Zapomniana piwniczka 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Zapomniana piwniczka

05.05.21 17:31
lokacja

Zapomniana piwniczka

Przechadzając się wzdłuż kamienic możesz dostrzec wybite okno prowadzące wprost do opuszczonej piwnicy. Oprócz szkła na podłodze leżą setki kluczy o różnych kształtach i kolorach. Jeśli dobrze się przyjrzysz po prawej stronie możesz dostrzec zdobioną klamkę. Znajdujące się tam drzwi są zamknięte i porasta je pajęczyna. Niektórzy okoliczni mieszkańcy twierdzą, że poprzednia właścicielka oszalała próbując je otworzyć.

Jeśli chcesz, rzuć kością k100 aby spróbować odnaleźć pasujący klucz (raz na jedną osobę na każdy rozgrywany w tym miejscu wątek). Próba okazuje się skuteczna jedynie jeżeli wyrzucisz dokładnie 58. W takim wypadku konieczna jest interwencja Mistrza Gry.

Viyva Nayar
• wolny strzelec •
Viyva Nayar
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : gondolier, oczy i uszy Ketterdamu, tatuażysta
https://kerch.forumpolish.com/t229-viyva-nayar

« 9. maart »


Ciężka kurtyna mgły snuła się po brukowych deskach ulicznego teatru, a pierwszy akt miał się dopiero rozpocząć. To konkretne przedstawienie odgrywane było najpewniej tak często, że widownia miała już prawo okazać znużenie. Lecz śledzona przez Viya dwójka aktorów umiała zadbać o to, by maskaradę zaprezentować tym, którzy nie mieli jeszcze wątpliwej przyjemności brać w niej udziału.
Odkąd Daarjo opowiedział mu o tym, co zdarzyło się kilka nocy temu, zasięgnęli języka, żeby dowiedzieć się, czy był pierwszą ofiarą duetu łasego na zawartość portfeli. Mógł się spodziewać, że para rabusiów regularnie powracała do tego numeru - to były w końcu łatwe pieniądze, w większości odbierane turystom.
Na nieszczęście aktorzyn tym razem trafili na kogoś, kto wyjątkowo nie lubił być okradany.
Miękko stawiane kroki pozostawały niemal niesłyszalne. Dwójka śledzonych przez niego osób kręciła się w miejscu, na które szukając ich zwrócił szczególną uwagę (ta informacja miała swoją cenę, ale był winny Daarjowi przysługę).
Co do jednego nie miał wątpliwości - wyglądali podobnie do osób opisanych przez Arja, ale nawet jeśli to byli oni, pozostało mu się zastanowić, jak to w ogóle rozegrać.
Czy powinien pozwolić im wciągnąć się w to przedstawienie i odegrać w nim narzuconą mu rolę, czy może pozostać w półcieniu rzucanym przez kamienicę, obserwując rozwój wydarzeń z daleka?
Odpowiedź nadeszła z wąskiej uliczki, mężczyzna w kraciastym kaszkiecie wyłonił się zza rogu, ruszając w stronę znajdującej się nieopodal pary. W stronę kobiety, która błyskawicznie skuliła się w sobie, cofając się od wyższego od niej o głowę napastnika - ten z kolei nagle zaczął się zataczać, jakby procenty uderzyły mu do głowy na tyle mocno, że nie był w stanie przemieszczać się inaczej niż zygzakiem, choć jeszcze chwilę temu pewnym siebie krokiem maszerował żwawo obok swej partnerki.
Zaczęło się?
Widział, jak ten w kaszkiecie zatrzymuje się, spojrzenie osadzając na mamroczącej w przestrachu kobiecie. Poprawił pas przy spodniach, zupełnie tak, jakby upewniał się, czy broń ma na swoim miejscu.
I wtedy usłyszał coś jeszcze.
Kroki w uliczce znajdującej się najbliżej niego.
Miał tylko chwilę na reakcję - wątpił, by w większym gronie dwójka kanciarzy zdecydowała się na swój popis. Przemknął więc tuż przy ścianie, wyłaniając się z cienia w ostatniej chwili, by zagrodzić drogę samotnej kobiecie.
Musiał ją zatrzymać nim dostrzeże ją ktoś jeszcze.

Taisiya Berezoskaya
• akwatyk •
Taisiya Berezoskaya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ekskluzywna niewolnica; związana kontraktem z rodziną Van Eck, smętna zjawa na kupieckim statku, wodna wiedźma
https://kerch.forumpolish.com/t244-anastaisiya-berezoskaya#416
Nie szukała problemów. Och, któżby jej w to uwierzył, kiedy szła samotnie wśród ketterdamskiej mgły, która otulała ją ciasno, niczym pierzyna. Każdy jej krok był ruletką i chociaż nie była hazardzistką to teraz siedziała przy stole do gry zwanej życiem i liczyła na łut szczęścia. Jednakże potrzeba wolności wygrywała z mrożącym krew w żyłach strachem. Czasem miała wrażenie, że dla mieszkańców jest niewidoczna. Widzieli ją wtedy, kiedy kroczyła w niebieskiej kefcie z obszyciem, która była słodko-gorzkim żartem ze strony jej właściciela pracodawcy. Jednakże teraz, kiedy przemykała ulicami miasta ubrana tak, jak chodzili ubrani wszyscy, kiedy jej skóra była szara, a policzki pozbawione zdrowych rumieńców to szczupła, mizerniutka, twarz nie różniła się niczym od tych, które mijało się codziennie. Obumierała, wysychała.
Słodka nieświadomość, to chroniło ją, kiedy echo kroków odbijało się od bruku. To ona sprawiała, że uniosła głowę, kierując spojrzenie w stronę majaczących wśród mgły sylwetek. Jednakże pogrążona w chaosie własnych myśli straciła na chwilę czujność.
Gdy wysoka, sprawiająca posępne wrażenie, męska sylwetka wyrosła przed nią jakby znikąd, gwałtownie się zatrzymała. Cofnęła się, ale jedynie o krok, niemalże wbijając pięty w ziemię. Jej postawa nieco się zmieniła, wyprostowała się i uniosła delikatnie podbródek. Głupia, głupia dziewucha, słowa wypowiadane głosem Tenyi Lizavety po tylu latach nadal echem odbijały się w jej uszach. Powinna uciekać, przecież była tutaj sama. Przerażenie przemknęło po plątaninę orzechowych sieci tworzących barwną kompozycję bystrych oczu. Nieco zbyt rozedrgane spojrzenie uciekło gdzieś w bok, jakby chciała znaleźć mimo wszystko drogę ucieczki, jakby jeszcze nie do końca była pewna, czy odwaga rodząca się w jej sercu była tym za kogo się podaje, a może jedynie głupotą w barwnych szatach.
- Czego? – wysyczała szeptem spomiędzy ledwo rozchylonych warg. Nie chciała zwracać na siebie uwagi majaczących w oddali postaci, nie jeżeli miało nastąpić to, co myślała, że może nastąpić. Poruszyła niespokojnie palcami, powietrze było wyjątkowo wilgotne. To dobrze. Nie miała przy sobie ostrza, kolejna lekkomyślność. Podobnie jak ton. Powinna gardłowy ton, którym się posłużyła. Dużo bezpieczniej było zwiesił głowę i pokornie zawrócić, byle jak najdalej od ponurego widma, które wyrosło przed nią w mgnieniu oka. - Nie mam pieniędzy - dodała po chwili z hardością nieadekwatną do wyartykułowanych z delikatnym, ravkańskim akcentem słów.

Viyva Nayar
• wolny strzelec •
Viyva Nayar
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : gondolier, oczy i uszy Ketterdamu, tatuażysta
https://kerch.forumpolish.com/t229-viyva-nayar
Czego?
Niecierpliwy grymas pojawił się na jego twarzy, gdy wwiercił się w nieznajomą rozbieganym spojrzeniem, przez chwilę tylko taksując cerę osadzającą się na kościach policzkowych jak szary, ziemisty pył, który smagnięciem porywistego uderzenia wiatru mógłby zostać zdmuchnięty z jej ciała.
Nie różniła się niczym od większości sylwetek smętnie snujących się po Baryłce czy Pokrywce. Wyglądała jak ktoś, komu nie byłby w stanie już nic odebrać - bo życie zrobiło to wcześniej, pozbawiając ją wszystkiego.
Nie obchodzą mnie twoje pieniądze — syknął więc tylko, na granicy słyszalności; wciąż barykadował swoim ciałem przejście do uliczki, z której zaczęły dobiegać pierwsze odgłosy szarpaniny. Mężczyźni najpewniej zwarli się już w tańcu pięści. — Nie chcesz się w to wtrącać, po prostu zawróć i nie oglądaj się za siebie — dodał jeszcze, nie wdając się w szczegóły - napięty ton głosu zdradził jednak to, że nie może sobie już dłużej pozwolić na te marne pertraktacje; miał tylko nadzieję, że intuicja podszepnie jej, jak powinna się w tej sytuacji zachować.
I kobieta po prostu stąd zniknie, umykając przed kłopotami, które czaiły się tam, za rogiem. Musiała przecież też to słyszeć.
Wyczuć kotłujące się w powietrzu emocje.
Nerwowo zaczerpnął haust powietrza; powinien był w tym momencie szukać sposobności, by jak cień przykleić się do aktorki - miała w zwyczaju umykać ze skradzionym portfelem, w miejsce którego podrzucała walczącemu w jej sprawie obrońcy coś ważącego niemal tyle samo, co fant. Nie zależało mu na tym konkretnym łupie - lecz na poznaniu jej kryjówki. Ich kryjówki.
Przywarł plecami do zroszonej chłodem ściany, z lekka wychylając się, by zorientować się w sytuacji. Kaszkieciarz zaprezentował skrywane pod płaszczem zabawki, jakby zachęcając rzekomo podpitego jegomościa do zwarcia się z nim w walce raz jeszcze. Było coś drapieżnego w tym ruchu, ostrzegawczo niebezpiecznego. Nie miał pojęcia, kim jest ten mężczyzna, ale chyba duet nie spodziewał się trafić na kogoś, kto bezwzględność wypisaną miał na twarzy.
Może źle go ocenił. Może przechodzień nie szukał wcale okazji, by zrobić dobry uczynek - może znalazł sposobność do przelania czyjejś krwi.
Jakiekolwiek nie były jednak jego intencje - zdekoncentrowany walką na ofiarę nie zwróci najpewniej uwagi. Modulowany wyważonym, nieprzesadzonym strachem głos kobiety błagał o pomoc. Krążyła wokół niego, czekając na właściwy moment.
Trudno grać na strunach sumienia w miejscu takim, jak to - moralność korodowała w Ketterdamie w szybkim tempie, z czasem nic z niej nie zostawało. Inwestycja w sumienie to wyjątkowo nieopłacalny biznes.
A zaproszony do odegrania swojej roli w ulicznym przedstawieniu mężczyzna chyba jednak to wiedział.
Powietrze przeciął odgłos strzału, kula wbiła się w krtań zaskoczonego kanciarza, który z miejsca otrzeźwiał; zaskoczony wzrok opuścił na swoje dłonie, w których jak w niecce zaczynała się zbierać krew, kapiąca z ziejącej czerwienią dziury gardle. Ponoć niektórzy strzelali w ramach ćwiczeń do jabłek, ale raczej nie Adama. Poza tym, rewolwerowiec nie wyglądał na takiego, który potrzebuje jeszcze praktyki. Zrobił krok w stronę swojej ofiary, opadającej na kolana i wydającej z siebie rzężące odgłosy; dogorywającej, wyjątkowo powoli.
Układ sił zmienił się w mgnieniu oka.
Rolę ofiary przypisano komuś innemu.
Kobieta rzuciła się do ucieczki, nie oglądając się nawet za siebie. Skryła się za załomem, kucając tuż przy ścianie jednej z kamienic... a potem rozpłynęła się w powietrzu. Prześlizgnęła się przez jakąś dziurę, której Szwacz wcześniej nawet nie dostrzegł.
Kurwa — wyrwało mu się dopiero teraz; żałował, że tak jak ta oszustka nie może po prostu przeniknąć przez oślizgle wilgotne cegły. Obrócił głowę w stronę nieznajomej, jakby pytał ją
co teraz?

Taisiya Berezoskaya
• akwatyk •
Taisiya Berezoskaya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ekskluzywna niewolnica; związana kontraktem z rodziną Van Eck, smętna zjawa na kupieckim statku, wodna wiedźma
https://kerch.forumpolish.com/t244-anastaisiya-berezoskaya#416
Nawet nie wiedział jak wiele prawdy było w tym stwierdzeniu. Sierota. Dziewczynka znikąd. Mizerniutka, pobłażliwy głos opiekunki z sierocińca teraz z nutką szyderczości odbił się echem w jej uszach.
Konsternacja pomalowała jej twarz, ściągnęła usta w wąską linię, a niezrozumiałe spojrzenie wlepiło się w pociągnął twarz ludzkiego widmo. Napięcie w głosie mężczyzny przeszło na nią. Mięśnie na ramionach napięły się nerwowo. – Daj mi spokój – syknęła. Znowu poruszyła niecierpliwie palcami, jakby chciała się upewnić, że nic nie krępuje jej ruchów. Czy użycie mocy byłoby rozsądne? Oczywiście, że nie. Czy byłoby koniecznością? Ciężko stwierdzić, ale na samą myśl każda komórka jej ciała drżała z ekscytacji. Coś jednak sprawiło, że nie ruszyła się. Nie cofnęła się, ale też nie wyminęła wysokiego mężczyzny. Stanęła w napięciu, odruchowo ukrywając się w cień, jakby opanowała już do perfekcji pozostawanie niewidzialną dla ulic.
Klatka piersiowa unosiła się miarowo, kiedy obserwowała coraz to ostrzejsze, agresywniejsze ruchy mężczyzny. Nie rozumiała czego właśnie była świadkiem, ale ta sama buta, która kazała jej niemądrze unieść wysoko brodę, kiedy nieznajomy zagrodził jej drogę, teraz ustąpiła rozsądkowi. Łypnęła nieufnie w stronę nieznajomego, który przylgnął teraz do ściany. Kim był? Wiedział co miało się tu wydarzyć, prawda? Czy wiedział, że tajemniczy jegomość w kaszkiecie zamierzał wymierzyć uliczną sprawiedliwość mężczyźnie, który zaatakował kobietę? No właśnie kim byli oni?
Wydawać się mogło, że była jedynym niewłaściwym elementem w tej groteskowej układance, dopóki nie padł pierwszy strzał. Podskoczyła w miejscu, zaskoczona, chociaż przecież nie powinna. Niemniej jednak jedynie zasłonięcie ust dłońmi uchroniło ją przed wydaniem z siebie niekontrolowanego krzyku. I gdy do jej uszu dobiegło soczyste przekleństwo wypowiedziane przerażającym szeptem i odnalazła zdezorientowane spojrzenie mężczyzny, który jeszcze kilka odległych chwil temu hardo zastąpił jej drogę. Usta zarysowane wyraźną linią zacisnęły się, jakby poczuła w nich gorzkawy posmak. Trwała w bezruchu przez krótką chwilę, szybko analizując sytuacje, w jakiej się znalazła. W końcu skinęła delikatnie głową. Ostrożnie przesuwała się wzdłuż zimnej ściany kamienicy, modląc się, aby zabójca nie zwrócił na nich uwagi i skierował swoją uwagę w stronę kobiety, która nagle rozpłynęła się wśród mgły.
Tylko, że nie mogła się rozpłynąć. Nikt nie może. Żaden otkazatsya, żaden grisza.
- Chodź – mruknęła, przemykając w tamtą stronę, korzystając z mgły ich otaczającej niczym z zasłony dymnej. Nie chciała zginąć zapomniana wśród spływających uryną ulic Ketterdamu. Nie dzisiaj. Pytanie czy wybrała słusznie? Święci, może tym razie będą mieli ją w opiece. Dlaczego ciągnęła za sobą nieznajomego? Przecież w Ketterdamie każdy radził sobie sam, zdany na łaskę przewrotnej fortuny. Jeśli odda ostatnie tchnienie dzisiejszego wieczoru to będzie to z aktu heroizmu czy największej głupoty?

Viyva Nayar
• wolny strzelec •
Viyva Nayar
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : gondolier, oczy i uszy Ketterdamu, tatuażysta
https://kerch.forumpolish.com/t229-viyva-nayar
Spokój przeglądał się właśnie w krzywym zwierciadle nieoczekiwanych zdarzeń, przybierając formę niepokoju, zarysowującego się coraz wyraźniej na twarzy Szwacza. Wciąż jeszcze nie nauczył się skutecznie grzebać emocji pod grobową ciszą, całe jego ciało krzyczało, że znalazł się w sytuacji, która rozstroiła go niepewnością.
Spokój był ostatnim, co sam miał.
I czym mógłby się z kimkolwiek podzielić.
Wystrzał wciąż dźwięczał mu w uszach, dudniącym echem odbijając się od ścian pamięci - słyszał go nieprzerwanie, jakby dźwięk ten miał trwać w nieskończoność. Był tak zaskoczony obrotem spraw, że zastygnął w przygarbionej pozie, cały spięty, jak zaszczute zwierzę, które czeka na nieuchronny atak, lecz nie wie, gdzie uciekać.
Rewolwer zniknął pod fałdą płaszcza, a dłoń zakapiora powędrowała do kaszkietu, osadzając go niżej, tak, by rzucany przez daszek cień skrył jego twarz. Wciąż stał plecami do nich, do kobiety, której zniknięciem zdawał się nie przejmować - całą jego uwagę pochłaniał tylko klęczący przed nim mężczyzna, desperacko zaciskający ręce na gardle, jakby mógł jeszcze zatamować wylewającą się z niego krew.
Ile czasu pozostanie żywy?
Ile oni mają czasu, żeby stąd zniknąć?
Potrzebował impulsu, kogoś, kto potrząśnie go za ramiona, szarpnie, zmusi jego ciało do ruchu, wyrwie go z tej inercyjnej pozy - wystarczyło to jedno słowo, poddał się mu, ruszając za kobiecą sylwetką, która szczelnie opatulona mgłą starała się przemknąć w stronę miejsca, gdzie zniknęła kanciarka.
Miał wrażenie, że dławi się sercem, które rozdygotane strachem podpełzło aż do gardła, utrudniając mu zaczerpnięcie tchu. Ze wszystkich sił starał się nie wbijać wzroku w sylwetkę rewolwerowca, spojrzenie błąkało się gdzieś wokół czubków butów, badając ścieżkę tuż przed nim, upewniając się, że nie narobi hałasu, następując na coś na swojej drodze.
Tuż przy ścianie kamienicy, prześlizgując się wzrokiem ku górze, dostrzegł niewielkie okno, pozbawione szyby.
Może uciekająca kobieta naprawdę przeszła przez ścianę.
Spójrz — burknął tylko, zwracając uwagę ciemnowłosej; przykucnął, opierając się dłońmi o rozkruszoną w pył szybę, a potem odgarnął natrętne drobinki, jakby był to tylko piasek. Ziarenka wgryzały się w skórę, kalecząc ją drobinkami krwi.
Słyszał, jak ktoś, kto chowa się w kącie pomieszczenia, spazmatycznie nabiera powietrza, a potem była już tylko cisza, karmiona bezdechem, którym uciekinierka chciała zamaskować swą obecność.
Nie zważając na to, co zrobi towarzysząca mu kobieta, przytrzymał się drewnianej framugi, wślizgując się do środka.
Nie był tym, którego spodziewała się zobaczyć ukrywająca się ketterdamka, ale chyba nie myślała już racjonalnie, a może w jego twarzy dostrzegła rysy mężczyzny, który przed chwilą odstrzelił bliską jej osobą.
Ona też była jak zwierzę, które nie ma gdzie uciec.
Zaatakowała więc. Szybciej, niż się tego spodziewał.
Nim upadł na ziemię, przywalony ciężarem jej ciała, zobaczył tylko karykaturalnie wygięte palce, jak szpony mknące w jego stronę - tak, jakby chciała przebić się nimi przez klatkę piersiową i wyrwać z niej jego serce.

Taisiya Berezoskaya
• akwatyk •
Taisiya Berezoskaya
Pochodzenie : Ravka
Stanowisko : ekskluzywna niewolnica; związana kontraktem z rodziną Van Eck, smętna zjawa na kupieckim statku, wodna wiedźma
https://kerch.forumpolish.com/t244-anastaisiya-berezoskaya#416
Trzeba było zawrócić. Ta myśl, te trzy słowa zapłonęły jasno, niemalże boleśnie. Gdyby tylko odwróciła się na pięcie, plecami do szkaradnego przedstawienia teraz nie musiałaby wzrokiem przeszytym paniką badać najmniejszych ruchów zaszytych wśród mgły. Wilgoć nadal piekła pod palcami, osadzając się na opuszkach, jakby wzywała do zebrania. Nie teraz, skarciła się w myślach. Nie chciała dać się porwać kolejnej nierozważnej myśli, która natrętnie zakradała się gdzieś z tyłu głowy.
Przez chwilę sparaliżowana tragedią chwili patrzyła na desperacką, nierówną walkę o życie. Na to, jak żałośnie próbował zatrzymać krew w swoim ciele, chociaż ta zalewała mu krtań, rzewnie leciała po palcach, rozlewając się na spływającym uryną bruku. Ocknęła się na myśl, że to ona może być następna. A wtedy nie oglądała się już za siebie. Chwilę później stawiała ostrożne kroki w gęstej mgle. I gdyby nadal miała w sobie większe pokłady wiary to z pewnością czmychnęłaby w obiecujące ukojenie ramiona modłów do świętych. Teraz jedynie z cierpkim uśmiechem mogłaby zerknąć w górę, ku sklepieniu, którego nie widziała.
Serce, które na chwilę zatrzymało się, uspokoiło swój pęd, teraz znowu pomknęło do przodu, jakby i ono chciało jej się wymknąć. Gdy dotknęła nieco wilgotnej powierzchni kamienicy znowu poczuła się jak w potrzasku. Gdzie była ta kobieta? Współpracowała z mężczyzną w kaszkiecie?
Gdy dotarł do niej głos nieznajomego uśmiechnęła się delikatnie. Może jednak ten dzień nie był jej ostatnim? Powiodła spojrzeniem w stronę okna, które równie dobrze mogło być ich zgubą. Wślizgnęła się do środka, nie wiedząc co może znaleźć pod ziemią, ale zapewne było czymś lepszym niż to, co znajdowało się nad nią. Ledwie jej stopy dotknęły ziemi usłyszała dźwięk szamotaniny. Kobieta, która miała rzekomo rozpłynąć się w powietrzy teraz wyciągała swe zbyt długie pazury w stronę mężczyzny. Była niemalże pewna, że wywróciła oczami, zanim wszyscy święci wzięli kalkulację zysków i strat z tej interwencji. Rzuciła się w stronę kobiety. Nie w amoku, nie. Jak żołnierz, świadomy swoich ruchów. Przewróciła się z nią na plecy, nogi owinęła wokół jej nóg, aby powstrzymać dzikie szamotanie się, uściskiem blokowała jedną rękę kobiety, aby dłonią zakryć jej gębę, w razie, gdyby zdecydowała się krzyczeć.
- Zamknij się, albo skończysz jak twój towarzysz – warknęła jej do ucha. Taka była prawda. Chociaż była ich trójka, trudno oszacować, kto miał większe szanse na przeżycie. Mężczyzna w kaszkiecie, czy troje przypadkowych ludzi, patrzących na siebie spod byka. Kobieta wierzgała, niczym dzikie zwierzę, próbując się wyrwać z uścisku griszy. Taisiya pozostawała jednak nieugięta. Zaciskała uścisk, chcąc ją uspokoić. Zdusiła stęknięcie, kiedy łokieć kobiety powędrował do tyłu uderzając gdzieś w bok.
- Kurwa – syknęła jedynie przez zaciśnięte zęby.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach