały przybytek. Bez pośpiechu ściągnął rękawiczki z miękkiej skóry i skierował się w stronę stolika zajętego przez Alyę.
- Nie za wcześnie na taką rozrywkę? – wskazał na popijane przez nią whisky. Nie spuszczając z siostry wzroku usiadł na krześle. Już wolał zobaczyć ją bawiącą się z kotami niż wlewającą w siebie trunki. Zwłaszcza, że tak jak powiedział, pora była za wczesna na picie. Jeśli nie chciała zmienić się w jednego z tych pijaczków, wstających i kładących się spać w nietrzeźwym stanie, powinna odpuścić sobie parę kolejek. Zachowywał się jak starszy, nadopiekuńczy brat, ponieważ był starszym, momentami nadopiekuńczym bratem. Może spotkanie w barze nie było najlepszym pomysłem.
- Spotkałem pod drzwiami twojego pupila. Chyba dorwał jakiegoś szczura. Nie wiem. Zwiał zanim zdążyłem się przyjrzeć – powiedział, jakby wtrącenie w rozmowę wątku o kocie miało odwrócić uwagę Alyi zawartej we wcześniejszym pytaniu lekkiej krytyki. Załagodzić wrażenie, że miał do niej o coś pretensje. Nie miał pretensji. Zwyczajnie trochę się o nią martwił.
Minuty mijały, ale Alyi wcale się nie nudziło. Fajnie było posiedzieć trochę bez celu. Nie musieć ciągle być na baczności i uważać na otoczenie. Praca ochroniarza była wymagająca, jednak nigdy na nią nie marudziła. Zadanie jak każde inne. Alya bardzo poważnie podchodziła do swojej pracy, nawet jeśli nie była z niej specjalnie zadowolona. Jednak przyjęła wolne popołudnie z ulgą. Nie zamierzała marnować czasu na siedzenie w domu. Tam pewnie zostałaby pożarta żywcem przez negatywne myśli i wspomnienia. Coraz łatwiej było ją wprowadzić w pesymistyczny humor. Nowa sytuacja trochę ją przerastała i miała widoczne problemy z zaaklimatyzowaniem się. Na szczęście nie była całkiem sama, oprócz armii kotów na dworze, posiadała jeszcze brata.
W końcu drzwi do baru otworzyły się na oścież i wszedł przez nie Alexei. Alya od razu uniosła rękę do góry i mu pomachała. oczywiście nie było możliwości, żeby ją przeoczył, byli w barze praktycznie sami. Jego widok bardzo ją ucieszył. Dawno nie mieli czasu, żeby swobodnie porozmawiać o czymś innym, niż obowiązki.
Słysząc jego komentarz posłała mu nieco krzywy uśmiech. Nie zamierzała się sprzeczać, oczywiście miał rację. Kiedy tak bardzo się rozpiła? Przytaknęła jedynie głową, rzeczywiście było za wcześnie. Dziewczyna była skłonna do wszelkich używek i złych nawyków. Niestety nie miała dużego samozaparcia i silnej woli.
- To miasto źle na mnie wpływa - odparła podsuwając w pół pełną szklankę w jego stronę, gdyby może zdecydował się napić. Postanowiła przemilczeć fakt, że była to już jej druga pod rząd. - Jak minął dzień?
Nie czuła się w żaden sposób urażona i jeśli zawarł w swoim zdaniu krytykę, w ogóle tego nie zauważyła. Zwłaszcza, że ciężko było jej się z nim nie zgodzić. Podciągnęła jedną nogę na krzesło opierając brodę na kolanie, a druga zwisała w dół. Wygodna pozycja godna prawdziwej damy. Zaśmiała się pod nosem słysząc jego uwagę o kotach. Jak dobrze ją znał? Zbyt dobrze.
- Może go ukradniemy? - Zażartowała śmiejąc się cicho. Mówiła pół żartem, pół serio, z nią nigdy do końca nie było wiadomo. Nie miała skrupułów w przywłaszczeniu sobie czegokolwiek, jeśli bardzo tego chciała. Alexei był jej głosem rozsądku, własnego nie posiadała.
- Słyszałeś kto nas odwiedził w ambasadzie kiedy Ciebie nie było? - Zagadnęła krzywiąc się z niesmakiem - asystent ambasadora Fjerdy - wypluła z siebie na samo wspomnienie o zimnym jak lód mężczyźnie, który okropnie zagrał jej na nerwach. Samo wspomnienie przyprawiało ją o dreszcz na plecach. - Ja to zawsze mam pecha - dodała marszcząc zgrabny nosek. Miała wrażenie, że jeśli w ambasadzie działy się jakieś krzywe akcje, zawsze ona była wtedy obecna. Kłopoty trzymały się jej jak niestrawność po zjedzeniu czegoś na szybko w Pokrywce.
Czy żałował, że przyszło mu zamieszkać w takim mieście? Trudno powiedzieć. Ketterdam wzbudzał w nim mieszane uczucia. Gdy był młodszy, oglądał razem z Kirą mapy na których nakreślono obce kraje i miasta. W prawdzie nie mówił o tym głośno, ale niekiedy zastanawiał się, jakby to było zobaczyć te wyrysowane na papierze krainy na własne oczy. Naiwnie wierzył, że wojna wkrótce dobiegnie się skończy. Przeklęta Fałda zniknie jak zły sen. Druga Armia przestanie być tak potrzebna Ravce, a on będzie mógł zająć się czymś innym niż wojowanie. Podróżowanie wydawało się miłą od tego odmianą. Fjerda i Shu Han raczej nie wchodziły w grę w jego podróżniczych planach, ale były jeszcze inne krainy.
Wojna po latach wyleczyła go z łatwowierności, chociaż nie zdołała całkowicie zabić ciekawości świata. Był ciekaw miasta do którego płynął na pokładzie statku. Miał o nim swoje pewne wyobrażenia, które nie do końca pokrywały się z prawdą. Nie było tak piękne, jak sobie wyobrażał. Życie w nim dalekie było od ideałów. Co nie znaczy, że nie miało swoich pozytywnych stron. Przynajmniej znalazł się daleko od wojny. Zobaczył, jak żyli ludzie spoza Ravki. Tęsknić, owszem tęsknił za domem. Brakowało mu przyjaciół z pułku, szumu ravkańskich lasów i pól, muzyki, śmiechu, opowieści, znajomych widoków. Był w stanie zrozumieć, co czuła siostra. Doskonale rozumiał jej tęsknotę. Nic jednak nie powiedział. Milczenie potrafiło zastąpić wiele słów. Alya była jego bliźniaczką i jako bliźniaczka zapewne wyczuwała zrozumienie, które kryło się za milczeniem.
Oparł policzek na uniesionej dłoni. Zadumał się nieco. Powinien bardziej zatroszczyć się o Alyę. Namówić ją na spacer brzegiem morza. Zabrać do któregoś z egzotycznych ogrodów. Wybrać się z nią do muzeum. Podobno w muzeum było co oglądać. W mieście można było robić wiele rzeczy poza piciem w samotności.
– Cudownie – powiedział z lekką przekorą w głosie – Wraz z ambasadorem odwiedziłem posiadłość Boregów. Niemal przez całą naszą wizytę stary Boreg przechwalał się swoimi burakami cukrowymi i paplał o cukrze. Z chęcią zaproponowałby Ravce korzystniejszą ofertę sprzedaży cukru, ale wiadomo, że przeprawa przez Fałdę niesie ze sobą duże ryzyko, stąd te koszty. A on jest tylko biednym człowiekiem, który musi wykarmić rodzinę. Podyskutował sobie z ambasadorem, a na koniec zaprosił go na filiżankę przesłodzonej herbaty i ciastka z cukrem. Od samego ich widoku bolą zęby.
Jeszcze przed odwiedzinami u Boregów docierały do niego pogłoski, że głowa rodu ma problemy z próchnicą i własną tuszą. Podczas pobytu w rezydencji przekonał się, że w tych historyjkach nie było zbytniej przesady. Boreg był otyły a jego zęby nie wyglądały najlepiej. Ewidentnie nie przeszkadzało mu to w zajadaniu się ciastkami i popijaniu obrzydliwe słodkiej herbaty. Alexei był niezmiernie szczęśliwy, że nie zaproponowano mu żadnego poczęstunku. Obserwowanie pożerającego ciastka i narzekającego pomiędzy jednym a drugim kęsem Borega całkowicie mu wystarczało. Jedzenie słodkości w jego towarzystwie i wysłuchiwanie, jakich ma leniwych pracowników oraz jak bardzo pozostali radni zazdroszczą mu sukcesów - to było za wiele nawet na jego cierpliwość. Słysząc śmiech siostry uniósł kąciki ust do łagodnego uśmiechu.
– Złamalibyśmy serce tej dobrej kobiecie – zerknął w kierunku właścicielki baru, która w dalszym ciągu dyrygowała swoimi pomagierami – Poza tym ten kocur może mieć już swoją kocią rodzinę. Okrucieństwem byłoby rozdzielać go z żoną - kocicą i gromadką kociaków.
Rudy kot może i miał jakieś potomstwo, ale najprawdopodobniej obchodziło go ono tyle, co zeżarte zeszłego ranka odpadki. Koty chadzały własnymi drogami, pozostawiając samicom wychowywanie młodych. Alyi nie przeszkodziłoby to w poszukiwaniu kociej rodziny. Gdyby mogła zgarnęłaby nie tylko rudego, ale również jego "żonę" i dzieci. Nie miał co do tego wątpliwości. Tak jak i nie poddawał w wątpliwość tego, że pozwoliłaby zamieszkać u siebie wszystkich kotom z Ketterdamu. Całe szczęście, że słuchała swojego głosu rozsądku.
Wiadomość o pojawieniu się w placówce dyplomatycznej Ravki kogoś z ambasady Fjerdy sprawiła, że przez jego twarz przemknął cień zdumienia. Wizyty pracowników ambasad różnych nacji same w sobie nie były niczym nowym ani zaskakującym. Takie placówki istniały między innymi po to, by reprezentanci krajów łatwiej mogli się ze sobą kontaktować. Biorąc pod uwagę, że Ravka i Fjerda prowadziły między sobą wojnę, przybycie "poselstwa" od wroga budziło większe emocje. Skłaniało do zastanowienia czy taka wizyta poprawi czy pogorszy i tak kiepskie relacje między dwoma państwami.
– Wręcz przeciwnie, siostrzyczko. Nie wiesz ile masz szczęścia nie musząc słuchać bajdurzeń zarozumiałych kupców – przechylił się nad stołem i dał leciutkiego pstryczka w ten jej zgrabny nosek – Zaszczycił nas swoją obecnością Pan Ważny Asystent? – zaglądał siostrze w oczy, podczas gdy jego uśmiech stał się szerszy, bardziej niesforny, a zarazem kryjący w sobie nutę jakieś drapieżności - Domyślasz się czego mógł chcieć?
Spotkanie z asystentem fjerdańskiego ambasadora uczyniłoby jego dzień bardziej interesującym. To byłoby lepsze od przebywania w otoczeniu przemądrzałych kupców. Reakcja Alyi przy wspomnieniu asystenta sugerowała, że nie zapałała do niego sympatią, no ale czego innego można było się spodziewać? Niechęć do Fjerdańczyków wśród ravkańskich griszów była wręcz czymś normalnym i pożądanym. Alexei na tą chwilę był przede wszystkim zaintrygowany. Zastanawiał się czy odwiedziny asystenta miały coś wspólnego z krążącymi ostatnio po mieście plotkami.
Było jej zdecydowanie łatwiej, kiedy miała brata u swojego boku. W jego towarzystwie musiała się lepiej zachowywać. Przywiązywała wagę do tego co o niej myślał. Był chyba jedyną osobą na świecie, której wolno było zwracać jej uwagę i ją oceniać. Każdemu innemu rzuciłaby się do gardła.
Widząc jego zatroskaną minę znów miała ochotę sięgnąć po szklankę z trunkiem, jednak tego nie zrobiła. W zamian za to zaśmiała się szczerze starając się obrócić wszystko w żart. Nie chciała wyjść na rasową marudę.
- Przesadzam jak zawsze - dodała z uśmiechem zamieniając się w słuch. Wolała dowiedzieć się co ciekawego porabiał Alexei.
Słysząc opowieści o cukrze zaśmiała się pod nosem. Nie miała okazji poznać starego Borega, jednak wcale jej się do tego spotkania nie spieszyło. Widocznie był dokładnie taki jak go sobie wyobrażała. Gruby, marudny i wiecznie niezadowolony.
- Przynajmniej mieliście ciastka - skwitowała rozsiadając się wygodniej na krześle. Na wzmiankę o kotkach spoważniała i nachyliła się do brata, jak gdyby miała mu zdradzić wielki sekret. Wiadomo przecież, że kotki były dla niej bardzo ważne.
- Zabierzemy je wszystkie - wyszeptała spoglądając ukradkiem na właścicielkę, jak gdyby pilnowała czy ta jej nie usłyszy. Chyba uprzedziła jego przemyślenia. Znał ją doskonale. Nie byłoby dla niej problemem adoptowanie ich wszystkich. Zdecydowanie posiadała większe serce w stosunku do zwierząt niż ludzi. Oczywiście żartowała. Posiadanie pupila domowego wiązało się z obowiązkami, na które Alya zwyczajnie nie miała czasu. Nie mogła przecież zabierać kociej rodzinki ze sobą do pracy. No chyba, że stary ambasador lubił zwierzątka domowe...
Dostając pstryczka w nos parsknęła cicho z udawanym gniewem i zasłoniła nosek dłońmi, jak gdyby bardzo ją bolało. Westchnęła teatralnie, dla Alexeia zawsze będzie bezbronną, młodszą siostrą. Ciekawe czy też tak o niej myślał, kiedy znęcała się nad dziećmi sąsiada w dzieciństwie. Wtedy nie kryła się tak bardzo ze swoimi zapędami, Była przecież tylko dzieckiem, dużo trudniej było jej się kontrolować. Alexei zawsze był przy niej, nigdy jej nie porzuciło mimo, że tak na prawdę była jego kulą u nogi.
Kiedy spojrzał jej w oczy na wzmiankę o asystencie o dziwo odwróciła wzrok. Rzadkość? Prychnęła tylko z udawaną odrazą. Miała na ten temat mieszane uczucia, co bardzo wytrącało ją z równowagi.
- Leif Blomstedt - przedstawiła pana asystenta specjalnie wymawiając jego imię z ravkańskim akcentem. - Typowy Fjerdeńczyk - dodała jak gdyby była to jakaś forma obelgi i przewróciła oczami. Po chwili odzyskała rezon i wróciła do spoglądania na brata. Sama nie wiedziała dlaczego nagle poczuła się taka niepewna. Spotkanie z potencjalnym wrogiem, któremu nie mogła wysadzić wnętrzności (dosłownie) było traumatycznym przeżyciem. Na polu bitwy nie zastanawiałaby się dwa razy, tutaj musiała nawet silić się na grzeczności.
- Przyniósł jakieś papiery, Michail się nim zajął - dokończyła wzruszając ramionami. Nie byłą zbytnio zainteresowana polityką, wykonywała jedynie swoje obowiązki. Obowiązki, jakie zlecił im po części Zmrocz i tylko i wyłącznie dlatego nie zamierzała ich kwestionować.
- Sponsored content