Dzielnica biedoty 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Dzielnica biedoty

08.05.21 12:43
lokacja

Dzielnica biedoty

W tak dalekie rejony Baryłki turyści już nie docierają. Nie zapuszcza się mniej lub bardziej szanowany mieszkaniec Ketterdamu. Tu nie zapuszcza się nawet byle mieszkaniec. Najbiedniejsza z dzielnic kupieckiego miasta służy za dom wszystkim odrzuconym przez resztę społeczeństwa. Tym, którzy nie zdołali się wybić, dorobić, przyjechali do Ketterdamu z pustymi kieszeniami i zerowym szczęściem. Czynsze rozpadających się ruder są minimalne, warunki fatalne. Tutejsi mieszkańcy starają się imać nawet najgorszych z najgorszych prac, byle tylko w końcu poczuć, że wychodzą na prostą

Nettie Kortier
• szumowiny •
Nettie Kortier
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : Nielicencjonowany medykus Szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t238-nettie-kortier#395

Re: Dzielnica biedoty

27.06.21 23:59
20 III 382

Cichymi, ale zdecydowanymi i szybkimi krokami przemierzała dzielnice biedoty, chcąc jak najszybciej znaleźć się w bezpieczniejszej okolicy, o ile jakąkolwiek część Baryłki można było nazwać bezpieczną. Jak każdy posiadający, choć odrobinę oleju w głowie, nie lubiła zapuszczać się aż tak głęboko w tę część najbiedniejszej dzielnicy, szczególnie sama. Choć i wśród mieszkańców i stałych bywalców Baryłki nadal znajdowały się osoby będące zupełną niewiadomą dla medykuski, to towarzystwo z dzielnicy biedoty stanowiło prawdziwą loterię. Z każdą wizytą na tych ulicach widywała coraz to nowsze twarze, utrudniające przewidzenie ich możliwych zamiarów. Ktoś taki jak Nettie stanowił całkiem łatwy cel. Po swojej stronie miała jedynie mały pistolet, własne umiejętności w pozostawaniu niezauważoną oraz tatuaż z kielichem i wroną na nadgarstku... Chociaż nie wierzyła, że to ostatnie mogło jej jakkolwiek pomóc. Gdyby była wierząca, mogłaby zawsze powierzyć swoje życie siłom wyższym, a tak, mogła liczyć jedynie na siebie oraz na szczęście, by natrafiła jedynie na swoich pacjentów. Bo nawet i tutaj miała ich kilku. Jak zwykle to właśnie praca ją tutaj przywiała.  
Oryginalnie przyszła tutaj do pary Nowoziemczyków, których dziecko przykuła do posłania choroba płuc. Stan małego zelżał odrobinę od czasu, gdy zgłosili się do niej po pomoc, jednak nie na tyle by Nettie była dobrej myśli. Niezadowolona sama z siebie, przekazała dalsze instrukcje rodzicom oraz to by zgłosić się w sytuacji pogorszenia stanu. Może już dawno byłaby w swoim mieszkaniu, gdyby nie została zawołana do postrzelonego mężczyzny. Niestety pocisk trafił na tyle celnie, że pomimo prób, Nettie musiała przyznać zwycięstwo śmierci. Na dodatek zaplamiła sobie koszulę krwią, wręcz cudownie. Kto wie, może chociaż potencjalni napastnicy odbiorą wrażenie, że wcale nie jest taka bezbronna? Chociaż o wiele bardziej prawdopodobnie jest, że wezmą ją za jeszcze łatwiejszy, ranny, cel. Na tę myśl szczelniej zakryła koszulę płaszczem, klnąc pod nosem. Jedyne czego chciała to wrócić do mieszkania i się przebrać. Całe szczęście zbliżała się coraz bliżej niepisanej granicy dzielnicy biedoty... 
I nagle do jej uszu dobiegł cichy odgłos, coś jakby skomlenie? Zatrzymała się, spoglądając w stronę bocznej uliczki, z której rozbiegł się dźwięk. Po prostu idź dalej podpowiadał jej zdrowy rozsądek To nie twoja sprawa. To zdecydowanie nie była jej sprawa, powinna pilnować własnego nosa i ruszyć dalej. Zdecydowanie powinna. W głębi uliczki widziała kucającą postać, która nad czymś się pochylała. Znowu do jej uszu doszło ciche skomlenie. Złapała za pierścionek, przestępując z nogi na nogę, w geście niezdecydowania. - Kurwa. - Kiedyś posłucha może własnego głosu rozsądku, ale jeszcze nie teraz. Kurwa obym tego nie pożałowała pomyślała, ruszając powoli w kierunku bocznej ulicy. Rozejrzała się dokładnie i przystanęła na samym skrzyżowaniu. Nie zamierzała zapuszczać się w głąb samej uliczki, tak aby ktoś nie odciął jej drogi ewentualnej ucieczki. 
-Hej, ty tam! - Podniosła lekko głos, by mieć pewność, że dotrze on do nieznanej postaci. - Wszystko w porządku?! - Trzymała ręce na widoku, nie chcąc dawać mylącego wrażenia, choć w razie potrzeby była gotowa chwycić za pistolet. 

Ove Nerison
• piekielnik •
Ove Nerison
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Myśliwy.
https://kerch.forumpolish.com/t243-ove-nerison
Nie zdążyła się jeszcze przebrać od wczorajszej ulewy; czuła szorstkość wyschniętej koszuli i twardość kołnierza ocierającego się o szyję za każdym razem, gdy przechylała głowę. Spodnie, ubrudzone i zapiaszczone, stały się niewygodne, co według Ove znaczyło tyle samo, co niepotrzebne. Ignorowała jednak ciasny materiał pod zgiętymi w stawach kolanami, ignorowała fakt, że na zszarzałym ubraniu nadal widniały zaschnięte ślady krwi.
Ale kroków za plecami
i tego głosu
zignorować już nie mogła.
Pod palcami czuła gwałtowne wdechy i wydechy; dłoń trzymała na karku i szyi małego, skulonego stworzenia. Była o krok od łaski; nabierała już powietrza do płuc, pełna pretensji; do świata, do tego mężczyzny, który bez pardonu kopał, a potem porzucił niewinne zwierzę, wystraszony nagłym krzykiem. Żywiła też mimowolny zawód do Djela, że nie uchronił czegoś tak niewinnego jak los młodej istoty, ale pozwolił krzywdzicielowi na dalsze życie — i bezkarność. Nie mogła znieść skomlenia wymykającego się z pyska zadyszanego szczenięcia i choć zdawała sobie sprawę, że jedyne, co może dla niego zrobić, to precyzyjne zanurzenie ostrza tuż pod linią szczęki — gwałtowne, bezbolesne i natychmiastowe — jednocześnie cały czas się wahała.
Do teraz.
Odwróciła się gwałtownie, gdy padło nieoczekiwane pytanie.
Zwinnie przeszła z kucek do wyprostowanej postawy, okręcając się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni; dłoń wylądowała na rękojeści myśliwskiego noża, ale palce nie szarpnęły za broń i nie wyciągnęły jej z pokrowca. Ove wbiła tylko wzrok w nieznajomą, ściągając brwi i marszcząc tym gładkie czoło, na który opadało kilka białych pasm włosów. Miała na końcu języka dziesiątki fjerdańskich przekleństw, ale wszystkie utknęły w gardle, tworząc niemożliwą do przełknięcia kluchę. Co było tego powodem? Suche powietrze, w którym nie czuło się choćby szczątków wczorajszej ulewy? Zaduch, wywołujący zawroty głowy i osłabienie? Coś w postawie, tonie albo twarzy nieznajomej, co sprawiło, że Ove niemal od razu zrezygnowała z ataku?
Nie było w porządku.
Jest źle — przyznała bez ogródek, zaskoczona napięciem w swoim tonie. Brzmiała jak podlotek, który lada moment rozpłacze się z powodu zagubionej zabawki. Stuliła dłonie w pięści, ukradkiem zerkając za siebie. Drobne, wychudzone ciałko leżało w błocie, trzęsąc się z chłodu poranka i bólu wywołanego uderzeniami. Ove wykonała tylko milimetrowy ruch, ale tyle wystarczyło, by dostrzec podwinięte, długie łapy i wyliniałą sierść na nich. Skatowano to zwierzę, bo było najsłabsze z miotu? A może było bezdomnym kundlem, który posłużył jako rozrywka dla tutejszych mieszkańców?
Ove przełknęła ślinę; gwałtownie, znów nie pojmując, dlaczego tak bardzo próbuje znaleźć rozwiązanie z sytuacji. Przedłużanie męki zwierzęcia nic nie da, na litość Djela. Wiedziała o tym doskonale; przecież była myśliwym.
Jakiś cholerny jævel za chwilę stanie się mordercą — wykrztusiła przez zaciśnięte zęby, mrużąc przy tym oczy. Była widocznie zmęczona, choć bardziej pasowało tu określenie: wyczerpana. Twarz straciła dobry koloryt, usta zsiniały, a wzrok, zwykle hardy i pełen iskier, stracił na swej intensywności. Lekki rozkrok w jakim stała i wyprostowane, napięte mięśnie ramion świadczyły jednak o ciągłej gotowości. Miała na uwadze fakt, że — najwidoczniej — zawędrowała do gorszej dzielnicy Ketterdamu. Brak sił powodował u niej niecierpliwość, której nie dała rady stłumić i właśnie to mogło okazać się jej zgubą.
Odejdź stąd, proszę. To niepotrzebna walka, fremmede — odezwała się już ostrzej, na nowo wbijając źrenice w twarz kobiety. — Ta ziemia spiła za dużo krwi.

Nettie Kortier
• szumowiny •
Nettie Kortier
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : Nielicencjonowany medykus Szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t238-nettie-kortier#395
Powinna spodziewać się nagłej reakcji postaci, ale i tak instynktownie wysunęła jedną nogę za siebie, cofając się delikatnie. Starała się cały czas trzymać ręce na widoku, nawet gdy nieznajoma chwyciła za coś, prawdopodobnie broń. Skłamałaby mówiąc, że nie odetchnęła lekko z ulgą, gdy finalnie nic nie zostało w nią wymierzone. Dopiero będąc tego pewna, mogła skupić się bliżej na samej nieznajomej, niżeli samych jej dłoniach. Dziewczyna cechowała się typowo fjerdańską urodą, ale nie mogła mieć pewności czy faktycznie pochodziła z mroźnego kraju. W końcu babka i ojciec Nettie również mogli się pochwalić podobnym typem urody, choć żadne z nich nie postawiło nigdy stopy na ziemi Djela.  
Jest źle. 
Zdecydowanie wyglądało źle. Jej własne spojrzenie powędrowało w tym samym kierunku, w którym na chwile uciekł wzrok nieznajomej. Och, czyli faktycznie to było skomlenie. Nawet ze swojego aktualnego położenia mogła dostrzec skulonego psa. Nie była w stanie stwierdzić, co dokładnie mu dolegało, ale nie ulegało wątpliwości, że szanse jego szanse na przeżycie nie prezentowały się zbyt optymistycznie. Smutny widok, ale w tym mieście nie należał do niespotykanych. W Ketterdamie na taryfę ulgową nie mogli liczyć ani ludzie, ani zwierzęta. Widok zawsze był ciężki. Biedne stworzenia, które najczęściej niczym nie zawiniły. Była jednak do niego przyzwyczajona. Zarówno, gdy chodziło o zwierzęta, jak i ludzi. Dawno nauczyła się, że nie da rady wszystkim pomóc. Znała się na medycynie ludzi, nie zwierząt. I na tym skupiała się w życiu. Mogło jej się zdarzyć czasem rzucenie kawałka jedzenia któremuś z ulicznych burków czy mruczków, czasem jakiegoś podrapać za uchem, ale nigdy nie angażowała się zbytnio w ich los. W aktualnej sytuacji nie była jednak pewna, kogo bardziej było jej żal - zwierzęcia czy nieznajomej. 
Bo dziewczyna również nie wyglądała najlepiej. Gołym okiem mogła zauważyć jej wyczerpanie. Nettie była wręcz zdziwiona, że nieznajoma nadal ma siłę, by stać w pełni gotowości do możliwego ataku. Zawziętość godna pochwały, chociaż nie było pewne, jak długo potrwa. Oby wystarczająco długo, by wydostać się z najgorszej części baryłki. Dodatkowo dziewczynie wydawało się zależeć na biednym psie, a przynajmniej mu współczuć. Nettie w tym momencie współczuła im obu.  
Przechyliła głowę, słysząc obcojęzyczne słowo. Czyli faktycznie miała do czynienia z fjerdanką. Jej znajomość tego języka nie była zbyt zaawansowana, ale zawsze lepsze coś niż nic. Nie musiała zresztą nawet znać słowa, by zrozumieć kontekst wypowiedzi. 
-Obrazisz się, jak sama zadecyduje, w jaką walkę się pakować, a w jaką nie? - Zapytała spokojnym głosem po kerchensku Ostrzejszy ton nieznajomej jej nie spłoszył, chociaż nie poczuła się też swobodniej. Niepotrzebna walka. Gdyby faktycznie tak podchodziła do swojej pracy, może zaoszczędziłaby sobie zawodu, który towarzyszył przegraniu walki o życie pacjenta, zupełnie jak wcześniej zastrzelonego mężczyzny. Straciłyby za to żywot ludzie, którym zdołała pomoc, pomimo beznadziejności przypadków, w których się znaleźli. Lepiej było zawalczyć i przegrać, niżeli nie zrobić nic i dalej przegrać.  
-Ta ziemia jest wiecznie spragniona krwi i kruge, ale te nigdy długo na niej nie leżą. - Parsknęła krótkim śmiechem. Ziemia zdecydowanie zdążyła nasiąknąć chciwością i brutalnością mieszkańców. Poruszyła się z zamiarem kroku w przód, ale zatrzymała się w ostatniej chwili. - Słuchaj, mogę chociaż rzucić okiem? Nie znam się zbytnio na zwierzętach, więc nie obiecuję, że dam radę pomóc. Znam się za to na medycynie, więc mogę chociaż spróbować. - Zdała się na szczerość, nie chcąc składać obietnic, których nie byłaby w stanie spełnić. 
-Chcę tylko spróbować pomóc. - Dodała tym razem po fjerdańsku z ciężkim akcentem. Miała nadzieję, że może chociaż ojczysty język przekona dziewczynę, by nie wyganiała jej od razu z uliczki.- To mogę obiecać.

Ove Nerison
• piekielnik •
Ove Nerison
Pochodzenie : Fjerda
Stanowisko : Myśliwy.
https://kerch.forumpolish.com/t243-ove-nerison

Re: Dzielnica biedoty

09.07.21 20:16
Tęczówki w kolorze akwamarynu ciasno oplatały rozszerzone źrenice, które stale lustrowały postawę nieznajomej. Wyciągnięte, wystawione na widoku ręce — nieuzbrojone, będące dowodem na to, że nie ma złych zamiarów. Linię ramion, na którą opadały półdługie pasma włosów. Twarz. Kim była i czego tak naprawdę chciała? Jeżeli walki: po co tracić czas? Jeżeli czegoś innego: czego niby? Ove czuła, jakby dwie nieboskie istoty pochwyciły ją za barki i próbowały szarpaniem przedrzeć na pół. Nie znosiła zawahania, nie była do niego przyzwyczajona. We Fjerdzie wszystko zdawało się łatwiejsze; było znane i nieskomplikowane. Nie zastanawiała się nad intencjami, bo nie było tam zbyt wielu mieszkańców. Zwierzęta nie wykazywały z kolei tendencji do kłamstw i mamienia; nie potrzebowała się przy nich wysilać. Szczerzyły kły, gdy były wściekłe i gotowe bronić swoich granic lub kuliły się w przestrachu, podwijając pod siebie ogony i tuląc do czaszki szpiczaste uszy, pokazując tym samym strach i poddanie.
Ludzie robili wszystko na opak.
Może pod tym względem było im prościej. Chronili się tym, co im pozostało — złem, fałszerstwami, maskami, które traktowali jak zbroję. Mogła ich za to winić?
Coraz częściej sądziła, że nie.
Sama siebie nie poznawała. Wpływ Ketterdamu wywoływał ścisk w żołądku i nie wiedziała, czy to efekt niepewności, jaka nie odstępowała jej na krok, czy czegoś innego, bardziej naturalnego, wiążącego się z wyczerpaniem i zmianą klimatu.
Musiała jednak dać radę; była pewna, że stanie do walki, ale ledwo ukryła ulgę, gdy ciszę zaułka przeszyło szurnięcie. Podeszwa buta nieznajomej przesunęła się szybko i krótko po ziemi, stawiając krok do tyłu.
Co dawało jej przewagę?
Nóż, który odbijał od siebie pierwsze promienie słońca, błyszcząc srebrem jak drogocenne kamienie wrzucone w toń płytkiego jeziora? Fjerdańska uroda kojarzona z surowością i bitwami pełnymi szczęku stali? Chodziło o krew zakrzepniętą i zaschłą na jej białawej koszuli? Coś jeszcze innego?
Cokolwiek by to nie było — nie odstraszyło na dobre.
Spokój bijący od kobiety wydawał się przy tym nie na miejscu. Zadawała pytania i w tych pytaniach głos łamał się w jakiejś dziwnej łagodności. Nie łagodności spłoszonego zająca. Chodziło o coś dobrodusznego, ale silnego. Jak ojcowskie dłonie potrafiące uderzyć w karze i objąć w ramach nagrody.
A potem zdarzyło się to.
Widać było jak Ove gwałtownie zaczerpuje tchu; prawie jak topielec, którego wyrzuciło na brzeg, trzymający się ostatniej nici życia, nie dowierzający, że raz jeszcze udało mu się wyrwać śmierci — i nabrać powietrza w płuca. Czerwone usta zacisnęły się chwilę później w wąską linię, przywodząc na myśl bliznę na dziecięcej jeszcze twarzy. Reakcja była natychmiastowa, choć powód dość błahy. Fjerdański. Język, którego nie słyszała od tygodni; słowa, których wydźwięk mogła wyłudzić wyłącznie od Ivara, choć rzadko, coraz rzadziej. Teraz doświadczyła go z błędnym akcentem, ale czy miało to znaczenie? Żadne. Dla Ove liczyło się wyłącznie tyle, że zaznała czegoś znanego, swojskiego. Czegoś, czego usilnie, do granic wytrzymałości pragnęła w tym miejscu.
Oczywiście, że kusiło, aby nie zaufać. Waleczna natura i świadomość, że trafiła w obce miejsce pełne ludzi o różnych intencjach nie sprzyjało naiwności. Ove nauczyła się, że nawet prosta wymiana może doprowadzić do jadu i wściekłości. Nie dalej jak wczoraj upolowała rosłego dzika — pięknego odyńca o szorstkiej sierści i twardych jak granit racicach. Miała dostać za niego o wiele więcej kruge, taka była umowa. Została z kilkoma zabrudzonymi monetami, ledwo obciążającymi sakwę przywiązaną do pasa. Dostała lekcję, a mimo tego nie potrafiła wyciągnąć z niej wniosków.
Klęła na siebie za łatwowierność.
Wystarczyło tylko tyle, by usłyszała ojczysty język. Naprawdę była tak sprzedajna? Mała cena za konsekwencje, które mogą okazać się niemożliwe do naprawienia. Do licha, do licha, DO LICHA. Wpatrywała się uparcie w wyciągnięte, puste dłonie nieznajomej, mając w głowie echo krótkiego śmiechu — i to właśnie sprawiło, że wbrew sobie postąpiła krok w lewo, odsłaniając rozedrganą masę mięsa i sierści. Niech się dzieje. Utkwiła wzrok w szczenięciu, patrząc na nie zdecydowanie zbyt długo; jakby dopiero zorientowała się, że rzeczywiście tutaj leżało. W tym czasie przez umysł galopem przemykało mnóstwo myśli, setki alternatyw.
Atakowana opcjami cofnęła się o kolejny krok — dalej nie mogła, za jej plecami wyrastała wysoka, ceglasta ściana. Ramiona otarły się o gołą powierzchnię, a Ove zdała sobie sprawę, że jest naprawdę zmęczona. Podparcie się dało jej złudne wrażenie, że może odpocząć; przenieść część ciężaru ciała na budynek i nie upaść w błoto tuż obok zwierzęcia.
Ma jakiekolwiek szanse? — zapytała zachrypnięcie, łapiąc w palce umykający kosmyk włosów. Zaciągnęła białe pasmo za ucho, opuszkami muskając rozpaloną do gorączki skórę. Temperatura ciała musiała gwałtownie podskoczyć po wczorajszych wybrykach; natrafiając na ulewę tylko wystawiła się przeziębieniu na tacy, ale w skroniach dudniły jej słowa: nieważne, nieważne, nieważne. Skup się na zwierzęciu. Być może sam Djel podpowie nieznajomej, co powinna zrobić.
Być może.
Sama chciałabym pomóc, ale nie znam się na lecznictwie — przyznanie się do tego wiele ją kosztowało; widać to było po linii żuchwy, gdy zacisnęła szczęki, tłumiąc narastające rozdrażnienie. Czasami, jak w tej chwili, żałowała swoich buntów. Nie słuchała matki, gdy ta próbowała wpoić kobiece powinności; żona musi znać się na opatrunku, aby wspierać męża po ciężkich bitwach. Musi rozumieć która roślina ukoi jego ból i ochłodzi rozgorączkowane czoło. Musi robić to, czego Ove nigdy nie chciała: dbać.
Zamiast tego pragnęła męskich zawodów. Myślistwo było tylko jednym z nich; w rzeczywistości nie wybiła marzenia o Druskelle. O czerni noszonej z dumą i mieczu ciążącym u boku.
Podążając za niespełnioną ambicją zdobyła inne zdolności.
Mogę jedynie... — zawahała się; znowu. Nagle zdała sobie sprawę, że nie jest dumna z tego, czym się parała. Trwało to sekundę, dwie; wystarczająco, by przymrużyć powieki i zacisnąć palce na rękojeści noża. — Jeżeli los będzie nieprzychylny, czuję się w obowiązku, żeby skrócić jego męki — podsunęła okrężną drogą. Mogę zabić, fremmade. Niewiele więcej, ale to lepsza droga niż powolne umieranie. Jeżeli dopadło ją poczucie winy, nie dała tego po sobie poznać. Twarz pozostała niezmieniona; na policzkach kraśniały rumieńce, na skroniach i czole kroplił się pot. Poza tym jednak wyrażała pełną determinację. Nieznajoma mogła, ale nie musiała kłamać. Jeżeli mówiła prawdę, być może była w stanie pomóc zwierzęciu.
Oczy Ove błyszczały, kiedy dodała z zapałem, cedząc przez zwarte zęby: — Jeżeli się uda, odwdzięczę się. Mam trochę kruge, niewiele, ale na pewno zdobędę więcej i...
Popiskiwania psa ucichły, więc Ove też gwałtownie zamilkła.

Nettie Kortier
• szumowiny •
Nettie Kortier
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : Nielicencjonowany medykus Szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t238-nettie-kortier#395

Re: Dzielnica biedoty

18.07.21 19:36
Zwierzęta wykazywały się często większym rozsądkiem niż ludzie. Nie mieszały się w nie swoje sprawy, wiedząc, kiedy stanąć do walki, a kiedy rzucić się do ucieczki. Ludzie, choć posiadali podobne instynkty, zdecydowanie częściej działali wbrew nim świadomie czy też podświadomie. Nettie nie była wyjątkiem.
Gdyby posłuchała własnego rozsądku, zignorowałby skomlenie i kierowała się dalej do domu. Gdyby kierowała się podpowiedziami pierwotnego instynktu ucieczki, zwiałaby w momencie, gdy dziewczyna złapała za broń.
A jednak stała tutaj, w bocznej uliczce, naprzeciwko nieznajomej fjerdanki.
Wśród zwierząt byłaby łatwą zdobyczą, wśród ludzi... Nie ma co się oszukiwać, wśród ludzi zapewne też. Różnicą było, że wychowała się w otoczeniu tych drugich; całej mieszanki zarówno rdzennych mieszkańców jak i imigrantów ze wszystkich stron świata. I to tutaj, w tym łasym na pieniądze i przemoc mieście, czuła się najswobodniej. Bo tylko to znała. Nie wiedziała, jak dokładnie wygląda życie w innych krajach, czy nawet innej części Kerchu. Nie potrafiła wyobrazić sobie życia, gdzie indziej niż w Ketterdamie. Trzymał ją tu sentyment, trzymali pacjenci i znajomi, trzymał też pewnego rodzaju strach. Widziała jak kończą obcokrajowcy, którzy przybywają do miasta bez znajomości języka czy obyczajów i nie chciała skończyć jak oni. Ketterdam może słynął z tego najbardziej, ale ludzie kłamali i oszukiwali wszędzie często według własnych zasad. Lepszy diabeł znany, niż nieznany. 
Najswobodniej, nie znaczyło jednak najbezpieczniej. Nie była skończonym głupcem, by uważać, że nic jej tu nie grozi. I zapewne dzięki temu jeszcze żyła. Prędzej czy później każde szczęście się wyczerpuje i w jej przypadku nie będzie inaczej. Nadal jednak podejmowała ryzyko, bo jakoś trzeba żyć. Jedna stopa wycofana, druga utkwiona w miejscu. Względne chwilowe bezpieczeństwo za nią, ryzyko przed nią. Fjerdańskie pochodzenie również dawało nieznajomej przewagę, choć zapewne i bez niego by ją miała. Dziewczyna naprzeciwko wyglądała na całkiem obytą w korzystaniu z trzymanej broni, czego jednak Nettie nie chciała doświadczyć na własnej skórze. Dlatego też nie odważyła się podejść bliżej, bez jakiejkolwiek gwarancji, że nie zostanie zaatakowana.  
Spokój był potrzebny w jej pracy. Kto chciałby korzystać z usług medykusa trzęsącego portkami w dodatku bez licencji? Gorzej szło jej z maskowaniem złości, niżeli strachu. Gniew bywał jednak przydatny w temperowaniu jej “zbyt miękkiego serca” jak zwykła mówić babka. Tego samego, które trzymało ją właśnie w uliczce, nie pozwalając przejść obojętnie obok kogoś potrzebującego pomocy. 
Widząc zaczerpującą gwałtownie oddech nieznajomą, nie była pewna czy użycie fjerdańskiego było dobrym pomysłem. Zdołała poznać jedynie trochę słów i fraz od pacjentów jeszcze za czasów istnienia rodzinnej lecznicy. Jej babka lubiła przeklinać fjerdańczyków za ich plecami jak rodzonej ravkance przystało, ale zarobek i możliwość ewentualnego naciągnięcia na dodatkowe kruge, były wystarczającymi powodami, aby ich przyjmować. Nettie nie podzielała uprzedzeń babci. Dla niej byli po prostu interesującymi ludźmi, od których można było się czegoś nauczyć, na przykład fjerdańskiego. Znajomość języków obcych, nawet ta szczątkowa, przydała jej się niezmiernie podczas plagii Dwórki. Gdy było już za późno na jakąkolwiek pomoc, jedyne co mogła zaoferować to kilka słów w ojczystym języku. Miała nadzieje, że przynosiło to, chociaż skromny komfort. Gdyby sama umierała gdzieś na nieznanej ziemi, byłaby wdzięczna za coś znanego. Za kerchański nawet w formie sprośnej pijackiej piosenki czy kilku łamanych słów. 
Zeszło z niej nieco napięcie, gdy nieznajoma odsunęła się nieznacznie, odsłaniając leżące zwierzę. Kiwnęła lekko głową, przełknęła ślinę, po czym zrobiła powolny krok przed siebie. Potem następny i kolejny, aż znalazła się obok psa. Na wszelki wypadek dłonie trzymała nadal na widoku ze wzrokiem utkwionym w fjerdankę. Cokolwiek przywiało nieznajomą do zakątków Baryłki, zostawiło po sobie odcisk. Wyglądała na wyczerpaną, a zarumieniona twarz i znajdujące się na niej kropelki potu sprawiały, że Nettie nie wykluczała także gorączki. Na razie jednak wolała nie testować swojego szczęścia, dlatego skupiła się na zwierzęciu.  
Kucnęła koło niego i przejechała delikatnie dłonią po jego brudnej sierści w uspokajającym geście. Ciężko jej było podać jasną odpowiedź na pytanie o szanse. Z człowiekiem byłoby łatwiej niż ze zwierzęciem. - Zobaczymy.- Mruknęła jedynie, nie chcąc dawać żmudnych nadziei, albo wręcz przeciwnie, odbierać ich za wcześnie. Skupiła się w pierwszej kolejności na ranach zewnętrznych, prostszych do zbadania i oceny z jej brakiem wiedzy. Anatomia mogła być inna, ale potrafiła rozróżnić skórę i mięśnie.
- Ostatnimi czasy niewielu tutaj ma. Szczególnie w tych okolicach. - Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę fjerdanki, która wydawała się niemal zirytowana brakiem wiedzy leczniczej. Mogła zrozumieć poczucie bezsilności, jako że sama w wielu innych rzeczach była kompletną życiową kaleką. Każdy miał mocne i słabe strony. 
Zmarszczyła nieco brwi, gdy dziewczyna zawahała się we własnej wypowiedzi, a gdy ją dokończyła, Nettie jedynie przytaknęła głową, zaciskając nieco usta. Jeżeli nie da się pomóc, to przynajmniej zaoszczędzi się zwierzęciu bólu.  
Nie zdążyła nawet odpowiedzieć na zapewnienia fjerdanki o ewentualnym odwdzięczeniu się, gdy ucichło skomlenie szczenięcia. Przyłożyła jedną z dłoni do tułowia a drugą tuż przy nosie psa. - Oddycha. - Odparła po fjerdańsku jak tylko poczuła unoszącą się klatkę i lekki powiew na wewnętrznej części dłoni. Całe szczęście. - Chyba za szybko na rozmowy o ewentualnej zapłacie. - Spojrzała ponownie na nieznajomą. Nettie nie planowała jednak oskubywać fjerdanki z kilku kruge, jako że sama zaproponowała pomoc. - Załatwiła Cię tak wczorajsza ulewa, czy może dłużej masz gorączkę? - Zaryzykowała pytanie do dziewczyny, przy czym kontynuowała badanie zwierzęcia, uciskając jego ciało w różnych miejscach.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach