Ciemna uliczka 6PHGXqiC_o

Mistrz Gry
konto specjalne
Mistrz Gry
Stanowisko : Mistrz Gry

Ciemna uliczka

04.05.21 21:12
lokacja

Ciemna uliczka

Przechadzając się po dzielnicy magazynowej łatwo skręcić w jedną z obskurnych, nieoświetlonych uliczek, jakich nie brakuje w tej części miasta. Można spodziewać się tutaj praktycznie wszystkiego. Lokalne szumowiny zajmują się w wąskich zaułkach szemranymi interesami i  wyrównają między sobą porachunki. Zwykłe oprychy tylko czekają, by obrabować nierozważnych spacerowiczów z ostatniego kruge, zaś szukające rozkoszy pary pośpiesznie zaspokajają swoje cielesne potrzeby. Więksi szczęściarze natkną się jedynie na kilka przemykających z piskiem szczurów, dla reszty ciemna uliczka może stać się pułapką bez wyjścia. Niewiele trzeba żeby oberwać, czasami bez powodu.      

Kai Drozdov
• szumowiny •
Kai Drozdov
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : koszmarny bliźniak i naganiacz Wron
https://kerch.forumpolish.com/t227-kai-drozdov

Re: Ciemna uliczka

17.07.21 13:26
[ 19.03 ]


Ketterdam był miastem mgły - powtarzano to na statkach, na wybrzeżach, wśród rozbawionych twarzy turystów, powtarzano w brudnych knajpach i domach uciech przy Baryłce.
Ketterdam był miastem mgły, a ta zagęszczała się tam, gdzie nie należało widzieć wszystkiego . Przysłaniała część brzydoty i część cierpienia, przysłaniała krzywe mordy gangsterskich mend i rany wyryte na niewolniczych ramionach. Mgła wchodziła w załamania uginających się budynków i odpadających dachówek, stanowiła klej dla resztek niszczejących murów i wypełniała powietrze tak szczelnie, że na wargach czuć było słony posmak brudnej wody. Vitaly Drozdov zwykł żartować, że co gorsze szuje Baryłki duszą się poza miastem. Powietrze było tu inne - było ułudą. Mgłą wdzierała się do środka ustami, nosami, każdym porem skóry, a potem wyniszczała ich powoli. Komórka po komórce, tkanka po tkance, narząd po narządzie. Aż zostawała tylko ta ciemna, bura breja w szarawych ciałach, śmierdzących dymem i rozkładem.
Kroki - jeden, drugi, trzeci. Przerywany, choć spokojny, oddech. Oddech kogoś, kogo mgła jeszcze nie przeżarła, ale mogła. Nie śpieszyła się, miała czas. Truć można było powoli, kiedy antidotum nie istniało.
Ketterdam był też miastem cienia, a ten narastał tam, gdzie nie należało widzieć niczego. Cienie - najpierw lekkie woalki na kupieckich domach, potem cięższe jedwabie na kamienicach pokrywki - w końcu zamieniały się w smolistą czerń. To do niej przyklejały się podeszwy butów, kiedy nocami zmierzało się w stronę dzielnicy magazynowej. Spowalniała kroki. Czwarty, piąty, szósty. Oddech był znów płynny, sylwetka zamajaczyła w grozie jednej z najciemniejszych uliczek. Brakowało latarni, ale księżyc zdołał oświetlić zarys postaci. Wysoki, szczupły chłopak w ciemnozielonym płaszczu. Piegowatą twarz na moment oświetlił błysk zapalniczki, kiedy - nadal idąc przed siebie - odpalał papierosa.

Kai Drozdov był mistrzem ucieczek. Umiał nieźle strzelać, z dwa razy w życiu udało mu się dać komuś w mordę, a w rękawie nosił nóż, który przy odrobinie szczęście potrafił wbić w śmiertelny punkt, a jednak najlepszy był nadal w uciekaniu. W unikach, które ratowały mu zresztą tyłek więcej razy, niż mógł zliczyć, bo choć czasem niebezpieczeństwo przyszpilało go do ściany, nadal żył. Miał wszystkie kończyny, komplet oczu i jedną tylko bliznę na twarzy.
Gdy jeden z osiłków Haskella mruknął do niego, nachylając się nad stołem do gry, że ktoś wypytywał o niego w Baryłce, Kai roześmiał się tylko perliście. Jakaś dziewczynka - zachichotał tamten i kilka chwil obaj wydawali się być niezwykle sytuacją rozbawieni. Nie pierwszy raz, nie ostatni - odparł wiec radośnie, wzruszając ramionami i nie mylił się ani trochę, a jednak coś było nie tak.
Wychodząc z Klubu Wron przez moment czuł się jeszcze bezpieczny, ale już kilka kroków dalej poczuł to na plecach. Coś go obserwowało. Nie zatrzymywał się, nie zwątpił chwili nawet  - jedną dłoń ułożył na rewolwerze przy pasku i szedł dalej, nasłuchując szmeru kroków i echa oddechu. Nie pierwszy raz, nie ostatni. Kimkolwiek był jego towarzysz, był cichy i sprytny, a Kai nie miał zamiaru prowadzić go prosto do swojego pokoju. Dlatego właśnie skręcił w dzielnicę magazynową.
Szedł i czekał, papieros zdążył zniknąć do połowy, a on zaczynał już podejrzewać, że zmaga się właśnie ze swoja zbyt bujną wyobraźnią. Jakaś dziewczynka. Uśmiechnął się do siebie i wtem - jeden trzask.
Jedna oznaka istnienia.
Obrócił się szybko, w ruchu łapiąc broń i z palcem na spuście wyciągając ją przed siebie. I choć adrenalina buzowała w nim dziko, a krew zagotowała się w żyłach, gdy serce zabiło szybciej i mocniej, twarz Kaia zdobił uśmiech łobuza, wykrzywiający skąpane w ciemności rysy. Spodziewał się chyba, ze gdy tylko się odwróci, zobaczy cokolwiek - a jednak nic oprócz ciemności.
- No, czekam - odezwał się, rozglądając się ostrożnie na boki. To nie Lwy, nie Palce, to nikt z głośną subtelnością zbirów, których znał do tej pory. - Moja droga Frau, czas wyjść z cienia i się przedstawić, nie będę tu kwitł wiecznie! - w glosie słychać wręcz było uśmiech, a do tego lekkie drżenie poddenerwowana i rzucane z chęcią wyzwanie. - Podobno szukałaś mnie w Baryłce! Czyżby doszły cię słuchy o mojej urodzie? Uroku osobistym? Majątku? - Coś na kształt złośliwego chichotu wydostało się z gardła. - Możemy pograć w jedna z tych rzeczy jest kłamstwem, ale żeby wygrać musisz podejść bliżej. - Czuł, że palec ciaśniej przylega do spustu. - I z góry zaznaczam, że uroda jest jak najbardziej prawdziwa, tylko tutaj tak ciemno okrutnie!

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach