Maurits Kolstee 6PHGXqiC_o

Maurits Kolstee
• szumowiny •
Maurits Kolstee
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : egzekutor szumowin
https://kerch.forumpolish.com/t178-maurits-kolstee

Maurits Kolstee

13.05.21 20:50

Maurits Kolstee

ft. Ryan Gosling

Maurits Kolstee 508b52f587d55b2f7da51ee6e3aff35464c17b50

statystyki:

siła: 50
zwinność: 40
żywotność: 60
spostrzegawczość: 20
zręczność: 60
zrównoważenie: 20

Umiejętności:

hazard I
iluzja I
używanie broni palnej II
charyzma II
kłamstwo II
walka wręcz II

metryka:

Pochodzenie:
Lij, Kerch

Data urodzenia:
8 kwietnia 349 rok po powstaniu Fałdy

Status majątkowy:
średniozamożny

Zawód, miejsce pracy:
egzekutor Szumowin, oszust, złodziej i hazardzista

Opanowane języki:
kercheński, suli

Wiara:
Ghezen

BIOGRAFIA BOHATERA


Anja była wysuszona jak stara śliwka, co było nie lada wyczynem biorąc pod uwagę jej tuszę. Wierzyła gorliwie w Świętych i pochodziła z Ravki; wygląd Mauritsa, przywodzący na myśl jednoznacznie fjerdańskie regiony, godził w to bezczelnie. Uważała jego istnienie za świętokradztwo i plamę na i tak ubabranej tkaninie świata.
Była jedyną matką, jaką kiedykolwiek miał, choć nie jedyną, którą z czasem zaczął nienawidzić, nawet jeżeli zawdzięczał jej życie, dach nad głową i podstawową edukację. Wielokrotnie zastanawiał się, dlaczego ta prawdziwa go porzuciła. Ile prawdy było w wyolbrzymionych opowieściach Anji, którym im więcej czasu poświęcał, tym mniej prawdopodobne się wydawały. Nie dochodził jednak do żadnych wniosków. Lij wciąż było tylko dziurą na końcu świata, a on sam balansował na jej krawędzi.
Porzucili cię jak szczeniaka w worku. Utopiliby, gdybym cię nie znalazła. Bądź wdzięczny, łachudro.
Był zatem wdzięczny. Tak nieważny, jak tylko mógł się stać; nigdy jednak zapomniany, bo zawsze znalazła się jakaś uprzejma dusza gotowa mu przypomnieć, że nie powinno go tu być. Na pewnym etapie zatracił już orientację w tym, dlaczego właściwie tak było bo nie sądził, by rzekome fjerdańskie korzenie robiły jeszcze komuś różnicę. Wątpił zresztą w swoją fjerdańską krew z całego serca, uroku osobistego i roześmianej wiecznie gęby. Kiepski był z niego rolnik, kiepski Fjerdanin, nienajlepszy syn i jak mniemał - również średniej jakości człowiek.
Może chodziło o to, że był znajdą?
A może to, że był małym szarlatanem?
Bo kiedy mieszkańcy Lij zbierali się w lokalnej karczmie, by posmęcić o interesach nad kuflem bladego piwa, Maurits wąską ścieżką prowadzącą przez las i dziurę w płocie, odnajdował drogę wprost do suljiskich namiotów, których kolorowe ściany przebijały się przez ciemną zieleń zagajnika. Pamiętał dzień, w którym przybyli do wsi; wójt odmówił im wstępu, a kilku najbardziej barczystych mieszkańców dało do zrozumienia, że dotyczy to również pobliża. Spokój sulijskiego wodza niezmiernie mu wtedy zaimponował i nawet nie krył rozczarowania, gdy suljiczycy zawrócili powozy i udali się dalej, znikając jak sen złoty.
Sen ten dla Mauritsa trwał jednak nadal gdy odkrył, że nie ujechali daleko.
Spędzał w ich obozie całe noce; źrenice rozszerzone od jurdy śledziły tkaniny sukni sulijek pląsających wokół ogniska, uszy rozsadzały melodie przygrywane na gitarze i akordeonie, a usta eksplodowały od ostro-słodkiego smaku raki. Zdarł sobie gardło ucząc się ich zdrożnych pieśni i zniszczył buty, tańcząc aż do świtu. Sulijczycy nauczyli go grać w karty i pokazali kilka prostych sztuczek, które przy odpowiednio mało uważnym obserwatorze mogłyby ujść za magię. Skoro jednak istniała Mała Nauka, w magię nikt poza Mauritsem nie wierzył.
Maurits odkrywał ją co rusz; w ulotnych chwilach spędzanych z daleka od rozświetlonej słońcem chaty, w której się wychował. W pierwszych przebłyskach odkrycia, że chciał od życia czegoś więcej niż uprawiania roli do końca swoich dni. Wreszcie w złocistobrązowej barwie oczu, okolonych czernią rzęs i kaskadach ciemnych włosów, które uwielbiał uwalniać z warkocza poprzetykanego promieniami słońca. Miała na imię Tanvi i była jego prywatnym cudem, którego doświadczał raz za razem i mimo to nigdy mu nie spowszedniał. Śmiała się z niego; nie da się całe życie jeść kaszy ucieranej z dynią i jej nie znienawidzić. Zwykł jej odpowiadać, że nie jest fanem sulijskich mądrości.
Być może powinien; gdyby którekolwiek z nich posłuchało ostrzeżenia wróżbitki, wygłoszonego złowieszczo upalnego, letniego wieczoru, wszystko byłoby inaczej.
Nikad se više nećeš vratiti ovde. Nigdy już tu nie wrócicie.
Na pamiątkę został jedynie żal; jak kość w gardle i ziarno soli pod powieką. Obecne zawsze i na zawsze.
Nie pamięta już, kto wpadł na pomysł o ucieczce. Pewnie był to on sam; Tanvi nie miała tak naprawdę od czego uciekać, bo żyła tak, jak Maurits zawsze pragnął: wolna. Mogli poczekać, aż tabor ruszy dalej; mogli zrobić milion innych rzeczy, a jednak ślepi i głusi wybrali najgorszą drogę, która wtedy wydawała się jedyną słuszną. Wszystko przez mrzonki zasłyszane we wsi; przez plotki przywożone z Ketterdamu, który w oczach mieszkańców Lij zdawał się utopią. Smrodliwym, zatłoczonym rajem; cywilizacją, światową kolebką pieniądza i handlu.
Zniknęli bez pożegnania, a Maurits nie oglądał już Lij nigdy potem.
Nie miał odwagi.

Ketterdam prędko zweryfikował idealistyczne brednie, które o nim krążyły. Sztucznie pompowane nadzieje spłynęły wraz z miejskim kanałem, gdy odbili się od ściany rzeczywistości. Znalezienie pracy wcale nie było takie łatwe, a ludzie nie byli tacy życzliwi; nie, gdy nie miało się złamanego grosza, a jedynym co się potrafiło, była uprawa roli i trochę karcianych sztuczek. Imał się każdego zajęcia, nim udało mu się zatrudnić w cukrowni. Pieniądze były psie, warunki niewiele lepsze, ale zgadywał, że powinien być wdzięczny za tę możliwość. Czuł się jak w pułapce, już po raz kolejny, choć motykę zamienił na płuczkę do buraków.
Jak przez mgłę pamięta lipcową noc trzysta siedemdziesiątego drugiego roku, w którą wrócił po wyjątkowo parszywej zmianie do wynajmowanego przez nich ciasnego lokum, zastając tylko pustkę, metalowy guzik z obcym grawerem i ślady szamotaniny. Nikt nie potrafił mu odpowiedzieć na pytanie, co się stało. Cena za milczenie była stukrotnie wyższa niż ta, którą mógłby zaoferować za mówienie. Desperacja zajrzała mu w oczy; karmiła się goryczą i frustracją.

W wir kasyn rzucił się po tym, gdy wydał trzy pensje na wyglądający w miarę przyzwoicie strój. Z otchłani marazmu mogły go wyszarpać jedynie informacje, a te sypały się szczodrze przy kole makkera czy partyjce pokera, zwłaszcza po szklanicy ordynarnego ginu. Niestety tych, które interesowałyby go najbardziej nie było mu dane usłyszeć. Najwyraźniej nikogo poza nim nie obchodziła sulijka znikąd.
Obserwując wytrawnych graczy, którzy bez przeszkód oskubywali go ze zdobywanych w pocie czoła pieniędzy, dochodził do przeróżnych wniosków; tym galopującym najszybciej były korzyści płynące z oszustw. Zaczynał niewinnie; liczenie kart, lusterka, poleganie na prostych do odgadnięcia wzorach... Wszystko okraszone urokiem osobistym i dobrym słowem, które maskowały niskie pochodzenie. Apetyt rósł jednak w miarę jedzenia; ciasne mieszkanie dzielone niegdyś z Tanvi zamienił na przestronniejsze, w bezpieczniejszej dzielnicy. Przydługawą koszulę na taką skrojoną u krawca; zniszczone, robotnicze buty na nowiutkie, skórzane, a parszywe kasyno z odmętów Baryłki na Szmaragdowy Pałac, choć nigdy nie traktowano go tam na równi ze zwyczajową klientelą. Przynajmniej do czasu kiedy jego legendarne szczęście nie zaczęło zwracać uwagi postronnych. Popełnił błąd nowicjusza; nie zadbał, by na kilka wygranych przypadła choć jedna przegrana. Stał się gwiazdą; a jej błysk w końcu zaczął razić właściciela.

Kiedy dwóch mężczyzn zapukało do drzwi jego mieszkania myślał, że to żart. Puenta była jednakowoż wyjątkowo nieśmieszna; zakończyła się złamanym żebrem i kontraktem podpisanym pod przymusem.
Nie był nawet szeregowym członkiem Lwów za dychę, najniżej postawionym, jak to możliwe; był czymś jeszcze mniej ważnym. Maszynką do generowania zysku, która co sobotę w piwnicach Szmaragdowego Pałacu dostawała nieboski wpierdol, bo przecież gdzie miał się nauczyć walki, skoro jedyne co całe życie robił, to przerzucanie gnoju? Swego czasu na tych nieszczęsnych walkach krążyło powiedzenie jeżeli nie wiesz na kogo postawić, nie stawiaj na Fjerdanina, bo tak reklamowano jego żenujące występy, nawet jeżeli choćby jego mały palec u stopy nie musnął fjerdańskiego wybrzeża. Mógł jednak być niedouczony, ale na pewno nie głupi i mało pojętny. Uczył się szybko, bo za błędy płacił słono. Ścierał swoją krew z białych kafli, i wydłubywał zęby z fugi. I z każdym dniem nienawidził Pekki Rollinsa coraz bardziej.

Obracanie się w kręgach przygangowych miało jednak swoje zalety. To tam nauczył się strzelać, dzięki czemu odkrył, że niczego nie ceni sobie bardziej niż ciężaru rewolweru w dłoni. Łatwość w kontaktach z innymi ludźmi i rozbrajający uśmiech przekuł w kłamstwa, które spływały gładko z jego języka. Kolekcjonował znajomości tak, jak kupcy zbierali majątki. Ale nawet to nie zapewniło mu wciąż jednej, kluczowej informacji.

Gdy po raz pierwszy zabił człowieka, sam umarł. Nie było już powrotu zza tego mostu. Spłonął.
Stał nad trupem z rozbitą czaszką przy akompaniamencie rozochoconego tłumu; krew spływała mu z rąk i czuł jej metaliczny posmak nawet w ustach. Szkarłatna miazga rozbryzgana na bieli kafelek przyprawiła go o mdłości. Ohyda własnego postępku zgięła mu kark i podcięła kolana.
Rollins był z niego tak zadowolony, że wypłacił mu sporą sumę mówiąc, że to dopiero początek.
Mylił się.
To był koniec. Sprzedał mieszkanie, zebrał ostatnie oszczędności. Spłacił kontrakt i odszedł.
Jeżeli jakikolwiek bóg mógłby go jeszcze przyjąć w swoim domu, był to Ghezen.

Gdy zaakceptował, że właściwie podpisał dożywotni kontrakt z Ketterdamem, jakoś lżej zrobiło się na splamionej grzechem duszy. Nie było nikogo, kto mógłby go sądzić; wszyscy w tym przeklętym mieście byli tak samo winni. Listewka stała się jego nowym domem. Zaczął pracować dla Haskella, któremu załatwił dostęp do shuhańskich mechanizmów. Przyłożył rękę do budowy Klubu Wron. Rozbudował sieć swoich znajomości, poszerzając ją na Shu Han Town. Oszukał paru kupców, a czego nie zdobył charyzmą, dokradł, wychodząc w końcu na swoje. Mało kto pamięta go z piwnic Szmaragdowego Pałacu, bo w niczym nie przypomina dawnego siebie. Nikt nie jest mu w stanie zarzucić  wiejskiego pochodzenia. Nie wygląda na nie, nie mówi w taki sposób. Zapytany, kłamie gładko; miła dla oka aparycja sprawia, że najczęściej uchodzi mu to płazem.
Nie lubi kupców; nie lubi ich przeświadczenia o własnej wyższości, którą zdobywali wspinając się po cudzych plecach. Lubi natomiast ich pieniądze, co czyni go pewnie nie mniejszym hipokrytą. Wrona i kielich wryły się w skórę jego przedramienia już na zawsze, jak ślad po ugryzieniu drapieżnego zwierzęcia. Ten nieszczęsny, niezbyt udany tatuaż był  stałą w jego życiu poznaczonym bliznami, do których doszły także te po przebytej ognistej ospie.
W swoich gorączkowych omamach znów widział. Możliwe, że tylko dlatego przeżył.
Czasem wciąż zastanawia się, gdzie jest teraz Tanvi. Guzik, jedyny ślad w sprawie, która z czasem zaczynała przypominać urojenie, cisnął do kanału już dawno temu. Nie było już Tanvi; jego zresztą też nie.
Był Kolstee. Dla Mauritsa zrobiło się za ciasno.

DODATKOWE


w Ketterdamie powiadają, że nawet na pogrzebie swojej matki miał wyśmienity humor.

stwierdzenie, że ma jakąś moralność jest ryzykowne, ale powołując się na resztki ludzkiej przyzwoitości oświadczył niegdyś Haskellowi, że nie pozwoli, by Szumowiny czerpały zyski z jakiegokolwiek burdelu. Usypia w ten sposób swoje poczucie winy. Bezskutecznie.

nigdy nie pije w towarzystwie. Zazwyczaj po prostu udaje. Alkohol rozwiązuje język i jest to niebywale przydatne ale tylko wtedy, gdy nie jest to jego własny.

plotki o jego fjerdańskim pochodzeniu przylgnęły do niego jak rzep. Obecnie nawet nie zaprzecza; wyuczył się na pamięć kilku fjerdańskich zwrotów i recytuje je z kamienną twarzą, gdy ktoś niedowierza. Zwykle wystarcza.
[ruletka]



Ostatnio zmieniony przez Maurits Kolstee dnia 29.06.21 15:26, w całości zmieniany 2 razy

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Re: Maurits Kolstee

13.05.21 22:02

Witamy w Ketterdamie*

twoja karta postaci została zaakceptowana

Rozpoczynając rozgrywkę pamiętaj, by nie przynosić noża na strzelaninę. W prezencie od Ghezena otrzymujesz pierścień z wroną, zapewniający bonus +5 punktów do zrównoważenia. Nie zapomnij o założeniu tematu z bagażem podręcznym. Spis rozwoju Twojej postaci znajdziesz w kolejnym poście w tym temacie - będziesz mógł zerknąć doń ilekroć zajdzie taka potrzeba. W razie wszelkich wątpliwości skontaktuj się z administracją.

Życzymy miłej zabawy!

*właśnie podpisałeś dożywotni kontrakt.

Ketterdam
konto specjalne
Ketterdam
Pochodzenie : Kerch
Stanowisko : szef szefów
https://kerch.forumpolish.com

Re: Maurits Kolstee

13.05.21 22:03

Rozwój postaci

■ 13/05/21 — karta postaci została zaakceptowana i dopuszczona do gry. Otrzymano pierścień z bonusem +5 do zrównoważenia.
■ 03/07/21 — rozegranie wątku z pracą postaci - 20 punktów fabularnych.

Sponsored content

Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach