- Mistrz Gry• konto specjalne •
- Stanowisko : Mistrz Gry
Dom Białej Róży
Biała Róża uchodzi za jeden z najbardziej luksusowych domów publicznych przy Zachodniej Klepce. Budynek, w którym się mieści posiada własną przystań, zaś lśniąca fasada z białego kamienia bardziej upodabnia go do rezydencji kupca niż zamtuzu. Ze skrzynek pod oknami zawsze wyrastają białe róże, rozsiewając dookoła gęstą i słodką woń. Intensywny zapach kwiatów czuć także w salonie. Przebywający tutaj goście mogą przysiąść na wygodnych kanapach i poczęstować się białym winem oraz waniliowymi ciasteczkami nasączonymi likierem migdałowym. Obok eleganckich mebli w kolorze kości słoniowej stoją duże alabastrowe wazony wypełnione białymi różami. Wśród kobiet i mężczyzn pracujących w tym przybytku panuje zwyczaj noszenia masek i woalek, aczkolwiek niektórzy wolą pokazać się klientom z odsłoniętą twarzą.
Prosto z portu, zaraz po przekazaniu rozładunku swojemu zaufanemu pierwszemu oficerowi, skierował kroki do Białej Róży. Za każdym razem zapominał się zapowiedzieć, ale po niemal roku znajomości Dorian powinien zdążyć się przyzwyczaić. Zwłaszcza, że Laderic nie był pierwszym lepszym klientem, który po prostu wpadał się rozerwać. Rozsmakowywał się w każdej jednej nocy, którą mógł celebrować jak dobre wino. Jakkolwiek szalenie mogłoby to brzmieć, najlepiej mu się odpoczywało w Białej Róży, delektując się spokojem i brakiem jakiejkolwiek powinności. Tego wieczora miał dokładnie takie same plany jak niemal każdej pierwszej nocy zaraz po zejściu z pokładu.
Bycie stałym bywalcem miało te plusy, że nikt go nie nagabywał, nikt mu nie wciskał jędrnych i młodych dziewcząt lub chłopców. Zamiast tego prowadzono go do znajomego pokoju na najwyższej kondygnacji (w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży). Dziewczyna zabrała płaszcz i odwiesiła od razu na zdobiony kwiatowymi ornamentami wieszak. Zaproponowała jak zwykle alkohol, coś do jedzenie i poprosiła o cierpliwość, by mogła w międzyczasie znaleźć i zawiadomić Doriana. Nie przeszkadzało mu, gdy został sam ze swoimi myślami zatopiony w stosie miękkich poduszek. Zmrużył lekko oczy i pozwolił sobie odpłynąć.
Swoją pracę lubił. Oczywiście wielu osobom praca w burdelach mogłaby wydawać się gorsząca, z początku Dorian też tak uważał, niemniej jednak szybko zmienił zdanie. Potrzeby natury fizycznej były tak samo konieczne, jak jedzenie czy picie, a seks nie był nieprzyjemny. Dało się do takiego życia przyzwyczaić. Praca w Białej Róży okazała się również niesamowicie dobrym posunięciem, bo poza zwykłą klientelą, odwiedzali Doriana ludzie wysoko postawieni w ketterdamskiej hierarchii, którzy mogli (i często tak robili) dzielić się z chłopakiem ciekawymi informacjami. I chociaż Dorian za znaczną większością swoich klientów nie przepadał, to zdarzali się tacy, z którymi lubił się widywać.
Laderic był właśnie jedną z osób, z którymi spotkania, Dorian traktował jako przyjemność. Dlatego też, gdy dostał informację, że mężczyzna pojawił się w Białej Róży, zaczął przygotowywać się do spotkania. Oczywiście tradycyjnie pozwolił na siebie czekać. Skoro fjerdańczyk pojawił się bez uprzedzenia, to musiał liczyć się z dłuższym oczekiwaniem. W końcu jednak pojawił się przed drzwiami do odpowiedniego pokoju. W ręku, oprócz swojej maski, ściskał również butelkę białego wina oraz tackę ciastek, którą udało mu się podkraść z salonu.
– Śmierdzisz portem – powiedział, przestępując próg pokoju. Nie ma to jak wymiana uszczypliwości na samym początku. Nie robił tego jednak by być złośliwym. Lubił się drażnić z klientami, ale Laderick miał to szczęście, że był jednym (i jedynym fjerdańczykiem) z tych, których Dorian szczerze lubił. – Aż tak nie mogłeś się doczekać spotkania ze mną, że nie przebrałeś się? – zapytał, odstawiając przyniesione rzeczy na jeden ze stojących w pokoju stolików. W końcu odwrócił się i spojrzał na mężczyznę.
– Wiem jak bardzo lubisz nasze wspólne kąpiele. – puścił mu oczko unosząc w tym samym czasie kącik ust w szelmowskim uśmiechu. – Przecież nie mógłbym Ci tego odmówić. – po części to również była część ich małego rytuału. Laderic faktycznie lubił od razu po zejściu ze statku udać się prosto do Białej Róży, niekoniecznie przejmując się tym w jakim jest stanie. Czasem bywał względnie świeży, czasem potrzebował skrócenia za długiej brody, a bywało też tak, że Dorian zmywał z niego krew jakiś nieszczęśników. Lubił moczyć się w ciepłej balii z pachnącymi ziołami, szelest miękkich ręczników i natłuszczające olejki, które usilnie starały się wypielęgnować jego sfatygowaną skórę.
– Sięgnij do lewej wewnętrznej kieszeni mojego płaszcza. Zapomniałem coś wyciągnąć. – w rzeczonej kieszeni znajdowało się małe, pachnące zawiniątko. Elegancki papier pakowny otulał pakunek wielkości talii kart. Zwieńczony był tasiemką w kolorze krwistej czerwieni, która zdaniem Lada doskonale pasowała do Doriana.
Dla Doriana wiek był czymś, o czym wolał nie myśleć. Ciągle bowiem miał wrażenie, jakby jego nauka w Małym Pałacu zaczęła się kilka dni temu, a prawda jest taka, że już piętnaście lat minęło od tego momentu. Nie był już dzieckiem, powoli zaczynał zbliżać się do trzydziestki, niemniej jednak nie przeszkadzało mu to, chociaż widmo starości nieco go przerażało. Domyślał się jednak, że podobne obawy mają też inni ludzie. Wszyscy bowiem chcieli żyć długo, nikt jednak nie chciał się zestarzeć, a przynajmniej w mniemaniu ciemnowłosego.
– Miło, że o mnie myślisz – odpowiedział. Rzeczywiście, kąpiele były przyjemne, zarówno z kimś, jak i samemu. Dorian uwielbiał zanurzać się w wannie i siedzieć w wodzie dotąd, dopóki skóra na palcach jego dłoni nie pomarszczy się. Nie był to może najprzyjemniejszy widok, ale spędzone w ten sposób chwile dawały ukojenie, zwłaszcza w gorące i duszne dni, a zapach ziołowej mieszanki uspokajał zszargane nerwy. Laderic był dodatkowym plusem. Uśmiechnął się na samą myśl o wskoczeniu do wanny. Domyślał się jednak, że mieli na to sporo czasu, dlatego też sięgnął po kilka ciastek i butelkę wina, którą szybko otworzył, a jej zawartość przelał do kieliszka. Szybko jednak został odwiedziony od swoich zamiarów. Jego głowa odwróciła się w kierunku mężczyzny szybciej, niż wygłodniały kot dopada kawałek rzuconego na ziemię mięsa. Nic nie działało na niego lepiej niż prezenty.
– W lewej, tak? – zapytał, gdy jego dłoń wsuwała się do wskazanej kieszeni. Szybko wyciągnął niewielkie zawiniątko. Nie otwierał go jednak. Razem z pakunkiem i kieliszkiem wina podszedł do mężczyzny, siadając obok niego.
– Przyjaciel zawiózł mnie do pewnego hodowcy herbaty, gdy byłem w Nowoziemiu. – odsunął się w bok, by zrobić miejsce Dorianowi. Poczekał, aż młodzieniec się wygodnie usadowi i wreszcie wrócił spojrzeniem na jego przystojną twarz. – Jej smak... – zamarł na chwilę, bo nie bardzo wiedział co powiedzieć, a to o czym pomyślał wydawało się banalnie idiotyczne. Nie był ani romantykiem, ani poetą. Nie potrafił czarować słowami ani tym bardziej uwodzić nimi pieknych chłopców. Był surowym mężczyzną, który wiedział jak się obchodzić z szablą, linami i okrutnym morzem. – Powinna Ci smakować, jest szczególna. – dodał nie bez trudności. To był jeden z tych nielicznych momentów, gdy sobie nie radził. Nie potrafił tak otwarcie okazywać uczuć i nawet jeżeli chciał zrobić coś dla kogoś, to zawsze wychodziło to koślawo, zwłaszcza gdy w grę wchodziły słowa, a nie czyny. Z tymi drugimi było o wiele łatwiej. Gdyby miał chłopakowi wcisnąć paczuszkę na odchodne bez słowa byłoby o niebo lepiej, ale miał ochotę choć ten jeden raz powiedzieć coś od siebie, a mimo to wyszło jak zawsze. Prezent był szczególny nie tylko dlatego że pochodził z dalekich krain, że został specjalnie dla niego wybrany i to przez samego Lada. Korsarz nie miał w zwyczaju obsypywać go prezentami. Właściwie rzadko przychodził z czymkolwiek innym poza samym sobą. Chyba jeszcze na samym początku przywiózł mu jakiś słodki regionalny wyrób, ale to by było na tyle.
– Za długo byliśmy ostatnio na morzu. Mam trochę interesów do załatwienia i będę musiał zostać na lądzie dłużej niż jest to konieczne. – zwinnie zmienił temat, choć wciąż odnosił się do ich wieczoru. Lad przeważnie zostawał dwa, może trzy dni. Teraz zapowiadało się na co najmniej tydzień, co mogło również oznaczać nie jedną, a kilka wizyt w progach Białej Róży, o ile interesy na to pozwolą.
Uśmiechnął się lekko, przystawiając sobie podarunek pod nos. Perfumowany papier pachniał pięknie, pozwalając również by nuty zapachowe z herbaty również docierały do nosa Babbina. Nie miał pojęcia, z czego mogła składać się akurat ta mieszanka, ale nie przeszkadzało mu to. Znalezienie dobrych herbat w Ketterdamie, które można było kupić po okazyjnej cenie, było trudne. Dorian zazwyczaj stawiał na zwykłe, czarne herbaty, ale od czasu do czasu lubił sięgnąć po coś owocowego.
– Ładnie pachnie, dziękuję – odpowiedział, odkładając pudełeczko na bok. Był łasy n prezenty. Zdawał sobie z tego sprawę. Nie było to coś, z czego był dumny, niemniej jednak przez spora część swojego życia odbierano mu jego rzeczy, rzadko cokolwiek dostawał, a teraz, chociaż jego sytuacja nie była wymarzona, to powodziło mu się lepiej niż kiedykolwiek. No kto by pomyślał, że burdel nie okaże się takim złym miejscem.
Nieźle się dobrali. Dorian był niezły w czarowaniu swoich klientów, bo w większości przypadków wiedział doskonale, co chcieli usłyszeć. Ludzie przychodzili tutaj by podbić sobie ego, a jego zadaniem było, by to spełnić. W przypadku Ladericka Babbin wątpił, by mężczyzna musiał się w jakiś sposób dowartościowywać. Sprawiał wrażenie pewnego siebie. Uścisnął lekko jego dłoń, po której wyraźnie czuć było lata spędzone na szerokich wodach. Ciemnowłosy doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie była łatwa praca. Przyjemnie się pływało, jeśli nie było się odpowiedzialnym za rejsy. Odpowiedzialne stanowisko, jakie każdy pełnił na pokładzie, na pewno pociągało za sobą stres, a wszystko, łącznie z warunkami jakie panowały na wodzie, odbijały się nie tylko na ciele, ale i psychice człowieka. Osobiście niewiele się na tym znał. Statkiem podróżował tylko raz, kiedy to zlecono mu dostanie się do Ketterdamu. Podróż minęła mu całkiem przyjemnie, chociaż denerwował się tym, jak będzie wyglądało jego życie w miejscu, którego w ogóle nie znał. Z chęcią wybrałby się w rejs ponownie, tym razem dla odpoczynku, żeby nie musiał zastanawiać się nad
– Rozumiem, że będę mógł liczyć na częstsze wizyty – było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Nie ukrywał, że możliwość częstszych kontaktów z mężczyzną na pewno byłaby przyjemna. – Musisz mi opowiedzieć o Nowoziemiu, nigdy tam nie byłem – powiedział. Lubił słuchać opowieści, nawet jeśli nie były szczególnie interesujące. Znacznie lepiej wychodziło mu słuchanie niż mówienie.
– Jeśli dopisze mi szczęście i nie będę musiał całymi dniami przesiadywać na spotkaniach biznesowych. – spotkania same w sobie nie były problematyczne, ponieważ Laderic doskonale znał się na swojej robocie. Być może nie znał się na romantycznych porównaniach, ale zdecydowanie znał język swoich klientów i wiedział jak ich oczarować. Nie zawsze potrzebne do tego były piękne słowa, wystarczył procent zysków czy rekomendacje innych zadowolonych klientów, którzy zdecydowali się kiedyś skorzystać z jego usług.
– Nowoziem wygląda jakby tonął w blasku słońca. – rozmarzył się na chwilę przypominając sobie niekończące się pola jurdy. – To piękne miejsce, które jest kompletnym przeciwieństwem Kerchu. Wolne przestrzenie, bliskość natury, światło i beztroskie życie… Tak, Nowoziem jest w każdym calu różny od Kerchu. Jest idealnym miejscem, by osiąść na starość i uprawiać ziemię, ale mnie prędzej morze pochłonie niż dożyję spokojnej starości. – uraczył młodzieńca szelmowskim uśmiechem. Było to bardziej niż pewne przy jego trybie życia, sam nigdy też nie myślał o jakiejś dalekiej i nieokreślonej przyszłości. Najpierw jako Druskelle wierzył, że prędzej czy później zginie z rąk griszów, a teraz gdy zmienił nieco profesję na równie ryzykowną… cóż wcale nie wróżył sobie lepszej przyszłości.
– Nie wiem jakie temperatury lubisz, ale wygrzanie starych kości w ciepłym słońcu jest bardzo kojące. Kerch potrafi otumanić, natomiast Nowoziem… zapiera dech swoją otwartością i przestrzenią. Chociaż mam wrażenie, że każdy kraj jest drastycznie różny od ciasnego i skotłowanego Kerchu. A już zwłaszcza Ketterdamu. Fjerda również ma mnóstwo dzikiej natury, ale to głównie zima i mróz, skute lodem ziemię, których nikt nie wykorzystuje. A Nowoziem… Nowoziem jest życiem, które tętni i wciąż się rozwija. – lubił wspominać nagrzaną od słońca ziemię, pachnące kwiatami powietrze i wszechogarniajacy spokój, który momentalnie koił. - A tobie jak minął czas? Nie doszły mnie żadne złe słuchy, więc mam nadzieję, że dobrze się czujesz. – wywinął dłoń z uścisku Doriana, by móc sięgnąć ją do jego ładnej twarz. Przesunął szorstkimi palcami po gładkim policzku, zjeżdżając po smukłej, łabędziej szyi, po ramieniu aż na sam dół z powrotem do jego dłoni, na której zacisnął swoją rękę. Lad był trochę sentymentalny i lubił dbać o rzeczy i ludzi, jeżeli byli dla niego bliscy. Dorian szczególnie zaskarbił sobie jego uwagę, dlatego nie bez przyczyny odbył nie jedną, a kilka całkiem poważnych rozmów z włodarzem tego przybytku. Byłby wielce niepocieszony, gdyby ktokolwiek nadpsuł jego ulubionego towarzysza.
– Lubię jak mówisz o biznesie – powiedział. Ogólnie bardzo lubił słuchać Ladericka i jego opowieści na najróżniejsze tematy. Oczywiście na pierwszym miejscu były relacje z jego podróży. Uwielbiał słuchać o wyprawach i miejscach, których jemu samemu nie udało się zwiedzić. O Nowoziemiu słyszał już wiele i z każdą kolejną historią, chciał odwiedzić to miejsce bardziej i bardziej. Na całe szczęście pracując w burdelu, często miał okazję słyszeć najróżniejsze opowieści. Oczywiście często dało się jasno stwierdzić, które z nich były prawdziwe, a które zostały wymyślone na to, by imponować. Pracował tu już cztery lata, wiedział, że klienci lubili się popisać swoimi umiejętnościami i przygodami, a im odważniejsze i niebezpieczniejsze, tym lepiej. Opowieść była jednak opowieścią, więc słuchał, trzymając język za zębami.
– Zawsze możesz powiedzieć, że i u mnie masz spotkanie biznesowe – uśmiechnął się. W końcu nie było to kłamstwo. Laderick, żeby tu przychodzić, musiał płacić. O ile Dorian z chęcią spędzałby z mężczyzną czas zupełnie za darmo, tak jego pracodawca nie byłby zadowolony z takiego układu. Ich relacja, jak widać, miała znamiona relacji biznesowej.
– Wydaje mi się, że wszystkie miejsca są diametralnie różne od Kerchu – przyznał. Kerch, a zwłaszcza Ketterdam był prawdziwą stolicą chaosu i ciężko było znaleźć miejsce, gdzie było podobnie. Nawet Mały Pałac w Ravce nie był taki głośny. Dorian bardzo lubił spokój i ciszę, miejsca, w których mógł myśleć jasno i skupić się na tym, co robił. Nie było bowiem niczego gorszego niż rozkojarzenie. Babbin lubił mieć wszystko pod kontrolą, w szczególności chciał mieć wgląd na to, co robią ludzie w jego otoczeniu. Było to ważne nie tylko przez to, że lubił wiedzieć wszystko, ale również ze względów bezpieczeństwa. Musiał być przygotowany na każdą ewentualność. Musiał się pilnować nawet w tej chwili.
– Myślę, że jestem cały i zdrowy – uśmiechnął się. Jego pracodawca dbał o niego całkiem nieźle. Dorian nie przyjmował też zbyt wielu klientów, którzy mogliby mu coś zrobić. Ogólnie przyjmował mężczyzn, przez co jego klientela nie była zbyt szeroka, bo niewielu mężczyzn go odwiedzało i najczęściej przychodzili po prostu stali klienci. Bardzo mu się to podobało, nawet jeśli nie zarabiał tyle, ile by mógł.
– Przydałoby mi się trochę słońca i ciepła – odpowiedział. Oczami wyobraźni widział się odpoczywającego w promieniach słońca. Jeden dzień takiego lenistwa bardzo by mu się przydał i z przykrością łapał się na tym, że coraz częściej myślał o odpoczynku gdzieś daleko od Ketterdamu.
- Oczywiście, u Ciebie mam najważniejsze spotkania. – wreszcie postanowił wykorzystać ich złączone dłonie, najpierw zacisnął dłoń, by po chwili pociągnąć go ku sobie i zbliżyć Doriana jeszcze bardziej. - Moja załoga wie, że u Ciebie nie istnieję dla świata, choćby się waliło i paliło. – nachylił się nad młodzieńcem, by móc zbliżyć wargi do ucha i wyszeptać te słowa wprost do niego, na koniec przygryzając małżowinę. - Nadal czekam na obiecaną kąpiel. – otulił ciepłym oddechem wrażliwą część szyi tuż za uchem. Dotknął rozgrzanej, gładkiej skóry wargami, obsypując szyję drobnymi, urywanymi pocałunkami, a gdy dotarł do ramienia, które kryło się pod materiałem wreszcie odsunął się na swoje miejsce opadając z powrotem na miękkie poduszki.
- Nowoziem jest zdecydowanie za daleko na szybki wypoczynek, ale namiastkę ciepła jeszcze mógłbym zorganizować. – spojrzał w bok z przyklejonym do twarzy zadziornym uśmiechem, który zdradzał wszelkie nieodpowiednie myśli, choć w tym miejscu były one całkowicie na miejscu! Z drugiej strony Laderic nie lubił zachowywać się jakby tylko po to tu przyszedł, bo nie raz zdarzyło się, że jedyne czego potrzebował, to ciepła drugiego ciała, gdy zasypiał na wygodnym materacu i kojącego głosu Doriana. Towarzystwo młodzieńca było na tyle kojące, że nie potrzebował nic więcej. Nie zawsze, ale bywały takie spokojne dni i wtedy napawał się samą jego obecnością.
– Cieszę się, że chociaż przez chwilę mogę mieć cię na wyłączność – przyznał spokojnie. Cóż, ciężko było mówić tutaj o bliskiej relacji, biorąc pod uwagę, że mężczyzna wypływał z Ketterdamu często i na długo, a Dorian trudnił się prostytucją, niemniej jednak ciemnowłosy lubił myśleć o Ladericku jako o przyjacielu. Przyjemnie spędzał z nim swój czas. Przyjemny dreszcz przeszedł mu po plecach, gdy poczuł na szyi ciepłe wargi mężczyzny. Odwrócił się do niego szybko. – Cierpliwości, najpierw musisz się rozebrać – powiedział, na zachętę rozpinając jeden z guzików koszuli mężczyzny. On sam uwielbiał się kąpać. Musiał dbać o siebie, bo jego praca tego wymagała, a przynajmniej tak wmawiał sobie i innym. Dużą wagę przykładał do swojego wyglądu. Nie była to cecha, którą miał od zawsze. Zauważył bowiem, że od czasu jego przybycia do Ketterdamu zaczął bardziej skupiać się na sobie. Egoizm nawet mu się podobał, ale nie znaczyło to, że nie zależało mu również na innych osobach.
– Dlatego w takie miejsca rusza się na długie wypoczynki – odpowiedział. On z całą pewnością marzył o ucieczce gdzieś daleko, tak żeby nikt nie był w stanie go znaleźć i sprowadzić do ojczyzny czy nawet Kerchu. Przyjemne mrzonki, może znajdą spełnienie, jeśli Dorianowi uda się dożyć sędziwego wieku. Wstał jednak z łóżka i poszedł w kierunku pomieszczenia, w którym znajdowała się ogromna misa (nie wiem, czy pojęci wanny istnieje), którą szybko zaczął napełniać wodą.
– Mmm... – przymrużył lekko oczy, by po chwili ledwie słyszalnie wymruczeć – jeszcze byś się znudził. – o ile normalnie potrafił uchodzić za osobę o niezachwianej pewności siebie, to były kwestie, w których nie było to już takie oczywiste. Zwłaszcza, że mężczyzna nie był w sobie zadufany i nie uważał się za ósmy cud świata, tym bardziej by aż tak zawrócić w głowie swojemu słodkiemu kwiatuszkowi. Być może i widział jak Dorian reaguje na niego, jego obecność czy zachowanie, ale czy mógłby z całą pewnością stwierdzić, że jest aż tak zaangażowany w tę znajomość? Raczej nie. A może jeszcze nie?
– Wydawało mi się, że akurat to należy do twoich obowiązków – znów błysnął szelmowskim uśmiechem, przechwytując dłoń młodzieńca, gdy ta usiłowała naprędce uciec po odpięciu jednego guzika. Górna część koszuli osunęła się nieco w dół odkrywając skrawek jasnej skóry. Choć Laderic bywał w wielu słonecznych miejscach i podróżował tygodniami po morzach, to doskonale wiedział jak ważne było chronić się przed zdradliwym ciepłem. Absolutnie zawsze chodził ubrany od stóp do głowy, łącznie z szerokim pirackim kapeluszem. Ubrania były lekkie i przewiewne, ale zakrywały całe jego ciało. Przywarł wargi do wierzchu dłoni młodzieńca, nim pozwolił mu odejść. W międzyczasie rozpiął koszulę, guzik po guziki, wcale się z tym nie spiesząc jakby chciał tym komuś zagrać na nerwach, ale tak naprawdę był zwyczajnie zmęczony. Zsunął ubranie na poduszki i podniósł się do siadu, by rozpocząć żmudne zajęcie pozbywania się reszty odzieży.
– Och wiesz, jestem dość nudnym człowiekiem – powiedział. Chociaż nie sądził, żeby jego życie należało do nudnych, to jednak obecnie nie robił zbyt wiele. Owszem, żył w ciągłym stresie, że zostanie zdemaskowany nie tylko jako grisza, ale jako szpieg. Nie bał się zdemaskowania przez Fjerdańczyków. Z wieloma miał już do czynienia, na każdym grał jak na instrumencie. Jego przewagą było to, że praktycznie nie używał swoich zdolności. Nie chciał zostać na tym nakrytym, co w miejscu takim jak Ketterdam nie było zbyt trudne. Tłok był tutaj tak ogromny, że Dorian miał czasami wrażenie, że nawet we własnym pokoju nie może liczyć na prywatność.
– Mam wiele obowiązków, możesz mnie zgłosić i poprosić o kogoś innego – powiedział pewnym tonem, wiedząc doskonale, że Laderick nie będzie chciał tego robić. Lubił się jednak droczyć. Z całą pewnością lubił też pomagać Laderickowi pozbywać się jego ubrań, niemniej jednak nie dzisiaj. – Potrafisz być okropnie czarujący, wiesz? – mruknął na odchodne, cmokając mężczyznę lekko w usta, po czym ruszył napełniać wodą drewnianą wannę, która stała niedaleko. Wanna szybko napełniła się wodą. Dorian uwielbiał brać kąpiele, dzięki którym mógł się odprężyć i zapomnieć o wszystkim co działo się dookoła. Westchnął, dolewając do wody trochę pachnącego olejku. Lubił otaczać się przyjemnymi zapachami. Stał się niesamowicie wygodnicki, gdy przyszło mu tu pracować. Wcześniej nie przykładał zbyt wielkiej uwagi do wygód.
– Woda jest gotowa – powiedział, wchodząc do pokoju, w którym siedział Laderick. Uśmiechnął się lekko, widząc, że mężczyzna radzi sobie ze zdejmowaniem odzienia.
- Sponsored content
|
|